QUO VADIS AMERYKO ?

Robert Wójcik o refleksjach po wyborach na prezydenta w Stanach Zjednoczonych i zwycięstwie Donalda Trampa w 2024 roku.

Donald Trump – wygrał wybory. To miliarder i celebryta, który zmienił oblicze amerykańskiej polityki. Jego prezydentura w latach 2017-2021 naznaczona była chaosem i skandalami. W tegorocznej kampanii sam przedstawiał się jako kandydat „ludzi zapomnianych”, walczący o „odebranie” USA lewicowym elitom. Od wyniku wyborów zależało, czy wróci do polityki, czy zapisze się w historii jako oskarżony o liczne przestępstwa. Spraw w sądach amerykańskich jest wiele. Wygrał – zrobił NOKAUT.

Prezydent Donald Trump urodził się w 1946 roku w bogatej rodzinie w Nowym Jorku jako jeden z trzech synów znanego z bezwzględności dewelopera z Queens o niemieckich korzeniach – Freda Trumpa i imigrantki ze Szkocji Mary Anne. Ma pochodzenie – niemiecko – szkockie. Zasadą, jakiej jego ojciec – Fred Trump nauczył swego syna – Donalda Trumpa, jest to, że trzeba być zwycięzcą. (ZWYCIĘZCĄ) – czyli człowiekiem , która gra twardo i chce wygrać. Po trupach – do celu. Jeśli oznacza to wyznaczanie reguł, to wyznaczy reguły i będzie chciał, by inni grali zgodnie z nimi. Sam Donald Trump twierdził często podczas wieców przedwyborczych, że o ile jego matka z pewnością spogląda na niego z góry z nieba, to wątpliwe jest- a wręcz niemożliwe – by tam trafił jego ojciec.

Za młodu – nasz Donald Trump chciał zawodowo grać w baseball lub robić karierę w Hollywood. Ojciec zapisał go jednak do wojskowej szkoły średniej, która – jak przyznał po latach – nowo wybrany prezydent USA – nauczyła go dyscypliny. Następnie Trump studiował ekonomię na nowojorskim Fordham i prestiżowym Uniwersytecie Pensylwanii. Twierdził – niezgodnie z prawdą – że był tam najlepszym studentem w swojej klasie, choć nigdy nie udostępnił swoich wyników – co więcej posługując się groźbami naciskał na te szkoły, by nie udostępniały dziennikarzom i mediom jego świadectw czy dyplomów. Czegoś się bał – chyba nie było – „prymusem” na tej uczelni. A ja też nie byłem prymusem – ale w końcu się obudziłem – jak mi kiedyś powiedziała mój kochany – nieżyjący już nauczyciel. Ach – wspomnienia…

W latach studiów uniknął służby wojskowej w Wietnamie !!! – a potem został z niej zwolniony z powodu „domniemanych” ostróg piętowych. Po zakończeniu edukacji Donald Trump rozpoczął pracę dla ojca w branży nieruchomości. Rozszerzał rodzinny biznes – skoncentrował się na bardziej prestiżowym Manhattanie, zdominowanym przez nowojorską śmietankę towarzyską, o której by można długo i ciekawie pisać. Ale to nie ten temat.

Trump uczył się poruszania w świecie biznesu, czy show-biznesu i polityki od swojego mentora, niesławnego prawnika Roya Cohna znanego z nieczystych zagrywek, niepłacenia rachunków, łamania pisanych oraz niepisanych zasad i konszachtów z mafią nowojorską i nie tylko z nią.

Donald Trump w tym czasie zasłynął m.in. budową wieżowca Trump Tower i był gwiazdą kolorowych magazynów. Jak napisał magazyn „The Atlantic”- manhattańskie elity nigdy go tak naprawdę nie zaakceptowały i traktowały Trumpa – jak „kolejnego nuworysza o złych manierach i niesmacznej skłonności do autopromocji”. Takie są te „elity” – ale taki też był Trump – jego wizerunek.

I nastąpiły też upadki – W latach 80. i 90. ub. wieku- nieudane inwestycje Trumpa m.in. w ligę futbolu amerykańskiego, linie lotnicze i kasyna w Atlantic City w New Jersey doprowadziły go na skraj bankructwa (stan upadłości swoich biznesów ogłaszał sześć razy !!!). Jednak jego fortuna odmieniła się na początku nowego millennium (2000 rok) dzięki reality show „The Apprentice”, w którym oceniał uczestników konkursu starających się o pracę w jego firmie. Dobry pomysł. Po fiasku biznesu w Atlantic City – Donald Trump, w dużej mierze zrezygnował z inwestowania w nieruchomości, skupiając się głównie na promocji swojej marki i zarabiał głównie poprzez udzielanie innym deweloperom i biznesom licencji na używanie swojego nazwiska.

Ambicje polityczne zasygnalizował już w latach 80., lawirując między obiema partiami, a nawet snując plany startu w wyborach jako kandydat niezależny. Nie miał ugruntowanych politycznych poglądów, a środowiska konserwatywne zniechęcała jego opinia – o Nim – jako „bawidamka – i playboya”.

W 2005 roku ożenił się po raz trzeci ( kochliwy ten prezydent…). Jego wybranką była pochodząca ze Słowenii – obecnie jego żona – Melania Knavs – obecnie Trump – swoją drogą – piękna kobieta, która wygląda bardzo młodo przy tym 78 -letnim facecie. No cóż – miłość nie zna granic. Tak a’propos – chodzi o jego urodę – szczególnie twarz – nie wiem dlaczego On jest zawsze żółty – czy pomarańczowy. Może zatrudnia jakąś „azjatycką” wizażystkę ?

Sytuacja zmieniła się w 2015 roku. Mimo że prezydenckie aspiracje Donalda Trumpa były znów początkowo wyśmiewane jako niepoważne, jego populistyczny program, szokująca antyimigracyjna i antyestablishmentowa retoryka oraz showmańska charyzma trafiły na podatny grunt na mieszkańców Ameryki – oni nie wiedzą co to jest prawica czy lewica. Oni patrzą w to co ktoś obiecuje – czyli polepszenie zasobów swojego portfela – rozciągnięcie nożyc zarobkowych. Trump wykorzystał to doskonale- obiecując „góry złota” czyli zasobne w dolary portfele. Najpierw zdominował republikańskie prawybory, a potem wbrew wszelkim oczekiwaniom i mimo szeregu oskarżeń o molestowanie seksualne kobiet – odniósł w 2016 roku wyborcze zwycięstwo nad byłą pierwszą damą i szefową dyplomacji – żoną poprzedniego prezydenta – Panią Hillary Clinton ( jej maż – też nie był święty…)

Prezydentura Trumpa, podobnie jak jego kampania wyborcza, była naznaczona chaosem, skandalami i burzyła wiele zasad amerykańskiej polityki. Targany wewnętrznymi konfliktami – Biały Dom nie był w stanie zrealizować wielu obietnic wyborczych – wyjątkiem były cięcia podatków, deregulacja i ograniczenie nielegalnej imigracji z użyciem drakońskich metod – lecz do czasu pandemii – Trumpowi sprzyjała koniunktura gospodarcza. Mimo początkowo silnej wewnętrznej opozycji w Partii Republikańskiej – a po zamieszkach na Kapitolu – ostracyzmu ze strony części liderów partii – dzięki charyzmie i sile wiernego mu elektoratu, udało mu się niemal w pełni podporządkować sobie partyjne władze.

W swej karierze – Donald Trump wielokrotnie był w centrum sporów prawnych i nieraz był przedmiotem prokuratorskich śledztw. Według byłego prokuratora Jima Zirina – Trump był stroną 3,5 tys. pozwów (był pozywany za niepłacenie kontrahentom i pracownikom oraz dyskryminację). Tylko w ostatnich latach jego „uniwersytet” (w praktyce seminaria dotyczące rynku nieruchomości) – był ścigany za oszustwa i musiał z tego tytułu wypłacić poszkodowanym 25 milionów dolarów, a jego fundacja charytatywna została rozwiązana przez sąd za wykorzystywanie pieniędzy darczyńców – na kampanię polityczną. No nie da się ukryć też jednego – „gwieździe porno” (Stormy Daniels) , za milczenie zapłacił pół miliona dolarów. I sprawa ucichła. Nie do końca. W tej sprawie powyżej ( seks) został uznany za winnego i oczekuje na ogłoszenie wyroku – po obecnych wyborach w listopadzie. Czyli teraz. Sprawa dotycząca dokumentów została odrzucona przez nominowaną przez niego sędzię (prokuratura złożyła skargę apelacyjną), dwie pozostałe są w toku.

Donald Trump jest pierwszym w historii kandydatem ( już teraz nie – wygranym – drugi raz) na prezydenta uznanym za winnego przestępstwa. Był też pierwszym, który został oskarżony w ramach procedury impeachmentu dwukrotnie – za próbę wymuszenia na Ukrainie ścigania Joe Bidena i za podżeganie swoich zwolenników – czyli swoich wyborców ( dziwne zbiegowisko) do ataku na Kapitol – wszyscy to widzieli na ekranach całego świata.

Za pieniądze można wszystko zrobić – jest tylko jeden wyjątek – własne sumienie. Nie wiem jak się on czuje – spoglądając na siebie w lustro. Czy ma lustro – raczej tak.

Panie Prezydencie – jest Ok. ? A drugie pytanie – Czy nowo- mianowany Prezydent wie co to jest sumienie – chyba nie…

Jak dotąd – Donald Trump niemal za każdym razem unikał konsekwencji swego postępowania i wychodził cało ze wszelkich tarapatów. To jakiś jego fenomen – wręcz niewiarygodne szczęście. Facet powinien grać codziennie w totolotka. Wtorkowe (5.11.2024) wybory zadecydowały o tym, czy konsekwencji uniknie też i tym razem. Informuję – Jako prezydent będzie mógł polecić prokuraturze federalnej wycofanie zarzutów i choć nie będzie w stanie tego zrobić w sprawie zarzutów stanowych w Nowym Jorku i Georgii, jako urzędujący szef państwa – będzie chroniony immunitetem. No cóż – znowu się udało.

Cóż ja mogę powiedzieć – To nie są nasze wybory, choć niewątpliwie sporo – także w kwestiach geopolitycznych dla Polski – od nich będzie zależeć – od dziś. Opowiadanie się po jednej czy drugiej strony skończonego wyścigu wyborczego w USA – w przypadku moim – nie ma większego sensu. Jednak zrozumienie fenomenu Donalda Trumpa i poparcie dla niego jest istotne dla mojej ojczyzny – Polski jak i dla polskiej sceny wyborczej. Nie jestem jego fanem – tak jak w przeciwności – wszyscy zwolennicy tzw. prawicy. Jestem za normalnością i spokojem w duchu wiary, że demokracja, która – w co bardzo wieżę – jeszcze istnieje. Nie ma już chyba epitetu, który nie padłyby w stronę Donalda Trumpa. On jest i faszystą i rasistą czy  ksenofobem. Medialne elity, ale i politycy nie ustawały w procesie obrzydzania kandydata ( na całym świeci i oczywiście w Polsce też) , a i on sam – modelem mówienia i zachowania – zdecydowanie ułatwiał im to zadanie. Uważne przestudiowanie jego wypowiedzi rzeczywiście sprawia, że włos się jeży na głowie (szczególnie jeśli traktuje się poważnie jego retorykę) i może budzić poważny niepokój – przede wszystkim w naszej części świata – Europie. Trump jest po prostu nieobliczalny – wręcz szalony. Jak to zatem możliwe, że miliarder (zostawmy na boku, ile warty jest realnie jego majątek, ale z pewnością sporo), nihilista, który w niedzielne poranki inaczej niż spora część Amerykanów nie udaje się na nabożeństwo, ale na golfa, stał się prezydentem, głęboko wierzących chrześcijan czy spauperyzowanej klasy ludowej? I nic mu nie zaszkodziło? Kompletnie nic. Dziwny jest ten świat – jak śpiewał Czesław Niemen. Dziwny i zaskakujący. A co do wyborców w Ameryce – którzy głosowali – powiem tak – Wasz wybór – Wasze klocki – i znów się daliście nabrać. Z drugiej strony można powiedzieć , że demokraci porzucili ( a w zasadzie zapomnieli ) o klasie robotników – szarych obywateli USA – a wynik tych wyborów – otworzył im oczy na jedno odkrycie- to klasa robotników porzuciła demokratów. Swoją drogą mam takie wrażenie , że pojęcie „elity” bardzo podupadło. Według mnie bycie elitą musi polegać na zachowaniu godnym elity, a nie nazywaniu samej siebie elitą czy na zachowaniu, z którego wynika, iż się samego siebie za elitę uważa. Zachowanie godne elity to choćby szacunek dla drugiego człowieka. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce „elity polityczne” posługują się nienawiścią. Problem polega na tym, że liberałowie — i w USA i w Polsce — posługują się czymś znacznie gorszym, czyli pogardą. Pogarda w odróżnieniu od nienawiści, zostawia znacznie trwalsze ślady w psychice osób jej poddanych i przez to znacznie silniej wiąże wyborców poddawanych pogardzie z ich politycznymi reprezentantami. Siły liberalne nadal tego nie rozumieją – są za „pyszne” i „harde”. Głupota i brak intuicji politycznej. W salonach się pali tylko cygara – a na drugi dzień – rano – jest szary poranek – i ulica z ludźmi biegnącymi do pracy…

Dziś zastanawiam się na czym polega fenomen Donalda Trumpa… chyba aby wygrywać wybory, trzeba promować charyzmatycznych i autentycznych liderów. I takim liderem niewątpliwie jest Trump. On jest rzeczywisty. Taką liderką nie była Harris- była nijaka.

Oburzenie i emocje są narzędziem polityków. I dlatego nie zaskakuje mnie, że oni ich używają. To ich wilcze prawo i zadanie. Jeśli jednak tak samo zaczynają się zachowywać się jacyś eksperci czy komentatorzy, to robi mi się niedobrze. Dlatego zamiast oburzenia na poszczególne wypowiedzi Trumpa, warto spróbować odpowiedzieć na pytanie, na czym polega fenomen tego polityka? Dlaczego głosowała na niego tak duża część amerykańskiego elektoratu, a także w Polsce – wśród, szczególnie wyborców prawicy, cieszy się on – mimo ewidentnie szkodliwej dla Polski wizji geopolitycznej – sporym poparciem? Nie wiem.

A może inaczej – odpowiedź, wbrew pozorom, wcale nie jest przesadnie skomplikowana. Powód pierwszy jest dość oczywisty. Otóż tak się składa, że społeczeństwo amerykańskie jest podzielone, zarówno na płaszczyźnie ekonomicznej, społecznej, jak i światopoglądowej. Wojna kultur, choć jest skutecznie wykorzystywana przez polityków i media do budowania własnego poparcia, wynika z realnego sporu o moralność. Część amerykańskiego społeczeństwa jest za zakazem aborcji (a przynajmniej mocnym ograniczeniem dostępu do niej), wielu obawia zmian jakie niesie ze sobą zmiana rozumienia płci, której symbolem pozostają osoby transpłciowe. Jeszcze inni nie akceptują politycznej poprawności, albo są rzeczywiście głęboko zaniepokojeni zmianami jakie niesie ze sobą migracja. To wcale nie jest tak, że wszyscy Amerykanie są za aborcją, zmienionym rozumieniem płci i polityczną poprawnością. To też takie nasze „podwórko polskie” Ten podział jest realny i trudno sobie wyobrazić, by radykalni przeciwnicy aborcji, których nie brakuje zarówno wśród bardziej konserwatywnie nastawionych katolików czy ewangelikalnych chrześcijan, zagłosowali by w tych wyborach na Kamalę Harris, która – co jest odpowiedzią na poglądy innej części Amerykanów – z aborcji uczyniła jeden ze swoich wyborczych sztandarów. To była jej porażka – i Ona dzisiaj to wie – doszło to do jej świadomości. Ci, dla których te kwestie są ważne, a mają antyaborcyjne poglądy, z dużą dozą prawdopodobieństwa na nią nie zagłosowali. To też będzie bardzo ważny „klucz” w naszych nadchodzących wyborach prezydenta w Polsce.

A dlaczego na tym podziale zyskał Donald Trump ? Choć trudno uznać go za najlepszego reprezentanta konserwatywnej strony ? Bo On był skuteczny – czy ujmując po naszemu – tak przekonał wyborców, że „dowiezie obietnice” – On obiecał, że zmieni historię. Ludzie to kupują i wręcz upajają się tym. To samo było w latach 30. ub. wieku w Niemczech – przed wybuchem II wojny światowej.  Można uważać go za pozera i przemocowca (bo w wielu kwestiach nim absolutnie jest), ale  jednocześnie to on zmienił – łamiąc pewien zwyczaj polityczny i prawny – skład Sądu Najwyższego w kierunku konserwatywnym, co doprowadziło do obalenia wyroku „Roe kontra Wade” i stwierdzenia, że aborcja nie jest prawem na poziomie federalnym. On uczestniczył w marszach „Pro Life” i wygłaszał w ich trakcie jednoznaczne przemówienia, co także przysporzyło mu sporo sympatii po tej stronie amerykańskiego elektoratu. On wiedział co robi- miał dobrych doradców i trafiał na podatny „grunt” wyborczy.

Jest też inna ważna sprawa – i to też ma również znaczenie dla jego wygranej – nadzieja na odwrócenie niekorzystnych zmian ekonomicznych. Jest bowiem faktem, że choć dobrobyt w USA rośnie, to klasy niższe, które jeszcze w latach 60., 70. czy nawet 80. XX wieku także na tym korzystały, teraz już przestały. Twarde dane ekonomiczne są takie, że o ile w poprzednim pokoleniu zarobki rosły i dawały możliwość w miarę stabilnego życia, to teraz – szczególnie jeśli chodzi o klasy niższe – zarobki realnie spadają. Kłania się ekonomia. Ale czy Donald Trump to naprawi ? – zobaczymy. Swoją drogą – u nas w Polsce – sytuacja jest identyczna jak w Ameryce. Czy nie czujecie tego drodzy czytelnicy ?

Jest jeszcze jeden wymiar sukcesu Trumpa – już nie symboliczny, a realny. To kwestia migracji. To właśnie z niej i z realnego kryzysu uczynił swój znak rozpoznawczy. A ta kwestia, wbrew temu, co się niektórym wydaje, ma także potężne znaczenie ekonomiczne i to właśnie dla biedniejszych klas amerykańskiego społeczeństwa. Migracja w mojej ocenie jest procesem nieuniknionym, oznacza z jednej strony korzyści dla dużego biznesu, bo prowadzi do obniżenia stawek za najsłabiej opłacane czynności, ale z drugiej jest zagrożeniem dla dobrostanu ekonomicznego – mniej zarabiających klas społecznych. Kłania się też w tym momencie – kwestia humanitarna i etyki – nie wspomnę o sumieniu – ale Donald Trump go nie ma.

Nie wie dlaczego antymigracyjna, czasem wprost rasistowska retoryka Trumpa, znalazła taki posłuch. Przyczyny chyba leżą nie tylko  w istniejącym rasizmie części Amerykanów, ale także w jak najbardziej realnych kwestiach ekonomicznych. Tak prawdę mówiąc – tacy sami jesteśmy – my Polacy.

Wymienione elementy ( nie wszystkie) i próba zrozumienia postaw wyborczych Amerykanów (które sprawiają, że wynik wyborczy w USA jest taki – jaki jest) w niczym nie zmieniają faktu, że z polskiej, geopolitycznej perspektywy Donald Trump – i to niezależnie od wszystkich innych kwestii politycznych czy obyczajowych, jest według mnie prezydentem gorszym – może inaczej – niebezpiecznym. Jego kompletna nieprzewidywalność, jasno deklarowane izolacjonistyczne ciągoty, przekonanie, że polityka międzynarodowa jest jak biznes, zapowiedzi ograniczania obecności USA w Europie i wreszcie wyraźna niechęć do Ukrainy sprawiają, że jego polityka jest z polskiej perspektywy wyraźnie gorsza, niż ta, która zapowiadała Kamala Harris. W niej – szału też nie było.

Wygrał gorszy – przegrała… może jeszcze gorsza?

Nie wiem.

Robert Wójcik

Czytelniku!

Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

5 thoughts on “QUO VADIS AMERYKO ?”

  1. Marzanna Leszczyńska

    ” Martwy się o siebie bo Ameryka to mocarstwo. Zapytała bym raczej – dokąd my zmierzamy? Bo nie wyglada to za wesoło”- Jadwiga Kowszyn

  2. Marzanna Leszczyńska

    ” Trump rozwali Amerykę, Kamala pewnie szybciej. Nikt nie wygra z Chinami” – Krzysztof Kępiszak

  3. Marzanna Leszczyńska

    ” Robert Wójcik – super, czytam jego komentarze, refleksje do końca, choć dużo zawiłych, trudnych słów”- krystyna Lasek ( Wadowice)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top