PABLO PICASSO W PALERMO

Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką. Zapraszam – Marzanna Leszczyńska W Palazzo Reale di Palermo na Sycylii można oglądać wystawę prac Pablo Picasso. Wystawa trwa do 4 maja 2025 roku, a potem prace wrócą do swoich właścicieli – w różne strony świata. Jakże inny to Picasso od tego, który był mi znany dotychczas. Zaprezentowane prace to damskie portrety, hiszpańska corrida, gołębie inaczej ujęte niż ten słynny gołąb pokoju, krajobrazy. Mniej kompozycji. Wystawa prezentuje również czarno – białe fotografie Mistrza – bardzo oryginalnie uchwyconego – nie tylko jako artystę podczas pracy, ale jako człowieka z poczuciem humoru. Jest Pablo Picasso przyjmujący pozę baletmistrza, umalowanego jako klaun, biorącego kąpiel w wannie, płoszący gołębie, w domowym stroju. Niby zwyczajne fotografie, bo nie pozowane, ale jednak niezwyczajne… Czy my mamy takie swoje zdjęcia ? Ta wystawa to nie tylko obrazy, fotografie Mistrza, ale również ceramika i film – ciekawy na którym możemy zobaczyć Pablo Picasso jak spod jego ręki wychodzi ceramiczny gołąb, jak kreśli na ścianie swoje malowidło. Na ścianach sali wystawowej Palazzo Reale di Palermo wyświetlają się hologramy jego autografu, sentencji : „Gdy miałem 4 lata malowałem jak Rafael, ale przyszedł w życiu czas malowania jak dziecko.” Marzanna Leszczyńska

PABLO PICASSO W PALERMO Dowiedz się więcej »

Topienie Marzanny na Sycylii

O Pierwszym Dniu Wiosny spędzonym inaczej niż zwykle, czyli bez ciasta, kawy i lampki wina w gronie pamiętających ludzi – autentyczna Marzanna. Wyjechałam na Sycylię – a czemu nie….Warto robić takie wagary i uciec od imieninowego stołu… Zapraszam – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką. Pierwszy dzień wiosny czyli 21 marca 2025 w Gorzowie Wielkopolskim był chłodnym dniem. Wcześniej zdarzyło się parę ciepłych słonecznych dni, ale skończyły się. Trzeba dalej nosić kurtki zimowe, nawet czapki. U mnie w ogrodzie wyszła i zakwitła cebulica syberyjska, ale na duży niebieski kobierzec trzeba jeszcze poczekać. Zaczęły się przebijać liście tulipanów, żonkili. Drzewa bezlistne. Pierwiosnki, krokusy to wiadomo już są. Ten dzień moich imienin spędziłam w Palermo i w niedalekim Rezerwacie Zingaro. Słonecznie, ale bez upałów. Woda w morzu zimna, nie do pływania, ale weszłam ( i to po szyję), aby dokonać jako autentyczna Marzanna symbolicznego rytuału nazwijmy to jej topienia. Chociaż wszyscy w Polsce radośnie oznajmiają, że wiosna już przyszła – ja dopisuję, że jednak zimy żal… Tu w rezerwacie Zingaro, gdy chodzi się po brązowych od koloru ziemi drogach i kamieniach, aby dojść do urokliwych zakątków rezerwatu, aby zobaczyć z góry malowniczą plażę, czy oazę zachwyca bujność roślin- koper jest chyba 20 razy większy, dżdżownica sunąca pod nogami przypominała węża. Zachwycały kolory intensywnej zieleni w towarzystwie niebieskiego odcienia. Niezwykłe są aromaty, zapachy. Krystaliczna woda. Sycylia to skrzyżowanie największej ilości kultur na świecie. My podążyliśmy arabsko-normańską – tą wybraliśmy jako pierwszą do poznania, bo zachwyciły nas zabytki. Średniowiecze, ale tutaj czas odbicia przez Francuzów terenu, który zajmowali Wikingowie. Efekty tego zapierają dech w piersiach. Roślinność na tle średniowiecznych budowli zarówno tych najcenniejszych i najmniej zniszczonych jak i ruin i szczątkowych pozostałości stanowi niezwykłe połączenie czego efektem jest po prostu – naturalne, czyste, nieskażone piękno. O Sycylii pojawiła się na http://www.idealzezgrzytem.pl relacja ze spotkania z wytrawnym przewodnikiem w gorzowskim PTTK, którego zaprosił Zbigniew Rudziński. Wiedza, którą warto wysłuchać : https://idealzezgrzytem.pl/2024/11/27/o-sycylii-w-gorzowskim-klubie-pttk/ Marzanna Leszczyńska

Topienie Marzanny na Sycylii Dowiedz się więcej »

WZGÓRZE TAJEMNICZEJ ŚMIERCI

Mamy ok 2023 roku – październik … Trwają poszukiwania pięciu turystów, zaginionych podczas wyprawy w pobliżu rosyjskiej Przełęczy Diatłowa. Służby nie wiedzą, co się stało, ale biorą pod uwagę parę wersji zdarzeń. Pod koniec lat 50. (ubiegłego wieku) w tamtych okolicach doszło do NIEWYJAŚNIONEJ ŚMIERCI DZIEWIĘCIU STUDENTÓW – nagle wybiegli nocą z namiotów, część z nich boso i bez ubrań. Wokół tamtej tragedii nie brakuje teorii spiskowych, w których pojawiają się i Yeti i upadek meteorytu…

WZGÓRZE TAJEMNICZEJ ŚMIERCI Dowiedz się więcej »

CZAROWNICY ŻYĆ NIE POZWOLISZ…

motto: „Wszelkie zło jest nieskończenie małe w porównaniu ze złem kobiety…” Jacob Sprenger – „Młot na czarownice” Sylwia Szachowicz – mgr filologii polskiej, którą ukończyła na UMK w Toruniu. Podyplomowo ukończyła również bibliotekoznawstwo. Od wielu lat pracuje jako nauczycielka języka polskiego w Gminnym Zespole Szkół w Dobiegniewie, gdzie pełni też funkcję wicedyrektora. Leżące blisko Dobiegniewa (dawniej Woldenberg) Strzelce Krajeńskie (dawniej Friedeberg) pod koniec XVI wieku cieszyły się ponurą sławą związaną z procesami o czary. Stosy płonęły tam często. Dziś miasto wykorzystuje ten fakt w promocji turystycznej. Wrocław ma figurki krasnali, a Strzelce Krajeńskie – czarownice, legendy z nimi związane i Basztę Czarownic. Słowem, Strzelce oczarowują. Baszta Czarownic w Strzelcach Krajeńskich Każdy zainteresowany tematem bez problemu znajdzie w sieci kilka publikacji na temat strzeleckich procesów o czary. A o Dobiegniewie? Nic. Cisza. Czy to oznacza, że nie było tam ofiar? Siedemnaście kilometrów dalej ludzie wierzyli, że opętał ich diabeł, a w szczytowym momencie histerii o konszachtyz siłami nieczystymi oskarżano około 150 osób. A w Dobiegniewie mieszkańcy zachowali rozsądek, zimną krew i powściągliwość? Trudno było mi w to uwierzyć – i jak się okazuje, słusznie. Bo w Dobiegniewie też znaleziono czarownicę. Skąd o tym wiem? Sprawa dziwna i pokrętna, ale wiem to od… nazistów. Na nazwisko osoby oskarżonej o uprawianie czarów i pochodzącejz Dobiegniewa natknęłam się nie dzięki, lecz przez Heinricha Himmlera. Tak, tego Himmlera – nazistę, prawą rękę Hitlera i architekta Holokaustu. Ale po kolei, bo historia jest dosyć skomplikowana, a Henrich Himmler nie jest jedynym czarnym charakterem, który się w niej pojawia. Jeśli jednak oczekujecie opowieści o sabatach w lubuskich lasach i diabolicznych oblubienicach lecących na miotłach zamiast dymu z komina, uprzedzam – nic z tego. Tego nie będzie. Dym, owszem, pojawi się, ale raczej taki… jak nad Birkenau. Ale do rzeczy… Henrich Himmler na tropie czarownic Oprócz tego, że był twórcą obozów koncentracyjnych, zbrodniarzem wojennym, szefem SS, Gestapo, przewodniczącym Rady Ministrów III Rzeszyi Komisarzem Rzeszy ds. Umacniania Niemieckości, Heinrich Himmler był też okultystą. I miał obsesję na punkcie czarownic. W 1935 roku powołał specjalną jednostkę H-Sonderkommando, która zajmowała się gromadzeniem, badaniem i katalogowaniem materiałów związanych z procesami czarownic. Powstał unikatowy zbiór na światową skalę, obejmujący jednostki archiwalne z Europy, Meksyku, Indii, USA i Turcji.Po wojnie dokumenty zostały odnalezione i umieszczone w Archiwum Państwowym w Poznaniu, gdzie spoczywają do dziś. Wśród tych materiałów znalazły się informacje dotyczące Strzelec Krajeńskich, Gorzowa i Drezdenka. Pojawiło się w nich także nazwisko dobiegniewskiej czarownicy. Nie pytajcie mnie, po co Henrichowi Himmlerowi była taka kartoteka i co mu się w chorym łbie uroiło. Plotka głosi, że którąś z jego krewniaczek spalono na stosie – miał więc pretekst, a przede wszystkim możliwości, by prowadzić badania genealogiczne, które miały dowieść wyższości rasy germańskiej nad innymi. Inna teoria mówi, że poszukiwał inspiracji w torturowaniu ludzi, stąd jego fascynacja metodami wymuszania zeznań podczas procesów. Nie wiem, czy było mu to potrzebne – radził sobie doskonale i bez tego. Być może zamierzał wyniki prac swojego zespołu badawczego wykorzystać w nazistowskiej propagandzie, by pokazać, że prześladowane kobiety były strażniczkami jakiejś germańskiej tradycji. Ja myślę, że Henrich Himmler po prostu wierzył w istnienie czarownici szukał na to dowodu. Tak czy inaczej, zgromadził ogromną ilość materiału, który jest kopalnią wiedzy na temat polowań na czarownice i procesów o czary. Materiał dotyczący Strzelec Krajeńskich liczy 30 stron i obejmuje lata 1550–1609. Można jednak śmiało przypuszczać, że ofiar procesów w Strzelcachi okolicach było znacznie więcej, niż odnotowano w tych dokumentach. Lubuskie Salem Myślicie pewnie, że końcówka XVI wieku nie była aż tak zła – w końcu był renesans, reformacja i tym podobne. Nic bardziej mylnego. Odrodzeniem myśli humanistycznej mógł się zajmować Jan Kochanowski, siedząc pod lipą, gdy pszczółki bzyczały, a chłopi uprawiali mu pola. Ale odrodzenie nie zaglądałona progi strzeleckich i dobiegniewskich chałup. Żyło się ciężko i krótko. Do garnka nie było co włożyć, rozrywek też jak na lekarstwo. W dodatku luteranizm próbował zadomowić się na tych terenachna dobre, więc protestanccy duchowni wygłaszali płomienne kazania, w których straszono diabłem. A Marcin Luter, dodajmy, też miał obsesję na punkcie czarownic. Owszem, dostrzegł zepsucie kleru, zapoczątkował jakąś rewolucję, ale pogląd na czarownice przejął od katolików. Co więc zrobiłabym w XVI wieku, gdyby kury się nie niosły, dzieciaki chorowały, masło się zepsuło, a chłop mnie za to obił? Ano, ani chybi – urok! Sąsiadka była tu wczoraj, a jej masło się nie zepsuło, dzieci zdrowe, chłop jej nie bije. Wiedźma, znaczy. Spalić wiedźmę! A gdybym była mężczyzną? Co bym zrobił, gdyby poród był nieudany, dziecko nie przeżyło, a matka po porodzie jakaś niemrawa, ciągle płacze i do roboty brać się nie chce? Że co? Jaka depresja? Jaki baby blues? Czary! Kto winien? Akuszerka. Spalić wiedźmę! A niewyleczone choroby? Gradobicia, susze, powodzie, pożary? Wszystko to robota diabła i czarownic. A w Strzelcach Krajeńskich i okolicznych wsiach tych czarownic namnożyło się straszliwie – w każdym kącie coś knuły diablice, szkodząc pobożnym ludziom. Kiedy czytam o strzeleckich procesach, przychodzi mi na myśl słynne Salem. Wszyscy wiedzą, co tam się stało, miejscowość i jej mieszkańcy na dobre już zadomowili się w popkulturze. Tymczasem, Salem nie było jedynei pierwsze! W 1593 roku w Strzelcach Krajeńskich doszło do manifestacji zbiorowej histerii. Uważano, że diabeł zawładnął 60 osobami, a później ich liczba wzrosła nawet do 150. Obłąkani twierdzili, że szatan dręczy ich wszędzie – nawet w kościele. Pastor Heinrich Lemrich postanowił interweniować i z ambony stanąłw obronie swoich owieczek, czym tylko rozsierdził diabła – bo ten opętał i jego. Lemrich został aresztowany, a sprawa stała się na tyle poważna, że wmieszał się w nią sam elektor brandenburski Jan Jerzy. Nakazał zamknąć wszystkie bramy miejskie Strzelec, by nikt nie mógł ani wejść, ani wyjść z opętanego miasta. Strzelecka figurka – czarownicy … Sprawa musiała być głośna, bo naczelne władze Kościoła luterańskiegow Marchii Brandenburskiej zarządziły publiczne modlitwy we wszystkich kościołach – w intencji uwolnienia miasta z mocy diabła. Brzmi znajomo? Tyle że Strzelce przerobiły masowy obłęd cały wiek wcześniej niż Salem. Ostatecznie pastorowi się upiekło – trochę posiedział w więzieniu,ale finalnie uznano, że oskarżenia przeciwko niemu były pomówieniami. No, ale pastor to jednak pastor, sroce spod

CZAROWNICY ŻYĆ NIE POZWOLISZ… Dowiedz się więcej »

PO CZTERECH LATACH…

Zapraszam na odpowiedzi dr Roberta Wójcika na moje trzy pytania – jak co roku. Dr Robert Wójcik jest autorem wspomnień o nowej historii odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie, którego był administratorem w latach 1998-2008. Na początku przypomnę tę historię zdjęciami z tego czasu w towarzystwie muzyki – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką uruchomi krótki film. Na zdjęciach dr Robert Wójcik i Marzanna Leszczyńska na tle pałacu w Mierzęcinie Już cztery lata opisuje Pan swoje wspomnienia związane z nową historią odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie. Wystartowaliśmy 8 marca 2021 roku artykułem „ Powrót do Mierzęcina”. Wtedy było to na innym portalu – gdzie przez półtora roku opublikowaliśmy 10 artykułów … po czym oderwaliśmy się i założyliśmy http://www.idealzezgrzytem.pl Na nowym portalu ukazują się dalsze odcinki tych wspomnień. Parę z nich jest do odsłuchania (podpowiem, że wszystkie znajdują się w zakładce „ Mierzęcin według wspomnień dr Roberta Wójcika „ – trzeci kafelek na stronie głównej). Lubię podsumowania, a każda rocznica jest okazją do nich. Zaskakujące jest, że te wspomnienia, które zostały na innym portalu nadal budzą zainteresowanie czytelników, chociaż minęło tak dużo czasu i właściwie tam już ich nie promujemy. Najpopularniejszy odcinek – „Mierzęcin to co zaciera czas” dobiega 26 500 wyświetleń. I co dalej w tym temacie? Jest jeszcze co opowiadać? Mierzęcin – ma wiele tajemnic. Dobrych i złych. Ktoś kiedyś powiedział – jeżeli ci zadają jakieś pytania – to najlepszą rzeczą jest powiedzieć prawdę. Uważam, że we wszystkich swoich artykułach związanych z Mierzęcinem – pisałem prawdę. A pytań od czytelników i od osób związanych z tym magicznym, tajemniczym obiektem miałem wiele… Chyba to jest siła, która ma odzwierciedlenie w poczytności tych artykułów związanych ze wspomnieniami z tym miejscem. Jest to dziwny obiekt – pełen zagadek. Mam cały czas wrażenie, że „ktoś z góry czy z dołu” kontroluje to co chcę opisać we wspomnieniach o tym miejscu. Pani Marzanno – ja tam byłem przez ponad dziesięć lat – praktycznie każdego dnia i nocy – czy to była zima, wiosna, lato , jesień. Ten obiekt, i wydarzenia z nim związane – czy to wczoraj ( mówię o historii) czy w tej nowej historii obecnego wieku są jednym słowem … bardzo dziwne i dają wiele różnych przemyśleń. Nie ma co ukrywać – jestem zaskoczony – mile zaskoczony, że artykuły czy dołączone do nich clipy cieszą się taką poczytnością czy oglądalnością – chodzi o moje wspomnienia związane z Mierzęcinem i clipy Pani autorstwa. Osobiście dla mnie bardzo ważne są opinie ludzi, którzy byli lub są z tym miejscem związani. Mówią mi, że piszę prawdę, ale żebym coś więcej jeszcze napisał – że tak do końca nie było dobrze i pięknie. Dostaję do dziś smsy czy maile od tych osób z podziękowaniami. Powiedzmy sobie szczerze – na razie przywołałem trochę nowej i chyba starej historii tego obiektu – to nie wszystko co mam zamiar jeszcze napisać. Jest jeszcze parę rzeczy dla pióra, które „dojrzewa” i niedługo się ukaże na portalu. Ale muszę koniecznie powiedzieć czytelnikom i ludziom związanych z tym miejscem , że to będzie bardzo zaskakujące… Jeszcze trochę czasu. Mój ucieka – inaczej – jest trochę zagrożony – ale przysięgam – zdążę… Zawsze w swoich wspomnieniach pisałem „łagodnie” o Mierzęcinie. Już nadszedł czas aby to zmienić – powiedzieć czy napisać o nim inaczej…, że to nie był ogród Eden. Zawsze wydawało mi się, że celem w życiu człowieka powinien być hedonizm – maksymalna rozkosz i unikanie wszelkich przykrości. Nie do końca jednak tak jest. Wiele doświadczeń z Mierzęcina , sprawiły mi przyjemność, ale też wymogły pewnej dozy cierpienia. To było w wielu momentach mojej bytności w Mierzęcinie. W okresie początkowym to było „zdobywanie górskich szczytów” – tych najwyższych… o Boże – ile tam było radości… Muszę jednak powiedzieć, że wiele razy towarzyszył mi ból i samotność , które powodowały , że mój cel okazał się cenniejszy, a przyjemność większa, niż gdyby tego cierpienia w ogóle nie było. Ktoś powiedział, że właściwy rodzaj bólu bywa warunkiem odczuwania intensywniejszej przyjemności – jest on ceną, którą okupujemy większą nagrodę. Teraz, kiedy już minęło prawie dwadzieścia lat od mojej przygody z Mierzęcinem i kiedy już jestem na emeryturze często się zastanawiam – dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dobrowolnie zgadzamy się na doznawanie bólu, żeby osiągnąć przyjemność? Pani Marzanno – rozstanie z tym obiektem było dla mnie wielkim bólem. A dziś – kiedy piszę swoje wspomnienia o Mierzęcinie – sprawia mi to przyjemność. Jest to jednak przyjemność smutna – to taka „kawa” z fusami. Chyba dlatego, że to się już definitywnie skończyło. Odczułem to kiedy byłem wraz z żoną w tamtym roku w Mierzęcinie. No cóż – wszystko ma swój koniec… 2. Na nowym portalu podjął Pan chętnie jeszcze inne tematy. Jest ich sporo, jak widzę mam do czynienia z człowiekiem renesansu. Ubiegły rok upłynął nam w Gorzowie Wielkopolskim w walce o zmianę nazwy miasta, wybieraliśmy też nowego prezydenta i radnych i w te tematy zaangażował się pan piórem. Dla mnie istotne też było promowanie niezwykłego fotografa naszego pięknego regionu – Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich. Z wykształcenia jest Pan przyrodnikiem z doktoratem w tej dziedzinie – a konikiem jest kartografia, klimatologia, hydrologia, geologia i chyba … miłość do zwierząt – szczególnie psów, które Pan posiada. Skomentował Pan na naszych łamach zjawiska w pogodzie takie jak powódź, zorze, trzęsienie ziemi, które zaskoczyły nasz kraj. Pięknie Pan opisał swoją miłość do „czworonożnych przyjaciół”. Te artykuły spowodowały „Himalaje wyświetleń”. Szczerze powiedziawszy kompletnie osłupiałam, gdy zobaczyłam jednego dnia 6000 wejść na portal. Przy którym z podejmowanych problemów najchętniej by Pan pozostał, pisał dalej, a które pożegnałby Pan i żałuje, że zdecydował się pan na nie wypowiadać? Żałuję jednego – że pisałem artykuły związane ze zmianą nazwy Gorzowa Wielkopolskiego na Gorzów. Występowałem tam pod pseudonimem „ Rafał Wilk” . Było wiele ciepłych komentarzy – ale był też ordynarny i chamski „ hejt” – nie w komentarzach, ale dziwnych smsach czy mailach… wysyłanych po nocach . Najgorsze jest to , że były to osoby wykształcone, z tytułami naukowymi, na poważnych stanowiskach. Oczywiście byli to ludzie , którzy optowali za zmianą nazwy miasta. To

PO CZTERECH LATACH… Dowiedz się więcej »

„Róża we włosach…”

Przed nami Święto Kobiet. Co można podarować kobiecie w tym dniu ? Prezent, który z pewnością będzie trafiony? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w pięknie napisanym tekście , który jednocześnie jest prezentem od autora różnorodnych tekstów na http://www.idealzezgrzytem.pl Roberta Wójcika – Marzanna Leszczyńska Tekst Robert Wójcik motto : „…Z ogrodu moich wspomnień przynoszę ci różę, Co szczęsna kwitła niegdyś w królewskiej purpurze… „ Róże od wieków fascynowały człowieka. Ich uroda oddziaływała na zmysły, rozbudzała wyobraźnię, była źródłem natchnienia, wywoływała refleksję. Róże na ziemi pojawiły się ok. 40 milionów lat temu. Pierwszy wizerunek róży widoczny jest na liczącym 3900 lat fresku z błękitnym ptakiem z Knossos na Krecie. Przyjmuje się, że ich kult rozpoczął się w Chinach. Już w czasach Konfucjusza (551-479 p.n.e.) róża miała długą tradycję i cieszyła się wielkim uznaniem, o czym świadczy fakt, że w chińskiej bibliotece cesarskiej znajdowało się ponad 600 książek poświęconych tym kwiatom i ich uprawie, a kosztowne olejki różane dostępne były tylko najmożniejszym. Zwykłemu śmiertelnikowi groziła kara śmierci za samo dotknięcie wonnej substancji. Z Chin uprawa róż dotarła do Iranu, Grecji, a potem także do Rzymu. Ten piękny i szlachetny kwiat szybko zyskał popularność i zajął eksponowane miejsce w kulturze Wschodu i Zachodu. Wskazują na to mity i legendy związane z królową kwiatów , np. według starożytnej legendy hinduskiej Lakszmi – bogini piękna, szczęścia i bogactwa – narodziła się z rozwijającego się pączka róży, a w Persji istniało przekonanie, że róże były darem Allacha, a na czerwono zabarwiła je krew słowika zakochanego w róży i zranionego jej cierniem… niesamowita ta historia… Mistycy islamscy utrzymują, że Mahomet został przeniesiony z Mekki do Jerozolimy na posłaniu wypełnionym płatkami róż. Białe róże, które posadzono na pamiątkę proroka i chwałę Allacha wokół meczetu al-Aksa w Jerozolimie, symbolizują krople potu wylane przez Mahometa zmęczonego podróżą do Jerozolimy. Muzułmanie otaczają róże szczególną czcią, dlatego nie mogą stąpać po płatkach tych kwiatów. Mają obowiązek podnieść je z ziemi i złożyć w spokojnym miejscu. Róże powstały z morskiej piany w chwili narodzin Afrodyty, a na czerwono zabarwiła je krew bogini spieszącej do śmiertelnie rannego Adonisa. Legendy z chrześcijańskiego kręgu kulturowego powstanie kwiatu łączą z biblijnymi dziejami ucieczki świętej rodziny do Egiptu, a symbolikę róży odnoszą do kultu Matki Bożej. Przywołane opowieści wyraźnie pokazują, że róże kojarzono z postaciami odgrywającymi istotną rolę w wierzeniach różnych, czasami bardzo odległych od siebie kultur. Niewątpliwie jednym z czynników, który się do tego przyczynił, była długa tradycja kulturowa związana z tym kwiatem. Taka ta krótka historia o różach … Piękny kwiat , … który ma kolce. A dziś w ten dzień – o mojej mamie – to jest moja róża – i bez kolców ! Moja mama kocha kwiaty – ma 95 lat – dziewięćdziesiąt pięć lat !!! – zawsze kochała kwiaty – zawsze – i miała je wpięte we włosy w dniu swojego ślubu. Co dwa-trzy dni zmieniam wystrój jej pokoju – zawsze udekorowany skromnym bukietem kwiatów – zazwyczaj róż. Nie są one tzw. „modelowe” z super kwiaciarni – tylko tzw. ogrodowe, które zazwyczaj kupuję na gospodarskich straganach na rynku. One są zawsze – czy to jesień, zima, wiosna, lato. Moja mama kocha kwiaty – jej umysł i serca zawsze się raduje na ich widok… chyba tak jak każda kobieta. Tak…Każda kobieta – młoda, czy w wieku naszych mam czy babć lub prababć zasługuje na wielką dawkę uczuć – romantyzmu w swoim życiu, a co może być lepszym sposobem niż kwiaty? Nie ma nic bardziej eleganckiego i pięknego niż otrzymanie świeżo ściętych kwiatów prosto pod drzwi. Ale pytanie brzmi, czy kobiety naprawdę lubią dostawać kwiaty? Okazuje się, że odpowiedź brzmi – tak! . Kobiety uwielbiają kwiaty z różnych powodów, a oto krótka lista kilku powodów, dla których kobiety ( w różnym wieku) lubią kwiaty – wręcz je kochają. Kiedy kobiety otrzymują kwiaty, wiedzą że osoba, która je wręcza, daje czy wysłała… dba o ich uczucia. Kwiaty są sposobem wyrażania wdzięczności i miłości, a kobiety doceniają to bardziej niż cokolwiek innego. Kwiaty są idealnym sposobem na okazanie swojej miłości i troski o kobietę w swoim życiu! Kwiaty są symbolem wdzięczności i podziwu. Kiedy mężczyzna – syn, mąż, dziadek , pradziadek – wręcza kwiaty swojej ukochanej kobiecie ( nie musi być kochaną – to może być koleżanka, znajoma z pracy, przyjaciółka) – przekazuje wiadomość, że ją podziwia i docenia. Kwiaty są idealnym sposobem na sprawienie, że kobieta poczuje się wyjątkowa i doceniona, szanowana … i kochana! Kwiaty są namacalnym symbolem, przyjaźni , koleżeństwa, szacunku … miłości i podziwu – dlatego kobiety cieszą się z otrzymania kwiatów! Jest coś w otrzymaniu pięknego bukietu, co sprawia, że kobieta czuje się piękna zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Otrzymanie kwiatów to jak otrzymanie odrobiny szczęścia i miłości. A kto by tego nie chciał? Kto by tego nie chciał – zwłaszcza kobieta ? Kwiaty są idealnym sposobem na pokazanie swojej romantycznej strony – chodzi o facetów, a kobiety docenią ten rodzaj gestu. Kiedy dajesz kobiecie kwiaty, pokazujesz jej, że o niej myślisz, dbasz i chcesz ją uszczęśliwić. Kwiaty są idealnym sposobem na zdobycie serca kobiety i pokazanie jej, jak bardzo ją kochasz czy szanujesz! Otrzymanie kwiatów sprawia, że kobiety są szczęśliwe i podekscytowane. Kiedy kobieta, która otwiera drzwi, czy przychodzi do pracy – i widzi kwiaty – jest szczęśliwa To nie ważne czy otrzymuje je żona, mama czy babcia – jak ją odwiedzasz czy mieszkasz. Wtedy znajduje uczucie , gdy dostaje piękny bukiet, jej twarz rozjaśnia się ze szczęścia. Wie, że osoba, która jej daje kwiaty, dba o nią i chce ją uszczęśliwić. Otrzymanie kwiatów zawsze jest miłe, a kobiety uwielbiają je dostawać! Jednym z głównych powodów, dla których kobiety lubią dostawać kwiaty, jest to, że sprawiają, że czują się kobiece. Kwiaty są symbolem piękna i kobiecości. Kiedy kobieta otrzymuje bukiet, czuje, że jest doceniana za swoją kobiecość. Otrzymanie kwiatów sprawia, że kobiety czują się piękne i damskie – a one uwielbiają to uczucie! Zdecydowana większość Pań cieszy się na widok bukietu, a nawet pojedynczego kwiatka, którym zostają obdarowane. I nie ma znaczenia czy otrzymały go one „od święta” – czyli na tzw. „Dzień Kobiet” obchodzony

„Róża we włosach…” Dowiedz się więcej »

Trzęsienie ziemi w Gorzowie Wielkopolskim???

Podczas, gdy naszym światem wstrząsa polityczne trzęsienie ziemi, kiedy w naszym kraju zaczynają się drgania przed majową oby nie katastrofą, a w Gorzowie Wielkopolskim trzęsie się ziemia z powodu różnych decyzji Rady Miasta i jego Prezydenta – mamy autentyczne, rzadko spotykane w Polsce geologiczne trzęsienie ziemi. To jest prawda. Zapraszam na tekst o wydarzeniach, które nie do wszystkich dotarły – Marzanna Leszczyńska dr Robert Wójcik motto : „ dopóki ziemia kręci się…. sypnij grosza szczęściarzom… I mnie w opiece swej miej” Europejskie Śródziemnomorskie Centrum Sejsmologiczne (EMSC) informuje na swoich stronach, że silny wstrząs miał magnitudę 4,2 w skali Richtera. To było 27 lutego 2025 roku … praktycznie parę dni temu – gdzie ? – w Polsce !!! Gorzów Wielkopolski też się znajdował w tym obszarze. Amerykańska agencja United States Geological Survey pisze z kolei o pokaźniejszej magnitudzie, w wysokości 4,7. Według danych EMSC epicentrum trzęsienia było zlokalizowane 11 kilometrów od Lubina i 32 kilometry od Legnicy. Doszło do niego o godzinie 9:19 w Zakładach Górniczych Polkowice-Sieroszowice. „Z rejonu zagrożenia wycofano 10 osób. Jedna osoba została lekko ranna. Po tym zdarzeniu odnotowano wstrząs wtórny. W rejonie zagrożenia nie było pracowników” – poinformował w swoim oświadczeniu Artur Newecki, rzecznik KGHM… „Mocny wstrząs„ – skomentował zdarzenie jeden z internautów na stronie EMSC. „Głogów zabujało” – dodał inny. „Tak mocno nie było chyba jeszcze nigdy” – stwierdził użytkownik z Polkowic. „Lubin, Przylesie, mocno zabujało” – napisano w innym komentarzu. Co to jest skala Richtera – i pojęcie jednostki magnitudy ? Jej wielkość określa pomiar amplitudy największego wstrząsu danego epizodu sejsmicznego, zapisany w mikronach przez sejsmometr określonego typu w odległości 100 km od epicentrum. I tak : M 1.0 -Trzęsienie nie wyczuwalne na powierzchni, ale rejestrowane przez sejsmografy w pobliżu epicentrum. M 2.0 – Wstrząsy mogą być lekko odczuwalne w pobliżu epicentrum. M 3.0 -Drobne trzęsienie, często odczuwalne blisko epicentrum, nie powodujące zniszczeń lub jedynie drobne uszkodzenia. M 4.0 -Lekkie trzęsienie ziemi, odczuwalne, ale nie powodujące zniszczeń lub jedynie drobne uszkodzenia. M 5.0 Umiarkowane trzęsienie ziemi, powszechnie odczuwalne, może spowodować drobne zniszczenia w pobliżu epicentrum. M 6.0 -Silne trzęsienie wyraźnie wyczuwalne na dużym obszarze. Zniszczenia budynków o słabej konstrukcji w promieniu 10 km od epicentrum. M 7.0 -Poważne trzęsienie. Może pociągnąć za sobą ofiary w ludziach i duże zniszczenia w promieniu do 100 km od epicentrum. M 8.0 -Wielkie trzęsienie – może spowodować zniszczenia oraz ofiary w ludziach w promieniu kilkuset kilometrów od epicentrum. M 9.0 -Kataklizm. Ogromne zniszczenia i ofiary w ludziach na wielkich obszarach oddalonych od epicentrum nawet o 1000 km. Jak to było w tym roku ? Wczesnym rankiem we wtorek ( 7 stycznia 2025 roku) w Tybecie ( region geograficzno-historyczny w Azji) pojawiło się bardzo silne trzęsienie ziemi o magnitudzie 6,8. 3 stycznia ziemia zatrzęsła się również na granicy niemiecko-holenderskiej. Badania specjalistów od dawna wskazują, że trzęsienia ziemi w przyszłości mogą mieć niszczące i katastrofalne skutki, również w Europie. Uczeni obawiają się, że w zagrożeniu może znajdować się nawet część Polski. I to prawda… Kwestia trzęsień ziemi w Europie budzi coraz większe zaniepokojenie wśród ekspertów. W ramach europejskiego projektu EFEHR (European Facilities for Earthquake Hazard and Risk), wspieranego przez Unię Europejską, powstała sieć organizacji i naukowców mająca na celu ocenę ryzyka trzęsień ziemi na kontynencie. Opracowany model zagrożeń sejsmicznych opracowano na podstawie najnowszych wyników badań dotyczących trzęsień, historycznych katastrof oraz obecności aktywnych uskoków tektonicznych. Wskazuje on na obszary szczególnie narażone na katastrofalne wstrząsy. Należą do nich głównie miejsca południowej i południowo-wschodniej Europy, takie jak Albania, Grecja, Włochy, Rumunia oraz Turcja i całe Bałkany. Na mapie są zaznaczone na pomarańczowo lub czerwono, co świadczy o dużym ryzyku. O tym, jak duże jest zagrożenie w tej części kontynentu świadczy kataklizm w Turcji z lutego 2023 roku, gdzie zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób. Niepokój budzi również sytuacja w naszym kraju, gdzie południowa część Polski znajduje się w obszarze podwyższonego ryzyka sejsmicznego, choć dużo niższego niż tereny na południe od Europy. W 1443 roku czyli w zamierzchłej historii wystąpiły wstrząsy we Wrocławiu i Krakowie, są przestrogą przed możliwością poważnych trzęsień ziemi także w naszym regionie. Naukowcy ostrzegają, że mogą się one powtórzyć, a wówczas szkody mogą być bardzo poważne ( gorsze niż powódź…). Które regiony Polski są najbardziej zagrożone? W Polsce mamy do czynienia z dwoma rodzajami trzęsień ziemi. Te pierwsze, które zdarzają się najczęściej, to wstrząsy pochodzenia górniczego. Te mają zwykle dwa główne epicentra. Jedno obejmuje rejon Górnośląskiego Zagłębia Węglowego, a drugi Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego. Zagrożone są tym samym okolice Katowic, ale również Polkowic. Nie powodują one poważnych szkód, jednak zdarza się, że ziemia trzęsie się tak mocno, iż mieszkańcy wpadają w panikę. W ostatnim czasie wstrząsy są coraz częstsze i coraz silniejsze z powodu fedrowania na coraz większych głębokościach. Drugi rodzaj trzęsień ziemi, zdarzający się rzadko, to wstrząsy pochodzenia naturalnego. Polska to obszar pensejsmiczny (obszary, na których silne wstrząsy występują stosunkowo rzadko) lub asejsmiczny (obszary, na których bardzo rzadko są spotykane umiarkowane wstrząsy) – jednak bywają wyjątki od tej reguły i to właśnie one są najbardziej niepokojące. Naturalne trzęsienia ziemi najczęściej zdarzają się głównie na terenach górzystych, zwłaszcza Karpat, jednak nie tylko. 6 stycznia 2012 roku naturalne trzęsienie nawiedziło okolice Jarocina w Wielkopolsce. Strażacy odebrali ponad 100 telefonów od zaniepokojonych mieszkańców. 10-sekundowy wstrząs M3.8, według geologów z Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk (IGF PAN), był pierwszym naturalnym zjawiskiem sejsmicznym na terenie Wielkopolski, od kiedy istnieją źródła pisane. Dotychczas istniały jedynie doniesienia o wstrząsie w 1606 roku na pograniczu Wielkopolski i Pomorza, a dokładnie w rejonie miasta Tuczno w powiecie wałeckim. Naukowcy są zdania, że tego typu wstrząsy to zjawiska pojedyncze, zdarzające się w różnych regionach Polski raz na setki, a może nawet tysiące lat. Są one skutkiem uwalniania naprężeń w skałach. Ziemia jednak drży – to też skutki zmiany klimatu – a przede wszystkim ocieplenia. Wstrząsy sejsmiczne dzielą Polskę z północnego zachodu na południowy wschód. Największe prawdopodobieństwo sporadycznych wstrząsów obejmuje poza Karpatami i Sudetami właśnie Strefę tzw. Tornquista-Teisseyre’a, a więc pas od Pomorza, Kujaw i Wielkopolski przez Ziemię Łódzką i Mazowsze po Kielecczyznę i Lubelszczyznę. Polska najbardziej drżała setki lat temu… W 1200 roku nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi w rejonie Pienin. Zniszczyło ono wiele wież, domów i warowni.

Trzęsienie ziemi w Gorzowie Wielkopolskim??? Dowiedz się więcej »

Pamiętajmy o zabytkach w naszym mieście

Mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego coraz częściej i śmielej rozmawiają w sieci o zabytkach w naszym mieście. Cieszy to, bo po tym co widać nie ma powodów do radości. Chodząc po ulicach już od dłuższego czasu gromadziły się we mnie pytania, nasuwały refleksje i w efekcie powstał poniższy tekst. A co Wy mieszkańcy o tym myślicie ? Zapraszam do lektury – Marzanna Leszczyńska Gorzów Wielkopolski to miasto z bogatą historią, leżące przy najstarszym grodzie Polski – Santoku. Szkoda, że to miasto słabo żyje tym dziedzictwem, a wręcz przeciwnie – zachowuje się tak, jak by chciało aby znaki historii miasta zginęły. Chodzi o zabytki, których niewiele w Gorzowie Wielkopolskim pozostało, a to co zostało jest zaniedbane, a nawet niestety czeka się, aż zniszczeją na tyle, że będzie je można rozebrać i na ich atrakcyjnym położeniu postawić kolejny potworny klocek. Serce krwawi na widok kamienicy na ul. Łokietka nr 17… przepięknej, opuszczonej. Jest w rękach prywatnych. Jej los jest smutny i haniebny, świadczący bardzo źle o tych, którzy do tego doprowadzili. Wszyscy to widzą, ale mało kto wie, że kamienice w górę ulicy też zaczynają się sypać jak domino, bo kamienica nr 17 jest ich podporą. O tym jest już cicho. 15 lat temu był czas, aby się zająć tą kamienicą – numer 17 – postawiono tylko stemple od podwórka i niestety to jest za mało. Pytanie gdzie był wtedy nadzór budowlany? „Teraz powiem brutalnie, że kamienica nr 17 nadaje się tylko do wyburzenia i natychmiast trzeba wzmacniać następne za nią, bo one polecą zaraz za nią”. To słowa jednego z kandydatów na radnego w wyborach w ubiegłym roku. To jego zdanie. Ciekawa jestem, czy rzeczywiście taka jest prawda, że nic nie da się zrobić z tym budynkiem, czy nie znalazłby się ktoś kto jednak potrafi… czy nie warto szukać, starać się, zabiegać… Zacytuję dalej zdanie tego kandydata na radnego w ubiegłorocznych wyborach: „Nie unikniemy wyburzeń tam, gdzie nie rokuje się naprawy. Nie oszukujmy się. Część z nich jest w prywatnych rękach i nikt nie zainwestuje tam kilkunastu milionów, a nawet kilkudziesięciu – one nadal będą niszczały. Widziałem jak płonęły zabytkowe hale na ulicy Mickiewicza ( biegałem tam z aparatem fotograficznym i robiłem zdjęcia). One płonęły 5 razy, aż w końcu spłonęły. Oczywiście wszyscy wiedzą, że zostały podpalone. Teraz mamy ładny budynek, setki osób codziennie tam chodzi i nikt już nie pamięta o halach.” Przykre to ostatnie zdanie, ale to fakt – padło. Czy to nie skandaliczne takie myślenie? Cyniczne bardzo, bez wyobraźni, doraźne, szkodliwe. Są radni, których myślenie ogranicza się do poszerzenia drogi, naprawienia chodników, postawienia Biedronki, ale na nic więcej ich nie stać – z pustego i Salomon nie naleje. Nie posiadają potrzebnej tutaj wrażliwości, potrzeby, wizji i przede wszystkim tutaj trzeba toczyć walkę i starania, włożyć sporo pracy i czasu, aby coś się zmieniło. O kamienicy na Łokietka nr 17 ostatnio ostro dyskutowano w sieci. Cieszę się, że są tacy mieszkańcy, którzy wypowiadali się z żalem, ale też podzielili się swoją wiedzą i nie bali się tego. Są odważniejsi niż ci kandydaci do władz miasta, którzy bali się opublikowania swoich opinii. Warto przytoczyć te opinie jak Pani Bożeny Mańki : „Miasto wypychało te piękne kamienice celowo za grosze i sprzedawali złodziejom, którzy niby remontują – ale wykonanie ma wiele do życzenia. To jest po prostu wielkie oszustwo. Te zabytki nie są własnością obywateli- jeśli nawet mieszkania zostały wykupione to zawsze jest to pod kuratelą miasta. A tak naprawdę to zanim mieszkania rozdzielono, to już kamienice były zaniedbane przez Urząd Miasta – to nie są zaniedbania obecne. Na tak piękne kamienice musi być rozwiązanie. Serce boli patrzeć, a miasto powtarza tylko, że nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy…A tutaj taki skarb niszczeje. Nigdy takich budynków nie wybudują, bo nie potrafią, a jeśli już to na kilka dekad i trzeba rozbierać. Developerzy tylko kasę widzą, albo byle jak remontują, albo wcale nie remontują i czekają na zmiłuj się, a budynki niszczeją i w końcu się zawalą”. Pan Marcin Madaliński odpowiada, wszystkim tym, którzy tak łatwo godzą się na rezygnację z kamienicy na Łokietka nr 17 – „ W przypadku zabytków wpisanych do rejestru, konserwator może wstrzymać prowadzone prace, nakazać określone prace, jak i nakazać przywrócenie zabytku do stanu poprzedniego albo doprowadzenie zabytku do jak najlepszego stanu. Gdzie w takim razie jest miejski konserwator budynków?” Pan Szymon Labuda zadał kilka retorycznych pytań, może ktoś zna na nie odpowiedź ? : „ Ktoś miał pieniądze na kupno, to musiał się liczyć, że remont też będzie kosztował, a w ogóle to miasto powinno odebrać za brak zaangażowania do remontu. A czy w ogóle płaci podatki do magistratu? Pewnie pisze o umorzenie. Są radni miejscy – co oni robią ?, a powinni się dobrać do skóry tego posiadacza kamienicy, a może oni też głosują żeby zastosować jemu ulgi w podatku ?, a jeśli tak – to także przykładają ręce do dewastacji tak pięknej kamienicy” Podsumował to dosadnie Pan Władek Lisek: „20 lat temu trzeba się było wziąć za odnowę, a nie narzekać i brać kasę dla siebie. Tacy są urzędnicy mądrzy w Gorzowie Wielkopolskim”. A jeszcze dosadniej napisał Pan Cezary Rak Ejma: „ Myślę, że pora spojrzeć prawdzie w oczy, a nie się łudzić co do „zaangażowania” mieszkańca Deszczna w sprawy naszego miasta”. To może tak w odpowiedzi dla Pani Magdaleny Anny Grzeszczuk , która akurat, ma odmienne zdanie i tak napisała : „ Ta kamienica ma swojego właściciela prywatnego. Nic miastu do niej. Zanim się palnie głupotę, warto się zorientować…” A może to jednak Pani palnęła głupotę, Pani Magdaleno Anno Grzeszczuk? No cóż, jak sprzedać to też trzeba wiedzieć komu, aby zabytek został odremontowany. Wspomnę przy okazji zabytkowe hale na ulicy Kostrzyńskiej gdzie mieści się Agroma. Jeszcze są, ale w strasznym stanie. Właściciel nic z nimi nie robi, jeśli chodzi o remonty- czeka aż będą w tak krytycznym stanie, że konserwator zabytków ze względu bezpieczeństwa każe je rozebrać- i zaciera ręce, aby móc w tym miejscu postawić przysłowiowy klocek. Willa nad stawkiem na ul. Kobylogórskiej, która została sprzedana najpierw TWG została już

Pamiętajmy o zabytkach w naszym mieście Dowiedz się więcej »

Rumba, Julia i Walentynki

Rumba to pochodzący z Kuby taniec nazywany tańcem miłości. Brałam lekcje rumby u Magdy Geldner, która prowadzi w Szczecinie szkołę tańca Royal Dance. Kiedyś rozmawiałyśmy o rumbie, bo chciałam znać jej prywatne zdanie o tym jakie wykonanie rumby robi na niej największe wrażenie. Dzielę się Jej estetyką tego tańca. „ Rumba jest tańcem miłości, w którym partner eksponuje partnerkę. To partnerka ma być w parze widoczna, piękna, partner powinien być mniej widoczny, fajnie gdy widać jego delikatność, a nie agresywność. Technika jest oczywiście bardzo ważna i jej dobra znajomość zrobi z każdego tancerza, ale dodanie do tego swojego talentu i wrażliwości to jest dopiero to. Powiem tak: możesz nie być piękna, ani zgrabna i przy ciele, ale gdy znasz technikę i nauczysz się rumby będziesz wyglądać mega zachwycająco i odwrotnie możesz być szczupła, zgrabna i piękna tańcząc rumbę bez znajomości techniki rumby nie będziesz wyglądać pięknie. Nie zachwycam się również tańcem mechanicznym, szybkością, nie wiadomo jaką sprawnością w tym tańcu, bowiem jeśli chcę figur akrobatycznych to idę oglądać akrobatykę, jeśli chcę szybkości to idę oglądać lekkoatletykę. Rumba jest eteryczna, zmysłowa to połączenie bardzo wielu rzeczy, które dopiero tworzą zachwycającą całość. Jeśli chodzi o strój partnerki to oczywiście są popularne frędzle, falbany. Mnie bardzo podoba się, gdy kobieta ma u góry czarny gorset a dół jest zwiewny i lekki „. To tyle od mistrzyni Magdy Geldner ze Szczecina Mnie osobiście nauka rumby sprawiła chyba najwięcej trudności na początku przygody z tańcem. Taniec liczy się na cztery. Cztery, raz nie ma kroku- i – osadzenie biodra, dwa (krok), trzy (krok), cztery (krok). I tak w kółko, właściwie to wszystko. Trzeba jeszcze wiedzieć gdzie jest w muzyce raz i w którym momencie ruszyć , aby było w rytmie- ale to już zadanie partnera. Na początku wszyscy liczą, zdarzało się, że utwór prawie się skończył , a partner nie ruszył jeszcze z miejsca – za to widać jak mu się usta ruszają do słów : raz, dwa, trzy, cztery – no ale nie zdecydował się, a muzyka nie czeka więc dalej szuka raz…. I to są te zabawne momenty, gdy zgłębia się naukę tańca. W zasadzie to krok podstawowy opanowuje się przez ok 6 lat ( jednocześnie poznaje się technikę pozostałych tańców, a jest ich 10 ) Ciało musi zakodować ruch, zautomatyzować go. Praca stóp jest tutaj bardzo potrzebna, przenoszenie ciężaru ciała, odpychanie się poprzez stopę z tyłu tak , aby nie było to „łażenie”, stopy nabierają prędkości. Ciało musi być odpowiednio osadzone, wyprostowane, a głowa utrzymywana w pozycji. Ćwiczy się wszystko nawet wzrok, tak, aby przyciągał uwagę widza. Gdy do gry wchodzą ręce to dopiero zaczyna się koordynacja ruchu i trudność wzrasta. Pamiętam jak nauczyciel pokazał mi na treningu ruch rękami – palce były szeroko rozczapierzone, ręka miała coś „czarować” przed twarzą, a ja tak się wczułam, że zaczepiłam paznokciem o nos i tylko krew trysnęła na ciuchy i partnera. Warto spróbować nauki rumby, aby przekonać się o swoich możliwościach i jest to niewątpliwie duża przygoda, a warto się posuwać w progresie o każdy najmniejszy centymetr. Rumba jest tańcem, w którym nie należy się uśmiechać, więc Ci, którzy nie lubią się uśmiechać mają jeden problem z głowy. Jak miłość to rumba, ale też Romeo i Julia – w ubiegłym roku w wigilię zmarła w wieku 72 lat Oliwia Hussey odtwórczyni Julii w Filmie Franco Zeffirellego. Romantyzmu nigdy za wiele w dzisiejszych czasach. Oliwia Hussey A ja kiedyś zatańczyłam rumbę jako Julia, a było to dawno dawno temu w 2014 roku na Dworze w Sierakowie podczas wieczoru Walentynkowego. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. Marzanna Leszczyńska

Rumba, Julia i Walentynki Dowiedz się więcej »

LOVE STORY

O miłości przy okazji zbliżającego się Święta 14 lutego. Jedna z historii, obudzone nagle wspomnienie złą wiadomością. Tym bardziej, że Studniówka w tej historii wtedy była kluczowym wydarzeniem ( a mamy czas Studniówek). Smutna historia, ale piękna, bo związana z uczuciem. Jak w love story.  A co? Przypomnijmy sobie dawne pierwsze zauroczenia, często kompletnie bez przyszłości. Trudno się było po nich często pozbierać, ale jakoś składaliśmy się i szli dalej, bo przed nami było przecież całe życie…- Marzanna Leszczyńska Zapraszam na wzruszający tekst wrażliwego mężczyzny. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. W filmie wykorzystano archiwalne zdjęcia oraz fotografie przyrody Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich. Walentynkowy list do nieobecnych… To był dla mnie smutny poranek . Coś mnie tknęło w nocy – miałem dziwny sen, śnił mi się pogrzeb…. Rano zadzwonił do mnie mój najlepszy kolego – Andrzej – z klasy . Powiedział mi krótko – Danka nie żyje – od dwóch miesięcy… Nie będę opowiadał o pozostałej tej rozmowie przez telefon – bo mówiąc szczerzę – byłem taki jakby ktoś mnie uderzył obuchem w głowę. Postanowiliśmy, że pojedziemy na jej grób … Pojechaliśmy razem – po kilku dniach. Zapaliliśmy znicze – padał deszcz … było smutno i wspomnieniowo. Całe noce nie spałem …przypominałem sobie wszystko jak to było… wtedy. Jeszcze tuż przed jej śmiercią – rozmawialiśmy … były krótkie smsy – powiedziała mi na co ciężko choruje i kogo najbardziej kocha… Dostałem nawet od niej zdjęcia – piękne, urocze wnuki i wnuczki. Mam do siebie pretensje – że odezwałem się do niej po prawie 50 latach – ale fajne jest to, że odbierała sms i rozmowy telefoniczne – powiedziała mi o swoich nadziejach … jak było jej ciężko to powiedzieć. Potem przestała odbierać telefony i odpisywać na smsy … Wiedziałem , że cierpi i coś się stało , że to jest koniec – i chyba to wszystko co się wydarzyło w jej życiu było nieuchronnie podłe. Dlaczego ? Panie Boże dlaczego ? Dlaczego ? Dziś postanowiłem napisać do niej list – bo chyba gdzieś tam czytają takie rzeczy – ja w to wierzę. Proszę – przeczytajcie … „Witaj – Powiedzieć Ci, że u mnie wszystko w porządku ? Nie – nie jest w porządku – bo nie ma Ciebie. Chcę, żeby koniec był łatwiejszy niż początek. To bardzo trudne . Byłaś pełnią nadziei moich wspomnień, na które tak liczyłem, … i chyba ja roztrzaskałem to przez te wiele lat. Chcę Cię dziś pożegnać i nigdy nie zapomnieć o Tobie. Nie chcę dziś oglądać Twojego grobu – byłem już tam – ale przysięgam – będę go odwiedzał często. Niczego dziś Ci nie dam. Bo po co – nie ma Cię – i to smutne, Będziesz to widziała do końca tego świata, a kiedy już zgaśnie to wszystko … mam nadzieję, że się spotkamy – i wtedy porozmawiamy jak to było kiedyś. Trudno to zrozumieć, ale czas jest najlepszym przyjacielem przeszłości , a może przyszłości, która nas czeka. Co będzie – kiedyś się dowiemy. Ale wiesz – tylko nie My będziemy o tym wiedzieć. Spotkamy się kiedyś i spokojnie porozmawiamy. Wszyscy razem – taka klasa – nasza kochana klasa – 5G. Dziś, zapamiętaj – cały ból w moich oczach, … i oczach klasy … a nie to, co piszę . Proszę… Mam pytanie do Ciebie – czy spotkałaś już tam naszego profesora Bolesława Idyka, profesora Zbysława Kostkę, Panią profesor Irminę Wichtowską ?. Przecież Oni są pochowani tam gdzie Ty . Niedaleko. Ja wierzę w to , że po tym wszystkim co się stało, że jesteście blisko siebie. Proszę – Opowiedz mi w moich snach – co u nich ? – czy wiedzą , że za nimi tak bardzo tęsknimy – tak jak my za Tobą. Dlaczego to nam zrobiłaś… Głupie pytanie… A pamiętasz studniówkę naszą ? – byłaś wtedy na tej scenie – najpiękniejszą dziewczyną – piękna spódnica za kolana, biała, koronkowa koszula z haftami, wyjątkowa fryzura – włosy zapięte w grecki kok wokół głowy … subtelny makijaż – wyglądałaś wyjątkowo. I ten utwór przy którym razem tańczyliśmy – jak nasi koledzy z klasy Rysiek i Marek poprosili o instrumenty na których grała wynajęta kapela ( zresztą bardzo fajnie grała) i ich gra i głos tego nasze go kolegi – Rysia – hit tamtych czasów – Bonni Tyler –  „ It’s A Heartache” – sala szalała – wszyscy ruszyli w tany… a my byliśmy przytuleni do siebie – i sobie chyba wybaczyliśmy wszystko. Wiem , że potem gdzieś Cię odprowadzałem – trzymaliśmy się za rękę … byliśmy przytuleni do siebie, szeptaliśmy Coś sobie … szkoda słów – niech to pozostanie między nami – i skończył się ten wieczór, a w zasadzie studniówka – grubo po północy. Piękne chwile dla mnie – opowiedz im to w niebie … proszę. Swoją drogą – za naszych czasów – to były studniówki – dziewczyny były piękne – i nie pokazywały czerwonych podwiązek – wszystko było z klasą i umiarem – bardzo romantycznie i uczuciowo – sam na sam … Piękne chwile dla mnie – a dla Ciebie ? … Jezu zapomniałem , że Cię już nie ma – Nie nieprawda – Ty jesteś – i żyjesz wśród nas – nigdy nie zapomnę o Tobie…   Wiem, że nie będziesz mnie próbować zmuszać do pozostania w tych moich wspomnieniach – ale Wiesz – One są i do końca będą … Gdzieś tam patrzysz i widzisz . Wierz mi – dla mnie to niezwykle miłe, że mogę napisać dziś o Tobie. … Nie potrafię znaleźć słów. Ale dziś nie musimy się pożegnać – bo to boli. Dziś jest dzień – kiedy wszyscy sobie przypomną o Tobie. Musze trzymać język za zębami, krtań przełyka smutek , łzy same lecą – nie potrafię znaleźć słów jak mi smutno , że odeszłaś tak szybko… Już nie ma miejsca na to, żeby coś się zmieniło – ale są wspomnienia. Zawsze tak nas pamiętam. Więc proszę Cię dziś – Ty jesteś gdzieś tam niedaleko – blisko nas… i jak mnie dziś widzisz czy słuchasz – uwierz mi –

LOVE STORY Dowiedz się więcej »

Przewijanie do góry