Nasze lubuskie i historia tajemnic lubuskiej krainy

Wierzba – drzewo łagodnej melancholii. Fotografie Marka Kaźmierskiego

Maj i wiosna w zenicie. świeża zieleń zamienia się w dojrzałą zieleń. Nie ma już kwiatów na drzewach. Nadchodzi lato i jego kolory. Zapraszam na wspomnienie wczesnej wiosny i jej utrwalenie w zachwycających fotografiach wierzby przydrożnej autorstwa Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich – Marzanna Leszczyńska

Wierzba – drzewo łagodnej melancholii. Fotografie Marka Kaźmierskiego Read More »

GRATULACJE!!!!!!

Witam Panie Marku – nie znamy się – ale fajne jest to , że rozmawiamy ze sobą za pomocą genialnych zdjęć – Pana autorstwa. W zasadzie to mnie nie ma w tym świecie – w tej rozmowie – postrzegania przyrody. Ja tylko obserwuję i widzę – i niezwykle się cieszę każdym Pana porankiem czy zmierzchem. Ważne w życiu jest coś widzieć inaczej. Nawet nie wie Pan jak zazdroszczę tego talentu – tej inności postrzegania tego co nas otacza – piękna natury, przyrody. Dziś napiszę krótko – „CHÓREM BRAWO !!!!” Dla krótkiej informacji – w dniu 20 kwietnia 2024 roku Pan Marek Kaźmierski został przyjęty do Związku Polskich Fotografów Przyrody – numer legitymacji – 3035. Nie znam się absolutnie na hierarchii tego wyróżnienia – ale, dla mnie jest to coś – jak napisanie doktoratu i jego obrony z wyróżnieniem jakiejś kapituły – która nadaje ten stopień. A może to praca habilitacyjna ? Wiem jedno- to nie tytuł z Collegium Humanum, gdzie za pieniądze można było wszystko kupić. Chciało by się powiedzieć – „ Wszystko na sprzedaż” Ale talentu, geniuszu nie da się sprzedać – trzeba go mieć. A w Pana przypadku – jest jeszcze niezwykła skromność i prostota. Dlaczego ? Zacytuję słowa naszego bohatera…. „Jestem kompletnym amatorem jeśli chodzi o fotografię. Nigdy się tego od nikogo nie uczyłem i do wszystkiego doszedłem sam metodą prób i błędów jak to się mówi. Każde wyjście w plener to nauka. Wiele godzin spędzonych w lesie, nad rzeką i gdzie tylko się da. O różnych porach dnia miesiąca i roku. To bardzo pomogło mi w robieniu zdjęć. Przede wszystkim obserwacja natury. Przygoda z fotografią zaczęła się od pierwszego aparatu oczywiście. A dostałem go na komunię…. (hahah) . Tak mną to zawładnęło, że trwa to do dzisiaj. Jednak nie zawsze robiłem zdjęcia. Przede wszystkim praca, a jestem mechanikiem samochodowym. Wiele lat mieszkałem za granicą, bo jakieś 17 lat – Szwecja i Irlandia. To właśnie tam ta tęsknota za Polską rozbudziła we mnie pasję do fotografii. Obecnie to już jest bardziej obsesja jak pasja…. (hahah) . Wszystko co żyje jest piękne, a ja mam do tego ogromny szacunek. To wpoiła mi mama. Kocham podróże i ludzi, których poznaję podczas moich wypraw. Wciąż szukam swojego stylu w fotografii. Myślę jednak, że nigdy go nie znajdę, bo interesuje mnie wszystko. Teraz akurat zaczynam zabawę z portretem. Fotografia to studnia bez dna. Tysiące możliwości”….. …..„Urodziłem się z przekleństwem jakim jest pamięć fotograficzna. To bardzo pomaga, ale teraz kiedy fotografuję to aż przeszkadza. Ja wszędzie widzę zdjęcia. Czasem raz spojrzę i już wiem kiedy mam tam wrócić i zrobić dobre zdjęcie”….. ……„W niedzielę jadę na rezerwat w Słońsku, gdzie mam nadzieję zrobić piękne zdjęcia ptaków i jeleni. Oby pogoda dopisała. Także nowego materiału powinienem przywieźć mnóstwo Opiszę swoją miłość do fotografii”…. …..„Teraz najważniejsze są te jelenie, bo jest wielu myśliwych , którzy tylko czekają żeby je powystrzelać. Dlatego usilnie przeganiamy je na stronę parku, bo tam nie wolno na nie polować.. I teraz to zwierzaki są najważniejsze. Sercem zawsze z nimi”…. ……„Dzisiaj powstało wiele pięknych zdjęć, bo taka piękna pogoda była. Sarny dzisiaj wyszły cudowne. Dziękuję bardzo za pomysł z wystawą; …. Ale jeden warunek – Zdjęcia muszą zostać zlicytowane po wystawie i wszystko przekażę na jakiś cel” …..  Na koniec Panie Marku – jesteśmy „ zauroczeni” wspólnie z Panią Marzanną Leszczyńską – pańskim talentem. Mieć taką wrażliwość, jak czucie życia poprzez „ dotyk oka” – to niezwykła sztuka (patrz –https://idealzezgrzytem.pl/2024/03/24/zauroczenie/). Jest Pan niezwykłym człowiekiem – mamy nadzieję, że Ziemia Lubuska z jej stolicą – Gorzowem Wielkopolskim to doceni. Ale jesteśmy absolutnie pewni jednego – że w zbieżności wydarzeń i ich dat ( wybory – II tura i przyjęcie Pana do ZPFP – 21/20 kwietnia 2024 r.) – wygrywa mechanik samochodowy – geniusz fotografii . A Strażak – nowy (stary) Prezydent – może zajmie się w swojej następnej kadencji – promocją tak utalentowanych artystów jak Pan…. w tym naszym pięknym „Lubuskim”. Szkoda byłoby, aby najpierw Pana prace znalazły się na wystawie w Paryżu, Londynie czy Nowym Jorku. Zobaczymy co będzie. Jeszcze raz Panie Marku „ CHÓREM BRAWO !!!!” . Gratulacje….. Robert Wójcik & Marzanna Leszczyńska Na zdjęciu Marek Kaźmierski -bohater artykułu i autor wszystkich zdjęć kwiatów, które wykorzystałam w klipie pt: „Gratulacje. Marek Kaźmierski” – Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

GRATULACJE!!!!!! Read More »

Umiłowanie szarości czyli „patodeweloperka” w Gorzowie Wielkopolskim

Poniższy tekst Gorzowianina jest refleksją nad budowami w Gorzowie Wielkopolskim, które zaczynają przerażać. Myślę, że gdyby kandydat na prezydenta oświadczył, że pieniądze przeznaczone na makulaturę związaną z plakatami w ilości przekraczającej zdrowy rozsądek i pokazujący brak szacunku dla drzew i środowiska przyrodniczego nas otaczającego – przeznaczył na odnowienie elewacji zabytkowej kamienicy ( pewnie nie jednej) to roztopiłby niejedno serce. Zapewnienia wyborcze i obiecanki – kto w nie dzisiaj uwierzy? Może i dobrze, że tylko niektórych kandydatów stać na tyle plakatów, jak wielki wydawał by się ten, który by z nich zrezygnował, na pewno byłby wiarygodny. Marzanna Leszczyńska Nikołaj Tracz (lat 30) Przejeżdżając przez gorzowskie Wieprzyce, jeszcze jako kawaler snułem plany, że kiedyś to właśnie tam będę mieszkał ze swoją rodziną. Zachwycały mnie te domy u zbocza rezerwatu przyrody „Gorzowskie Murawy”, wiejska sielankowość tej dzielnicy miasta, która wynikała z faktu, że do lat 70 -tych Wieprzyce były „pod gorzowską” wsią. Na zabudowę Wieprzyc składały się: przedwojenne domy jednorodzinne, większe przedwojenne domy wielorodzinne, niskie „szeregowce” zwane potocznie „tarasowcami”, oraz domy jednorodzinne z lat 80 -tych, 90-tych – świeżo wybudowane. Architektura była spójna, stare łączyło się z nowym w naturalny sposób, co czyniło tę dzielnicę jedną z bardziej atrakcyjnych w Gorzowie. Jakoś w 2021 dowiedziałem się, ze w miejscu starego tartaku, pomiędzy jednorodzinnymi domami będzie budowany nowoczesny blok – zareagowałem na tę wiadomość entuzjastycznie, pomyślałem że skoro nie dom to kupię sobie mieszkanie w dzielnicy, która zawsze mi odpowiadała. Czar prysł, gdy zajechałem podpatrzeć jak idzie budowa. Ogromny blok w sąsiedztwie domów jednorodzinnych nie wydawał mi się już atrakcyjnym miejscem do życia. Końcowo, powstały dwa wielkie bloki, a pomiędzy nimi jeszcze dwa mniejsze położone prostopadle do nich. Nie wiem jak coś takiego mogło przejść, przecież są jakieś wytyczne przy zagospodarowywaniu terenu przylegającego do zabudowanego już dużo wcześniej terenu. To po prostu nie wygląda. Długo się zastanawiałem, dlaczego ludzie w ogóle chcą mieszkać w tak gęstych zabudowaniach? Odpowiedź jest stosunkowo prosta – nowoczesność. Jeśli coś jest nowe, dla części społeczeństwa jest atrakcyjne, czym by nie było. Za czasów komuny myślenie było podobne. Wielu Gorzowian mając do wyboru mieszkanie w starej, sypiącej się, przedwojennej kamienicy – a nowym, świeżo postawionym bloku z wielkiej płyty, z radością wybrało drugą opcję. Na podobnej zasadzie – mieszkania w nowoczesnych blokach, budowane na wzór mrowiska, bez zieleni, większych odstępów od siebie – znajdują szczęśliwych nabywców. Problem w tym, że wszystko z czasem się starzeje i brzydnie. Bloki oczywiście można odmalować i odświeżyć – jednak dokopywanie się do fundamentów by zmieniać ich gęste rozmieszczenie to sprawa bardziej skomplikowana, nierealna. Póki o atrakcyjności osiedla będzie przemawiać do mieszkańców jedynie krótkoterminowa „nowość”, gęstych osiedli będzie przybywać. Deweloperzy wiedząc że czego się nie wybuduje, to i tak zostanie sprzedane, będą budować budynki jeszcze gęściej, z jeszcze mniejszymi pasami zieleni. Najgorsze w tym jest to, że wszystko dzieje się przy oklaskach ze strony władzy miasta. Choć niektórym może się to wydawać niemożliwe, to rzeczywiście tak było wtedy, że nawet największe komunistyczne wieżowce gdy powstawały, uważane były za nowoczesne i piękne. Takie myślenie kreowały powstające wtedy popularne filmy. Teraz, pół wieku później otacza je duża przestrzeń oraz wysoki drzewostan. Tak maluje się obecnie dawne szare i puste „Osiedle Staszica”. Dla kontrastu, proszę wyobrazić sobie nowoczesne „Osiedle Europejskie” za 50 lat, gdy nadgryzie je ząb czasu. Czy również znajdą się chętni do mieszkania w tak gęsto zabudowanym osiedlu, gdy budynki nie będą już pierwszej młodości? Czy może dopiero wtedy, gdy tynk będzie się z nich sypał, mieszkańcy zobaczą takie osiedle, takim jakim faktycznie jest? Faktycznie jest czymś na wzór ludzkiego mrowiska… Nie nowość powinna świadczyć o atrakcyjności osiedla, ale jego przestrzenność i sposób zabudowania. Nikołaj Tracz P. S. Na koniec. Schody donikąd przewijają się w obietnicach wyborczych, nieśmiało, bo nieśmiało, ale się przewijają. Tylko, no właśnie ! W mediach mówi się o tym, że prezydent jest już umówiony z deweloperem, który może wybudować w miejscu schodów donikąd apartamentowce ze schodami i zielenią. Bardzo sprytne : wybudują mieszkania w najlepiej położonym terenie miasta, na dodatek zafundują zieleń i jakieś schody, które miały być najważniejsze teraz będą jakimś elementem dla zamydlenia sprawy i uzyskaniem zgody mieszkańców . Kto uwierzy w to, że z czasem teren po schodach donikąd nie zostanie zabezpieczony, aby nie błąkał się tam nikt pod oknami mieszkańców nowych apartamentów. Gorzowianom nie o to chodzi. Teren ma być pozostawiony bez budynków mieszkalnych. Takie były obietnice – przypomnijmy – miała być kawiarnia, palmiarnia, zieleń i schody dla spacerowiczów – wszystkich mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego, bo tak było w historii schodów donikąd ( Tam poznałem swoją żonę, na schodach donikąd). Czy Gorzowianie zdają sobie z tego sprawę ? Nikołaj Tracz  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Umiłowanie szarości czyli „patodeweloperka” w Gorzowie Wielkopolskim Read More »

Zauroczenie

Jest mechanikiem samochodowym. Dobrym mechanikiem – tak mówi o sobie. O samochodach wie już wszystko, każdy samochód potrafi naprawić. Ma wielu uczniów, którym przekazał swoją wiedzę, a zajmuje się tym 31 lat i czuje, że się na tym polu „wypala”. Mimo tego, że czasu brakuje, bo często jest pod ręką nawet 100 samochodów ciężarowych, czekających na szybkie usunięcie defektów – znajduje czas, aby wyjść w plener i zrobić fotografie, które magnetyzują oglądających. W szczytowej formie na profilu fb Marka Kaźmierskiego jest 750 000 ( siedemset pięćdziesiąt tysięcy) obserwujących. Fotografia to Jego pasja, jeszcze nie do końca zgłębiona – jak twierdzi, dużo jeszcze może się w tej dziedzinie nauczyć. Nie ma ukończonych szkół dla fotografów, jest sam dla siebie nauczycielem, a poznanie sprzętu, którym dysponuje zajęło mu trzy lata – i jak mówią Jego znajomi – „ gra na nim jak na gitarze ”. Mnie powaliły na kolana zdjęcia naszego regionu lubuskiego, który na jego fotografiach wygląda jak najpiękniejsze rejony świata. Wiele jego zdjęć było dla mnie niczym rażenie piorunem. „ Jelonki ” Marka Kaźmierskiego (tak nazywam w skrócie fotografie rogatych zwierząt) zostały wyróżnione na konkursie międzynarodowym. Na tle innych prac kolorowych, egzotycznych zwierząt były dla mnie zjawiskiem, wyróżniały się niewinnością, po prostu wyciskały łzy i chciało się je przytulić, odwdzięczyły się fotografowi i przyjęły niezwykłe pozy. Na tym konkursowym zdjęciu słyszę ich mowę, widocznie – nie tylko w Wigilię zwierzęta mówią”. Gratuluję ! Życzę, otwartych wrót do dalszych sukcesów, rozwoju talentu. Tekst poniższy dr Roberta Wójcika jest prezentem – od mężczyzny dla mężczyzny. Dwóch Panów, którzy mają nietypowe połączenia talentów – każdy innych – ale też mężczyzn obdarzonych dużą wrażliwością. Zapraszam na krótki film, który prezentuje niezwykłe fotografie Marka Kaźmierskiego z muzyką. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi film. Wszystkie fotografie w klipie wykonane zostały przez Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich i są to zdjęcia regionu lubuskiego. Dr Robert Wójcik „ Zauroczenie” Ktoś kiedyś powiedział (prawdopodobnie wybitny amerykański fotograf i dokumentalista – Neil Leifer (ur. 1942 r) – „Czasem najtrudniej jest zrobić najprostsze zdjęcie” . Panie Marku – powiem krótko – Panu się to udało. To jakiś czar – urok – jednym słowem – „ Zauroczenie”. Mamy ogromny talent na ziemi lubuskiej – Pana Marka – z Nowin Wielkich. Może geniusz – dla mnie tak. Wiem jedno – już niedługo doceniony – jeden z polskich fotografików, jakiego poznałem przez jego „sesje zdjęciowe” – co ważne z mojego kochanego „Lubuskiego” – blisko Gorzowa Wielkopolskiego. Panie Marku – „chapeau bas”. Nie znam Pana – ale wiem jedno, że jest Pan człowiekiem, który rozmawia z przyrodą, z życiem – ją (i je)… kocha tak jak Jego Ona (przyroda) i tak jak nasze szare życie. Widzi tak wiele, więcej niż inni i potrafi z tego zrobić swoisty obraz – piękna – prostoty i naturalności naszej powszedniej widzialności – naszej dziwnej historii życia. Dobrą i smaczną kromkę chleba naszego powszedniego – doskonałej w smaku – o której marzymy – która była naszym pragnieniem z dzieciństwa. Ten chleb jest wypieczony w piecu naszych babć czy dziadków (to przenośnia …) – a okrasą jego jest masło swojej roboty. No i oczywiście musi być sól. Do smaku – czy to prawda o naszym życiu ? Tak – sól dodaje prawdę naszego życia…. Pan Marek widzi co mówią rośliny, pejzaże, jego jelonki , czy jelenie lub sarny, ptaki, łabędzie, kaczki, wiewiórki, drzewa, śnieg czy deszcz, zasuszona gałązka drzewa, droga w lesie, kołki w płocie, balot słomy na polu i ptaki…. , nasz kochany bocian, zabłocona droga, czy odbicia w tafli wody – takie „reymontowskie” czy „malczewskie”. To pejzaż naszego życia… czasami smutny, powszedni, ale mimo wszystko dowartościowujący wszystko to, co nas otacza w tym dziwnym świecie. On widzi szum wody, ptaki na niebie, zachodzący wschód słońca, czy pełnie księżyca. Maluje obrazy naszej codzienności. Rozmawia z życiem, przez swoje dziwne, niepokalanie piękne i mądre sesje zdjęciowe. Rozumie co to cuda natury, które chcą mu coś powiedzieć. Nie wiem co one mu mówią – może to tajemnica …Może Pan ją nam zdradzi ? Pani Marku – muszę jedno powiedzieć – nawet taki człowiek jak ja, który nie ma pojęcia o fotografii – przeciętny obywatel „Kowalski” w naszym kraju – dzięki Panu poczuje i zobaczy więcej. To jest dla mnie eliksir życia – a mam już siwe włosy na głowie, a zegar jest już daleko po 18.00…. Pan Marek ma niezwykłą wrażliwość i uczucia, szacunek dla nich – do wszystkiego. Ma swoją receptę – intymności i anonimowości – skromności – idealny szacunek dla prywatności – do przyrody czy klimatu, tego co nas otacza i w czym żyjemy – do naszego życia – zwyczajnego człowieka. Jest dyskretny i cichy – nikogo nie chce urazić, czy skrzywdzić wejściem swoimi buciorami w czyjeś życie czy środowisko. Nie wiem kto Pana tego nauczył ? A może ma Pan kontakt z diabłem i kupił Pan Swoje umiejętności ? – tak jak mickiewiczowski „ Twardowski” ? A może ma Pan kontakt z „Dobrym Bogiem” który dał ten dar – dar niezwykły – „dotykać okiem… – i nikogo nie ranić” – „zauroczenie życiem” – nie mówiąc o swoim oku – takim delikatnym dotyku. To niezwykła umiejętność w tym co Pan robi – to sztuka z najlepszymi aktorami, genialnym scenariuszem i „ oskarowym reżyserem”. Panie Marku – czy zdradzi Pan swoją tajemnicę … A może lepiej dla świata, aby nie zdradzać ? – nie wiem…. Wydaje mi się, żeby tą „magię” zachować dla Siebie. Pana zdjęcia – to nie fotografia na kliszy czy w komputerze. Te zdjęcia pokazują ogromne szczęście, radość, rozpacz, smutek, nostalgię, przemijanie czasu. Interpretujące w dziwny i bardzo artystyczny sposób nasze życie. Pan pokazuje nasze czasy – ja to widzę – i tylko mam nadzieję, że inni to widzą i czują. Praktycznie codziennie od roku delektuję się o poranku, czy wieczorno-nocnymi sesjami zdjęć Pana autorstwa. To uczta dla oczu i ducha. Dla mnie osobiście, to takie radosne rozpoczęcie życia – każdego dnia – taki poranek, który jest okazją do rozpoczęcia czegoś od nowa. Chyba wszyscy zauważają, że na ogół żyjemy wpatrzeni jednym

Zauroczenie Read More »

Problem (?) „wielkopolskiego” przymiotnika w nazwie miasta położonego na pograniczu Pomorza i….Wielkopolski

Chodzi oczywiście o nasze miasto czyli… na razie Gorzów Wielkopolski. Poniżej prezentuję teorię – dlaczego problem zmiany nazwy miasta wraca co pewien czas, zawierającą ciekawe powiązania faktów, kuluarów tej sprawy. Auto Przedstawiam autora poniższego tekstu – Nikołaja Tracza i jego spostrzeżenia. – Marzanna Leszczyńska Problem przymiotnika w nazwie Gorzowa pojawia się regularnie średnio co dekadę. No właśnie, czy jest to faktycznie problem? Zwolennicy zmiany (głównie politycy, choć nie tylko) sugerują że to mało miasteczkowe, że niezgodne z historią, że utrudnia zlokalizowanie miasta, że co to za pomysł aby przymiotnik występował w nazwie miasta wojewódzkiego. Poniżej rozprawiam się z argumentacją przeciwników przymiotnika. Argument historyczny o braku związku z Wielkopolską Agrument historyczny jest zdecydowanie najgłupszy, bo o ile Gorzów z Wielkopolską był związany krótko i na samym początku, to na Ziemi Lubuskiej nie leżał nigdy. Wytyka się komunistyczną propagandę, która chciała podkreślić Polskość zdobytego odwiecznie niemieckiego miasta – oczywiście, to prawda. Ale przyjrzyjmy się jak to z tą przynależnością Gorzowa do Wielkopolski faktycznie było. Ziemia na której został zbudowany Gorzów, należała do Kasztelani Santockiej która z kolei wraz z Santokiem należała do Wielkopolski. W 1260 Konstancja Przemysłówna, córka księcia wielkopolskiego Przemysła I, wyszła za syna margrabiego brandenburskiego Jana I Askańczyka. Jako posag wniosła ziemie kasztelanii santockiej, ale już bez samego grodu -Santoku. To właśnie na tej ziemi powstało niemieckie miasto Landsberg. Kolejnym „wielkopolskim” epizodem jest okres od 1945 (czyli początku polskiego Gorzowa) do 1950. Miasto wtedy należało do woj. poznańskiego i było głównym ośrodkiem administracyjnym zachodnich powiatów województwa. Trzeba wspomnieć jeszcze o kolejarzach z Wielkopolski, którzy w 1945 jako pierwsi zakładali polską administrację w przejętym mieście. To oni pierwsi, nie komunistyczna propaganda nazwali Landsberg Gorzowem Wielkopolskim. Komunistycznej propagandzie natomiast możemy zawdzięczać podczepianie Gorzowa oraz Zielonej Góry pod Ziemię Lubuską – to właśnie w PRL-u powstał pierwszy koncept jakoby miasta miały tworzyć wspólny region wraz z faktyczną Ziemią Lubuską, która roztacza się pomiędzy niemieckim Lebusem (Lubuszem) a rejonem Ośna Lubuskiego i Sulęcina. Argument o małomiasteczkowym charakterze miasta z powodu przymiotnika oraz problemem ze zlokalizowaniem miasta. Zwolennicy Gorzowa – bez przymiotnika w nazwie- uważają, że przymiotnik w nazwie miasta wojewódzkiego świadczy o jego małomiasteczkowości. Przypominają historię Stargardu (do niedawna Szczecińskiego), Recza (kiedyś Pomorskiego) a przede wszystkim argumentują, że „żadne inne miasto wojewódzkie nie posiada przymiotnika w nazwie, tylko ten nasz Gorzów”. Problem w tym, ze Stargard w Polsce jest jeden (nie mylić ze Starogardem Gdańskim –- jedna literka w tym przypadku robi różnicę), a Recz tak naprawdę zawsze był Reczem, przymiotnik „pomorski” to jedynie nazwa stacji kolejowej w miasteczku. Analogicznie do „Nowe Drezdenko” w Drezdenku. Z Gorzowem sytuacja jest bardziej skomplikowana – są w Polsce aż trzy. Gorzów Śląski to miasto leżące w woj. opolskim, na historycznym Górnym Śląsku, natomiast trzecia miejscowość to po prostu…Gorzów – wieś na Małopolsce, nie posiadająca żadnego przymiotnika w nazwie. Czy naprawdę nazwa dzielona z jakąś wsią na drugim końcu Polski daje nam prestiż? O istnieniu „Gorzowa” w Polsce wie mało kto, natomiast w społeczeństwie istnieje świadomość o istnieniu dwóch Gorzowów z odpowiednimi przymiotnikami. Tak samo jak każdy Polak nawet z minimalną wiedzą geograficzno-historyczną zna pojęcia Małopolska, Wielkopolska oraz Śląsk. Pamiętajmy też, że istnieje jeszcze nasz „fonetyczny bliźniak” – miasto Chorzów. To właśnie z nim, gdy mówimy „jestem z Gorzowa” najczęściej mylą nasze miasto nasi rozmówcy – „Wielkopolski” rozwiązuje ten problem zanim zdąży się w ogóle pojawić. Ile zabawnych nieporozumień osobiście miałem w tym temacie podczas podróży, np. festiwalach muzycznych -to nie byłbym w stanie wyliczyć: -Skąd jesteście? -Z Gorzowa. -Z Chorzowa? My z Katowic. -Nie, z Gorzowa Wielkopolskiego. -A, Gorzów Wielkopolski, jasne! Przejeżdżaliśmy obok niego ostatnio jak jechaliśmy nad morze. Potem najczęściej słyszy się anegdoty o żużlu lub nagrywaniu muzyki w przeszłości na kasety Stilonu, bo przecież nie o „Dominancie” czy remontowanych ponad 20 lat Schodach Donikąd – to są na szczęście meandry wstydu jedynie w skali makro. Jako argument również podaje się przykład enigmatycznych „przedsiębiorców i biznesmenów” którym rzekomo błędne lokowanie Gorzowa gdzieś na Wielkopolsce odbija się negatywnie na interesach – to kompletna bzdura. Załóżmy, że gdzieś na skraju województwa podlaskiego, leży miasto, które zawiera w sobie przymiotnik odwołujący się do woj. mazowieckiego i Polacy przez to często kojarzą je z Warszawą. Czy takie skojarzenia mogą szkodzić, czy wręcz przeciwnie? Gorzów na takiej samej zasadzie kojarzony jest z Poznaniem – tylko korzystać z takiego stanu rzeczy! Podobnie jak z byciem jedynym miastem z przymiotnikiem – przecież to aż krzyczy by wykorzystać to marketingowo. Fakt posiadania przymiotnika nie musi być wadą, a zaletą. Po za tym, to nie jest jakiś „Gorzów Dolny/Górny” czy „Gorzów nad Kłodawką”. Przymiotnik „wielkopolski” brzmi dumnie, brzmi po prostu „wielko”. Nawiasem mówiąc, małomiasteczkowo moim zdaniem brzmi proponowany przez wielu „Gorzów Nad Wartą”. Argument o budowaniu odrębnej tożsamości w duchu Lubuskim. Naszemu miastu delikatnie mówiąc, daleko do bycia pretendentem do tytułu najlepszego miasta wojewódzkiego w Polsce. W każdym zestawieniu miast wojewódzkich pod względem wysokości zarobków, komfortu życia Gorzów Wielkopolski dumnie zajmuje ostatnie miejsce, ewentualnie jedno z ostatnich. Gorzów nie może się również pochwalić napływającą ludnością, turystyką oraz uczelniami. Wielu Gorzowian (w tym też ja) upadek swojego miasta upatruje w niekorzystnym położeniu wojewódzkim. Zielona Góra, która stale się rozwija, zostawiła Gorzów daleko w tyle. Mając Urząd Marszałkowski- to właśnie ona rozdaje karty, dysponuje funduszami, a dla Gorzowa zostają marne okruszki. Pojawiają się głosy, że Zielona Góra nie byłaby tam – gdzie jest gdyby nie Gorzów- i nasze miasto jest jej potrzebne by zachować swoją obecną pozycję. Pytanie tylko, czy Gorzów do funkcjonowania również potrzebuje Zielonej Góry? I tutaj właśnie ta grupa Gorzowian wskazuje na Wielkopolskę. Związek z Poznaniem jest dla Gorzowian naturalny – to tam większość wybiera się na studia, a sam gorzowski AWF jest filią AWF im. Eugeniusza Piaseckiego w Poznaniu. Nie tylko część Gorzowian widzi w woj. lubuskim i współpracy z Zieloną Górą niekorzystny dla siebie układ. W 2023 roku, jeszcze za poprzedniego rządu coraz głośniej mówiło się o reformie administracyjnej w Polsce na, której między innymi miały zyskać miasta, które utraciły status miast wojewódzkich. Dwa z czterech proponowanych wariantów reform, zakładały likwidację woj. lubuskiego i ulokowanie Gorzowa w granicach woj. zachodnio-pomorskiego. – Obecny układ województw nie jest wynikiem żadnej spójnej

Problem (?) „wielkopolskiego” przymiotnika w nazwie miasta położonego na pograniczu Pomorza i….Wielkopolski Read More »

W KRĘGU CYRKLA I WĘGIELNICY

Autor artykułu Dr Robert Wójcik Wstęp Bardzo skryci – dla kościoła – diaboliczni. Na pewno tajemniczy, ale byli i … są do dziś skuteczni. Jest jedną z najbardziej dyskretnych, konspiracyjnych organizacji na świecie. Wzbudza tyle samo kontrowersji, co fascynacji. Co stoi u źródeł jej powstania? Z kim się utożsamiała? Czy rzeczywiście należy się jej obawiać? Czy istniała w Gorzowie ? Tyle wiem, że tak – nie tylko w Gorzowie, ale powoli….. Muszę ten temat poruszyć , gdyż wiele złych skojarzeń związanych jest ze słowem „masoneria” … . Nie wiem dlaczego – ale to sprawa czasu i jego dojrzewania w historii – dążenia do poznania czegoś , gdzie nasi przodkowie byli ( i do dzisiaj są ) bardzo związani uczuciowo i emocjonalnie. Może ktoś powie – złe emocje, uczucia, poglądy ,wiara … a może moda tych minionych czasów ? Czy minionych ? – chyba nie. Lubię historię i śledzę ją – żałuję bardzo, że dopiero teraz. Ta potrzeba poszukiwania, poznania – to potrzeba chęci. Wszyscy poszukujemy. To taki symbol przemijającego czasu, który wymyka się wszelkim definicjom. Odsłania, zakrywając i zakrywa, odsłaniając. Percepcja symbolu nosi w sobie pierwiastek subiektywności, gdyż jest zakorzeniona w naszym sposobie poznawania rzeczy, z naszą skłonnością do zawężania lub „wybuchu” naszej interpretacji. Symbol przemijającego czasu niczego nie narzuca, jest oknem otwartym na wszechświat, uprzywilejowanym nośnikiem prowadzącym do działania podporządkowanego rozmyślaniu. Każdy człowiek postrzega skutek doznanego dobra czy zła i w sobie znany sposób – naturalny je ocenia. W ten sposób pragnie poznać jego przyczynę. Zdolność naszego postrzegania nie ogranicza się do tego, co cząstkowe, pojawia się w nas pragnienie poznania powszechnej i ostatecznej przyczyny wszystkiego, co istnieje, czy istniało. Naszej współczesnej, dzisiejszej mentalność skłonne jest takie wyjaśnienie głównego motywu – dlaczego ciągle szukamy…. Wielu szuka i pasjonuje się historią. W obecnym i ostatnim stuleciu ostatnich modna stała się „polityka historyczna” polegająca głównie na fałszowaniu i przekłamywaniu historii. Stała się wręcz pewną domeną. Czytając książki z różnych okresów jest to bardzo zauważalne i prawdę mówiąc nie przeraża mnie to, bo wiem jedno – że historii nie da się oszukać. Najogólniej mówiąc w literaturze historycznej ten trend „polityczny” dotyczący masonerii jest bardzo niejednoznaczny i panuje duży chaos wiedzy na jej temat. Publikacji – dużo – bardzo sprzecznych, czasami dziwnych i niedorzecznych. Pytanie dlaczego tak jest ?Odpowiedź jest jedna – masoneria to organizacja, o której dlatego niewiele wiadomo, ponieważ celowo ukrywa prawdę o swojej ideologii, celach i sposobach działania. Dostęp do niej mają tylko wtajemniczeni. Czy da się przeniknąć ten nimb tajemnicy? Część I. Są jak dwie strony księżyca – jaśni i ciemni. Są dziwni, budzą strach, ale jednocześnie dziwnie pobudzają naszą wyobraźnię. Boimy się ich wiedzy, ale korzystamy z niej codziennie….- może podziwiamy ich geniusz?Byli i są – w naszej kulturze europejskiej – wyryli kolebkę światła i … ciemności. Byli zawsze w ukryciu – tacy zamknięci – jak ciemna strona księżyca…. Jest ich na świecie prawie osiem milionów, wśród nich lwia część to mężczyźni. Zrzeszeni są w kilkuset niezależnych związkach lóż, zwanych „obediencjami”. Największa grupa braci w fartuszkach działa w Stanach Zjednoczonych – ponad 5 milionów – w 1500 lóż. W historycznej kolebce ruchu – Wielkiej Brytanii – żyje przeszło milion inicjowanych do wolnomularstwa, a w samym tylko Londynie jest 1700 lóż. We Francji, gdzie loże od połowy XVIII wieku na trwałe wpisały się w społeczny pejzaż – stanowią już tylko sześćdziesięciotysięczną grupę. W Niemczech loże liczą 45 tys. członków, we Włoszech – 30 tys., w Norwegii zaś – 20 tys. W Polsce – obecnie jest kilkaset członków, którzy są zrzeszeni w pięć lóż: Wielka Loża Narodowej Polski, Wielki Wschód Polski, Międzynarodowy Zakon Mieszany „Prawa Człowieka” i loża Gaja Aetarnai Prometea. Dwie pierwsza przyjmują samych mężczyzn, trzecia jest lożą mieszaną, a dwie ostatnie są lożami żeńskimi. Wbrew pokutującej tu i ówdzie opinii, loże masońskie nie są organizacjami tajnymi. W krajach, w których działają, podlegają ogólnym przepisom o organizacjach społecznych lub religijnych. Jednak i dziś – tak jak w czasie narodzin ruchu około połowy XVII w. – atmosfera tajemniczości otacza wolnomularstwo, jego cele i zasady. Nic w tym dziwnego, skoro masoneria odgrodziła się od profanów dość szczelnym murem dyskrecji i obowiązku milczenia. Tajemnica rozciąga się jednak jedynie na niektóre wewnętrzne sprawy lóż – na rytualną część zgromadzeń. Cała reszta: składy osobowe lóż, struktura organizacyjna i zasady działania, wreszcie fundamenty filozoficzne i programy działania należą do jawnej sfery „sztuki królewskiej” – jak sami masoni nazwali swój ruch. Wiedza o masonerii opiera się na mitach. Powszechnie uważa się, że masoneria to tajna organizacja dzierżąca władzę nad światem. W Polsce demonizowana i otoczona aureolą bulwersującej tajemnicy. A przecież to właśnie wolnomularstwu Polska zawdzięcza wiele największych osiągnięć: od reform Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3 Maja po tradycję liberum conspiro. I świętujemy. Hymn i dzień flagi – 3 maja . Niestety wielu naszym rodakom nie po drodze ze światłością i wiedzą. Deficyty wykształcenia są aż nadto widoczne. Jeśli do tego dodamy ilość książek przeczytanych w ciągu roku przez statystycznego Polaka , to nie ma się co dziwić intelektualnej aberracji ( 35 % czyta jedną książkę rocznie…) Takie czasy.   Politycy ( kościół też) rozpływają się w zachwytach nad jej znaczeniem – Konstytucją 3 maja. W świetle wydarzeń ostatnich lat – dla mnie sfałszowanym, mizernym, upolitycznionym, służącym nie społeczeństwu,tylko chęci posiadania władzy. Oczywiście jej treść i prawa ulegała w czasie różnym zmianom – ale jej symbol znaczenia – nie. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że twórcy, autorzy tekstu wspomnianej konstytucji ( 3 maja) to masoni. Ktoś powie – jak to? Ale takie są fakty. Król Stanisław August Poniatowski był masonem wysokiego poziomu, jego główny doradca, ksiądz Scipione Piattoli też mason, marszałek ówczesnego Sejmu Stanisław Małachowski – mason, główni autorzy Ignacy i Jan Potoccy to też masoni – jeden z nich był wręcz Wielkim Mistrzem. Nawet ówczesny prymas Michał Poniatowski był masonem. Hugo Kołłątaj i jedna czwarta posłów to także masoni. Oni napisali i przyjęli (w delikatnie mówiąc nieuczciwy sposób) Konstytucję 3 Maja. Jeśli dodamy do tego autora polskiego hymnu ( często obecnie śpiewanego na sali sejmowej…) – Józefa Wybickiego również masona i jednego z bohaterów hymnu

W KRĘGU CYRKLA I WĘGIELNICY Read More »

MIERZĘCIN PRZED BOŻYM NARODZENIEM 2023 ROKU

Mimo nie zimowej aury nastrój w Mierzęcinie w Pałacu wyczarowany jak zimą. Tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia zdecydowanie po wodzie. Ale czy to ważne? Zapraszam na zdjęcia, muzykę świąteczną i dekoracje świąteczne. Marzanna Leszczyńska To już 10 artykułów i słuchowisk o nowej historii Pałacu w Mierzęcinie według wspomnień dr Roberta Wójcika na www.idealzezgrzytem.pl a wszystkie w jednej kategorii: https://idealzezgrzytem.pl/category/mierzecin-wedlug-wspomnien-dr-roberta-wojcika/

MIERZĘCIN PRZED BOŻYM NARODZENIEM 2023 ROKU Read More »

Zbigniew Rudziński uświadamia o tym „Czego o Gorzowie nie wiecie”

O grudniowym spotkaniu Przy „Zapiecku” ze Zbigniewem Rudzińskim w MOŚ w Gorzowie oraz Jego nowej książce „Gorzowskie opowieści turystyczno-krajoznawcze” Marzanna Leszczyńska Zbigniew Rudziński znany w Gorzowie Wielkopolskim i kojarzony z PTTK, turystyką i mapami jest niezawodny i obecny na różnych ważnych dla mieszkańców miasta wydarzeniach i spotkaniach na, których wspiera swoją wiedzą różne inicjatywy. Duża wiedza Z. Rudzińskiego o walorach przyrodniczych i krajobrazowych naszego miasta i regionu wspiera i przekonuje mieszkańców do obrony niektórych zagrożonych miejsc jak na przykład wzgórze ze „schodami donikąd”, które ma zostać unicestwione na konto apartamentowca. Interesujące opracowanie broszurek o Parku Krajobrazowym ujścia Warty dostarcza koniecznej wiedzy przyrodniczej i historycznej. Na spotkaniu poświęconym Ryszardowi Popielowi , gdy nadano uroczyście nazwę „Santockie Zakole im. Ryszarda Popiela” pojawiły się świeżo wydrukowane, zaktualizowane mapy przyniesione przez Zbigniewa Rudzińskiego. Grudniowe spotkanie „Zapieckowiczów” w MOŚ przy ul. Pomorskiej w Gorzowie przybliżyło bardziej tę barwną dla Gorzowa postać Zbigniewa Rudzińskiego , na którym promował swoją najnowszą książkę pt: „Gorzowskie opowieści turystyczno- krajoznawcze”. Spotkanie na „Zapiecku” nosiło tytuł „Czego o Gorzowie nie wiecie”. Chciałoby się dokończyć tytuł parafrazując znany film Woodego Allena „…a o co boicie się zapytać”… Gospodyni spotkania – Barbara Schroeder – przybliżyła uczestnikom spotkania swojego gościa i zarysowała się sylwetka w całej okazałości: Zbigniew Rudziński jest nie tylko turystą ale również alpinistą, który ma na swoim koncie zdobyty Mont Blanc i Marmoladę. Zorganizował wiele wycieczek i rajdów nie tylko pieszych, ale i kajakowych czy rowerowych. Opracował 30 map i wydał książki o Gorzowie i okolicach ( moją uwagę przykuła pozycja : ” Zakony rycerskie w lubuskim”- od razu nasunął mi się pomysł, aby podążyć tym szlakiem i go zwiedzić np. rowerem). Jego mapa „Powiat gorzowski dawniej” została nagrodzona, a ” Gorzowskie gawędy o miejscach niezwykłych w Gorzowie” zdobyły nagrodę publiczności. Otrzymał też odznakę „Nauczyciela kraju ojczystego”. Jest organizatorem konkursów dla dzieci. Nie da się ukryć, że to prawdziwy patriota lokalny, który – jak podkreśliła Gospodyni spotkania B. Schroeder – jest człowiekiem lubiącym wyzwania, nieoglądającym się za siebie i żyjącym tym co będzie, który zrozumiał, że trzeba pracować nad tym, aby Gorzowianie poznali miasto w, którym mieszkają, a które pełne jest ciekawostek i bogatej historii. Najnowszą książkę autor zarekomendował w sposób bardzo interesujący, a pokaz zdjęć uświetnił i zobrazował całość. Pozycja „Gorzowskie opowieści turystyczno-krajoznawcze” miały swój zalążek w audycji radiowej gorzowskiego radia. Właściwie miały swój początek w cyklu 188 krótkich, bo zaledwie trwających 180 sekund każda, historyjek. Jak powiedział Zbigniew Rudziński – wyszedł naprzeciw czasom krótkich tekstów, szortów internetowych, tak modnych i pożądanych dzisiaj i zgodził się na opracowanie takich właśnie materiałów radiowych. No cóż, ludzie myślą dzisiaj, że z takich skrótów posiądą dzisiaj erudycję, historię i mądrość tego świata. Jest to złudzenie, o którym wcześniej czy później każdy sam się przekona. Na szczęście Zbigniew Rudziński nie spoczął na tym ulotnym pomyśle, ale poszedł dalej i zrobił solidne, tradycyjne opracowanie tego tematu w postaci książki. Autor odsłonił rąbka tajemnicy o swojej książce, a zrobił to oryginalnie i co tu dużo mówić potrafił zachęcić do jej przeczytania. A było o: – misie z głową św. Jana Chrzciciela, która zachowała się po pożarze kościoła św. Jana w 1490 roku i o elementach, które pasują do niej, a znajdują się w zakrystii naszej katedry, a są to zworniki ( jeden z barankiem a drugi z dwoma ptakami). – o pamiątce, która jest czymś nowym w katedrze, a zostawili ją robotnicy, jako swój ślad, gdy pracowali przy odnowie katedry po ostatnim pożarze. – o dębowym ołtarzu w katedrze, który ufundowali po wojnie kolejarze, a który zniknął bez śladu. – o Kosynierach Gdyńskich i ich bezkonkurencyjnej waleczności z piechotą niemiecką. – o akcencie gorzowskim na obrazie „Powrót syna marnotrawnego” w czerwonym kościółku na ul. Warszawskiej. – o Pałacyku na Zawarciu ze stawem, który był wysuniętym szańcem. O spichlerzu i ich związkach z wojną 30-letnią i pobytem Szwedów. – O Dobroszynie i budynkach gospodarczych wyjątkowo ozdobionych. – o kamienicy w Strzelcach Krajeńskich, którego mieszkańcem był budowniczy Kanału Kilońskiego. Było też o ciekawostkach przyrodniczych. Między innymi o sośnie smołowej w Recławie, o potężnych żywotnikach, które nigdy nie będą pomnikiem przyrody, o największym głazie narzutowym w Macharach, który do złudzenia przypomina słonia… Wszystkiego nie wymieniam celowo i dokładnie nie opisuję, bo przecież warto mieć książkę i ją przeczytać. Wieczór i spotkanie ze Zbigniewem Rudzińskim uświetniała krasomówczym wystąpieniem o ” Szymonie Giętym” 11-letnia Antosia Kujawska ze Społecznej Szkoły Podstawowej Stowarzyszenia Edukacyjnego w Gorzowie Wlkp. Antosia zdobyła 1 miejsce w konkursie krasomówczym na etapie ogólnopolskim dla dzieci i młodzieży szkół podstawowych w Legnicy, a przygotowała ją do niego pani Teresa Łukian. Gratuluję sukcesu. Marzanna Leszczyńska

Zbigniew Rudziński uświadamia o tym „Czego o Gorzowie nie wiecie” Read More »

GORZÓW… nad Wisłą? Czyli spór o zmianę nazwy miasta

Trwa kampania przekonywania Gorzowian przez grupę 66 inicjatorów do tego, aby odłączyć drugi człon nazwy miasta. Starania są prężne i jak zapowiadają niebawem nawet szkoły będą pracować nad tematem. Mimo wszystko są tacy mieszkańcy, którzy się nie godzą na to, aby Gorzów Wielkopolski został tylko Gorzowem i uzasadniają swoje przekonania i obawy. Warto posłuchać tych ludzi i poznać ich punkt widzenia. Lubuski region to region bez autochtonów, trzeba to sobie powiedzieć szczerze, a co za tym idzie nie ma tradycji. Został zasiedlony po wojnie w większości przez ludzi zza Buga, ale minęło od tego czasu 70 lat i coś się wytworzyło w tym okresie: nowa historia, przywiązanie, osiągnięcia, są „ zalążki korzonków” , które zaczynają się przyczepiać do podłoża… Na pewno przekształcenie prawa własności z użytkowania wieczystego w prawo własności przyczyniło się do do lepszego poczucia i bycia właścicielem oraz dbania o swoją własność, wiarę w to, że „Niemiec nie przyjdzie i nie będzie miał prawa do odebrania dorobku”(przekształcenie własności to lata 90-te ubiegłego wieku). Poza tym Ci, którzy przybyli zza Buga i tęsknili za swoimi domami już w większości wymarli, a oni długo jeszcze mieli przekonanie, że są tu na chwilę, która zaczęła się przeciągać na całe życie. Ich dzieci urodziły się już tutaj i nie tęsknią za ziemią przodków, której często nawet nie widzieli bo nigdy jej nie odwiedzili albo odwiedzili parę razy – ale wiadomo, że co innego urodzić się i mieszkać jakiś czas, a co innego odwiedzić nawet parę razy… Grupa ludzi, przeciwników zmiany nazwy miasta raczej sceptycznie patrzy na „Grupę inicjatorów 66”, z podejrzeniem i im po prostu nie wierzy. Takie, a nie inne przekonanie łączą z zarządzaniem miastem, które w ich ocenie wypada negatywnie. Są zatroskani faktem, że Gorzów Wielkopolski znalazł się w czołówce najbiedniejszych miast w Polsce, a w rankingach nie przeskoczyliśmy Babimostu. Dla tych Gorzowian jest to temat niechlubny, ambicjonalny i po prostu bolesny. Pytanie jest proste: skoro taka bieda to po co dodatkowe marnotrawienie pieniędzy? Gorzowianie wyliczyli z czym wiąże się taka zmiana nazwy miasta: zmiana dokumentów, pieczątek, tablic informacyjnych, oznakowania dróg, tablic na dworcach, przystankach, dowodów, aktualizacja stron internetowych, zmiana grafik, aktualizacja małych firm, papeterii, wymiana reklam, aktualizacja kas fiskalnych. Ci Gorzowianie uważają, że miasto ma ważniejsze sprawy na, które powinno łożyć pieniądze: przypominają problemy gorzowskiego szpitala i braku personelu medycznego, problem mostu kolejowego, potrzebna jest produkcja obuwia sportowego, medykamentów, których nie produkują inwestorzy, miasto nie pozyskuje nowych inwestorów i firm, którzy dadzą przyzwoicie zarabiać mieszkańcom i zatrzymają uciekającą młodzież do Poznania, Szczecina i Wrocławia. Władze nie pozyskują nowych inwestorów bo to wymaga ogromu pracy, wysiłku z ich strony i pewnie muszą wiedzieć jak to robić, ale czy wiedzą? Ci ludzie, którzy rządzą wolą brylować na spotkaniach dla elit, podejmują tematy opierające się na zwykłym „chciejstwie”, populizmie i na emocjach, bo tak jest łatwiej, a sprawiają wrażenie, że coś robią dla mieszkańców. W końcu ten rodzaj mieszkańców miasta zadaje pytanie: Czy jest analiza ekonomiczna, mówiąca, że po zmianie nazwy będzie nam się żyło lepiej i dostatniej? To , że Stargard Szczeciński jest teraz Stargardem nie przekonuje Gorzowian. Namawiają urzędnicy ze Stargardu , ale nie przedstawili tego co zyskali i niestety brzmi to jak zwykła „podpucha”. Gorzowianie podejrzewają o działanie lobbystów, zauważyli, że zmiana nazwy miasta wypływa przed wyborami, ostatnio były podejmowane te sprawy w 2017 roku. Mówią wprost, że podejrzewają interes osobisty wąskiej grupy, a zmiana nazwy miasta jest ich zachcianką. Ktoś zauważył: ” Dwie kampanie przerżnięte. Jak rozumiem, w trzeciej zmiana nazwy ma przysporzyć mieszkańcom obywatelskości. To MIŚ na skalę naszych możliwości”. Inny z wpisów na fb brzmi: ” Czuję, że ktoś znów stosuje ten temat jako zasłony dymnej lub chce usunąć „Wielkopolski” , aby przy nowym podziale województw, który jest w planie w 4-rech wariantach nie wcielono nas do Wielkopolski, bo być może wtedy, wiele ukrytych spraw i niewygodnych tematów wyjdzie na jaw. Naprawdę, są tu pilniejsze tematy do ogarnięcia np. Wizytówka Gorzowa „Schody do nikąd”, no ale tam już deweloper tylko czeka na zielone światło z rozbiórką i budową kolejnego bloku. Tak samo zabytkowa kostka. Ciekawe komu pod jakiś pałacyk była ona potrzebna? Konserwator osobiście powiedział, że miasto dobrze wie, w jakich miejscach pod asfaltem jest piękna kostka ( byłam i osobiście widziałam jej stan… wymagała lekkiej renowacji). Niech Gorzów Wlkp. stanie się miejscem dla Gorzowian, a nie dla deweloperów. 10 lat na emigracji. Tęskniłam by tu wrócić…Do domu…do Gorzowa Wielkopolskiego, którego osobiście nigdy nie łączyłam z Wielkopolską. „ Gorzowianie podkreślają, że są dumni z nazwy Gorzów Wielkopolski (przytoczę poniżej wpisy z fb): Gorzowianie ubolewają, że takie było ostatnie głosowanie , bez patriotyzmu lokalnego, że oddali głosy na ludzi z południa, którzy przecież będą dbali o rozwój własnego miasta, a nie naszego. Pieniądze na inwestycje znajdują się teraz w ich rękach i będą je przyznawać sobie, a nasze miasto dlatego wyprzedaje grunty pod deweloperkę, bo nie chce pracować i nie chce czekać na lepsze czasy aby cokolwiek budować nie na kredyt. Apelują do mieszkańców aby w przyszłym roku w wyborach do sejmiku województwa i Europarlamentu głosowali na ludzi, którym chce się coś robić, którzy mają pomysły na to miasto, którzy działają całą kadencję, a nie na miesiąc przed wyborami. Uważają, że Gorzów ma wszelkie prawa, aby się rozwijać i ma ku temu możliwości. To od nas i naszych wyborów zależy czy będzie się rozwijał. Ten artykuł powstał z zaczerpniętych opinii następujących Gorzowian, którzy wyrazili je na fb: Ćwiklińska Grażyna, Jacek Kawalonek, Krzysztof Czeponis, Dorota Kawczyńska, Marcin Styczyński, Anna Olechnowicz – Zimnoch, Danuta Winnicka, Iwanowski Paweł, Justyna Krajewska, Lech Jakubowski, Jadwiga Matysik, Jarosław Łojewski i wielu innych, których przepraszam, że nie zanotowałam. Gorzowianie czekają na informacje z mediów, oceniają, że tylko tytuły brzmią dramatycznie, a niestety środek jest pusty, rozczarowuje. W mediach jest mało informacji na ten temat i pozostaje pytanie – dlaczego tak jest? Marzanna Leszczyńska Zapraszam na drugą część artykułu. Właściwie to jest wisienka na torcie. Rada i wiedza osoby życzliwej – Wielkopolanina, a jednocześnie kogoś, kto z naszym regionem jest związany przeszłością. Do Przyjaciół Gorzowian – Wielkopolanin…. Pamiętajcie, nieważne, ile razy przyjdzie Wam wykonywać

GORZÓW… nad Wisłą? Czyli spór o zmianę nazwy miasta Read More »

„GAMBRINUS” I 4 KOBIETY

„Gambrinus” czyli Jerzy Zysnarski – gorzowski dziennikarz (już emerytowany) i regionalista – spotkał się ze słuchaczami 14.11.2023 r. w MOS w Gorzowie Wlkp. i wygłosił swoją prelekcję: „Kapitan Dutkowska i inne niezwykłe Gorzowianki”. Zaczepnie i szokująco Jerzy Zysnarski rozpoczął spotkanie ze słuchaczami od wezwania: „Kobiety na ulice”. Jednocześnie od razu wyjaśnił do czego „pije” i że kiedyś też ktoś w innych czasach, bardziej purytańskich też użył w szlachetnej sprawie – mając na myśli kobiety- określenia „Q”. Skojarzenia jednoznaczne, ale przecież nie dosłowne, sprytne i mające na celu podbicie ciekawości szerokiej publiczności. Dziennikarz przedstawił sylwetki czterech kobiet, które kiedyś były związane z miastem Gorzowem( kobiet z osiągnięciami, nietuzinkowych, wybranych starannie) po to aby ich nazwiskami zostały nazwane ulice w naszym mieście. Starannie i pieczołowicie prześledził ich życiorysy, zdobywał i uzupełniał informacje, dociekał. Było w tym doborze wiele pracy Jerzego Zysnarskiego, poświęconego czasu, starannych przemyśleń. Na spotkaniu w MOS „Gambrinus” uzasadnił swój wybór przedstawiając sylwetki swoich czterech wybranek: Heleny Jurgielewicz, Merry Didur- Załuskiej, Wandy Dubieńskiej i Elżbiety Dutkowskiej. Helena Jurgielewicz Merry Didur- Załuska Wanda Dubieńska Elżbieta Dutkowska Trzeba przyznać, że aby „dostać się na ulicę” według „Gambrinusa” to trzeba być kobietą niebanalną, poprzeczka została podniesiona wysoko. Warunek jest taki, że trzeba w naszym mieście mieszkać i być z nim związanym. Jerzy Zysnarski podkreśla, że w naszym mieście mamy ulice różnych bohaterek, które nigdy nie mieszkały i nie były w naszym mieście, podczas gdy te zasłużone i związane z nim nie dostąpiły tego zaszczytu. Na pewno miasto, które ma swoich bohaterów na tablicach ulic zyskuje na oryginalności i może się tym szczycić, zaciekawi nie jednego turystę. Pamiętam jak kiedyś nawigacja poprowadziła mnie w drodze nad morze przez Puszczę Goleniowską i wjechałam do Strumian – wsi z paroma ulicami – a tam na tablicy – Ul. Joanny i Jana Kulmów. Zatrzymałam się i porozmawiałam z panem siedzącym na ławeczce przed domem – zostałam zaproszona do domu, wyciągnięto album ze zdjęciami i wysłuchałam ciekawych opowieści o charyzmatycznych mieszkańcach, którzy wiele zmienili w tej wsi ale pod koniec życia wyprowadzili się do Warszawy. I pomyśleć, że taka wieś z paroma ulicami, ale upamiętniła niebanalnych gości, którzy tam osiedli na jakiś czas. A oto wybranki Jerzego Zysnarskiego pseudonim „Gambrinus” i Ich prezentacja tak jak zostały przez Niego opisane. Helena Jurgielewicz ( z domu Bujwid) Kobieta z dyplomem ukończenia weterynarii, a był to rok 1920. Pionierka w tym zawodzie. Była oficerem Wojska Polskiego w stopniu porucznika. Uczestniczyła w obronie Lwowa. Ojcem chrzestnym jej córki – olimpijki – był Józef Piłsudski. W czasie wojny przebywała we Francji, gdzie została aresztowana i skierowana do Ravensbruck. W 1945 roku przyjechała do Gorzowa, gdzie pracowała w Państwowym Instytucie Bakteriologicznym, znanym dzisiaj jako BIOVET. Była weterynarzem i zajmowała się głównie leczeniem koni. W naszym mieście przebywała niestety tylko 8 miesięcy, ponieważ na wskutek intryg została pozbawiona pracy i zastąpiona człowiekiem związanym z S.B. Wyjechała do Krakowa. Marry Załuska-Didur Przedstawiona jako arystokratka artystyczna i herbowa. Córka światowej sławy śpiewaka basowego występującego m. in. w La Scali. Była żoną hrabiego. Razem z mężem mieszkała w Iwoniczu-Zdroju. Potem osiedlili się w Gorzowie. Z Iwonicza przywiozła bardzo dużo książek, które osobiście przeglądał Jerzy Zysnarski – jak opowiadał na spotkaniu. Marry Załuska- Didur zapoczątkowała w Gorzowie życie muzyczno-rozrywkowe. W tym czasie w Gorzowie był Garnizon Kawaleryjski. Występowała w rewiach, w słynnej „Wenecji”. Została postrzelona. Dużo życia poświęciła upamiętniając dokonania swojego ojca. Wanda Dubieńska ( z domu Nowak) Kobieta z dyplomem lekarza weterynarii. W tym zawodzie też pracowała w Gorzowie po wojnie. Córka mikrobiologa. Bardzo wszechstronnie utalentowana. Wszechstronna sportsmenka. Grała w tenisa, była florecistką, jeździła konno. Jako jedyna Polka brała udział w Olimpiadzie w Paryżu. Mówiła w kilku językach. Studiowała też muzykologię. Z Ignacym Paderewskim grała na fortepianie. Była portretowana przez Jacka Malczewskiego i Stanisława Wyspiańskiego. Była częstym gościem Empiku. Elżbieta Dutkowska Bardzo odważna, idąca przez życie przebojem kobieta. Była kapitanem A.K. W czasie wojny otrzymała order Virtutti Militari. Wybitna organizatorka. Zorganizowała służbę łączności w Łodzi, a następnie łączność między Łodzią a Warszawą. Brała udział w Powstaniu Warszawskim z bronią w ręku. Była wybitnym fachowcem. Opiekowała się Wincentym Witosem przed Jego wylotem do Londynu. W przebraniu zbiegła z obozu w Rembertowie. W Gorzowie mieszkała 4 lata. Była kobietą przedsiębiorczą, w latach 50-tych założyła cukiernię „Hanka” (był to jeden z Jej pseudonimów)na ulicy Chrobrego 26 naprzeciwko Księgarni „Daniel”. Spotkanie zorganizował „Zapiecek” w MOS przy ulicy Pomorskiej. Czy nie chcielibyście ulic w mieście z nazwiskami takich kobiet – bohaterek swoich czasów? Marzanna Leszczyńska

„GAMBRINUS” I 4 KOBIETY Read More »