Podróże małe i duże

Topienie Marzanny na Sycylii

O Pierwszym Dniu Wiosny spędzonym inaczej niż zwykle, czyli bez ciasta, kawy i lampki wina w gronie pamiętających ludzi – autentyczna Marzanna. Wyjechałam na Sycylię – a czemu nie….Warto robić takie wagary i uciec od imieninowego stołu… Zapraszam – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką. Pierwszy dzień wiosny czyli 21 marca 2025 w Gorzowie Wielkopolskim był chłodnym dniem. Wcześniej zdarzyło się parę ciepłych słonecznych dni, ale skończyły się. Trzeba dalej nosić kurtki zimowe, nawet czapki. U mnie w ogrodzie wyszła i zakwitła cebulica syberyjska, ale na duży niebieski kobierzec trzeba jeszcze poczekać. Zaczęły się przebijać liście tulipanów, żonkili. Drzewa bezlistne. Pierwiosnki, krokusy to wiadomo już są. Ten dzień moich imienin spędziłam w Palermo i w niedalekim Rezerwacie Zingaro. Słonecznie, ale bez upałów. Woda w morzu zimna, nie do pływania, ale weszłam ( i to po szyję), aby dokonać jako autentyczna Marzanna symbolicznego rytuału nazwijmy to jej topienia. Chociaż wszyscy w Polsce radośnie oznajmiają, że wiosna już przyszła – ja dopisuję, że jednak zimy żal… Tu w rezerwacie Zingaro, gdy chodzi się po brązowych od koloru ziemi drogach i kamieniach, aby dojść do urokliwych zakątków rezerwatu, aby zobaczyć z góry malowniczą plażę, czy oazę zachwyca bujność roślin- koper jest chyba 20 razy większy, dżdżownica sunąca pod nogami przypominała węża. Zachwycały kolory intensywnej zieleni w towarzystwie niebieskiego odcienia. Niezwykłe są aromaty, zapachy. Krystaliczna woda. Sycylia to skrzyżowanie największej ilości kultur na świecie. My podążyliśmy arabsko-normańską – tą wybraliśmy jako pierwszą do poznania, bo zachwyciły nas zabytki. Średniowiecze, ale tutaj czas odbicia przez Francuzów terenu, który zajmowali Wikingowie. Efekty tego zapierają dech w piersiach. Roślinność na tle średniowiecznych budowli zarówno tych najcenniejszych i najmniej zniszczonych jak i ruin i szczątkowych pozostałości stanowi niezwykłe połączenie czego efektem jest po prostu – naturalne, czyste, nieskażone piękno. O Sycylii pojawiła się na http://www.idealzezgrzytem.pl relacja ze spotkania z wytrawnym przewodnikiem w gorzowskim PTTK, którego zaprosił Zbigniew Rudziński. Wiedza, którą warto wysłuchać : https://idealzezgrzytem.pl/2024/11/27/o-sycylii-w-gorzowskim-klubie-pttk/ Marzanna Leszczyńska

Topienie Marzanny na Sycylii Read More »

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem

Szybkim krokiem przemierzyłam most i stanęłam w bramie do Torre de Belêm, aby zapozować do pamiątkowego zdjęcia. W tym właśnie momencie aż mnie zatkało powietrze bo poczułam porządny zimny prysznic wody. Miałam mokre włosy, twarz i miejscami ciuchy. Rozległ się śmiech ludzi, którzy stali się tego świadkami. Przez moment nie rozumiałam co się stało. To było nagłe uderzenie silniejszej fali Tagu, która zmoczyła mnie i mojego fotografa. Aparat się zamoczył i nie zrobił zdjęcia. Tak wyglądało moje wejście do Torre de Belêm – jednego z najcenniejszych zabytków Portugalii. Zapraszam na tekst o historii tego szczególnego i zachwycającego miejsca, które ma też polski akcent – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką tego miejsca. Pierwotnie budowla wznosiła się pośrodku koryta rzeki Tag. W wyniku wielkiego trzęsienia ziemi z 1755 roku rzeka zmieniła nieco koryto i obecnie wieża znajduje się tuż przy jej prawym brzegu. Aby dostać się do Torre de Belém trzeba przejść przez most zwodzony, który został zbudowany, aby utrudnić dostanie się do budynku dla najeźdźców. Gdy idziesz po tym moście pod stopami i pod drewnianym mostem kłębi się woda Tagu, która nie stoi w miejscu tylko obmywa wieżę, szumi i tworzy fale.Muszę przyznać i napisać, że położenie Torre the Belêm jest przepiękne przez to, że cały czas jest obmywana przez rzekę Tag. Tam te fale nie ustają, nawet przy bezwietrznej pogodzie. Tworzą spektakl. Zdradziecko podchodzą aż pod schody nabrzeża, tworzą potężne kałuże. Są to widoki fantastyczne. Właściwie to wygląda jakby budowla wynurzała się z rzeki. Można na to patrzeć i patrzeć.Belêm jest jednym z najcenniejszych zabytków Portugalii, najważniejszą atrakcją turystyczną w Lizbonie i jednocześnie drugim zabytkiem Lizbony z listy Unesco, jednym z siedmiu cudów Portugalii 2007 roku, arcydziełem stylu manuelińskiego ( uznaną za jedyną zachowaną budowlę wzniesioną całkowicie w tym stylu, która się zachowała do dziś). Belêm było oknem na świat salonu Portugalii jakim stała się Lizbona XVI wieku, z której żeglarze wypływali w świat daleki i niepoznany dzięki królowi Henrykowi Żeglarzowi, który wyprowadził Portugalię na szerokie oceaniczne wody.  Za tymi wodami leżały ziemie przyszłych kolonii i zaczął się czas sprzyjający eksploracjom. Belêm tak nazywa się wieża, która była wejściem do Portu Lizbońskiego w epoce wielkich odkryć geograficznych służyła za komorę celną ściągającą haracz dla Króla, stała się też punktem orientacyjnym dla żeglarzy wracających do ojczyzny i symbolem morskiej potęgi Portugalii. Pierwotnie nazywana była Zamkiem św. Wincentego, który był patronem Lizbony. Powstała w latach 1515- 1520, a wzniósł ją architekt budowli militarnych Francisco de Arruda i miała uzupełniać ochronę umocnień rzeki Tag. Do jej budowy użyto wapieni z okolicy i reprezentuje styl manueliński czyli bardzo portugalski, upamiętniający morskie podboje Portugalczyków. Było to połączeniepóźnego gotyku ze zdobieniami mauretańskimi, dekoracjami naturalistycznymi z rodzimej sztuki i motywami morskiej fauny i flory oraz z biblii.To cudeńko architektoniczne składa się z dwóch części: sześciokątnego bastionu z nisko sklepioną kaplicą ze strzelnicami dla 12 armat i 30 metrową wieżą, w której mieści się : sala gubernatorska, sala królewska, sala audiencyjna, kaplica i taras z widokiem. Całość wzbogacona jest licznymi bartyzanami – wieżyczkami, które pełniły funkcje strażnicze i strzelnicze.Ta budowla zapoczątkowała nowy trend w architekturze wojskowej ze względu na dwupoziomowy skład broni. Belêm po portugalsku znaczy Betlejem. Na jej tarasie znajduje się figurka Matki Boskiej Belêm nazywana też Matką Boską Dobrego Sukcesu lub Matką Boską Winorośli czy też Dziewicą Dobrej Podróży. Fasady od strony rzeki miały więcej dekoracji, bo witały żeglarzy. Przy wejściu do wieży stoją figury św. Wincentego i Archanioła Michała, a bartyzany zdobione są tarczami z krzyżem Zakonu Rycerzy Chrystusa, który organizował i finansował wyprawy morskie Portugalczyków. Zwiedzając wieżę koniecznie trzeba na niej wypatrzeć rzeźbę nosorożca, z którym wiąże się słynna historia portugalskiego gubernatora i jego negocjacji z sułtanem Muzaferem zakończona prezentem dla króla Manuela w postaci nosorożca. Podarowane zwierzę zostało wysłane do Lizbony aby ucieszyć króla Manuela, który i tak był szczęśliwy bo posiadał słonia, ale dodatkowy prezent sprawił mu wielką frajdę. Król postanowił sprawdzić, czy prawdą jest, że słonie i nosorożce są odwiecznymi wrogami i zorganizował pojedynek kolosów na wzór rzymskich bitew dzikich zwierząt. Cały dwór był świadkiem jak słoń zobaczywszy szturmującego go nosorożca uciekł w panice, a pojedynku nie było ku rozczarowaniu dworzan. Nosorożec stał się bohaterem i modelem dla niemieckiego malarza przebywającego na lizbońskim dworze -Albrechta Durera, który go naszkicował. Potem Król Manuel chciał podarować nosorożca Papieżowi zapewniając Go w ten sposób o wierności Portugalii, demonstrując sukcesy w dalekich krajach, jakim było nawracanie ludności na wiarę chrześcijańską. Jednak prezent wysłany drogą morską do Rzymu, utonął podczas wielkiego sztormu, ale pamiątka tej historii w postaci rzeźby na Belêm pozostała. W latach okupacji hiszpańskiej (1580-1640) wieża Belêm pełniła funkcję więzienia i w swoich podmakających pomieszczeniach przetrzymywała więźniów politycznych. I tutaj trzeba wspomnieć o istotnym polskim wątku ponieważ w 1833 roku przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem– twórca Legionu Polskiego w Portugalii. Zasługi generała dla Polski były duże w ówczesnym czasie – brał On udział w Powstaniu Listopadowym i zwyciężył pod Domanicami w 1831 roku oraz Iganiami. W starciu pod Przetyczem dzięki celnemu ogniowi baterii skierowanej przez Bema wojska rosyjskie zostały zmuszone do odwrotu, tak też się stało w walkach: pod wsią Długosiodło, nad rzeką Orzyc, pod Rużem i Złotorią.Powstanie Listopadowe upadło, załamała się też obrona stolicy – wszędzie tam walczył generał Józef Bem odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Jego jednostka, która wycofała się do Prus została w końcu rozwiązana, a On sam udał się na emigrację do Niemiec i Francji. We Francji związał się z Hotelem Lambert i zaczął formować wśród emigrantów polskich Legion Wojskowy. Z tą formacją wojskową miał walczyć w Portugalii w czasie wojny domowej po stronie Dom Pedra ( króla Portugalii, który powrócił do swojego kraju po 13 latach z Brazylii). Bem zmobilizował niewielu ochotników ponieważ emigracyjne środowiska demokratyczne były przeciwne przelewaniu krwi Polaków w obcej sprawie. W rezultacie Polacy nie wzięli udziału w walkach, gdyż po zajęciu Lizbony Dom Pedro zerwał z nimi porozumienie, a protestującego i wykłócającego się Bema aresztowali i zamknęli w wieży Belêm, skąd trudno było uciec. Dopiero po dłuższych negocjacjach i dwóch miesiącach

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem Read More »

O Sycylii w gorzowskim Klubie PTTK

Miłośnicy podróżowania mieli okazję posłuchać 21 listopada 2024 r. w siedzibie gorzowskiego PTTK przy ul. Mieszka I w Gorzowie Wlkp. przewodnika wycieczek – Wojtka Wyszogrodzkiego. Temat opowieści brzmiał: „ O smakach Sycylii oczami pilota wycieczek”. zdj. ze spotkania ” O smakach Sycylii oczami przewodnika wycieczek” – od lewej Zbigniew Rudziński, przewodnik Wojtek Wyszogrodzki i słuchaczka Sala ledwie pomieściła przybyłych słuchaczy. Na tablicy przez całą barwną opowieść moją uwagę ściągała wyświetlona głowa kobiety z wężami zamiast włosów, a dookoła głowy ugięte nogi w kolanach. To trinakria– symbol Sycylii, który przedstawia trzy nimfy (gorgony) o makabrycznym wyglądzie ( ich rodzicami było rodzeństwo), które szukając swojego miejsca na świecie zawirowały i wybrały właśnie Sycylię. Mitologiczna legenda jest niezwykle ciekawa, ale byłby to z pewnością interesujący temat na osobne spotkanie pt: „ Sycylia- śladami mitologi”. Chociaż temat był pyszny bo „O smakach Sycylii…” czyli o potrawach to Wojtek Wyszogrodzki, który był na tej wyspie już 98 razy poruszył też najistotniejsze tematy wyspy, o których każdy podróżnik powinien wiedzieć odwiedzając Sycylię, bo jest to wyspa na, której starło się najwięcej cywilizacji na całym świecie przez 25 stuleci. Wyspa była już zamieszkiwana 10 000 lat temu. Na Sycylii były czasy: – Afrykańskie ( przed Chrystusem) – Fenicjan – Greków ( którzy zajmowali wschodnią część wyspy aż do 212 roku. Tutaj rozegrała się bitwa o Syrakuzy. W tym czasie żył Archimedes. Weszli też Rzymianie) – Bizantyjczyków -Arabów ( wprowadzili haremy i meczety) – Normanów ( rozwinęli naukę. Z tego okresu pochodzi sonet, obrazy Giotta, Dekameron Boccaccia , cyfry arabskie. W 1130 roku powstało tu ich królestwo) -Hiszpanów -Austriaków -Burbonów ( do 1861 roku) 25 wieków obcych cywilizacji wpłynęło i ukształtowało Sycylijczyków na ich własny sposób. Jacy są Sycylijczycy? Wojtek Wyszogrodzki podkreślił, że są nieufni wobec własnego państwa, mściwi, zdrad nie wybaczają ( ustawiają na balkonach donice- głowy ku pamięci pewnej Sycylijki, która nie wybaczyła zdrady ukochanego i obcięła mu głowę), są niespieszni, potrafią się cieszyć wszystkim. Przewodnik podkreślił, że trzeba mieć dystans do Sycylii, najlepiej się do niej dostosować i pamiętać o dziwactwach mieszkańców wyspy: omijają liczbę 17, ale 13 również, by odpędzić pecha odwołują się do sił wyższych przez częste żegnanie się (kobiety), mężczyźni łapią się za przyrodzenie. Wszędzie mają rozwieszone Matki Boskie, nawet nad drzwiami do toalety ( co kiedyś rozzłościło Lecha Wałęsę i z Palermo wywiózł taką figurkę do Gdańska). Sycylia ma swój koloryt. A mafia? Dzisiaj sycylijska camorra lubi spokój, a pieniądze przepływają w cichych interesach i z” opieki „nad sklepami – turystów to nie dotyka. Wojtek Wyszogrodzki wyliczył sycylijskie skarby Unesco: Teatr Syrakuzy, Noto – barokowe kościoły i klasztory, Piazza Armerina ( mozaiki, malunki sportowych dziewczyn w” bikini”), Pałac Normonów, Taorminę czyli teatr zamieniony w amfiteatr (wprowadzono zwierzęta) z genialną akustyką, gdzie nie ma potrzeby używania mikrofonów ( tutaj Olga Tokarczuk odbierała nagrodę. A propo`s Nobla to Sycylia doczekała się dwóch – z dziedziny literatury: Salvatore Quasimodo 1959 i Luigi Pirandello 1934 r). Jakie są smaki Sycylii? Na pewno przede wszystkim: migdałowe, pistacjowe i bakłażanowe. Serwuje się tutaj migdałowe wino (mandorla uznane za wino miłości), bakłażan uznawany początkowo za niezdrowe jabłko tak się przyjął, że jest podstawą jadłospisu melanzane. Ziemniaki, które przybyły na Sycylię z Francji były zawsze traktowane nieufnie, bardzo popularne są ryżowe kulki – arancini. Podstawą są warzywa serwowane na ciepło – caponata. Rarytasem jest chleb ze śledzioną, fritto misto ( świeże ryby, owoce morza z mąką samolina), przepyszny jest miecznik ( dla którego Wojtek Wyszogrodzki pokonuje odległości), pasta alla Norma. Na deser serwuje się brioche con gelato (pierś Agaty. Jest to bułka z lodem. Święta Agata jest patronką Katanii i kobiet po mastektomii . Ku jej czci odbywają się tutaj procesje z relikwiami, w których chętnie uczestniczą mafiozzi. Święta Agata jest chrześcijańską męczennicą, której obcięto piersi. Oddano do haremu jako zemstę za odrzucenie ręki namiestnika Sycylii Kwincjana. Podczas tortur rozpoczęło się trzęsienie ziemi, które odebrano jako zemstę Opatrzności. Zginęła rzucona na rozżarzone węgle. Rok po jej śmierci nastąpił wielki wybuch Etny, mieszkańcy nawet poganie przypisują ocalenie miasta, wstawiennictwu św. Agaty, gdyż wydobyto całun z jej grobu i modlono się, aby lawa nie zalała miasta). Ze słodkości serwuje się sorbet ( pochodzi z czasów arabskich. Lód ściągano z Etny – nauczono się go przechowywać i nim handlować). Popularne są cannolo czyli nadziewane rurki z chrupiącego ciasta ( Wojtek Wyszogrodzki podkreśla, aby kupować te wypełniane na świeżo). Z Sycylii pochodzi ciasto wypełniane bakaliami – cassata. Warto spróbować tutejszej czekolady piaskowej, która pochodzi z czasów hiszpańskich i nie topi się w upałach ( dziś sprzedaje się ją z marihuaną). Jeszcze innym deserem związanym ze świętą jest occhi di santa Lucia ( oczy św. Łucji. Św. Zmarła w 304 roku. Los tej św. był podobny do losu św. Agaty – Łucja wydłubała sobie oczy, aby się oszpecić, gdy została oddana do haremu. Jej święto przypada 13 grudnia. Długo zwłoki św. Łucji przechowywano w Konstantynopolu, potem przewieziono do Wenecji. Od 2004 roku są wypożyczone przez Sycylię). Na Sycylii, aby oswajać się ze śmiercią i ją osładzać spożywa się ciastka – gnaty umarlaka- ossa di morto. Cała misternie przygotowana wiedza, ułożona niczym pyszne danie na tacy, została wyłożona przez przewodnika Wojtka Wyszogrodzkiego, który na tę okoliczność założył fartuszek. Fartuszek był nie tylko ozdobą i atrakcją, ale służył w wykładzie nie tylko jako mapa, był jak linijka na lekcji geometrii. Teraz zastanawiam się , czy te wszystkie specjały można spróbować w hotelu i czy leżą na szwedzkim stole na wczasach all inclusive? Niestety nie zapytałam o to wytrawnego przewodnika – Wojtka Wyszogrodzkiego. Podejrzewam, że jednak nie, bo prawdziwy podróżnik powinien posiadać własną inwencję i poszukiwać oraz dociekać. Nad całością spotkania czuwał szef gorzowskiego PTTK Zbigniew Rudziński z sympatyczną małżonką. Czekam na kolejne spotkania i niezwykłe opowieści o dalekich i bliskich miejscach i z Tymi, którzy umieją ciekawie, z pasją i wiedzą o nich opowiadać. Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

O Sycylii w gorzowskim Klubie PTTK Read More »

Nie tylko Czocha i Książ na Dolnym Śląsku

Zapraszam na podróż po fragmencie Dolnego Śląska: Kamieniec, Zamek na Skale, Zamek Sarny, Zamek Międzylesie czy Pałac Harrego Pottera ( tylko za płotem). Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką – Marzanna Leszczyńska Kiedyś, zimową porą Marek Kaźmierski (niezwykły fotograf z Nowin Wielkich) opublikował wykonane nocą zdjęcie budynku przedbramia Zamku Grodno. Portal z szarego piaskowca, płaskorzeźby na elewacji – zrobiły na mnie piorunujące wrażenie – nic dziwnego ponieważ uznane są przecież za najpiękniejsze na Śląsku. Jak to się stało, że pierwszy raz usłyszałam o tym miejscu chociaż Zamek Grodno ma 700 lat i pamięta czasy Piastów Śląskich? Byłam w Grodnie, ale za naszą wschodnią granicą… Decyzja była szybka: Latem spędzam weekend na Dolnym Śląsku i poznaję Zamek Grodno. Był lipiec, gdy doszło do realizacji pomysłu. Niestety nocleg w tym miejscu załatwiany na ostatnią chwilę okazał się niemożliwy. Nie ma tego złego jednak co by na dobre nie wyszło. Zwolniło się miejsce w Kamieńcu i tam dotarliśmy późnym wieczorem. Tak się dzieje, że powracamy ciągle do tych samych miejsc – Zamek Czocha czy Książ mają potężną reklamę. Świeradów Zdrój to magnetyczne miejsce, które nie jest w stanie się znudzić. Tymczasem w ostatnich dwudziestu latach odnowiono tak wiele innych zabytkowych miejsc, które mają nowych właścicieli, nowe życie i krótką historię po odbudowie. W końcu ile razy można odwiedzać te same miejsca? Szczerze powiedziawszy nie lubię Zamku Czocha – dla mnie za dużo tam tragedii, imprez zaplątanych w siły ciemności. Może to jest ciekawe i sensacyjne, ale na pewno nie pozytywne. Gdy widzę fotografujące się pary młodożeńców, przechadzających się gości weselnych i słyszę o nocach poślubnych w komnacie, gdzie znajduje się łoże z zapadnią, gdzie ginęło w lochach tyle młodych pań nie spełniających oczekiwań władców tego miejsca to zadaję sobie pytanie: dlaczego na tak szczególny dzień swojego życia wybierają tak mroczne i dziwne miejsca? Naprawdę nie lepiej wybrać miejsce skromniejsze, biedniejsze, ale z pozytywną energią? KAMIENIEC Pałac Kamieniec , jego przytulne i wyjątkowe obejście jest cudowny i ma charakter kameralny. Jeśli szukasz spokoju, dopracowania, dobrego gustu, poczucia, że czas się zatrzymał, zieleni i wyjątkowego ogrodu to znaczy, że idealnie trafiłeś. Wybudowany w 1780 roku przez hrabiego von Hartig, a przebudowany w latach 80-tych XIX wieku przez rodzinę von Scherr- Thoss przeszedł nawet czasy II wojny światowej bez uszczerbku, a zrujnowały go dopiero powojenne lata tzw. komuny. Na szczęście wszystko uległo odwróceniu w 2006 roku, gdy Pałac trafił w prywatne ręce. Dzisiaj to miejsce sprawia wrażenie skończonego, stanowi całość tak zaprojektowaną, że choć miejsc noclegowych już nie ma to nie zauważa się tłumów ludzi i gwaru. Kojąco działa zieleń i kwiaty wokół Kamieńca. Osobiście wiele pomysłów podpatrzyłam i na pewno będę je wdrażać w swoim ogrodzie. Pomysł na ogród w ruinie jest super pomysłem. Budynek przy pałacu, a właściwie jego ruina bez dachu, ukryta w zaroślach potężnego jałowca i innych drzew, w której zorganizowano uprawy do kuchni i kwiaty, które zdobią wnętrza pałacu jest pięknym, oryginalnym i bardzo pożytecznym pomysłem, który uświadamia nam, że niektóre sprawy nie wymagają niebotycznych finansów, nie wszystko należy uprzątać i rozbierać. Połączenie luksusu, bogactwa z ruiną, patyną stanowi piorunującą estetyczną mieszankę. Żeby było interesująco, nie sztucznie, nie kiczowato to musi być nie tylko nowe, ale też stare. Są tutaj obszary klimatu angielskich ogrodów, ale są też polskie klimaty jak z dworku w „Panu Tadeuszu”. Ważne, że trochę z klimatu Pałacu Kamieniec można zabrać do swojego domu i podzielić się nim ze swoimi bliskimi kupując pałacową filiżankę, dżem, nalewkę, miód z tutejszej pasieki czy książkę napisaną przez tutejszych regionalistów i pasjonatów historii i życia na tych terenach. Będą na długie zimowe wieczory jak znalazł. ZAMEK SARNY Zasięgnęłam języka na miejscu i zwiedziłam również Zamek Sarny, a właściwie zamczysko, który ma całkowicie inny charakter niż Kamieniec. Ten zabytek jest w fazie odrodzenia i sprawa nie będzie jeszcze długo zamknięta. Powiem szczerze, że to jest właśnie dla mnie bardzo interesujące i frapujące – obserwować tę przemianę co znaczy – pojawiać się tu często (Coś dla mnie). Ta wybudowana w XVI wieku posiadłość ma niezwykłą historię, przeszła przez czasem tragiczne wichry historii, ale najważniejsze, że nadal istnieje. Stoi tylko 5 km od domu naszej najmłodszej noblistki – Olgi Tokarczuk. To w Zamku Sarny urodził się w 1866 roku Gustaw Adolf hrabia Gotzen ( gubernator Niemieckiej Afryki Wschodniej). W 2010 roku, gdy Zamek Sarny był bliski zawaleniu chciała go przejąć brytyjska fundacja Save Britain`s Heritage pod patronatem Karola, księcia Walii. Losy jednak sprawiły, że jest własnością fundacji założonej przez trzy prywatne osoby, które pozyskują różne fundusze na odbudowę i już 10 lat trwa rewitalizacja obiektu będącego na skraju zawalenia się. Gdy się patrzy na to zamczysko widać ogrom prac do wykonania, ale widać jak wiele już zostało zrobione. To miejsce tętni życiem i jest w fazie transformacji. A pole do popisu mają różni specjaliści. Na razie zachwyca zamkowa kawiarnia i Kaplica Św. Napomucena malowidłami z 1738 roku, w której wnętrzu rozbrzmiewa muzyka jak w raju, głosów które można słuchać i słuchać, długo jak najdłużej – tak wielkiej są urody. Budzą zdumienie zestawienia renesansowych polichromii i nowoczesnych grafik, kryształowych żyrandoli zawieszonych jeszcze na nie odrestaurowanych sklepieniach. Zastanawiam się jaką trzeba mieć miłość do tych murów, wiarę, że uda się to wszystko uratować? Wyobrażam sobie ile to wszystko wymaga wiedzy, poświęcenia, o finansach już nie wspomnę. Okazja do wykazania się i zrealizowania nie jednego geniusza ludzkiego. Widok jest imponujący, a kontrasty zachwycają: z jednej strony prawie spróchniałe okno, zamurowane cegłami i podparte deską i nowe piękne drzwi w secesyjnym stylu ledwie widoczne na potężnej ścianie odrapanej z tynku. Ciemne lochy ukazują ogrom potrzebnych środków i pracy – a co w nich będzie? Nie mam zielonego pojęcia – dlatego ciekawe będzie wszystko co przyszłość odsłoni. Zapiera dech ogromna ruina potężnego folwarku – w jej środku krajobraz jak ze starożytnych zabytków Rzymu: ceglaste łuki i ściany , a w środku poustawiane drewniane solidne stoły i krzesła – zapewne już dzieje się tam, oj toczy się życie dzisiaj na zamku. Zawieszona makieta projektu jak to będzie wyglądało po wykonaniu drewnianego sufitu

Nie tylko Czocha i Książ na Dolnym Śląsku Read More »

Lubniewice z cieniem Alaina Delona

Co łączy Lubniewice z Alainem Delonem? Z pewnością nie był tu nigdy. Pamięć i czas są istotne. Reszta to kwestia wyobraźni – Marzanna Leszczyńska Zapraszam na krótki film z muzyką. Naciśniecie czerwonego małego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi film. Pamiętam dobrze, choć minęło 40 lat. Moja mama czytała regularnie „Przyjaciółkę”. Na ostatniej stronie była rubryka dotycząca podróży i wtedy był tam krótki tekst o Lubniewicach – perle regionu, które od mojej rodzinnej miejscowości były oddalone 450 kilometrów. Przeczytałam i na zawsze utkwiło mi w pamięci zdjęcie uliczki z charakterystyczną niską zabudową domków. Nie przypuszczałam, że w przyszłości zamieszkam 30 kilometrów od Lubniewic i właśnie tutaj w rocznicę swojego ślubu zgodnie z tradycją spalę swój ślubny bukiet. Lubniewice zawsze zachwycało, w „głębokiej komunie” też, wszystko wokół było w ruinie, szare a Lubniewice były wyjątkiem. Miejscowość „zaplanowana z głową” i taką pozostała do dzisiaj. Zachwyca wielu- dla Lubniewic ludzie w jednej chwili i bez wahania podejmują decyzje wywracające życie do góry nogami, jak niektórzy dla wyjątkowej kobiety. Mam znajomych, którzy porzucili Berlin w jednej chwili po pierwszej wizycie w Lubniewicach, Londyn – ostatnio młodzi ludzie zrobili to zupełnie bez żalu. Ten krótki wyjazd rowerowy- tylko 2-dniowy skoncentrowałam tylko na jeziorze Lubiąż – wyjątkowo pięknym, malowniczo położonym, z zielonymi wysepkami, przesmykami, położonym w lesie – ogromnym jak w puszczy. Niedawno wybudowano tu Hotel Woiński blisko linii brzegowej jeziora, który świadczy o mądrości włodarzy Lubniewic. Hotel ten przypomina architekturą Grand Hotel w Sopocie, nawiązuje do pobliskiego Pałacu w Glisnie. Jak wspaniale, że nie powstał jakiś nowoczesny klocek, pewnie byłby dużo tańszy. Wybrano przeszłość nie nowoczesność i to jest świetny wybór. Z okien Hotelu widać jak pięknie to jezioro jest położone, jak mądrze zagospodarowane, z harmonią. Jezioro jest zatopione w delikatnej głębi, a domki miejscowości stoją na lekkiej górce, prowadzą do tych domów urocze ogródki, schody, tunele zieleni. Wzdłuż linii brzegowej jest mnóstwo kładek, mostków, cudownej roślinności ( nenufarów, trzcin, sitowia, pochylonych wierzb i olch oraz drzew, które już nie żyją ale jakże wspaniale harmonizują z zieloną przyrodą), pływających kaczuszek i łódek – mnóstwo łódek zacumowanych na brzegu i pływających z wędkarzami. To niezwykle uspokajający widok. A przecież są też ośrodki wodne, kąpieliska – wszystko dało się pogodzić. Mój krótki pobyt w Lubniewicach zbiegł się ze śmiercią Alaina Delona. Nie mogę przejść wobec tego faktu obojętnie. Dziwne dla mnie jest to, że ludzie wokół mnie ( w różnym wieku) nie kojarzą tego francuskiego aktora, nie oglądali filmów z Jego udziałem, nie zauważyli Jego śladu na ziemi. „Parole. Parole, parole” – słowa, słowa, słowa w piosence w duecie ze zjawiskową Dalidą. Nie musiał umieć śpiewać – mówił, ale jak … i takim głosem, że jest to dużo lepsze niż nie jeden śpiew dzisiejszej męskiej „gwiazdy”. Szkoda się powtarzać, tak wiele dziś po jego śmierci padło słów. Wystarczy tylko to jedno celne zdanie Lucino Viscontiego: „Nie jest tylko piękną twarzą. Delon jest gliną, z której można lepić charakter. Ma w oczach światło”. To był dobry człowiek. Alain Delon był połączeniem tego co piękne i najlepsze na świecie. Rzadkie połączenie u celebrytów dzisiejszego świata. 18 sierpnia 2024 roku musiałam obejrzeć „ Pod pełnym słońcem”. Dosyć już słów, lepiej posłuchać jak pięknie mówi Alain Delon, gdy śpiewa Dalida. Marzanna Leszczyńska Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Lubniewice z cieniem Alaina Delona Read More »

PHUKET – gdy wypoczywasz w miejscu gdzie było tsunami

Nazwałam zakładkę na http://www.idealzezgrzytem.pl – ” Podróże małe i duże ” https://idealzezgrzytem.pl/category/podroze-male-i-duze/ i tam umieszczam teksty i klipy z różnych podróży, ale kto wie może odpowiedniejsza była kategoria ” Podróże z refleksją”. Czyży przyszedł czas na jakieś zmiany? Paradoksalnie w miejscu tak daleko odległym od Polski, gdzie ludzie raczej nie myślą podczas wakacji przyszły te…myśli…Zapraszam na tekst i zdjęcia z muzyką z Phuket – rajskiej wyspy Tajlandii – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego, małego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką. ” Nigdy nie pojechałabym na Phuket , przecież tam było takie straszne tsunami, które zabiło chyba 200 000 ludzi i to jakieś 18 lat temu. Czyś ty zwariowała?” Takie słowa usłyszałam od koleżanki, gdy się pochwaliłam, że tam będę. Ale co tam – jak to się mówi. Pojechałam do Tajlandii, a na Phukecie spędziłam raptem 3 dni. Bajeczne, dziewicze plaże na, których panuje radość, beztroska i nie ma żadnych informacji o tym co się tam wydarzyło 20 lat temu. Nic dziwnego skoro Tajlandia to kraj , którego 15 % PKB stanowi turystyka więc po mieliby odstraszać przyjezdnych. Życie – tak jednym słowem można skwitować atmosferę i aurę tam panującą. Chociaż słońce świeci na bezchmurnym lazurowym niebie cały dzień i widoki są rajskie, to jego zachód nie jest już tak spektakularny jak nad Bałtykiem. Rajskie życie oczywiście toczy się na brzegu, w licznych barach, egzotycznych ośrodkach z których ludziom nie chce się wychodzić, gdzie od rana do wieczora gra muzyka, jest przepyszne jedzenie, które konkuruje z kuchnią włoską czy francuską i można bezpiecznie pływać w basenach… Całe szczęście ludzi pływających w oceanie nie brakuje. Dla mnie jakże by inaczej miało być, jak odpuścić działanie tych wszystkich minerałów, które są w wodzie tak czystej , a fale to naturalne bicze wodne. Ludzie nie korzystający z morskich kąpieli nie wiedzą co tracą. Woda w oceanie jest oczywiście ciepła i chociaż kąpiesz się w zatokach przy wydawałoby się idealnych warunkach – poczujesz jak groźny jest pomruk fal oceanu. Woda rzuca niemiłosiernie na samym jej brzegu. Usiadłam na brzegu tak, aby mnie te fale obmywały – często tak robię nad Bałtykiem – tutaj po prostu nie utrzymasz się na miejscu, będziesz rzucana i zakręcisz się dookoła własnej osi gdy fala cię obmyje i zawróci. Pływanie nieco dalej też przynosi niespodzianki, niby jest spokojnie, ale co jakiś czas podnosi się fala , na której możesz poskakać, ale jak się nie przygotujesz to cię potrafi trzepnąć porządnie. Oj, ile ja tam widziałam płaczących i przestraszonych dzieci, które były trzymane na rękach rodziców, ale tak jakoś fala ich dosięgła. W miejscach gdzie są skałki, a są to miejsca szczególnie urokliwe nie popływasz bez otarć, zarzuci cię na nie z pewnością. To co robią wody oceanu z plażą w idealnych warunkach czyli, gdy nie ma wiatru, opadów jest nieprawdopodobne, nasz Bałtyk tak się zachowuje po sztormach. Spacerujesz plażą suchą nogą, a gdy wracasz po 20 stu minutach brodzisz już w pewnych miejscach po uda w wodzie, albo nagle pojawia się szerokie koryto płytkiej „rzeki” albo jakiś piaskowy uskok. Będąc tu, odczuwając siłę tej wody nie sposób nie pomyśleć o tym co miało miejsce 20 lat temu. Z drugiej strony minęło już tyle lat – myślisz sobie- i sytuacja się od tego czasu nie powtórzyła. Wtedy też był to szok bo nigdy tam nie było tsunami. Dzisiaj są już systemy ostrzegania, wtedy ich nie było. Najlepszym systemem ostrzegania są i tak zwierzęta. Świadkowie mówią, że gdy morze cofnęło się o 150-250 m. i odsłoniły się ciekawe plaże ludzie wyszli i po nich spacerowali, a ptaki i słonie uciekały jak szalone w głąb lądu. Ludzie wypoczywający tu dzisiaj są tak samo szczęśliwi i nieświadomi jak byli wtedy. Wielu z nich pewnie nie kojarzy nawet tych faktów. Phuket odniosło wtedy najmniejsze szkody, zginęło na nim wtedy 5400 osób ponieważ epicentrum katastrofy oddalone było 500 km, a było nim trzęsienie ziemi na Sri Lance. Fala która dotarła do Phuket do Morza Andamańskiego zdążyła już wyhamować i zmniejszyć się. Ogólnie to tsunami pochłonęło 200 000 osób. Szkody nie były tak duże w ofiarach na Phukecie też dzięki 10-letniej Angielce Tilly Smith, która przebywała wtedy na plaży Maikhao Beach, a która z lekcji geografii zapamiętała, że ostatnim ostrzeżeniem przed tsunami jest cofająca się woda. Dziewczynka z rodzicami ostrzegła wypoczywających i plażę ewakuowano. Również John Chroston – nauczyciel biologii ze Szkocji, który był na plaży zatoki Kamala, rozpoznał znaki ostrzegawcze, dzięki niemu również ludzie zostali ewakuowani na wyżej położone tereny. Wtedy zginął Polak Mieszko Tokarczyk – gitarzysta zespołu heavy metalowego, który przyjechał świętować swoje 30-ste urodziny. Ambasador Polski w Tajlandii w latach 2003-2008 – prof. Bogdan Góralczyk wspomina nieprawdopodobne wydarzenie z polskim nurkiem, który akurat przebywał pod wodą na wyspie Phi Phi, gdy fale tsunami uderzyły, a który przeżył szok, gdy po zakończonym nurkowaniu wyszedł z wody i zastał inną rzeczywistość. Oczywiście nurtuje mnie jak to się stało, że nurek przeżył i jak to można wytłumaczyć naukowo, może był akurat na dnie, a tam już masy wody się nie przesuwają, wszystko musiało też trwać niesamowicie szybko i krótko, ale precyzja zbiegu okoliczności wydaje się nieprawdopodobna. Tak się dzieje , że ludzie świadomi i wykształceni w pewnych dziedzinach są bardziej ostrożni i niechętnie chcą się wybierać w takie strony – przekonałam się o tym nie raz. Może lepiej mniej wiedzieć bo nieświadomość to mniej stresu… Można liczyć na szczęście, że wtedy akurat nie wydarzy się nic podobnego. Pozostaje pytanie co jest lepsze? Wiedza jest warta poznania dlatego o zjawisku tsunami opowie ciekawie, dzieląc się swoją rozległą wiedzą – dr Robert Wójcik, ale w następnym artykule pt: ” Czy pokonamy fale tsunami?” https://idealzezgrzytem.pl/2024/08/16/czy-pokonamy-fale-tsunami/ Marzanna Leszczyńska Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

PHUKET – gdy wypoczywasz w miejscu gdzie było tsunami Read More »

Phuket, czyli o tym co się nosi na słynnej plaży (2024)…

Zapraszam na krótki film z muzyką i fotografiami z plaży. Inspiracją byli ludzie, kolory, plaża. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazku poniżej uruchomi film. W Tajlandii jest wiele dziewiczych plaż. Na Phuket jest takich wiele i zdarzyło mi się spędzić na takiej 3 dni w marcu – oczywiście pogoda jak u nas w lipcu, tylko dzień szybciej się kończy. Plaża, słońce, woda, fale, bujna roślinność to jedno – warte osobnych refleksji. Krótko – słońce, optymizm i radość udziela się ludziom, po których to widać. Jak mówią: Tajlandia to kraj produkcji ubrań. Rzeczywiście, będąc tutaj wiele ciuchów chce się kupić, tym bardziej, że ceny są niskie. Będąc na plaży nie sposób zachwycić się ubiorami ludzi tam przebywających – choć paradoksalnie ludzie tu są … rozebrani (nie całkowicie). Często bywam na plaży nad Bałtykiem, ale to przepaść estetyczna. U nas dominuje decathlon i mało jest polotu. Można rzec u nas taka jedna, a tam na Phuket tysiąc. Niby mało potrzeba, aby iść na plażę, ale kostium kąpielowy, kapelusz, pareo muszą być. Daje się tutaj zauważyć piękno i kolory plażowej mody, która na tle zawsze błękitnej wody, lazurowego nieba i beżowego piasku oświetlonego słońcem konweniuje idealnie i ściąga uwagę. Żywe kolory i piękne desenie są tutaj bardzo popularne. Hitem jest pomarańcz i intensywny żółty kolor – prezentują się przepięknie i wesoło. Panie w różnym wieku paradują boso po plaży w strojach i mają ramiona przykryte cieniutkimi chustami w przeróżne wzory, pokazując nogi i opalając je. Na głowach kapelusze z małymi rondami, panowie noszą chusty bo głowy muszą być osłonięte koniecznie. Spacerowiczki naszą kobiece sukienki czy spódniczki od, których trudno oderwać oczy. Nawet parasolki przeciwsłoneczne mają przepiękne intensywne kolory. Modne są torby , dobierane do stroju, przeważnie z plecionki w naturalnych kolorach sznura czy słomy. Spacerują pary, które ubierają się tak , że do siebie pasują np. ona ma identyczny kolor góry stroju kąpielowego jak on spodenki albo deseń jej chusty jest taki jak jego spodenki. Popularne są kąpiele w ubraniu – ale odpowiednim, bo słońce jest silne – tak więc są to obcisłe cieniutkie bluzki, w których się pływa i te bluzki mają wzory, z daleka wygląda to jak ciało w tatuażach. Ale to taki tatuaż, który można z siebie ściągnąć. Tak w ogóle to nie ma na plaży ciał wytatuowanych tak wiele jak w Polsce czy Europie, tak samo jak mało jest psów na plaży, za to mnóstwo dzieci. Bardzo popularne są tam robione na szydełku z włóczki topy wiązane na plecach, które noszą tu dziewczyny do spódnic czy spodni, Wygląda to fantastycznie: są czarne, beżowe, białe a nawet kolorowe. Trochę taka moda „dzieci kwiaty”. Oferują je sklepiki w miejscowościach albo przyplażowe stragany w cenie 30 zł. Już w Egipcie widziałam też tego typu swetry patchworkowe z włóczki, czy czapeczki na głowy – popularne wśród kite – surferek ba nawet specjalne sklepy z taką odzieżą, ale też ceny w Egipcie były astronomiczne w porównaniu z Tajlandia. Ciekawe, czy nad naszym Bałtykiem w tym roku będzie podobnie? Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Phuket, czyli o tym co się nosi na słynnej plaży (2024)… Read More »

Wenecja – Bazylika S. Marka- „Pax tibi, Marce…”

O Bazylice św. Marka, historii, legendach, religijności Wenecjan , tajemniczości , wrażeniach własnych, Popielcu – Marzanna Leszczyńska     ” Takiego miejsca nie ujrzałoby się po opium, mrocznego od dymu kadzidła; pełnego skarbów z kamieni i metali szlachetnych, połyskującego zza żelaznych krat, świętego relikwiami martwych świętych „ Karol Dickens W tych czterech linijkach tekstu K. Dickens ujął istotę Bazyliki św. Marka w Wenecji. Podobno to jeden z cudów architektonicznych tego świata. Zachwyca pięknem, wielkością, przepychem bogactwa, ale wzbudza zdziwienie swoim wschodnim charakterem. W końcu poświęciłam na ten zabytek odpowiednią ilość czasu. Moja noga stanęła tutaj trzeci raz. Dwa razy wcześniej oglądałam Bazylikę tylko z zewnątrz. Wiadomo- Wenecja to jedno z najdroższych miast świata. Któż z Polaków mógł sobie pozwolić na obiad w Wenecji czy nocleg w latach komuny, czy transformacji 90-tych lat? Ja na pewno nie. Zwiedzałam uliczki w upałach sierpnia czy czerwca, a wycieczka to wiadomo: mało czasu wolnego, zbiórki , trzymanie się grupy, czekanie na wszystkich.. i jeden cel -zobaczyć jak najwięcej w krótkim czasie. Uff… Teraz poświęciłam Bazylice dwa dni – ostatni dzień karnawału i środę popielcową. Czekanie w kolejce do wejścia to dla mnie nie był czas męki i zniecierpliwienia, zresztą nie trwało to aż tak długo. Dla mnie takie czekanie to czas na obserwację ludzi, a w karnawale jest na co patrzeć, bo przechodzących przebierańców w przepysznych strojach nie masz dość. Wzrok mój przykuli jacyś prawosławni duchowni w czarnych sutannach, w czapach, z długimi brodami, mocno zbudowani. Może to pop jeden, drugi i trzeci. Robili ogromne wrażenie, byli inni, wyróżniali się na tym ogromnym placu z tak wielką ilością ludzi przed Bazyliką św. Marka, z tymi bizantyjskimi kopułami. Byli najbardziej kompatybilni w tym pejzażu. Najbardziej udani w swoim ubiorze, choć to czas karnawału, rewii przebierańców – to oni wpasowali się najlepiej, byli najlepiej przebrani choć paradoksalnie – nie przebierali się. Przywiezienie w 828 r. ciała ( mówi się często rzekomego) św. Marka Ewangelisty odmieniło to miasto zupełnie i to wydarzenie było pretekstem do powstania tej wspaniałej budowli. Wcześniej w Wenecji czczono św. Teodora, a w miejscu Bazyliki była łąka, parę drzew i ogród oraz owocowy sad. Historia i legendy powstania Bazyliki są arcyciekawe i warto je znać. Oto co mówi legenda i historia. Dwaj kupcy weneccy: Buono z Malamocco i Rusico z Torcello przybyli do Aleksandrii z misją handlową, ale przy okazji wyszła też inna transakcja. Nawiązali dyskusję z opiekunami kościoła, w którym spoczywało ciało świętego męczennika w sarkofagu i które mieli za zadanie chronić. Kapłani narzekali na prześladowania katolików przez Saracenów, spodziewali się splądrowania, a nawet zniszczenia kościoła. Wenecjanie zaproponowali kapłanom zabranie ich do Wenecji razem z ciałem św. Marka, które miało być opłatą za podróż. Ciało św. Marka wyjęto z sarkofagu i tam umieszczono relikwie mniej prestiżowego świętego. Na pokładzie statku przewieziono je w skrzyni i przykryto warstwami słoniny i kapusty. Muzułmańscy urzędnicy, którzy kontrolowali skrzynię zakrzyknęli z obrzydzeniem : „Kanzir! Kanzir!” („O zgrozo!). Na pełnym morzu, z dala od wykrycia maskarady, święte zwłoki wystawiono na pokładzie w otoczeniu świec i kadzielnic. Podczas rejsu przez Morze Śródziemne wydarzyły się różne cuda. Potem powstała legenda, że św Marek był biskupem Akwilei, a nie Aleksandrii. W XIII wieku zrodziła się kolejna legenda, że Marek szukał schronienia przed burzą i opatrzność go skierowała na wyspę Rialto, gdzie objawił mu się anioł i oznajmił : „Pax tibi, Marce. Hic requiescet corpus tuum„. („ Pokój z tobą Marku. Tutaj spocznie ciało Twoje”). Źródeł historycznych nie ma o tym. Pojawił się też mit związany z morzem i żywiołem: święci( Marek, Mikołaj, Jerzy) na łodzi uśmierzają sztorm na lagunie zesłany przez demony. Marek schodząc na ląd podaje rybakowi złoty pierścień, a rybak daje go doży. Relikwie św. Marka umieszczono w sali bankietowej Pałacu Dożów mimo tego , że w tym czasie budowano katedrę Olivolo i mogły spocząć tam właśnie. Najpierw wzniesiono kaplicę pod wezwaniem św. Marka. Pałac Dożów potrzebował religijnej legitymizacji, a świątynia potrzebowała Pałacu. Obecność świętego chroniła Wenecję przed napaścią. Miasto zyskało renomę niezdobytego. Wenecja pozostała nietknięta do czasów Napoleona. Umocniła się pozycja doży i wspólnoty. Całkowicie zmienił się charakter i pozycja Wenecji od tego czasu. Św. Marek szybko przewyższył kult św. Teodora, a na cześć nowego świętego wzniesiono wielką bazylikę Monsignior S. Marko w XII wieku. Na wielkim łuku nad prawą galerią śpiewaczą w bazylice pokazane są mozaiki ze scenami zaokrętowania ciała św. Marka, żeglugi do Wenecji i powitania ciała w mieście. Mozaiki są świetliste, wykonane zgodnie z tradycją bizantyjską – są filigranem na srebrnej powierzchni – wykonane z cienkich drucików złota, które rozklepywano i w ten sposób uzyskiwano ząbkowany brzeg, przylutowywano je do podłoża i układano w ornamenty. W 976 roku podczas buntu przeciwko doży wybuchł pożar, który pochłonął kościół św. Marka. Wtedy zniknęły relikwie. Odnalazły się w 1094 r., gdy odpadł tynk z kolumny. Dzisiaj podobno spoczywają pod głównym ołtarzem bazyliki. W 1968 roku papież Paweł VI wręczył kilka relikwii św. Marka delegacji duchownych koptyjskich, jednak reszta ciała pozostała w Wenecji. W skarbcu Wenecji można oglądać kciuk św. Marka i słynny złoty pierścień sprezentowany rybakowi. Być może doszło do kradzieży jakiejś świętej relikwii może Marka, a może nie. Być może doża wysłał kupców z misją zakupu relikwii, aby podnieść religijny prestiż miasta, aby mogło rywalizować z Rzymem i jego św. Piotrem. Pewne jest, że od tego czasu Wenecja nie chciała się podporządkowywać Rzymowi w sprawach religijnych. Te wydarzenia i relikwie zapewniły Wenecji autonomię. Wyspy laguny się zjednoczyły, a przewodniczyła im Wenecja. Cesarz Bizancjum wprowadził embargo na handel między Saracenami a chrześcijanami, Wenecja łowiąc ryby i świętych mogła bogacić się inaczej. Od początku istnienia miasta panowało tu przekonanie, że Wenecja została ufundowana przez Boga i od niego czerpała władzę. Stopniowo władza ze świętego przeszła na rybaka, a potem na polityka. Wenecja to miasto bez fortyfikacji, w którym handel był najważniejszy, a więc port musiał być otwarty. Kult św. Marka razem ze skrzydlatym lwem stał się sprawą świecką, stał się ikoną Wenecji i kojarzono go z dożą. Lew towarzyszący św. Markowi pozostał symbolem władzy, sprawiedliwości i paternalizmu – potęgi panowania Wenecji na morzu i lądzie. Wenecka religijność. Miasto,

Wenecja – Bazylika S. Marka- „Pax tibi, Marce…” Read More »

WERONA,JULIA i JA

Zapraszam na zdjęcia i muzykę H. Manciniego – wszystko bardzo romantyczne. Piękna i smutna historia Romea i Julii, przepiękne miasto. Idealne na romantyczną podróż w Dniu Zakochanych. – Marzanna Leszczyńska Lubniewice i szlak Michaliny Wisłockiej wypadają topornie i mało romantycznie w porównaniu z Weroną i Domem Romea i Julii. Cóż… Byłam tam w 2015 r. Chciałam powtórzyć tę wizytę rok temu, będąc przejazdem. Jeden dzień był zaplanowany na Weronę, ale pechowo cały dzień padał silny deszcz, nie dało się wyjść z samochodu. Pojechaliśmy dalej… Historię Romea i Julii Wiliam Shakespeare zmyślił. Wszystko: balkon, pokój Julii, dom, wszystko jest sztucznie stworzone w Weronie. Ludzie o tym wiedzą, ale jadą tam zobaczyć coś czego nie było, ale za czym tęsknią ,o czym marzą. Zostawiają na ścianie napisane imię swojej ukochanej osoby , pewnie wierzą, że to będzie miłość wielka i na zawsze. Jak ta ściana jest zapisana gęsto, jakie to robi wrażenie… To osobliwe grafitti. Jest piękne choć kontrastuje z cudownym domem, balkonem, łóżkiem, zdjęciami Julii. Tłoczno tam jest, ale niezwykle… Ktoś stworzył iluzję, udało mu się. Żyjemy w czasach w których brakuje romantyzmu. Jak to dobrze, że są historie i miejsca, które przypominają o jego istnieniu. Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

WERONA,JULIA i JA Read More »

U nas lipcowy upał a w Brazylii zima…

Marzanna Leszczyńska w rozmowie z Marcinem Winkszno o wrażeniach z krótkiego pobytu służbowego w Brazylii. Na fot. Marcin Winkszno z małym Brazylijczykiem na tle graffiti w słynnej Beco do Batman w Sao Paulo Marzanna L: Jak wygląda zima w Brazylii, która tam akurat trwa gdy u nas jest lipiec i upalne lato? To takie pytanie na początek. Marcin W: Jest tak jak u nas w lecie czyli 24- 26 stopni Celsjusza a to są najniższe temperatury w Brazylii. Bo w lecie jest w Brazylii ok. 40 stopni Celsjusza. Ale ciemno robi się ok. godziny 17-tej czyli tak samo jak u nas w zimie. Podsumowując jest tu dziwnie bo tak jak u nas w lecie robiłoby się ciemno już o 17- nastej. Marzanna L: Byłeś tydzień w Brazylii i nie była to podróż turystyczna. Pracujesz od dwóch miesięcy w firmie handlowej i był to wyjazd na targi w branży elektronicznej. Jesteś odpowiedzialny za ten kontakt, od Ciebie będzie zależało teraz czy dojdzie do kooperacji, ta podróż to duże wyzwanie dla firmy i Ciebie. Być może to pierwszy i ostatni raz. Polacy podróżują służbowo daleko ale raczej w innym kierunku. Częste są podróże Polaków do Chin i tam już byłeś. O Brazylii się raczej nie słyszy. Marcin W: Tak, to prawda. Targi te to była sprawa dziewicza. Czułem się jak Krzysztof Kolumb… Bardzo kosztowny jest transport wszelkiego sprzętu, jaki jest potrzebny w organizacji stanowiska i dlatego nie ma chętnych. Było to trudne przedsięwzięcie ponieważ w Brazylii rozmawia się w ich języku. Mimo tego, że znamy angielski czy niemiecki to tam się nasze umiejętności językowe nie przydają i tak musi być dodatkowy tłumacz. Kraj uważany jest za niebezpieczny i to też jest z pewnością argument przeciwko. To były targi na których nie spotkaliśmy Rosjan, Niemców, w ogóle Europejczyków. Trochę to dziwne uczucie ale tak było. Marzanna L: O sprawach biznesowych rozmawiać raczej nie będziemy bo to tajemnice firmowe. Pobyt krótki bo tygodniowy w tym długa podróż ale na pewno znalazł się czas aby co nieco zobaczyć w Sao Paulo – największym mieście Brazylii mimo normalnej codziennej pracy na targach. Poza tym chcąc nie chcąc widzi się miasto i ludzi i z nimi przebywa a to jest przecież niezwykle interesujące bo na pewno podróże są bogatsze , ciekawsze i trudniejsze niż turystyka. Podobało mi się jak gdzieś usłyszałam takie wezwanie ” Bądźcie – podróżnikami , nie turystami”. Podróż wymaga od uczestnika, turysta może być całkowicie bierny. Jakie jest to miasto -Sao Paulo -w twoim spostrzeżeniu? Marcin W : To miasto zielone z palmami. Miasto z dużym ruchem ulicznym, w którym między samochodami przeciskają się wszędobylskie skutery. Ludzi na ulicach nie ma zbyt wielu. Motory przeciskają się między autami z dużą prędkością i odwagą. Te skutery mijają się z samochodami na milimetry, dzieje się to na dodatek w takim tempie, że podziwiam umiejętności kierowców. Są pasy czyli przejścia dla pieszych ale tam one tak jakby nie obowiązują. Kierowca i tak szuka przestrzeni i nie czeka aż pieszy zejdzie z drogi. Teoretycznie mamy pierwszeństwo ale w praktyce to w ogóle nie działa, nikt tego nie przestrzega. Piesi wiedzą, że auto ma pierwszeństwo mimo, że są pasy. Trzeba patrzeć i nie można ufać tak jak u nas. I pod tym względem jest niebezpiecznie. O tym nie można zapominać. Jest to miasto dużych kontrastów czyli bogactwa i biedy. Ludzi żebrzących, siedzących pod kościołami wyglądających na nieudaczników jest sporo na ulicach. Miasto kolorów, muzyki, tańca i miłości do piłki nożnej. Sao Paulo jest zadbane, jest czyste. Marzanna L: Opowiedz coś o ludziach. Czy interesują ich tylko kontakty biznesowe, czy są otwarci na innych i są też inne tematy? Masz Marcinie artystyczne usposobienie, jesteś muzykiem, grasz na gitarze czy to się też przydało, miało jakieś znaczenie? Marcin W: Ludzie są uśmiechnięci i bardzo spontaniczni. Wszyscy są zadowoleni, gdy coś się dzieje, gdy ludzie tańczą, grają. To widać po reakcjach kelnerów, przechodniów. Nie musi to być aktywność na wysokim poziomie, każdego się podziwia. Nie ma okazywania niezadowolenia, że np. muzyk nie jest najwyższych lotów, taniec kiepski, idę dalej bo ta muzyka mi się nie podoba. Ludzie chętnie okazują radość czyli biją brawo, przyłączają się do śpiewu, tańczą. Nie ma krytyki, jest chęć korzystania z sytuacji, które nadarzają się po drodze. Ogólnie ich podejście jest takie, że jest super bo się coś dzieje, jest jakiś dodatek. Nie ma pretensji typu: przełączcie muzykę na inną. obrażam się bo to nie taki poziom. Ludzie się cieszą ze wszystkiego to widać po nich. Mam wrażenie, że u nich ważne jest aby nie być perfekcjonistą ale aby był uśmiech na twarzy i żeby była zabawa. Nie ma dla nich problemu aby zatańczyć z kimś obcym. Jest to naturalna sprawa, że sobie z kimś zatańczę nie ma to podtekstu większego, chęci poznania kogoś czy okazania komuś, że ten ktoś się spodobał. Tam jest to po prostu ok, to jest tylko taniec, nie ma skrępowania. Widać też, że piłka nożna to jest ich sprawa narodowa. Chłopców biegających z piłką, ubranych sportowo jest masa. Bardzo często spotyka się malców 6-7 letnich nawet o godzinie 23 w nocy, którzy gdzieś tam z tą piłką biegną po ulicy bez rodziców. Niestety nie byliśmy na plaży, wszyscy tego żałujemy. Wiemy, że to też jest bardzo ważne w życiu Brazylijczyków. Niestety nie starczyło czasu, aby tam dotrzeć, potrzebne były dwie godziny. Wszystko wskazuje, że plaża stanowi ważny rozdział w ich życiu. Inna sprawa, że byliśmy też ostrzeżeni przed przestępczością dosyć wysoką. Pojechaliśmy tam w 5 osób i chodziliśmy cały czas tą grupką. Nie nosiliśmy ze sobą telefonów, nie chcieliśmy się wyróżniać w żaden sposób aby nie przyciągać uwagi. Zdarzają się grupki młodych ludzi zorganizowanych, którzy napadają, otaczają upatrzoną osobę i po prostu ogołacają po czym szybko uciekają, to jest tam nagminne. Na szczęście nic takiego się nam nie przydarzyło i nie byliśmy świadkami takich zdarzeń. Razu jednego przeszliśmy kawałek drogi o 3 godzinie w nocy, byliśmy w miejscu, w którym nie powinniśmy się znajdować i o późnej godzinie ale przeszliśmy spokojnie pół godziny i doszliśmy bezpiecznie do hotelu. Niespokojny byłem tylko w

U nas lipcowy upał a w Brazylii zima… Read More »

Scroll to Top