
Piszcie i wysyłajcie kartki na Święta Bożego Narodzenia. To takie fajne- nie tylko dostawać, ale też dawać. Napisałam tekst o tych pierwszych, które otrzymałam. Pokazuję je w klipie, na tle piosenki Ewy Bem z filmu „MIŚ”.
Marzanna Leszczyńska
Koniec lat 70-tych i lata 80-te to był czas dużego napięcia w Polsce. Okres tuż przed stanem wojennym, stan wojenny a potem powolne podnoszenie się Polski z marazmu. To był biedny czas : szaro-burej rzeczywistości, pustych półek w sklepach, kartek na żywność, zamknięcia Polski na kraje zachodnie. Właśnie w tym okresie przychodziły do mnie pierwsze kartki świąteczne, adresowane na moje imię i nazwisko, nie rodziców, ale moje. Jaka ja wtedy byłam dumna i szczęśliwa, to były czasy szkoły podstawowej. Zachowałam je do dzisiaj, a ta pierwsza ma 45 lat. To już zabytek. Cieszę się, że nie uległam pokusie ich wyrzucenia wtedy, gdy wiele lat później przychodziły do mnie o wiele bardziej atrakcyjne, kolorowe, błyszczące brokatem, rozkładane, z pozytywkami – kartki świąteczne. O tak, rozwinął się przemysł świąteczny.
Dziś po wielu latach otworzyłam kolorowe pudełko, w którym spoczywają – niektóre są lekko pogięte, nie mają wyrazistych kolorów ( nigdy ich nie miały), są skromne ale dla mnie mają wartość. Są odbiciem pewnego okresu ważnego w kraju, w którym mieszkam od urodzenia i mojego życia.
Te dwie pierwsze, które otrzymałam w swoim życiu dziecięcym cieszyły mnie szczególnie nie tylko dlatego, że były piękne ( z Misiem Uszatkiem na nartach z ulubionej „Wieczorynki” i ta druga z cyklu: „Polskie szopki ludowe”) ,ale dlatego , że przyszły od mojej koleżanki- przyjaciółki, z którą siedziałam w jednej ławce szkolnej. Łączyło nas wtedy zamiłowanie do rysowania, fascynacje piórnikami chińskimi, pachnącymi gumkami, pisakami i kredkami, które nasi rodzice przywozili z Czechosłowacji przy granicy, której mieszkaliśmy. Miałyśmy też prawdziwe pióra wieczne: pelikano czy parker otrzymane w komunijnych prezentach. Dzięki nim wyrobiłyśmy sobie ładne charaktery pisma, chociaż kosztowało mnie to wiele łez, przepisywania zeszytów i stron bo kleksy były złośliwe, a staranne zeszyty były w cenie dobrej oceny z przedmiotów. Na przerwach opowiadałyśmy sobie przeczytane książki, oglądane filmy, chodziłyśmy po krawężnikach z ambicją, aby z nich nie spadać ( jakież to były ćwiczenia równowagi, cierpliwości, koncentracji, urządzałyśmy konkursy). I nagle po paru latach, gdy nasza przyjaźń robiła się coraz dojrzalsza i bogatsza – została nagle przerwana. Umarł jej tato, który ciężko od lat chorował, a ona musiała się przeprowadzić daleko. Dziś po tylu latach wiem, że to była piękna, pozytywna i ważna relacja w moim życiu i chyba żadna z późniejszych koleżanek nie miała na mnie tak pozytywnego wpływu. Niestety zakończyła się bez śladu, a dzisiaj nie wiem co u niej słychać.
Potem przyszły kolonie, obozy, a więc nowe znajomości, przyjaźnie na odległość i nowe kartki na święta. I ta jedna z wroną i złym bałwanem, którą przysłał mi poznany na kolonii w Czechosłowacji chłopiec, o u nas nie spotykanym imieniu – Adolf. Napracował się kamrat i napisał życzenia po rosyjsku.
Czytam z uśmiechem te nieporadnie formułowane dziecięce życzenia. Czasami jedno zdanie i litery tak duże, że ledwie zmieściło się na kartce. Dużo zapewnień, że nie było czasu na napisanie listu. Tak, ale to był duży wysiłek, czyjaś pamięć adresowana tylko w moim kierunku, tylko dla mnie, własnoręcznie napisane. Tylko jedna kartka ma wypłowiały, ledwie czytelny tekst. Jednej osoby nie mogłam sobie przypomnieć, ale już chyba sobie przypominam…
Nigdy nie wyrzucę tych kartek. Może kiedyś spakuję ładnie i przekażę komuś ze swoich wnuków, czy prawnuków… Komu? A to się musi wykrystalizować w przyszłości.
Marzanna Leszczyńska
Ja dostaje kartki Świąteczne, ale też wysyłam. To prawda, że jako dziecko czekalam na kartki swiateczne. Już od dziecka życzenia swiateczne wysyłałam. To było moje zadanie, bo mama miała wiele obowiązków i te rolę powierzyła mi jako starszego dziecka. Sprawiało mi to wielką frajdę i …tak pozostało do dzisiaj.
Wyszukuję piękne kartki, ale też staram się jakiś cytat wyszukać w Biblii z przeslaniem wpisując oprócz życzeń. Do osób bardzo bliskich i rodziny mieszkającej poza granicami kraju wkładam również opłatek, ale też dostaję opłatki na znak dzielenia się opłatkiem i dołączają życzenia w postaci kartki świątecznej. Jest to jedna z tradyji, dzięki temu rodzina i bliscy łącza się duchowo przy stole wigilijnym podczas spożywania WIGILII.
Mam mnóstwo kartek świątecznych i raczej się nie powtarzają .
Tak jak napisała Pani Małgorzata Magda w komentarzu na fb: „…te życzenia miały swoją moc”.
I to są doświadczenia i niesamowite spostrzeżenia.
Jest coś takiego jak pamięć i miłe chwile. Kto ma w szufladach starych te kartki świąteczne od naszych bliskich ?
Wspomnienia… było tak kiedyś – uroczyście i z namaszczeniem pióra – nie długopisu. Ale przede wszystkim – pamięci o znajomych , bliskich i rodzinie…..
Dziś są jakieś ” smsy” lub jakaś poczta elektroniczna …
Ja czekałem zawsze na listonosza.
To był piękny czas , mimo, że żyliśmy w komunie. Zawsze pamiętam jak czekałem w kolejce do „Spowiedzi” . W niedzielę na mszy porannej były tłumy….
W każdy piątek nowego miesiąca … w konfesjonale zasypiał spowiednik …
tyle czi ile grzechów można było wysłuchać ?
My dziś nie wierzymy w ” Świętego Mikołaja” …
Zostaje nam nam tylko ten dziwny, informacyjny, komputerowy, medialny świat – to już nie nasza planeta…
Nie obudzimy się już. Szkoda.
Piękny post. Mam kartki świąteczne z lat 70- tych, 80- tych, 90- tych. Pierwsze kartki świąteczne otrzymywali rodzice,( mama co roku bardzo dużo kartek świątecznych wysyłała do bliskich). Później zaczęłam wysyłać i otrzymywać ja. Teraz sama, od lat, tworzę kartki świąteczne i wysyłam. -Kartek nigdy nie wyrzucę. Piękne życzenia i wspomnienia- cudowna pamiątka 💞
Kartki zrobione przez siebie, zwłaszcza gdy posiadamy talent plastyczny są na wagę złota. Warto się nimi pochwalić. Proszę o tym pomyśleć i zrobić odpowiedni post na fb.
” Wysłałam kartkę świąteczną własnoręcznie wykonaną i napisaną ” – Henryka Grześ