Autor: Marzanna Leszczyńska

Łagów i Lubuskie Lato Filmowe 2023

O trzech przypadkowo wybranych filmach: „Banger„, „ Sailent twins ” oraz „ Kobieta na dachu” z tegorocznej 52 edycji Lubuskiego Lata Filmowego – najstarszego festiwalu filmów fabularnych w Polsce czyli imprezy, która rozpoczęła się w 1969 r. rozpisuje się –Marzanna Leszczyńska „Banger” to czeski film. Wybrałam ten film zamiast recitalu Zbigniewa Zamachowskiego z okazji 40-lecia Jego pracy artystycznej. Recital w amfiteatrze i film w kinie Leśnik” odbywały się w tym samym czasie. Kino było niemal puste. Obejrzenie tego filmu to było jak jazda na rollercoaster w wesołym miasteczku. Miałam ochotę uciec z kina „Leśnik” już po kilku minutach, a potem jeszcze może z cztery razy. Pomyślałam sobie: Ale trafiłam! I za jakie grzechy ja się tak pałuję?! Tematyka dealera narkotykowego, patologicznej rozrywki dzisiejszego świata opowiedziana bez lukru, ze szczegółami i bez litości dla widza. Po prostu degrengolada tego półświatka. Patrzenie na te obrazy to prawdziwe tortury. Przerażał ubogi język bohaterów pełen wulgaryzmów, mocno zawężony świat wszelkich sfer funkcjonowania, niemal dzikość i zbliżone życie do zwierząt we współczesnym świecie doby internetu. Chciałoby się rzec, że obrażam zwierzęta. Erotyka w tym środowisku…Trudno znaleźć odpowiednie słowa jak ją opisać. Sfera życia która zwykle dotyczy dwóch osób – po narkotykach, a co gorsza po dopalaczach staje się erotyką : jednej osoby samej ze sobą, żenującą, odpychającą, pozbawioną samokontroli i jakiegokolwiek piękna, pozbawioną świadomości i bliską śmierci. Trochę też jak u ginekologa. Co najśmieszniejsze, że przy młodych, zgrabnych, szczupłych ciałach te obrazy są obrzydliwe. Żal. Chce się krzyczeć- szkoda! To obraz cywilizacji śmierci. Przeraża obraz młodego społeczeństwa, wrzeszczącego w swoim złym uporze – bo to wieszczy zagładę i nicość. W filmie poruszony jest problem ludzi nie umiejących nic a chcących mieć wszystko, niestety to w dzisiejszych czasach jest możliwe. Ale w tym smutnym filmie, w którym koniec był oczywisty, tylko jeden -przewidywalny fatalny wynik takiego życia – została dana duża dawka nadziei. A mianowicie nadzieja, że w tym chorym narkotycznym świecie Ci młodzi ludzie, którzy zostali źle uformowani mają jednak zaszczepione ludzkie pozytywne instynkty, pragną oczyszczenia, nie boją się kary, są zdolni do poświeceń i tak naprawdę nie chcą niczyjego nieszczęścia. Prawda jest jednak okrutna, konsekwencje trzeba ponieść. Film wzywa, jest dzwonem do pobudki: zróbcie coś! , nie udawajcie obojętności na taki świat i nie tkwijcie w przekonaniu, że nie da się zawrócić z tak źle obranej drogi. „Sailent twins” to produkcja polsko-brytyjska. Film oparty na faktach opowiada historię dwóch sióstr bliźniaczek o czarnym kolorze skórze, które jako małe dziewczynki odcięły się milczeniem przed zewnętrznym światem i to na wiele lat. Film sugeruje, że podłożem takiego zachowania była rasowa dyskryminacja w szkole. Dziewczynki wrażliwe i zdolne odcięły się również od własnej rodziny, porozumiewały się tylko ze sobą i zaskakujące było jak potrafiły sobie radzić w stworzonej przez siebie rzeczywistości i osiągać zamierzone cele, bardzo ambitne zresztą. Tajemnica i zagadka wpływów więzi krwi jakim jest bycie bliźniakiem w tym przypadku jest szczególnym wyjątkiem i opowiada zadziwiającą historię, którą niezwykle trudno jest zrozumieć przez ludzi z zewnątrz a pomoc graniczy z bezsilnością najlepszych psychologów. W tym przypadku została przekroczona cienka linia, która doprowadziła do otarcia się o chorobę psychiczną i niemalże nieodwracalne zmiany, które zamykały powrót do życia w społeczeństwie. Wzajemne zależności, miłość siostrzana, dominacje, uległości, brak akceptacji separacji, która zakończyć się mogła tylko próbą samobójczą i toksyczne oddziaływanie na siebie – po prostu jak w zamkniętym, zaklętym kręgu. Zaskakujące, że rozwiązanie tego węzła po wielu, wielu latach okazało się możliwe i pozytywne tylko dla jednej z nich. Nie zdradzę jakie. Możliwe i szczęśliwe tylko dla jednej z dwóch sióstr – sądzę, że tylko dlatego, że znalazły się osoby, które walczyły o nie mimo niewdzięczności, osoby, które nie odpuściły, osoby poza procedurami. W końcu może sam los wynagrodził lata cierpień , walki. Film dający nadzieję, że wszystko może się zdarzyć, ofiary nie idą na marne, a to, że mimo długotrwałej autentycznej walki nie zawsze osiągamy założony cel to jednak czeka nas inna nagroda czasem jeszcze większa, która jest niespodzianką ale możliwa jest tylko w przypadku autentyczności starań, czystości intencji i dużej ilości poniesionych ofiar. „Kobieta na dachu „z rewelacyjną rolą Doroty Pomykały. Film polsko-szwedzki. Zobaczyć dziś dojrzałą aktorkę bez botoksu i retuszu, nawet nago to luksus . Dzięki tej naturalności to bardzo przekonująca rola. Film niezwykle realnie, bez lukru przedstawia przeciętną polską rodzinę osadzoną w realiach polskiej rzeczywistości, pracy mało opłacanej, skromnych warunków mieszkania w blokowisku i jakichś pragnień starzejącej się kobiety aby było lepiej. Samotność człowieka w domu, mimo że jest rodzina. Obcość męża, właściwie bez szans na porozumienie inne niż tylko zapłacone rachunki i wykonane obowiązki domowe. Niby nie ma zdrady, jest bezpieczeństwo ekonomiczne ale jest straszna , ziejąca pustka. Syn też niby nie stwarzający problemów ale uciekający od problemów rodziców. Życie obok. Tragiczny los wrażliwej kobiety, która coś chciała zmienić w tej statecznej ale przerażającej rzeczywistości. Film pokazuje jak łatwo można popaść w pułapkę życiową, bez szans na rozwiązanie gdy jest się uczynnym dla najbliższych. O tym jak osoby z otoczenia, z którymi się mieszka i są rodziną potrafią bezdusznie wykorzystać swoich najbliższych i chętnie przerzucają odpowiedzialność z siebie na osobę, której powinni być wdzięczni i która powinna być chroniona przez nich. O ile w świecie przestępczym to można rzec – rzecz zrozumiała to w przypadku męża, syna, siostry – rzecz niebywała. Obejrzałam tylko trzy filmy z tegorocznego festiwalu. Jeden film dziennie, co drugi dzień. Wiedziałam, że będą to tortury psychiczne. Trudno mi było znaleźć kompana do takiej „rozrywki”. Dzisiaj ludzie unikają dyskomfortu, szukają przyjemności. Nie żałuję decyzji, że ominęłam recital Zbigniewa Zamachowskiego. Wyszłam z kina po każdym filmie jakoś na nowo wyedukowana w nieznanych mi tematach, ostrzeżona i zorientowana w rewirach, o których nic wiedzieć nie chciałam. Tak, uważam, że to filmy potrzebne, aby rozumieć więcej. I jak opowiada w swych filmowych opowieściach mistrz – reżyser Krzysztof Zanussi : ” Trzeba mieć aspiracje do światłego życia, bogatszego życia. Świat może przerazić, niesie zagrożenia i niepokoje. Są tacy, którzy nie chcą widzieć, słyszeć, chcą uciec, wsadzić nos w talerz jak prosię i nie chcą się więcej niczym interesować. A interesujące jest bycie w

Łagów i Lubuskie Lato Filmowe 2023 Dowiedz się więcej »

SCHODY DO NIKĄD W MAJOWEJ DEBACIE

Marzanna Leszczyńska – podsumowuje majową debatę w sprawie schodów do nikąd, która odbyła się u ich stóp, na wolnym powietrzu. Dosyć aktywnie -na długo przed- media informowały o debacie w sprawie Schodów do nikąd, którą zorganizowała Fundacja Twoje Miasto Gorzów w dniu 18.05.2023 r. Informacja dotarła też do moich uszu, więc ucieszyłam się na to spotkanie, wybrałam się zobaczyć i posłuchać. Oto moje podsumowanie: Przyszło bardzo mało ludzi. Policzyłam wszystkich przed startem – było 20 uczestników, w tym organizatorzy. Na końcu spotkania było około 50 osób. Na początku może o tym, czego dowiedziałam się na tej debacie od prelegentów i mieszkańców, którzy zabrali głos. Schody do nikąd zostały wybudowane w 1972 roku. Liczą dokładnie 241 stopni. Wielu uczestników debaty przyznało, że były miejscem inspiracji. Dla jednych ich nazwa jest kultowa, dla innych nazwa powinna być inna bo ta, która jest nas rozleniwia, nie mówi gdzie nas zaprowadzą, nie działa na wyobraźnię. Tym bardziej, że w przeszłości nie prowadziły do nikąd. 200 lat temu miały prowadzić do fortu, ponieważ w ich miejscu przewidywano ustawienie artylerii, gdy Cesarz Napoleon Bonaparte i Jego armia cofali się spod Moskwy ( o tej ciekawostce historycznej opowiedział pan Zbigniew Rudziński z PTTK). Doceniło to miejsce oraz miasto 170 przewodników, gdy w Gorzowie był zjazd PTTK. Nazwali Gorzów „miastem niezwykłym” ponieważ mieszkańcy tego miasta mają przyjemność mieszkać w parku. Schody do nikąd i Park Siemiradzkiego znalazły się w sercu miasta. Park i zieleń przylegająca do schodów, to są płuca Gorzowa. Jaka była ich rola? Nauczyciele przychodzili na nie z dziećmi, które się inspirowały widokami do prac plastycznych. Ze wzgórza do którego prowadzą Schody do nikąd widać piękną panoramę na Santok, Czechów, które obecnie już są przesłonięte przez nowe zabudowy. Tutaj były wernisaże, ludzie wypoczywali, opalali się, organizowali artystyczne występy, kochali to miejsce. Uczestnicy debaty zwrócili uwagę, że wiele miejsc kultury w Gorzowie ostatnio zakończyło swoją działalność, przestał istnieć: „Lamus”, „Pałacyk”, „Dom Grodzki”, „Magnat”. Na ulicy Kostrzyńskiej wycięto aleję lipową, w Gorzowie usunięto 20000 drzew – (dwadzieścia tysięcy!!!) Powstaje zabudowa osiedlowa w centrum miasta przy ulicy Łokietka, gdzie są stare zabytkowe kamienice, coś złego dzieje się z Budynkiem Przemysłówki „Słomiany Miś” – to są znaki zapytania jak po tych przebudowach te miejsca będą wyglądały. Ulica Sikorskiego została zabetonowana, nie wprowadzono zieleni. Garstka mieszkańców Gorzowa, która przyszła nie kryła swojego żalu do tego co dzieje się z miastem. Ktoś powiedział, że nie widać dobrej woli Prezydenta Gorzowa Jacka Wójcickiego. Padły ostre i odważne słowa mieszkanki „Zacisza” -Pani Mirosławy: ” Pan Jacek Wójcicki równa Gorzów z Deszcznem, z którego pochodzi”. W mieście panuje marazm kulturowy. Miasto wojewódzkie zamienia się w miasto powiatowe – to ostre słowa Grzegorza Witkowskiego (administratora społecznego i obserwatora Gorzowa). Mieszkańcy na debacie podkreślili, że ogólna kondycja miasta i pomysły przebudowy miasta nie są najlepsze, włodarze miasta Gorzowa są ludźmi niehonorowymi, nie dotrzymują obietnic i nie konsultują swoich zmian pomysłów. Miasto brnie dalej ze szkodliwymi projektami, działania są rozproszone i generalnie finały tych prac są dramatyczne. Gorzów staje się miastem wyludnionym, tak samo jak całe województwo lubuskie, które jest pięknym, zielonym regionem- „Mazurami zachodu”. Gorzów powinien promieniować i napędzać ten region, tym bardziej, że jest miastem o bogatej historii i tradycjach oraz walorach geograficznych. Władze ciągle się tłumaczą brakiem funduszy na modernizację Schodów do nikąd, ale trwa budowa ogromnego hotelu przy „Słowiance” znowu kosztem wyciętego parku. Miasto trwoni pieniądze publiczne. Źle wykonane projekty teraz są poprawiane i nie trudno się domyśleć, że nie za darmo. Na ulicy Sikorskiego teraz wyciąga się betonowe płyty i wsadza nowe drzewa. W ankiecie dotyczącej przyszłości Schodów do nikąd – 87% mieszkańców Gorzowa opowiedziało się za ich wyremontowaniem, 11% twierdziło, że trzeba je zrobić od nowa. Uczestnicy debaty podkreślali, że S.d.n. są miejscem, którego nie powinno się wyzbywać, a tradycja powinna być pielęgnowana. Trzeba myśleć też o potomnych, a nie tylko o sobie. To są płuca miasta, których nie można sobie dać usunąć. W mieście jest dużo samochodów i spalin, czyżbyśmy zapomnieli skąd się biorą choroby? Musi być myślenie pokoleniowe. Miejsc kultowych się nie niszczy. Mieszkanka Kłodawy dała ostrzeżenie jak to teraz Kłodawa żałuje tego co zrobiono z jeziorem w Kłodawie, pozwalając na dyskoteki, hałas, zabawy. Mieszkańcy Kłodawy nie korzystają z tego na co pozwolili, dzisiaj mają tylko udrękę. Podkreślono w debacie, że odcięcie S.d.n. od parku to ogromny błąd. Stawianie tam jakiegokolwiek muru czy zabudowy odetnie to miejsce od razu od Parku Siemiradzkiego. Kompromis, który jest podsuwany czyli apartamentowiec i jakieś tam schody to propozycja, którą należy od razu odrzucić. Ostrzeżono, że w takim przypadku mieszkańcy osiedla i tak będą walczyć o to aby to miejsce było tyko dla nich, a wszyscy inni będą im przeszkadzać i będą intruzami, którym zabroni się wcześniej czy później tam przychodzić. Ostrzeżono aby nie łudzić się takimi kompromisami. Ostrzeżono , aby nie wierzyć developerom. Miejsce, które zostanie sprzedane nigdy nie wróci do tego stanu w jakim było. Tłumaczenie, że możemy dojść na wzgórze Parku innym drogami to dziwne tłumaczenie- to tak jakby do pałacu wchodzić drzwiami od kuchni. Nie można doprowadzić do tego, aby za mieszkańców zadecydowano. S.d.n. to ostatnie zielone okno na miasto. I bez tego okna miasto też po prostu zbrzydnie. Ktoś zaznaczył, że nie można w tym miejscu pozwolić na biznes. Biznesowo opłacalne inwestycje tak naprawdę się nie opłacają. Tak się postępuje w archeologii. Powinno się poczekać na lepszy czas – lepszą technologię i większe środki. Najważniejsze jest aby to miejsce ocalić, nie robić nic pochopnie, szybko i aby tylko było. TRZEBA SIĘ WYKAZAĆ OSTROŻNOŚCIĄ. Z całą pewnością powiedziano NIE! dla developerki. Postulowano aby naciskać ile się da i wycofać wszystko co się już rozpoczęło a nie jest za ocaleniem S.d.n. Po ostatnim artykule o S.d.n. pt; „Dokąd prowadzą schody do nikąd„, a którego link się ukazał na fb 30.03.2023 http://idealzezgrzytem.pl/2023/03/30/dokad-prowadza-schody-do-nikad/ – bardzo aktywna okazała się Pani Monika Drubkowska, która chciała pisać petycje do prezydenta, organizować pikiety. Gdy Jej odpowiedziałam, że chętnie przyjrzę się temu co zrobi w kwestii S.d.n. po prostu umilkła a na debacie Jej nie było….Pozostaje pytanie o co tutaj chodzi? Czyżby tylko o „zadymę” przed wyborami? Pozostała

SCHODY DO NIKĄD W MAJOWEJ DEBACIE Dowiedz się więcej »

NIE TYLKO O KWIATACH W KRAJU TULIPANÓW

Haga, muzeum Mauristhuis, malarstwo przez duże M, Keukenhof , kwiaty plus wyobraźnia własna…. Zapraszam na muzykę, zdjęcia w zwiastunie: http://idealzezgrzytem.pl/2023/05/17/mauritshiustulipanykeukenhof/ Marzanna Leszczyńska Haga jest pięknym miastem, w którym może zachwycić wiele ulic, miejsc. Mnie powalił widok niedużej kamienicy ze złotym napisem – Mauritshuis. Zobaczyłam ten budynek nocą i był to widok zjawiskowy ponieważ przystrojono go w kwiaty, niezwykle gustownie. Przed budynkiem ustawiono mnóstwo donic z tulipanami. Z dachu Mauritshuis aż do samej ziemi zwisały girlandy misternie, przepięknie uplecionych kolorowych kompozycji z żywych kwiatów. Trzy grube, potężne warkocze. Na bogato. Nie mogłam tak obojętnie zostawić tego miejsca, nie dowiedziawszy się dlaczego ten budynek został tak wyróżniony. Ależ trafiłam! Muzeum Mauritshuis w 2022 roku obchodził 200 lat swojego istnienia. Królewska Galeria Obrazów Mauristhuis zawdzięcza swoją nazwę Królowi Wilhelmowi I , który w 1816 roku przekazał państwu holenderskiemu kolekcję obrazów należącą do jego ojca Wilhelma V – Księcia Orańskiego. Początkowo obrazy zostały wystawione w Galerii Księcia Wilhelma V, po drugiej stronie Stawu Hofvijver. W 1822 r. Królewska Galeria Obrazów przeniosła się do Mauritshuis, ale w Galerii Księcia Wilhelma V nadal można oglądać obrazy, z których część pochodzi z kolekcji księcia. Na początku XIX wieku kolekcja Mauritshuis składała się z 300 dzieł sztuki, która do tego czasu wzrosła do około 850. Jest to wyjątkowa kolekcja z obrazami artystów holenderskich, flamandzkich, niemieckich i francuskich z okresu 1400-1800, ale jej rdzeń składa się z najlepszych holenderskich obrazów z XVII wieku. Obrazy Rembrandta, Vermeera, Halsa i wielu innych wielkich mistrzów wiszą obok siebie we wspaniałym XVII – wiecznym miejskim pałacu. To tutaj ma swoje stałe miejsce słynna „Dziewczyna z perłą” Vermeera i „Lekcja anatomii doktora Tulpa” Rembrandta. Ale właściwie to nie o tych najsłynniejszych dziełach teraz chciałam… Będąc już w środku Mauritshuis oczarowana jego wystrojem, tymi girlandami wiedziona wrażeniami- całą swoją uwagę skierowałam na obrazy, które mi się wyodrębniły z licznej całości a jak sądzę, były natchnieniem do dekoracji tego haskiego muzeum z okazji jego 200 lat istnienia. Bo czyż zwisające na budynku girlandy kwiatów nie nawiązywały do tych na obrazie Willema Van Mierisa: ” Armida krępująca kwiatami śpiącego Rinaldo”? Ten pochodzący z 1709 roku obraz jest piękny, nieziemski przedstawiający parę bohaterów w otoczeniu stadka amorków-golasków a ich ilość obrazuje jak wielkie było uczucie Armidy. I oczywiście girlandy kwiatów, niczym potężne boa – piękne ale podstępne, służce niecnym celom. Miłość do wroga i potężny konflikt interesów wielkiej wagi, w tle polityka, wielkie sprawy – to temat niezwykle ciekawy i ciągle aktualny, w każdej epoce. Armida związująca śpiącego Rinaldo na obrazie Mierisa nawiązuje do utworu literackiego z 1581 roku Torquato Tasso La Gerusalema. Armida jest czarownicą o wyjątkowej urodzie, która wykorzystuje swoje magiczne zdolności przeciwko rycerzom krucjaty pod wodzą Gotfryda Bouillon. Działając po stronie pogan zwodzi rycerzy ale zakochuje się w jednym z nich – Rinaldzie. Gdy czar przestaje działać Rinaldo porzuca Armidę. Czarownica planuje zemstę i udaje się z wojskami egipskimi do Jerozolimy. Jednak poganie ponoszą klęskę. Armida usiłuje popełnić samobójstwo, w końcu pozostaje przy Rinaldzie nie mogąc otrząsnąć się z uczucia do niego i ostatecznie postanawia przyjąć wiarę chrześcijańską. Rodzi się pytanie: czy dzisiejsze filmy, imponująca technika potrafi przedstawić wielkie uczucie -jego piękno i dramat lepiej niż ten jeden kadr jakim jest obraz „Armida pętająca kwiatami śpiącego Rinaldo”? Czyż nie jesteśmy w jaskini w porównaniu z tamtą dawno minioną epoką? Zewnętrzny wystrój Muzeum Mauritshious zapadł we mnie głęboko. Bo następnym dziełem, które zwróciło moją uwagę i zainteresowanie warte dłuższego zamyślenia i poszukiwania jest kolejny obraz z girlandami kwiatów: „Girlanda z owoców otaczajaca wizerunek Cybele”, który ma dwóch autorów. Pośrodku medalionu, który namalował Van Bolen widnieje mitologiczna bogini płodności- Cybele. Wokół niej są przedstawione cztery pory roku. Mężczyzna w ciepłych ubraniach to zima. Wiosna stoi za Cybele trzymając girlandę z kwiatów. Jesień stoi po prawej stronie a lato klęczy. Dookoła medalionu wije się potężna owocowa girlanda autorstwa Brueghela. Trzeci obraz, który zatrzymał moją uwagę na długo i kazał się zagłębić to ” Ogród Edenu i upadek człowieka” Jana Brueghela I i Petera Paula Rubensa. Pasuje mi jako trzeci do całości chociaż nie ma w nim kwiatów. Jest to nazwałabym -ogród zoologiczny. Wizja Edenu będąca biblijnym przedstawieniem. Są tu dwie piękne, nagie postacie czyli Adam i Ewa, okazała jabłoń z wężem – symbolem Szatana nad głową Ewy. I istny zwierzyniec, który przez swą symbolikę opowiada wszystko, całą akcję i jej dynamizm, którego nie ma na obrazie. Gdy wiemy, że króliki symbolizują rozwiązłość, pawie są wyrazem pychy, małpa nawiązuje do Szatana ( naśladuje zachowanie bohaterów jedzących owoc z Drzewa Poznania Dobra i Zła), a szczekające psy wyczuwają całe niebezpieczeństwo tego co nastąpi to całość w oczach prezentuje się inaczej… Haga i Keukenhof nie leżą blisko siebie. Ale cóż tam… Kwiaty stały się inspiracją aby dokończyć wrażeń kwietnych i ogrodowych trzeba zakończyć dzieło w Keukenhof -kolejnym raju. Keukenhof to inspiracja dla własnego ogrodu, jak sadzić aby uzyskać efekt – Łał! Można zobaczyć jakie to cuda można stworzyć komponując kolory, kształty, wielkości. A efekt jest chyba… w ilości. Najpiękniejszą rzeczą jest nie tylko być, widzieć, podziwiać ale potem przenieść i przerobić pomysł do swojego ogrodu, czy chociażby balkonu czy doniczki.

NIE TYLKO O KWIATACH W KRAJU TULIPANÓW Dowiedz się więcej »

KRZYSZTOF KAROŃ I CZARNY TULIPAN

Nie ma na portalu http://www.idealzezgrzytem.pl odpowiedniej kategorii tematów do, której można by zakwalifikować wspomnienie o Krzysztofie Karoniu -publicyście. Dla mnie Krzysztof Karoń pozostanie „Czarnym Tulipanem ” dlatego artykuł o nim znajdzie się w kategorii „Flora w ogrodzie”. Dlaczego „Czarny Tulipan”? Tulipan to mężczyzna zarówno w brzmieniu jak i w wyglądzie. Czarny tulipan to rzadkość, coś wyjątkowego i szlachetnego wśród tulipanów. Sądzę, że to właściwy symbol Krzysztofa Karonia. I to że odszedł pod koniec kwietnia, w czasie rozkwitu tych kwiatów. Czarny tulipan to symbol pożegnania – pożegnania Krzysztofa Karonia. Skojarzeń jest więcej: „Czarny tulipan” powieść Aleksandra Duma albo tytuł filmu, w którym główną rolę zagrał Alain Delon. Wszystko mi pasuje do Pana Krzysztofa Karonia. Pierwszy raz usłyszałam Krzysztofa Karonia 5 lat temu. I właściwie od razu stałam się Jego słuchaczką. Zachwyciły mnie od razu Jego wykłady. Oglądałam je w internecie. Wtedy to były , malutkie, trudne spotkania, a przychodzili na nie dziwni ludzie. Zadawałam sobie pytanie: jak długo ten niezwykły człowiek będzie miał cierpliwość mówić do ludzi, którzy nie potrafią mu zadawać pytań, którzy właściwie przeszkadzają, po prostu Mu do „pięt nie dorastają” , nie posiadają wiedzy aby nawiązać z Nim jakikolwiek kontakt intelektualny? A Pan Krzysztof traktował ich bardzo pobłażliwie, był prawdziwym wychowawcą i nauczycielem. Z ogromną ciekawością co tydzień wysłuchiwałam wykładów: o antykulturze, o nudnej i trudnej filozofii marksistowskiej i było tam przy okazji tak dużo wiedzy społecznej. Sam twierdził, że: ” Nie lubi marksizmu ale podchodzi do niego rzeczowo”. Powtarzał się, ale podkreślał, że robi to celowo, bo temat musiał „nasiąkać”. Uwielbiałam Jego dygresje, te dygresje do dygresji, które wyprowadzały Go na manowce tematu, ale pokazywały jak analityczny to był umysł i jak przeogromną miał wiedzę. Pojawiał się na tych pierwszych spotkaniach z publicznością z laską, z chusteczką między palcami, którymi często odgarniał swoje piękne, gęste, dłuższe włosy. A uwagę zwracały Jego oryginalne marynarki, często o militarnym charakterze… I tutaj panowie uwaga – jeśli chcielibyście czerpać jakieś wzory dobrego gustu w kwestii męskiej mody to gorąco polecam Krzysztofa Karonia jako bardzo dobry styl, godny naśladownictwa, a tym bardziej, że przekroczył 60-tkę. Roztaczał aurę tajemniczości i ciekawości, bo właściwie konia z rzędu temu, kto nam powie kim z wykształcenia był Krzysztof Karoń? Byłam w szoku jak na początku podpisywał się jako… dyletant. Ale długo nie pozwolono Mu się tak tytułować. Wkrótce wyjaśnił, że wykształcenie ma – „skomplikowane”. Ale czy to ważne…. Szybko Krzysztof Karoń doczekał się godnych siebie rozmówców, dziennikarzy, którzy potrafili nawiązać z nim intelektualny kontakt, którzy byli do rozmowy przygotowani, a właściwie posiadali wiedzę i odpowiednie wykształcenie filozoficzne. I zaczął się czas rozkwitu oryginalnych wykładów zawierających tak wiele informacji, spostrzeżeń, odkryć i poszukiwań ,pozytywnych i mądrych rozwiązań. Podejmował trudną problematykę, bardzo aktualną i wybiegał w przyszłość tak jak każdy wybitny umysł. Nie bał mierzyć się z bardzo trudnymi tematami jak chociażby karkołomne debaty ze spekulantami giełdowymi, których tylko On pozwolił sobie nazwać „złodziejami”, albo przestrzegał przed „wariatami i to habilitowanymi”, „doktorami habermasowanymi”. Bardzo rozbroił mnie wpis w komentarzach pod wykładem o spekulacji giełdowej Krzysztofa Karonia: ” Jestem spekulantem giełdowym i zgadzam się ze wszystkim o czym tutaj mówi Pan Krzysztof Karoń”. Szukał prawdy, kroczył jej drogą. Ogromnie cieszy fakt, że książka – „Historia antykultury”, którą zdążył napisać odniosła sukces , a która jest nowatorskim opracowaniem na skalę światową. 27 kwietnia 2023 r. w Tomaszowie Mazowieckim odbył się pogrzeb Krzysztofa Karonia, zmarłego za wcześnie, dużo za wcześnie. Pozostawił po sobie dorobek intelektualny, wykłady, programy i filmy, które możemy oglądać i dążyć do prawdy w tym zakłamanym dzisiaj świecie. Te 5 lat to był czas obcowania z niezwykłą osobowością, wybitną, pracowitą, pozytywną jednostką. Kandydat na autorytet. Ziarno zostało zasiane, a raczej podłoże „nasiąkło”, Panie Krzysztofie. To już widać. Nie zmarnujmy tego wysiłku. Marzanna Leszczyńska

KRZYSZTOF KAROŃ I CZARNY TULIPAN Dowiedz się więcej »

„Kapliczka Daleka” i historia – Głogowiec

Tuż za Głogówkiem (miasteczkiem w woj. opolskim) przy drodze do Głubczyc stoi malutka kapliczka otoczona lipami. To miejsce połączone jest z lipową aleją, która wiedzie do wsi Głogowiec. Całość: kapliczka na uboczu, wokół stare lipy, aleja lipowa do Głogowca – przepiękne. Rozpoczął się maj – miesiąc majówek. Warto nie tylko podziwiać piękno przydrożnych kapliczek i poznawać ich historię ale pamiętajmy o uczestnictwie w modlitwach przed tymi kapliczkami. Z pewnością przed tą historyczną kapliczką zwaną „Daleką” zbierają się ludzie na majówkach. Kto wie, może w tym roku i mnie się uda dołączyć do grona modlących się. Chciałabym… Marzanna Leszczyńska Przez 20 lat mieszkałam oddalona od tego miejsca 30 kilometrów – całe moje dzieciństwo. Ileż to razy przemierzałam tę drogę i z okien samochodu zawsze z podziwem patrzyłam na to miejsce, zawsze je wypatrywałam aby minąć je i spojrzeć przez okno samochodu. Ale nigdy tam nie byłam, nie przyszło mi do głowy aby wysiąść z samochodu i zobaczyć z bliska, pobyć tam, stanąć na tej ziemi, zajrzeć do środka maleńkiego domku i zobaczyć co tam jest. Potem opuściłam rodzinne strony i odwiedzałam je 2-3 razy do roku przez 30 lat i zawsze po długiej 4-godzinnej podróży u jej kresu – stała przy drodze kapliczka otoczona lipami z aleją lipową do Głogowca. Mijałam latami uroczy domek Matki Bożej jak z czeskiej bajki o Rumcajsie z piękną aleją lipową latem ubraną w soczyste zielone liście, jesienią w kolorowe, zimą w drzewa w śniegu, szadzi, w zachodzącym słońcu, deszczu i pomyśleć…, że nie przyszło mi do głowy aby pobyć tam dłużej a nie tylko na mignięcie jadącego samochodu. Ostatniej jesieni było inaczej, nie wiem ci mi się stało, ale mimo protestów współpasażerów powiedziałam kategorycznie: „Zatrzymujemy się”. Wysiadłam z samochodu i pierwszy raz stanęłam w tym miejscu. Okazało się ,że nie znalazłam się tam sama. Wokół kapliczki krzątała się kobieta i robiła tam porządki. Była to mieszkanka Głogowca, która opowiedziała mi wiele o tym miejscu, którym mieszkańcy się opiekują, dbają o nie. Jest to miejsce licznych procesji, które niebawem będzie odrestaurowane gdyż jest to zabytek, oczko w głowie burmistrza miasta Głogówka a związane jest z królem Janem Kazimierzem Wazą, który przebywał w Głogówku przez pewien czas i wybudował tę kapliczkę w podziękowaniu za uratowanie życia, gdyż ugrzązłby w bagnach w czasie wojennej zawieruchy. To tyle z opowieści napotkanej Pani… Nie do końca tak było jak opowiedziała mi mieszkanka Głogowca. Kapliczka zwana przez mieszkańców Głogówka „kapliczką Daleką” powstała jako podziękowanie księcia Franciszka Euzebiusza i Jego małżonki Marii Anny Franciszki z domu von Brandis. Baron Franciszek Euzebiusz von Oppersdorff był właścicielem stanowego państwa frydeckiego (były to okolice miasta Frydek w 1573 roku wydzielone z Księstwa Cieszyńskiego). W 1658 r. całą rodzinę księcia zaskoczyła w podróży niedaleko Barda nagła powódź i uratowanie się z tej opresji uznano za cud i spełnienie próśb skierowanych do Matki Boskiej Bardzkiej. Król Jan Kazimierz Waza z żoną Marią Ludwiką schronił się w Głogówku w 1655 r. (przebywał tam od 17.X. do 18.12.1655r. ). Potem przebywał też w 1669 r. po swojej abdykacji w 1668 r. Głogówek był Jego miastem postojowym, w drodze gdy udawał się do Księstwa Nevers we Francji chowając się przed Szwedami. Rzeczpospolita poddawała się wówczas Szwedom niemal bez walki. Kroniki z tamtejszych czasów rozpisywały się o skandalu, gdy to Król został przyłapany na tym, jak to zamaskowany przez okno po drabinie usiłował dostać się do pokoju dwórki i został pochwycony przez straż, która myślała, że to złodziej… Oprócz pikantnych historii obyczajowych, nie mających jednak dla Polski większego znaczenia, w Głogówku działy się sprawy wagi państwowej. Tutaj ,w Głogówku za Jego bytności dojrzewała myśl o stworzeniu ruchu oporu przeciw szwedzkim najeźdźcom i została wprowadzona w życie. W czasie pobytu Jana Kazimierza Wazy w Głogówku, do miasta przyjeżdżali uciekinierzy przynoszący wieści z Polski ( tacy jak Kmicic) i stąd Król wysyłał kurierów na europejskie dwory z prośbą o pomoc. Król przebywał na Zamku, który w tym czasie należał do rodu Oppersdorffów. Okazały Zamek Oppersdorff ma nad bramą herby rodu i Matkę Boską Loretańską oraz przebogatą historię, która teraz nie jest tematem ale warto z niej wyodrębnić jej mały kawałeczek. Warto nadmienić, że na dziedzińcu zamku znajduje się średniowieczny krzyż pokutny. O krzyżach pokutnych dr Robert Wójcik ciekawie i wyczerpująco pisał w swoich wspomnieniach o Pałacu w Mierzęcinie ( przyp. „Mierzęcin – nie pytaj więcej” http://wandamilewska.pl/?p=15169). Dlatego uważam, że warto przypomnieć tę historię jako przykład do opracowanego przez dr Roberta Wójcika bardzo interesującego i mało znanego, tajemniczego tematu, jakim są krzyże pokutne. Wracając do historii krzyża pokutnego w Głogówku, to został on ufundowany przez rycerza Hansa Reiswitza von Kandrzina, który zamordował w gniewie wieśniaków, ponieważ niewystarczająco czołobitnie go pozdrawiali. A było to w roku 1599, w Święto Piotra i Pawła. Ojciec zabitych był bogatym gospodarzem z Kazimierza i złożył skargę na ręce pana tych ziem, hrabiego Jerzego von Oppersdorffa. Opisywana kapliczka powstała w 1762 roku i wzniósł ją Henryk Ferdynand Oppersdorff. Franciszek Sebastini ozdobił polichromią jej wnętrze. Namalowane sceny przedstawiają wydarzenia ocalenia księcia i trzęsienie ziemi, które nawiedziło Bardo. We wnętrzu znajduje się rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem i jest to kopia romańskiej figurki z Bar. Barokowy szczyt zamyka frontową elewację. Wnętrze sklepienia pokryte jest polichromią , niestety przemalowane w XX wieku. Namalowane są pilastry, motywy rocaille`owe (roccocowe ornamenty naśladujące muszle), florystyczne, sceny z procesji z Bazyliki w Bardzie i nieczytelne z wydarzeń z 1658 r.

„Kapliczka Daleka” i historia – Głogowiec Dowiedz się więcej »

Muzeum gorzowskie a w nim „pisanki zapisane światy”

O interesującym, bogatym -wielowątkowym wykładzie dr Mirosława Pecucha na temat pisanek i konkursie trwającym już pół wieku w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta piszę ja – Marzanna Leszczyńska. „Pisanka to wiosenna miniaturowa malowanka, ukształtowana emocjami uczuć, nastrojów wierzeniowych, religijnych, miłosnych. To najszczersza spowiedź wielkanocna tęsknot artyzmu wiejskiej malarki. Na maleńkiej przestrzeni cały świat”. S. Dąbrowski „” Pisanki lubelskie” Lublin 1936 r. Na zdjęciu dr Mirosław Pecuch i Monika Kowalska kierownik filii Zespołu Willowo-Ogrodowego Muzeum im. Jana Dekerta w Gorzowie Wlkp. Ulotka, która leżała na stoliku w kościele przy ulicy Chodkiewicza w Gorzowie Wlkp. podczas mszy rezurekcyjnej ściągnęła mój wzrok, bo tutaj właśnie stanęłam. To dzięki niej dowiedziałam się o wykładzie dr Mirosława Pecucha pt: „Pisanki zapisane światy”, który miał miejsce w Muzeum 12.04.2023r. Idąc na to spotkanie spodziewałam się, że dowiem się wiele o historii pisanki, wzorach, technikach i oczywiście tak było. Dużym zaskoczeniem jednak było dla mnie to, że Gorzów a w zasadzie Muzeum od 50- ciu lat organizuje ogólnopolski konkurs na pisankę. Z inicjatywy Michała Kowalskiego i ze współpracą Koła Związku Ukraińców i Zjednoczenia Łemków konkurs trwa nieprzerwanie od półwiecza. Nie odbył się tylko w 1981, gdy wybuchł stan wojenny i w roku wybuchu pandemii. W pierwszym roku konkursu wzięło udział 7 uczestników a trzy lata później było ich 28, dzisiaj cieszy się ogromną popularnością. Jego specyfiką jest to – że bardzo ważnym kryterium oprócz estetyki jest to, aby odwołać się do swojego regionu- jego specyfiki, historii, znajomości jego odrębności. Wyzwanie to duże, bo huculszczyzna ze swoimi ornamentami geometryczno- abstrakcyjnymi jest po prostu bezkonkurencyjna i jak stwierdził wykładowca: „Wzory huculskie są najpiękniejsze i kto je wykonuje szybko się utwierdza, że nie ma sensu zajmować się innymi”. Ale czy na pewno? Śmiałków powinno nie brakować aby to przekonanie zmienić i udowodnić, że może być inaczej. Najstarsze odnalezione pisanki mają 5000 lat. I doczekały się szacunku wśród ludzi po naszej wschodniej granicy gdyż w Kołomyi wzniesiono muzeum w kształcie pisanki, a w Kanadzie emigranci postawili jej pomnik. Odnajdywano je w grobach, kurhanach. Przywędrowały do nas z Rusi Kijowskiej. Gliniane – pochodzące ze średniowiecza znaleziono we Wrocławiu na Ostrowie Tumskim. I nie tylko jajko kurze było podstawowym materiałem ale używano jaj gęsich, żurawich. Pisanki niosły treści religijne, związane były z obrzędowością. Był to symbol życia, odradzania się ziemi, przyrody na wiosnę. Wierzono, że są dobrym środkiem, aby ustrzec się przed klęskami żywiołowymi, aby przyczyniły się do urodzaju. Ich skorupy odnajdywano na polach, pasiekach, w rzekach i w grobach. Biało- czarne pisanki zanoszono na groby w dowód szacunku dla zmarłego, takie właśnie towarzyszyły zmarłemu w ostatniej drodze. Rola pisanki była różna nie tylko religijna ale też kultowo-magiczna. Barwimy jaja dzisiaj w łupinach cebuli, potem skrobiemy te skorupki, albo oklejamy gotowymi naklejkami ze sklepów i wkładamy do koszyków na Wielkanoc aby je zanieść do kościoła i poświęcić ale czy wiemy co robimy i co chcemy wyrazić przez te ozdoby? Wzory na pisankach to ciekawa symbolika i nie przypadkowa. O tym bardzo interesująco opowiadał w Willi Schroedera dr Mirosław Pecuch. Na tych małych powierzchniach, nie płaskich, na delikatnym materiale jakim jest skorupka aż dziw bierze ile człowiek- artysta może zapisać informacji… Oprócz ornamentów geometrycznych popularne były też botaniczne, zoomorficzne. Większość motywów to były motywy solarne, przedstawiały słońce, które wiosną się budziło. Przedstawiano je jako koła i półkola składające się z kresek, przecinków – promieni. Tak przedstawiano też zorze, gwiazdy. Częstym motywem był motyw kosmogeniczny czyli: krzyże, róże, swastyki. Krzyż był symbolem 4 stron świata, kościoła od, którego przecież się wszystko zaczynało. Symbolika często była różnoraka, niejednoznaczna dlatego wiele razy można było się pomylić w jej objaśnieniach, należało się odnieść do wielu szczegółów, znajomości wielu spraw, aby ją prawidłowo objaśnić. Bardzo popularnym motywem był ptak – oznaczający zgodę, miłość, wzniesienie się do Boga, ptak oznaczał też Ducha Świętego. Tak często goszczący na pisankach kogut zawsze myślałam, że był motywem ludowym, kolorowym motywem, który gościł na każdym wiejskim podwórku. Tymczasem to nawiązanie do religii chrześcijańskiej, przypomnienie zaparcia się św. Piotra („…nim kogut zapieje…”). Często malowany na pisankach jeleń był symbolem czystości i powiązania z innym światem. Malowano berhynie – postacie czuwające nad domem. Spirala była symbolem drzewa życia, przemijania świata. Częsty był motyw trójnoga, gwiazdy 8-ramiennej, deszczu. Pisanki były też obrazami zwyczajów wielkanocnych np. śmingusa dyngusa. Znany artysta ze Strzelec Krajeńskich -Prokop zrobił na pisankach cykl strojów ludowych. Ciekawostką jest to, że swoich prac nigdy nie przysyłał na konkurs. Kolorystyka pisanek miała również znaczenie czerwony kolor to symbol krwi Chrystusa obywającej świat, żółty to kolor księżyca, niebieski oznaczał zdrowie, brązowy to kolor ziemi. W Święta Wielkanocne ludzie obdarowywali się pisankami i był to znak zgody, dowód sympatii, a nawet miłości. Wręczano je z życzeniami. Pisanki na konkurs w Gorzowie napływają z całego kraju, ale jedna przybyła też z Ameryki. Gdy dr Mirosław Pecuch wyliczał regiony i miejscowości to zaczęłam się obawiać, że z lubuskiego nie ma nikogo. Ale są, wymienił: Skwierzynę, Szprotawę, Drezdenko, Strzelce Krajeńskie, Deszczno. Myślę, że rozwijające się prężnie Koła Gospodyń Wiejskich powinny wziąć pod uwagę tę informację o konkursie i już przystąpić do przygotowań aby w przyszłym roku stanąć do zawodów. A my powinniśmy być w przyszłym roku bardziej świadomi tego co też rysujemy, czy też wydrapujemy na pisankach, wybierajmy wzory świadomie i poznawajmy ich symbolikę. Uczmy tej sztuki swoje dzieci. Nie odkładajmy też niczego na później bo jak stwierdziła jedna z uczestniczek spotkania przy herbatce i ciasteczku po wykładzie, że odkładała robótki ręczne na czas aż będzie go miała czyli na czas emerytury, tylko, że gdy czasu przybyło to dobrego wzroku zabrakło. Praca przy tworzeniu pisanki to bardzo precyzyjna robota i jak twierdził wykładowca dr Mirosław Pecuch trzeba do niej przystępować w dobrym humorze i czystych intencjach inaczej po prostu nie powstanie nic pięknego. Marzanna Leszczyńska

Muzeum gorzowskie a w nim „pisanki zapisane światy” Dowiedz się więcej »

ZWIASTUN ART. ” Mierzęcin – o parku zabytkowym – podróż przez stulecia”

Już niedługo ukaże się kontynuacja wspomnień dr Roberta Wójcika o przedziwnym ogrodzie wokół Pałacu w Mierzęcinie. Już niebawem na www.idealzezgrzytem.pl art pt: ” Mierzęcin – o parku zabytkowym – podróż przez stulecia”. Zapraszam.

ZWIASTUN ART. ” Mierzęcin – o parku zabytkowym – podróż przez stulecia” Dowiedz się więcej »

Dokąd prowadzą schody donikąd…

28 lutego 2023 roku Przemek Ciućka w grupie „Gorzów -rozmowy o wszystkim” na fb umieścił zdjęcie Dominanty i zadał pytanie: „ Gorzów ma swoją Wieżę Eiffla! Dlaczego się tak bardzo nie podoba mieszkańcom?” Pod zdjęciem rozgorzała interesująca dyskusja mieszkańców Gorzowa. Pojawiły się szczere i odważne wypowiedzi, z których sporo się można było dowiedzieć, szczerze uśmiać, czasami zadziwić. Muszę przyznać, że Gorzowianie potrafią być dowcipni, mają fantazję, kulturalny dystans do rzeczy na których im zależy, które ich irytują a nie mają wpływu na zmianę, wiele zauważają i naprawdę nie jest tak, że wszystko im jedno -jak się potocznie sądzi. Szczerze pisząc, to gdy czytałam te komentarze robiło mi się na przemian „i śmiesznie i straszno”. Na początku może zacznę od tego co straszne, zatrważające i temat palący a mianowicie „Schody donikąd”. Chociaż tematem zasadniczym była Dominanta, to wysunął się znacząco problem „s. dn.”. Sądzę, że większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z tego co się święci i zapewne przekonani są, że „s. dn.” czekają na swoją modernizację a na razie są zamknięte ponieważ ciągle brakuje pieniędzy na ten cel. Sprawę wyjaśnił Pan Witold Dopierała i naświetlił politykę miasta w tej kwestii. Powiedział krótko i dosadnie: „ W ogólnopolskiej TV pokazują „s. dn.” i jest to 20-letni wstyd i dowód degradacji miasta”. Na teren „s. dn.” podobno czai się deweloper, a miasto chętnie go sprzeda. Schody donikąd – przyznaję, że bardzo oryginalnie nazwane, zbudowane w latach 70-tych z inicjatywy włodarza miasta – Henryka Kempy, prowadzące na wzgórza Parku Siemiradzkiego dla mieszkańców Gorzowa stanowią dużą wartość sentymentalną. Dwa pokolenia Gorzowian wiąże z nimi wspomnienia, ponieważ przyjęły się w mieście i koło nich dużo się działo, były oblegane zwłaszcza przez młodych ludzi, którzy uwielbiali się tłumnie na nich spotykać, umawiać na randki, spacery. Kiedyś rodzice, potem dzieci. Ileż to osób mi mówiło, że tam poznało swoją przyszłą żonę, męża. Gorzowianie z sentymentem, wspominają swoje recytacje wierszy, śpiewanie piosenek jako dzieci ponieważ przy „s. dn.” odbywało się wiele uroczystości, imprez, również modlitw, religijnych spotkań około świątecznych. Gorzów jest miastem na wzgórzach i właśnie z tego miejsca gdzie są ”s. dn.” widok na Gorzów jest piękny, wejście rewelacyjne i to z serca miasta. Panie Witoldzie nie pozwólmy na to aby było tak, że kiedyś się obudzimy i zobaczymy, że po schodach tych nie ma śladu, a w ich miejscu powstanie szybko nowy apartamentowiec. Wtedy już nic nie da się zrobić. Mieszkańcy nie pozwólcie na to, partie i radni miasta walczcie i pilnujcie sprawy aby teren nie został sprzedany. Czy „schody donikąd” nie powinny doprowadzić co niektórych decydentów w Gorzowie donikąd? Na razie prowadzą donikąd, bo na górce niczego nie ma ale może kiedyś coś powstanie. Były plany: kawiarnia, oranżeria … Przez tyle lat prowadziły na wzgórze i wystarczyło aby zostały pokochane, przyjęły się i były odwiedzane i oblegane. Może wystarczy jak na razie ocalić to miejsce a schody odnowić, albo przerobić na imponujące wejście na wzgórze. Gdy jednak miasto sprzeda teren – powstanie budynek i kropka, koniec. Jeszcze jeden beton, bo czasy takie, że betonuje się wszystko więc Gorzów nie może być niemodny przecież, a że to moda byle jaka… A teraz śmiesznie czyli o Dominancie. To „dzieło” będzie miało niedługo dwadzieścia lat – swoją drogą zobaczymy czy tyle przetrwa, bo być może ktoś zadecyduje o rozbiórce. Takiego zdania jest były główny architekt województwa gorzowskiego, – Jerzy Kaszyca. Dominanta niestety nie została pokochana przez mieszkańców. O ile wokół „s. dn.” tętniło życie miasta kiedyś, to tego samego nie można powiedzieć o Dominancie – wokół niej zawsze było pusto, ciemno i ponuro, nic się nie działo. Sprzedawcy pamiątek z Gorzowa twierdzą, że nikt nie chce kupić kartki z Dominantą, ludzie się oburzają na samo zaproponowanie czegoś z jej wizerunkiem i szczerze powiedziawszy nikt nie robi takich pamiątek. Gorzowianie podsumowali Dominantę w dyskusji na fb chyba odpowiednio. Muszę przytoczyć co niektóre komentarze, bo na pewno warto: – w tym miejscu nic byłoby lepsze – gorzowskie Burj Khalifa – to wygląda jakby zaraz miało wstać i zdemolować miasto – latarnia śródlądowa – zabić zanim złoży jaja – ośmiorniczka gorzowska – wygląda chujowo- pozdrawiam serdecznie (podoba mi się szczególnie zestawienie grzeczności z dosadnym emocjonalnym uniesieniem) – tragedia. Stoi i rdzewieje. Nic tam nie ma, do niczego nie zachęca. – miasto ma swoje barwy, skąd te… – ośmiornica to prawidłowy symbol miasta prawego i nowoczesnego – podczas tej inwestycji zablokowana została możliwość powiększenia sieci tramwajowej o Zawarcie Mieszkańcy zadają sobie pytanie kto zaakceptował projekt Dominanty? Dobre pytanie, chyba nie trudne do ustalenia. Ale doprawdy zadziwiająca jest wypowiedź byłego prezydenta, który dyskusję podsumował krótko twierdząc, że to mieszkańcy są winni tego, że Dominanta stoi bo nie protestowali a jej projekty czekały na krytykę i akceptację….No cóż… winny się znalazł, na kogoś dobrze jest zwalić a na kogo? Zawsze na niewinnego przecież. I to jest wypowiedź – dramat. Powszechnie wiadomo, że gustów wśród architektów się nie ocenia i publicznego krytykowania się w gronie architektów raczej trudno szukać. Jednak sprawa jest idealnie czysta w mieście wtedy, gdy opinia na temat czegoś architektonicznego co ma powstać wyrażana jest na forum samych architektów, gdy mają tak spotkania i gremialnie przystępują do konkursu, który ma określony regulamin. Są też mieszkańcy, którzy twierdzą, że im się ta budowla podoba i doprawdy, nie rozumieją dlaczego inni jej nie akceptują, podejrzewają, że wynika to z małomiasteczkowych kompleksów. Niektórzy Gorzowianie widzą nawet w Dominancie Wieżę Eiffla, podziwiają za to, że jest inna, rzuca się w oczy i jest jak to podkreślają -„spoko”. Wieża Eiffla obroniła się sama, dzisiaj cały świat zjeżdża do Paryża aby ją zobaczyć, ludzie płacą za bilety, stoją w kolejce. Mojej koleżance na wieży Eiffla oświadczył się mąż. Wystarczy porównać i rzeczywiście…- „milczenie jest złotem”. Marzanna Leszczyńska

Dokąd prowadzą schody donikąd… Dowiedz się więcej »

Przewijanie do góry