Nasze lubuskie i historia tajemnic lubuskiej krainy

GORZÓW… nad Wisłą? Czyli spór o zmianę nazwy miasta

Trwa kampania przekonywania Gorzowian przez grupę 66 inicjatorów do tego, aby odłączyć drugi człon nazwy miasta. Starania są prężne i jak zapowiadają niebawem nawet szkoły będą pracować nad tematem. Mimo wszystko są tacy mieszkańcy, którzy się nie godzą na to, aby Gorzów Wielkopolski został tylko Gorzowem i uzasadniają swoje przekonania i obawy. Warto posłuchać tych ludzi i poznać ich punkt widzenia. Lubuski region to region bez autochtonów, trzeba to sobie powiedzieć szczerze, a co za tym idzie nie ma tradycji. Został zasiedlony po wojnie w większości przez ludzi zza Buga, ale minęło od tego czasu 70 lat i coś się wytworzyło w tym okresie: nowa historia, przywiązanie, osiągnięcia, są „ zalążki korzonków” , które zaczynają się przyczepiać do podłoża… Na pewno przekształcenie prawa własności z użytkowania wieczystego w prawo własności przyczyniło się do do lepszego poczucia i bycia właścicielem oraz dbania o swoją własność, wiarę w to, że „Niemiec nie przyjdzie i nie będzie miał prawa do odebrania dorobku”(przekształcenie własności to lata 90-te ubiegłego wieku). Poza tym Ci, którzy przybyli zza Buga i tęsknili za swoimi domami już w większości wymarli, a oni długo jeszcze mieli przekonanie, że są tu na chwilę, która zaczęła się przeciągać na całe życie. Ich dzieci urodziły się już tutaj i nie tęsknią za ziemią przodków, której często nawet nie widzieli bo nigdy jej nie odwiedzili albo odwiedzili parę razy – ale wiadomo, że co innego urodzić się i mieszkać jakiś czas, a co innego odwiedzić nawet parę razy… Grupa ludzi, przeciwników zmiany nazwy miasta raczej sceptycznie patrzy na „Grupę inicjatorów 66”, z podejrzeniem i im po prostu nie wierzy. Takie, a nie inne przekonanie łączą z zarządzaniem miastem, które w ich ocenie wypada negatywnie. Są zatroskani faktem, że Gorzów Wielkopolski znalazł się w czołówce najbiedniejszych miast w Polsce, a w rankingach nie przeskoczyliśmy Babimostu. Dla tych Gorzowian jest to temat niechlubny, ambicjonalny i po prostu bolesny. Pytanie jest proste: skoro taka bieda to po co dodatkowe marnotrawienie pieniędzy? Gorzowianie wyliczyli z czym wiąże się taka zmiana nazwy miasta: zmiana dokumentów, pieczątek, tablic informacyjnych, oznakowania dróg, tablic na dworcach, przystankach, dowodów, aktualizacja stron internetowych, zmiana grafik, aktualizacja małych firm, papeterii, wymiana reklam, aktualizacja kas fiskalnych. Ci Gorzowianie uważają, że miasto ma ważniejsze sprawy na, które powinno łożyć pieniądze: przypominają problemy gorzowskiego szpitala i braku personelu medycznego, problem mostu kolejowego, potrzebna jest produkcja obuwia sportowego, medykamentów, których nie produkują inwestorzy, miasto nie pozyskuje nowych inwestorów i firm, którzy dadzą przyzwoicie zarabiać mieszkańcom i zatrzymają uciekającą młodzież do Poznania, Szczecina i Wrocławia. Władze nie pozyskują nowych inwestorów bo to wymaga ogromu pracy, wysiłku z ich strony i pewnie muszą wiedzieć jak to robić, ale czy wiedzą? Ci ludzie, którzy rządzą wolą brylować na spotkaniach dla elit, podejmują tematy opierające się na zwykłym „chciejstwie”, populizmie i na emocjach, bo tak jest łatwiej, a sprawiają wrażenie, że coś robią dla mieszkańców. W końcu ten rodzaj mieszkańców miasta zadaje pytanie: Czy jest analiza ekonomiczna, mówiąca, że po zmianie nazwy będzie nam się żyło lepiej i dostatniej? To , że Stargard Szczeciński jest teraz Stargardem nie przekonuje Gorzowian. Namawiają urzędnicy ze Stargardu , ale nie przedstawili tego co zyskali i niestety brzmi to jak zwykła „podpucha”. Gorzowianie podejrzewają o działanie lobbystów, zauważyli, że zmiana nazwy miasta wypływa przed wyborami, ostatnio były podejmowane te sprawy w 2017 roku. Mówią wprost, że podejrzewają interes osobisty wąskiej grupy, a zmiana nazwy miasta jest ich zachcianką. Ktoś zauważył: ” Dwie kampanie przerżnięte. Jak rozumiem, w trzeciej zmiana nazwy ma przysporzyć mieszkańcom obywatelskości. To MIŚ na skalę naszych możliwości”. Inny z wpisów na fb brzmi: ” Czuję, że ktoś znów stosuje ten temat jako zasłony dymnej lub chce usunąć „Wielkopolski” , aby przy nowym podziale województw, który jest w planie w 4-rech wariantach nie wcielono nas do Wielkopolski, bo być może wtedy, wiele ukrytych spraw i niewygodnych tematów wyjdzie na jaw. Naprawdę, są tu pilniejsze tematy do ogarnięcia np. Wizytówka Gorzowa „Schody do nikąd”, no ale tam już deweloper tylko czeka na zielone światło z rozbiórką i budową kolejnego bloku. Tak samo zabytkowa kostka. Ciekawe komu pod jakiś pałacyk była ona potrzebna? Konserwator osobiście powiedział, że miasto dobrze wie, w jakich miejscach pod asfaltem jest piękna kostka ( byłam i osobiście widziałam jej stan… wymagała lekkiej renowacji). Niech Gorzów Wlkp. stanie się miejscem dla Gorzowian, a nie dla deweloperów. 10 lat na emigracji. Tęskniłam by tu wrócić…Do domu…do Gorzowa Wielkopolskiego, którego osobiście nigdy nie łączyłam z Wielkopolską. „ Gorzowianie podkreślają, że są dumni z nazwy Gorzów Wielkopolski (przytoczę poniżej wpisy z fb): Gorzowianie ubolewają, że takie było ostatnie głosowanie , bez patriotyzmu lokalnego, że oddali głosy na ludzi z południa, którzy przecież będą dbali o rozwój własnego miasta, a nie naszego. Pieniądze na inwestycje znajdują się teraz w ich rękach i będą je przyznawać sobie, a nasze miasto dlatego wyprzedaje grunty pod deweloperkę, bo nie chce pracować i nie chce czekać na lepsze czasy aby cokolwiek budować nie na kredyt. Apelują do mieszkańców aby w przyszłym roku w wyborach do sejmiku województwa i Europarlamentu głosowali na ludzi, którym chce się coś robić, którzy mają pomysły na to miasto, którzy działają całą kadencję, a nie na miesiąc przed wyborami. Uważają, że Gorzów ma wszelkie prawa, aby się rozwijać i ma ku temu możliwości. To od nas i naszych wyborów zależy czy będzie się rozwijał. Ten artykuł powstał z zaczerpniętych opinii następujących Gorzowian, którzy wyrazili je na fb: Ćwiklińska Grażyna, Jacek Kawalonek, Krzysztof Czeponis, Dorota Kawczyńska, Marcin Styczyński, Anna Olechnowicz – Zimnoch, Danuta Winnicka, Iwanowski Paweł, Justyna Krajewska, Lech Jakubowski, Jadwiga Matysik, Jarosław Łojewski i wielu innych, których przepraszam, że nie zanotowałam. Gorzowianie czekają na informacje z mediów, oceniają, że tylko tytuły brzmią dramatycznie, a niestety środek jest pusty, rozczarowuje. W mediach jest mało informacji na ten temat i pozostaje pytanie – dlaczego tak jest? Marzanna Leszczyńska Zapraszam na drugą część artykułu. Właściwie to jest wisienka na torcie. Rada i wiedza osoby życzliwej – Wielkopolanina, a jednocześnie kogoś, kto z naszym regionem jest związany przeszłością. Do Przyjaciół Gorzowian – Wielkopolanin…. Pamiętajcie, nieważne, ile razy przyjdzie Wam wykonywać

GORZÓW… nad Wisłą? Czyli spór o zmianę nazwy miasta Dowiedz się więcej »

„GAMBRINUS” I 4 KOBIETY

„Gambrinus” czyli Jerzy Zysnarski – gorzowski dziennikarz (już emerytowany) i regionalista – spotkał się ze słuchaczami 14.11.2023 r. w MOS w Gorzowie Wlkp. i wygłosił swoją prelekcję: „Kapitan Dutkowska i inne niezwykłe Gorzowianki”. Zaczepnie i szokująco Jerzy Zysnarski rozpoczął spotkanie ze słuchaczami od wezwania: „Kobiety na ulice”. Jednocześnie od razu wyjaśnił do czego „pije” i że kiedyś też ktoś w innych czasach, bardziej purytańskich też użył w szlachetnej sprawie – mając na myśli kobiety- określenia „Q”. Skojarzenia jednoznaczne, ale przecież nie dosłowne, sprytne i mające na celu podbicie ciekawości szerokiej publiczności. Dziennikarz przedstawił sylwetki czterech kobiet, które kiedyś były związane z miastem Gorzowem( kobiet z osiągnięciami, nietuzinkowych, wybranych starannie) po to aby ich nazwiskami zostały nazwane ulice w naszym mieście. Starannie i pieczołowicie prześledził ich życiorysy, zdobywał i uzupełniał informacje, dociekał. Było w tym doborze wiele pracy Jerzego Zysnarskiego, poświęconego czasu, starannych przemyśleń. Na spotkaniu w MOS „Gambrinus” uzasadnił swój wybór przedstawiając sylwetki swoich czterech wybranek: Heleny Jurgielewicz, Merry Didur- Załuskiej, Wandy Dubieńskiej i Elżbiety Dutkowskiej. Helena Jurgielewicz Merry Didur- Załuska Wanda Dubieńska Elżbieta Dutkowska Trzeba przyznać, że aby „dostać się na ulicę” według „Gambrinusa” to trzeba być kobietą niebanalną, poprzeczka została podniesiona wysoko. Warunek jest taki, że trzeba w naszym mieście mieszkać i być z nim związanym. Jerzy Zysnarski podkreśla, że w naszym mieście mamy ulice różnych bohaterek, które nigdy nie mieszkały i nie były w naszym mieście, podczas gdy te zasłużone i związane z nim nie dostąpiły tego zaszczytu. Na pewno miasto, które ma swoich bohaterów na tablicach ulic zyskuje na oryginalności i może się tym szczycić, zaciekawi nie jednego turystę. Pamiętam jak kiedyś nawigacja poprowadziła mnie w drodze nad morze przez Puszczę Goleniowską i wjechałam do Strumian – wsi z paroma ulicami – a tam na tablicy – Ul. Joanny i Jana Kulmów. Zatrzymałam się i porozmawiałam z panem siedzącym na ławeczce przed domem – zostałam zaproszona do domu, wyciągnięto album ze zdjęciami i wysłuchałam ciekawych opowieści o charyzmatycznych mieszkańcach, którzy wiele zmienili w tej wsi ale pod koniec życia wyprowadzili się do Warszawy. I pomyśleć, że taka wieś z paroma ulicami, ale upamiętniła niebanalnych gości, którzy tam osiedli na jakiś czas. A oto wybranki Jerzego Zysnarskiego pseudonim „Gambrinus” i Ich prezentacja tak jak zostały przez Niego opisane. Helena Jurgielewicz ( z domu Bujwid) Kobieta z dyplomem ukończenia weterynarii, a był to rok 1920. Pionierka w tym zawodzie. Była oficerem Wojska Polskiego w stopniu porucznika. Uczestniczyła w obronie Lwowa. Ojcem chrzestnym jej córki – olimpijki – był Józef Piłsudski. W czasie wojny przebywała we Francji, gdzie została aresztowana i skierowana do Ravensbruck. W 1945 roku przyjechała do Gorzowa, gdzie pracowała w Państwowym Instytucie Bakteriologicznym, znanym dzisiaj jako BIOVET. Była weterynarzem i zajmowała się głównie leczeniem koni. W naszym mieście przebywała niestety tylko 8 miesięcy, ponieważ na wskutek intryg została pozbawiona pracy i zastąpiona człowiekiem związanym z S.B. Wyjechała do Krakowa. Marry Załuska-Didur Przedstawiona jako arystokratka artystyczna i herbowa. Córka światowej sławy śpiewaka basowego występującego m. in. w La Scali. Była żoną hrabiego. Razem z mężem mieszkała w Iwoniczu-Zdroju. Potem osiedlili się w Gorzowie. Z Iwonicza przywiozła bardzo dużo książek, które osobiście przeglądał Jerzy Zysnarski – jak opowiadał na spotkaniu. Marry Załuska- Didur zapoczątkowała w Gorzowie życie muzyczno-rozrywkowe. W tym czasie w Gorzowie był Garnizon Kawaleryjski. Występowała w rewiach, w słynnej „Wenecji”. Została postrzelona. Dużo życia poświęciła upamiętniając dokonania swojego ojca. Wanda Dubieńska ( z domu Nowak) Kobieta z dyplomem lekarza weterynarii. W tym zawodzie też pracowała w Gorzowie po wojnie. Córka mikrobiologa. Bardzo wszechstronnie utalentowana. Wszechstronna sportsmenka. Grała w tenisa, była florecistką, jeździła konno. Jako jedyna Polka brała udział w Olimpiadzie w Paryżu. Mówiła w kilku językach. Studiowała też muzykologię. Z Ignacym Paderewskim grała na fortepianie. Była portretowana przez Jacka Malczewskiego i Stanisława Wyspiańskiego. Była częstym gościem Empiku. Elżbieta Dutkowska Bardzo odważna, idąca przez życie przebojem kobieta. Była kapitanem A.K. W czasie wojny otrzymała order Virtutti Militari. Wybitna organizatorka. Zorganizowała służbę łączności w Łodzi, a następnie łączność między Łodzią a Warszawą. Brała udział w Powstaniu Warszawskim z bronią w ręku. Była wybitnym fachowcem. Opiekowała się Wincentym Witosem przed Jego wylotem do Londynu. W przebraniu zbiegła z obozu w Rembertowie. W Gorzowie mieszkała 4 lata. Była kobietą przedsiębiorczą, w latach 50-tych założyła cukiernię „Hanka” (był to jeden z Jej pseudonimów)na ulicy Chrobrego 26 naprzeciwko Księgarni „Daniel”. Spotkanie zorganizował „Zapiecek” w MOS przy ulicy Pomorskiej. Czy nie chcielibyście ulic w mieście z nazwiskami takich kobiet – bohaterek swoich czasów? Marzanna Leszczyńska

„GAMBRINUS” I 4 KOBIETY Dowiedz się więcej »

BURZA WOKÓŁ ŻOŁNY W KŁODAWIE

O sprzecznych interesach w gminie, unikatowych walorach wyrobiska po żwirowni, prężnie działającym Stowarzyszeniu i awanturze na zebraniu. Marzanna Leszczyńska Działające od stycznia 2023 roku w Kłodawie, Stowarzyszenie Zielony Punkt Widzenia (działające dla dobra przyrody i miejsca, w którym żyją) zorganizowało 24.10.2023 r. w MOS przy ul. Pomorskiej w Gorzowie Wlkp. otwarte spotkanie przyrodnicze na temat terenu wyrobiska po dawnej żwirowni w Kłodawie i rzeczki Srebrnej czyli jednym zdaniem rozmawiano o unikatowym terenie, któremu grozi zniszczenie. Stowarzyszenie tworzy 5 osób: Katarzyna Olejnik, Jolanta Pedo, Mariusz Urban (ornitolog i leśnik), dr Robert Piekarski (artysta grafik, działacz na rzecz ochrony przyrody). Stowarzyszenie wystąpiło z projekcją filmu, dokumentu, który jest jednocześnie ekspertyzą terenu po byłej żwirowni w Kłodawie. Film pokazuje walory terenu, występujące tam owady, ptaki i zwierzęta, zrealizowano go z inicjatywy i przy udziale członków Stowarzyszenia, którzy posiadają potrzebną ku temu wiedzę, zainteresowanie, zaangażowanie, zamiłowanie i wrażliwość oraz przy udziale (jak poinformowano) zaprzyjaźnionych przyrodników z Poznania i innych miast, ludzi z doktoratami ( badania przeprowadzał m.in. spec. Paweł Czechowski – entomolog z Poznania). Film jest piękny, fantastyczne zdjęcia, afrykańska muzyka, artystyczny sznyt – polecam każdemu i zachęcam do obejrzenia. Na zebraniu zaznaczono, że będzie szeroko pokazywany w celu edukacyjnego uświadamiania mieszkańców Kłodawy, władz, urzędników, decydentów. Niewątpliwie materiał pokazuje , że teren ten to wielki skarb przyrodniczy- perła przyrody, który -(i tu ciekawostka) sam się zrekultywował, bez pomocy człowieka. Można powiedzieć – prezent od natury, coś za darmo. Prelegent podkreślił, że obecnie Lasy Państwowe wydają ogromne pieniądze na podobne wydarzenia, ale koszty to jedno, istotne jest to, że na taką odbudowę potrzebny jest czas i to długi czas – to kwestia 50 lat… Niestety obecna polityka jest taka, że to co już jest się niszczy, a potem jak dotrze do ludzi niezorientowanych i niedouczonych prawda – zaczyna się sztuczne dosadzanie i wydaje się niepotrzebnie duże pieniądze. Z naukową pieczołowitością zaobserwowano i opisano ptaki i owady tu występujące, a jest ich tutaj 81 gatunków. Dużym skarbem jest obecność dzikich pszczół – ważnych zapylaczy. Dumą wyrobiska po żwirowni są małe, kolorowe ptaki, rzadko występujące w Polsce– żołny. Ciekawostką jest, że para wychowująca pisklęta wykorzystuje do tego piastuna czyli ptaka z poprzedniego lęgu. Żołny przyleciały do Polski z Afryki i Europy Południowej. W Europie są to gatunki zagrożone wyginięciem. Pojawiły się w naszym kraju w latach 60-tych na Lubelszczyźnie. Występują też niedaleko Gdańska. W całej Polsce jest tylko 1720 par lęgowych, według ornitologów to mała liczba. W lubuskim są to skrajnie rzadkie ptaki. Ten gatunek ptaka znalazł na byłym wyrobisku po żwirowni dla siebie idealne warunki bytowania zarówno do osiedlenia się i lęgu. Występują tutaj piaszczyste wzniesienia, w których budują sobie norki do zamieszkania. Mają tutaj teren do żerowiska i dostęp do rzeki Srebrnej, zbiorowiska łąkowe i owady, którymi się żywią. Wystąpił progres w zasiedlaniu się żołny. Nie jest już to stanowisko efemeryczne tego gatunku. Teren po żwirowni w Kłodawie stanowi wartościowy obszar, to bioróżnorodność, która jednak otoczona jest nieciekawymi terenami. Występuje tam 48 gatunków lęgowych z możliwym gniazdowaniem. W rzece Srebrnej pływają pstrągi. Tutaj przebiega szlak turystyczny PTTK – bardzo atrakcyjny szlak. O co chodzi w Kłodawie? Na tym terenie unikatowym jest plan postawienia paneli fotovoltaicznych, która to farma po prostu zniszczy ten teren. Jest to mało zrozumiała decyzja dla Stowarzyszenia, gdyż jak mówią – wyrobisko ma wgłębienie, a farmy powinny stać na płaskim terenie. Poza tym fotovoltaiczne farmy stawia się na ziemi klasy 5 czy 6, a nie na unikatowych krajobrazach. Okazało się, jak poinformował ktoś na zebraniu, że wójt Kłodawy sprzedał już wszystkie grunty dookoła, które mogły by się nadawać na farmę. Sęk w tym, że mieszkańcy płacą duże rachunki za prąd i szukają naturalnych źródeł energii, ale wygląda na to, że nie ma już gdzie więc pozostały tereny dziewicze. Jeszcze innym problemem tego terenu są kłady, które sobie to miejsce upodobały i nie tylko, że hałasują ale po prostu niszczą te lęgowe miejsca. Stowarzyszenie proponowało postawienie tam głazów, które uniemożliwiały by te wojaże, gmina postawiła plastikowe słupki, które są kiepską ochroną. Właściciele kładów nogami przewracają te słupki, niszczą je, są bezkarni bo poruszają się w maskach i kaskach. Policja nie reaguje na zgłaszane uwagi, nie karze mandatami kładowców. Stowarzyszenie żałuje, że zawarło z gminą niewdzięczny i zgniły kompromis, który polegał na tym, że zgodzili się na tę farmę fotovoltaiczną w okrojonej wersji terenu. Teraz wiedzą, że i tak teren ulegnie zniszczeniu nawet jeśli plany się nieco zmieniły. Na zebraniu zarzucano radnym gminy Kłodawa, że głosują na szkodę swoich mieszkańców. Wszyscy -13 radnych głosowali za powstaniem farmy fotovoltaicznej, jeden się wstrzymał. Stowarzyszenie pokazało zdjęcia dokumentów z zapisami kłamliwymi i fałszywymi. Zapisy przyjęte w dokumentach nie mają badań naukowych. W głosowaniu radni odrzucali wszelkie sprzeciwy. Gmina była informowana przez Stowarzyszenie o występowaniu tych gatunków ptaków, ale najwyraźniej nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Oto odpowiedź specjalistki, kierownik referatu: Trudno powiedzieć, że tam są te gatunki ptaków. A może nie wróciły. Badania wydają się jej tendencyjne. Stowarzyszenie pokazało zdjęcia dokumentów o takich zapisach. Stowarzyszenie osobiście informowało mieszkańców o zaistniałej sytuacji, pokazywało mapy i ulotki informacyjne. Gdy mieszkańcy Kłodawy dzwonili do Gminy i sprawdzali informacje – ta zaprzeczała, że nie ma ptaków, nie będzie też tam farmy fotovoltaicznej. Mówi się o dużej dezinformacji. Padły ostre słowa na zebraniu o kłamstwach urzędniczych. Obecni na sali mieszkańcy Kłodawy wyrazili swoje oburzenie, że nic nie wiedzieli o tym, o wadze sprawy, ponieważ na pewno włączyli by się w protest. Wywieszanie kartek informacyjnych na tablicy ogłoszeń w takich przypadkach to niestety kiepska aktywność radnych. Mają pretensje o to, że w takich przypadkach mieszkańcy powinni być skutecznie i osobiście poinformowani co się będzie działo w ich sąsiedztwie, a właściwie to powinna obowiązywać strefa buforowa. Nie informuje się dokładnie po to, aby nie było protestów,a potem korzysta się z prawa, że nikt nie wniósł sprzeciwu. Głos zabrał jeden z radnych (Roman Leśnicki), który przyznał się, że głosował za projektem votovoltaiki. Tłumaczył się tym, że radni byli wprowadzeni w błąd, zapewniał ,że oczko wodne nie będzie zasypane, drzewa nie będą wycinane a farma fotovoltaiczna miała powstać za rzeką Srebrną. Była też próba przerzucenia

BURZA WOKÓŁ ŻOŁNY W KŁODAWIE Dowiedz się więcej »

Czas na laur na głowie RYSZARDA POPIELA

Nazwa rezerwatu przyrody: „Santockie Zakole im. Ryszarda Popiela” stała się faktem w czerwcu 2023 roku, a 5.10.2023 r. odbyła się uroczystość odsłonięcia kamienia i tablicy pamiątkowej. Pomysł powstał z inicjatywy społecznej, pod którą podpisało się 250 osób, a zatwierdzonej przez wojewodę Władysława Dajczaka i Regionalnego Dyrektora Józefa Kruczkowskiego, których zdanie było kluczowe. Uroczystości rozpoczęły się mszą św. w santockim kościółku a następnie w Santockim Urzędzie rozpoczęło się spotkanie wszystkich uczestników. Całość była wzruszającym, pięknym spotkaniem z edukacyjnym akcentem. Historię i fizjogeografię rezerwatu przybliżyli: Daria Jachimowska i dr Andrzej Korzeniowski. Na stole pojawiły się świeżo wydrukowane mapy z zaznaczoną nową nazwą rezerwatu, broszurki z informacjami o świeżo mianowanym patronie rezerwatu i samym rezerwacie, które przyniósł szef gorzowskiego PTTK – Zbigniew Rudziński. Przybyli przedstawiciele różnych instytucji państwowych związanych z lasem, ochroną środowiska i szkół tego sektora, przyjaciele i znajomi, rodzina, współpracownicy nowego patrona parku. Nie zabrakło leśników w zielonych mundurach, zabrzmiało parę razy trele na trąbkę. Jak powiedział z-ca Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska – Regionalny Konserwator Przyrody dr Andrzej Korzeniowski: nie możemy zapomnieć o takich ludziach jakim był Ryszard Popiel, którzy mieli wpływ na ochronę przyrody, dzięki któremu dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości, a był to człowiek nieprzeciętny. Ryszard Popiel , absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych – Kształtowanie i Ochrona Środowiska , pełnił funkcję zastępcy dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp. (1998 r.) oraz dyrektora Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Lubuskiego. Był współtwórcą największego parku krajobrazowego w województwie „Łuk Mużakowa„, który chroni cenne utwory geologiczne i tereny przyrodniczo- kulturowe w strefie pogranicza z Niemcami. Na jego terenie leży Park Mużakowski zapisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ukoronowaniem Jego pracy było powołanie najmłodszego w Polsce parku narodowego: Ujście Warty. Podjął koncepcję przekształcenia parku krajobrazowego w park narodowy. Stworzył kompetentny zespół osób zaangażowanych w ochronę przyrody w Lubuskiem, dokończył budowę ośrodków edukacyjnych w Lubocieszy i w Pszczewie. Kilkanaście lat kierował Regionalną Stacją Hydrologiczno- Meteorologiczną IMGW w Gorzowie Wlkp. Współorganizował Polskie Towarzystwo Biogeograficzne. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 2011 r. oraz Krzyżem Wolności i Solidarności w 2018 r. Przy tym wydarzeniu nie można pominąć informacji o samym terenie Parku Krajobrazowego jakim jest Santockie Zakole im. Ryszarda Popiela. Jak najwięcej osób powinno wiedzieć jakie wyjątkowe bogactwo i piękno znajduje się niedaleko miasta Gorzowa i jakie wydarzenia historyczne rozgrywały się na tych terenach. Park ten ma unikalne walory krajobrazowe, bardzo bogaty drzewostan i niezwykłą populację ptaków. A przebywanie na jego terenie daje poczucie wolności. Część uroczystości to były wykłady przyrodnicze dr Andrzeja Korzeniowskiego i mgr Darii Jachimowskiej ale też delegat Lubuskiego Muzeum opowiedział dzieje grodu Santok już w plenerze, zaraz po odsłonięciu pamiątkowego kamienia na drugim brzegu Warty, na który popłynęliśmy wszyscy promem. Tak więc trochę wiedzy z geografii, geologii, botaniki i historii tego miejsca: Rezerwat przyrody Santockie Zakole im. Ryszarda Popiela położony jest na lewym brzegu Warty przy ujściu do niej Noteci. Pomimo nazwy w całości leży na terenie Gminy Deszczno. Powierzchnia rezerwatu wynosi 455,85 ha. Bezpośrednim sąsiadem rezerwatu jest miejscowość Santok położona na santockim wzgórzu grodowym. Rezerwat jest fragmentem rozległej terasy zalewowej wchodzącej w skład Kotliny Gorzowskiej, a ta z kolei jest częścią Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej. Bezpośrednio poprzez rzeki graniczy z wysoczyznową krawędzią Równiny Gorzowskiej. Zanim stał się rezerwatem przyrody „Santockie Zakole im. Ryszarda Popiela” był rezerwatem przyrody – „Santockie Zakole”. Utworzono go w 1998 r. rozporządzeniem Ministra Ochrony Środowiska Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Nadzór przyrodniczy nad nim sprawuje Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Gorzowie Wlkp., który nadał mu zarządzeniem Plan Ochrony z dn. 7.05.2015 r. Położony jest na obszarach Natura 2000, ptasiej Ostoi Dolina Dolnej Noteci, ostoi siedliskowej Ujścia Noteci. Obszar rezerwatu został ukształtowany przez wodę. Jest to teren polodowcowy, powstały w ostatnim zlodowaceniu (Vestulian). W wyniku ocieplania się klimatu występujący tu lądolód ulegał roztopieniu, odkrywając obszar pokryty mozaiką wleczonych przez niego osadów. Ogromne masy wody przez długi czas rzeźbiły tę powierzchnię spływając z północy na południe, łączyły się też z wodami rzecznymi podążającymi w odwrotnym kierunku i wspólnie obierały kierunek zachodni. Ich ruchy doprowadziły do wycięcia w podłożu szerokiego, równoleżnikowego obniżenia, zwanego Pradoliną Toruńsko-Eberswaldzką, która do dziś jest kształtowana wodami rzeki Warty i Noteci. Niesamowite efekty tych zdarzeń widać z krawędzi wysoczyzny z Santoka (Wysoczyzna pocięta wąwozami a powstała przez nacisk lodu na materiał, który niósł i w ten sposób utworzył 70-metrowy wał). Teren u stóp Santoka jest okresowo zalewany przez Wartę. z wieloma starorzeczami dawnego nurtu Warty, oczkami wodnymi, malowniczymi kępami lasu i zarośli. Czasem drzewa są zalewane w rezerwacie do wysokości 1 metra. Ptaki siedliskują w kępach starego ( ponad 250 letniego) dębowego drzewostanu. Rośnie tu również topola czarna i topola biała, wiąz szypułkowy. Są to pomniki przyrody. Kiedyś był to teren bytowania i rozrodu 150 – ciu gatunków ptaków lęgowych i gatunków przelotnych. Jednak susza, brak opadów śniegu, łowy drapieżników spowodowały zmalenie królestwa ptaków. Mieszkają tutaj: gęgawa, kulik wielki, derkacz, kropiatka, rybitwa białowąsa i białoskrzydła, rokitniczka, płaskonos, bielik, myszołów, żuraw, cyranka zwyczajna, czajka, krwawodziób, kszyk, bóbr, dzik, kozioróg, żaba śmieszka, wydra, szop, piżmak, bocian czarny, tracz, brzęczka. Wypasa się tam półdzikie bydło, które jest elementem naturalnym i atrakcją Parku. Z roślin występuje tutaj objęty ścisłą ochroną i jest już jego niewiele enklaw w Polsce – fiołek mokradłowy, grążel żółty, grzybienie białe, osaka aloesowata, przetacznik błotny, rzęśl długoszyjkowa (stosowana w maściach przeciwzapalnych, przeciwreumatycznych i przeciwstarzeniowych), selernica żyłkowana, żabiściek pływający, wierzba biała, olsza, wilczomlecze, zjawiskowe są łąki margaretkowe. Są też gatunki roślin i zwierząt niepożądane, które stanowią zagrożenie dla gatunków chronionych takie jak barszcz Sosnowskiego, nawłocie, norki amerykańskie zbiegłe z farm i biedronki azjatyckie.` Na terenie Parku toczyła się w zamierzchłych czasach bogata historia sięgająca początków naszego państwa Polskiego, czasów Mieszka I. Tędy przebiegała granica między Polanami a Pomorzanami, tutaj toczyły się bitwy o Santok. W 963 roku najechał i zdobył gród Wichman z pomorskimi Rederami. Potem dołączyli Do Rederów Wolinowie. Aby uchronić się przed najazdami Mieszko I , któremu podlegali Słowianie (Licikaviki) zapłacił Ottonowi I trybut z ziemi Lubuskiej. Po Przyjęciu chrześcijaństwa w 966 roku, ożenku z czeską Dobrawą gdy otrzymał w prezencie ślubnym 2 hufce jazdy (100 jeźdźców )

Czas na laur na głowie RYSZARDA POPIELA Dowiedz się więcej »

MŁYN W BOGDAŃCU – OTWARTY

O uroczystym otwarciu muzeum „Zagroda Młyńska” w Bogdańcu. Spojrzenie niestandardowe. Zapraszam do obejrzenia Klipu na ludowo ze zdjęciami z dnia otwarcia z muzyką. Aby włączyć krótki film należy przycisnąć czerwony prostokąt z białą strzałką na obrazie poniżej. Marzanna Leszczyńska i Janina Pietrowicz 29 września 2023 roku została uroczyście otwarta Zagroda Młyńska w Bogdańcu. Muzeum Lubuskie zorganizowało to otwarcie w charakterze. Wszystko rozpoczęło się przedstawieniem teatralnym z minionego czasu a romantyczna akcja dotyczyła młyna i córki młynarza. Była ludowa muzyka, przepyszne ciasta, słynny chleb z tutejszej piekarni, owoce, personel gustownie na ludowo ubrany, dekoracje. Całość rewelacyjnie, lekko i z dowcipem poprowadził sam Roman Awiński. 3 i pół roku trwały prace renowacyjne i świetnym pomysłem było zaproszenie dzieci, które wtedy przyszły z przedszkola w Bogdańcu zobaczyć młyn, na początku renowacji a teraz po latach w dniu otwarcia odnowionego muzeum te same dzieci dostąpiły zaszczytu uczestniczenia w historycznej chwili. Muzeum Lubuskie przypomniało starą tradycję młynarzy – „ Zanurzenia w ziarnie ” i kto chciał mógł w niej uczestniczyć. Posypało się kolorowe konfetti. Nie zabrakło polityków, bo nic w tym dziwnego na dwa tygodnie przed ważnymi wyborami. Nie zabrakło podziękowań, wyróżnień i nagród. Data otwarcia 29 września została dobrana starannie ponieważ był to dzień urodzin najmłodszego mieszkańca młyna – Marka Rembasa ( spokrewnionego ze słynnym gorzowskim żużlowcem). Przybyli też honorowi goście, dawni mieszkańcy młyna – Sebastian i Helena Fierkowiczowie. Przypomniano , że niemiecka właścicielka młyna Ruth Henke zmarła 9 lat temu. Imieniny też obchodził obecny na uroczystości Michał Jarosiński – konserwator zabytków. Pozwoliłyśmy sobie złożyć solenizantowi imieninowe życzenia i przy okazji zamieniłyśmy z Panem Michałem Jarosińskim kilka zdań. Niestety zabrakło na otwarciu mocno zaangażowanej w odnowę Zagrody Młyńskiej vice dyrektor Muzeum Lubuskiego Pani Grażyny Tyranowskiej, która musiała wyjechać do Francji w ważnych sprawach rodzinnych, nie cierpiących zwłoki jakim jest zdrowie. Zapytałam Panią vice dyrektor tuż przed wyjazdem- „kto w renowacji tego zabytku odegrał kluczową rolę, dzięki komu widzimy to co widzimy, bo początki były przecież opłakane”. Odpowiedziała : Panowie – Błażej Skaziński i Michał Jarosiński. Pan Błażej Skaziński akurat uczestniczył w innym spotkaniu a pan Michał Jarosiński był w pracy ale przybył na otwarcie w roboczych ciuchach – przypomniała pani dyrektor Muzeum Lubuskiego – Ewa Pawlak. Przedstawię poniżej jedną z tych dwóch postaci – Pana Michała Jarosińskiego (konserwatora zabytków) ponieważ wyłoniła mi się postać wyjątkowo jasna, bardzo pozytywna, wielki pasjonat swojego zawodu, niezwykle i nadzwyczajnie zaangażowany w pracę, kochający zabytki ale przede wszystkim wielki profesjonalista. Jak wspomina vice dyrektor Muzeum Lubuskiego w Gorzowie Wlkp. – Grażyna Tyranowska pan Michał Jarosiński potrafił prowadzić z nią rozmowę na temat prac przy młynie w Bogdańcu a następnego dnia był już na drugim krańcu Polski. Zawsze przygotowany, pamiętający o wszystkich szczegółach rozmowy. Czasami jak mówi otrzymywałam odpowiedzi bądź zapytania o czwartej nad ranem, a właściwie o każdej porze dnia i nocy i zadawałam sobie pytanie: czy ten człowiek w ogóle śpi? Nie potrafił odmówić pomocy nikomu i raczej nie ze względu na chęć zysku i zarobku, ale wydawało się, że chce ocalić wszystko co da się ocalić – co jest zabytkowe, bo tutaj trzeba się śpieszyć. Jego zaangażowanie było imponujące , czasem kaskaderskie -niemal biegał z poświęcaniem się po dachach i wiele prac wykonywał osobiście a ja bałam się, że spadnie i się połamie albo i zabije. Wiecznie ubrany w swoje krótkie do kolan spodenki, koszulkę i czapeczkę z daszkiem. Tak też ubrany odbierał podziękowanie na otwarciu Zagrody Młyńskiej – wyrwany z pracy. Z powodu zaangażowania w tak wiele projektów Muzeum musiało Go niejednokrotnie karać -„po kieszeni” , ponieważ taki styl pracy – niestety – ale wiąże się z „zawalaniem terminów”. Z tego Pan Michał Jarosiński świetnie zdaje sobie sprawę ponieważ już na wstępie naszej rozmowy od razu przedstawił się jako człowiek nieterminowy. Wiedza Michała Jarosińskiego jest imponująca. Jak wspomina vice dyrektor Grażyna Tyranowska przy pracach katedry, po jej pożarze nadzór przy pracach Michała Jarosińskiego i kontrola nad nim była zbyteczna. Podziw wzbudzała jego uczciwość i nieugiętość w kwestii forsowania niekompetentnych decyzji, zamienników gorszej jakości. W takich wypadkach Pan Michał od razu wycofywał się i nie chciał się pod niczym podpisywać, nie chciał mieć z takimi pomysłami do czynienia. Przy odbiorze podziękowania z rąk dyrektor Muzeum Lubuskiego został przedstawiony jako człowiek, który urodził się po to, aby ich dotykać. Człowiek z misją. Widać, że kocha zabytki choć jak sam mówi – konserwacja to trudna droga, może być przygodą, ale to wymagająca praca, a zabytki nie wybaczają, to nie jest droga na skróty i opiera się na najważniejszym – na myśleniu. Wysłuchałam półtoragodzinnego wykładu Michała Jarosińskiego o renowacji gorzowskiej katedry po pożarze, w którym przebija talent pedagogiczny, a dobór informacji dla słuchacza jest niezwykle trafny, przekaz jasny, przystępny. Tak wiele można zrozumieć i dowiedzieć się o tym co istotne aby wydobyć piękno zakryte przez naleciałości czasu i prace barbarzyńskie. Pan Michał jest mistrzem w doborze i przeszkoleniu pracowników całego zespołu, który prowadzi renowację, doborze środków i technologii, których wachlarz jest szeroki ale nie wszystkie są odpowiednie bo jak twierdzi prace konserwatorskie też są inwazyjne. Teraz wiem, że najbezpieczniejsze są prace wykonane ludzkimi rękami, ich precyzja i wyczucie są bezkonkurencyjne, a kit, cement, beton to nie są są materiały dla zabytków. Nowe technologie muszą być stosowane rozsądnie i na wiele z nich odnowa zabytków niecierpliwie czeka, zwłaszcza na te kosmiczne technologie ( ciekawa jestem na czym polegają). Po tym krótkim wykładzie dużo wiem o spoinach między cegłami i widzę różnicę między dobrze i źle wykonanymi pracami patrząc na każdy mur bo ważna jest konsystencja spoiny, głębokość usuwanych spoin. Liczę na to, że pan Michał Jarosiński opowie z pasją na nowym wykładzie o tym jak odnawiany był młyn w Bogdańcu, co nowego zastosował i czy są już dostępne kosmiczne technologie i na czym one polegają. Jak nam opowiedział, od 10 lat odnawia zabytki w Lubuskim. Ma na swoim koncie prace w Paradyżu Gościkowie, Gorzowie, Bożycach ale nie liczy ile tych renowacji było. Lubi odnawiać wszystko- wyjątek stanowią druki i skóry. Uważa, że to praca dla pań i chętnie im oddaje ten „kawałek chleba”. Martwią mnie tylko leżące przed młynem potężne

MŁYN W BOGDAŃCU – OTWARTY Dowiedz się więcej »

MIERZĘCIN I SAMOCHODY RETRO

O czerwcowym zlocie samochodów zabytkowych pod Pałacem Mierzęcin z ” suplementem- niespodzianką” od dr Roberta Wójcika -autora wspomnień o nowej historii pałacu – „opowiada” Marzanna Leszczyńska Stylowe, eleganckie, stare samochody zazwyczaj kabriolety jeszcze 10 lat temu spotykałam na autostradach w Niemczech czy Holandii. Jakież to były emocje gdy się taki pokazał! Po prostu zjawisko… Lśniły srebrne felgi, z tyłu na kuprze przywiązana mała walizeczka, otwarty dach. I ta konsternacja gdy go mijaliśmy, a potem on nas, a na dodatek potem tak przyspieszył, aż zostaliśmy daleko z tyłu – jak to się stało, że taki stary samochód nas wyprzedził ?… Widok starszego pana za kierownicą i młodej pani nie robił takiego wrażenia jak dwie siwe głowy z rozwianym włosem. Takich widoków się nie zapomina. W Anglii pod pałacem Glamis, który był dla W. Szekspira natchnieniem do napisania „Hamleta” widziałam dużo ustawionych takich samochodów z lat 30-tch a przy okazji stały stragany ze starociami, antykami, w których się buszowało i znajdywało prawdziwe skarby. Doczekaliśmy się, że w Polsce mamy podobnie: mamy piękne pałace, Polacy mają zabytkowe samochody i są zloty, gdzie się całe towarzystwo zjeżdża i można te „cacka” podziwiać. Jeszcze niedawno były zloty polskich samochodów: maluchów, warszaw, syrenek. Gdy się trafił inny model to był rodzynek. Czasy się zmieniły i wyraźnie zaczynamy „równać w górę”. „Classica Mierzęcin” czyli zlot zabytkowych samochodów w Mierzęcinie na imprezie trwającej 3 dni zgromadził sporą grupę ludzi, którzy nacieszyli oczy niecodziennym widokiem. Jest to widowisko dla koneserów ale – co bardzo cieszy – nie tylko dla nich. Muszę przyznać, że bardzo przyjemny to widok: zaciekawionych, rozmarzonych, rozanielonych, uspokojonych, zamyślonych panów – panów wyraźnie szczęśliwych. Można było pieścić swoje oczy przez 3 dni. Zapytałam dwóch Panów o wrażenia z tegorocznej imprezy” Classica Mierzęcin„ 2023. Jan (nazwisko zastrzeżone) lat 65 :” Uwielbiam ludzi z pasją a właścicieli tych „dziwnych” samochodów właśnie tak postrzegam. Skorzystałem z rozmów indywidualnych, bo interesuję się motoryzacją. Z jednym właścicielem rozmawiałem chyba godzinę czasu. Wiedza tych ludzi tutaj mnie urzekła i te rozmowy są dla mnie pasjonujące. Bardzo się cieszą, że mogą się podzielić swoimi wiadomościami, niemal fruwają z radości. Ci ludzie są spragnieni kontaktu z zainteresowanymi ludźmi, chcą się pokazać, są dumni ze swojej pasji i maja dużą satysfakcję, że ich ktoś o coś zapyta i że przyszli tacy, którzy się również interesują. Trzeba mieć dużą pasję, aby szukać a potem ściągać z drugiego końca świata części do samochodu. Każdy remont samochodu to inna historia i przygoda człowieka. O każdym można by napisać książkę i uważam, że powinny być pisane – koniecznie ze zdjęciami. Ja na pewno bym taką kupił. Jest to po prostu piękna sprawa, taki powrót do historii. Bardzo mnie cieszy fakt, że ludzie, którzy mają pieniądze nie wydają ich tylko na dziewczyny, głupoty i alkohol. Uważam, że takie imprezy powinny być organizowane regularnie, jak najczęściej, Powinno się je nagłaśniać, promować, reklamować, i według mnie dał bym radę zobaczyć 200-300 samochodów na takim zlocie. Trzeba dążyć do tego aby , ci którzy już raz przybyli na zlot czekali na następny, aby imieniny u cioci nie były imprezą konkurującą i aby przekładali imprezy rodzinne, aby móc zobaczyć właśnie taką imprezę bo one są po prostu tego warte. Jeśli chodzi o mnie to najbardziej interesują mnie przeróbki czyli z zewnątrz samochód retro a w środku nowy – miraffiori. To właśnie takie samochody budzą naszą konsternację na autostradach. Są też bardzo ciekawe nietypowe auta. Widziałem przeróbki z kabin samolotów. Moim marzeniem jest stary bentley z 1936 roku. Dla mnie to był najpiękniejszy okres motoryzacji. W tych samochodach bardzo wygodnie się siedzi. Niemal każdy samochód był wtedy niepowtarzalny i inny. Sam jestem w posiadaniu peugeota 406 z roku 1995. I to już jest dzisiaj zabytek. Luksusowa marka francuska. To jest mój użytkowy samochód i na razie nie chcę nowego. „ Artur (Lat 29, który przyjechał, aby zobaczyć imprezę z dwójką dzieci: 3,5 letnią córeczką i 6 letnim synkiem): „Bardzo podoba mi się ten zlot. Auta jak z gangsterskiego filmu. Widać, że te auta miały duszę, a nie były (jak to powiedział ktoś w TVN turbo i zapadło mi to w pamięć) – „tabletami na kółkach”. Niestety motoryzacja poszła nie w tym kierunku. Jestem rozczarowany współczesnością i skończyły się dla mnie interesujące samochody w latach 90-tych. Tamte samochody były intuicyjne dzisiaj wszystko jest dotykowe a dotykowa powinna być tylko nawigacja a dzisiaj żeby radio włączać przez dotyk? Brakuje mi pokręteł, suwaków. To było piękne. Jestem koneserem muzyki, dlaczego nie mogę dzisiaj słuchać swoich płyt w samochodzie? Dla mnie najpiękniejsze są samochody z lat 50-tych i 60-tych. Najbardziej klimatyczne. Długie, ze skrzydłami z tymi wszystkimi wajchami, przyciskami… Gdybym był zamożny to tylko na to wydawałbym pieniądze, na: dom i samochód, nie na dalekie podróże. Ale tymczasem niestety nie w pełni mogę skorzystać z tej imprezy, bo maluchy nie pozwalają. Muszę ich pilnować, bo właśnie zostały przepędzone z samochodu do, którego wsiadły. Zresztą całkowicie słusznie i wcale się właścicielowi nie dziwię. Ale widzę, że mają dobrą zabawę i niech nasiąkają za młodu pięknymi sprawami.” Właśnie! Przy okazji zlotu samochodów zabytkowych w Mierzęcinie i całej tej imprezy warto opowiedzieć też trochę o całej organizacji. Brawa dla orkiestry przygrywającej na placu. Piękne stroje i muzyka w charakterze tej z lat, gdy tańczono charlestona. Nie mogło być inaczej i nie powinno być… Dzieciaki miały swoje zaplecze do zabawy w postaci dmuchanych zamków do skakania, placu zabaw, lodów ale do szczęścia i do charakteru imprezy przydałby się na ich użytek np. samochód atrapa, do którego można wejść i pokręcić kierownicą albo taki narysowany z wyciętym kółkiem na głowę, gdzie podstawia się własną i na fotografiach wygląda to fantazyjnie. Już na początku zaraz za bramą w cieniu pięknych dębów postawiono zielony samochód retro a w jego bagażniku umieszczono cały pakiet mierzęcińskich win, zachęcając do ich kupna. W sprzedaży były też pyszne oleje z dodatkiem soku z pory czy papryki. Przed bramą wjazdową było trochę kramów z pamiątkami. Głównie współczesne naczynia, obrazki, figurki z ceramiki. Wypatrywałam starych bibelotów ale natrafiłam tylko na piękny, skórzany album na zdjęcia i cynowe naczynie. Za bramą były

MIERZĘCIN I SAMOCHODY RETRO Dowiedz się więcej »

SCHODY DO NIKĄD W MAJOWEJ DEBACIE

Marzanna Leszczyńska – podsumowuje majową debatę w sprawie schodów do nikąd, która odbyła się u ich stóp, na wolnym powietrzu. Dosyć aktywnie -na długo przed- media informowały o debacie w sprawie Schodów do nikąd, którą zorganizowała Fundacja Twoje Miasto Gorzów w dniu 18.05.2023 r. Informacja dotarła też do moich uszu, więc ucieszyłam się na to spotkanie, wybrałam się zobaczyć i posłuchać. Oto moje podsumowanie: Przyszło bardzo mało ludzi. Policzyłam wszystkich przed startem – było 20 uczestników, w tym organizatorzy. Na końcu spotkania było około 50 osób. Na początku może o tym, czego dowiedziałam się na tej debacie od prelegentów i mieszkańców, którzy zabrali głos. Schody do nikąd zostały wybudowane w 1972 roku. Liczą dokładnie 241 stopni. Wielu uczestników debaty przyznało, że były miejscem inspiracji. Dla jednych ich nazwa jest kultowa, dla innych nazwa powinna być inna bo ta, która jest nas rozleniwia, nie mówi gdzie nas zaprowadzą, nie działa na wyobraźnię. Tym bardziej, że w przeszłości nie prowadziły do nikąd. 200 lat temu miały prowadzić do fortu, ponieważ w ich miejscu przewidywano ustawienie artylerii, gdy Cesarz Napoleon Bonaparte i Jego armia cofali się spod Moskwy ( o tej ciekawostce historycznej opowiedział pan Zbigniew Rudziński z PTTK). Doceniło to miejsce oraz miasto 170 przewodników, gdy w Gorzowie był zjazd PTTK. Nazwali Gorzów „miastem niezwykłym” ponieważ mieszkańcy tego miasta mają przyjemność mieszkać w parku. Schody do nikąd i Park Siemiradzkiego znalazły się w sercu miasta. Park i zieleń przylegająca do schodów, to są płuca Gorzowa. Jaka była ich rola? Nauczyciele przychodzili na nie z dziećmi, które się inspirowały widokami do prac plastycznych. Ze wzgórza do którego prowadzą Schody do nikąd widać piękną panoramę na Santok, Czechów, które obecnie już są przesłonięte przez nowe zabudowy. Tutaj były wernisaże, ludzie wypoczywali, opalali się, organizowali artystyczne występy, kochali to miejsce. Uczestnicy debaty zwrócili uwagę, że wiele miejsc kultury w Gorzowie ostatnio zakończyło swoją działalność, przestał istnieć: „Lamus”, „Pałacyk”, „Dom Grodzki”, „Magnat”. Na ulicy Kostrzyńskiej wycięto aleję lipową, w Gorzowie usunięto 20000 drzew – (dwadzieścia tysięcy!!!) Powstaje zabudowa osiedlowa w centrum miasta przy ulicy Łokietka, gdzie są stare zabytkowe kamienice, coś złego dzieje się z Budynkiem Przemysłówki „Słomiany Miś” – to są znaki zapytania jak po tych przebudowach te miejsca będą wyglądały. Ulica Sikorskiego została zabetonowana, nie wprowadzono zieleni. Garstka mieszkańców Gorzowa, która przyszła nie kryła swojego żalu do tego co dzieje się z miastem. Ktoś powiedział, że nie widać dobrej woli Prezydenta Gorzowa Jacka Wójcickiego. Padły ostre i odważne słowa mieszkanki „Zacisza” -Pani Mirosławy: ” Pan Jacek Wójcicki równa Gorzów z Deszcznem, z którego pochodzi”. W mieście panuje marazm kulturowy. Miasto wojewódzkie zamienia się w miasto powiatowe – to ostre słowa Grzegorza Witkowskiego (administratora społecznego i obserwatora Gorzowa). Mieszkańcy na debacie podkreślili, że ogólna kondycja miasta i pomysły przebudowy miasta nie są najlepsze, włodarze miasta Gorzowa są ludźmi niehonorowymi, nie dotrzymują obietnic i nie konsultują swoich zmian pomysłów. Miasto brnie dalej ze szkodliwymi projektami, działania są rozproszone i generalnie finały tych prac są dramatyczne. Gorzów staje się miastem wyludnionym, tak samo jak całe województwo lubuskie, które jest pięknym, zielonym regionem- „Mazurami zachodu”. Gorzów powinien promieniować i napędzać ten region, tym bardziej, że jest miastem o bogatej historii i tradycjach oraz walorach geograficznych. Władze ciągle się tłumaczą brakiem funduszy na modernizację Schodów do nikąd, ale trwa budowa ogromnego hotelu przy „Słowiance” znowu kosztem wyciętego parku. Miasto trwoni pieniądze publiczne. Źle wykonane projekty teraz są poprawiane i nie trudno się domyśleć, że nie za darmo. Na ulicy Sikorskiego teraz wyciąga się betonowe płyty i wsadza nowe drzewa. W ankiecie dotyczącej przyszłości Schodów do nikąd – 87% mieszkańców Gorzowa opowiedziało się za ich wyremontowaniem, 11% twierdziło, że trzeba je zrobić od nowa. Uczestnicy debaty podkreślali, że S.d.n. są miejscem, którego nie powinno się wyzbywać, a tradycja powinna być pielęgnowana. Trzeba myśleć też o potomnych, a nie tylko o sobie. To są płuca miasta, których nie można sobie dać usunąć. W mieście jest dużo samochodów i spalin, czyżbyśmy zapomnieli skąd się biorą choroby? Musi być myślenie pokoleniowe. Miejsc kultowych się nie niszczy. Mieszkanka Kłodawy dała ostrzeżenie jak to teraz Kłodawa żałuje tego co zrobiono z jeziorem w Kłodawie, pozwalając na dyskoteki, hałas, zabawy. Mieszkańcy Kłodawy nie korzystają z tego na co pozwolili, dzisiaj mają tylko udrękę. Podkreślono w debacie, że odcięcie S.d.n. od parku to ogromny błąd. Stawianie tam jakiegokolwiek muru czy zabudowy odetnie to miejsce od razu od Parku Siemiradzkiego. Kompromis, który jest podsuwany czyli apartamentowiec i jakieś tam schody to propozycja, którą należy od razu odrzucić. Ostrzeżono, że w takim przypadku mieszkańcy osiedla i tak będą walczyć o to aby to miejsce było tyko dla nich, a wszyscy inni będą im przeszkadzać i będą intruzami, którym zabroni się wcześniej czy później tam przychodzić. Ostrzeżono aby nie łudzić się takimi kompromisami. Ostrzeżono , aby nie wierzyć developerom. Miejsce, które zostanie sprzedane nigdy nie wróci do tego stanu w jakim było. Tłumaczenie, że możemy dojść na wzgórze Parku innym drogami to dziwne tłumaczenie- to tak jakby do pałacu wchodzić drzwiami od kuchni. Nie można doprowadzić do tego, aby za mieszkańców zadecydowano. S.d.n. to ostatnie zielone okno na miasto. I bez tego okna miasto też po prostu zbrzydnie. Ktoś zaznaczył, że nie można w tym miejscu pozwolić na biznes. Biznesowo opłacalne inwestycje tak naprawdę się nie opłacają. Tak się postępuje w archeologii. Powinno się poczekać na lepszy czas – lepszą technologię i większe środki. Najważniejsze jest aby to miejsce ocalić, nie robić nic pochopnie, szybko i aby tylko było. TRZEBA SIĘ WYKAZAĆ OSTROŻNOŚCIĄ. Z całą pewnością powiedziano NIE! dla developerki. Postulowano aby naciskać ile się da i wycofać wszystko co się już rozpoczęło a nie jest za ocaleniem S.d.n. Po ostatnim artykule o S.d.n. pt; „Dokąd prowadzą schody do nikąd„, a którego link się ukazał na fb 30.03.2023 http://idealzezgrzytem.pl/2023/03/30/dokad-prowadza-schody-do-nikad/ – bardzo aktywna okazała się Pani Monika Drubkowska, która chciała pisać petycje do prezydenta, organizować pikiety. Gdy Jej odpowiedziałam, że chętnie przyjrzę się temu co zrobi w kwestii S.d.n. po prostu umilkła a na debacie Jej nie było….Pozostaje pytanie o co tutaj chodzi? Czyżby tylko o „zadymę” przed wyborami? Pozostała

SCHODY DO NIKĄD W MAJOWEJ DEBACIE Dowiedz się więcej »

Dokąd prowadzą schody donikąd…

28 lutego 2023 roku Przemek Ciućka w grupie „Gorzów -rozmowy o wszystkim” na fb umieścił zdjęcie Dominanty i zadał pytanie: „ Gorzów ma swoją Wieżę Eiffla! Dlaczego się tak bardzo nie podoba mieszkańcom?” Pod zdjęciem rozgorzała interesująca dyskusja mieszkańców Gorzowa. Pojawiły się szczere i odważne wypowiedzi, z których sporo się można było dowiedzieć, szczerze uśmiać, czasami zadziwić. Muszę przyznać, że Gorzowianie potrafią być dowcipni, mają fantazję, kulturalny dystans do rzeczy na których im zależy, które ich irytują a nie mają wpływu na zmianę, wiele zauważają i naprawdę nie jest tak, że wszystko im jedno -jak się potocznie sądzi. Szczerze pisząc, to gdy czytałam te komentarze robiło mi się na przemian „i śmiesznie i straszno”. Na początku może zacznę od tego co straszne, zatrważające i temat palący a mianowicie „Schody donikąd”. Chociaż tematem zasadniczym była Dominanta, to wysunął się znacząco problem „s. dn.”. Sądzę, że większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z tego co się święci i zapewne przekonani są, że „s. dn.” czekają na swoją modernizację a na razie są zamknięte ponieważ ciągle brakuje pieniędzy na ten cel. Sprawę wyjaśnił Pan Witold Dopierała i naświetlił politykę miasta w tej kwestii. Powiedział krótko i dosadnie: „ W ogólnopolskiej TV pokazują „s. dn.” i jest to 20-letni wstyd i dowód degradacji miasta”. Na teren „s. dn.” podobno czai się deweloper, a miasto chętnie go sprzeda. Schody donikąd – przyznaję, że bardzo oryginalnie nazwane, zbudowane w latach 70-tych z inicjatywy włodarza miasta – Henryka Kempy, prowadzące na wzgórza Parku Siemiradzkiego dla mieszkańców Gorzowa stanowią dużą wartość sentymentalną. Dwa pokolenia Gorzowian wiąże z nimi wspomnienia, ponieważ przyjęły się w mieście i koło nich dużo się działo, były oblegane zwłaszcza przez młodych ludzi, którzy uwielbiali się tłumnie na nich spotykać, umawiać na randki, spacery. Kiedyś rodzice, potem dzieci. Ileż to osób mi mówiło, że tam poznało swoją przyszłą żonę, męża. Gorzowianie z sentymentem, wspominają swoje recytacje wierszy, śpiewanie piosenek jako dzieci ponieważ przy „s. dn.” odbywało się wiele uroczystości, imprez, również modlitw, religijnych spotkań około świątecznych. Gorzów jest miastem na wzgórzach i właśnie z tego miejsca gdzie są ”s. dn.” widok na Gorzów jest piękny, wejście rewelacyjne i to z serca miasta. Panie Witoldzie nie pozwólmy na to aby było tak, że kiedyś się obudzimy i zobaczymy, że po schodach tych nie ma śladu, a w ich miejscu powstanie szybko nowy apartamentowiec. Wtedy już nic nie da się zrobić. Mieszkańcy nie pozwólcie na to, partie i radni miasta walczcie i pilnujcie sprawy aby teren nie został sprzedany. Czy „schody donikąd” nie powinny doprowadzić co niektórych decydentów w Gorzowie donikąd? Na razie prowadzą donikąd, bo na górce niczego nie ma ale może kiedyś coś powstanie. Były plany: kawiarnia, oranżeria … Przez tyle lat prowadziły na wzgórze i wystarczyło aby zostały pokochane, przyjęły się i były odwiedzane i oblegane. Może wystarczy jak na razie ocalić to miejsce a schody odnowić, albo przerobić na imponujące wejście na wzgórze. Gdy jednak miasto sprzeda teren – powstanie budynek i kropka, koniec. Jeszcze jeden beton, bo czasy takie, że betonuje się wszystko więc Gorzów nie może być niemodny przecież, a że to moda byle jaka… A teraz śmiesznie czyli o Dominancie. To „dzieło” będzie miało niedługo dwadzieścia lat – swoją drogą zobaczymy czy tyle przetrwa, bo być może ktoś zadecyduje o rozbiórce. Takiego zdania jest były główny architekt województwa gorzowskiego, – Jerzy Kaszyca. Dominanta niestety nie została pokochana przez mieszkańców. O ile wokół „s. dn.” tętniło życie miasta kiedyś, to tego samego nie można powiedzieć o Dominancie – wokół niej zawsze było pusto, ciemno i ponuro, nic się nie działo. Sprzedawcy pamiątek z Gorzowa twierdzą, że nikt nie chce kupić kartki z Dominantą, ludzie się oburzają na samo zaproponowanie czegoś z jej wizerunkiem i szczerze powiedziawszy nikt nie robi takich pamiątek. Gorzowianie podsumowali Dominantę w dyskusji na fb chyba odpowiednio. Muszę przytoczyć co niektóre komentarze, bo na pewno warto: – w tym miejscu nic byłoby lepsze – gorzowskie Burj Khalifa – to wygląda jakby zaraz miało wstać i zdemolować miasto – latarnia śródlądowa – zabić zanim złoży jaja – ośmiorniczka gorzowska – wygląda chujowo- pozdrawiam serdecznie (podoba mi się szczególnie zestawienie grzeczności z dosadnym emocjonalnym uniesieniem) – tragedia. Stoi i rdzewieje. Nic tam nie ma, do niczego nie zachęca. – miasto ma swoje barwy, skąd te… – ośmiornica to prawidłowy symbol miasta prawego i nowoczesnego – podczas tej inwestycji zablokowana została możliwość powiększenia sieci tramwajowej o Zawarcie Mieszkańcy zadają sobie pytanie kto zaakceptował projekt Dominanty? Dobre pytanie, chyba nie trudne do ustalenia. Ale doprawdy zadziwiająca jest wypowiedź byłego prezydenta, który dyskusję podsumował krótko twierdząc, że to mieszkańcy są winni tego, że Dominanta stoi bo nie protestowali a jej projekty czekały na krytykę i akceptację….No cóż… winny się znalazł, na kogoś dobrze jest zwalić a na kogo? Zawsze na niewinnego przecież. I to jest wypowiedź – dramat. Powszechnie wiadomo, że gustów wśród architektów się nie ocenia i publicznego krytykowania się w gronie architektów raczej trudno szukać. Jednak sprawa jest idealnie czysta w mieście wtedy, gdy opinia na temat czegoś architektonicznego co ma powstać wyrażana jest na forum samych architektów, gdy mają tak spotkania i gremialnie przystępują do konkursu, który ma określony regulamin. Są też mieszkańcy, którzy twierdzą, że im się ta budowla podoba i doprawdy, nie rozumieją dlaczego inni jej nie akceptują, podejrzewają, że wynika to z małomiasteczkowych kompleksów. Niektórzy Gorzowianie widzą nawet w Dominancie Wieżę Eiffla, podziwiają za to, że jest inna, rzuca się w oczy i jest jak to podkreślają -„spoko”. Wieża Eiffla obroniła się sama, dzisiaj cały świat zjeżdża do Paryża aby ją zobaczyć, ludzie płacą za bilety, stoją w kolejce. Mojej koleżance na wieży Eiffla oświadczył się mąż. Wystarczy porównać i rzeczywiście…- „milczenie jest złotem”. Marzanna Leszczyńska

Dokąd prowadzą schody donikąd… Dowiedz się więcej »

Przewijanie do góry