Author name: Marzanna Leszczyńska

PORCELANOWA PASJA MARII

Marzanna Leszczyńska rozmawia z Marią Galisiewicz o pasji kolekcjonowania żarskiej porcelany a nawet misji … Marzanna L –Mario, jesteśmy dobrymi znajomymi już od 15 lat. Przeżyłyśmy ze sobą nie jeden wyjazd, nie jedną przygodę, mnóstwo spotkań, wspólnych organizacji ale muszę przyznać, że zawsze będziesz mi się kojarzyć z żarską porcelaną. Nie tylko dlatego, że jesteś posiadaczką imponujących zbiorów, których nie zobaczysz w muzeum, czy na wystawach ale u Ciebie widać miłość do tych przedmiotów, pasję a nawet dostrzegłam misję i o tym właśnie chciałam z Tobą porozmawiać. Ale oczywiście zacząć należy od pytania podstawowego dlaczego nie kolekcjonujesz znaczków, monet, obrazów tylko żarską porcelanę? A jeśli już wybrałaś porcelanę to dlaczego żarską, jest tyle innych pięknych, tańszych, popularnych jak np. rosenthal? Maria G.– Porcelana zawsze mi się podobała. Zwłaszcza w kolorze ecri. Oczywiście ludzie kolekcjonują monety, znaczki i obrazy. Dla mnie zawsze było ważne, aby to były rzeczy piękne ale również do używania a nie tylko do podziwiania. Porcelana jest piękną dekoracją w domu, w kredensie. Jest piękną dekoracją stołu, podbije rangę: uroczystości, świąt, urodzin, imienin czy spotkania towarzyskiego. Z niej obiad i deser na pewno smakuje lepiej niż z duraleksu. Długo wydawało mi się, gdy oglądałam porcelanę w muzeach, że dla mnie jest nieosiągalna, za droga, nie śmiałam o niej nawet pomarzyć. Zawsze ją jednak podziwiałam. Zadecydował przypadek o moim kolekcjonerstwie. Potrzebowałam biurka, ale nie chciałam takiego ze sklepu, chciałam kupić stare, stylowe, może nawet antyk. W tym celu pojechałam na giełdę staroci. Znalazłam takie, które mi się podobało i zaczęłam dobijać targu. Sprzedawca w pewnej chwili powiedział zdenerwowany : ” Mam tu jeszcze komplet porcelany. Niech to pani weźmie za tysiąc złotych. To droga porcelana. Proszę sobie sprawdzić na internecie. Ja tego nie będę już woził, bo ja to ku..a ( tu zaklął siarczyście) w końcu potłukę i tylko będę miał kłopot”. Nie miałam pojęcia, czy to jest tyle warte, tych 12 filiżanek, dwa dzbanki, cukiernica – cały komplet herbaciano-kawowy. Patrzyłam i podobał mi się: niebieskie kwiaty, złote paseczki. To były „Osty Ingrid”. Wahałam się, nawet nie miałam tyle pieniędzy przy sobie. Ale osoba, która mi towarzyszyła przeważyła szalę mojej decyzji i doradziła: „Jak Ci się podoba to sobie kup”. Podjęłam decyzję bardzo niepewnie , miałam wątpliwości czy dobrze zrobiłam. Za mną stał klient, który w milczeniu czekał aż się wycofam. On był zdecydowany, świetnie zorientowany, dla niego to była okazja. Gdybym po wycofaniu się przemyślała i wróciła po pięciu minutach już by tego zestawu nie było. Po powrocie do domu sprawdziłam w internecie na allegro – jedna filiżanka z talerzykiem kosztowała 350 zł. Tak, to był dobry zakup. I jak się okazało zaczęłam kolekcję tak jak zacząć należało, jak radziły podręczniki kolekcjonerskie : ” Zacząć należy od tego co ci się podoba. A potem rozwijasz pasję. Dokupujesz, poszukujesz, sprawdzasz, jednym słowem polujesz”. Dziś trudno o okazję, czyli taką sytuację, że ktoś sprzedaje za bezcen coś wartościowego i nie wie co to jest, ile jest warte. Poszukiwaczy jest wielu, a ci ,którzy sprzedają mają wysokie ceny i posiadają wiedzę. I tak to się zaczęło. Zaczęłam się interesować, szukać wiadomości w internecie, kupowałam książki, katalogi wzorów, patrzyłam na sygnatury. Zaczął się dla mnie dobry czas bo te rzeczy stały się dla mnie dostępne finansowo, było mnie na nie stać. Mogłam je gromadzić czyli zacząć kolekcję. Odwiedzałam giełdy, targi staroci, jeździłam po lubuskim bo jest tyle targów w każdym mieście. Można trafić na ciekawe rzeczy, okazje się zdarzają, ale to też jest praca, czas poświęcony, to trzeba lubić, wstawać wcześnie rano po to aby być na targu o odpowiedniej porze, przejechać 100 -200 km. Na to nie można żałować czasu, to potrzebuje studiów, poszukiwań wiadomości. Kiedyś to była domena ludzi w tym kierunku wykształconych. Dzisiaj jest internet i jego pozytywne, edukacyjne oblicze i to jest dobrodziejstwo bo można zdobywać wiedzę szybko, rozwijać swoje zainteresowania. Teraz nie muszę odwracać filiżanek aby się dowiedzieć co to za porcelana, rozpoznaję jak to się mówi z daleka . Marzanna L.- Jest teraz tyle porcelany współczesnej: Villa Italia, Villeroy & Bosh, Rosenthal, Miśnia. Nasz polski Bolesławiec -znany na całym świecie, Ćmielów, Chodzież itd. Ty pozostałaś przy Sorau. Nie pragnęłaś innych sygnatur, wspierania polskiej przedsiębiorczości? Nie szkoda Ci, gdy kupujesz filiżankę za 500 zł. a ona jest przecież taka krucha, gdy się zbije to przecież człowiek ma ochotę zabić się własną pięścią. Mówi się, że te rzadko używane naczynia, nie dotykane częściej się tłuką, gdy je wyciągamy raz na jakiś czas. Gotowa jestem twierdzić, że coś w tym jest, bo u mnie tak się właśnie stało: zaprosiłam gości, nakryłam stół a potem było zmywanie i wręcz nieprawdopodobne , gdy talerzyk „osty Ingrid” Sorau nagle odłożony na suszarkę i postawiony w jej kolczaste przekładki na moich oczach powoli się zsunął i roztrzaskał w drobny mak… W dzisiejszych czasach gdy są zmywarki a ludzie wygodni, zapracowani to komu chce się chuchać i dmuchać na starocie takie delikatne? Mycie w zmywarce jest nie tylko wygodniejsze ale i tańsze. Niestety porcelany Sorau nie można wkładać do zmywarki, bo ma złocenia, które się ścierają , wzory płowieją a porcelana się rysuje i niszczy. Maria G.-Tak to prawda, Sorau musi być myty ręcznie. Złocenia w zmywarce ulegną starciu. Jeśli mamy porcelanę Sorau ze złoceniami tzn. że wyprodukowano ją przed wojną. W czasie wojny też była produkcja, ale Hitler zabronił złocenia. Wtedy stosowano tzw. malaturę, czyli malowano brązowe paski, ale złoceń nie było, ponieważ był  czas wojny, oszczędności a pieniądze potrzebne były na zbrojenia. Sorau istniał do 1945 r. po czym całą fabrykę zniszczyli Rosjanie, strzelali do tej porcelany, bo to było niemieckie. Na szczęście znaleźli się mądrzy ludzie i wiele naczyń zostało wywiezionych do Niemiec, Rosji. Pozostała porcelana Sorau, która była produkowane do 1945 r. i jest jej coraz mniej. I  jest dla mnie bardzo wzruszające i  mnie właśnie pociąga to – że są to rzeczy ginące, unikaty, których już nikt nie produkuje. Można robić repliki. Np. wzór łabędzi replikuje Miśnia. Oryginału jednak już nie ma. Sorau nie jest reprodukowany, bo fabryka nie istnieje. Na to miejsce powstała w Niemczech jej „siostra”- Reichenbach

PORCELANOWA PASJA MARII Read More »

CHOINKO PIĘKNA JAK LAS, CHOINKO ZOSTAŃ WŚRÓD NAS

” Jest gałązka, jest bombka. kolorowe sopelki dodają uroku. Zielona choinka pachnie zielenią lasu. Choinka jak promyczek mały, piękny. Prezenty lśnią pod nią jak małe gwiazdeczki, gwiazdeczki, które spełniają marzenia”. (Arturek lat 10, 2004 rok) Wigilia, Święto Bożego Narodzenia 2022 już minęły, ale pozostała jeszcze choinka i będzie z nami jeszcze dłużej lub krócej ale aż do 2-go lutego. Moja choinka? Jaka jest, jaka była? Choinka w moim domu zawsze była żywa: raz był to świerk pachnący raz gęsta jodła kaukaska. Zawsze uwielbiałam ubierać choinkę i do dzisiaj jest tak. Kiedyś, gdy miałam może 10 lat pod nieobecność rodziców rozebrałam choinkę i zaczęłam ją ubierać raz jeszcze, bo tak mi brakowało tego zajęcia. Przerosło mnie jednak to zadanie, bardzo się tym zajęciem zmęczyłam i niestety wszystko się wydało , gdyż rodzice przyjechali a ja jeszcze nie zdążyłam i zrobiło mi się wstyd, że miałam taki pomysł niedorzeczny. Dziwię się tym ludziom, którym się nie chce, którzy mówią, że wystarczy ubrać gałązki świerku, tym którzy potrafią schować do szafy ubraną choinkę i taką wyciągnąć w następnym roku. Na strychu wszystkie bombki, ozdoby, lampki mają duży kufer, przeznaczony tylko na ozdoby choinkowe. Nasza choinka nie jest modna. Modne są kolory, co roku inne – a to czerwone, białe, srebrne bombki itd. U nas wiesza się różne ozdoby, właściwie wszystkie. Mamy sentyment do niektórych bombek, dzieci uwielbiały grzybki i lubiły je samodzielnie zawieszać. Przykro niestety, że wiele z nich się potłukło. W naszej pamięci pozostało wiele bombek z tamtych lat. Bardzo lubiłam te przywiezione z wycieczki szkolnej moich dzieci do fabryki bombek , z imionami. Wrogami bombek choinkowych są niezgrabne ręce, koty i małe dzieci ze swoją ciekawością. Jednego roku , niestety ,choinka „zemdlała” po skoku kota na nią, pozostały zgliszcza z wielu bombek mających po 30 lat. Małe dzieci mają rozumki nie większe niż koty. Co roku wspominam wyczyn Przemka – mojego kolegi, jeszcze z czasów dzieciństwa w latach 70-tych, gdy to przyszedł prezent do jego domu w postaci pudełka przepięknych, ręcznie malowanych wielkich bombek od rodziny z innego miasta (zapewne wystanych gdzieś w kolejce lub z pod lady). Bardzo wtedy zazdrościliśmy im tych bombek, bo my takich nie mieliśmy. Jak poinformowała mama Przemka, Jej synek zamknął się w pokoju i przez pewien czas mama jego myślała, że ma święty spokój i mogła zająć się swoimi obowiązkami, gdy jednak po pewnym czasie otworzyła drzwi pokoju oniemiała, gdy zobaczyła Przemka siedzącego z młotkiem a na stole – wszystkie bombki… potłuczone. Co roku coś z tych bombek ubywa, coś się dokupuje. Ja od paru lat przywożę sobie bombki z dalekich podróży. Pochwalę się jedną, którą przywiozłam z Norwegii. Cała bombka przedstawia rozgwieżdżone niebo nad Tromso z reniferem, zorzą polarną. Ale jej duży atut odkryłam dopiero w domu i jest to bateria w środku, która powoduje, że maleńkie żaróweczki na tym niebie przepięknie świecą. Wszyscy chcą mieć na Święta pięknie ubraną choinkę, bo wprowadza wyjątkowy nastrój, ale powinniśmy wiedzieć, że choinka ma swoją duchowość, a jej ozdoby mają znaczenie. Tylko chrześcijanie mieli w swojej tradycji przynoszenie drzewka i jego ozdabiania – tradycja ta wyrosła z tradycji drzewa rajskiego- i pamiętanie o nim przed samym Bożym Narodzeniem. Bo tradycyjnie ubierano drzewko 24 grudnia w Święto Adama i Ewy ( pierwszych rodziców wygnanych z raju, bo utracili do niego dostęp przez zjedzenie jabłka z drzewa dobrego i złego, do którego skusił Ewę wąż a Ona potem Adama). Drzewo rajskie zostało utracone przez ludzi, ale zostało upragnione. Człowiek zatęsknił do zbawienia. A dostęp do drzewa życia został przywrócony dzięki przyjściu Jezusa na świat. W biblii Prorok Izajasz mówi o drzewie Jessego,” z którego pnia wyrośnie różdżka”. Jesse był ojcem Dawida, a Dawid jest symbolem dobrego rodu i dobrego królestwa, bo to z rodu Dawida pochodzi oczekiwany upragniony przez całe dzieje Izraela -Jezus. Z rodu Dawida pochodzi też Maryja i Józef – opiekun Jezusa. Dlatego w tradycji chrześcijańskiej pod choinką powinien być umieszczony żłóbek, bo on symbolizuje narodziny Chrystusa. Choinka -zielone drzewko to symbol rajskiego drzewka , oświetlona lampkami symbolizującymi Chrystusa, który jest światłością – Jezus, który się rodzi otwiera nam dostęp do drzewa życia. Na początku na choinkach był zawieszany opłatek (symbol Jezusa), a potem zaczęto z niego formować kule, które symbolizowały świat i jego zbawienie przez Chrystusa. Z czasem kule z opłatka zastąpiono szklanymi bombkami. Na choince powinny być aniołki, ponieważ to aniołowie obudzili pasterzy, gdy urodził się Chrystus w stajence. Powinna być też gwiazda sześcioramienna – symbol Gwiazdy Betlejemskiej. Nie powinno zabraknąć jabłuszek nawiązujących do raju. W naszym domu powinniśmy pamiętać o sianku, które powinno przypominać stajenkę a nasz dom powinien być drugim Betlejem. O tej symbolice choinki i tradycji w chrześcijaństwie pięknie pisze ks. prof. Józef Naumowicz w książce ” Choinka . 2000 lat tradycji Bożego Narodzenia” wydawnictwo Biały Kruk z ilustracjami osobistego fotografa papieża Jana Pawła II – Adama Bujaka. Ks. prof. Józef Naumowicz jest historykiem literatury i patrologiem czyli znawcą nauki Ojców Kościoła , działających w ośmiu pierwszych wiekach a zajmujących się dwoma wielkimi obszarami zagadnień: o Bogu i człowieku. Marzanna Leszczyńska Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

CHOINKO PIĘKNA JAK LAS, CHOINKO ZOSTAŃ WŚRÓD NAS Read More »

WIECZÓR ANDRZEJKOWY Z MUNDIALOWYM AKCENTEM

W Klubie Tańca Towarzyskiego „Fan Dance” Anny i Grzegorza Deptów w Gorzowie Wlkp. odbył się w ostatnią sobotę listopada taneczny wieczorek andrzejkowy dla tancerzy senior hobby. Wszyscy tancerze, którzy zgłębiają tajniki tańca towarzyskiego zdradzane przez sędziego i nauczyciela tej trudnej sztuki Grzegorza Depty wraz ze swoją małżonką posiadającą najwyższą klasę taneczną „S”- Anną ,mieli okazję bawić się wspólnie i ze swoim mistrzem. Spotkali się więc tacy, którzy uczą się od paru miesięcy, tacy którzy uczą się parę lat, a nawet tacy, którzy przychodzą na zajęcia kilkanaście lat, ale… są i tacy, którzy tańczą przeszło 20 lat. Wszyscy spotykają się aby potańczyć, porozmawiać, poznać się, zintegrować i świętować Andrzejkowo. Wosku nie lejemy i nie wróżymy sobie kto wyjdzie za mąż, bo tradycje szanujemy, gdyż są to zabawy dla panien, a w naszym gronie takowych już nie ma. Ale potrafimy się bawić z andrzejkowym akcentem, ponieważ każdy tęskni do lat młodości i lubi przeżyć ten czas na nowo, chce aby coś pozostało z tych lat… Na naszych Andrzejkach ściągałyśmy buty i ustawałyśmy ich sznur do …szampana. Właścicielka pantofelka, którego czubek spotkał się z szampanem została właścicielką butelki. Losowaliśmy też kartki z imionami i to było przeznaczenie, aby zatańczyć na wieczorku z tą właśnie wylosowaną panią, którą być może nigdy nie poprosilibyśmy do tańca, bo np. nie byłoby odwagi, pozwolenia, nie wypadałoby itd. itp. powodów jest baaardzo wiele. Na wieczorku przewodził przede wszystkim taniec i nasze: rumby, cha- che, samby, paso double, jivy, foxtroty, walce, tanga i quick stepy. Parkiet był notorycznie oblegany i brakowało miejsca, choć jest pokaźnych rozmiarów. Nikt nie podpierał ścian i mało kto siedział przy stoliku, co świadczy o tym, że wszyscy potrafią te tańce odróżniać od siebie i potrafią tańczyć, chociażby parę figur. Nasz profesor, szef szkoły , didżej a zarazem wodzirej – Grzegorz Depta wraz ze swoją małżonką Anną zintegrował całe pokaźne towarzystwo i sprawił , że wszyscy się bawili, cieszyli i chętnie we wszystkich tańcach i zabawach uczestniczyli. Tradycyjnie tańczymy po kole salsę, a nie jest to takie proste dla początkujących tancerzy dlatego tancerze bardziej zaawansowani są tutaj niezbędni aby nie było zderzeń bo strach pomyśleć co byłoby gdyby nie było koordynatora ruchu, to jak ulica z samochodami bez znaków i przepisów. Inną wspólną zabawą taneczną jest „miasteczko”, którą jak mówi Grzegorz Depta zna jeszcze z czasów głębokiej komuny, którą przemycono z za żelaznej kurtyny i uczono w Polsce. Zarówno w salsie tańczonej po kole, i „miasteczku” jest coś z tańca dworskiego kiedyś , gdy to tancerze po paru figurach mijali się i przechodzili do kolejnych tancerzy. Są to oczywiście wersje uwspółcześnione, z inną muzyką – dzisiaj przygrywa sam Santana. Ten wieczorek był wyjątkowy, bo właśnie trwał MUNDIAL. Był to szczęśliwy dla nas Polaków dzień, gdyż cieszyliśmy się właśnie wygranym meczem z Arabią Saudyjską. Gospodarze wieczoru nie zapomnieli o tym wydarzeniu i poprowadzili formację taneczną z futbolowym akcentem. Koniecznie trzeba zaznaczyć, że jedna z uczestniczek wieczoru przyznała się do tego, że ma andrzejkowe marzenie, które rzecz jasna powinno się spełnić : Aby Polska zostałą MISTRZEM ŚWIATA w 2022 r. w Katarze. No cóż…Andrzeju, Andrzeju nasz dobrodzieju… Trzeba też przyznać, że akcenty kibicowe dały się zauważyć podczas zabaw andrzejkowych w postaci ostrego dopingu z przymróżeniem oka. A emocje, okrzyki, pomysły i intergracja jakie towarzyszyły temu, aby towarzysz ze stolika trafił pięciogroszówką do szklanego naczynia z odległości dwóch metrów po prostu sięgały zenitu i rozbrajały kompletnie stoliki konkurencyjne śmiechem. Brawo dla dowcipu, pomysłu, dla stolika nr 2, który przychodzi na zajęcia w każdy piątek o godz. 18.45. Zabawa kulturalna, z odrobiną alkoholu, ale bez nadmiaru. Jak zwykle wspaniała muzyka. Był jeden utwór dla mnie ciekawy do zatańczenia, dla tancerzy z inwencją twórczą: „Si, si, no, no. „ Ani jednego disco polo. No.. nie przepadamy. I nikt nie tańczył jak to się mówi: dwa na jeden. Było dwóch prawdziwych Andrzejów, a jedna pani obchodziła w tym dniu swoje urodziny. Nie wiemy które, zresztą czy to ważne? Ale musiała w nagrodę za to że pamiętaliśmy, zatańczyć walca wiedeńskiego ze swoim mężem, a potem z Andrzejami. relację zdała Marzanna Leszczyńska

WIECZÓR ANDRZEJKOWY Z MUNDIALOWYM AKCENTEM Read More »

Bałtyk z rewalskiego klifu

RETROSPEKCJE Z REWALSKIEGO KLIFU

Rewalski klif – retrospekcje Od 5 lat przyjeżdżam tutaj regularnie. Czasem 2-3 razy w miesiącu, jak dotychczas tylko na 2-3 dni. Przemierzam ten odcinek za każdym razem i nie może mi się to znudzić. Piszę o klifie rewalskim czyli stromej ścianie brzegu morskiego, który utworzył się wskutek podmywania brzegu przez fale. Sięgam do wiedzy z dziedziny geografii, a źródła te podają, że brzeg klifowy ma u swojej podstawy styk z platformą abrazyjną ( czynnik powodujący erozję czyli rodzaj zniszczenia). Na tej platformie abrazyjnej następuje ścieranie podłoża przez luźny materiał przemieszczany przez prądy morskie, falowanie morza, przypływy i odpływy. Na wskutek tego procesu brzeg ulega obtoczeniu. Rewalski klif nie jest imponującej wysokości i gdzież mu tam do klifów światowych np. włoskich czy angielskich…A wędrówki po nim nie są zbyt długie. Ale jest to nasz polski klif i ma swój osobliwy urok, jest urozmaicony, bezpieczny i po prostu śliczny. Szczególną perełką tego urozmaicenia klifu są ruiny kościoła w Trzęsaczu. Właściwie jest to tylko jedna ściana, ściana z czerwonej cegły z gotyckimi łukami. Któż z nas nie słyszał o kościele w Trzęsaczu? Pewnie wszyscy, bo wiadomości na jego temat znajdowały się w podręcznikach szkolnych na lekcjach geografii. Wiedza na temat historii kościoła św. Mikołaja w Trzęsaczu, który zbudowano z cegły w 1270 roku w odległości 2 km. od linii brzegowej morza i niszczycielskiej nieprzewidywalnej działalności Bałtyku jest niezwykle ciekawa i co tu dużo mówić – straszna. Na pewno warto przypomnieć tę historię. Otóż..wtedy gdy powstawał na miejscu drewnianego kościółka -murowany – nikt nie przypuszczał, że morze może zniszczyć kościół i to tak szybko. Jeszcze w XV wieku linia brzegowa była od kościoła nadal w odległości 2 km. Od tego jednak czasu ten dystans zaczął się zmniejszać w szybkim tempie i zostało to zauważone, podjęto próby opóźnienia erozji klifu ale niestety bez rezultatu. W 1758 roku ta odległość wynosiła już tylko 58 metrów a w 1850 kościół od klifu stał już tylko w odległości 5 metrów. 2 marca 1874 r. odbyło się ostatnie nabożeństwo w kościele św. Mikołaja, świątynię zamknięto ponieważ zaistniało niebezpieczeństwo jej zawalenia się, stała ona bowiem 1 metr od osuwającego się klifu. 2 sierpnia 1874 r. całkowicie zamknięto kościół. W 1891 r. morze odsłoniło pierwsze kamienne fundamenty, w 1900 r. zabrało fragment przypory a 9 marca 1901 r. runęła północna ściana kościoła. W 1930 r. z całego budynku pozostała ściana południowa, południowo- zachodni narożnik i przypora oraz resztki prezbiterium. 1 lutego 1994 r. zawaliła się też część ściany południowej. Źródła podają, że dopiero technika XXI wieku zabezpieczyła odpowiednio klif z kościołem przed erozją , chociaż nie ma gwarancji, że zniszczenia nie będą postępować ponieważ nie wiadomo na co Bałtyk będzie jeszcze stać. Moja wędrówka klifem zaczyna się przy ruinach kościoła w Trzęsaczu i powtarzam ją, powtarzam i… powtarzam przy każdym pobycie w Rewalu. Ta droga to ubita ziemia wzdłuż brzegu, na jego krawędzi – nie asfaltowa, nie brukowana, nie betonowa. Idę tą drogą wśród sosen rosochatych, wytarganych wiatrem drzew. Jest to wąskie pasmo drzew, bo za nimi przedzierają się widoki domów Trzęsacza a potem Rewala, ale jest to malownicza trasa. Po lewej stronie mam w zasięgu wzroku morze a od klifowej przepaści oddzielają drewniane poręcze – takie naturalne, koślawe, załamujące się pięknie wzdłuż krętej drogi- bezpiecznie prowadzą pieszych po klifie. Po prawej stronie mam drzewa i krzewy. W pewnym momencie zaczyna się kawałek z potężnymi brzozami, mocno wygiętymi. To szczególny kawałek trasy, o każdej porze roku inny, urokliwy inaczej. Jesienią, gdy leży dużo zgniłych liści, gdy po deszczu tworzą się kałuże to powstaje… smutny krajobraz. Czasem gdy zaświeci słońce i obrócimy się w kierunku przeciwnym i mamy przed sobą te poręcze, w dali ruiny kościoła budzi się we mnie tak bardzo wiele skojarzeń, oglądanych filmów historycznych, scen, czy obrazów malarskich, zwłaszcza tych z czasów zaborów i powstań. Nostalgia. Słońce potrafi czasem zagrać niespodziewanie i na moment a efekty potrafią być tego niesamowite na zdjęciach, gdy się zdąży zareagować, a potrzebny jest tu często refleks rewolwerowca. Latem w gęstwinie zieleni jest tam dużo weselej, a radości dodają kwitnące na biało kwiatuszki jeżyn oplatające koślawy płot służący za poręcze, słychać mewy, często przelatujące nade mną wyżej czy niżej. Nagle gęstwina się urywa na mojej drodze a odsłania się odcinek bez drzew, porośnięty trawą, bardzo odsłonięty, przestrzenny. Tutaj widok na morze jest imponujący . To miejsce lotniarzy, nazwałabym „ lotniarzy dubeltowych”. Jedna grupa to Ci ludzcy, niczym jak jeden czy drugi Ikar, którzy tu trenują i startują w kierunku nieba. Druga grupa lotniarzy to ptaki. Zdaje się, że obie grupy mają konflikt interesów bo ze względu na naturalne środowisko ptaków i ich zagrożenie lotniarze -ludzie mają zakaz uprawiania swoich sportów przez całe lato. Cała ta trasa jest nieoświetlona czyli jest bez lamp, latarni. To krótki, bardzo naturalny odcinek, chociaż niestety upstrzony zbyt wieloma tablicami informacyjnymi, które psują krajobraz, ale widocznie są niezbędne. Potem zaczyna się kawałek lasku i w pewnym miejscu robi się bardzo dziko, nie do przejścia. Trzeba zejść na plażę lub zejść w głąb lądu, w miasteczko z domami gdzie stare wille przemieszają się z nowymi apartamentowcami, hotelami, kafejkami i restauracjami. Tutaj turysta ma możliwość przenocować i wybrać pokój z widokiem na Bałtyk. Zbliżając się do Niechorza brzeg klifu wzmocniony jest granitowymi głazami. Bywają pory, że woda sięga daleko w głąb i nie ma wtedy plaży piaszczystej a przejść można tylko przez te głazy. Nie jest to łatwe dla każdego i nie jest to też krótki odcinek. Wiele osób po prostu zawraca. Skoro już się decyduję na tę wędrówkę to często właśnie tutaj robię sobie odpoczynek. Czasem te kamienie mnie do tego zmuszają a czasem zachęcają. Tutaj też rodzi się wtedy refleksja, zamyślenie i romantyczne skojarzenia z epoką i portretem Adama Mickiewicza pędzla Walentego Wańkowicza. Trudno nie przybrać wtedy pozy poety podpartego na łokciu i patrzącego w dal… Takie wygłupy…ale cieszę się, że mogę się zadumać nie tylko nad tym, że jeszcze niedawno skakałam po kamieniach jak kozica a teraz po prostu już nie, bo coś mnie w biodrze ogranicza. A może gdyby nie było tych zdrowotnych kłopotów to po prostu

RETROSPEKCJE Z REWALSKIEGO KLIFU Read More »

Taneczne Mistrzostwa Okręgu Lubuskiego 2022

1 października 2022 r. w Skwierzynie odbyły się Mistrzostwa Okręgu Lubuskiego Polskiego Towarzystwa Tanecznego zorganizowane przez Klub Sportowy „Fantazja”. Po trudnym dla turniejów tanecznych okresie jakim była pandemia i lockdowny nadszedł wreszcie powrót do dawnych warunków czyli zostaliśmy uwolnieni od maseczek, obowiązku trzymania odległości a wręczenie pucharów, medali i dyplomów odbyło się z uściskiem dłoni. Tym razem pary rywalizowały w 10 tańcach, a nie tak jak było przez ostatnich parę lat w 8 tańcach, gdy to nie obowiązywały: paso double i fokstrot. Wiele zmieniły dwa ostatnie trudne lata dla tancerzy. Jest nas dzisiaj dużo mniej niż przed laty bywało ponieważ pary dopiero powoli wracają do intensywnych treningów a niewielu jeszcze poczuło się odpowiednio przygotowanych do udziału w tym konkursie. Donoszę, że Mistrzami Okręgu Lubuskiego w roku 2022 w kategorii senior są: Senior 2 (40+) Open Standard: – Mistrzowie: Arkit Aleksandra i Arkit Grzegorz („Gracja” Zielona Góra) -Vice mistrzowie : Siembida Agnieszka i Krzykwa Wojciech (NDK Nowa Sól) Senior 3 (50+) Open Standard: – Mistrzowie: Rydzak Aleksandra i Rydzak Tomasz (NDK Nowa Sól) -Vice-mistrzowie: Arkit Aleksandra i Arkit Grzegorz („Gracja” Zielona Góra) Na 3 miejscu uplasowała się para: Siembida Agnieszka i Krzykwa Wojciech (NDK Nowa Sól) Senior 3 (50+) Open Latin: -Mistrzowie: Rydzak Aleksandra i Rydzak Tomasz (NDK Nowa Sól) -Vice-mistrzowie: Leszczyńska Marzanna i Leszczyński Andrzej ( „Fan Dance” Gorzów Wlkp.) Senior 4 (60+) Open Standard i Open Latin: Mistrzami zostali: Krystyna Jałtuszewska – Adam i Ryszard Adam („Gracja” Zielona Góra) Powyżej 18 lat Open Standard: – Mistrzami zostali: Kornelia Kopaczyńska i Vadim Niegrebetskyi („Gracja” Zielona Góra) -Vice-mistrzami: Alicja Matecki i Oskar Gembara („Gracja” Zielona Góra) Powyżej 18 lat Open Latin: -Mistrzami zostali: Julita Łotyszonek i Robert Szpakowicz („Gracja” Zielona Góra) -Vice mistrzami: Oliwia Rogowska i Damian Kramski („Gracja” Zielona Góra) Miło jest donieść, że w kategorii 12-13 latków Mistrzami Okręgu Lubuskiego została para z gorzowskiego Klubu Tańca Anny i Grzegorza Deptów „Fan Dance”: Wiktoria Grzesiak i Wiktor Binert. Vice-Mistrzami została para: Dorota Płotnicka i Mateusz Nawojski z ” Fantazji” Skwierzyna. Ze swojej strony dodam, że zaskoczeniem były dla mnie nowe konfiguracje par tanecznych na konkursie. Cóż… wielu seniorów boryka się z kontuzjami i ograniczeniami zdrowotnymi, dlatego cieszymy się z każdego powrotu i udziału w tym wielkim święcie jakim są Mistrzostwa Okręgu. Cieszy nas też to , że dzięki nagromadzonym już umiejętnościom i doświadczeniom tanecznym jesteśmy w stanie szybko dopracować układy taneczne, które poprzez przerwy w treningach uległy zepsuciu czy też szybko już potrafimy się nauczyć nowych układów. Najważniejsze jest to, że cieszy nas nauka i poznawanie wciąż nowych tajników tańca, bo po każdym udziale w turnieju, jeśli jest on zakończony sukcesem po prostu chce się pracować dalej. Marzanna Leszczyńska

Taneczne Mistrzostwa Okręgu Lubuskiego 2022 Read More »

Scroll to Top