Bez kategorii

LOVE STORY

O miłości przy okazji zbliżającego się Święta 14 lutego. Jedna z historii, obudzone nagle wspomnienie złą wiadomością. Tym bardziej, że Studniówka w tej historii wtedy była kluczowym wydarzeniem ( a mamy czas Studniówek). Smutna historia, ale piękna, bo związana z uczuciem. Jak w love story.  A co? Przypomnijmy sobie dawne pierwsze zauroczenia, często kompletnie bez przyszłości. Trudno się było po nich często pozbierać, ale jakoś składaliśmy się i szli dalej, bo przed nami było przecież całe życie…- Marzanna Leszczyńska Zapraszam na wzruszający tekst wrażliwego mężczyzny. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. W filmie wykorzystano archiwalne zdjęcia oraz fotografie przyrody Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich. Walentynkowy list do nieobecnych… To był dla mnie smutny poranek . Coś mnie tknęło w nocy – miałem dziwny sen, śnił mi się pogrzeb…. Rano zadzwonił do mnie mój najlepszy kolego – Andrzej – z klasy . Powiedział mi krótko – Danka nie żyje – od dwóch miesięcy… Nie będę opowiadał o pozostałej tej rozmowie przez telefon – bo mówiąc szczerzę – byłem taki jakby ktoś mnie uderzył obuchem w głowę. Postanowiliśmy, że pojedziemy na jej grób … Pojechaliśmy razem – po kilku dniach. Zapaliliśmy znicze – padał deszcz … było smutno i wspomnieniowo. Całe noce nie spałem …przypominałem sobie wszystko jak to było… wtedy. Jeszcze tuż przed jej śmiercią – rozmawialiśmy … były krótkie smsy – powiedziała mi na co ciężko choruje i kogo najbardziej kocha… Dostałem nawet od niej zdjęcia – piękne, urocze wnuki i wnuczki. Mam do siebie pretensje – że odezwałem się do niej po prawie 50 latach – ale fajne jest to, że odbierała sms i rozmowy telefoniczne – powiedziała mi o swoich nadziejach … jak było jej ciężko to powiedzieć. Potem przestała odbierać telefony i odpisywać na smsy … Wiedziałem , że cierpi i coś się stało , że to jest koniec – i chyba to wszystko co się wydarzyło w jej życiu było nieuchronnie podłe. Dlaczego ? Panie Boże dlaczego ? Dlaczego ? Dziś postanowiłem napisać do niej list – bo chyba gdzieś tam czytają takie rzeczy – ja w to wierzę. Proszę – przeczytajcie … „Witaj – Powiedzieć Ci, że u mnie wszystko w porządku ? Nie – nie jest w porządku – bo nie ma Ciebie. Chcę, żeby koniec był łatwiejszy niż początek. To bardzo trudne . Byłaś pełnią nadziei moich wspomnień, na które tak liczyłem, … i chyba ja roztrzaskałem to przez te wiele lat. Chcę Cię dziś pożegnać i nigdy nie zapomnieć o Tobie. Nie chcę dziś oglądać Twojego grobu – byłem już tam – ale przysięgam – będę go odwiedzał często. Niczego dziś Ci nie dam. Bo po co – nie ma Cię – i to smutne, Będziesz to widziała do końca tego świata, a kiedy już zgaśnie to wszystko … mam nadzieję, że się spotkamy – i wtedy porozmawiamy jak to było kiedyś. Trudno to zrozumieć, ale czas jest najlepszym przyjacielem przeszłości , a może przyszłości, która nas czeka. Co będzie – kiedyś się dowiemy. Ale wiesz – tylko nie My będziemy o tym wiedzieć. Spotkamy się kiedyś i spokojnie porozmawiamy. Wszyscy razem – taka klasa – nasza kochana klasa – 5G. Dziś, zapamiętaj – cały ból w moich oczach, … i oczach klasy … a nie to, co piszę . Proszę… Mam pytanie do Ciebie – czy spotkałaś już tam naszego profesora Bolesława Idyka, profesora Zbysława Kostkę, Panią profesor Irminę Wichtowską ?. Przecież Oni są pochowani tam gdzie Ty . Niedaleko. Ja wierzę w to , że po tym wszystkim co się stało, że jesteście blisko siebie. Proszę – Opowiedz mi w moich snach – co u nich ? – czy wiedzą , że za nimi tak bardzo tęsknimy – tak jak my za Tobą. Dlaczego to nam zrobiłaś… Głupie pytanie… A pamiętasz studniówkę naszą ? – byłaś wtedy na tej scenie – najpiękniejszą dziewczyną – piękna spódnica za kolana, biała, koronkowa koszula z haftami, wyjątkowa fryzura – włosy zapięte w grecki kok wokół głowy … subtelny makijaż – wyglądałaś wyjątkowo. I ten utwór przy którym razem tańczyliśmy – jak nasi koledzy z klasy Rysiek i Marek poprosili o instrumenty na których grała wynajęta kapela ( zresztą bardzo fajnie grała) i ich gra i głos tego nasze go kolegi – Rysia – hit tamtych czasów – Bonni Tyler –  „ It’s A Heartache” – sala szalała – wszyscy ruszyli w tany… a my byliśmy przytuleni do siebie – i sobie chyba wybaczyliśmy wszystko. Wiem , że potem gdzieś Cię odprowadzałem – trzymaliśmy się za rękę … byliśmy przytuleni do siebie, szeptaliśmy Coś sobie … szkoda słów – niech to pozostanie między nami – i skończył się ten wieczór, a w zasadzie studniówka – grubo po północy. Piękne chwile dla mnie – opowiedz im to w niebie … proszę. Swoją drogą – za naszych czasów – to były studniówki – dziewczyny były piękne – i nie pokazywały czerwonych podwiązek – wszystko było z klasą i umiarem – bardzo romantycznie i uczuciowo – sam na sam … Piękne chwile dla mnie – a dla Ciebie ? … Jezu zapomniałem , że Cię już nie ma – Nie nieprawda – Ty jesteś – i żyjesz wśród nas – nigdy nie zapomnę o Tobie…   Wiem, że nie będziesz mnie próbować zmuszać do pozostania w tych moich wspomnieniach – ale Wiesz – One są i do końca będą … Gdzieś tam patrzysz i widzisz . Wierz mi – dla mnie to niezwykle miłe, że mogę napisać dziś o Tobie. … Nie potrafię znaleźć słów. Ale dziś nie musimy się pożegnać – bo to boli. Dziś jest dzień – kiedy wszyscy sobie przypomną o Tobie. Musze trzymać język za zębami, krtań przełyka smutek , łzy same lecą – nie potrafię znaleźć słów jak mi smutno , że odeszłaś tak szybko… Już nie ma miejsca na to, żeby coś się zmieniło – ale są wspomnienia. Zawsze tak nas pamiętam. Więc proszę Cię dziś – Ty jesteś gdzieś tam niedaleko – blisko nas… i jak mnie dziś widzisz czy słuchasz – uwierz mi –

LOVE STORY Read More »

Lubuski fenomen

O zachwycających fotografiach Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich, ale też o nim samym po raz kolejny na http://www.idealzezgrzytem.pl. Naciśnięcie czerwonego guzika z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi projekcję zdjęć z muzyką. Są to fotografie Marka Kaźmierskiego. Fotografie Marka Kaźmierskiego, które uwieczniają bajeczne krajobrazy Nowin Wielkich, Ujścia Odry mają swoich naśladowców. Przeglądam posty na fb – widzę podobne kadry, ale podpisane innym imieniem i nazwiskiem. No cóż, to jest tylko naśladownictwo, szukanie podobnych ujęć, podobnych motywów – ale oryginał jest tylko jeden – tym oryginałem jest już tak łatwo rozpoznawalny Marek Kaźmierski. Wszystkim naśladowcom radzę szukać swojej drogi, swoich motywów – jeśli chcą być wyjątkowi, oryginalni, prawdziwi – inaczej będą tylko tymi drugimi, tymi naśladowcami. Zresztą tam, gdzie są jego naśladowcy, Marka już tam nie ma. Może jest w tym samym miejscu, ale jeśli chodzi o zdjęcia to wszedł już w inną rzeczywistość, odkrył coś, a może zrobił skok w przyszłość – tak sądzę patrząc na Jego świeże zdjęcia i kręcę przecząco głową, bo może zrobił je jakimś innym aparatem fotograficznym? Tak, ma nowy, „ ale stary” aparat fotograficzny, którym mi się pochwalił – bardzo kosztowny zresztą, ale czy już go używa? Przede wszystkim zadziwia mnie ta ogromna ilość udanych zdjęć. Te zdjęcia działają na mnie porażająco, bo nie dają mi spokoju, każą odkładać na później rozpoczętą robotę, zaprzątają myśli, w głowie powstają jakieś pomysły, nagle tworzę jakieś scenariusze filmowe, piszę bajki jakich nie było, przypominają mi się stare piosenki, lata szczęśliwego dzieciństwa… Fajnie. Miałam okazję widzieć się z Markiem Kaźmierskim. Co u niego słychać? To, że rzeczywistość się zmienia, a my się tego nie spodziewamy. Zmniejszyło się stadko danieli, które w tamtym roku tak uroczo pozowało Markowi do zdjęć. Niestety to wina wilków. Markowi zdarzają się bliskie spotkania z tymi drapieżnikami podczas fotograficznych wypadów w plener. Co się czuje, gdy namierza się obiektywem wilka, a jednocześnie zauważa , że z boku obserwują cię oczy dwóch innych towarzyszy nie wiadomo jak licznego stada? Czuje się tylko stres. Bo w tę pasję, jaką jest fotografia przyrody wpisane jest ryzyko, a w przyrodzie nie ma idealnych warunków, to nie studio – to natura, to przyroda… Umiłowanie do uwieczniania terenu wokół Nowin Wielkich jest podyktowane miłością do tego miejsca zamieszkania, dostrzeżenia jego wyjątkowości i piękna. Na tych zdjęciach oglądamy teren nieskażony, bez znaków cywilizacji, bez ludzi. Jeśli są – to pasują, podkręcają zdjęcie , nie są intruzem psującym całość . ??? Marek Kaźmierski jest nie tylko mieszkańcem i fotografem tej bajecznej krainy, ale jest jednocześnie kimś , kto walczy o ten teren. Kto by pomyślał, że ta jak wyjęta z baśni dębowa aleja, którą tak niesamowicie uwiecznia Marek miała być wycięta? Zadaję sobie pytanie ile jest takich alei jeszcze w Polsce tak niezwykle położonych? Ba, w ogóle czy jest taka druga? Jakie to podłe i maluczkie decyzje, jacy beznadziejni, pozbawieni wyobraźni są ludzie, którzy chcieli się tego dopuścić, którzy podjęli taką decyzję. O tym nie można milczeć. Takich ludzi nie warto pytać dlaczego chcieli tak zrobić? Bo urzędnicy zawsze znajdą wytłumaczenie swojej decyzji. Po co chcieli to zrobić ? Żeby samochody mogły szybciej jeździć? Dla pieniędzy?, Dla dębowych desek, które można drogo sprzedać w Niemczech? Pozostaje pytanie czy takie miejsca mają swoją ochronę, czy są obrońcy, którzy wiedzą jak chronić i zabezpieczać takie miejsca, ratować nawet wtedy gdy te drzewa będą stwarzać zagrożenie. Jest to droga ruchu, ale może powinna powstać droga alternatywna do tej. To są już pytania do władz, samorządowców i decydentów, którzy powinni doceniać i widzieć to co mają i czym zarządzają i jak zrobić z tego wartość, aby i nawet dzięki tym krajobrazom mogła ludność gminy żyć i ciekawie w niej zarabiać. Marek mówi, że te lasy są bardzo przetrzebione, odkrywa podczas swoich wędrówek masę łysych połaci, stosy wyciętych drzew gotowych do wywózki. Teorii uzasadniających róże decyzje znawców od lasów, wygłaszających mnóstwo dziwnych argumentów– jest dużo – tylko czy na pewno mają rację? Marek mówi, że prowadzi swoją walkę z myśliwymi, publikuje zdjęcia wyciętych drzew w lesie, docieka prawdy, dzięki niemu ta zjawiskowa aleja dębowa jest nadal. Jak mi opowiada – dostaje wzruszające komentarze z całego świata, od ludzi, którzy są urzeczeni krajobrazami uwiecznionymi na jego fotografiach. Ta aleja jest już znana na świecie, doceniana bardziej niż tu na miejscu. Intryguje mnie osobowość Marka Kaźmierskiego. Wiem, że jest świadomy swojej wartości jako fotograf, ale też zna swoje braki, widzi lepszych od siebie – jeśli tacy się pojawiają. Jest jak wilk, lubi szukać swojej drogi i kroczyć samotnie, bo droga – popularnie mówiąc – kariery nie jest jego marzeniem i szczęściem. Życzymy dalszego rozwoju, czekamy na fotografie robione „nowym- starym” aparatem i czekamy na namiary wystawy Twoich zdjęć Marku, które będzie można podziwiać, bo o niej wspominałeś. Gospodarze gminy !!! – macie wyjątkowe miejsce, wyjątkowego fotografa – podrapcie się po głowie, albo znajdźcie kogoś do pomocy i zróbcie coś ciekawego. I na Boga !!! tylko nie piły – ścięte drzewa!!! Błagam Życzę wam współpracy i pomysłów. Marzanna Leszczyńska O fotografiach Marka Kaźmierskiego pisaliśmy w następujących artykułach : https://idealzezgrzytem.pl/2024/03/24/zauroczenie/ oraz https://idealzezgrzytem.pl/2024/04/24/gratulacje/  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Lubuski fenomen Read More »

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem

Szybkim krokiem przemierzyłam most i stanęłam w bramie do Torre de Belêm, aby zapozować do pamiątkowego zdjęcia. W tym właśnie momencie aż mnie zatkało powietrze bo poczułam porządny zimny prysznic wody. Miałam mokre włosy, twarz i miejscami ciuchy. Rozległ się śmiech ludzi, którzy stali się tego świadkami. Przez moment nie rozumiałam co się stało. To było nagłe uderzenie silniejszej fali Tagu, która zmoczyła mnie i mojego fotografa. Aparat się zamoczył i nie zrobił zdjęcia. Tak wyglądało moje wejście do Torre de Belêm – jednego z najcenniejszych zabytków Portugalii. Zapraszam na tekst o historii tego szczególnego i zachwycającego miejsca, które ma też polski akcent – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką tego miejsca. Pierwotnie budowla wznosiła się pośrodku koryta rzeki Tag. W wyniku wielkiego trzęsienia ziemi z 1755 roku rzeka zmieniła nieco koryto i obecnie wieża znajduje się tuż przy jej prawym brzegu. Aby dostać się do Torre de Belém trzeba przejść przez most zwodzony, który został zbudowany, aby utrudnić dostanie się do budynku dla najeźdźców. Gdy idziesz po tym moście pod stopami i pod drewnianym mostem kłębi się woda Tagu, która nie stoi w miejscu tylko obmywa wieżę, szumi i tworzy fale.Muszę przyznać i napisać, że położenie Torre the Belêm jest przepiękne przez to, że cały czas jest obmywana przez rzekę Tag. Tam te fale nie ustają, nawet przy bezwietrznej pogodzie. Tworzą spektakl. Zdradziecko podchodzą aż pod schody nabrzeża, tworzą potężne kałuże. Są to widoki fantastyczne. Właściwie to wygląda jakby budowla wynurzała się z rzeki. Można na to patrzeć i patrzeć.Belêm jest jednym z najcenniejszych zabytków Portugalii, najważniejszą atrakcją turystyczną w Lizbonie i jednocześnie drugim zabytkiem Lizbony z listy Unesco, jednym z siedmiu cudów Portugalii 2007 roku, arcydziełem stylu manuelińskiego ( uznaną za jedyną zachowaną budowlę wzniesioną całkowicie w tym stylu, która się zachowała do dziś). Belêm było oknem na świat salonu Portugalii jakim stała się Lizbona XVI wieku, z której żeglarze wypływali w świat daleki i niepoznany dzięki królowi Henrykowi Żeglarzowi, który wyprowadził Portugalię na szerokie oceaniczne wody.  Za tymi wodami leżały ziemie przyszłych kolonii i zaczął się czas sprzyjający eksploracjom. Belêm tak nazywa się wieża, która była wejściem do Portu Lizbońskiego w epoce wielkich odkryć geograficznych służyła za komorę celną ściągającą haracz dla Króla, stała się też punktem orientacyjnym dla żeglarzy wracających do ojczyzny i symbolem morskiej potęgi Portugalii. Pierwotnie nazywana była Zamkiem św. Wincentego, który był patronem Lizbony. Powstała w latach 1515- 1520, a wzniósł ją architekt budowli militarnych Francisco de Arruda i miała uzupełniać ochronę umocnień rzeki Tag. Do jej budowy użyto wapieni z okolicy i reprezentuje styl manueliński czyli bardzo portugalski, upamiętniający morskie podboje Portugalczyków. Było to połączeniepóźnego gotyku ze zdobieniami mauretańskimi, dekoracjami naturalistycznymi z rodzimej sztuki i motywami morskiej fauny i flory oraz z biblii.To cudeńko architektoniczne składa się z dwóch części: sześciokątnego bastionu z nisko sklepioną kaplicą ze strzelnicami dla 12 armat i 30 metrową wieżą, w której mieści się : sala gubernatorska, sala królewska, sala audiencyjna, kaplica i taras z widokiem. Całość wzbogacona jest licznymi bartyzanami – wieżyczkami, które pełniły funkcje strażnicze i strzelnicze.Ta budowla zapoczątkowała nowy trend w architekturze wojskowej ze względu na dwupoziomowy skład broni. Belêm po portugalsku znaczy Betlejem. Na jej tarasie znajduje się figurka Matki Boskiej Belêm nazywana też Matką Boską Dobrego Sukcesu lub Matką Boską Winorośli czy też Dziewicą Dobrej Podróży. Fasady od strony rzeki miały więcej dekoracji, bo witały żeglarzy. Przy wejściu do wieży stoją figury św. Wincentego i Archanioła Michała, a bartyzany zdobione są tarczami z krzyżem Zakonu Rycerzy Chrystusa, który organizował i finansował wyprawy morskie Portugalczyków. Zwiedzając wieżę koniecznie trzeba na niej wypatrzeć rzeźbę nosorożca, z którym wiąże się słynna historia portugalskiego gubernatora i jego negocjacji z sułtanem Muzaferem zakończona prezentem dla króla Manuela w postaci nosorożca. Podarowane zwierzę zostało wysłane do Lizbony aby ucieszyć króla Manuela, który i tak był szczęśliwy bo posiadał słonia, ale dodatkowy prezent sprawił mu wielką frajdę. Król postanowił sprawdzić, czy prawdą jest, że słonie i nosorożce są odwiecznymi wrogami i zorganizował pojedynek kolosów na wzór rzymskich bitew dzikich zwierząt. Cały dwór był świadkiem jak słoń zobaczywszy szturmującego go nosorożca uciekł w panice, a pojedynku nie było ku rozczarowaniu dworzan. Nosorożec stał się bohaterem i modelem dla niemieckiego malarza przebywającego na lizbońskim dworze -Albrechta Durera, który go naszkicował. Potem Król Manuel chciał podarować nosorożca Papieżowi zapewniając Go w ten sposób o wierności Portugalii, demonstrując sukcesy w dalekich krajach, jakim było nawracanie ludności na wiarę chrześcijańską. Jednak prezent wysłany drogą morską do Rzymu, utonął podczas wielkiego sztormu, ale pamiątka tej historii w postaci rzeźby na Belêm pozostała. W latach okupacji hiszpańskiej (1580-1640) wieża Belêm pełniła funkcję więzienia i w swoich podmakających pomieszczeniach przetrzymywała więźniów politycznych. I tutaj trzeba wspomnieć o istotnym polskim wątku ponieważ w 1833 roku przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem– twórca Legionu Polskiego w Portugalii. Zasługi generała dla Polski były duże w ówczesnym czasie – brał On udział w Powstaniu Listopadowym i zwyciężył pod Domanicami w 1831 roku oraz Iganiami. W starciu pod Przetyczem dzięki celnemu ogniowi baterii skierowanej przez Bema wojska rosyjskie zostały zmuszone do odwrotu, tak też się stało w walkach: pod wsią Długosiodło, nad rzeką Orzyc, pod Rużem i Złotorią.Powstanie Listopadowe upadło, załamała się też obrona stolicy – wszędzie tam walczył generał Józef Bem odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Jego jednostka, która wycofała się do Prus została w końcu rozwiązana, a On sam udał się na emigrację do Niemiec i Francji. We Francji związał się z Hotelem Lambert i zaczął formować wśród emigrantów polskich Legion Wojskowy. Z tą formacją wojskową miał walczyć w Portugalii w czasie wojny domowej po stronie Dom Pedra ( króla Portugalii, który powrócił do swojego kraju po 13 latach z Brazylii). Bem zmobilizował niewielu ochotników ponieważ emigracyjne środowiska demokratyczne były przeciwne przelewaniu krwi Polaków w obcej sprawie. W rezultacie Polacy nie wzięli udziału w walkach, gdyż po zajęciu Lizbony Dom Pedro zerwał z nimi porozumienie, a protestującego i wykłócającego się Bema aresztowali i zamknęli w wieży Belêm, skąd trudno było uciec. Dopiero po dłuższych negocjacjach i dwóch miesiącach

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem Read More »

Moda na ulicy w Lizbonie – zimą 2024

Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. Ludzie chodzący po ulicy w Lizbonie przyciągają uwagę. Ich garderoba jest bardzo schludna i klasyczna. Pomyśleć, że właśnie to tak zwraca uwagę. Króluje jeans, płaszcze typu trencz, sweterki dzianinowe przylegające do ciała, pulowery, skórzane kurteczki, kobiece bluzki rozpinane na guziki, czasami sukienki. Wszystko bez udziwnień, kwiatów, cekinów , aplikacji, wzorów, błyskotek. Spodnie przeważnie z szerokimi nogawkami, lub poszerzanymi dołem, chociaż wąskie nogawki są również wszędobylskie. Kolory nie krzykliwe. Dominuje granat, beż, biel, czekoladowy, czarny, biały i ciemna oliwka, niebieski. Nie nosi się jednego koloru od stóp do głów. Szczerze mówiąc przy beżu robi się bardzo mdło, zwłaszcza w przypadku jasnych włosów. Za to chętnie wokół szyi motają szale we wzory gepardzie, takie wzory mają też czapki – i przyznaję, że te dodatki wyglądają fantastycznie. Czapki mają czasami daszki, ale pomponów nie widziałam. Można się dobrze przyjrzeć, ponieważ pogoda sprawiła, że wędrujący po ulicach ludzie ściągają wierzchnie ubrania – tak zrobiło się ciepło. Jak mówią Julio i Maria ( mieszkańcy Lizbony): ” Grudzień tego roku pogodowo jest anormalny. Zazwyczaj jest tutaj dużo chłodniej i deszczowo” . Tymczasem świeciło słońce , a temperatura była na krótki rękaw. Wracając do mody na ulicach Lizbony: to na nogach popularne są adidasy, płaskie wygodne obuwie, kozaki do kolan ( żadnych muszkieterek, obcasów, szpilek). W ogóle nie ma różu, żółtego koloru, żadnych wyrazistych kolorów. Ze wszech stron widać klasyczne, stonowane ubiory i upodobanie naturalności. Taka moda przyjęła się tutaj znakomicie i to zarówno wśród ludzi młodych jak i w wieku emerytalnym. Wymodelowane usta ? Wcale. Kolorowe włosy? No może trafiają się na dworcu, czy w tak dziwnym miejscu jak Sintra de Regaleira z jej masońskim zamkiem. Żadnych wyszarpanych dziur w jeansach. O tym mówi się już od czterech lat, ale te wieści nie wszędzie dotarły w Polsce – nadal często na ulicach świecą się kolana czy nawet tyłki w dziurawych jeansach. Lizbońskie ulice w grudniu 2024 roku zachwycają, uspokajają i inspirują. Mnie się bardzo podobają. Na http://www.idealzezgrzytem.pl ukazały się do tej pory następujące refleksje na temat mody: https://idealzezgrzytem.pl/2024/04/09/phuket-czyli-o-tym-co-sie-nosi-na-slynnej-plazy-2024/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/04/05/byc-jak-andie-macdowell/ Marzanna Leszczyńska  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Moda na ulicy w Lizbonie – zimą 2024 Read More »

Santok i jego trzy średniowieczne cmentarze

Gorzowskie muzeum w ramach Gorzowskich Konserwatoriów Muzealnych zorganizowały w dniu 13 listopada 2024 r. wykład Izabeli Ignatowicz pt: „Średniowieczne cmentarze Santoka”. Dzielę się tym czego się na nim dowiedziałam – Marzanna Leszczyńska Santok na początku swojego istnienia nazywany był Sątokiem, a był to wiek VIII i zaczynał jako osada handlowa, której szlaki wiodły do Szczecina i Poznania. W IX wieku rozbudował się na tyle, że można mówić już o stałym osadnictwie w tym miejscu. W X wieku, w czasach księcia Mieszka I, który przyjął chrześcijaństwo na tych terenach był grodem zamieszkiwanym przez Polan. Konstrukcja wałów w Santoku jest taka sama jak w Poznaniu co świadczy o tym samym architekcie. W 1257 r. powstaje miasto zwane dzisiaj Gorzowem Wielkopolskim do, którego ludzie zaczęli się przesiedlać. Krótką historią Santoka rozpoczął się wykład Izabeli Ignatowicz. Dalej prelegentka przedstawiła na podstawie znalezisk archeologicznych chrześcijański obrządek pogrzebowy, opowiedziała o pracach archeologicznych w ostatnim stuleciu i znaleziskach cmentarnych w Santoku. Odwiedzając dzisiejsze cmentarze i uczestnicząc w dzisiejszych pochówkach widać jak bardzo odbiegliśmy od tego jak do tego podchodzili pierwsi chrześcijanie. Na terenie Santoka odkryto trzy cmentarze średniowieczne. Przyjęcie chrześcijaństwa zmieniło pochówek ludzi i pojawił się obrządek pogrzebowy. Wcześniej zwłoki były palone na stosie, prochy przechowywano w urnach, zwłoki zawinięte w całun grzebano w grobach jamowych. Istniały kurhany czyli komory grobowe przykryte warstwą ziemi, następnie warstwą kamieni i następną warstwą ziemi. Zmarłych uposażano w przedmioty, które miały im służyć w zaświatach. W średniowieczu powstawały kościoły, a przy nich wydzielano obszary wytyczane na cmentarze. W obrządku chrześcijańskim zmarłych chowano w pozycji wyprostowanej w odpowiednim kierunku świata, a konkretnie głową w kierunku zachodowi. Zmarły w ten sposób oczekiwał na zmartwychwstanie. Trumna była oznaką bogactwa, ale zmarłego chowano boso, aby nie wracał z zaświatów. Odeszło się już od uposażania umarłego w przedmioty, które miały służyć w zaświatach, ale wkładano do grobu tylko jego osobiste przedmioty. Santok ma trzy cmentarzyska średniowieczne pochodzące z XII i XIII wieku: cmentarz koło Kościoła św. Andrzeja, cmentarz na prawym brzegu Santoka i najstarszy na Górze Zamkowej ( gdzie obecnie znajduje się wieża, która jest własnością gorzowskiego artysty Jerzego Gąsiorka). Na zdjęciach: wieś Santok Sto lat temu w Santoku ekspertyza archeologiczna z Berlina prowadziła prace, którym przewodniczył prof. Wilhelm Unverzagt. Wtedy odkryto fragmenty kamiennej budowli i pochówek 46 szkieletów o charakterze chrześcijańskim. Później Zofia Kurnatowska- Hilczer podważyła opinię, że był to budynek mieszkalny, twierdząc, że były to mury świątyni. W 2020 roku badania w Santoku prowadzone były przez poznański PAN. W tym czasie powstała ścieżka edukacyjna i tablice informacyjne. Na polach uprawnych na głębokościach 30-40 cm. pod powierzchnią ziemi odkryto 6 grobów i dwa skupiska kości ( dwuosobowy pochówek mężczyzny z dzieckiem o obrządku chrześcijańskim – zwłoki ułożone w kierunku wschód- zachód. Przeprowadzono badania antropologiczne- które ustalają wiek, płeć, urazy, choroby, tryb życia i sposób odżywiania zmarłego). Ustalono, że na Górze Zamkowej pochowane są 22 osoby ( 10 mężczyzn, 4 kobiety, 6 dzieci i dwie osoby dorosłe). W XII wieku na cmentarzu na Górze Zamkowej postawiono krzyżacką, drewnianą wieżę, którą w latach 30-tych ubiegłego wieku przebudowano na kamienną. Znaleziono tam też dwa groby pochowanych zwłok w kierunku północ-południe ( być może byli to obcy, jacyś podróżnicy). W 2025 roku poznańska PAN ma w planie przekopanie archeologiczne Zamkowego Wzgórza w Santoku. W 2014 i w 2015 roku na ul. Gorzowskiej w Santoku na odcinku 0,5 km odkryto cmentarz, gdzie odnaleziono 187 grobów, odkryto też ceramikę z XII i XIII wieku. Na wykładzie zaprezentowano też animowany film, który pokazał chrześcijański obrządek pogrzebowy na przykładzie 20-letniej kobiety, matki dwojga dzieci. Ciało zmarłej myli członkowie rodziny i ubierali odświętnie ( na filmie kobieta miała szklane koraliki na szyi, zdobną opaskę na głowie), była boso. Ciało ułożone na plecach z rękami wzdłuż ciała przy świecach było pilnowane przez domowników. Następnie wyprowadzane było z domu do kościoła. W kościele trumna układana była na katafalku, rodzina żegnała się ze zmarłą i zamykano trumnę. Po mszy świętej kondukt pogrzebowy, któremu towarzyszył na początku ksiądz i krzyż z trumną i ludźmi za nią udawał się na cmentarz, gdzie ksiądz święcił grób i ciało składano do grobu na głębokości 1,5 metra. Przy głowie zmarłego na grobie umieszczano krzyż. Po wykładzie z sali padały pytania do wykładowcy. Obecnych było ok. 30 słuchających wykładu. Ktoś zapytał czy są przewidziane prace wykopaliskowe na fosie, która z pewnością jest „skarbnicą”, tam bowiem wyrzucano w przeszłości przedmioty. Odpowiedź jest przykra, ponieważ zasoby i środki finansowe na badania są niewystarczające. Zapytano też czy przewiduje się jakieś rekonstrukcje w Santoku? Ktoś mądrze zauważył ze słuchaczy i podkreślił, ze Wolin posiada imponującą rekonstrukcję, ale ona jest tam zbudowana sztucznie, Santok jest natomiast oryginalny. Słuchacze zauważyli, że właściwie doskonałym i najbardziej odpowiednim miejscem na muzeum w Santoku, które ma dopiero 45 lat jest kamienna wieża krzyżacka, która stoi na najstarszym cmentarzu na Górze Zamkowej. Decyzją władz gminy wieża ta, została sprzedana Jerzemu Gąsiorkowi, który ma w niej pracownię i uratował ją przed nicością, a jej okazałość możemy dzisiaj dzięki właścicielowi oglądać. Uczestnicy wykładu interesowali się tym, czy i gdzie na terenie Niemiec znajdują się wywiezione z Santoka eksponaty i co odkryła powódź, która nawiedziła te tereny w 1997 roku? Jak słusznie powiedział ktoś na sali, że: w Santoku to właściwie, gdzie nie wbijesz łopatę tam znajdziesz coś ciekawego. Cieszmy się, że już niedługo bo w 2025 roku poznańska PAN ma zaplanowane przekopanie Góry Zamkowej. Na zdjęciach obrazy z muzeum w Santoku przedstawiające sceny z życia grodu. Tymczasem kto jeszcze z Gorzowian nie był w Muzeum Santockim to powinien to zrobić, bo ekspozycja i multimedialny film o historii tego miejsca są bardzo ciekawie zaprezentowane i muszę powiedzieć, że czasem odbiega z dużo lepszym poziomem niż nie jedna, którą miałam okazję obejrzeć w krajach Europy Zachodniej. Dobrym pomysłem wykazał się znajomy, który jako atrakcję na swoje urodziny w czerwcu zorganizował wycieczkę statkiem i zwiedzanie muzeum z obejrzeniem filmu w santockim muzeum. Urodzinowi goście z Niemiec, którzy przybyli licznie byli zachwyceni tym co zobaczyli. Marzanna Leszczyńska Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam

Santok i jego trzy średniowieczne cmentarze Read More »

„Noce i dnie-być jak Barbara Niechcic chociaż na moment”

W wieku 89 lat zmarła Jadwiga Barańska odtwórczyni roli Barbary Niechcic z filmu „ Noce i dnie”. !3 listopada 2024r. w Los Angeles odbyła się pierwsza część ceremonii pogrzebowej. (…) Będą dwa pogrzeby: ten w miejscu Jadzi i mojego zamieszkania, to jest Los Angeles, i ten drugi: w Polsce. Chcemy z Mikołajem przywieźć do kraju prochy Jadzi, aby spoczęła na zawsze w kraju, który jest jej i moją ojczyzną (…). Pragniemy, aby pogrzeb odbył się 21 października 2025 roku, w dniu urodzin Jadzi. Proszę was, wysyłajcie mi dobre wibracje, abym dotrwał do tego dnia (…). Jerzy Antczak( mąż Jadwigi Barańskiej i reżyser filmu „Noce i dnie” Wielki film – wybitny, który niewątpliwie jest lepszy niż książka Marii Dąbrowskiej i wielka rola Jadwigi Barańskiej. Zdarza się, w tych naszych czasach nowych technologii i mediów społecznościowych, że gdy umiera ktoś niezwykły to dzięki współczesnej technice my zwykli ludzie robimy zryw wdzięczności i dziękujemy wspaniałymi wpisami, które wyciskają łzy i trwa to bardzo długo . Jest to czas umieszczania w mediach społecznościowych masy wspomnień, wywiadów, wpisów , zdjęć, fragmentów filmów itd. Krótka scena z filmu „Noce i dnie” nad stawem, gdzie Józef Tolibowski w białym garniturze wchodzi do wody i zbiera nenufary dla Barbary wzruszyła mnie na nowo, a przed oczami stanęło mi jak żywo wydarzenie, które ma już 10 lat. Otóż w 2014 roku Szkoła Tańca Anny i Grzegorza Deptów w Gorzowie Wielkopolskim, do której uczęszczałam przez 20 lat, zorganizowała jedyne takie, warsztaty taneczne dla seniorów w Pałacu w Sierakowie. Był tam niezwykły bal pt: „ Walentynkowe kocham kino” i byli zwycięzcy tego balu, którzy w konkursie zatańczyli walca wiedeńskiego do muzyki z filmu „Noce i dnie” i wzruszająco odegrali słynną scenę Barbary i Józefa Tolibowskiego z nenufarami, za co otrzymali obozową statuetkę Oskara. Dlatego Halinko zaprosiłam Cię do tej rozmowy, bo Ty byłaś wtedy królową balu, żeby razem z Tobą wspomnieć to piękne wydarzenie i oddać hołd Jadwidze Barańskiej Na wspominki tego czasu i rozmowę z królową balu 2014 w Sierakowie – zapraszam – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. Halinka Hensseler: Zupełnie nie mam pojęcia jak mogliśmy tak dobrze wypaść. To nie był taki sobie bal przebierańców. Tutaj mieliśmy się wykazać umiejętnościami tanecznymi, bo przecież uczęszczamy na zajęcia do prawdziwej szkoły tańca, która prowadzona jest przez Grzegorza i Annę Deptów ( nauczycieli o najwyższych kwalifikacjach tanecznych. Grzegorz Depta jest sędzią międzynarodowych turniejów, Jego żona Anna posiada najwyższą klasę S w obu stylach). Zabawa zabawą, ale jury w postaci naszych nauczycieli jest zawsze wymagające i wiedzieliśmy, że podejdą do oceny poważnie – to poza tym artyści. Na szczęście liczył się cały wizerunek – nie tylko taniec. Był to dla nas duży sukces ponieważ konkurencja była duża, stroje piękne i dużo wyższe umiejętności tej konkurencji szlifowane całymi latami. Nie spodziewałam się, że „Noce i dnie” mogą wygrać ze „Śniadaniem u Tiffaniego”, filmami Woodego Allena, „Vabankiem”, „Romeo i Julią”, „ Janosikiem”, „Moulin Rouge”, „Żółtą panterą”, „ Pokahotas”. I co tu dużo mówić nie jesteśmy jakoś szczególnie uzdolnieni tanecznie. Marzanna Leszczyńska: Muszę przyznać, że przy tej Waszej scenie, wszyscy odlecieliśmy, byliśmy w jakimś amoku, weszliśmy w role. To odzwierciedlają zdjęcia, jasne, szerze roześmiane twarze, byliśmy szczęśliwi. Filmowa scena z nenufarami stanowi jakąś idyllę, taki szczególny czas szczęśliwości, życzliwości, Józef Tolibowski i Barbara są w centrum i nikt im nie zazdrości. Podobnie było gdy Wy odgrywaliście tę rolę – również wytworzył się ni stąd ni zowąd entuzjazm, spontaniczność i zaangażowanie wszystkich uczestników balu. Jakby wszyscy nagle znaleźli się w filmie, w którym reżyser nie jest już potrzebny. Zaczęła spontanicznie powstawać dalsza część i odegrała się nowa scena, a twój mąż, który miał 70 lat wziął ciebie na ręce i zatańczył. Zaskoczeni byliśmy Jego szarmanckością, zobaczyliśmy uczucie – to po prostu było piękne, wzruszające. Przełożyło się to przy okazji na dobrą prezentację walca wiedeńskiego, co docenili trenerzy i sędziowie zarazem. Powiedz co wtedy czułaś podczas tej Waszej prezentacji? Czy się bałaś bardzo, drżały Ci kolana? Byłas do tego dobrze przygotowana i tylko odgrywałaś czy też poszło na żywioł? Halinka Henseller: Wydaje mi się, że do końca się przygotowywałam. Ponieważ parę par prezentowało się przed nami więc przypatrywałam się im i wyciągałam wnioski do ostatniej chwili. Bardziej to drżałam o mojego partnera, któremu nie poświęciłam zbyt dużo czasu ( jest Niemcem i nie oglądał filmu). Widocznie to wystarczyło, ruszył wyobraźnią. Myślę, że gdyby miał zapamiętać całą instrukcję, wszystkie uwagi to pogubił by się, zestresował, że nie zapamięta i w rezultacie „zesztywniał by”. A tak miał swoją wersję, dołożył własną koncepcję i zrobił to tak jak sam czuł. Sądzę, że aplauz i zaangażowanie uczestników zabawy bardzo mu pomogły, bo sam by pewnie nie wpadł na wiele rzeczy, które zrobił. Nie wiedziałam jak to odegra i autentycznie byłam pozytywnie zaskoczona tym co wyprawiał. Moja radość i śmiech były szczere, gdy każdy podarowany nenufar całował i podawał mi na kolanach. Poczułam się wyróżniona jak Barbara, którą wyróżnił wtedy Józef Tolibowski, bo mnie wyróżnił spośród wszystkich pięknych koleżanek, które przyglądały się nam i nie występowały w takich romantycznych scenkach. Byłam zadowolona, że się tak sprawdził. Potem trzeba było z tej aktorskiej sceny wejść w taniec. To było moje zadanie, bo to ja jestem w naszej parze lepsza, ale tego nie można pokazać, że kobieta prowadzi. Okazało się, że rozpoczęłam dobrze, a nasi nauczyciele od razu ocenią czy jest w rytmie. Bał to się zdecydowanie bardziej mój partner niż ja. Gdy wybuchł aplauz to już dalej było jak za pociągnięciem sznurka. To nie były takie sobie wygłupy i zabawa na luzie. Marzanna Leszczyńska: A teraz porozmawiajmy o tych Waszych strojach, które dla mnie były dziełami sztuki. Nie były wypożyczone z teatru czy kupione przez internet ( jak się to często czyni). Całość skomponowałaś sama. To się właśnie ceni: myśl i praca własna. Widać było dopracowanie, zadbałaś o każdy szczegół. Pytanie ile wydałaś na te stroje? Skąd ten pomysł, że właśnie „Noce i dnie”? Czy myślałaś też o innych filmach? Muszę napomknąć, że wszyscy przygotowywali się w tajemnicy i w efekcie pomysły się nie

„Noce i dnie-być jak Barbara Niechcic chociaż na moment” Read More »

QUO VADIS AMERYKO ?

Robert Wójcik o refleksjach po wyborach na prezydenta w Stanach Zjednoczonych i zwycięstwie Donalda Trampa w 2024 roku. Donald Trump – wygrał wybory. To miliarder i celebryta, który zmienił oblicze amerykańskiej polityki. Jego prezydentura w latach 2017-2021 naznaczona była chaosem i skandalami. W tegorocznej kampanii sam przedstawiał się jako kandydat „ludzi zapomnianych”, walczący o „odebranie” USA lewicowym elitom. Od wyniku wyborów zależało, czy wróci do polityki, czy zapisze się w historii jako oskarżony o liczne przestępstwa. Spraw w sądach amerykańskich jest wiele. Wygrał – zrobił NOKAUT. Prezydent Donald Trump urodził się w 1946 roku w bogatej rodzinie w Nowym Jorku jako jeden z trzech synów znanego z bezwzględności dewelopera z Queens o niemieckich korzeniach – Freda Trumpa i imigrantki ze Szkocji Mary Anne. Ma pochodzenie – niemiecko – szkockie. Zasadą, jakiej jego ojciec – Fred Trump nauczył swego syna – Donalda Trumpa, jest to, że trzeba być zwycięzcą. (ZWYCIĘZCĄ) – czyli człowiekiem , która gra twardo i chce wygrać. Po trupach – do celu. Jeśli oznacza to wyznaczanie reguł, to wyznaczy reguły i będzie chciał, by inni grali zgodnie z nimi. Sam Donald Trump twierdził często podczas wieców przedwyborczych, że o ile jego matka z pewnością spogląda na niego z góry z nieba, to wątpliwe jest- a wręcz niemożliwe – by tam trafił jego ojciec. Za młodu – nasz Donald Trump chciał zawodowo grać w baseball lub robić karierę w Hollywood. Ojciec zapisał go jednak do wojskowej szkoły średniej, która – jak przyznał po latach – nowo wybrany prezydent USA – nauczyła go dyscypliny. Następnie Trump studiował ekonomię na nowojorskim Fordham i prestiżowym Uniwersytecie Pensylwanii. Twierdził – niezgodnie z prawdą – że był tam najlepszym studentem w swojej klasie, choć nigdy nie udostępnił swoich wyników – co więcej posługując się groźbami naciskał na te szkoły, by nie udostępniały dziennikarzom i mediom jego świadectw czy dyplomów. Czegoś się bał – chyba nie było – „prymusem” na tej uczelni. A ja też nie byłem prymusem – ale w końcu się obudziłem – jak mi kiedyś powiedziała mój kochany – nieżyjący już nauczyciel. Ach – wspomnienia… W latach studiów uniknął służby wojskowej w Wietnamie !!! – a potem został z niej zwolniony z powodu „domniemanych” ostróg piętowych. Po zakończeniu edukacji Donald Trump rozpoczął pracę dla ojca w branży nieruchomości. Rozszerzał rodzinny biznes – skoncentrował się na bardziej prestiżowym Manhattanie, zdominowanym przez nowojorską śmietankę towarzyską, o której by można długo i ciekawie pisać. Ale to nie ten temat. Trump uczył się poruszania w świecie biznesu, czy show-biznesu i polityki od swojego mentora, niesławnego prawnika Roya Cohna znanego z nieczystych zagrywek, niepłacenia rachunków, łamania pisanych oraz niepisanych zasad i konszachtów z mafią nowojorską i nie tylko z nią. Donald Trump w tym czasie zasłynął m.in. budową wieżowca Trump Tower i był gwiazdą kolorowych magazynów. Jak napisał magazyn „The Atlantic”- manhattańskie elity nigdy go tak naprawdę nie zaakceptowały i traktowały Trumpa – jak „kolejnego nuworysza o złych manierach i niesmacznej skłonności do autopromocji”. Takie są te „elity” – ale taki też był Trump – jego wizerunek. I nastąpiły też upadki – W latach 80. i 90. ub. wieku- nieudane inwestycje Trumpa m.in. w ligę futbolu amerykańskiego, linie lotnicze i kasyna w Atlantic City w New Jersey doprowadziły go na skraj bankructwa (stan upadłości swoich biznesów ogłaszał sześć razy !!!). Jednak jego fortuna odmieniła się na początku nowego millennium (2000 rok) dzięki reality show „The Apprentice”, w którym oceniał uczestników konkursu starających się o pracę w jego firmie. Dobry pomysł. Po fiasku biznesu w Atlantic City – Donald Trump, w dużej mierze zrezygnował z inwestowania w nieruchomości, skupiając się głównie na promocji swojej marki i zarabiał głównie poprzez udzielanie innym deweloperom i biznesom licencji na używanie swojego nazwiska. Ambicje polityczne zasygnalizował już w latach 80., lawirując między obiema partiami, a nawet snując plany startu w wyborach jako kandydat niezależny. Nie miał ugruntowanych politycznych poglądów, a środowiska konserwatywne zniechęcała jego opinia – o Nim – jako „bawidamka – i playboya”. W 2005 roku ożenił się po raz trzeci ( kochliwy ten prezydent…). Jego wybranką była pochodząca ze Słowenii – obecnie jego żona – Melania Knavs – obecnie Trump – swoją drogą – piękna kobieta, która wygląda bardzo młodo przy tym 78 -letnim facecie. No cóż – miłość nie zna granic. Tak a’propos – chodzi o jego urodę – szczególnie twarz – nie wiem dlaczego On jest zawsze żółty – czy pomarańczowy. Może zatrudnia jakąś „azjatycką” wizażystkę ? Sytuacja zmieniła się w 2015 roku. Mimo że prezydenckie aspiracje Donalda Trumpa były znów początkowo wyśmiewane jako niepoważne, jego populistyczny program, szokująca antyimigracyjna i antyestablishmentowa retoryka oraz showmańska charyzma trafiły na podatny grunt na mieszkańców Ameryki – oni nie wiedzą co to jest prawica czy lewica. Oni patrzą w to co ktoś obiecuje – czyli polepszenie zasobów swojego portfela – rozciągnięcie nożyc zarobkowych. Trump wykorzystał to doskonale- obiecując „góry złota” czyli zasobne w dolary portfele. Najpierw zdominował republikańskie prawybory, a potem wbrew wszelkim oczekiwaniom i mimo szeregu oskarżeń o molestowanie seksualne kobiet – odniósł w 2016 roku wyborcze zwycięstwo nad byłą pierwszą damą i szefową dyplomacji – żoną poprzedniego prezydenta – Panią Hillary Clinton ( jej maż – też nie był święty…) Prezydentura Trumpa, podobnie jak jego kampania wyborcza, była naznaczona chaosem, skandalami i burzyła wiele zasad amerykańskiej polityki. Targany wewnętrznymi konfliktami – Biały Dom nie był w stanie zrealizować wielu obietnic wyborczych – wyjątkiem były cięcia podatków, deregulacja i ograniczenie nielegalnej imigracji z użyciem drakońskich metod – lecz do czasu pandemii – Trumpowi sprzyjała koniunktura gospodarcza. Mimo początkowo silnej wewnętrznej opozycji w Partii Republikańskiej – a po zamieszkach na Kapitolu – ostracyzmu ze strony części liderów partii – dzięki charyzmie i sile wiernego mu elektoratu, udało mu się niemal w pełni podporządkować sobie partyjne władze. W swej karierze – Donald Trump wielokrotnie był w centrum sporów prawnych i nieraz był przedmiotem prokuratorskich śledztw. Według byłego prokuratora Jima Zirina – Trump był stroną 3,5 tys. pozwów (był pozywany za niepłacenie kontrahentom i pracownikom oraz dyskryminację). Tylko w ostatnich latach jego „uniwersytet” (w praktyce seminaria dotyczące rynku nieruchomości) – był ścigany za oszustwa

QUO VADIS AMERYKO ? Read More »

www.idealzezgrzytem.pl ma dwa lata

31 października 2022 roku ukazał się pierwszy artykuł na http://www.idealzezgrzytem.pl . Był to https://idealzezgrzytem.pl/2022/10/31/mierzecin-porcelanowe-wspomnienia/ Pan Józef Smoliński z Bielska Białej na okazję drugiej rocznicy portalu wykonał grafikę pałacu w Mierzęcinie, o którym często piszemy. Grafikę prezentujemy powyżej. Panu Józefowi bardzo dziękujemy za wizję Pałacu Mierzęcin, którego jeszcze nie odwiedził – to miłe. Przez dwa lata opublikowaliśmy 108 artykułów. A oto top 10-tka minionych dwóch lat. Marzanna Leszczyńska

www.idealzezgrzytem.pl ma dwa lata Read More »

„Lud obrzucił błotem króla …”

Dr Robert Wójcik o wydarzeniach powodzi w Hiszpani w kontekście prawdy na kilku płaszczyznach. Pytanie – dobrze czy źle ? Według mnie – dobrze. Hiszpania podnosi się po jednej z najtragiczniejszych od dekad powodzi. Wiadomo, że zginęło co najmniej 215 osób, a kilkadziesiąt wciąż uznaje się za zaginione. podwojono liczbę mundurowych skierowanych na zdewastowane tereny. Pojawiają się pierwsze próby wyliczenia strat spowodowanych żywiołem. Wiele wskazuje na to, że przekroczą one barierę 15 mld euro. Premier kraju (Hiszpanii) przedstawił we wtorek ( 5.11.2024) plan odbudowy zniszczonych obszarów… obiecanki- cacanki …. Sześć dni po dramatycznych powodziach na południowym wschodzie kraju wciąż nie jest znana ostateczna liczba ofiar. Według różnych źródeł zginęło co najmniej 215 lub 217 osób, choć z powodu dużej liczby zaginionych cały czas istnieje obawa, że ostateczny bilans będzie jeszcze gorszy. Wiadomo, że najgorsza sytuacja panuje w Walencji, w której zginąć miało co najmniej 211 osób. Tam również straty materialne są największe. W wielu miejscach całkowicie została zniszczona infrastruktura. Choć trudno nawet w przybliżeniu ocenić finansowy wymiar strat, według specjalistów będą one gigantyczne. Jednak najgorsze jest to , że zginęli ludzie – śmierć była straszna – okrutna. Służby ratunkowe cały czas zmagają się z potężnym wyzwaniem. Dlatego też premier ogłosił, że w ciągu trzech dni podwojono liczbę żołnierzy i policjantów skierowanych na zniszczone tereny. Obecnie pracuje tam 15 tyś. żołnierzy. Swoją drogą – można było inaczej – poinformować ludzi w odpowiednim czasie – że się szykuje Armagedon powodziowy – nie zrobiono tego w odpowiednim czasie. Chyba liczono na cud – który stał się tragedią i pochłonął wiele istnień ludzkich. Nie wiem jak wyrazić skalę tej powodzi… powodzi tzw. „błyskawicznej” Parking pod supermarketem Mercadony, czołowej sieci handlowej Hiszpanii, w miejscowości Paiporta był pełen, gdy ulicami miasta zaczęły płynąć błyskawicznie – ogromne potoki wody – to była fala jak na morzu. Błyskawicznie cała miejscowość została zalana średnio dwoma metrami wody. Zalany został też parking. Ile osób znalazło w nim śmierć? Strażacy dopiero teraz zaczynają to odkrywać. Wcześniej wjazd do parkingu był całkowicie zablokowany, nie tylko niezliczoną ilością aut, które tu przyniosła wezbrana woda, ale i dobytku, jaki wyrwała z sąsiednich mieszkań. Takich tragedii w regionie Walencji rozegrało się wiele. W niedzielę ( 3.11.2024) do Paiporty przyjechał król Filip VI z królową Letycją, a także premier Pedro Sanchez i przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Walencji – Carlos Mazon. Zostali powitani okrzykami „hijo de puta!” (skur…synu) i „fuera!” (won). W kierunku monarchy i jego otoczenia rzucano błotem, różnymi przedmiotami. Król próbował rozmawiać z rozżalonymi mieszkańcami miejscowości. No i po co ? Dobrze , że go obrzucono błotem – może niepotrzebnie wyzwiskami. Królowej też się nieźle oberwało … Premier rządu Hiszpanii – pod asystą ochrony szybko „ dał nogi” – czyli uciekł. Władze – premier, król, królowa, przewodniczący rządu regionalnego Walencji – zareagowali „katastroficznie” za późno. Gniew to wynik poczucia, że władze przyszły na odsiecz potrzebującym bardzo późno – po czasie. Przede wszystkim – AEMET -hiszpańska służba meteorologiczna, od wielu dni ostrzegał o nadejściu DANA, zjawiska nazywanego niskim ciśnieniem na dużej wysokości. To układ, w którym wilgotne powietrze znad coraz bardziej (z powodu zmian klimatycznych) rozgrzanego Morza Śródziemnego zderza się z zimnym powietrzem nadchodzącym nad Półwysep Iberyjski z północy. Z tego powodu w ciągu kilku godzin na okolice Walencji spadło tyle wody, co zwykle w ciągu roku – około 490 litrów na 1 m2 – w błyskawicznym czasie – góra 4-6 godzin ( za zwyczaj tyle deszczu w tym regionie spada przez cały rok). Choć jednak AEMET już we wtorek rano (29.10.2024) podniósł stan alarmowy do najwyższego poziomu, władze Wspólnoty Walencji ostrzegły o tym mieszkańców dopiero późnym wieczorem, gdy już runęła potężna ulewa. W tle jest jak zwykle polityka. Carlos Mazon (przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Walencji) stanął na czele rządu utworzonego przez konserwatywną Partię Ludową (PP) w porozumieniu z postfrankistowskim Vox, którego lider Santiago Abascal otwarcie podważa istnienie ZMIANY KLIMATU. Premier Sanchez twierdzi, że nie chciał interweniować, aby nie spotkać się z zarzutem, że podważa prerogatywy władz regionalnych. Wielu podejrzewa jednak, że jego celem było zrzucenie całej odpowiedzialności za to, co sam nazwał „największą katastrofą naturalną w Hiszpanii w tym wieku” na politycznych konkurentów. No i teraz mamy obraz władz i rządzących – coś paskudnego – niewyobrażalnego – ale prawdziwego. Tak jest prawda. A teraz trochę naukowo – Zjawiskiem, które przyczyniło się do kataklizmu w Hiszpanii , jest DANA, zwana również potocznie „zimną kroplą”. Na czym polega to zjawisko? Przyczyną ulewnych deszczy, które wywołały tą powódź, było zjawisko pojawiające się w określonych warunkach pogodowych we wrześniu oraz październiku, gdy temperatura wody w Morzu Śródziemnym jest jeszcze wysoka po lecie. DANA, czyli w języku hiszpańskim – początkowo nosiła nazwę gota fría (zimny niż/zimny front lub dosłownie: zimna kropla), która to nazwa nadal jest używana w języku potocznym. Zjawisko to polega na oddzieleniu się na dużych wysokościach zimnej masy powietrza, co powoduje gwałtowne burze i opady. Masa powietrza oddzielająca się od bardzo zimnego prądu trafia na warstwę ciepłego powietrza, a to powoduje zaburzenia atmosferyczne, które mogą być tragiczne w skutkach. Ponadto masa ta może być niemalże nieruchoma nawet przez kilka dni lub czasami przemieszczać się na zachód, czyli w kierunku, który jest przeciwny do dominującego przepływu powietrza. W Hiszpanii DANA pojawia się wówczas, gdy bardzo zimny polarny front powietrza przesuwa się nad Europą Zachodnią na dużej wysokości, zwykle wynoszącej od 5 do 9 kilometrów. Zderza się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Morza Śródziemnego. We wrześniu i październiku woda jest wciąż nagrzana po lecie, co sprawia, że morze staje się swojego rodzaju „gorącym” kotłem. Gdy te dwie masy się zderzą, pojawiają się gwałtowne burze z bardzo intensywnymi opadami deszczu. Aby odpowiedzieć na pytanie, czy za gwałtowne burze, które nawiedziły Hiszpanię, odpowiadają zmiany klimatu, konieczne są analizy, które wymagają czasu. Jednak da się zauważyć taką zależność – absolutnie – i potwierdzają to wybitni hydrolodzy i klimatolodzy – ale jak zwykle ich się nie słucha. Im wyższa temperatura Morza Śródziemnego, tym cieplejsze i bardziej wilgotne są masy powietrza, które nad nim powstają, a tym samym nagłe i groźne zdarzenia pogodowe mogą być częstsze.  Według mnie w niedalekiej przyszłości będziemy świadkami coraz większej liczby takich gwałtownych

„Lud obrzucił błotem króla …” Read More »

Transitus Christi i De Profundis

” Nawet umarłym głoszono ewangelię ” ( Piotr Apostoł 1P4,6) ” Pod stopami Chrystusa przechodzącego przez otchłań zrodził się czyściec ” ( Hans Urs von Balthasar – szwajcarski kardynał, teolog Wielkiej Soboty) ” Nabożeństwami Transitus Christi oraz De profundis możemy modlić się zarówno w Wielką Sobotę, gdy rozważamy zstąpienie Chrystusa do krainy umarłych, w każdą sobotę roku, jak i w każdym innym czasie – również przy zmarłym ( przed obrzędami pogrzebowymi ) albo w listopadzie ” – głosi tył książeczki „Wielka Sobota – narodziny czyśćca” s. Anny Czajkowskiej. Za nami Uroczystość Wszystkich Świętych i Zaduszki czyli wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. Jest to właściwy czas, aby przypomnieć o inicjatywie, która rozpoczęła się 14 września 2024 roku w kościele Najświętszego Serca Jezusowego przy ulicy Chodkiewicza w Gorzowie Wielkopolskim, którą było rozpoczęcie Nabożeństw Transitus Christi i De Profundis. Spotkania odbywają się raz w miesiącu i czuwa nad nimi proboszcz Henryk Wojnar. Przed nabożeństwem słowo wstępne wygłosiła s. Anna Czajkowska. W najbliższy poniedziałek listopada – 03.11.2024 r. odbędzie się następne spotkanie z nabożeństwem na, które zaprasza kościół przy ulicy Chodkiewicza w Gorzowie Wlkp. Każdy katolik zadaje sobie pytanie czy można obcować ze zmarłymi w taki sposób, aby było to miłe Panu Bogu? A jeśli już – to w jaki sposób to czynić i czemu to służy? Takim sposobem jest właśnie nabożeństwo Transitus Christi i De Profundis wyjaśnia s. Anna Czajkowska. S. Anna Czajkowska z Centrum Apostolstwa Pomocy Duszom Czyśćcowym przy Zgromadzeniu Sióstr Wspomożycielek posługuje już dwadzieścia lat i podkreśla, że opiera się na biblii, teologach, świadectwach świętych, mistyków i błogosławionych ( którzy zostali przebadani przez Komisję Teologiczną oraz, że zgłębiała tylko te objawienia, które są z pieczątką kościoła katolickiego). Sama nie ma takich doświadczeń, takiej łaski nie dostąpiła. S. Anna Czajkowska podkreśla, że sama nigdy nie wywołuje zmarłych i zawsze tłumaczy dlaczego tego nie robi. Osoby święte, mistycy czy błogosławieni również tego nie czynili – oni modlili się do Boga. Dusze ludzkie mogą przychodzić, jeśli Bóg im pozwoli. Jest to dar od Boga, który łączy się z ogromnym trudem, cierpieniem, przez który przechodzą święci. Przestrzega, żeby nie być za mocno ciekawym jeśli chodzi o wieczność, nie powinniśmy też inicjować kontaktów z duszami czyśćcowymi przez spirytyzm, bo wtedy ocieramy się o duże niebezpieczeństwo. Na czym polega Nabożeństwo Transitum Christi i De Profundis? Objaśnia to s. Anna Czajkowska w swojej książce ” Wielka Sobota – narodziny czyśćca”: W Wielką Sobotę – jak katolicy wyznają w credo – Chrystus zstąpił do otchłani – do piekieł. Zmarłym jako pierwszym objawił prawdę o Odkupicielu Świata, przyszedł bowiem po to, aby ich wyzwolić z ciemności i przekleństwa śmierci. Wkroczył jako ten, który umarł jak każdy człowiek i wziął na siebie śmierć niezliczonej rzeszy ludzi umarłych od początku świata aż po dzisiaj i po sam jego kres. W Wielką Sobotę zaistniała  rzeczywistość czyśćca bo do Wielkiej Soboty trwała starotestamentowa otchłań – Szeol – Hades, z której nikt nie potrafił się wydostać bez względu na to czy był sprawiedliwy czy nie ( Łk 16, 19-31). Izraelici mieli przekonanie, że przebywający w Szeolu oczekują na Mesjasza Bożego, aby stał się wybawicielem. Zmarli bytowali tam na sposób cieni, pozostając w ciemności i samotności, jakby w więzieniu, bez relacji z Bogiem i ludźmi, bez możliwości zbliżenia do Nieba. Bramy nieba zostały bowiem zamknięte przez grzech Adama. Przyjście na świat Syna Bożego oraz powstanie kościoła było zapowiadane przez Prawo, przez proroków. Współczesnym teologiem, który wskazuje aktualizację tego wydarzenia jest Hans Urs von Balthasar– Teolog Wielkiej Soboty. Od Wielkiej Soboty rozpoczęła się nowa epoka – czas zbawienia. Śmierć została zwyciężona. „ Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we mnie wierzy, to choćby umarł żyć będzie” (J 11,25), Narodził się czyściec i śmierć już nie pozbawia zmarłych łączności z Bogiem i z ludźmi. Od tego czasu Chrystus stał się przejściem do Ojca dla tych wszystkich, którzy odeszli z tego świata ze znakiem wiary w Boga. Ci, którzy odrzucili Boga, nie rozpoznali głosu Zbawiciela – pozostali związani w ciemnościach swoich grzechów czyli w piekle ( J 5, 20-30). Czyściec i kościół ma swoje źródło w samym Bogu. Zmarli pozostają we wspólnocie Chrystusowej kościoła nawet wtedy, gdy potrzebują oczyszczenia bo nie zasługują na niebo. Oczyszczanie odbywa się w sercu, we wnętrzu każdego człowieka, które jest uwolnieniem resztek egoizmu blokującego pełne otwarcie na niebo. Czyściec nie jest produktem ludzkim, ani teologów, świętych czy mistyków ani religijnej wyobraźni. Stan oczyszczenia stanowi część odwiecznego planu Boga. Czyściec jest cierpieniem uszczęśliwiającym, powodującym zjednoczenie z Bogiem i jego celem jest niebo.Tylko zamknięcie się dobrowolne jest jak mówi biblia – śmiercią drugą ( Ap 20,14). My żyjący możemy pomóc osobie zmarłej, w której istnieje potrzeba naszej pomocy. Zmarłym pomaga wyłącznie Chrystus, do którego zwraca się żyjący człowiek z głęboką wiarą i miłością. To od wielkości świętości modlącego się człowieka zależą łaski dla dusz czyśćcowych i wieczne zjednoczenie z Bogiem. Chcąc pomagać duszom czyśćcowym musimy być w stanie łaski uświęcającej, gdy mieszka w nas Boże życie wówczas najmniejszy czyn czy najkrótsza nawet modlitwa przynosi korzyść wszystkim wiernym złączonym miłością Chrystusa. Grzech śmiertelny i trwanie w nim nie przynosi owoców ani dla siebie ani dla innych. Trzeba się modlić za zmarłych, aby byli od grzechów uwolnieni i cieszyli się oglądaniem Boga. Wreszcie śpiesząc z pomocą duszom czyśćcowym będziemy również mogli czerpać z ich skutecznego wstawiennictwa za nami. Jesteśmy obdarowywani przez Boga i zwracajmy Bogu dobro nie zajmując się sobą, nie traktujmy tego jako prawa do zapłaty i nagrody. Nie musimy wiedzieć, czego konkretnie potrzebują nasi zmarli. Wystarczy, że z wiarą ofiarujemy im jakiekolwiek modlitwy czy uczynki miłosierdzia, a Bóg Ojciec przyjmie je dla nich jako to, co ich przybliży do nieba. Ks. Henryk Wojnar podkreśla, że modlitwa zawsze ma potężną moc. Ważne jest wsłuchiwanie się i pokora w modlitwie. Modlitwa i milczenie. W ciszy można dopiero coś usłyszeć, bo odpowiedzi od Boga zawsze przychodziły. Opracowano na podstawie s. Anna Czajkowska WDC„ Wielka Sobota – Narodziny Czyśćca”Marzanna Leszczyńsk

Transitus Christi i De Profundis Read More »

Scroll to Top