Mierzęcin – porcelanowe wspomnienia

Awatar Patronite IdeałZeZgrzytem.pl Wspieraj nas na Patronite! Patronite Logo Wspieraj IdeałZeZgrzytem.pl i umożliw nam tworzenie coraz lepszych treści!

Wesprzyj

Zapraszam do przeczytania następnego artykułu o nowej historii Pałacu w Mierzęcinie według wspomnień dr Roberta Wójcika. Tym razem wspomnienia łączą się i nawiązują do dwóch artykułów:

Mierzęcin – nie pytaj więcej” oraz

„ Mierzęcin i to co zaciera czas”

Poniższy tekst opisuje dwa dni: 13 września 2022 r.

oraz 13 września 2002 czyli całe dwadzieścia lat wcześniej…



https://www.youtube.com/watch?v=t6Es-gzlztg

Na zdjęciu współautorka artykułu Marzanna Leszczyńska

Mierzęcin – dwadzieścia lat minęło.

Czyli 3,5 godziny pobytu w dniu 13 września 2022 roku

To był pochmurny dzień. Słońce nie zaświeciło ani razu. Jeszcze ciepło, ale pojawiły się już pierwsze żółte kępy liści na drzewach a na obrzeżach parku bale słomy, po żniwach. Zapach jesieni… Bez wiatru ale bez obaw, że nagle lunie deszcz albo przejdzie jakiś wiatr albo się oziębi nagle. W parku czy wokół stawu nie dało się zauważyć żadnych śladów nawałnicy jaka przetoczyła się przez pobliskie tereny parę dni temu.

Nawet nie można powiedzieć, że dzień jak co dzień. To był wyjątkowo spokojny dzień. Będąc w pobliżu pałacu minęłam parę grzecznych ludzi i każdy z nich powiedział mi: „dzień dobry”. W sali konferencyjnej siedziało kilka osób. Żadnych młodych par, które przeważnie przechadzają się niczym pawie pozując w sesjach zdjęciowych w przecudownych plenerach i tych jedynych na tą okazję kreacjach. Wyjątkowo mało ludzi.

Obchodząc staw dookoła nie spotkałyśmy nikogo. Absolutna cisza? Słychać było tylko plusk rybek w wodzie. Pomyślałam sobie: na wyjątkowy luksus dziś trafiłyśmy…

Brak słońca i pochmurne niebo spowodowało, że całość była ciemna, szara, zwłaszcza pałac od strony stawu był smutny i bury dzisiaj. Tak samo strumyk, który dopływa do stawu dziś był mało urokliwy. Za to Czerwona japońska pagoda nie straciła swojego wdzięku i odbijała się swoją purpurą, a różowe anemony w swojej ilości nie pozwoliły przejść obojętnie obok nich, domagały się słów zachwytu mimo że przy dotyku sypały się landrynkowe płatki. Tylko biały dereń pagodowy przy kładce nad stawem był jak zwykle widoczny i zachwycał swoim widokiem wzbudzając pożądanie aby też mieć takie cudo w swoim ogrodzie.

A w ogrodzie z boku pałacu zakwitły łany jesiennych astrów i rudbeki.

W „Destylarni” byłyśmy same w naszej sali, w sali obok też jeden stolik zajęty a i przed destylarnią tylko dwie osoby . Obsłużył nas wyjątkowy kelner: szczupły wysoki, wyglądał bardzo młodo, jak chłopiec. Trzeci raz w życiu kelner zachwycił mnie swoją wyjątkowością, kulturą, nie narzucał się, był bardzo pomocny w odpowiednim momencie się pojawiał z odpowiednią pewnością siebie. Sprawiał wrażenie, że spełni każde życzenie klienta, a jeśli w kuchni zabraknie już wszystkiego, to załatwi to tak, że głodny gość pożegna lokal z uśmiechem na twarzy i zapomni szybko o wszystkim. Ten młody człowiek ma talent i coś co się nazywa „wyczuciem”. Znowu pomyślałam sobie: Trafił nam się wyjątkowy luksus.

W  „Górnym parku” tam gdzie jest Krąg Dwunastu Dróg nie spotkałam żywego ducha, żaden jeździec na koniu nie pokazał się, nikogo nie było przy kapliczce ani przy grobie Ulriki i Sigismunda. I tylko mauzoleum na cmentarzu stało się jeszcze bardziej zarośnięte przez bluszcz i inne chaszcze tak, że właściwie trudno jest je dostrzec. Wygląda z boku jak lepianka ,tylko front z dumnymi kolumnami, przypomina o szlachetnym pochodzeniu i dawnej świetności.

Dziś jest wtorek, środek tygodnia więc nic dziwnego ale też dzisiaj mija 20 lat od uroczystego dnia otwarcia Pałacu Mierzęcin.

Ostatnie kroki do samochodu i niespodziewany szum deszczu. Nieużywany parasol się jednak przydał w ostatnim momencie. I znowu pomyślałam sobie:

Ależ luksus nam się trafił, że nie zmokłyśmy…

Deszcz? A może to z góry łzy wzruszenia, że minęło już dwadzieścia lat, tak wiele się przecież wydarzyło przez ten czas.

Marzanna Leszczyńska

Na zdjęciu autor wspomnień o Mierzęcinie dr Robert Wójcik -administrator Pałacu Mierzęcin w latach 1998-2008.

Mierzęcin….. „porcelanowe” wspomnienia

motto:

Pogodna nostalgia to stan, w którym niczego nie żałujemy, bo wiemy, że 

  wszystko było po coś….

Chyba już nieliczni pamiętają o tym , że minęło 20 lat od oficjalnego otwarcia pałacu w Mierzęcinie. A było to dokładnie 13 września 2002 roku. Rocznica w moich myślach zgodna z biegiem czasu… a może inaczej… niezwykłe chwile, wspomnienie.

Zazwyczaj wszystkim kojarzy się hasło „rocznica” z rocznicami ślubu – to dziwne – mi też – ale, w przypadku Mierzęcina – bardziej ze wspomnieniami. Aż się nie chce wierzyć, że to już minęło dwadzieścia lat. Osobiście, ważne dla mnie jest to – że Mierzęcin – po tych dwóch dekadach – błyszczy ciągle swoim blaskiem, a mówiąc krótko – „Przywrócony żyjącym” – żyje . Rocznice, które zazwyczaj przywracają wspomnienia – mają swoje nazwy już od wieku, a pierwsze powstały w 1922 roku . Pierwsze osiem dla: 1 (papierowa), 5 (drewniana), 10 (cynowa), 15 (kryształowa), 20 (porcelanowa), 25 (srebrna), 50 (złota), 75 (brylantowa) wymyśliła amerykańska pisarka – znawczyni etyki i dobrego wychowania – Emily Post (1872-1960). Wszystkie wymyślone przez nią nazwy przyjęły się na całym świecie. Kolejne nazwy pojawiły się po 15 latach (około 1937 roku), kiedy to związek Amerykańskich Jubilerów postanowił kontynuować pomysł pisarki i uzupełnił brakujące ( nie wszystkie) nazwy.

Dobre, miłe wydarzenia warto jest wspominać, a wszystkie ważne momenty zasługują na to aby je odpowiednio uczcić. Celebrowanie pewnych emocjonalnych wspomnień związanych z życiem każdego człowieka – a takich chwil czy sytuacji jest wiele – to idealna okazja do powrotu w przeszłość i ożywienie obrazów z dawnych lat. To też szacunek dla historii, która zaczyna się każdego dnia, myśląc o tym co było wczoraj, przedwczoraj, miesiąc temu… .rok, to takie złapanie ulotnych chwil. To możliwość – taka sama w sobie – odnowienia kontaktów międzyludzkich, to przywołanie osób ze szkoły podstawowej, średniej, studiów, pracy. Jak się jest młodym – są one dla nas nieważne – błyskawicznie o nich zapominamy . Z biegiem dni, z zbiegiem lat – zaczynamy patrzeć na to inaczej. Wyciągamy szuflady z naszych szaf, a często jest to przypadek jak robimy porządki…. i raptem coś tam wypada – jakiś list, kartka z jakimiś zapiskami, dyplom, pamiętnik, notatki, zdjęcie, kartka pocztowa, zawiadomienie, zaproszenie, wizytówka, życzenia, nekrolog ….zaczynamy inaczej myśleć. A gdzie to było, kto to jest, …szkoda, że już go niema…. pytania czy myśli – O Boże – a kiedy to było….. to już tyle lat minęło ? Niestety – ale już tyle…..

Do napisania tego artykuł skłoniło mnie znalezione przez przypadek zaproszenie, o ironio – które sam sobie i swojej żonie wypisałem odręcznie piórem używając tuszu w kolorze sepii, z racji pełnionej w tym czasie funkcji zawodowej (trzydzieści lat temu…). Do dziś zastanawiam się czy to była tzw. „obecność” zdarzeń nieprzewidywalnych ( pech, szczęście, przypadek…) czy korzystny splot pewnych okoliczności (tzw. seredipidy), które chociażby sprawiły, że trzydzieści lat temu znalazłem się w Mierzęcinie, w którym przeżyłem pierwszą dekadę nowego wieku (1999 – 2009). Te moje imponderabilia (rzeczy, wydarzenia i okoliczności mające istotny wpływ na ludzkie działania, lecz takie, których nie da się przewidzieć, a nawet wyobrazić) są naznaczone jakąś enigmatycznością, nieobliczalnością, wymykającą się z jakiejś obiektywizacji i którą wręcz boję się spychać w sferę jakiejś irracjonalności, czy pomijać milczeniem. Uważam, że obecność takich „znaków” jest bezsporna. Ujawniły się w moich osobistych wspomnieniach, obrazach z przeszłości i uważam, że należy je szanować, rozpatrywać z całą wnikliwością w swoich myślach, i może warto ujawniać innym , którzy w to nie wierzą… że tak było.  

Powróćmy wspomnieniami, ostatnich ponad trzydziestu lat – do tej nowej historii Mierzęcina, kiedy odradzał się jak „Feniks z popiołów”, gdzie miałem przyjemność uczestniczyć w tym procesie wraz ze swoją żoną Alicją (specjalistą do spraw terenów zieleni i autorem projektu parku zabytkowego w Mierzęcinie – 1998 – 2008) i przyjaciółmi: Panią Marią Żuk- Piotrowską ( historyk sztuki związana z Mierzęcinem w latach 1998 – 2008 ) i Panią dr Jolantą Lisiecką ( kierownik hotelu w latach 90- tych ubiegłego wieku). Na pewno nie dołożyliśmy tam „cegły” w proces jego odbudowy, ale na pewno dołożyliśmy tam swoje uczucia i emocje. Gdzieś tam – w tym magicznym obiekcie czy w zieleni otaczającego go czarodziejskiego parku – „koloru nadziei, który tworzą różne trawy, hosty, barwinki, lepiężniki i rzęsa na wodzie, lśniące swym blaskiem mury bukszpanu, mech na konarach, paprocie w kamieniach, bluszcze się pnące, płożące” …. jest parę naszych drobnych ziaren piasku, łez radości i smutku i chyba tylko wiatr wie gdzie one teraz są…..

Dla potomnych …..

Wieś Mierzęcin znajduje się w powiecie Strzelecko-drezdeneckim, w województwie lubuskim, ok. 6 km na południowy wschód od Dobiegniewa (siedziba gminy) i historycznej drogi nr 1 z Berlina (przez Gorzów Wlkp.) do Królewca ( przez Gdańsk) i trasie kolejowej z Poznania do Szczecina. Na skraju wsi znajduje się odnowiony, zabytkowy zespół pałacowo – parkowy z folwarkiem, który jest jednym z niewielu udanych przykładów rewitalizacji majątku ziemskiego na terenach zachodniej Polski.

W 1998 roku Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (AWRSP) w Gorzowie wystawiła na sprzedaż wydzielony z zespołu neogotycki pałac w stanie kompletnej ruiny wraz z parkiem krajobrazowym o pow. 15 ha, obydwa wpisane do rejestru zabytków dopiero pod koniec lat 70-tych XX wieku. Obiekty zostały zakupione w czerwcu 1998 roku na publicznej licytacji przez właścicieli firmy NOVOL z Komornik k/Poznania, która zajmuje się produkcją szpachlówek samochodowych i materiałów dla lakiernictwa oraz posadzek przemysłowych.

W 1999 roku dokupiono na kolejnym przetargu folwark o pow. 5 ha z licznymi zabudowaniami (oficyną, wozownią, gorzelnią, stajniami, oborami, stodołą i domami zamieszkałymi przez lokatorów) – dawnych pracowników Państwowego Gospodarstwa Rolnego, wydzierżawiono jezioro o pow. 22 ha.

Dokonane w ten sposób scalenie sztucznie podzielonych części majątku pozwoliło na planowanie i prowadzenie kompleksowej rewitalizacji zespołu oraz zaadaptowanie go na centrum hotelowo – szkoleniowe, z dużym zapleczem rekreacyjnym. Zasadnicza trudność przedsięwzięcia polegała na zachowaniu równowagi pomiędzy zastaną substancję zabytkową, jej odnową i adaptacją, a wprowadzaniem nowych – „obcych“ elementów.

Prace rewitalizacyjne rozpoczęte zostały latem 1999 roku, prowadzone były w trzech zasadniczych obszarach – renowacji pałacu, rewaloryzacji założenia parkowego i budowy nowej infrastruktury dla całego zespołu (zaopatrzenia w energię i wodę, budowę wodociągu, kanalizacji i oczyszczalni ścieków, ogrzewania oraz dróg wewnątrz założenia). Ukończone zostały latem 2001 roku, a jesienią 2002 roku – dokładnie 13 września – nastąpiło jego uroczyste otwarcie – otwarcie Pałacu w Mierzęcinie. Pozostała część zabudowy folwarcznej i przylegających do niej terenów była wtedy jeszcze na początkowym etapie rozpoczęcia jego odbudowy.

Należy w tym miejscu wspomnieć o relacjach nowych właścicieli z rodziną von Waldow – dawnych rodowych właścicieli Pałacu Mierzęcin. Mierzęcin to przecież kilkusetletnie dziedzictwo rodzin niemieckich i o tym też należy pamiętać.Ze swej strony mogę powiedzieć, że nowi właściciele wykazali się wielkim szacunkiem do przeszłości i historii tego miejsca.Rekonstruując Mierzęcin, nie chcieli stworzyć czegoś kompletnie nowego, lecz świadomie osadzili historię i fakty w odnowionych murach. To wcale nie było takie oczywiste czy proste i zrozumiałe jeśli chodzi o to , że kiedyś to były tereny niemieckie a dawni właściciele mogliby chcieć jeszcze mieć prawo do Pałacu. Takie zachowanie jest godne naśladowania dla wszystkich, przede wszystkim w przyszłości i zasługuje na słowa uznania. To jeden z ważniejszych powodów aby te mierzęcińskie „porcelanowe” wspomnienia– ta „rocznica” była warta przypomnienia.

To z inicjatywy nowych właścicieli doszło do pierwszego spotkania w siedzibie firmy Novol w Komornikach jesienią 1998 roku z Aleksandrem von Waldow. Wówczas to już wtedy były pierwsze symptomy zapowiadających się problemów ponieważ Aleksander von Waldow stwierdził, że czuje się właścicielem Mierzęcina, a nowi właściciele stwierdzili stanowczo, że kupili od Skarbu Państwa zrujnowany pałac i park w dobrej wierze i chcą go odnowić z pożytkiem dla wszystkich. Potrafią jednak uszanować emocjonalne i historyczne związki rodziny von Waldow z Mierzęcinem, gdzie będą zawsze mile widzianymi gośćmi. Aleksander von Waldow i inni członkowie rodziny często odwiedzali Mierzęcin; wizyty i dyskusje o przebiegających remontach odbywały się w dobrej i rzeczowej atmosferze, kwitła korespondencja. Również w uroczystym otwarciu pałacu w 2002 roku wzięli udział członkowie rodzin, wzajemne kontakty się umocniły i rozszerzały.

Niestety w październiku 2003 roku Aleksander von Waldow udzielił w Mierzęcinie (bez wiedzy i zgody właścicieli) wywiadu ekipie telewizji Deutsche Welle – tym razem jako „prawowity“ właściciel i działacz tzw. Preussische Treuhand – żądając zwrotu odnowionego pałacu rodzinie. Prezentując protekcjonalny stosunek do Polaków, zaproponował aktualnym właścicielom bezpłatną dzierżawę na 10-20 lat. Emisja tego wywiadu w Niemczech sprowokowała burzliwe enuncjacje prasowe w Polsce i w Niemczech i zupełnie niepotrzebnie „wywołała“ zadawnione urazy, lęki i niepokój. Do żądań Aleksandra nie przyłączyli się pozostali członkowie rodziny von Waldow – którzy wyraźnie się zdystansowali i publicznie się od nich odcięli. Było im po prostu wstyd, za jego zachowanie. Po tym incydencie, dla Aleksandra von Waldow – droga do Mierzęcina została definitywnie zamknięta . Pojednanie budowane na udawaniu, że nie było zła, fałsz historii – nie jest dobre i należy je stanowczo odrzucić i potępić – eskaluje konflikty na tym świecie.

Jak już wspomniałem uroczyste otwarcie pałacu nastąpiło 13 września 2002 roku z udziałem licznie zaproszonych gości z Polski i członków rodziny von Waldow. Kulminacyjnym momentem ceremonii było wspólne zapalenie świec na opuszczanym żyrandolu w holu przez córkę ostatnich właścicieli ( Irmy von Waldow) , która dorastała w pałacu z jednej strony i czwórkę dzieci obecnych właścicieli z drugiej strony.Mieliśmy, zatem połączenie epok, starszą Panią reprezentującą „dawny, niemiecki – przeszły Mehrenthin” oraz młodych Polaków, przedstawicieli „nowego Mierzęcina”.Ten gest, ta niezwykła ceremonia bardzo mi utkwiła w pamięci i nasuwa się jednoznaczne przesłanie dla obecnych i przyszłych pokoleń – Wiedza o historii i jej tragiczne, bolesne rozdziały nie musi dzielić – przeciwnie – potrafi łączyć.

Jak inaczej zapamiętałem ten dzień… słoneczny, pogodny, z jego orzeźwiającym i jednocześnie nostalgicznym powietrzem, zwiastującym pierwsze oznaki jesiennej zadumy.

Przygotowania do tej uroczystości trwały prawie miesiąc. To był okres wytężonej pracy całej załogi pałacu Mierzęcin – od pracowników zajmujących się parkiem, przez całą załogę kuchenną z jej szefem na czele, sztab kelnerów, recepcjonistów, pokojowych, informatyków. Obiekt musiał być jak najlepiej przygotowany do przyjęcia gości zaproszonych przez jego właścicieli. Mieliśmy też wsparcie pracowników z firmy Novol. Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Były próby, przemówienia, przygotowanie dekoracji, bukietów, ustalanie menu, całego porządku przebiegu tej uroczystości, dojazdy, odjazdy, zakwaterowania itd. itp. Był to bardzo pracowity okres dla mojej koleżanki – dr Jolanty Lisieckiej, która była wtedy kierownikiem hotelu. Jako administrator czuwałem nad wszystkimi sprawami technicznymi i logistycznymi związanymi z jego funkcjonowaniem – było nad czym myśleć , przewidywać ….

Mniej więcej godzinę – dwie przed samą uroczystością – było to około 16-17, pamiętam, że ktoś zapukał, a w zasadzie załomotał do drzwi mieszkania na folwarku w którym mieszkaliśmy. Szybko zbiegłem po schodach, jeszcze z niedopiętą , wyprasowaną białą koszulą bez krawata na szyi i bez butów… – otworzyłem drzwi – i nikogo nie było. Coś mnie wtedy tknęło i pomyślałem sobie, żeby iść do pałacu i zrobić ostatnią jego lustrację. Po pięciu minutach w swoim już „galowym” ubraniu wszedłem przez drzwi od wieży pałacu i po granitowych schodach wbiegłem na parter i przechodząc przez salę historyczną skierowałem się do tzw. pokoju „damskiego”. Wyczułem zapach spalenizny – plastiku, jakby topiących się kabli przy przygotowanych wystawnych stołach , z ozdobami z kwiatów… z całą starannie przygotowaną już „galanterią” gastronomiczną. Szybko zajrzałem pod falbany – zasłony stołów – o zgrozo ! Jeden z kabli prądowych , który zasilał kilka podgrzewaczy do potraw na bankiet, był na nierozwiniętym bębnie, i powoli się już topił z przegrzania – ktoś przesadził, a ukłoniła się nieznajomość podstawowych praw fizyki (która tez nie była moją pasją). Mówiąc krótko – uroczystość otwarcia zaczęła by się od pożaru pałacu – a to nie było zaplanowane…. Dobrze że nie było jeszcze potraw w tych podgrzewaczach.

Po kilku chwilach sytuację opanowałem – wybiegając z pałacu z nieszczęsnym przedłużaczem, który trzymałem przez jakieś ścierki kuchenne , które podali mi kelnerzy. Miałem trochę poparzone ręce. Pomyślałem sobie jedno po tym zdarzeniu … kto zapukał do mych drzwi ? Dobry duch – żeby mnie ostrzec…..? O tym zdarzeniu w tym dniu, wiedzą nieliczni, a w zasadzie chyba tylko ja je pamiętam. Nikomu nic o tym nie mówiłem. Teraz z perspektywy czasu tak sobie myślę, że pewne niewytłumaczalne rzeczy, irracjonalne – nie powinniśmy lekceważyć. Tak między nami, w Mierzęcinie, było drugie zdarzenie , które mogło skończyć się tragedią – pożarem. W tym drugim wydarzeniu – chyba w roku 2004 – ostrzegł mnie telefon – głuchy telefon….

Samą uroczystość otwarcia i przywitania gości oraz ceremonię opuszczenia świecznika i zapalenia świec poprzedziły krótkie przemówienia dr Joli Lisieckiej przeplatające się z moimi. Pamiętam, że byłem bardzo spięty, a w zasadzie wystraszony, tak jakbym wtedy zobaczył coś dziwnego… Tym bardziej, że to niesamowite wrażenie po prostu się powtórzyło, miało swój dalszy ciąg po roku. A stało się to niespodziewanie, podczas roli jaka mi przypadła do spełnienia. Były przemówienia Panów prezesów, życzenia składane od wszystkich zaproszonych gości i występ artystyczny zespołu muzycznego „Affabre Conciniu” ….a następnie bankiet przy suto zastawionych stołach, we wszystkich salach parteru pałacu… trwający praktycznie do rana, Był też wieczorny pokaz sztucznych ogni na tle magicznego parku… wręcz jakiś demoniczny. Prowadził go, kierował  oprawą wybuchową i muzyczną dziwny człowiek – wyglądał jakby był zza światów. Twarz jak u znanego piosenkarza – Grzegorza Markowskiego, ale o niezwykle bardziej wyraźnym długim, ostrym nosie i… dużymi uszami. Diaboliczny wzrok jak iskry, czarne oczy, włosy długie czarne, lekko kręcone, prawie do pasa. Niewysoki, lekko przygarbiony. Ten pokaz z tą oprawą muzyczną był swego rodzaju jakimś misterium …. dziwnego misterium. Mi, do dziś kojarzy się z …. piekłem, jeśli ono jest. Bez wątpienia był on fascynujący, niezwykle widowiskowy, ale miał coś „ pięknie zimnego i intrygującego” w sobie – zaproszeni goście byli pod ogromnym wrażeniem. Tak , otwarcie było huczne i się na pewno udało, ktoś się cieszył…..

To dziwne co teraz napiszę – ale prawdziwe – co ja w tym dniu widziałem… Postacie, które widziałem już rok temu przed tą uroczystością otwarcia (ostatni dzień października 2001 roku)– na starym cmentarzu niemieckim gdzie znajduje się grobowiec – mauzoleum rodziny von Waldow. Chodziły jak takie niewidzialne zjawy wśród obecnych gości, przyglądały im się. Te kobiety w swych delikatnych, bogato zdobionych gustownych sukniach z turniurą, długie do ziemi, z długimi rękawami, mocno zasznurowane gorsety podkreślające talię i biodra, dekolty duże, zasłonięte jednak przez szale koronkowe, kaszmirowe szarfy, czy różnego rodzaju dziwne pelerynki…. rękawiczki przemyślnie haftowane…i te kapelusze ze strusimi piórami, kwiatami, dziwne w kształtach, ogromne, jak skrzydła gigantycznych motyli. Włosy ułożone w misterne loczki. Buty, sznurowane na wysokim obcasie. Każda z Pań miała niezwykle kolorową, ozdobną parasolkę.

Panowie w cylindrach, melonikach na głowie, w eleganckich frakach, surdutach z wąskimi ramionami i postawionym kołnierzem, dziwne apaszki, krawaty na szyi, twarze ozdobione baczkami i brodami, każdy z nich miał wąską delikatną laseczkę… no i te dymiące cygara. Były też dzieci na biało ubrane podobne w strojach do swych rodziców….. Byli bardzo delikatni, jedwabni, lakmusowi… po gestach rąk, czy kierunku wskazania laski czy parasolki czułem jakby czegoś szukali, chodzili po wszystkich salach, schodach, coś sobie pokazywali. Odczuwałem ich ogromne zainteresowanie, mimo tego, że ich twarze były jakby niewidzialne , jakby zamglone, nic nie mówili , ale byłem pewien, że rozmawiają ze sobą…. i te dzieci-aniołki, jak białe chmurki, które wszędzie biegały… .

Dziwnie to wszystko w moich oczach ( a w zasadzie w głowie) wyglądało na tle garsoniery zaproszonych „dotykalnych i rzeczywistych” gości….. Dwa światy, dwie epoki, które spotkały się – wczorajszy i dzisiejszy …. ale w tym samym obiekcie. Czar i tajemniczość tego pałacu znów dał o sobie znać – czy tylko mi ? Nie wiem, nikogo się nie pytałem, a nikomu też tego nie mówiłem. Te moje „dziwadła” trwały praktycznie przez całą uroczystość, były ciągle – takie krótkie urywki . Nigdy tego nie zapomnę, byłem w jakimś dziwnym letargu, jakby po jakiś środkach psychotropowych – Przypominam sobie , że Jola Lisiecka – zadała mi pytanie – „Co się z tobą dzieje, jesteś jakiś nieobecny” Nic nie odpowiedziałem, tylko pomyślałem sobie w duszy – „ a co ja mam Ci powiedzieć – że może zgłupiałem…” W tym dniu, nie wypiłem grama alkoholu …przecież byłem w pracy.

Dwa razy widziałem te dziwnie ubrane, przezroczyste postacie. Pierwszy raz niedaleko grobowca von Waldow na starym cmentarzu, dzień przed Świętem Zmarłych i drugi raz, gdy nastąpiło uroczyste otwarcie Pałacu Mierzęcin czyli 20 lat temu. 

W ten dziwny wieczór przypomniałem też sobie pierwszy dzień – pierwszy kontakt wzrokowy z Mierzęcinem – miał w sobie jakąś niesamowitą astralność, obraz jakby z zaświatów – mimo ogromnych zniszczeń widocznych na każdym kroku, cały kompleks – pałac, folwark, park, dalekie pola i lasy, pięknie urzeźbiony krajobraz, niepokojąca tajemniczość jego historii, całkowicie mnie oczarowały. Przypomniałem też sobie pierwszych gości, których ugaszczałem na polanie przed zrujnowanym pałacem – była to grochówka, kiełbasa z ogniska – byli to pracownicy Novolu w czasie ich pierwszej – piknikowej wizyty w Mierzęcinie wiosną 1999 roku, gdzie właściciele przedstawili załodze swoje zamiary względem jego odbudowy i przywróceniu do życia.

Na koniec „porcelanowa” reminiscencja

Uważam, że zawsze kiedy dzieje się coś, co jest niezwykłe, przełomowe i bogate w emocje – warto powiedzieć sobie w myślach: ” Zapamiętaj to!” W jedne wspomnienia zanurzamy się z przyjemnością. Inne wyrywamy z korzeniami niczym uporczywe chwasty, choć czasem i tak odrastają. Czym dla człowieka są wspomnienia? Potrafią nas ściągać w dół, kiedy wracają w postaci złych wydarzeń – każdy je doświadczył w swoim życiu. Ale też potrafią wzmacniać – jeśli przybierają postać pogodnej i tajemniczej nostalgii. Wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem spoglądamy w przeszłość. I po co?…Nasz poziom szczęścia tu i teraz zależy po części od tego, jaką mamy narrację o przeszłości. Co widzimy, patrząc wstecz: porażki i niedociągnięcia czy momenty radości i szczęścia, a może jakieś dziwadła, zjawy, które nas nie straszą? Widzę i jedno i drugie i trzecie. Jestem przekonany, że irracjonalne zdarzenia jesteśmy w stanie zinterpretować jako te, które doprowadzają do ważnych wniosków na przyszłość i pozwalają się doskonalić wewnętrznie. Moje doświadczenia mówią mi jedno: w mojej pamięci zostało to, co uczyniło mnie tym, kim dzisiaj jestem… 

Jesień w Mierzęcinie była zawsze moją ulubioną porą w tym miejscu. Ten jej zapach, to jej powietrze… ta jej nostalgia, niezwykle pogodna, radosna, te bursztynowe liście na drzewach, to słońce już lekko zamglone wieczorami. Nigdy mnie nie wprawiała w przygnębiający nastrój. Czułem się zawsze wtedy kochany, dowartościowany, znikało poczucie smutku. W innych porach roku, bywało różnie.

Jest już trzecia w nocy…, piję kawę z porcelanowej filiżanki i wspominam mój jesienny

 Mierzęcin – niczego nie żałuję, wszystko było po coś, doceniam to co od niego dostałem ( nawet jeśli tego było niewiele) i jestem wdzięczny temu komuś, co kieruje naszym życiem, że do niego dotarłem. Bogactwo przedziwnych wydarzeń i emocji, których tam doświadczyłem jest dla mnie trudne do opisania i zawsze będę je pamiętał jako coś tajemniczego, bajkowego, magicznego i zagadkowego ale nie mistycznego, nie religijnego.

Jest dobrze, bo wiem już jedno : moje serce jest jak stary zegar, który dużo widział – spieszy się i spóźnia… na pewno nie umrę młodo. Obym doczekał „srebrnych” wspomnień, czego wszystkim życzę.

c.d.n.  

dr Robert Wójcik


1 thoughts on “Mierzęcin – porcelanowe wspomnienia”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top