Nauczyciel, o którym nigdy nie zapomnę….

Autor artykułów na www.idealzegrzytem.pl dr Robert Wójcik wspomina swojego nauczyciela ze szkoły średniej , bo jak twierdzi: dużo mu zawdzięcza i bez Jego wiedzy nie byłoby artykułów o KODZIE TRZECH PUNKTÓW :https://idealzezgrzytem.pl/2023/08/03/mierzecin-kod-trzech-punktow/ , https://idealzezgrzytem.pl/2023/08/14/mierzecin-i-dalszy-ciag-kodu-trzech-punktow/, https://idealzezgrzytem.pl/2023/09/02/mierzecin-kod-trzech-punktow-zakonczenie/. 14 października obchodzimy – jak co roku – hucznie – DZIEŃ EDUKACJI NARODOWEJ. Wspominajmy swoich belfrów.

Marzanna Leszczyńska

Każdy ma w sobie głęboką tęsknotę, tęsknimy za tym czy tamtym, tą czy tamtą osobą. 14 października obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej – Dzień Nauczyciela. Nieważne ile lat upłynęło od skończenia szkoły, to wspomnienia z tamtych czasów każdy z nas zapewne przechowuje w pamięci. W życiu szkolnym poza koleżankami i kolegami oraz rozmaitymi wydarzeniami, ważną rolę odgrywali moi nauczyciele. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że te moje „głębokie tęsknoty” , które zawsze były i ciągle są żywe odnoszą się do jednego z nich. Odegrał ważną rolę w moim życiu. Nie przesadzę, ale do dziś jest takim moim aniołem stróżem. Trudno jest jednoznacznie określić, jaką część aktualnych zasobów zawdzięcza człowiek swojej szkole i uczących w niej nauczycieli. Jednego jestem pewien – bez Pana Bolesława nie byłbym tym, kim dzisiaj jestem. Mówię o Panu inż. Bolesławie Indyku – nauczycielu zawodowych przedmiotów – geodezji , fototopografii i kartografii w Technikum Geodezyjno-Drogowym w Poznaniu w latach 1975 – 1979.

Ktoś sobie pomyśli, że pytanie o nauczyciela ważnego dla mnie, powinno mnie przenieść w okres dzieciństwa, ale niestety wspomnienia ze szkoły podstawowej toną w mroku niepamięci. A może po prostu nikogo takiego nie spotkałem, lub nie chcę wspominać. Prawdę mówiąc z tego okresu pamiętam nauczycieli, którzy chwytali ucznia za ucho i okładali zapalczywie linijką po łapach. Nie wszyscy – ale tak było i nie raz tego sam doświadczyłem. Święty nie byłem…., w dzienniczku z naganami miałem wiele uwag. To były czasy bez praw ucznia. Moja „podstawówka” przełomu lat 60/70 nie stanowi atrakcyjnego przykładu do naśladowania. Po jej ukończeniu do wyboru pozostawało mi pójście do liceum lub technikum. Wybrałem to drugie. Banalne dlaczego – po prostu miałem do szkoły przysłowiowy „rzut kamieniem” – pięć minut drogi. W tym wszystkim już była jakaś metafizyka. Prawdę mówiąc nie miałem jakiś ciągot technicznych , ani wrodzonych predyspozycji do stania się geodetą ale, każdy ma swojego „anioła stróża” . Ja ze względu na dzień urodzenia ( 11 luty – środa) mam anioła Damabiaha – anioła…. źródła mądrości – i jestem pewien , że tą mądrość odnalazłem w technikum, do którego chodziłem – dzięki mojemu nauczycielowi – profesorowi ( bo tak się mówiło wtedy do naszych nauczycieli) – Panu Bolesławowi Indykowi.

Technikum do którego chodziłem i zdawałem maturę – to szkoła z wielkimi tradycjami. Historia Zespołu Szkół Geodezyjno-Drogowych sięga końca XIX wieku, kiedy to powstała Szkoła Budowlana z wydziałem drogowym. W 1918 r. otrzymała ona nazwę Państwowej Szkoły Budownictwa. 1.IX. 1953 r. dyrektorem Technikum Drogowego został mgr Edmund Duczmal. Z jego inicjatywy 1.09.1956r. powstał Społeczny Komitet Budowy Szkoły, któremu przewodniczył inż. Aleksander Ponicki. Uzyskano lokalizację całego zespołu budynków szkolnych na nieruchomości przy ul. Szamotulskiej 33, o powierzchni 2,5 ha. W styczniu 1960 r. zakończono budowę szkoły. 1 czerwca 1960 r. powołano Technikum Geodezyjno- Drogowe, które powstało z połączenia Technikum: Drogowego i Geodezyjnego. Kierownictwo nowej Szkoły objął dotychczasowy dyrektor Technikum Drogowego mgr Edmund Duczmal.

Duże zapotrzebowanie na kadrę geodezyjną spowodowało, że w 1961 zaczęto zabiegać o szybkie wybudowanie dalszych obiektów, które miały wchodzić w skład całego kompleksu szkolnego. W grudniu 1963 r. został oddany budynek mieszczący salę gimnastyczną, we wrześniu 1966 r. następny fragment, w którym znalazły się: sala geodezyjna, pracownie specjalistyczne, warsztaty, świetlica i stołówka. W styczniu 1966 roku przekazano szkole nowo wybudowany budynek internatu położony w sąsiedztwie obiektów szkolnych.

We wrześniu 1968 r. dyrektorem szkoły został mgr Henryk Nawrocik. Wicedyrektorami zostali: mgr Romuald Kłosowski, inż. Teresa Cieślarska i mgr Henryk Jeran. W 1969 roku wszystkie szkoły objęto jednym kierownictwem dyrekcji Technikum Geodezyjno – Drogowego i otrzymały nazwę Zespołu Szkół Zawodowych Nr 5.

Chyba w 1972 roku szkoła otrzymała nazwę … dziwnego patrona. Należy wspomnieć, że były to czasy głębokiej komuny. Patronem szkoły został … Cho Chi Minh – wietnamski polityk komunistyczny – paranoja. Tak, to były dziwne czasy – i co miał wspólnego ten człowiek z geodezją czy drogownictwem – wiedzą chyba tylko „ówczesne” władze. Ale chwała Bogu, to już historia. Mój profesor zawsze kiwał ręką , mówiąc do mnie – to tylko głupia polityka….

Wróćmy do moich czasów w technikum. Były to lata 1975 – 1979. Chodziłem do klasy V G. Dyrektora szkoły, Pana Henryka Nawrocika – pamiętam osobiście. Wszyscy się go bali, a przede wszystkim porannego przyjścia do szkoły. Chłopcy, byli wtedy praktycznie codziennie kontrolowani – jeśli chodzi o długość włosów. Musiały być zadbane (staranie uczesane) i oczywiście nie za długie ( powiedziałbym – bardzo długie) . W tym wszystkim było dużo ubawu dla nas, a w całej klasie unosił się zapach brylantyny…

Pierwsza klasa w technikum – nie była ciekawa. Dominowały przedmioty podstawowe : matematyka , fizyka, polski, chemia, historia… Jeszcze nie wprowadzano nas w przedmioty zawodowe – poza rysunkiem technicznym. I co dziwne – tam już odnalazłem siebie – polubiłem to, a rysowanie redisówką tuszem na białym brystolu ( bloku technicznym) sprawiało mi dużo radości. Powiem tak – dzięki temu – do dziś mam wyrobiony charakter pisma. Niejednokrotnie styl mojego pisma – pomógł mi w przyszłej karierze zawodowej – nie mówiąc o tym – jak wiele miałem próśb od swoich kolegów, abym to ja napisał jakąś dedykację, zaproszenie w książce czy pamiętniku, nie wspomnę o listach do „pierwszych miłości” . Bardzo lubiłem też matematykę – praktycznie od dzieciństwa – ale właśnie w technikum trafiłem na wybitnego nauczyciela – Pana profesora Zbysława Kostkę. Był on postrachem w mojej klasie i nie tylko w mojej. Osoba bardzo zamknięta, szorstka niezwykle wymagająca i cicha, jednocześnie spokojna. Na 41 uczniów – ze spokojem potrafił wpisać 38 … tzw. Dwój ( 2). Był dla mnie obojętny jako człowiek, nie okazywał żadnych uczuć -ale w przekazywanej wiedzy, która do mnie docierała, był doskonały. Ja go rozumiałem co chciał nam przekazać – przede wszystkim podstawy matematyki. Wielu moich kolegów i koleżanek miało z tym problemy. Bali się go ja ognia – mieli duże kłopoty z tym przedmiotem. Prawdę mówiąc dobre oceny z matematyki w pierwszej klasie i z rysunku technicznego bardzo mi pomogły w dalszej edukacji w tej szkole. Chciałbym tylko powiedzieć, że geodezja w tamtych czasach opierała się na matematyce i geometrii – na jej wiedzy – podstaw – zdobytej w szkole podstawowej, której nie wspominam dobrze, ale – okazało się, że mam te podstawy. Największe kłopoty sprawiał mi język polski – Pani Profesor Irmina Wichtowska była dla mnie bezlitosna i tak prawdę mówiąc w pierwszej klasie groził mi tzw. „kibel” z tego przedmiotu. Nie wie na czym to polegało, ale miałem jakby wrzucony „ wsteczny bieg w tym przedmiocie” – Może dlatego, że nie interesowało mnie absolutnie średniowiecze w polskiej literaturze i inne epoki. Byłem „młokosem” i przyznaję się do tego.

I w końcu zaczęło się coś bardzo przyjemnego, prawdziwego – taka niezwykła lektura szkolna – druga, trzecia, czwarta, piąta klasa – zacząłem poznawać geodezję ( rolną, inżynierską, ogólną, topografię, kartografię, fototopografię). I to właśnie było tą wspaniałą przygodą, której głównym aktorem był profesor Bolesław Indyk. Człowiek niezwykły, którego chyba wszyscy lubili w mojej klasie. Zaczynaliśmy od zerowego poziomu wiedzy związanej z szeroką pojętą geodezją. Jednak ten człowiek miał coś niezwykłego w przekazywaniu jej. To nie były nudy – to było przekazywanie swojej pasji w niezwykle staranny i estetyczny sposób, nasiąknięte wielką, czystą mądrością, delikatnością i dobrocią. Napełnione poświęceniem, altruizmem, hojnością oraz zdolnością odłączania nas od innych „przyziemnych” rzeczy. Ta wiedza była malowaniem obrazu, pisaniem książki, recytacją wierszy. Było dużo dowcipów, sentencji znanych ludzi nauki, poszanowania do otaczającej nas przyrody, przyjaźni międzyludzkiej… I ten akcent Pana profesora- bardzo charakterystyczny, głos cichy, ale donośny, mimika twarzy, gesty. Był bezgranicznie otwarty na ludzkie życie czy jego problemy. Był takim dobrym ojcem – tatą, dla moich kolegów czy koleżanek. Starał się pomóc każdemu uczniowi. Był bardzo dowcipny. Dzięki niemu – wiem, jak dzisiaj obliczyć każde działanie na suwaku logarytmicznym, bez posługiwania się kalkulatorem. Wiem co to jest tzw. „kręciołek” czyli mechaniczna maszyna do pierwszych skomplikowanych obliczeń. Wiem jak naostrzyć dobrze ołówek. Wiem jak narysować mapę. Wiem co to jest prawdziwa kartografia, wiem ile informacji ciekawych niosą ze sobą stare mapy i wiem jak je poszukiwać. Wiem co to jest historia i jak należy ją szanować i poszukiwać w niej prawdy. Nie wspomnę o zdobytej wiedzy o różnych instrumentach geodezyjnych – teodolitach, niwelatorach, kierownicach, tachimetrach, planimetrach, podziałkach transwersalnych. Mój nauczyciel, o którym nigdy nie zapomnę nie był tylko doskonałym wykładowcą – był niezwykle prawym, uczciwym i wrażliwym człowiekiem, wymagającym od nas bardzo dużo. Ale On dawał nam więcej – dawał radość w tym nauczaniu. Wiedział doskonale, że dobrze przekazywane podstawy rodzą fachowość zawodową i profesjonalizm. Według mnie, każdy z mojej klasy był doskonale przygotowany do zawodu , po skończeniu tej szkoły. Miał jeszcze jedną niezwykłą cechę – potrafił mobilizować nas do nauki innych przedmiotów, do ich polubienia, poznawania, przełamania barier. Dzięki niemu polubiłem język polski, czytanie książek i chyba Pani polonistka profesor Irmina Wichtowska była z tego bardzo zadowolona – polubiła mnie. Matematykę z Panem profesorem Zbysławem Kostką – wręcz pokochałem. Profesor B. Indyk był entuzjastą pracy, pracy od postaw – czy to w deszczowy czy upalny dzień. Wszystko było z humorem – a z naszej strony – od strony uczniów, zawsze była powaga i jakaś niezwykła determinacja i polot bycia najlepszym. Praktyki szkolne powodowały , że poszczególne zespoły rywalizowały ze sobą aby wykonać jak najlepszą mapę na stoliku topograficznym. Ale w tym wszystkim była zgoda i chęć pomagania sobie. Nie było absolutnie niezdrowego współzawodnictwa czy nienawiści. Była wspólnota , jej tworzenie – więzi dobrych cech między nami – młodymi ludźmi . Walczył z normalizacją i powszechnością – nienawiści, niezgody. Nauczył nas kochać przyrodę – zawsze zwracał nam uwagę, aby przy wszelkich pomiarach jej nie niszczyć – nie łamać gałązek, tylko odchylić delikatnie ręką. Mówił nam – słuchajcie śpiewu ptaków, to niezwykła „muzyka” , która pobudza waszą wyobraźnię.

Panie profesorze – Pan był poetą – a Pańska nauka była wierszem – niezwykłą poezją ducha i nadziei, pogody na lepsze jutro i przyszłość. Pan nas zbudował duchowo – mnie na pewno. Dziękuję z całego serca – odegrał Pan wielką rolę w moim życiu.

Panie profesorze – tęsknię za pańskimi repetytoriami ( klasówkami) , tęsknię bardzo za słynnymi „obiadami czwartkowymi” ( takie męskie spotkania, gdzie słuchaliśmy Pana malowniczo – filmowych opowieści), które odbywały się w magazynie obok „sali pamięci – muzeum” z instrumentami geodezyjnymi , która jest nazwana Pańskim imieniem i nazwiskiem. Brakuje mi Pana gestów, charakterystycznego chrząkania, głosu z delikatnym, melodyjnym, akcentem „lwowskim”, pięknej polszczyzny , która wypływała z Pana ust. Kiedy odwiedzam tę salę – rzadko – bo raz na kilka lat ( sala-muzeum jest od wielu lat wykorzystywana jako lokal wyborczy), ubolewam nad tym , że nie ma tam Pana zdjęcia – jakiejś informacji o Panu. Prawdę mówiąc – też się bardzo wstydzę, że nie znam ani daty urodzin, ani daty śmierci Pana profesora. Nie byłem na Jego pogrzebie, dowiedziałem się o Jego śmierci po paru miesiącach. Nawet nie wiem gdzie jest pochowany. To smutne dla mnie – ale cały czas wierze , że tam jeszcze za swojego życia trafię. Przysięgam.
Pytanie ?…. Czy jacyś obecni uczniowie – wiedzą – Kim Pan był ? – Chyba nie. Ale jest to do naprawienia i wierzę , że tak się stanie. Droga Dyrekcjo szkoły – pamiętajmy o tych nauczycielach, którzy już odeszli – pamiętajmy. Takie będą następne pokolenia jak ich wychowamy, nauczymy…. w szacunku do historii tego miejsca, do tej niezwykłej szkoły i wspaniałych nauczycieli. którzy tam nas uczyli.

Mój anioł stróż – jest cały czas przy mnie. Wiem o tym. Gdyby nie on – nigdy bym nie odkrył „Kodu trzech punktów”. Dobry Człowieku – Mój Nauczycielu – nie  wtłaczałeś a wyzwalałeś, nie ciągnąłeś a wznosiłeś, nie ugniatałeś a kształtowałeś , nie dyktowałeś a uczyłeś, nie żądałeś a zapytywałeś….. Uczyłeś i uczysz mnie przez całe życie do dziś – …. nasza codzienna modlitwa trwa….

Panie Profesorze – dziękuję jeszcze raz…….

dr inż. Robert Wójcik

– uczeń klasy 5 G
Technikum Geodezyjno – Drogowego w Poznaniu w latach 1975 – 1979.

6 thoughts on “Nauczyciel, o którym nigdy nie zapomnę….”

  1. Maria Chojnacka

    Przepiękne wspomnienie! To musiał być rzeczywiście niezwykły pedagog. Aż żałuję, że nie było mi dane uczestniczyć w tak wspaniałych „spektaklach” zajęciowych.

  2. Tak. Ja też w tym uczestniczyłem. Tak Robercie,przeżywaliśmy to samo. Można powiedzieć, że to przygoda życia. Do tego co napisałeś, można jeszcze dodać wpojenie uszanowania sprzętu , które inżynier Indyk nam powieżał. Nie był to sprzęt nowy (raczej oldschool) , ale dbaliśmy o niego (często pod groźbą 3 dwój od końca). Fajne wspomnienia. Ja też nie zapomnę inż.Indyka do końca pobytu na tym padole:)

  3. Włodzimierz

    Też jestem dumnym absolwentem tej szkoły ( dumnym dlatego ,że takich techników w czasie , kiedy uczęszczaliśmy było w Polsce klika, dziś rozwinęły się w postępie geometrycznym) i w pełni zgadzam się z Robertem , ze to był nauczyciel z pasją opowiadania o zawodzie. W czasie wspólnych ( rzadkich spotkań klasowych ) są cytowane jego słynne powiedzenia.
    Pozdrawiam wszystkich znajomych .
    Włodek

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top