Bez kategorii

Phuket, czyli o tym co się nosi na słynnej plaży (2024)…

Zapraszam na krótki film z muzyką i fotografiami z plaży. Inspiracją byli ludzie, kolory, plaża. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazku poniżej uruchomi film. W Tajlandii jest wiele dziewiczych plaż. Na Phuket jest takich wiele i zdarzyło mi się spędzić na takiej 3 dni w marcu – oczywiście pogoda jak u nas w lipcu, tylko dzień szybciej się kończy. Plaża, słońce, woda, fale, bujna roślinność to jedno – warte osobnych refleksji. Krótko – słońce, optymizm i radość udziela się ludziom, po których to widać. Jak mówią: Tajlandia to kraj produkcji ubrań. Rzeczywiście, będąc tutaj wiele ciuchów chce się kupić, tym bardziej, że ceny są niskie. Będąc na plaży nie sposób zachwycić się ubiorami ludzi tam przebywających – choć paradoksalnie ludzie tu są … rozebrani (nie całkowicie). Często bywam na plaży nad Bałtykiem, ale to przepaść estetyczna. U nas dominuje decathlon i mało jest polotu. Można rzec u nas taka jedna, a tam na Phuket tysiąc. Niby mało potrzeba, aby iść na plażę, ale kostium kąpielowy, kapelusz, pareo muszą być. Daje się tutaj zauważyć piękno i kolory plażowej mody, która na tle zawsze błękitnej wody, lazurowego nieba i beżowego piasku oświetlonego słońcem konweniuje idealnie i ściąga uwagę. Żywe kolory i piękne desenie są tutaj bardzo popularne. Hitem jest pomarańcz i intensywny żółty kolor – prezentują się przepięknie i wesoło. Panie w różnym wieku paradują boso po plaży w strojach i mają ramiona przykryte cieniutkimi chustami w przeróżne wzory, pokazując nogi i opalając je. Na głowach kapelusze z małymi rondami, panowie noszą chusty bo głowy muszą być osłonięte koniecznie. Spacerowiczki naszą kobiece sukienki czy spódniczki od, których trudno oderwać oczy. Nawet parasolki przeciwsłoneczne mają przepiękne intensywne kolory. Modne są torby , dobierane do stroju, przeważnie z plecionki w naturalnych kolorach sznura czy słomy. Spacerują pary, które ubierają się tak , że do siebie pasują np. ona ma identyczny kolor góry stroju kąpielowego jak on spodenki albo deseń jej chusty jest taki jak jego spodenki. Popularne są kąpiele w ubraniu – ale odpowiednim, bo słońce jest silne – tak więc są to obcisłe cieniutkie bluzki, w których się pływa i te bluzki mają wzory, z daleka wygląda to jak ciało w tatuażach. Ale to taki tatuaż, który można z siebie ściągnąć. Tak w ogóle to nie ma na plaży ciał wytatuowanych tak wiele jak w Polsce czy Europie, tak samo jak mało jest psów na plaży, za to mnóstwo dzieci. Bardzo popularne są tam robione na szydełku z włóczki topy wiązane na plecach, które noszą tu dziewczyny do spódnic czy spodni, Wygląda to fantastycznie: są czarne, beżowe, białe a nawet kolorowe. Trochę taka moda „dzieci kwiaty”. Oferują je sklepiki w miejscowościach albo przyplażowe stragany w cenie 30 zł. Już w Egipcie widziałam też tego typu swetry patchworkowe z włóczki, czy czapeczki na głowy – popularne wśród kite – surferek ba nawet specjalne sklepy z taką odzieżą, ale też ceny w Egipcie były astronomiczne w porównaniu z Tajlandia. Ciekawe, czy nad naszym Bałtykiem w tym roku będzie podobnie? Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Phuket, czyli o tym co się nosi na słynnej plaży (2024)… Read More »

Być jak – Andie MacDowell

Taka jest prawda – „nie musisz być młoda, aby być piękną” Witam Serdecznie – jestem mężczyzną – ale wczuwam się dziś w rolę kobiety – jej myśleniem na temat mody i jej trendów… Ale zacznę inaczej – toczy się dyskusja na temat zmiany nazwy Gorzowa Wielkopolskiego – na inną nazwę. Jest wiele różnych propozycji – Gorzów, Gorzów nad Wartą, Kobyla Góra, Gorzów Przystań…. A ja proponuję inną nazwę – San Escobar – to już nie miasto – ale jakieś państwo – a wymyślił je, nie kto inny – tylko Minister Spraw Zagranicznych (Polak) – mówiąc o tym „kraju” – „ mieście” na forum ONZ w Nowym Jorku – dokładnie 10 stycznia 2017 roku. Jeżeli ktoś nie wierzy co opisuję – proszę – niech sprawdzi. Ja jako Wielkopolanin – popieram zmianę nazwy – ale nie z powodu historycznego – tylko z racji tego , że wstydzę się bardzo – że Gorzów w swojej nazwie ma przymiotnik – „wielkopolski”. Nie chcę rozmawiać czy polemizować z decydentami, naukowcami, dziennikarzami związanymi z Gorzowem Wielkopolskim – chcą zmiany – niech mają. Ale proponuję taką światową nazwę – a co – z grubej rury! – wszak macie wspaniałą wieżę Eiffla – tzw. pająka – no i ta nowa nazwa będzie Wam pasować – „ogarniecie świat” – będziecie już wtedy słynni… No już jesteście – chociażby w sejmie – gratulacje. To takie światowe – wszak macie takie aspiracje do lansowania mody w Gorzowie Wielkopolskim – Wróć ! – już teraz mówimy o „San Escobar” – ja jako Wielkopolanin już do Was się nie przyznaję… Cóż ja – jako facet mam powiedzieć ? Chyba tylko tyle, że odnalezienie piękna kobiet w obecnej kulturze gloryfikującej przede wszystkim modę, szpan i kluczący za nim biznes – nie jej młodość, czy dojrzałość, czy starość – jest jakimś ogromnym niedopatrzeniem jej urody i inteligencji – jej dojrzałości. Ona – kobieta – może być „wyzwaniem”, ale dziś – w świecie mediów i fleszy , czy błysków aparatów i po chwili megafonów – a potem na „forach komputerów” w naszym domu, czy na tzw. komórce (fb….) – nie jest to jakimś dobrym zwiastunem. Tak mi się wydaje. Jej życia jest smutne i … Smutne jest to, że nie mamy innego wyboru – upokarza się. I chyba toczy się wewnętrzna dyskusja w jej myślach – dlaczego? Jeśli chcemy być „na siłę” szczęśliwi – to szczęście jest naszym nieszczęściem. Chyba żadna kobieta nie zadała sobie tego pytania? To takie „lustro” w wodzie – dziś jest dobre -bo nie ma wiatru – a jutro jest zamazane – bo jest wiatr. Ale ten „czas” oglądania w lustrze – jest cenny i nie można go marnować – ono jest Jej twarzą. Zmarszczki na czole czy policzkach, siwe włosy – mogą być piękne. Ale to wiele aspektów dojrzałości kobiety, które są niesamowicie urodziwe, ale czasami to pojęcie jest bardzo upokarzające i przykre. Nie oglądaj się za siebie, chyba że chcesz zobaczyć, jak daleko zaszłaś? Wierz mi -ludzie Cię ocenią. Ktoś by powiedział – A po co to pytanie? Chyba każda kobieta podejmuje temat starzenia się i otwarcie mówi o tym (oczywiście w swoich myślach), co sądzi o „społeczeństwie mającym obsesję na punkcie młodości”. – Czy odnalezienie piękna dojrzałych kobiet jest sztuką czasu? Trzeba to tylko czuć i być normalnym jak tykanie zegara. Czas jest cenny i nie można go marnować, a jest tak wiele aspektów dojrzałości, które są. Nie oglądaj się za siebie – patrz na to co dziś i jutro. W kontekście starzenia się nie używaj słowa „akceptacja”.–To sugeruje, że z dojrzałością jest coś nie tak. Ja starzenie się – afirmuję. Nie odmładzam się na siłę, nie staram się wyglądać młodo, tylko zdrowo – być ciekawym. Ktoś kiedyś zapytał mnie, jak to jest tracić piękno? Oburzyłem się. Utarło się, że mężczyźni z wiekiem stają się bardziej interesujący, a My – kobiety – wręcz przeciwnie. To szkodliwy stereotyp, w który kobiety uwierzyły. Trzeba zmienić ten sposób myślenia. Nie musisz być młodą, aby być piękną. Wiek nie jest przeszkodą. Nie musimy gonić za młodością, wszyscy powinniśmy cieszyć się każdą chwilą naszego życia. Wiek – jest w głowie – nie w ciele. A na koniec – to najważniejsze – od pewnego czasu – ktoś lansuje dziwną modę – typową dla „San Eskobar” – zaznaczam – przy oklaskach włodarzy tego miasta „ może państwa”, mediów i innych „poetów”. To jest pokazane na „fb” – muszę powiedzieć jedno – jest to niesmaczne- to mało powiedziane – niezjadliwe nawet wtedy kiedy się jest bardzo głodnym. Jeśli się mylę – przepraszam. To moje odczucia – nie tylko moje – i nie będę przytaczał wielu postów na temat tych obrazów, które widziałem. Najlepsze jest to, że jakaś osoba napisała, że to „poezja” – Droga osobo – Mickiewicz i Słowacki dziś wstali z grobu i każą się puknąć w głowę – ale tak konkretnie. Proszę nie wypisywać takich bzdur. Jaka moda ? – o taka – jak na zdjęciach poniżej – „operetka” z klakierami… Chce się powiedzieć jedno – szybko – byle szybciej i bez smaku – zaspokoić głód – tak jak szybko zjedzony – podły hot dog na stacji benzynowej. Więcej kolekcji – to większy zysk. Cały czas się zastanawiam – czy „etyczna” moda jest możliwa ? – chyba nie w Gorzowie Wielkopolskim – ale w „ San Eskobar” – tak. A ja wolę patrzeć na zdjęcia Andie Mac Dowell (lat 65 , siwe włosy)- Dlaczego? Bo jest naturalna – szkoda tylko, że nie urodziła się w Wielkopolsce. No cóż – wszystkiego nie można mieć – ale Wy – Gorzowianie teraz jak będziecie mieli w nazwie „ San Eskobar” – świat należy do Was. Życzę Wam wszystkiego najlepszego – przede wszystkim – „ dobrego smaku…..” Rafał Wilk

Być jak – Andie MacDowell Read More »

Umiłowanie szarości czyli „patodeweloperka” w Gorzowie Wielkopolskim

Poniższy tekst Gorzowianina jest refleksją nad budowami w Gorzowie Wielkopolskim, które zaczynają przerażać. Myślę, że gdyby kandydat na prezydenta oświadczył, że pieniądze przeznaczone na makulaturę związaną z plakatami w ilości przekraczającej zdrowy rozsądek i pokazujący brak szacunku dla drzew i środowiska przyrodniczego nas otaczającego – przeznaczył na odnowienie elewacji zabytkowej kamienicy ( pewnie nie jednej) to roztopiłby niejedno serce. Zapewnienia wyborcze i obiecanki – kto w nie dzisiaj uwierzy? Może i dobrze, że tylko niektórych kandydatów stać na tyle plakatów, jak wielki wydawał by się ten, który by z nich zrezygnował, na pewno byłby wiarygodny. Marzanna Leszczyńska Nikołaj Tracz (lat 30) Przejeżdżając przez gorzowskie Wieprzyce, jeszcze jako kawaler snułem plany, że kiedyś to właśnie tam będę mieszkał ze swoją rodziną. Zachwycały mnie te domy u zbocza rezerwatu przyrody „Gorzowskie Murawy”, wiejska sielankowość tej dzielnicy miasta, która wynikała z faktu, że do lat 70 -tych Wieprzyce były „pod gorzowską” wsią. Na zabudowę Wieprzyc składały się: przedwojenne domy jednorodzinne, większe przedwojenne domy wielorodzinne, niskie „szeregowce” zwane potocznie „tarasowcami”, oraz domy jednorodzinne z lat 80 -tych, 90-tych – świeżo wybudowane. Architektura była spójna, stare łączyło się z nowym w naturalny sposób, co czyniło tę dzielnicę jedną z bardziej atrakcyjnych w Gorzowie. Jakoś w 2021 dowiedziałem się, ze w miejscu starego tartaku, pomiędzy jednorodzinnymi domami będzie budowany nowoczesny blok – zareagowałem na tę wiadomość entuzjastycznie, pomyślałem że skoro nie dom to kupię sobie mieszkanie w dzielnicy, która zawsze mi odpowiadała. Czar prysł, gdy zajechałem podpatrzeć jak idzie budowa. Ogromny blok w sąsiedztwie domów jednorodzinnych nie wydawał mi się już atrakcyjnym miejscem do życia. Końcowo, powstały dwa wielkie bloki, a pomiędzy nimi jeszcze dwa mniejsze położone prostopadle do nich. Nie wiem jak coś takiego mogło przejść, przecież są jakieś wytyczne przy zagospodarowywaniu terenu przylegającego do zabudowanego już dużo wcześniej terenu. To po prostu nie wygląda. Długo się zastanawiałem, dlaczego ludzie w ogóle chcą mieszkać w tak gęstych zabudowaniach? Odpowiedź jest stosunkowo prosta – nowoczesność. Jeśli coś jest nowe, dla części społeczeństwa jest atrakcyjne, czym by nie było. Za czasów komuny myślenie było podobne. Wielu Gorzowian mając do wyboru mieszkanie w starej, sypiącej się, przedwojennej kamienicy – a nowym, świeżo postawionym bloku z wielkiej płyty, z radością wybrało drugą opcję. Na podobnej zasadzie – mieszkania w nowoczesnych blokach, budowane na wzór mrowiska, bez zieleni, większych odstępów od siebie – znajdują szczęśliwych nabywców. Problem w tym, że wszystko z czasem się starzeje i brzydnie. Bloki oczywiście można odmalować i odświeżyć – jednak dokopywanie się do fundamentów by zmieniać ich gęste rozmieszczenie to sprawa bardziej skomplikowana, nierealna. Póki o atrakcyjności osiedla będzie przemawiać do mieszkańców jedynie krótkoterminowa „nowość”, gęstych osiedli będzie przybywać. Deweloperzy wiedząc że czego się nie wybuduje, to i tak zostanie sprzedane, będą budować budynki jeszcze gęściej, z jeszcze mniejszymi pasami zieleni. Najgorsze w tym jest to, że wszystko dzieje się przy oklaskach ze strony władzy miasta. Choć niektórym może się to wydawać niemożliwe, to rzeczywiście tak było wtedy, że nawet największe komunistyczne wieżowce gdy powstawały, uważane były za nowoczesne i piękne. Takie myślenie kreowały powstające wtedy popularne filmy. Teraz, pół wieku później otacza je duża przestrzeń oraz wysoki drzewostan. Tak maluje się obecnie dawne szare i puste „Osiedle Staszica”. Dla kontrastu, proszę wyobrazić sobie nowoczesne „Osiedle Europejskie” za 50 lat, gdy nadgryzie je ząb czasu. Czy również znajdą się chętni do mieszkania w tak gęsto zabudowanym osiedlu, gdy budynki nie będą już pierwszej młodości? Czy może dopiero wtedy, gdy tynk będzie się z nich sypał, mieszkańcy zobaczą takie osiedle, takim jakim faktycznie jest? Faktycznie jest czymś na wzór ludzkiego mrowiska… Nie nowość powinna świadczyć o atrakcyjności osiedla, ale jego przestrzenność i sposób zabudowania. Nikołaj Tracz P. S. Na koniec. Schody donikąd przewijają się w obietnicach wyborczych, nieśmiało, bo nieśmiało, ale się przewijają. Tylko, no właśnie ! W mediach mówi się o tym, że prezydent jest już umówiony z deweloperem, który może wybudować w miejscu schodów donikąd apartamentowce ze schodami i zielenią. Bardzo sprytne : wybudują mieszkania w najlepiej położonym terenie miasta, na dodatek zafundują zieleń i jakieś schody, które miały być najważniejsze teraz będą jakimś elementem dla zamydlenia sprawy i uzyskaniem zgody mieszkańców . Kto uwierzy w to, że z czasem teren po schodach donikąd nie zostanie zabezpieczony, aby nie błąkał się tam nikt pod oknami mieszkańców nowych apartamentów. Gorzowianom nie o to chodzi. Teren ma być pozostawiony bez budynków mieszkalnych. Takie były obietnice – przypomnijmy – miała być kawiarnia, palmiarnia, zieleń i schody dla spacerowiczów – wszystkich mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego, bo tak było w historii schodów donikąd ( Tam poznałem swoją żonę, na schodach donikąd). Czy Gorzowianie zdają sobie z tego sprawę ? Nikołaj Tracz  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Umiłowanie szarości czyli „patodeweloperka” w Gorzowie Wielkopolskim Read More »

Witold Gadowski w Gorzowie Wielkopolskim

17 marca 2024 roku w hotelu „Mieszko” przy ulicy Kosynierów Gdyńskich odbyło się spotkanie mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego z Witoldem Gadowskim. Frekwencja dopisała. Przybyło około 300 osób. Po spotkaniu dziennikarz i poeta odpowiadał na pytania przybyłych na spotkanie Gorzowian i składał autografy w swoich książkach i na plakatach. Pan Andrzej Dominak udostępnił nagranie dźwiękowe z tego spotkania i zgodził się je opublikować. Dziękujemy za ten gest. Dzięki temu, Ci którzy nie mogli przybyć w terminie mogą w nim, po czasie w pewnym sensie też uczestniczyć. Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Witold Gadowski w Gorzowie Wielkopolskim Read More »

Zauroczenie

Jest mechanikiem samochodowym. Dobrym mechanikiem – tak mówi o sobie. O samochodach wie już wszystko, każdy samochód potrafi naprawić. Ma wielu uczniów, którym przekazał swoją wiedzę, a zajmuje się tym 31 lat i czuje, że się na tym polu „wypala”. Mimo tego, że czasu brakuje, bo często jest pod ręką nawet 100 samochodów ciężarowych, czekających na szybkie usunięcie defektów – znajduje czas, aby wyjść w plener i zrobić fotografie, które magnetyzują oglądających. W szczytowej formie na profilu fb Marka Kaźmierskiego jest 750 000 ( siedemset pięćdziesiąt tysięcy) obserwujących. Fotografia to Jego pasja, jeszcze nie do końca zgłębiona – jak twierdzi, dużo jeszcze może się w tej dziedzinie nauczyć. Nie ma ukończonych szkół dla fotografów, jest sam dla siebie nauczycielem, a poznanie sprzętu, którym dysponuje zajęło mu trzy lata – i jak mówią Jego znajomi – „ gra na nim jak na gitarze ”. Mnie powaliły na kolana zdjęcia naszego regionu lubuskiego, który na jego fotografiach wygląda jak najpiękniejsze rejony świata. Wiele jego zdjęć było dla mnie niczym rażenie piorunem. „ Jelonki ” Marka Kaźmierskiego (tak nazywam w skrócie fotografie rogatych zwierząt) zostały wyróżnione na konkursie międzynarodowym. Na tle innych prac kolorowych, egzotycznych zwierząt były dla mnie zjawiskiem, wyróżniały się niewinnością, po prostu wyciskały łzy i chciało się je przytulić, odwdzięczyły się fotografowi i przyjęły niezwykłe pozy. Na tym konkursowym zdjęciu słyszę ich mowę, widocznie – nie tylko w Wigilię zwierzęta mówią”. Gratuluję ! Życzę, otwartych wrót do dalszych sukcesów, rozwoju talentu. Tekst poniższy dr Roberta Wójcika jest prezentem – od mężczyzny dla mężczyzny. Dwóch Panów, którzy mają nietypowe połączenia talentów – każdy innych – ale też mężczyzn obdarzonych dużą wrażliwością. Zapraszam na krótki film, który prezentuje niezwykłe fotografie Marka Kaźmierskiego z muzyką. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi film. Wszystkie fotografie w klipie wykonane zostały przez Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich i są to zdjęcia regionu lubuskiego. Dr Robert Wójcik „ Zauroczenie” Ktoś kiedyś powiedział (prawdopodobnie wybitny amerykański fotograf i dokumentalista – Neil Leifer (ur. 1942 r) – „Czasem najtrudniej jest zrobić najprostsze zdjęcie” . Panie Marku – powiem krótko – Panu się to udało. To jakiś czar – urok – jednym słowem – „ Zauroczenie”. Mamy ogromny talent na ziemi lubuskiej – Pana Marka – z Nowin Wielkich. Może geniusz – dla mnie tak. Wiem jedno – już niedługo doceniony – jeden z polskich fotografików, jakiego poznałem przez jego „sesje zdjęciowe” – co ważne z mojego kochanego „Lubuskiego” – blisko Gorzowa Wielkopolskiego. Panie Marku – „chapeau bas”. Nie znam Pana – ale wiem jedno, że jest Pan człowiekiem, który rozmawia z przyrodą, z życiem – ją (i je)… kocha tak jak Jego Ona (przyroda) i tak jak nasze szare życie. Widzi tak wiele, więcej niż inni i potrafi z tego zrobić swoisty obraz – piękna – prostoty i naturalności naszej powszedniej widzialności – naszej dziwnej historii życia. Dobrą i smaczną kromkę chleba naszego powszedniego – doskonałej w smaku – o której marzymy – która była naszym pragnieniem z dzieciństwa. Ten chleb jest wypieczony w piecu naszych babć czy dziadków (to przenośnia …) – a okrasą jego jest masło swojej roboty. No i oczywiście musi być sól. Do smaku – czy to prawda o naszym życiu ? Tak – sól dodaje prawdę naszego życia…. Pan Marek widzi co mówią rośliny, pejzaże, jego jelonki , czy jelenie lub sarny, ptaki, łabędzie, kaczki, wiewiórki, drzewa, śnieg czy deszcz, zasuszona gałązka drzewa, droga w lesie, kołki w płocie, balot słomy na polu i ptaki…. , nasz kochany bocian, zabłocona droga, czy odbicia w tafli wody – takie „reymontowskie” czy „malczewskie”. To pejzaż naszego życia… czasami smutny, powszedni, ale mimo wszystko dowartościowujący wszystko to, co nas otacza w tym dziwnym świecie. On widzi szum wody, ptaki na niebie, zachodzący wschód słońca, czy pełnie księżyca. Maluje obrazy naszej codzienności. Rozmawia z życiem, przez swoje dziwne, niepokalanie piękne i mądre sesje zdjęciowe. Rozumie co to cuda natury, które chcą mu coś powiedzieć. Nie wiem co one mu mówią – może to tajemnica …Może Pan ją nam zdradzi ? Pani Marku – muszę jedno powiedzieć – nawet taki człowiek jak ja, który nie ma pojęcia o fotografii – przeciętny obywatel „Kowalski” w naszym kraju – dzięki Panu poczuje i zobaczy więcej. To jest dla mnie eliksir życia – a mam już siwe włosy na głowie, a zegar jest już daleko po 18.00…. Pan Marek ma niezwykłą wrażliwość i uczucia, szacunek dla nich – do wszystkiego. Ma swoją receptę – intymności i anonimowości – skromności – idealny szacunek dla prywatności – do przyrody czy klimatu, tego co nas otacza i w czym żyjemy – do naszego życia – zwyczajnego człowieka. Jest dyskretny i cichy – nikogo nie chce urazić, czy skrzywdzić wejściem swoimi buciorami w czyjeś życie czy środowisko. Nie wiem kto Pana tego nauczył ? A może ma Pan kontakt z diabłem i kupił Pan Swoje umiejętności ? – tak jak mickiewiczowski „ Twardowski” ? A może ma Pan kontakt z „Dobrym Bogiem” który dał ten dar – dar niezwykły – „dotykać okiem… – i nikogo nie ranić” – „zauroczenie życiem” – nie mówiąc o swoim oku – takim delikatnym dotyku. To niezwykła umiejętność w tym co Pan robi – to sztuka z najlepszymi aktorami, genialnym scenariuszem i „ oskarowym reżyserem”. Panie Marku – czy zdradzi Pan swoją tajemnicę … A może lepiej dla świata, aby nie zdradzać ? – nie wiem…. Wydaje mi się, żeby tą „magię” zachować dla Siebie. Pana zdjęcia – to nie fotografia na kliszy czy w komputerze. Te zdjęcia pokazują ogromne szczęście, radość, rozpacz, smutek, nostalgię, przemijanie czasu. Interpretujące w dziwny i bardzo artystyczny sposób nasze życie. Pan pokazuje nasze czasy – ja to widzę – i tylko mam nadzieję, że inni to widzą i czują. Praktycznie codziennie od roku delektuję się o poranku, czy wieczorno-nocnymi sesjami zdjęć Pana autorstwa. To uczta dla oczu i ducha. Dla mnie osobiście, to takie radosne rozpoczęcie życia – każdego dnia – taki poranek, który jest okazją do rozpoczęcia czegoś od nowa. Chyba wszyscy zauważają, że na ogół żyjemy wpatrzeni jednym

Zauroczenie Read More »

MIERZĘCIN – TRZECIA ROCZNICA WSPOMNIEŃ DR ROBERTA WÓJCIKA

Pytania …. Trzy pytania do autora wspomnień o Mierzęcinie. Rozmowa z dr R. Wójcikiem. To już trzy lata. – Marzanna Leszczyńska Zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z fotografiami Pałacu w Mierzęcinie we mgle. Brakuje tylko ducha. Ale tę resztę dopełnia nieziemski utwór muzyczny. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na poniższym obrazie uruchamia film. R. Wójcik: Cieszę się poczytnością i zainteresowaniem. Drodzy czytelnicy – BARDZO DZIĘKUJĘ. Mierzęcin – to był taki najlepszy „kawałek” mojego życia zawodowego – nie da się ukryć, że tam zostawiłem swoje wielkie emocje i serce. Te emocje ciągle żyją… , serce jeszcze bije – choć to już „stary zegar”. Praca w tym obiekcie, jego odbudowa i dalsze funkcjonowanie sprawiała mi dużo radości. To była praca trudna i ciężka – ale najważniejsze, że przyniosła efekty. Muszę też powiedzieć koniecznie jedno – miałem ogromne wsparcie od strony inwestorów. To bardzo ważne – w takich sprzyjających okolicznościach zupełnie inaczej się pracuje. Bardzo im dziękuję – mam na myśli inwestorów. Tematów związanych z historią Mierzęcina – jest jeszcze parę – ale nie chciałbym ich zdradzać czytelnikom. Zapewniam , że będą ciekawe i …trochę zaskakujące. Teraz, kiedy już jestem od paru dni emerytem, następuje czas ,aby pewne rzeczy uporządkować i jeszcze trochę „pogrzebać” w historii tego miejsca. Myślę też czasami czy nie wydać tych moich wspomnień w formie książkowej ? Zobaczymy co będzie. Tak – ma Pani rację, że Mierzęcin jest swoistą perłą województwa lubuskiego. Wiem, że obecnie toczy się w mediach dyskusja na temat zmiany nazwy miasta Gorzowa Wielkopolskiego na jakąś inną. To dla mnie osobiście absurdalny pomysł i nawet nie chcę tego komentować. A pałac w Mierzęcinie i jego „Wielkopolscy ” właściciele, którzy zainwestowali w odbudowę tego miejsca i przywrócenie go dzisiejszej świetności – niech będzie przykładem tego, że stolica lubuskiego – niech zawsze będzie miała w nazwie przymiotnik „Wielkopolski”. Jak Pani stwierdziła w pytaniu o ironii losu – coś w tym jest – mój dorobek akademicki też był związany z lubuską krainą, potem doszedł Mierzęcin i praca w gminie Dobiegniew…. Jak by to wszystko podsumować to zebrało by się z 20 lat. A jestem Wielkopolaninem – poznańską „pyrą”. Tak samo jak inwestorzy – dwóch skromnych Panów – którzy zrobili pewnego rodzaju ewenement na skalę niespotykaną w Polsce – ja czułem ich intencje – aby stworzyć coś wyjątkowego – przywrócić historię tego miejsca, przywrócić go żyjącym – w absolutnych detalach – mówię o Mierzęcinie. Czułem ich poświęcenie wtedy – niezwykłe … i czuję je do dziś. A najwspanialsze jest to, że zrobili to bez „rozgłosu kamer” – ta ich „ anonimowość” twórcza była wyjątkowa. No cóż – miłość Wielkopolan do lubuskiego ciągle jest… Robert Wójcik: Oj – porusza Pani tematy niebezpieczne, bo polityczne – a ja polityki nie lubię i nigdy w nią się nie angażowałem. Cóż ja mam powiedzieć – Gorzów Wielkopolski to miasto z niezwykłą historią – położone w niezwykle pięknym i czystym zasobnym w jeziora, rzeki i lasy krajobrazie naszej przyrody. To miasto położone o „rzut kamieniem” do granicy z Europą. To jego niezwykłe atuty. A wady – jest ich parę ,ale nie chciałbym ich za bardzo poruszać. W końcu paręnaście lat byłem w jakiś sposób związany z tym miastem. Dyplomatycznie odpowiem na to Pani pytanie tak – Gorzów Wielkopolski powinien postawić na zdecydowaną poprawę infrastruktury drogowej, komunikacyjnej, kolejowej, rzecznej i szeroko rozumianej gospodarki komunalnej , wodnej, termicznej w kontekście zauważalnych zmian klimatu. Gorzów Wielkopolski powinien iść z duchem obecnych wymagań europejskich – powinien być nowoczesny i globalny w czasie przyszłym. Powinien postawić na turystykę i swoją historię. Powinien promować edukację młodzieży, szeroko rozumianą kulturę ( na dobrym poziomie – a ma zaplecze), dobre, profesjonalne media i przede wszystkim – w prywatny biznes. Gorzów Wielkopolski powinien szukać „inwestorów” – takiej „bazy” – w zakresie nauki, edukacji i rozwoju prywatnej przedsiębiorczości, który przynosi miejsca pracy. Gorzów Wielkopolski powinien słuchać swoich mieszkańców – gorzowian – to miasto musi mieć lobbystów – ale nie z plakatów wyborczych. Jest tam bardzo duży potencjał – do dziś niewykorzystany, od wielu lat niewykorzystany. Ja mam takie wrażenie. Reszta – jak będzie konsekwentny i mądry „włodarz” przyjdzie sama – to tylko czas, który trzeba twórczo wykorzystać – nie trwać – wykorzystać i działać – być skutecznym i twórczym. Co do „developerów” – Pani Marzanno – musi się najpierw zmienić nasze prawo- budowlane, administracyjne i podatkowe. Ono im sprzyja – i to jest problem wszystkich miast w Polsce. Obserwuję to też w Poznaniu. Gorzów Wielkopolski się „starzeje” i wyludnia. Mówiąc o edukacji młodzieży – mam na myśli powstanie tam prężnego ośrodka akademickiego – to „odmłodzi” to miasto – przyciągnie młodych, a z drugiej strony przyciągnie elity. Trzeba też pamiętać o rozwój szkół zawodowych – które chronicznie znikają w Polsce w wielu miastach. Tu by mogła pomóc ta „nielubiana” Wielkopolska i inne sąsiednie graniczne województwa – i na pewno by pomogły. Tego się nie stworzy w parę lat – to 10-20 lat . Ale od czegoś trzeba zacząć -trzeba mieć wizję i być do bólu skutecznym. Gorzów Wielkopolski ma ogromne szanse aby stać się miastem rozpoznawalnym w Europie – ale skutecznie od wielu lat – tej szansy nie wykorzystuje. Nie rozumiem dlaczego ? – Może elitom politycznym odpowiada taka „zaściankowość” i takie życie na uboczu ? – być cicho – więcej nie powiem… A na koniec – jeszcze tak – niech decydenci zapytają się samych Gorzowian – jak widzą wizję swojego miasta ? Niech mi Pani wierzy – doszłoby wiele twórczych pomysłów. A teraz na tapecie jest jakiś pomysł o zmianie nazwy „Gorzowa Wielkopolskiego” na „Gorzów”. Jak śledzę obecną kampanię wyborczą (bardzo miernej jakości), to się zastanawiam, ale smutno i beznadziejnie – tam nie ma nic – inaczej – jest taka zupa „Nic”… Plakat wyborczy – jest tylko plakatem – a lubuszanie już wiele razy dali się nabrać. Niechlubny przykładem jest reprezentant lubuskiego w naszym sejmie. Gorzowianie – zadam Wam pytanie? – jesteście z niego zadowoleni? Co ten poseł zrobił dla Was ? Wydaje mi się, że tylko wstyd. Wybraliście go parę miesięcy temu…. Chluby Wam to nie przynosi …. Drodzy Gorzowianie Wielkopolscy – czas

MIERZĘCIN – TRZECIA ROCZNICA WSPOMNIEŃ DR ROBERTA WÓJCIKA Read More »

Trochę o kulturze przy okazji wyborów samorządowych (Gorzów Wielkopolski 2024)

Zrobiło się głośniej o kulturze w programach wyborczych kandydatów do samorządów w mieście Gorzowie Wielkopolskim. Kandydat na prezydenta Jacek Bachalski zaprosił mieszkańców do dyskusji na temat rozwoju kultury i wspomniał o Filharmonii Gorzowskiej i „o wielu innych ośrodkach kultury”… Gorzowianie na fb prześmiewczo i z dystansem odnieśli się do tak ujętego tematu przez kandydata na prezydenta, weszli w dyskusję odważnie sugerując, że kandydat nie ma pojęcia o czym mówi. W/w kandydat wymienił tylko jedną placówkę – Filharmonię – może dlatego, że daje się zauważyć, bo nie jest mała… Tymczasem w Filharmonii Gorzowskiej działającej już od ok. dziesięciu lat , co tu dużo mówić ciągle są jakieś zmiany w kierownictwie, często zmieniają się dyrygenci. Niestety melomani gorzowscy- ci- którzy mają ukończone szkoły muzyczne i trochę znają się na muzyce nie są zachwyceni poziomem naszej orkiestry, często wyjeżdżają na koncerty do innych miast, a porównania naszej orkiestry do innych nie wypadają dobrze. Uznaniem cieszyła się dyrygent, Pani Monika Wolińska, ale odeszła i rozwija swoją karierę gdzie indziej. No cóż, pozostaje życzyć Pani Monice Wolińskiej dalszych sukcesów, a my w przyszłości będziemy dumni, że zagościła chociaż na krótko w naszym mieście. Szkoda, że nie potrafiliśmy zadbać o to, aby zatrzymać wyjątkowych ludzi, czy starać się o takich, którzy będą umieli rozwijać wysoki poziom tej placówki. Nasza filharmonia jest dla mnie za często zbyt rozrywkowa, jak na filharmonię przystało. Skoro ją mamy, to nie zmieniajmy jej charakteru, ale go utrzymujmy. Bazą powinna być muzyka dawna. Mamy w Gorzowie Wielkopolskim coś, czym możemy się chlubić, pochwalić i promować, a mianowicie nasz JAZZ KLUB POD FILARAMI. To już tradycja, długoletnia. Kto w Polsce z miłośników jazzu nie słyszał o Panu Bogusławie Dziekańskim i Jazz Klubie pod Filarami? Na koncerty przyjeżdżają wielkie światowe gwiazdy, publiczność z innych miast i mówi, że szczerze nam tego klubu zazdrości. Kameralne miejsce, adekwatna atmosfera, ktoś umiał ją stworzyć, nie komercja(!!!!). Nieduże miasto i nieduża niszowa kultura na dobrym poziomie i to od tylu lat…Stworzona Mała Akademia Jazzu. Wiele poważnych firm w Gorzowie Wielkopolskim sponsorowało chętnie wyjątkowe koncerty jak firma HMB czy Toyota. Koncerty Richarda Bony, Johna Coltraina pamięta się do końca życia, a potem taką muzykę słucha się często i śledzi twórczość tych artystów. Małe jest piękne i wcale nie gorsze od dużego, bo nie w wielkości jest „widz” a w dobrej jakości, która wynika z pracowitości i pasji. Prowadzący od lat ten sam Pan Bogusław Dziekański. Akurat jestem z gorzowską firmą na targach w Bangkoku, która tutaj miała swój udział w spotkaniach networkingowych- „Gates”, a następnie pojechaliśmy do Jakarty w Indonezji na targi elektroniki użytkowej w celu rozpoznania rynku. I tutaj właśnie w Jakarcie mieliśmy miły akcent z gorzowskim Jazz Klubem w tle i gorzowskim saksofonistą Markiem Konarskim. Otóż hotel Borodur, w którym nocowaliśmy obchodził 50 – tą rocznicę swojego powstania i w związku z tym było tu dosyć uroczyście. Wieczorem poszliśmy na koncert jazzowy w pięknej sali hotelowej, na której obecna była polska ambasador Indonezji ze swoim mężem. Po koncercie przedstawiono skład muzyków i padło polskie nazwisko. Zamieniliśmy parę zdań z Polakami po koncercie. Jednym z nich okazał się mieszkający w Danii, ale pochodzący z Ciechanowa muzyk( kontrabasista ), który od razu powiedział, że zna gorzowski Jazz Klub Pod Filarami i kolegę, z którym studiował czyli gorzowianina Marka Konarskiego. Wspólne zdjęcie muzyków z publicznością po koncercie Miło jest usłyszeć na końcu świata coś o małym mieście w Polsce, w którym się mieszka i są to dobre wieści o ludziach czynu i kultury. Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Trochę o kulturze przy okazji wyborów samorządowych (Gorzów Wielkopolski 2024) Read More »

JAKA JEST

motto : „Portret kobiecy” Musi być do wyboru.Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.Naiwna, ale najlepiej doradzi.Słaba, ale udźwignie.Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.Czyta Jaspersa i pisma kobiece.Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,własne pieniądze na podróż daleką i długą,tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.Albo go kocha, albo się uparła.Na dobre, na niedobre i na litość boską. Maria Wisława Szymborska – Włodek ( 1923 – 2012) Bez tytułu ….. W historii zapisało się mnóstwo inspirujących kobiet – Polek, takich jak noblistka Maria Skłodowska-Curie, działaczka społeczna Irena Sendlerowa, czy moja ulubiona poetka – noblistka – Wisława Szymborska. Według danych GUS (2023 rok), jest ich obecnie w Polsce 19 517 000 ( dziewiętnaście milionów pięćset siedemnaście tysięcy). To nasze prababcie, babcie, mamy, siostry, córki, wnuczki…. i przede wszystkim nasze żony. Ogólna liczba Polek i Polaków to 37 766 000 ( trzydzieści siedem milionów siedemset sześćdziesiąt sześć tysięcy), czyli panie stanowią 52 % ogółu ludności kraju. Żyją dłużej od mężczyzn – przeciętna liczba trwania życia wynosi ponad 81 lat – w przypadku mężczyzn to 73,4 lata. Na 100 mężczyzn przypada w Polsce średnio 107 kobiet (w miastach 112, na wsi 101). Są lepiej wykształcone – chcą się uczyć i kształcić. Ponad 60 % absolwentów wszystkich uczelni w Polsce – to kobiety. Płeć męska to tylko 40 %. Przodują zdecydowanie w kierunkach pedagogicznych, ekonomicznych, humanistycznych, językowych, medycznych, przyrodniczych. Kobiety są ciekawe świata – zaczynają w nim dominować. Zresztą , zawsze dominowały i były wielkie. Co inspiruje w kobietach ? Siła do podążania własną ścieżką i mówienia głośno o swoich potrzebach. Upór w dążeniu do spełnienia swoich marzeń i zdolność do niepoddawania się w obliczu różnych trudności. Są doskonałymi „dyplomatkami”. Kobieco „lawirując” są niezwykle skuteczne. One nie są słabe – są zdecydowanie silniejsze od facetów pod względem psychicznym. Są słabsze tylko fizycznie od mężczyzn, ale to ich „niewidzialna” siła. Podziwiam kobiety za odwagę do dokonywania zmian i sprawczość. Są przy tym „malarsko” ciepłe i opiekuńcze, takie łagodne, subtelne istoty – wrażliwe i dobroduszne. Czy rzeczywiście kobiety są tak delikatne, jak pozornie się wydaje? Ze sztuki wielu epok wyłania się obraz kobiety, która z kruchością ma niewiele wspólnego, a wewnętrznej siły mógłby jej pozazdrościć niejeden heros. Wiele z nich potrafiło się okrutnie zemścić na niezbyt wiernym kochanku lub spłatać okrutnego figla. Febila (w innej wersji Ysifile) obiecała ugościć Wergiliusza, kazała mu dostać się do jej pokoju w koszu zawieszonym na linie, a potem odprawiła go z kwitkiem, nie szczędząc mu szyderstw. Według tej legendy Wergiliusz – mimo swych magicznych zdolności – stracił zupełnie głowę dla pięknej Febilli, córki cesarza (w zależności od podania: Augusta, Nerona lub Hadriana). Pewnego razu poecie udało się uzyskać od dziewczyny obietnicę miłosnej schadzki – w nocy miał zostać wciągnięty w zawieszonym na linie koszu do komnaty wysokiej wieży. W połowie drogi podnoszony przez dziewczynę kosz, ku zaskoczeniu i rozczarowaniu Wergiliusza, zatrzymał się i zastygł tak aż do południa dnia następnego, doprowadzając do łez śmiechu tłumnie przybyłych Rzymian. Z kolei Kampaspe miała dosiąść samego Arystotelesa niczym rumaka, obiecując mu słodkie pocałunki, których w rzeczywistości nie posmakował. Ale były też kobiety tak cnotliwe jak Lukrecja, rzymska heroina, która po gwałcie przez syna Tarkwiniusza Pysznego, chcąc ratować honor swój i męża, popełniła samobójstwo. Wymienione postacie (a przykładów jest całe mnóstwo), miały silne charaktery – była w nich moc i wewnętrzna siła pozwalająca na radzenie sobie z przeciwnościami losu. Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o kobietach, które tworzą nasz nowy czy stary kanon kulturowy? To nasze przedsiębiorcze mamy, które są w stanie robić kilkanaście rzeczy jednocześnie i zawsze ugotują ciepły rosołek, ulepią ulubione pierogi, upieką przepyszne ciasto, pocerują i wypiorą brudne czy podarte rzeczy, przytulą do snu, przeczytają bajkę… Ona dba o ognisko domowe, o innych, otaczająca opieką, zawsze pomocna, pełna empatii. Odważne prababcie i babcie, które przeszły koszmar niejednej wojny, okupacji, pacyfikacji, obozów koncentracyjnych i stalinowsko-ubeckich czasów. Siostry, która zawsze pomagały w nauce. Córki, które wiedzą , że zawsze mają w nas wsparcie i pomoc. Znajome czy przyjaciółki, które pomagają w realizacji swoich zainteresowań i zdecydowanie lepiej radzą niż niejeden kumpel. Pozostają żony – odważne, kochane, inspirujące – na dobre i na złe – do końca życia – zawsze możemy na nie liczyć. Są oryginalne i nietuzinkowe. Mają własny styl i osobowość. Odmienność jest interesująca, ale żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie zwiąże się na stałe z kobietą, która różni się od niego w fundamentalnych kwestiach. Żony podzielają (a w zasadzie rozdzielają) pogląd na życie, posiadanie dzieci, stosunek do pieniędzy, wiary i polityki. To one tworzą stabilny związek, są takim jego lepiszczem, cementem. Żona patrzy w tą samą stronę co jej partner, ale to ona wyznacza kierunek dążenia, to ona buduje przyszłość i powoduje, że marzenia i priorytety się pokrywają. Podobne oczekiwania sprawiają, że zamiar idzie w jednym kierunku – razem przez całe życie. Ważny też jest jej humor, który zawsze ma – jego poczucie to cecha bardzo pożądana. Idealnie, żeby śmieszyły nas podobne rzeczy. Dzięki temu nigdy się nie nudzimy ani… kłócimy o żarty, które jednej ze stron wcale nie śmieszą. To ona potrafi ponurą sytuację obrócić w żart. Łatwiej jest iść przez życie z uśmiechem. A jeśli dwoje ludzi potrafi rozśmieszyć to samo, jest weselej. A kiedy namiętność i pożądanie, które z czasem mogą nieco przygasnąć – ona powoduje, że je rozbudzi, będąc naszą przyjaciółką. Przyjaźń – to piękne słowo, które odbudowuje miłość i przywiązanie do siebie. Bez niej żadna relacja nie wytrzyma długo. Dzięki temu, gdy szał uczuć opadnie, dobra, przyjacielska relacja pozwoli przetrzymać złe chwile. Jest wzajemnym oparciem, łatwiej przechodząc przez kryzysowy czas. My faceci – musimy to docenić. Nie jest łatwo wejść w taka rolę (mężczyźni tego nie potrafią, obojętnieją) i sprostać jej z uśmiechem na ustach. Ale starajmy się to zgrać zgodnie i szczęśliwie do samego

JAKA JEST Read More »

Problem (?) „wielkopolskiego” przymiotnika w nazwie miasta położonego na pograniczu Pomorza i….Wielkopolski

Chodzi oczywiście o nasze miasto czyli… na razie Gorzów Wielkopolski. Poniżej prezentuję teorię – dlaczego problem zmiany nazwy miasta wraca co pewien czas, zawierającą ciekawe powiązania faktów, kuluarów tej sprawy. Auto Przedstawiam autora poniższego tekstu – Nikołaja Tracza i jego spostrzeżenia. – Marzanna Leszczyńska Problem przymiotnika w nazwie Gorzowa pojawia się regularnie średnio co dekadę. No właśnie, czy jest to faktycznie problem? Zwolennicy zmiany (głównie politycy, choć nie tylko) sugerują że to mało miasteczkowe, że niezgodne z historią, że utrudnia zlokalizowanie miasta, że co to za pomysł aby przymiotnik występował w nazwie miasta wojewódzkiego. Poniżej rozprawiam się z argumentacją przeciwników przymiotnika. Argument historyczny o braku związku z Wielkopolską Agrument historyczny jest zdecydowanie najgłupszy, bo o ile Gorzów z Wielkopolską był związany krótko i na samym początku, to na Ziemi Lubuskiej nie leżał nigdy. Wytyka się komunistyczną propagandę, która chciała podkreślić Polskość zdobytego odwiecznie niemieckiego miasta – oczywiście, to prawda. Ale przyjrzyjmy się jak to z tą przynależnością Gorzowa do Wielkopolski faktycznie było. Ziemia na której został zbudowany Gorzów, należała do Kasztelani Santockiej która z kolei wraz z Santokiem należała do Wielkopolski. W 1260 Konstancja Przemysłówna, córka księcia wielkopolskiego Przemysła I, wyszła za syna margrabiego brandenburskiego Jana I Askańczyka. Jako posag wniosła ziemie kasztelanii santockiej, ale już bez samego grodu -Santoku. To właśnie na tej ziemi powstało niemieckie miasto Landsberg. Kolejnym „wielkopolskim” epizodem jest okres od 1945 (czyli początku polskiego Gorzowa) do 1950. Miasto wtedy należało do woj. poznańskiego i było głównym ośrodkiem administracyjnym zachodnich powiatów województwa. Trzeba wspomnieć jeszcze o kolejarzach z Wielkopolski, którzy w 1945 jako pierwsi zakładali polską administrację w przejętym mieście. To oni pierwsi, nie komunistyczna propaganda nazwali Landsberg Gorzowem Wielkopolskim. Komunistycznej propagandzie natomiast możemy zawdzięczać podczepianie Gorzowa oraz Zielonej Góry pod Ziemię Lubuską – to właśnie w PRL-u powstał pierwszy koncept jakoby miasta miały tworzyć wspólny region wraz z faktyczną Ziemią Lubuską, która roztacza się pomiędzy niemieckim Lebusem (Lubuszem) a rejonem Ośna Lubuskiego i Sulęcina. Argument o małomiasteczkowym charakterze miasta z powodu przymiotnika oraz problemem ze zlokalizowaniem miasta. Zwolennicy Gorzowa – bez przymiotnika w nazwie- uważają, że przymiotnik w nazwie miasta wojewódzkiego świadczy o jego małomiasteczkowości. Przypominają historię Stargardu (do niedawna Szczecińskiego), Recza (kiedyś Pomorskiego) a przede wszystkim argumentują, że „żadne inne miasto wojewódzkie nie posiada przymiotnika w nazwie, tylko ten nasz Gorzów”. Problem w tym, ze Stargard w Polsce jest jeden (nie mylić ze Starogardem Gdańskim –- jedna literka w tym przypadku robi różnicę), a Recz tak naprawdę zawsze był Reczem, przymiotnik „pomorski” to jedynie nazwa stacji kolejowej w miasteczku. Analogicznie do „Nowe Drezdenko” w Drezdenku. Z Gorzowem sytuacja jest bardziej skomplikowana – są w Polsce aż trzy. Gorzów Śląski to miasto leżące w woj. opolskim, na historycznym Górnym Śląsku, natomiast trzecia miejscowość to po prostu…Gorzów – wieś na Małopolsce, nie posiadająca żadnego przymiotnika w nazwie. Czy naprawdę nazwa dzielona z jakąś wsią na drugim końcu Polski daje nam prestiż? O istnieniu „Gorzowa” w Polsce wie mało kto, natomiast w społeczeństwie istnieje świadomość o istnieniu dwóch Gorzowów z odpowiednimi przymiotnikami. Tak samo jak każdy Polak nawet z minimalną wiedzą geograficzno-historyczną zna pojęcia Małopolska, Wielkopolska oraz Śląsk. Pamiętajmy też, że istnieje jeszcze nasz „fonetyczny bliźniak” – miasto Chorzów. To właśnie z nim, gdy mówimy „jestem z Gorzowa” najczęściej mylą nasze miasto nasi rozmówcy – „Wielkopolski” rozwiązuje ten problem zanim zdąży się w ogóle pojawić. Ile zabawnych nieporozumień osobiście miałem w tym temacie podczas podróży, np. festiwalach muzycznych -to nie byłbym w stanie wyliczyć: -Skąd jesteście? -Z Gorzowa. -Z Chorzowa? My z Katowic. -Nie, z Gorzowa Wielkopolskiego. -A, Gorzów Wielkopolski, jasne! Przejeżdżaliśmy obok niego ostatnio jak jechaliśmy nad morze. Potem najczęściej słyszy się anegdoty o żużlu lub nagrywaniu muzyki w przeszłości na kasety Stilonu, bo przecież nie o „Dominancie” czy remontowanych ponad 20 lat Schodach Donikąd – to są na szczęście meandry wstydu jedynie w skali makro. Jako argument również podaje się przykład enigmatycznych „przedsiębiorców i biznesmenów” którym rzekomo błędne lokowanie Gorzowa gdzieś na Wielkopolsce odbija się negatywnie na interesach – to kompletna bzdura. Załóżmy, że gdzieś na skraju województwa podlaskiego, leży miasto, które zawiera w sobie przymiotnik odwołujący się do woj. mazowieckiego i Polacy przez to często kojarzą je z Warszawą. Czy takie skojarzenia mogą szkodzić, czy wręcz przeciwnie? Gorzów na takiej samej zasadzie kojarzony jest z Poznaniem – tylko korzystać z takiego stanu rzeczy! Podobnie jak z byciem jedynym miastem z przymiotnikiem – przecież to aż krzyczy by wykorzystać to marketingowo. Fakt posiadania przymiotnika nie musi być wadą, a zaletą. Po za tym, to nie jest jakiś „Gorzów Dolny/Górny” czy „Gorzów nad Kłodawką”. Przymiotnik „wielkopolski” brzmi dumnie, brzmi po prostu „wielko”. Nawiasem mówiąc, małomiasteczkowo moim zdaniem brzmi proponowany przez wielu „Gorzów Nad Wartą”. Argument o budowaniu odrębnej tożsamości w duchu Lubuskim. Naszemu miastu delikatnie mówiąc, daleko do bycia pretendentem do tytułu najlepszego miasta wojewódzkiego w Polsce. W każdym zestawieniu miast wojewódzkich pod względem wysokości zarobków, komfortu życia Gorzów Wielkopolski dumnie zajmuje ostatnie miejsce, ewentualnie jedno z ostatnich. Gorzów nie może się również pochwalić napływającą ludnością, turystyką oraz uczelniami. Wielu Gorzowian (w tym też ja) upadek swojego miasta upatruje w niekorzystnym położeniu wojewódzkim. Zielona Góra, która stale się rozwija, zostawiła Gorzów daleko w tyle. Mając Urząd Marszałkowski- to właśnie ona rozdaje karty, dysponuje funduszami, a dla Gorzowa zostają marne okruszki. Pojawiają się głosy, że Zielona Góra nie byłaby tam – gdzie jest gdyby nie Gorzów- i nasze miasto jest jej potrzebne by zachować swoją obecną pozycję. Pytanie tylko, czy Gorzów do funkcjonowania również potrzebuje Zielonej Góry? I tutaj właśnie ta grupa Gorzowian wskazuje na Wielkopolskę. Związek z Poznaniem jest dla Gorzowian naturalny – to tam większość wybiera się na studia, a sam gorzowski AWF jest filią AWF im. Eugeniusza Piaseckiego w Poznaniu. Nie tylko część Gorzowian widzi w woj. lubuskim i współpracy z Zieloną Górą niekorzystny dla siebie układ. W 2023 roku, jeszcze za poprzedniego rządu coraz głośniej mówiło się o reformie administracyjnej w Polsce na, której między innymi miały zyskać miasta, które utraciły status miast wojewódzkich. Dwa z czterech proponowanych wariantów reform, zakładały likwidację woj. lubuskiego i ulokowanie Gorzowa w granicach woj. zachodnio-pomorskiego. – Obecny układ województw nie jest wynikiem żadnej spójnej

Problem (?) „wielkopolskiego” przymiotnika w nazwie miasta położonego na pograniczu Pomorza i….Wielkopolski Read More »

Wenecja – Bazylika S. Marka- „Pax tibi, Marce…”

O Bazylice św. Marka, historii, legendach, religijności Wenecjan , tajemniczości , wrażeniach własnych, Popielcu – Marzanna Leszczyńska     ” Takiego miejsca nie ujrzałoby się po opium, mrocznego od dymu kadzidła; pełnego skarbów z kamieni i metali szlachetnych, połyskującego zza żelaznych krat, świętego relikwiami martwych świętych „ Karol Dickens W tych czterech linijkach tekstu K. Dickens ujął istotę Bazyliki św. Marka w Wenecji. Podobno to jeden z cudów architektonicznych tego świata. Zachwyca pięknem, wielkością, przepychem bogactwa, ale wzbudza zdziwienie swoim wschodnim charakterem. W końcu poświęciłam na ten zabytek odpowiednią ilość czasu. Moja noga stanęła tutaj trzeci raz. Dwa razy wcześniej oglądałam Bazylikę tylko z zewnątrz. Wiadomo- Wenecja to jedno z najdroższych miast świata. Któż z Polaków mógł sobie pozwolić na obiad w Wenecji czy nocleg w latach komuny, czy transformacji 90-tych lat? Ja na pewno nie. Zwiedzałam uliczki w upałach sierpnia czy czerwca, a wycieczka to wiadomo: mało czasu wolnego, zbiórki , trzymanie się grupy, czekanie na wszystkich.. i jeden cel -zobaczyć jak najwięcej w krótkim czasie. Uff… Teraz poświęciłam Bazylice dwa dni – ostatni dzień karnawału i środę popielcową. Czekanie w kolejce do wejścia to dla mnie nie był czas męki i zniecierpliwienia, zresztą nie trwało to aż tak długo. Dla mnie takie czekanie to czas na obserwację ludzi, a w karnawale jest na co patrzeć, bo przechodzących przebierańców w przepysznych strojach nie masz dość. Wzrok mój przykuli jacyś prawosławni duchowni w czarnych sutannach, w czapach, z długimi brodami, mocno zbudowani. Może to pop jeden, drugi i trzeci. Robili ogromne wrażenie, byli inni, wyróżniali się na tym ogromnym placu z tak wielką ilością ludzi przed Bazyliką św. Marka, z tymi bizantyjskimi kopułami. Byli najbardziej kompatybilni w tym pejzażu. Najbardziej udani w swoim ubiorze, choć to czas karnawału, rewii przebierańców – to oni wpasowali się najlepiej, byli najlepiej przebrani choć paradoksalnie – nie przebierali się. Przywiezienie w 828 r. ciała ( mówi się często rzekomego) św. Marka Ewangelisty odmieniło to miasto zupełnie i to wydarzenie było pretekstem do powstania tej wspaniałej budowli. Wcześniej w Wenecji czczono św. Teodora, a w miejscu Bazyliki była łąka, parę drzew i ogród oraz owocowy sad. Historia i legendy powstania Bazyliki są arcyciekawe i warto je znać. Oto co mówi legenda i historia. Dwaj kupcy weneccy: Buono z Malamocco i Rusico z Torcello przybyli do Aleksandrii z misją handlową, ale przy okazji wyszła też inna transakcja. Nawiązali dyskusję z opiekunami kościoła, w którym spoczywało ciało świętego męczennika w sarkofagu i które mieli za zadanie chronić. Kapłani narzekali na prześladowania katolików przez Saracenów, spodziewali się splądrowania, a nawet zniszczenia kościoła. Wenecjanie zaproponowali kapłanom zabranie ich do Wenecji razem z ciałem św. Marka, które miało być opłatą za podróż. Ciało św. Marka wyjęto z sarkofagu i tam umieszczono relikwie mniej prestiżowego świętego. Na pokładzie statku przewieziono je w skrzyni i przykryto warstwami słoniny i kapusty. Muzułmańscy urzędnicy, którzy kontrolowali skrzynię zakrzyknęli z obrzydzeniem : „Kanzir! Kanzir!” („O zgrozo!). Na pełnym morzu, z dala od wykrycia maskarady, święte zwłoki wystawiono na pokładzie w otoczeniu świec i kadzielnic. Podczas rejsu przez Morze Śródziemne wydarzyły się różne cuda. Potem powstała legenda, że św Marek był biskupem Akwilei, a nie Aleksandrii. W XIII wieku zrodziła się kolejna legenda, że Marek szukał schronienia przed burzą i opatrzność go skierowała na wyspę Rialto, gdzie objawił mu się anioł i oznajmił : „Pax tibi, Marce. Hic requiescet corpus tuum„. („ Pokój z tobą Marku. Tutaj spocznie ciało Twoje”). Źródeł historycznych nie ma o tym. Pojawił się też mit związany z morzem i żywiołem: święci( Marek, Mikołaj, Jerzy) na łodzi uśmierzają sztorm na lagunie zesłany przez demony. Marek schodząc na ląd podaje rybakowi złoty pierścień, a rybak daje go doży. Relikwie św. Marka umieszczono w sali bankietowej Pałacu Dożów mimo tego , że w tym czasie budowano katedrę Olivolo i mogły spocząć tam właśnie. Najpierw wzniesiono kaplicę pod wezwaniem św. Marka. Pałac Dożów potrzebował religijnej legitymizacji, a świątynia potrzebowała Pałacu. Obecność świętego chroniła Wenecję przed napaścią. Miasto zyskało renomę niezdobytego. Wenecja pozostała nietknięta do czasów Napoleona. Umocniła się pozycja doży i wspólnoty. Całkowicie zmienił się charakter i pozycja Wenecji od tego czasu. Św. Marek szybko przewyższył kult św. Teodora, a na cześć nowego świętego wzniesiono wielką bazylikę Monsignior S. Marko w XII wieku. Na wielkim łuku nad prawą galerią śpiewaczą w bazylice pokazane są mozaiki ze scenami zaokrętowania ciała św. Marka, żeglugi do Wenecji i powitania ciała w mieście. Mozaiki są świetliste, wykonane zgodnie z tradycją bizantyjską – są filigranem na srebrnej powierzchni – wykonane z cienkich drucików złota, które rozklepywano i w ten sposób uzyskiwano ząbkowany brzeg, przylutowywano je do podłoża i układano w ornamenty. W 976 roku podczas buntu przeciwko doży wybuchł pożar, który pochłonął kościół św. Marka. Wtedy zniknęły relikwie. Odnalazły się w 1094 r., gdy odpadł tynk z kolumny. Dzisiaj podobno spoczywają pod głównym ołtarzem bazyliki. W 1968 roku papież Paweł VI wręczył kilka relikwii św. Marka delegacji duchownych koptyjskich, jednak reszta ciała pozostała w Wenecji. W skarbcu Wenecji można oglądać kciuk św. Marka i słynny złoty pierścień sprezentowany rybakowi. Być może doszło do kradzieży jakiejś świętej relikwii może Marka, a może nie. Być może doża wysłał kupców z misją zakupu relikwii, aby podnieść religijny prestiż miasta, aby mogło rywalizować z Rzymem i jego św. Piotrem. Pewne jest, że od tego czasu Wenecja nie chciała się podporządkowywać Rzymowi w sprawach religijnych. Te wydarzenia i relikwie zapewniły Wenecji autonomię. Wyspy laguny się zjednoczyły, a przewodniczyła im Wenecja. Cesarz Bizancjum wprowadził embargo na handel między Saracenami a chrześcijanami, Wenecja łowiąc ryby i świętych mogła bogacić się inaczej. Od początku istnienia miasta panowało tu przekonanie, że Wenecja została ufundowana przez Boga i od niego czerpała władzę. Stopniowo władza ze świętego przeszła na rybaka, a potem na polityka. Wenecja to miasto bez fortyfikacji, w którym handel był najważniejszy, a więc port musiał być otwarty. Kult św. Marka razem ze skrzydlatym lwem stał się sprawą świecką, stał się ikoną Wenecji i kojarzono go z dożą. Lew towarzyszący św. Markowi pozostał symbolem władzy, sprawiedliwości i paternalizmu – potęgi panowania Wenecji na morzu i lądzie. Wenecka religijność. Miasto,

Wenecja – Bazylika S. Marka- „Pax tibi, Marce…” Read More »

Scroll to Top