dr Robert Wójcik

Jakiego prezydenta chcą Polacy?

Do napisania tego artykułu skłoniła mnie rozmowa z moją bliską znajomą – ba! – przyjaciółką – która stwierdziła , że jestem „lewakiem”. Przykro mi się zrobiło z tego powodu – bardzo. Zna mnie cztery lata – i nigdy jej nie oszukałem w swoich poglądach. Nie wiem dlaczego tak się stało. Nie wnikam w to . Co znaczy znaczenie tego słowa – mówię o „lewaku” ? Wyraz „lewak” w znaczeniu – to ktoś o skrajnie lewicowych poglądach. No cóż – powiedzmy sobie szczerze – to określenie stygmatyzujące. W takiej interpretacji stygmatu użycie wyrazu „lewak” bądź „ lewactwo” upraszcza i szereguje człowieka do kategorii uznawanej za negatywną. Ma funkcję piętna. Inaczej – to określenie osoby, której nie zależy na swojej ojczyźnie i chce ją zniszczyć. Jestem już na emeryturze. Pracowałem ponad 40 lat – ciężko. Jestem katolikiem – tak jak moje dzieci czy moi rodzice. Przeżyłem czasy „komuny” w Polsce i można powiedzieć, że nie raz dostałem pałką o Zomowca. No cóż – każdy dobry uczynek musi być odpokutowany. Nigdy – tak jak moi rodzice nie należałem do żadnej partii czy ugrupowania politycznego. Nigdy nie miałem wrogów, zawsze starałem się rozwiązywać konflikty i szukać pojednania, konsensusu zgody. Kiedy budzę się rano, czuję ( tak mi się wydaje) , – że nie mam sobie nic do zarzucenia – inaczej – nikogo nigdy nie skrzywdziłem czy obraziłem. Kieruję się pewną zasadą, którą wpoił we mnie wspaniały nauczyciel ze szkoły średniej ( często to powtarzał na lekcjach) Sapere aude – „miej odwagę być mądrym”. Nie raz cierpiałem z tego powodu w swoim życiu – taki to los. Wróćmy do tematu – wydaję mi się, a wręcz jestem przekonany – że dobrą receptą aby wybrać w nadchodzących wyborach prezydenta – wszystkich Polek i Polaków – jest właśnie ta zasady – „ miejmy odwagę być mądrymi” – czego wszystkim życzę. Jaki powinien być prezydent? Są cztery cechy, z którymi chyba każdy się zgodzi, aby przyszły prezydent Polski był – uczciwy , odpowiedzialny , mądry i wielkim patriotą. Tak uważam – jeżeli ktoś się ze mną nie zgodzi – jego sprawa. Zacząłem grzebać w Internecie – i coś bardzo ciekawego znalazłem – nie powiem ( aby nie posądzać mnie o jakąś stronniczość ..) i nie napiszę kto zrobił bardzo ciekawą sondę – a w zasadzie dyskusję. Badanie było przeprowadzone na szerokim gronie populacji – Polek i Polaków. Stworzono listę opisów dotyczących różnych właściwości hipotetycznego kandydata – cech predyspozycji, kompetencji, sposobów postępowania – na podstawie ich wypowiedzi. Ciekawe wyniki … Jakie są zatem najważniejsze właściwości przyszłego prezydenta? Ogromna większość badanych (87%) za bardzo ważne uznaje, by stał on na straży Konstytucji, działał zgodnie z jej duchem i dbał o praworządność. Co najmniej trzy czwarte jako bardzo istotne postrzega takiej charakterystyki, jak bycie prezydentem wszystkich Polaków (79%), znajomość i rozumienie problemów zwykłych ludzi (78%), otwartość na dialog, porozumienie i współpracę (75%), zdolności przywódcze i umiejętność bycia liderem w trudnych czasach (74%). Dla około dwóch trzecich bardzo ważne są takie kwestie, jak to, żeby przyszły prezydent był niezależnym arbitrem i na równi traktował wszystkie siły polityczne w kraju (69%), miał doświadczenie w polityce międzynarodowej i sprawnie się w niej poruszał (69%), znał się na obronności i kwestiach bezpieczeństwa kraju (67%), dobrze współpracował z rządem (65%), korzystał z prawa weta zgodnie z interesem państwa i obywateli (65%) oraz był człowiekiem nowoczesnym – świadomym zmian i wyzwań, które stoją przed światem (64%). Około sześciu na dziesięciu badanych ( statystycznie) bardzo dużą wagę przywiązuje do tego, by prezydent stał na straży tradycji i wartości narodowych (61%), był stanowczy i zdecydowany w realizacji swoich celów (59%) i żeby był człowiekiem tolerancyjnym, otwartym na różne przekonania i poglądy (57%). Mniej niż połowa respondentów silnie akcentuje potrzebę, by przyszły prezydent stał na straży praw wszelkich mniejszości (48%), miał własną wizję rozwoju kraju (41%). Najmniej osób za bardzo istotne właściwości kolejnego prezydenta uważa to, by pełniąc urząd kierował się przede wszystkim wyznawanymi przez siebie wartościami i poglądami (30%) oraz, by reprezentował głównie interesy swojego środowiska politycznego (14%). Przy pomocy analizy – badania – sondażu – pogrupowano powyższe aspekty tworząc cztery czynniki odpowiadające czterem stylom sprawowania prezydentury: 1. NOWOCZESNY LIBERAŁ – tolerancyjny, otwarty na różne przekonania i poglądy, strażnik praw mniejszości, nowoczesny, świadomy zmian i wyzwań, które stoją przed światem, otwarty na dialog, porozumienie, współpracę, dobrze współpracujący z rządem, mający doświadczenie w polityce międzynarodowej i dobrze się w niej poruszający, znający języki obce w mowie. 2. LIDER NA TRUDNE CZASY – mający zdolności przywódcze, znający się na obronności i kwestiach bezpieczeństwa kraju, stojący na straży Konstytucji, dbający o praworządność, będący prezydentem wszystkich Polaków; 3. TRYBUN LUDOWY – znający i rozumiejący problemy zwykłych ludzi, korzystający z prawa weta zgodnie z interesem państwa i obywateli, stojący na straży tradycji i wartości narodowych, będący niezależnym arbitrem, na równi traktującym wszystkie siły polityczne w kraju; 4. CZŁOWIEK SILNYCH PRZEKONAŃ – reprezentujący przede wszystkim interesy swojego środowiska politycznego, kierujący się przede wszystkim wyznawanymi przez siebie wartościami i poglądami, stanowczy, zdecydowany w realizacji swoich celów, mający własną wizję rozwoju kraju. Z analizy ( badań – sondażu ) wynika , że trzy pierwsze style sprawowania prezydentury spotykają się ze zbliżonym poziomem społecznego zapotrzebowania ( średnia powyżej 6 %) , z pewną przewagą nad pozostałymi tego, który określam mianem lidera na trudne czasy (średnia wynosi 6,54; w przypadku trybuna ludowego jest to 6,29, a nowoczesnego liberała – 6,16). Zauważalnie mniejsze jest zapotrzebowanie na prezydenta, którego nazywamy tu człowiekiem silnym przekonań (średnia wynosi 4,94), a więc takiego, który jest silnie zdefiniowany przez skupienie się realizowaniu interesów swojego środowiska politycznego i kierowanie się przede wszystkim wyznawanymi przez siebie wartościami i poglądami. Mogę śmiało powiedzieć – Najbardziej pożądany typ prezydentury wśród osób o poglądach lewicowych to nowoczesny liberał, natomiast najdalszy im jest trybun ludowy i człowiek silnych przekonań. Odmienne potrzeby mają badani identyfikujący się z prawicą, którzy preferują jako przyszłego prezydenta człowieka silnych przekonań i trybuna ludowego. No to takie wyniki sondażu… ( przeprowadzone w 2025 roku). Teraz inaczej – co uważam – Prezydent musi być uczciwy , odpowiedzialny , mądry i wielkim patriotą ( drugi raz to podkreślam) . Powinien być przede wszystkim świetnym mówcą i wiarygodnym człowiekiem. Mieć wizję i strategię – która jest akceptowana przez Polki i Polaków –

Jakiego prezydenta chcą Polacy? Dowiedz się więcej »

PO CZTERECH LATACH…

Zapraszam na odpowiedzi dr Roberta Wójcika na moje trzy pytania – jak co roku. Dr Robert Wójcik jest autorem wspomnień o nowej historii odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie, którego był administratorem w latach 1998-2008. Na początku przypomnę tę historię zdjęciami z tego czasu w towarzystwie muzyki – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką uruchomi krótki film. Na zdjęciach dr Robert Wójcik i Marzanna Leszczyńska na tle pałacu w Mierzęcinie Już cztery lata opisuje Pan swoje wspomnienia związane z nową historią odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie. Wystartowaliśmy 8 marca 2021 roku artykułem „ Powrót do Mierzęcina”. Wtedy było to na innym portalu – gdzie przez półtora roku opublikowaliśmy 10 artykułów … po czym oderwaliśmy się i założyliśmy http://www.idealzezgrzytem.pl Na nowym portalu ukazują się dalsze odcinki tych wspomnień. Parę z nich jest do odsłuchania (podpowiem, że wszystkie znajdują się w zakładce „ Mierzęcin według wspomnień dr Roberta Wójcika „ – trzeci kafelek na stronie głównej). Lubię podsumowania, a każda rocznica jest okazją do nich. Zaskakujące jest, że te wspomnienia, które zostały na innym portalu nadal budzą zainteresowanie czytelników, chociaż minęło tak dużo czasu i właściwie tam już ich nie promujemy. Najpopularniejszy odcinek – „Mierzęcin to co zaciera czas” dobiega 26 500 wyświetleń. I co dalej w tym temacie? Jest jeszcze co opowiadać? Mierzęcin – ma wiele tajemnic. Dobrych i złych. Ktoś kiedyś powiedział – jeżeli ci zadają jakieś pytania – to najlepszą rzeczą jest powiedzieć prawdę. Uważam, że we wszystkich swoich artykułach związanych z Mierzęcinem – pisałem prawdę. A pytań od czytelników i od osób związanych z tym magicznym, tajemniczym obiektem miałem wiele… Chyba to jest siła, która ma odzwierciedlenie w poczytności tych artykułów związanych ze wspomnieniami z tym miejscem. Jest to dziwny obiekt – pełen zagadek. Mam cały czas wrażenie, że „ktoś z góry czy z dołu” kontroluje to co chcę opisać we wspomnieniach o tym miejscu. Pani Marzanno – ja tam byłem przez ponad dziesięć lat – praktycznie każdego dnia i nocy – czy to była zima, wiosna, lato , jesień. Ten obiekt, i wydarzenia z nim związane – czy to wczoraj ( mówię o historii) czy w tej nowej historii obecnego wieku są jednym słowem … bardzo dziwne i dają wiele różnych przemyśleń. Nie ma co ukrywać – jestem zaskoczony – mile zaskoczony, że artykuły czy dołączone do nich clipy cieszą się taką poczytnością czy oglądalnością – chodzi o moje wspomnienia związane z Mierzęcinem i clipy Pani autorstwa. Osobiście dla mnie bardzo ważne są opinie ludzi, którzy byli lub są z tym miejscem związani. Mówią mi, że piszę prawdę, ale żebym coś więcej jeszcze napisał – że tak do końca nie było dobrze i pięknie. Dostaję do dziś smsy czy maile od tych osób z podziękowaniami. Powiedzmy sobie szczerze – na razie przywołałem trochę nowej i chyba starej historii tego obiektu – to nie wszystko co mam zamiar jeszcze napisać. Jest jeszcze parę rzeczy dla pióra, które „dojrzewa” i niedługo się ukaże na portalu. Ale muszę koniecznie powiedzieć czytelnikom i ludziom związanych z tym miejscem , że to będzie bardzo zaskakujące… Jeszcze trochę czasu. Mój ucieka – inaczej – jest trochę zagrożony – ale przysięgam – zdążę… Zawsze w swoich wspomnieniach pisałem „łagodnie” o Mierzęcinie. Już nadszedł czas aby to zmienić – powiedzieć czy napisać o nim inaczej…, że to nie był ogród Eden. Zawsze wydawało mi się, że celem w życiu człowieka powinien być hedonizm – maksymalna rozkosz i unikanie wszelkich przykrości. Nie do końca jednak tak jest. Wiele doświadczeń z Mierzęcina , sprawiły mi przyjemność, ale też wymogły pewnej dozy cierpienia. To było w wielu momentach mojej bytności w Mierzęcinie. W okresie początkowym to było „zdobywanie górskich szczytów” – tych najwyższych… o Boże – ile tam było radości… Muszę jednak powiedzieć, że wiele razy towarzyszył mi ból i samotność , które powodowały , że mój cel okazał się cenniejszy, a przyjemność większa, niż gdyby tego cierpienia w ogóle nie było. Ktoś powiedział, że właściwy rodzaj bólu bywa warunkiem odczuwania intensywniejszej przyjemności – jest on ceną, którą okupujemy większą nagrodę. Teraz, kiedy już minęło prawie dwadzieścia lat od mojej przygody z Mierzęcinem i kiedy już jestem na emeryturze często się zastanawiam – dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dobrowolnie zgadzamy się na doznawanie bólu, żeby osiągnąć przyjemność? Pani Marzanno – rozstanie z tym obiektem było dla mnie wielkim bólem. A dziś – kiedy piszę swoje wspomnienia o Mierzęcinie – sprawia mi to przyjemność. Jest to jednak przyjemność smutna – to taka „kawa” z fusami. Chyba dlatego, że to się już definitywnie skończyło. Odczułem to kiedy byłem wraz z żoną w tamtym roku w Mierzęcinie. No cóż – wszystko ma swój koniec… 2. Na nowym portalu podjął Pan chętnie jeszcze inne tematy. Jest ich sporo, jak widzę mam do czynienia z człowiekiem renesansu. Ubiegły rok upłynął nam w Gorzowie Wielkopolskim w walce o zmianę nazwy miasta, wybieraliśmy też nowego prezydenta i radnych i w te tematy zaangażował się pan piórem. Dla mnie istotne też było promowanie niezwykłego fotografa naszego pięknego regionu – Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich. Z wykształcenia jest Pan przyrodnikiem z doktoratem w tej dziedzinie – a konikiem jest kartografia, klimatologia, hydrologia, geologia i chyba … miłość do zwierząt – szczególnie psów, które Pan posiada. Skomentował Pan na naszych łamach zjawiska w pogodzie takie jak powódź, zorze, trzęsienie ziemi, które zaskoczyły nasz kraj. Pięknie Pan opisał swoją miłość do „czworonożnych przyjaciół”. Te artykuły spowodowały „Himalaje wyświetleń”. Szczerze powiedziawszy kompletnie osłupiałam, gdy zobaczyłam jednego dnia 6000 wejść na portal. Przy którym z podejmowanych problemów najchętniej by Pan pozostał, pisał dalej, a które pożegnałby Pan i żałuje, że zdecydował się pan na nie wypowiadać? Żałuję jednego – że pisałem artykuły związane ze zmianą nazwy Gorzowa Wielkopolskiego na Gorzów. Występowałem tam pod pseudonimem „ Rafał Wilk” . Było wiele ciepłych komentarzy – ale był też ordynarny i chamski „ hejt” – nie w komentarzach, ale dziwnych smsach czy mailach… wysyłanych po nocach . Najgorsze jest to , że były to osoby wykształcone, z tytułami naukowymi, na poważnych stanowiskach. Oczywiście byli to ludzie , którzy optowali za zmianą nazwy miasta. To

PO CZTERECH LATACH… Dowiedz się więcej »

Mierzęcin – zamach na generała… -historia prawdziwa…

Zapraszam na kolejny odcinek wspomnień dr Roberta Wójcika o nowej historii Pałacu w Mierzęcinie. Udało się w końcu, bo ten odcinek długo był planowany, ciągle odkładany, ponieważ inne tematy wydawały się ważniejsze. Ten jest inny – filmowy, ale połączony z wiedzą historyczną. Tak się złożyło, że powstał na zakończenie 2024 roku. Odchodzi kolejny rok, a my zatrzymujemy przez wspomnienia to co zaciera czas. Cieszę się, że wyłowione są i wymienione kolejne osoby , które zostawiły swój ślad w tej nowej historii Pałacu i że znowu nie pozwolimy o kimś zapomnieć. Zadaję sobie pytanie kto dziś wie o tych wydarzeniach filmowych w Mierzęcinie, kto je pamięta i wspomina oraz czy dziś też tutaj powstają jakieś filmy ? W Pałacu w Mierzęcinie powstały sceny do filmu na pół dokumentalnego, dotyczącego wydarzeń dramatycznych, tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych w historii naszego państwa. Zostały nakręcone w miejscu odpowiednim, bo również bogatym w dramatyczne, tajemnicze i niewyjaśnione zagadki . Sporym zaskoczeniem są zebrane w artykule fakty dotyczące zamachu w Gibraltarze i historyczne fakty dotyczące Pałacu. Myślę, ze to już są tematy dla koneserów historii , czy się z nimi zgodzą? Mam nadzieję, ze ten odcinek będzie dobrą niespodzianką dla miłośników wspomnień o Pałacu w Mierzęcinie dr Roberta Wójcika, zachęci do obejrzenia filmu i ” wyłowienia ” wszystkich scen kręconych w Pałacu – Marzanna Leszczyńska na zdjęciu dr inż. Robert Wójcik administrator Pałacu Mierzęcin w latach 1998 – 2008 To długi artykuł – ale bardzo serdecznie zachęcam do jego przeczytania. To fakt … mam we wspomnieniach 2007 rok – Pałac Mierzęcin w Polsce – województwo lubuskie – powiat Strzelecko- Drezdenecki – gmina Dobiegniew … koniec lata – początek jesieni – piękna i złota- czasami deszczowa… To była sensacja – wbiega do mojego pokoju w oficynie ( tuż przy pałacu) Pani Marta Kobus – wspaniała , piękna dziewczyna – bez wątpienia mogła by grać w najlepszych filmach u światowych reżyserów – najlepszy marketingowiec w historii tego obiektu – niezwykle pracowita, inteligentna – klasa sama w sobie – oznajmiając mi głośno – „ Panie Robercie – mamy Hollywood” Uściskałem ją serdecznie, gdy mi powiedziała co się wydarzy przez najbliższy miesiąc. Cicho jej powiedziałem – jesteś genialna, wspaniała – jak Ci się udało to zrobić ? Powoli , powoli … A gdzie ten generał i ten zamach ? Teraz trochę historii i trochę „Hollywoodu” … … Gibraltar – 4 lipca 1943 roku. Godzina 23.07. Samolot Liberator AL 523 spada do morza zaledwie 16 sekund po starcie. Na pokładzie był Naczelny Wódz, premier Rządu Polskiego na Uchodźctwie, generał Władysław Sikorski. Śmierć Wodza do dzisiaj jest niewyjaśnioną zagadką. Czy była to katastrofa? Czy Sikorski został zamordowany? Historyk i publicysta Dariusz Baliszewski przez wiele lat badał tę sprawę. Na kanwie jego odkryć powstał film fabularny „Generał – zamach na Gibraltarze”. Według oficjalnej, głoszonej przez lata wersji, generał Władysław Sikorski zginął w katastrofie lotniczej lecąc w 1943 roku z Gibraltaru do Londynu. Film fabularny obala tę wersję. Przedstawia dowody: fotografie, dokumenty i relacje świadków wydarzeń, które mogą wskazywać na morderstwo. Innowacyjność tego filmu polega przede wszystkim na przedstawieniu spójnej, choć niewątpliwie kontrowersyjnej hipotezie dotyczącej okoliczności śmierci generała Sikorskiego. Jest ona poparta precyzyjnie skonstruowanym scenariuszem, w którym historia w sposób nowatorski wprowadza współczesnego widza w obszary filmu łączącego fabułę z dokumentem. Dysponuje ponadto dotychczas niepublikowanymi materiałami archiwalnymi, zdjęciami i dokumentami, które potwierdzają, że dotychczasowe przekazy historyczne były błędne – tak mówiły autorki filmu, reżyserki  – Panie Anna Jadowska i Lidia Kazen. Akcja filmu toczy się w Londynie, Egipcie i na Gibraltarze ( no i oczywiście w Mierzęcinie – co opiszę później..) Wszędzie tam, gdzie generał Sikorski wraz ze swoją ekipą (przede wszystkim swoją córką Zofią Leśniowską – która była odpowiedzialna za szyfry w depeszach i korespondencje), który w ostatnich miesiącach swojego życia pełnił misję Naczelnego Wodza… Największym atutem tego filmu jest przedstawienie mechanizmów rządzących wielką polityką. Mechanizmów, które doprowadziły po wojnie do rządów komunistycznych w Polsce oraz faktu, że do dzisiaj wiele dokumentów sprawy gibraltarskiej nie zostało odtajnionych bądź „zaginęło”. Film demaskuje skrywane przez lata tajemnice, które mogły w istotny sposób zmienić bieg historii. Film fabularny „Generał – zamach na Gibraltarze” opowiada o ostatnich dniach życia generała Władysława Sikorskiego (w tej roli Krzysztof Pieczyński), tuż przed katastrofą- patrz zdjęcie poniżej zrobione w sali balowej w Pałacu w Mierzęcinie. Wodzowi towarzyszy córka Zofia (Kamilla Baar- Kochańska ) i ekipa najbliższych współpracowników. Wszyscy goszczą w pałacu gubernatora Gibraltaru (czyli Hollywoodzkiego Mierzęcina) Masona Macfarlane’a (Jerzego Grałka), który ma nakłonić Sikorskiego do oddania dokumentów świadczących o morderstwie oficerów polskich w Katyniu. Gdy ten stanowczo odmawia, w plan zostaje wdrożony zamach na generała. Kto za nim stoi? Kto go wykonał i jak przebiegał? Czy Zofia też była na pokładzie Liberatora ? Równolegle pokazane są losy polskiego kuriera Jana Gralewskiego (Tomasza Sobczaka) i jego żony Alicji Iwańskiej (Marietty Żukowskiej). Jan Gralewski miał ostrzec generała przed zamachem, a w istocie odegrał zaskakującą rolę w mistyfikacji gibraltarskiej… proponuję obejrzeć film… Film dla dojrzałych widzów – interesujących się historią – thriller polityczny, natomiast dla młodszych odbiorców – film szpiegowski z elementami dramatu psychologicznego… a jego tłem w jego realizacji – był …. Pałac Mierzęcin, gdzie kręcono jedne z najważniejszych zdjęć w jego ekranizacji. A teraz trochę dociekań historycznych – zapewniam wszystkich – na koniec tego artykułu – „wisienka na torcie” Nie ma chyba w historii Polski wydarzenia, wokół którego nie narosłoby kaskadowo tyle teorii spiskowych. Wersja, wedle której przyczyną katastrofy był błąd ludzki bądź usterka maszyny, wciąż znajduje swoich przeciwników, utrzymujących, że generał Władysław Sikorski zginął w zamachu. To, co wiemy dziś na pewno, to fakt, że Władysław Sikorski zginął na pokładzie Liberatora 4 lipca 1943 roku i to, że samolot runął do morza tuż po starcie. Wiemy też, że jedyną osobą, która przeżyła katastrofę, był czeski pilot Eduard Prchal ( okazuje się że nie tylko On – bo był drugi pilot). Z wraku udało się wydostać ciało generała Sikorskiego i większości ofiar. Nigdy nie odnaleziono za to szczątków…. Zofii Leśniowskiej ( Kamilla Baar – Kochańska) córki generała – patrz zdjęcie poniżej zrobione w Zabytkowym Parku w Mierzęcinie Przedziwne – wrak samolotu był tylko na

Mierzęcin – zamach na generała… -historia prawdziwa… Dowiedz się więcej »

Dyplom za….

Tak zawsze się zastanawiam – po co się uczyłem? Nic mi to nie dało w moim życiu zawodowym. Żadnych profitów – a wręcz czasami zazdrość, którą doświadczyłem od innych ludzi – typu – no popatrz – znalazł się „ inteligent” Miałem jednak mądrych rodziców i wspaniałych nauczycieli – którzy zawsze mi mówili – „uczysz się dla siebie” … Po wielu latach to zrozumiałem. A ten artykuł jest odpowiedzią – dlaczego się warto uczyć. Uczyć się uczciwie i zdobywać kolejne stopnie wiedzy. Podstawówka – nie była moją pasją – byłem tam raczej przeciętnym uczniem – ale już miałem swoje pewne pasje – czytanie lektur. To były lata głębokiej „komuny”. Ale mój tata i mama wpajali mi w tym czasie do mojego umysłu – jedną fundamentalną zasadę – bądź uczciwym i bądź sobą. Technikum obudziło moją pasje do matematyki i nie tylko – czułem i ścisłe nauki i humanistyczne. Znów powiem – dzięki wspaniałym nauczycielom – miałem szczęście w życiu. Matura była dla mnie tzw. „ pestką” Potem studia – praca magisterska – też z wyróżnieniem – nagroda dziekana. Potem „syzyfowe prace” – zacząłem prace na jednej z uczelni – startowałem od pracownika fizycznego ( takie to były czasy) – po dwóch latach zostałem mianowany na – tzw. starszego technika . Poprosiłem o możliwość zrobienia doktoratu. Pamiętam – był śmiech w dziekanacie na uczelni – „ chłopie za wysokie progi dla Ciebie – gdzie ty się pchasz – gdzie znajdziesz promotora ?” Znalazłem sam. Jak to się wtedy mówiło – do odważnych świat należy. Trzy lata badań w terenie i podróży pociągiem. Jeździłem też rowerem – przejechałem nim prawie 5 tyś. kilometrów. Boże ! ile było problemów i różnych dziwnych sytuacji – ale jedno powiem – była to niezwykła , niezwykle ciężka praca – fizyczna i umysłowa – i piękna. Po nocach pisałem swoją prace i analizę swoich wyników badań . To był horror . Bardzo mnie wspomagała moja żona. W tym czasie mieliśmy dwójkę małych dzieci – w wieku 2 i 4 lat. Nie było też „wesoło pod względem finansów” – ale jakoś to przetrzymaliśmy. Po wszystkim – bardzo trudna obrona. Dostałem nagrodę rektorską za najlepszą prace. Uciekłem z uczelni – nie powiem dlaczego – miałem już wszystkiego dosyć – tzw. upadku nauki. To była końcówka lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Wiele transformacji ustrojowych i wprowadzanie „innych standardów” w szkolnictwie podstawowym, zawodowym oraz średnim i przede wszystkim wyższym. Niż demograficzny też zrobił swoje. Upadek. Patrzyłem na to wszystko co się dzieje z jakimś przerażeniem. Następne lata pokazały już dogłębnie kryzys w edukacji – zaczęły powstawać jak „ grzyby po deszczu” jakieś dziwne twory – uczelnie niepaństwowe – z „biznesowymi” kierunkami nauczania – tzw. fabryki dyplomów – czyli produkujące „ papier toaletowy” I oczywiście wszystko za pieniądze. Ile warte są te dyplomy – wiedzą tylko Ci – co je zdobyli… czy zapłacili za nie… Okazało się, że ten „papier toaletowy” – przynosił bardzo duże profity – pracę w Spółkach Skarbu Państwa – w Radach Nadzorczych – czyli – generalnie – nic nie robienie – cztery razy przyjazd na posiedzenie Rady – wypicie kawy – i odebranie pensji – czasami do 250 tyś. polskich złotych – przez cały rok – czyli pensja za cztery dni pracy. No i oczywiście wypłata delegacji – bo członkowie Rad Nadzorczych byli – od siedziby spółki , którą nadzorowali – oddaleni o setki kilometrów. Ten proceder trwał wiele lat – może nawet dwadzieścia – dwadzieścia pięć ? Gdzie było rząd ? – gdzie były służby nadzorujące przekręty ? – a może wszyscy byli w tym procederze „ugotowani” – czyli zamieszani i czerpiący z tego profity – oczywiście wszyscy. Teraz wróćmy do meritum sprawy… Rektor Collegium Humanum – Paweł C. był wcześniej rektorem w Wyższej Szkole Menedżerskiej (WSM) w Warszawie, założonej przez Stanisława Dawidziuka w latach 90. S.Dawidziuk to były lektor KC PZPR, który doktoryzował się na Wojskowej Akademii im. Dzierżyńskiego („lektorzy” zajmowali się partyjną propagandą) w 1974 r. Kształciła ona komunistycznych „oficerów politycznych”. Już po upadku komuny S. Dawidziuk utrzymywał kontakty z tym samym prorosyjskim środowiskiem byłych działaczy PZPR, co Paweł C. On również dostawał od nich nagrody za współpracę. Paweł C. i S. Dawidziuk część swoich stopni naukowych zdobyli na słowackich uczelniach. To placówki zaangażowane jeszcze kilkanaście lat temu w proceder tzw. turystyki habilitacyjnej czy doktorskiej, ukrócony niedawno przez zmianę przepisów. S. Dawidziuk habilitację uzyskał w 2015 roku na Wyższej Szkole Nauk o Zdrowiu i Pracy Socjalnej im. Św. Elżbiety w Bratysławie. Aby zdobyć tam habilitację, nie trzeba było nawet przedstawiać monografii (książki) własnego autorstwa. Dopuszczano… zamienniki. Wystarczyło pięć artykułów lub dwa rozdziały z pracy zbiorowej – co w Polsce nie byłoby możliwe. Natomiast obowiązkowe było wpłacenie 10 tysięcy euro. W tej samej słowackiej szkole rok wcześniej doktorat obronił – Paweł C. – wówczas rektor w szkole WSM Stanisława Dawidziuka. Zdobył on na Słowacji także dwie habilitacje – na Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku i na Uniwersytecie Preszowskim. Można powiedzieć – ogromny talent i wybitny naukowiec. Śmiało można stwierdzić, że te tytuły uzyskane w ramach tego procederu, chociaż formalnie uznawane w Polsce, w środowisku naukowym uchodzą za bardzo mało wątpliwe i chluby nie przynoszą. Swoją drogą – wokół pierwszego doktoratu Pawła C. obronionego na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w 2004 roku wybuchła afera. Ustalono, że ponad sto stron pracy doktorskiej Pawła C. pokrywa się z tekstem książki innego autora… Sprawę rozpatrywała senacka komisja w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie, której Paweł C. był wówczas… rektorem. Nic dziwnego, że stwierdzono, iż plagiatu nie było… Ja już się gubię w tym wszystkim – ile ci Panowie mają tych tytułów naukowych ? Paweł C. i S. Dawidziuk współpracowali także z prywatną szkołą wyższą na Słowacji – Vysoka Skola Bezpecnostneho Manazerstva (VSBM) w Koszycach. To kolejna szkoła wyższa, która wpisuje się w schemat aktywności byłych komunistów. Miała dwóch założycieli. Jednym z nich był (dziś nieżyjący) Milan Čič- znany komunistyczny polityk czechosłowacki. Drugim – Marian Mesároš, który ukończył Wojskową Akademię Lotniczą Związku Radzieckiego w Moninie pod Moskwą – KUŹNI kadr dowódczych sił lotniczych ZSRR. To właśnie szkoła Mesároša i Čiča przyznała w 2016 roku

Dyplom za…. Dowiedz się więcej »

QUO VADIS AMERYKO ?

Robert Wójcik o refleksjach po wyborach na prezydenta w Stanach Zjednoczonych i zwycięstwie Donalda Trampa w 2024 roku. Donald Trump – wygrał wybory. To miliarder i celebryta, który zmienił oblicze amerykańskiej polityki. Jego prezydentura w latach 2017-2021 naznaczona była chaosem i skandalami. W tegorocznej kampanii sam przedstawiał się jako kandydat „ludzi zapomnianych”, walczący o „odebranie” USA lewicowym elitom. Od wyniku wyborów zależało, czy wróci do polityki, czy zapisze się w historii jako oskarżony o liczne przestępstwa. Spraw w sądach amerykańskich jest wiele. Wygrał – zrobił NOKAUT. Prezydent Donald Trump urodził się w 1946 roku w bogatej rodzinie w Nowym Jorku jako jeden z trzech synów znanego z bezwzględności dewelopera z Queens o niemieckich korzeniach – Freda Trumpa i imigrantki ze Szkocji Mary Anne. Ma pochodzenie – niemiecko – szkockie. Zasadą, jakiej jego ojciec – Fred Trump nauczył swego syna – Donalda Trumpa, jest to, że trzeba być zwycięzcą. (ZWYCIĘZCĄ) – czyli człowiekiem , która gra twardo i chce wygrać. Po trupach – do celu. Jeśli oznacza to wyznaczanie reguł, to wyznaczy reguły i będzie chciał, by inni grali zgodnie z nimi. Sam Donald Trump twierdził często podczas wieców przedwyborczych, że o ile jego matka z pewnością spogląda na niego z góry z nieba, to wątpliwe jest- a wręcz niemożliwe – by tam trafił jego ojciec. Za młodu – nasz Donald Trump chciał zawodowo grać w baseball lub robić karierę w Hollywood. Ojciec zapisał go jednak do wojskowej szkoły średniej, która – jak przyznał po latach – nowo wybrany prezydent USA – nauczyła go dyscypliny. Następnie Trump studiował ekonomię na nowojorskim Fordham i prestiżowym Uniwersytecie Pensylwanii. Twierdził – niezgodnie z prawdą – że był tam najlepszym studentem w swojej klasie, choć nigdy nie udostępnił swoich wyników – co więcej posługując się groźbami naciskał na te szkoły, by nie udostępniały dziennikarzom i mediom jego świadectw czy dyplomów. Czegoś się bał – chyba nie było – „prymusem” na tej uczelni. A ja też nie byłem prymusem – ale w końcu się obudziłem – jak mi kiedyś powiedziała mój kochany – nieżyjący już nauczyciel. Ach – wspomnienia… W latach studiów uniknął służby wojskowej w Wietnamie !!! – a potem został z niej zwolniony z powodu „domniemanych” ostróg piętowych. Po zakończeniu edukacji Donald Trump rozpoczął pracę dla ojca w branży nieruchomości. Rozszerzał rodzinny biznes – skoncentrował się na bardziej prestiżowym Manhattanie, zdominowanym przez nowojorską śmietankę towarzyską, o której by można długo i ciekawie pisać. Ale to nie ten temat. Trump uczył się poruszania w świecie biznesu, czy show-biznesu i polityki od swojego mentora, niesławnego prawnika Roya Cohna znanego z nieczystych zagrywek, niepłacenia rachunków, łamania pisanych oraz niepisanych zasad i konszachtów z mafią nowojorską i nie tylko z nią. Donald Trump w tym czasie zasłynął m.in. budową wieżowca Trump Tower i był gwiazdą kolorowych magazynów. Jak napisał magazyn „The Atlantic”- manhattańskie elity nigdy go tak naprawdę nie zaakceptowały i traktowały Trumpa – jak „kolejnego nuworysza o złych manierach i niesmacznej skłonności do autopromocji”. Takie są te „elity” – ale taki też był Trump – jego wizerunek. I nastąpiły też upadki – W latach 80. i 90. ub. wieku- nieudane inwestycje Trumpa m.in. w ligę futbolu amerykańskiego, linie lotnicze i kasyna w Atlantic City w New Jersey doprowadziły go na skraj bankructwa (stan upadłości swoich biznesów ogłaszał sześć razy !!!). Jednak jego fortuna odmieniła się na początku nowego millennium (2000 rok) dzięki reality show „The Apprentice”, w którym oceniał uczestników konkursu starających się o pracę w jego firmie. Dobry pomysł. Po fiasku biznesu w Atlantic City – Donald Trump, w dużej mierze zrezygnował z inwestowania w nieruchomości, skupiając się głównie na promocji swojej marki i zarabiał głównie poprzez udzielanie innym deweloperom i biznesom licencji na używanie swojego nazwiska. Ambicje polityczne zasygnalizował już w latach 80., lawirując między obiema partiami, a nawet snując plany startu w wyborach jako kandydat niezależny. Nie miał ugruntowanych politycznych poglądów, a środowiska konserwatywne zniechęcała jego opinia – o Nim – jako „bawidamka – i playboya”. W 2005 roku ożenił się po raz trzeci ( kochliwy ten prezydent…). Jego wybranką była pochodząca ze Słowenii – obecnie jego żona – Melania Knavs – obecnie Trump – swoją drogą – piękna kobieta, która wygląda bardzo młodo przy tym 78 -letnim facecie. No cóż – miłość nie zna granic. Tak a’propos – chodzi o jego urodę – szczególnie twarz – nie wiem dlaczego On jest zawsze żółty – czy pomarańczowy. Może zatrudnia jakąś „azjatycką” wizażystkę ? Sytuacja zmieniła się w 2015 roku. Mimo że prezydenckie aspiracje Donalda Trumpa były znów początkowo wyśmiewane jako niepoważne, jego populistyczny program, szokująca antyimigracyjna i antyestablishmentowa retoryka oraz showmańska charyzma trafiły na podatny grunt na mieszkańców Ameryki – oni nie wiedzą co to jest prawica czy lewica. Oni patrzą w to co ktoś obiecuje – czyli polepszenie zasobów swojego portfela – rozciągnięcie nożyc zarobkowych. Trump wykorzystał to doskonale- obiecując „góry złota” czyli zasobne w dolary portfele. Najpierw zdominował republikańskie prawybory, a potem wbrew wszelkim oczekiwaniom i mimo szeregu oskarżeń o molestowanie seksualne kobiet – odniósł w 2016 roku wyborcze zwycięstwo nad byłą pierwszą damą i szefową dyplomacji – żoną poprzedniego prezydenta – Panią Hillary Clinton ( jej maż – też nie był święty…) Prezydentura Trumpa, podobnie jak jego kampania wyborcza, była naznaczona chaosem, skandalami i burzyła wiele zasad amerykańskiej polityki. Targany wewnętrznymi konfliktami – Biały Dom nie był w stanie zrealizować wielu obietnic wyborczych – wyjątkiem były cięcia podatków, deregulacja i ograniczenie nielegalnej imigracji z użyciem drakońskich metod – lecz do czasu pandemii – Trumpowi sprzyjała koniunktura gospodarcza. Mimo początkowo silnej wewnętrznej opozycji w Partii Republikańskiej – a po zamieszkach na Kapitolu – ostracyzmu ze strony części liderów partii – dzięki charyzmie i sile wiernego mu elektoratu, udało mu się niemal w pełni podporządkować sobie partyjne władze. W swej karierze – Donald Trump wielokrotnie był w centrum sporów prawnych i nieraz był przedmiotem prokuratorskich śledztw. Według byłego prokuratora Jima Zirina – Trump był stroną 3,5 tys. pozwów (był pozywany za niepłacenie kontrahentom i pracownikom oraz dyskryminację). Tylko w ostatnich latach jego „uniwersytet” (w praktyce seminaria dotyczące rynku nieruchomości) – był ścigany za oszustwa

QUO VADIS AMERYKO ? Dowiedz się więcej »

„Lud obrzucił błotem króla …”

Dr Robert Wójcik o wydarzeniach powodzi w Hiszpani w kontekście prawdy na kilku płaszczyznach. Pytanie – dobrze czy źle ? Według mnie – dobrze. Hiszpania podnosi się po jednej z najtragiczniejszych od dekad powodzi. Wiadomo, że zginęło co najmniej 215 osób, a kilkadziesiąt wciąż uznaje się za zaginione. podwojono liczbę mundurowych skierowanych na zdewastowane tereny. Pojawiają się pierwsze próby wyliczenia strat spowodowanych żywiołem. Wiele wskazuje na to, że przekroczą one barierę 15 mld euro. Premier kraju (Hiszpanii) przedstawił we wtorek ( 5.11.2024) plan odbudowy zniszczonych obszarów… obiecanki- cacanki …. Sześć dni po dramatycznych powodziach na południowym wschodzie kraju wciąż nie jest znana ostateczna liczba ofiar. Według różnych źródeł zginęło co najmniej 215 lub 217 osób, choć z powodu dużej liczby zaginionych cały czas istnieje obawa, że ostateczny bilans będzie jeszcze gorszy. Wiadomo, że najgorsza sytuacja panuje w Walencji, w której zginąć miało co najmniej 211 osób. Tam również straty materialne są największe. W wielu miejscach całkowicie została zniszczona infrastruktura. Choć trudno nawet w przybliżeniu ocenić finansowy wymiar strat, według specjalistów będą one gigantyczne. Jednak najgorsze jest to , że zginęli ludzie – śmierć była straszna – okrutna. Służby ratunkowe cały czas zmagają się z potężnym wyzwaniem. Dlatego też premier ogłosił, że w ciągu trzech dni podwojono liczbę żołnierzy i policjantów skierowanych na zniszczone tereny. Obecnie pracuje tam 15 tyś. żołnierzy. Swoją drogą – można było inaczej – poinformować ludzi w odpowiednim czasie – że się szykuje Armagedon powodziowy – nie zrobiono tego w odpowiednim czasie. Chyba liczono na cud – który stał się tragedią i pochłonął wiele istnień ludzkich. Nie wiem jak wyrazić skalę tej powodzi… powodzi tzw. „błyskawicznej” Parking pod supermarketem Mercadony, czołowej sieci handlowej Hiszpanii, w miejscowości Paiporta był pełen, gdy ulicami miasta zaczęły płynąć błyskawicznie – ogromne potoki wody – to była fala jak na morzu. Błyskawicznie cała miejscowość została zalana średnio dwoma metrami wody. Zalany został też parking. Ile osób znalazło w nim śmierć? Strażacy dopiero teraz zaczynają to odkrywać. Wcześniej wjazd do parkingu był całkowicie zablokowany, nie tylko niezliczoną ilością aut, które tu przyniosła wezbrana woda, ale i dobytku, jaki wyrwała z sąsiednich mieszkań. Takich tragedii w regionie Walencji rozegrało się wiele. W niedzielę ( 3.11.2024) do Paiporty przyjechał król Filip VI z królową Letycją, a także premier Pedro Sanchez i przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Walencji – Carlos Mazon. Zostali powitani okrzykami „hijo de puta!” (skur…synu) i „fuera!” (won). W kierunku monarchy i jego otoczenia rzucano błotem, różnymi przedmiotami. Król próbował rozmawiać z rozżalonymi mieszkańcami miejscowości. No i po co ? Dobrze , że go obrzucono błotem – może niepotrzebnie wyzwiskami. Królowej też się nieźle oberwało … Premier rządu Hiszpanii – pod asystą ochrony szybko „ dał nogi” – czyli uciekł. Władze – premier, król, królowa, przewodniczący rządu regionalnego Walencji – zareagowali „katastroficznie” za późno. Gniew to wynik poczucia, że władze przyszły na odsiecz potrzebującym bardzo późno – po czasie. Przede wszystkim – AEMET -hiszpańska służba meteorologiczna, od wielu dni ostrzegał o nadejściu DANA, zjawiska nazywanego niskim ciśnieniem na dużej wysokości. To układ, w którym wilgotne powietrze znad coraz bardziej (z powodu zmian klimatycznych) rozgrzanego Morza Śródziemnego zderza się z zimnym powietrzem nadchodzącym nad Półwysep Iberyjski z północy. Z tego powodu w ciągu kilku godzin na okolice Walencji spadło tyle wody, co zwykle w ciągu roku – około 490 litrów na 1 m2 – w błyskawicznym czasie – góra 4-6 godzin ( za zwyczaj tyle deszczu w tym regionie spada przez cały rok). Choć jednak AEMET już we wtorek rano (29.10.2024) podniósł stan alarmowy do najwyższego poziomu, władze Wspólnoty Walencji ostrzegły o tym mieszkańców dopiero późnym wieczorem, gdy już runęła potężna ulewa. W tle jest jak zwykle polityka. Carlos Mazon (przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Walencji) stanął na czele rządu utworzonego przez konserwatywną Partię Ludową (PP) w porozumieniu z postfrankistowskim Vox, którego lider Santiago Abascal otwarcie podważa istnienie ZMIANY KLIMATU. Premier Sanchez twierdzi, że nie chciał interweniować, aby nie spotkać się z zarzutem, że podważa prerogatywy władz regionalnych. Wielu podejrzewa jednak, że jego celem było zrzucenie całej odpowiedzialności za to, co sam nazwał „największą katastrofą naturalną w Hiszpanii w tym wieku” na politycznych konkurentów. No i teraz mamy obraz władz i rządzących – coś paskudnego – niewyobrażalnego – ale prawdziwego. Tak jest prawda. A teraz trochę naukowo – Zjawiskiem, które przyczyniło się do kataklizmu w Hiszpanii , jest DANA, zwana również potocznie „zimną kroplą”. Na czym polega to zjawisko? Przyczyną ulewnych deszczy, które wywołały tą powódź, było zjawisko pojawiające się w określonych warunkach pogodowych we wrześniu oraz październiku, gdy temperatura wody w Morzu Śródziemnym jest jeszcze wysoka po lecie. DANA, czyli w języku hiszpańskim – początkowo nosiła nazwę gota fría (zimny niż/zimny front lub dosłownie: zimna kropla), która to nazwa nadal jest używana w języku potocznym. Zjawisko to polega na oddzieleniu się na dużych wysokościach zimnej masy powietrza, co powoduje gwałtowne burze i opady. Masa powietrza oddzielająca się od bardzo zimnego prądu trafia na warstwę ciepłego powietrza, a to powoduje zaburzenia atmosferyczne, które mogą być tragiczne w skutkach. Ponadto masa ta może być niemalże nieruchoma nawet przez kilka dni lub czasami przemieszczać się na zachód, czyli w kierunku, który jest przeciwny do dominującego przepływu powietrza. W Hiszpanii DANA pojawia się wówczas, gdy bardzo zimny polarny front powietrza przesuwa się nad Europą Zachodnią na dużej wysokości, zwykle wynoszącej od 5 do 9 kilometrów. Zderza się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Morza Śródziemnego. We wrześniu i październiku woda jest wciąż nagrzana po lecie, co sprawia, że morze staje się swojego rodzaju „gorącym” kotłem. Gdy te dwie masy się zderzą, pojawiają się gwałtowne burze z bardzo intensywnymi opadami deszczu. Aby odpowiedzieć na pytanie, czy za gwałtowne burze, które nawiedziły Hiszpanię, odpowiadają zmiany klimatu, konieczne są analizy, które wymagają czasu. Jednak da się zauważyć taką zależność – absolutnie – i potwierdzają to wybitni hydrolodzy i klimatolodzy – ale jak zwykle ich się nie słucha. Im wyższa temperatura Morza Śródziemnego, tym cieplejsze i bardziej wilgotne są masy powietrza, które nad nim powstają, a tym samym nagłe i groźne zdarzenia pogodowe mogą być częstsze.  Według mnie w niedalekiej przyszłości będziemy świadkami coraz większej liczby takich gwałtownych

„Lud obrzucił błotem króla …” Dowiedz się więcej »

Kolejna powódź na pewno przyjdzie, pytanie kiedy ?

Kliknięcie na czerwony prostokąt z białą strzałką na obrazku poniżej uruchomi krótki film. „Ta woda to nie rzeka- ona znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej” – powiedziała mieszkanka tej posesji Pani Kwit. To jest miejscowość przygraniczna Opawica – film Katarzyna Banach Dr inż. Robert Wójcik dzieli się swoimi refleksjami Polska od kilkunastu dni walczy z wielką wodą. Najtrudniejsza sytuacja jest w południowo-zachodniej części kraju, a na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie – wracają obrazki sprzed lat. To w 1997 roku nadeszła bowiem powódź zwana dotąd „powodzią tysiąclecia”. Sama nazwa sugeruje, że takie zdarzenie wypada raz na tysiąc lat. A dziś do podobnego zdarzenia dochodzi po około 30 latach. Po drodze był jeszcze 2010 rok. Więc musimy być gotowi na to, że tzw. „powodzie tysiąclecia” będą zdarzać się częściej – Nie nazywajmy tego „powodzią tysiąclecia”, ale „kolejną powodzią”. Może lepiej przygotujemy się do tej następnej powodzi za rok , 5, 10 czy 30-40 lat, bo na pewno jej nie unikniemy. Nawet gdybyśmy wydali miliardy miliardów, to i tak w każdej chwili może przyjść takie zdarzenie pogodowe, które nas zmiecie… Powódź jest jedną z najczęściej występujących i najgroźniejszych klęsk żywiołowych. Zdarza się w niemal każdej strefie klimatycznej i powoduje olbrzymie straty społeczne i gospodarcze. Powódź jest zjawiskiem hydrologicznym, polegającym na podniesieniu się stanu wód rzecznych lub morskich i wystąpieniu ich ze swoich brzegów. Powoduje to zalanie terenów lądowych, które w normalnych warunkach nie są zalane wodą. W pierwszej kolejności wodą zalewane są tereny nabrzeżne, doliny i tereny depresyjne. Różne są przyczyny powstawania powodzi. Ze względu na proces, który prowadzi do wystąpienia powodzi, wyróżnia się w Polsce powodzie: – opadowe – wywoływane przez intensywne lub długotrwałe opady, – roztopowe – wywoływane gwałtownym topnieniem nagromadzonego śniegu, – zimowe – wywołane przez nasilenie zjawisk lodowych, np. zator lodowy z kry na rzece, – sztormowe – wywołanych silnymi wiatrami, np. sztormami. Powodzie można skategoryzować jako naturalne lub antropogeniczne. Drugi typ powstaje na skutek niewłaściwego zarządzania urządzeniami hydrotechnicznymi, np. uszkodzenia zapory wodnej, wałów. Dla suchych terenów najgroźniejsze są odmiany błyskawiczne. Do powstania tego zjawiska dochodzi, gdy szybko zalany teren nie może wchłonąć nadmiernej ilości wody. Rodzajem powodzi błyskawicznej szczególnie groźnej dla „zabetonowanych” miast jest z kolei powódź miejska. Dochodzi do niej, gdy w wyniku ulewnych deszczów kanalizacja miejska nie jest w stanie przyjąć tak dużych ilości wody i dochodzi do zalania części lądu. „Powódź tysiąclecia” to określenie klęski żywiołowej, która w 1997 roku dotknęła Polskę, wschodnie Niemcy, Czechy, Słowację i Austrię. Była spowodowana wylewem wód z dorzeczy m.in. Bystrzycy, Kwisy, Nysy Kłodzkiej, Odry, Olzy, Oławy, Prudnika, Skory, górnej Wisły, Widawy i Złotego Potoku. Na skutek powodzi tysiąclecia doszło do śmierci ponad 100 osób. Powódź wywołała ponadto straty szacowane na 4,5 miliarda dolarów, z czego 3,5 mld dolarów w samej Polsce. To straty – a cała odbudowa zniszczeń po powodzi 1997 kosztowało nasze państwo – 34 mld zł. Woda w krajobrazie Kotliny Kłodzkiej i życiu tamtejszych domostw jest na trwale wpisana w jej pejzaż. Od wieków płynęła po górskich stokach, nie licząc się z władzą królów i cesarzy. Budziła niepokój i zachwyt, pracując jak rzeźbiarz nad pięknem krajobrazu. Bo kotlina ta jest wyjątkowa z otaczającymi ją ze wszystkich stron górami, do tego stworzona wręcz, by w czasie obfitych opadów deszczu zmieniać się w zabójcze, niszczycielskie rwące rzeki, wręcz wodospady, które pozostawiają po sobie ogromne powierzchnie zalane wodą. Takie dno jeziora… Na tamtejsze góry spada co roku około 1000 litrów wody na metr kwadratowy, ale co jakiś czas bywa jej więcej, stąd wpisane w pejzaż powodzie. Szczególnie tragiczne pojawiły się w latach: 1310, 1475, 1598, 1783, 1883, 1938 oraz 1997. Do annałów przechodzi właśnie powódź 2024 roku. Niż genueński Boris – sprawca obecnej powodzi – w połowie września rzucił cień nie tylko na Polskę, lecz także na spory kawałek Europy Środkowo-Wschodniej. W niektórych miejscach w ciągu czterech-pięciu dni spadły średnie półroczne opady. W naszym kraju roczna suma opadów w Sudetach wynosi od 900 do 1200 l/mkw., tymczasem od 12 do 15 września posterunek opadowy Kamienica w Masywie Śnieżnika odnotował 370 l/mkw. Na pogranicznych krańcach Śląska Opolskiego spadło do 330 l/mkw. Jaka to ilość wody? – to taka jakbyśmy wylali ponad 3 pełne wanny wody o pojemności 100 litrów w swoim mieszkaniu na podłogę w mieszkaniu na 1 mkw. Licząc średnio powierzchnię mieszkania np. 50 mkw – to mamy 15 000 litrów wody. Chyba ta liczba przemawia od świadomości każdego. Od setek lat niż genueński przemieszcza się tą samą trasą, znad Zatoki Genueńskiej u północnych wybrzeży Włoch, przez Węgry i Austrię, w kierunku południowej Polski. Wędrując w głąb kontynentu zwalania, a czasami na dłużej lokuje swoje centrum na pograniczu polsko-czesko-słowackim. Tor wędrówki pogodowego systemu powodziowego odkrył pod koniec wieku XIX niemiecki meteorolog Wilhelm van Bebber. Wirujący nad Bałkanami i Europą Środkową cyklon sprawiedliwie rozrzuca opady po nizinach i dolinach, ale to góry wypiętrzone na jego trasie są czynnikiem wymuszającym ekstremalne ulewy. Zgodnie z obecnymi modelami klimatycznymi wzrostowi średniej temperatury na Ziemi towarzyszy wzrost ilości pary wodnej w atmosferze, co oznacza wzrost sum opadów. Zagrożenie powodziami jak było, tak będzie, spotęgowane tylko przez ocieplenie klimatu. Do tego powodziowy niż formowany w naturalnym procesie przychodzi nad Kotlinę Kłodzką szybko i nie daje wiele czasu na przygotowania. Pytanie? Czy ktoś domyślał się skali zniszczeń, kiedy pod koniec sierpnia w prognozach dla Europy Środkowej było widać utrzymanie się upału w pierwszej dekadzie września, a później rozbudowę zatoki chłodu, czemu zwykle towarzyszą nawałnice? To starcie między ciepłem a chłodem przyniosło ten ogromny opad deszczu, którego konsekwencją była dramatyczna powódź. Czy można zakładać, że zagrożenie od strony cyklonów genueńskich zmalało? Raczej nie. Większa ilość energii ( przez niespotykany od wielu lat wzrost temperatury ziemi) w systemie woda-atmosfera odbije się we wzroście liczby cyklonów genueńskich, które niosą ekstremalne opady. A biorąc pod uwagę fakt, że występują seriami, tworzą się w krótkich odstępach czasu, będą wielkim problemem w nadchodzącej bliskiej przyszłości.  Smutne to wszystko – w czasach lotów na księżyc, potężnego rozwoju „infrastruktury komputeryzacji naszego życia”, rozwoju sztucznej inteligencji, szybkości przebiegu informacji, dostępnych baz danych, śledzenia wszystkiego co się dzieje na ziemi przez tysiące satelitów – do dziś nie potrafimy zapobiec takim katastrofom – albo przygotować się skutecznie, aby je zminimalizować. Ja tego nie rozumiem absolutnie. Mam takie wrażenie, że „żyję – lub – inaczej – ludzie „żyją” w innym świecie”. – Myśmy ten świat zmienili. Zmieniamy go coraz szybciej. Jestem już pewien, że nasze przyzwyczajenia

Kolejna powódź na pewno przyjdzie, pytanie kiedy ? Dowiedz się więcej »

Czy pokonamy fale Tsunami ?

Niewątpliwie tsunami należy do grupy żywiołów, nad którymi człowiek nie potrafi zapanować. Niesie ono zamęt i zniszczenie ogromnych rozmiarów. Jest doskonałym przykładem, jak bardzo istota ludzka jest bezsilna wobec potęgi Matki Natury. Co to jest Tsunami ??? – jednym słowem – horror – zabija – chociaż jest niespotykanie piękne w swoim złowieszczym zabijaniu ludzi. Tsunami – to dużych rozmiarów fale oceaniczne wywołane podmorskim trzęsieniem ziemi, wybuchem wulkanu, osuwiskiem ziemi lub „cieleniem” się lodowców ( „ cielenie lodowców” to proces odrywania się od czoła lodowca brył lodu pod wpływem siły ciężkości – w powietrzu – lub siły wyporu – pod powierzchnią wody. Bryły lodu mają bardzo zróżnicowane rozmiary – od drobnych okruchów po góry lodowe o powierzchni nawet setek kilometrów kwadratowych). Zjawisko to teoretycznie mogłoby być – i chyba może jest … spowodowane też przez upadek meteorytu – co też jest odnotowane w historii naszego globu – jedna z wersji mówi, że przez upadek meteorytu wyginęły dinozaury … i zaczął się inny świat dla naszej ziemi – Homo Sapiens – czyli my – ludzie. Wtedy jeszcze ludzi nie było – ale było życie – które kształtowało się w dziwaczny i niezrozumiały sposób… ale dziś jesteśmy tego namacalnym przykładem – jesteśmy. Choć kwestią czasu jest tylko to – że zginiemy. I sami jesteśmy sobie winni. Tsunami – choć nazywane jest „wielką falą”, tak naprawdę to seria fal, z których jedna ma charakter dominujący – jest najwyższa i sieje największe spustoszenie. Może mieć (średnio) do 40 metrów wysokości – to potężna siła – zabija wszystko jak uderzy w naszą ziemię – plażę, nabrzeża , porty Odstęp czasu pomiędzy dotarciem każdej z kolejnych fal tsunami do brzegu może wynosić około 30 min. Tak było w przypadku tsunami z 2004 roku, które swój początek miało w pobliżu zachodniego wybrzeża Sumatry na Oceanie Indyjskim. Wywołane przez zbieżny ruch płyt litosfery czyli zewnętrznej, sztywnej powłoki  Ziemi  obejmującej jej  skorupę – zaliczanej do górnej części  tzw. płaszcza ziemskiego. Litosfera jest pojęciem szerszym niż skorupa ziemska. Jest ściśle związana z biosferą oraz hydrosferą, a także atmosferą- miąższość – głębokość  litosfery wynosi od ok. 10 do ponad 100 km, a jej temperatura w dolnej części dochodzi do 700  Celsjusza !!! – Litosfera Ziemi podzielona jest na poruszające się względem siebie płyty, których ruch opisywany jest tzw. teorią tektoniki płyt -powoduje powstawanie w skałach naprężeń i kumulowanie energii – i jej wyzwalaniem. Kiedy energii jest zbyt dużo, masy skalne przesuwają się, powodując drgania, które rozchodzą się pod postacią fal sejsmicznych. W ten sposób powstaje podmorskie trzęsienie ziemi, które jest najczęstszą przyczyną powstania fal Tsunami. Wybrzeża na całym świecie – mogą być atakowane przez kolejne grzbiety fali tsunami w odstępach równych okresowi fali, a więc w przedziałach rzędu kilkunastu lub kilkudziesięciu minut. Cofające się tsunami może sprawiać wrażenie gigantycznego odpływu. Czasami „cofanie” się wody może poprzedzić pierwszy atak Tsunami – tragiczny dla ludzi we wszystkich szerokościach i długościach geograficznych… Tsunami różni się od fali wiatrowej tym, że w falowaniu bierze udział woda na całej głębokości (od dna do powierzchni), a nie tylko jej powierzchniowa warstwa. Po tym, jak fale zostaną wywołane, przemieszczają się po oceanie z prędkością sięgającą nawet 800 kilometrów na godzinę !!! – to tak jakbyśmy jechali samochodem z prędkością – niewyobrażalną !!! – i mogą przebyć cały ocean w ciągu jednej doby – przez 24 godzin – to odległość 19 200 kilometrów – można powiedzieć śmiało – 1/3 długości równika ziemi – i na dodatek przybiera na sile – potęguje swoją niszczycielską moc , jeżeli dojdzie do tego druga erupcja ziemi – co się zdarza – to już katastrofa niewyobrażalna. Ale nie jest aż tak tragicznie – Na otwartym oceanie tsunami porusza się z zawrotną prędkością, ale ma znaczną długość, z tego też względu fala jest stosunkowo niska (przeważnie do 1 metra) i prawie niezauważalna. Nie stanowi więc większego niebezpieczeństwa dla statków. Zbliżając się do brzegu, na szelfie, fala skraca się, przez co jej wysokość znacznie rośnie wraz z podnoszącym się dnem oceanicznym. Docierając do wybrzeża, jej wysokość może przekroczyć 40 metrów (przybliżona wysokość 20 piętrowego budynku … Kolejne fale mogą atakować przybrzeżne miejscowości nawet przez kilka następnych godzin. Najwyższą, czterdziestometrową falą tsunami w XXI wieku była ta, która uderzyła w Indonezję w 2004 roku. Fale tsunami wdarły się na 2 kilometry w głąb lądu na Sumatrze w Indonezji i w Tajlandii, a na wybrzeżu Sri Lanki woda sięgnęła rejonów oddalonych o kilometr od brzegu. Najwięcej takich zjawisk występuje na wodach Oceanu Spokojnego. Gdzie było największe tsunami na świecie? Przerażający kataklizm miał miejsce w zatoce Lituya, na Alasce. W 1958 roku wystąpiło tam trzęsienie ziemi o sile 8 stopni w skali Richtera. W następstwie tej katastrofy, do wody osunęło się 40 mln metrów sześciennych ziemi, w wyniku czego powstała fala o wysokości 524 metrów!  Naukowcy określają takie zjawisko mianem  MegaTsunami. Na szczęście katastrofa miała miejsce w obszarze słabo zaludnionym. Zginęły wówczas tylko dwie osoby. Inne katastrofy pochłonęły znacznie więcej istnień ludzkich. Im głębsza jest woda, tym większa prędkość tsunami. Na oceanie o głębokości 5000 metrów może ona pędzić z prędkością nawet 750 km/h. Średnia prędkość fali sejsmicznej w skałach może się wahać od 2000 do 9000 km/h. Tę właśnie różnicę w prędkości przemieszczania się fal sejsmicznych i tsunami wykorzystuje się do ostrzegania przed potencjalnym kataklizmem. Międzynarodowe systemy alarmowania o niebezpieczeństwie działają na Pacyfiku, Oceanie Indyjskim, w rejonie Karaibów oraz na północno‑wschodnim Atlantyku – są. Te ostatnie obejmują swoim zasięgiem również basen Morza Śródziemnego, gdzie także występują podmorskie trzęsienia ziemi czy wybuchy wulkanów, które mogą spowodować powstanie tsunami. W chwili zarejestrowania fal sejsmicznych powstałych w wyniku trzęsienia ziemi pod dnem morskim, wysłane zostaje ostrzeżenie o możliwości wystąpienia tsunami. W zależności od oddalenia epicentrum od brzegu, czas na reakcję i ewakuację ludności może być bardzo krótki i wynosić od kilku do kilkunastu minut. Te systemy nie są jeszcze bezpieczne – nie ostrzegają ludzi. Po Tsunami z 2004 roku system wykrywania podwodnych trzęsień został znacznie rozbudowany – obecnie składa się z 2 elementów: – detektorów tsunami, – sieci komunikacyjnej pomiędzy ośrodkami, które wzajemnie informują się o niebezpieczeństwie. Wykrywanie tsunami działa na szczeblu regionalnym i międzynarodowym. Mieszkańcy wybrzeży Oceanu Spokojnego mogą zamówić usługę otrzymywania informacji na temat aktualnego zagrożenia przez SMS, przez tzw. Zintegrowany System Monitorujący Tsunami. Odnotowane najbardziej tragiczne Tsunami na naszym globie: – 22 grudnia 2018 – tsunami w Cieśninie Sundajskiej po wybuchu wulkanu Anak Krakatau – Zginęło co najmniej 281 osób. – 28 września 2018 – fala

Czy pokonamy fale Tsunami ? Dowiedz się więcej »

…KIEDY NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE…NOWY BURMISTRZ DOBIEGNIEWA

Wstęp …. Po wyborach samorządowych w kwietniu 2024 roku – portal http://www.idealzezgrzytem.pl wpadł na pomysł, aby wybrać kandydatów, którzy startowali po raz pierwszy, aby podzielili się swoimi refleksjami z udziału w wyborach, mieli okazję zaprezentować się też z innej strony i podzielić się z wyborcami swoimi poglądami. Wywiady (nagrane) przeprowadzono w Gorzowie Wlkp. : z jednym kandydatem na radnego, który nie został wybrany, oraz z kandydatem na prezydenta miasta, który też nie został wybrany. Niestety nie ukażą się one, ponieważ Ci kandydaci w rezultacie nie udzielili autoryzacji. Zamilkli nie informując , że wycofują się z tego co powiedzieli. No cóż… zabrakło chyba szczerości, odwagi, kultury i szacunku- a przegrywać trzeba umieć. Chyba na takich kandydatów głosować nie warto. Te same pytania otrzymał jeden z kandydatów na stanowisko Burmistrza Dobiegniewa, który w pierwszej turze – przegrywał – ale w drugiej stało się „niemożliwe” … i ostatecznie wygrał. Odpowiedział na wszystkie pytania pracowicie, po prostu przesłał odpowiedzi pisemnie, znalazł czas mimo nowych obowiązków (pewno pisał po nocach…). Wróży to dobrze dla miasta i gminy Dobiegniew – widać solidność, dotrzymanie słowa i szacunek – to niezwykłe wartości. Cieszymy się bardzo i mamy zaszczyt zaprezentować : NOWEGO BURMISTRZA MIASTA I GMINY DOBIEGNIEW – PANA BARTOSZA JABŁOŃSKIEGO …… WYBORY SAMORZĄDOWE 2024 ROK Pytanie : Kim jest Pan mgr inż. Bartosz Jabłoński ? – Nowy Burmistrz Dobiegniewa – proszę opowiedzieć coś o sobie… długo…. Odpowiedź B. J. : „Nowy Burmistrz Dobiegniewa” to przede wszystkim autochton – z Ziemią Dobiegniewską związany od urodzenia czyli od 1986 r. Wychowałem się w wielodzietnej rodzinie, mając szczęście posiadania siostry i dwóch braci. Szczęście zwieńczone wspaniałymi rodzicami, czyli moją mamą Danutą i tatą – nieżyjącym już Markiem. Rodzice, podobnie jak ja, wychowali się tutaj i pracowali od najmłodszych lat. Mama przez bardzo długi czas realizowała się w roli pielęgniarki, pracując w lokalnej przychodni w Radęcinie, tata natomiast przez wiele lat związany był z PUK „Komunalni” oraz Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej w Dobiegniewie. Ich praca powodowała, że problemy mieszkańców naszej gminy w naszym domu były zawsze na porządku dziennym, bo ciężko było przejść koło nich obojętnie… Myślę, że to już wtedy zostało zaszczepione nam przekonanie, że warto ludziom pomagać i starać się o lepsze jutro. To rodzice wychowali mnie i zaszczepili wartości, które z pewnością przyczyniły się do tego w jakim miejscu znajduję się aktualnie. Ja od życia dostałem naprawdę wszystko…cudowny dom rodzinny, edukację i wychowanie na najwyższym poziomie. Los sprawił, że poznałem moją cudowną żonę Dominikę z którą mam- zachowując niejako rodzinną tradycję – czwórkę wspaniałych i zdrowych dzieci. Ten sam los sprawił, że zostałem niedawno Burmistrzem Dobiegniewa i powiem szczerze – jest to dla mnie niesamowite wyróżnienie i jednocześnie sposobność do podzielenia się tą dobrą energią z innymi. Pytanie : Jest Pan najmłodszym Burmistrzem Dobiegniewa w jego powojennej historii – jak Pan to ocenia ? Odpowiedź B.J.: Mówiąc szczerze nie weryfikowałem tego faktu, ale myślę, że mój wiek czyli 37 lat, a dosłownie za chwilę 38 lat, w aktualnej sytuacji może być wyłącznie atutem. To taki okres życia, kiedy człowiek sercem znajduje się jeszcze w entuzjastycznej młodości, a umysł dostrzega już szersze znaczenie piękna życia i tego co w nim naprawdę ważne. Pytanie : Panie Burmistrzu – w pierwszej turze Pan przegrał – w drugiej – wygrał . Jak Pan to zrobił ? …. Sztukmistrz czy …. No właśnie – Co przesądziło o zwycięstwie w wyborach ? Odpowiedź B.J.: To z pozoru łatwe pytanie wymaga szerszego kontekstu. Analizując sytuację wyborczą miałem pełną świadomość faktu, że moje zwycięstwo w pierwszej turze jest praktycznie niemożliwe. Z matematycznego, a właściwie ze statystycznego punktu widzenia wiedziałem, że najlepiej dla mnie będzie jeśli w wyborach pojawi się jak najwięcej kandydatów na stanowisko Burmistrza – i tych w Dobiegniewie było 4 (czterech). Pierwsza tura wyborów była więc sprawdzianem, czy istnieje realne poparcie mojej kandydatury, pozwalające na wejście do drugiej tury. Można powiedzieć, że wspólnie z moim Komitetem robiliśmy sondy nastrojów, z których wynikało, że moja kandydatura cieszy się całkiem niezłym zainteresowaniem. Dało nam to przekonanie, że jest całkiem spora szansa na zrealizowanie niejako planu minimum, czyli doprowadzenia do drugiej tury wyborów – a tam już wszystko jest możliwe. Kiedy spłynęły do nas informacje o wynikach wyborów z 7 kwietnia wiedzieliśmy, że odnieśliśmy Pyrrusowe zwycięstwo, ponieważ doprowadziliśmy do drugiej tury wyborów – co było w Dobiegniewie sensacją, ale jako Komitet nie wprowadziliśmy żadnego radnego do Rady Miejskiej, ocierając się w kilku okręgach o zwycięstwo, a w wielu odnosząc bardzo dobre wyniki wyborcze. W przygotowaniach do drugiej tury entuzjazm studził trochę fakt, że przeciwnik w pierwszym rozdaniu osiągnął bardzo imponujący wynik – ale było w nas jakieś magiczne przeświadczenie, że los jest po naszej stronie. Pierwsza tura pokazała nam, że społeczeństwo jest mocno podzielone i oczekuje czegoś nowego. Każda rozmowa w trakcie kampanii naprawdę dodawała wiatru w żagle. Ja miałem to szczęście, że wokół mnie pojawiali się w jakiś przedziwny sposób bardzo życzliwi i naprawdę bezinteresowni ludzie, którzy wykazywali niesamowite zaangażowanie i wiarę w moje zwycięstwo. To z kolei napędzało jeszcze bardziej do działania. Zwycięstwo zarówno w pierwszej jak i iw drugiej turze, to nie jest zwycięstwo personalne Bartosza Jabłońskiego – to jest zwycięstwo wielu życzliwych ludzi, zaangażowanych bardziej lub mniej w kampanię oraz wszystkich, którzy poszli na wybory i zaufali, że w Dobiegniewie może być inaczej. Osoba nie będąca mieszkańcem Gminy Dobiegniew, z punktu widzenia inwestycyjnego i tego co na przestrzeni ostatniej kadencji zostało zrealizowane powiedziałaby, że rządził tu zaradny włodarz, który z pewnością dostanie mandat zaufania na kolejną kadencję…a jednak stało się inaczej…, a stało się tak dlatego, że nasze społeczeństwo dojrzewa, ewoluuje, obserwuje i właśnie poza tym wymiarem materialnym zrealizowanych inwestycji dostrzegło coś więcej, coś znacznie ważniejszego. To jest coś, czego nie trzeba nazywać, nie da się też tego kupić, ciężko się też tego nauczyć… to się po prostu ma i na szczęście większość mieszkańców Gminy Dobiegniew też to ma i tylko dlatego dane mi było odnieść ten wspólny sukces. Pytanie : Jak Pan ocenia kampanię wyborczą ? jaki Pan miał budżet na nią ? Proszę powiedzieć szczerze – ktoś Pana wspierał finansowo ? Odpowiedź B.J.:

…KIEDY NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE…NOWY BURMISTRZ DOBIEGNIEWA Dowiedz się więcej »

A gdy słońce było Bogiem…, zgasły światła – i pojawiła się zorza…

10 i 11 maja 2024 roku cała Polska zachwycała się i obserwowała kolorowe niebo takie jak co roku obserwują Norwegowie w Tromso ( ale nie w maju). Masa zdjęć została zrobiona. Okolice Gorzowa Wielkopolskiego oglądały to zjawisko, nawet z balkonów w mieście ludzie je obserwowali . Zewsząd zachwyt. Jednak są tacy, którzy zachwytu nie podzielili. Swoimi obawami dzieli się dr Robert Wójcik – zapraszam na artykuł – Marzanna Leszczyńska Zdjęcia „zorzy” w okolicach Świerkocina i Nowin Wielkich wykonał Marek Kaźmierski Dr Robert Wójcik motto : „Kiedy słońce było Bogiem” – czerpmy mądrość z historii…. jej nie da się oszukać. Dziś wracamy do źródeł. Nauka też – Dziś boję się ciemności….. Jakie to dziwne – kiedyś ludzie bali się zaćmienia słońca. Bardzo skutecznie to wykorzystywano. Dziś boimy się wiecznej ciemności – chyba, że nam tylko pozostanie światło zorzy, którą się upajamy….. Zorza polarna jest zjawiskiem świetlnym, które występuje głównie w okolicach bieguna północnego i południowego. Naukowa nazwa zorzy polarnej to aurora borealis w obrębie bieguna północnego i aurora australis w okolicach bieguna południowego.Zjawisko to powstaje, kiedy naenergetyzowane cząstki gazu wysyłane przez Słońce uderzają w górną warstwę atmosfery Ziemi z dużą prędkością. Planeta jest chroniona przed „atakiem” dzięki polu magnetycznemu. Przekierowuje ono cząstki w kierunku bieguna północnego i południowego, a cząsteczki wchodzą w interakcję z gazami znajdującymi się naszej atmosferze, powodując występowanie charakterystycznych, wielobarwnych świateł. Zorza polarna była widoczna nad Polską w nocy z piątku na sobotę : 10-11 maja 2024 roku. Niebo rozświetliło się setkami barw i noc nad naszym krajem była wyjątkowo bajeczna. Zachwyciła swoim kolorem i wyjątkowością. Widok przepiękny, lecz trochę niepokojący. Za zjawisko była odpowiedzialna burza geomagnetyczna klasy G5 – ekstremalna, najwyższej możliwej kategorii ( nie notowana od dziesiątek lat) – taka, o której będzie się mówiło latami i której będą poświęcone całe rozdziały we współczesnych książkach o astronomii. Koronalny wyrzut masy (ang. CME – coronal mass ejection) jest to wielki, często kilkukrotnie większy od Ziemi, silnie namagnesowany obłok plazmy, który z dużą prędkością wyrzucany jest w przestrzeń międzyplanetarną. To jeden z najważniejszych czynników kształtujących pogodę kosmiczną nie tylko w naszym układzie słonecznym. Silne CME stają się bardziej powszechne podczas maksimum słonecznego – szczytu 11-letniego cyklu. W tym czasie liczba plam słonecznych i rozbłysków słonecznych gwałtownie wzrasta, ponieważ pole magnetyczne Słońca staje się bardziej niestabilne. Jeśli słońce – nasz architekt świata jest niestabilne – to co możemy powiedzieć o naszej ziemi, która jest cząstką tego układu ? Co możemy powiedzieć o pogodzie kosmicznej otaczającej naszą planetę?   Pogoda kosmiczna nie jest czymś, o czym większość z nas myśli na co dzień. A szkoda. Naładowane cząstki i pole magnetyczne Słońca nieustannie przemierzają przestrzeń i zderzają się z polem magnetycznym Ziemi. Czasem zorze polarne wypełniają wtedy niebo światłem tańczącym wzdłuż tych linii pola. Jednak najbardziej ekstremalna pogoda kosmiczna ma miejsce wówczas, gdy Słońce wyrzuca miliardy ton naenergetyzowanych cząstek bezpośrednio w kierunku Ziemi, z prędkością dochodzącą do 3000 kilometrów na sekundę. A takie zjawisko mieliśmy właśnie teraz. Te zjawisko, znane jako koronalny wyrzut masy CME pochodzą z zewnętrznej atmosfery Słońca – jego korony – i mogą powodować intensywne burze geomagnetyczne, a przez to negatywnie wpływać na astronautów, satelity i statki kosmiczne. Burze geomagnetyczne mają miejsce, gdy pole magnetyczne Ziemi zostaje silnie zakłócone. Najbardziej ekstremalne z nich są generowane właśnie przez CME. Koronalne wyrzuty masy dosłownie pobudzają pole magnetyczne Ziemi, co może mieć także katastrofalne skutki – w zależności od ich wielkości i prędkości. Uważa się, że jeden z najintensywniejszych CME dotknął nas w ten sposób między 28 sierpnia a 2 września 1859 roku. Po około 18 godzinach od wystąpienia na Słońcu dotarł do Ziemi, wywołując potężną burzę geomagnetyczną. Zorza polarna była wówczas widziana nawet na dalekim południu, w tym i na Karaibach. Linie telegraficzne przepalały się, a komunikacja została zakłócona w różnych miejscach na całym świecie przez wiele godzin. Wcześniej już jednak obserwowano liczne plamy słoneczne, a 1 września tego samego roku angielski astronom Richard Christopher Carrington zaobserwował na Słońcu  rozbłysk, który później powiązano z powstaniem tego koronalnego wyrzutu masy. Dziś ta burza słoneczna znana jest pod nazwą zjawiska Carringtona – i takie właśnie zjawisko odnotowano ( chwała Bogu – że tylko zaobserwowano w postaci zorzy) w Polsce w końcówce pierwszej dekady maja 2024 roku. Powiedzmy sobie szczerze – Koronalne wyrzuty masy wywołują burze geomagnetyczne – zakłócenia w polu magnetycznym naszej planety – i mogą prowadzić do zakłóceń w sieciach przesyłowych energii elektrycznej, sieciach informatycznych, systemach elektroniczno- satelitarnych nawigacji wojskowej ( ba – nuklearnej) . Może wywołać tymczasowy blackout. Blackout, to potoczne określenie elektroenergetycznej i informatycznej awarii systemowej, na skutek której następuje przerwa w pracy systemu. Awarię taką definiuje się jako całkowity zanik napięcia w sieci elektroenergetycznej na znacznym obszarze i czasie. Cała niemalże współczesna cywilizacja bazuje na energii elektrycznej. Można powiedzieć, że jest ona podstawą naszej egzystencji. Wystarczy kilkugodzinna przerwa w dostawie energii elektrycznej, aby sparaliżować całe miasta, kraje, świat – a Świat miał już okazję przekonać się o tym kilkakrotnie….. Aktywność słońca rośnie – maximum ma osiągnąć w 2025 roku – to jest absolutnie pewne – poparte przez specjalistów, naukowców – którzy badają i śledzą to zjawisko. Nie wiemy co to będzie. A jak myślicie – Wy – Drodzy czytelnicy ? dr Robert Wójcik

A gdy słońce było Bogiem…, zgasły światła – i pojawiła się zorza… Dowiedz się więcej »

Przewijanie do góry