Author name: Marzanna Leszczyńska

Pisanki w Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu

W Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu Wielkanocny wystrój. Zapraszamy na wrażenia oraz zdjęcia z muzyką, a przede wszystkim zachęcamy do odwiedzenia tego muzeum. Marzanna Leszczyńska z Aleksandrą Telec Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką. Muzeum w Gorzowie Wielkopolskim wypromowało pisankę jak chyba żadna miejscowość w Polsce twierdzi z-ca dyrektora muzeum Grażyna Tyranowska. Od przeszło 50-lat organizowany jest w naszym mieście konkurs na pisankę- w ten sposób zgromadzono masę arcydzieł można powiedzieć. W Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu pisanki znalazły swoje godne miejsce i odpowiednią oprawę – tutaj prezentują się okazale. Niczym korale na szyi kobiety, pisanki są „koralami” dla młyna. Piękne to mało powiedziane, są dziełami sztuki. Trzeba mieć sokole oczy, anielską cierpliwość, wyczucie w rękach żeby taką misterną pracę z tysiącem szczegółów na tak kruchym materiale – wykonać. Przewodnik po Zagrodzie Młyńskiej, Pan Sebastian informuje nas, że specjalizują się w ich wykonaniu całe rodziny, pokolenia, a umiejętności w ich mistrzowskim wykonaniu doskonalone są przez lata całe i nie nabędzie się ich w ciągu jednego roku. Poza tym te, których zawartość nie jest odpowiednio wysuszona po czasie się psują i mimo pięknego wykonania trzeba je wyrzucić. Pochwalił się też, że pracownicy Zagrody Młyńskiej będą uczestnikami warsztatów, na których tworzy się pisanki. To z pewnością będzie wartościowe doświadczenie, a opowieści o pisankach będą jeszcze ciekawsze i bogatsze. Pan Sebastian opowiada o tym co się dzieje w Zagrodzie Młyńskiej pasjonująco, bacznie obserwuje nasze zdziwienie, czeka na pytania, reakcje i jeśli tylko zwiedzający wykazuje zainteresowanie chętnie poświęca mu czas. Jak nam powiedział zdarzyła się grupa, która oceniła, że w 15 minut zwiedzi Zagrodę Młyńską i pojedzie jeszcze do Witnicy. Tymczasem opuścili Zagrodę po 5 godzinach, a Witnicę przełożyli na inny termin. Błędem jest przekonanie, że skoro byłem już raz we Młynie to już wystarczy, już wszystko widziałem i wiem. Jest to miejsce dynamiczne, zmieniające się, rozwijające się, rozkwitające, w którym nie ma powtarzalności. Wielu już to odkryło i zaglądają tutaj często, bo czerpią inspirację do strojenia swoich wnętrz. Tutaj jest oryginalność, artyzm, polot, tradycja. Jeśli komercja to nie twoja bajka i uważasz ją za globalną sieczkę – Zagroda Młyńska zaspokoi twoje oczekiwania. Zachwycają techniki wykonania pisanek, kolory, motywy, artyzm, wyobraźnia twórców. Te zgromadzone z lat ubiegłych, wysoko nagrodzone mają swoje honorowe miejsca i godny opis. Co ciekawe są też prace dziecięcych talentów. Dzieło bez twórcy istnieć nie może, jakże często ten twórca jest niewidoczny. W sali głównej na dużych banerach można zobaczyć też twórców, nie pozujących, ale uchwyconych naturalnie. Wystawie towarzyszą rzeźby piety bo Wielkanoc jest świętem Zmartwychwstania Chrystusa , ale zanim to zrobił najpierw okrutnie cierpiał i umarł na krzyżu jak człowiek. Odwiedzajmy Zagrodę Młyńską, pokazujmy ją dzieciom i wnukom. Jak zwykle tegoroczny wystrój jest przepiękny. Pamiętajmy, że już drugiego takiego nie będzie, ponieważ tutaj panuje niepowtarzalność. Marzanna Leszczyńska z Aleksandrą Telec. O konkursie na pisankę organizowanym przez muzeum już od 50 lat opowiada dr Mirosław Pecuch : https://idealzezgrzytem.pl/2023/04/19/muzeum-gorzowskie-a-w-nim-pisanki-zapisane-swiaty/

Pisanki w Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu Read More »

PABLO PICASSO W PALERMO

Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką. Zapraszam – Marzanna Leszczyńska W Palazzo Reale di Palermo na Sycylii można oglądać wystawę prac Pablo Picasso. Wystawa trwa do 4 maja 2025 roku, a potem prace wrócą do swoich właścicieli – w różne strony świata. Jakże inny to Picasso od tego, który był mi znany dotychczas. Zaprezentowane prace to damskie portrety, hiszpańska corrida, gołębie inaczej ujęte niż ten słynny gołąb pokoju, krajobrazy. Mniej kompozycji. Wystawa prezentuje również czarno – białe fotografie Mistrza – bardzo oryginalnie uchwyconego – nie tylko jako artystę podczas pracy, ale jako człowieka z poczuciem humoru. Jest Pablo Picasso przyjmujący pozę baletmistrza, umalowanego jako klaun, biorącego kąpiel w wannie, płoszący gołębie, w domowym stroju. Niby zwyczajne fotografie, bo nie pozowane, ale jednak niezwyczajne… Czy my mamy takie swoje zdjęcia ? Ta wystawa to nie tylko obrazy, fotografie Mistrza, ale również ceramika i film – ciekawy na którym możemy zobaczyć Pablo Picasso jak spod jego ręki wychodzi ceramiczny gołąb, jak kreśli na ścianie swoje malowidło. Na ścianach sali wystawowej Palazzo Reale di Palermo wyświetlają się hologramy jego autografu, sentencji : „Gdy miałem 4 lata malowałem jak Rafael, ale przyszedł w życiu czas malowania jak dziecko.” Marzanna Leszczyńska

PABLO PICASSO W PALERMO Read More »

Topienie Marzanny na Sycylii

O Pierwszym Dniu Wiosny spędzonym inaczej niż zwykle, czyli bez ciasta, kawy i lampki wina w gronie pamiętających ludzi – autentyczna Marzanna. Wyjechałam na Sycylię – a czemu nie….Warto robić takie wagary i uciec od imieninowego stołu… Zapraszam – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką. Pierwszy dzień wiosny czyli 21 marca 2025 w Gorzowie Wielkopolskim był chłodnym dniem. Wcześniej zdarzyło się parę ciepłych słonecznych dni, ale skończyły się. Trzeba dalej nosić kurtki zimowe, nawet czapki. U mnie w ogrodzie wyszła i zakwitła cebulica syberyjska, ale na duży niebieski kobierzec trzeba jeszcze poczekać. Zaczęły się przebijać liście tulipanów, żonkili. Drzewa bezlistne. Pierwiosnki, krokusy to wiadomo już są. Ten dzień moich imienin spędziłam w Palermo i w niedalekim Rezerwacie Zingaro. Słonecznie, ale bez upałów. Woda w morzu zimna, nie do pływania, ale weszłam ( i to po szyję), aby dokonać jako autentyczna Marzanna symbolicznego rytuału nazwijmy to jej topienia. Chociaż wszyscy w Polsce radośnie oznajmiają, że wiosna już przyszła – ja dopisuję, że jednak zimy żal… Tu w rezerwacie Zingaro, gdy chodzi się po brązowych od koloru ziemi drogach i kamieniach, aby dojść do urokliwych zakątków rezerwatu, aby zobaczyć z góry malowniczą plażę, czy oazę zachwyca bujność roślin- koper jest chyba 20 razy większy, dżdżownica sunąca pod nogami przypominała węża. Zachwycały kolory intensywnej zieleni w towarzystwie niebieskiego odcienia. Niezwykłe są aromaty, zapachy. Krystaliczna woda. Sycylia to skrzyżowanie największej ilości kultur na świecie. My podążyliśmy arabsko-normańską – tą wybraliśmy jako pierwszą do poznania, bo zachwyciły nas zabytki. Średniowiecze, ale tutaj czas odbicia przez Francuzów terenu, który zajmowali Wikingowie. Efekty tego zapierają dech w piersiach. Roślinność na tle średniowiecznych budowli zarówno tych najcenniejszych i najmniej zniszczonych jak i ruin i szczątkowych pozostałości stanowi niezwykłe połączenie czego efektem jest po prostu – naturalne, czyste, nieskażone piękno. O Sycylii pojawiła się na http://www.idealzezgrzytem.pl relacja ze spotkania z wytrawnym przewodnikiem w gorzowskim PTTK, którego zaprosił Zbigniew Rudziński. Wiedza, którą warto wysłuchać : https://idealzezgrzytem.pl/2024/11/27/o-sycylii-w-gorzowskim-klubie-pttk/ Marzanna Leszczyńska

Topienie Marzanny na Sycylii Read More »

PO CZTERECH LATACH…

Zapraszam na odpowiedzi dr Roberta Wójcika na moje trzy pytania – jak co roku. Dr Robert Wójcik jest autorem wspomnień o nowej historii odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie, którego był administratorem w latach 1998-2008. Na początku przypomnę tę historię zdjęciami z tego czasu w towarzystwie muzyki – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką uruchomi krótki film. Na zdjęciach dr Robert Wójcik i Marzanna Leszczyńska na tle pałacu w Mierzęcinie Już cztery lata opisuje Pan swoje wspomnienia związane z nową historią odbudowanego Pałacu w Mierzęcinie. Wystartowaliśmy 8 marca 2021 roku artykułem „ Powrót do Mierzęcina”. Wtedy było to na innym portalu – gdzie przez półtora roku opublikowaliśmy 10 artykułów … po czym oderwaliśmy się i założyliśmy http://www.idealzezgrzytem.pl Na nowym portalu ukazują się dalsze odcinki tych wspomnień. Parę z nich jest do odsłuchania (podpowiem, że wszystkie znajdują się w zakładce „ Mierzęcin według wspomnień dr Roberta Wójcika „ – trzeci kafelek na stronie głównej). Lubię podsumowania, a każda rocznica jest okazją do nich. Zaskakujące jest, że te wspomnienia, które zostały na innym portalu nadal budzą zainteresowanie czytelników, chociaż minęło tak dużo czasu i właściwie tam już ich nie promujemy. Najpopularniejszy odcinek – „Mierzęcin to co zaciera czas” dobiega 26 500 wyświetleń. I co dalej w tym temacie? Jest jeszcze co opowiadać? Mierzęcin – ma wiele tajemnic. Dobrych i złych. Ktoś kiedyś powiedział – jeżeli ci zadają jakieś pytania – to najlepszą rzeczą jest powiedzieć prawdę. Uważam, że we wszystkich swoich artykułach związanych z Mierzęcinem – pisałem prawdę. A pytań od czytelników i od osób związanych z tym magicznym, tajemniczym obiektem miałem wiele… Chyba to jest siła, która ma odzwierciedlenie w poczytności tych artykułów związanych ze wspomnieniami z tym miejscem. Jest to dziwny obiekt – pełen zagadek. Mam cały czas wrażenie, że „ktoś z góry czy z dołu” kontroluje to co chcę opisać we wspomnieniach o tym miejscu. Pani Marzanno – ja tam byłem przez ponad dziesięć lat – praktycznie każdego dnia i nocy – czy to była zima, wiosna, lato , jesień. Ten obiekt, i wydarzenia z nim związane – czy to wczoraj ( mówię o historii) czy w tej nowej historii obecnego wieku są jednym słowem … bardzo dziwne i dają wiele różnych przemyśleń. Nie ma co ukrywać – jestem zaskoczony – mile zaskoczony, że artykuły czy dołączone do nich clipy cieszą się taką poczytnością czy oglądalnością – chodzi o moje wspomnienia związane z Mierzęcinem i clipy Pani autorstwa. Osobiście dla mnie bardzo ważne są opinie ludzi, którzy byli lub są z tym miejscem związani. Mówią mi, że piszę prawdę, ale żebym coś więcej jeszcze napisał – że tak do końca nie było dobrze i pięknie. Dostaję do dziś smsy czy maile od tych osób z podziękowaniami. Powiedzmy sobie szczerze – na razie przywołałem trochę nowej i chyba starej historii tego obiektu – to nie wszystko co mam zamiar jeszcze napisać. Jest jeszcze parę rzeczy dla pióra, które „dojrzewa” i niedługo się ukaże na portalu. Ale muszę koniecznie powiedzieć czytelnikom i ludziom związanych z tym miejscem , że to będzie bardzo zaskakujące… Jeszcze trochę czasu. Mój ucieka – inaczej – jest trochę zagrożony – ale przysięgam – zdążę… Zawsze w swoich wspomnieniach pisałem „łagodnie” o Mierzęcinie. Już nadszedł czas aby to zmienić – powiedzieć czy napisać o nim inaczej…, że to nie był ogród Eden. Zawsze wydawało mi się, że celem w życiu człowieka powinien być hedonizm – maksymalna rozkosz i unikanie wszelkich przykrości. Nie do końca jednak tak jest. Wiele doświadczeń z Mierzęcina , sprawiły mi przyjemność, ale też wymogły pewnej dozy cierpienia. To było w wielu momentach mojej bytności w Mierzęcinie. W okresie początkowym to było „zdobywanie górskich szczytów” – tych najwyższych… o Boże – ile tam było radości… Muszę jednak powiedzieć, że wiele razy towarzyszył mi ból i samotność , które powodowały , że mój cel okazał się cenniejszy, a przyjemność większa, niż gdyby tego cierpienia w ogóle nie było. Ktoś powiedział, że właściwy rodzaj bólu bywa warunkiem odczuwania intensywniejszej przyjemności – jest on ceną, którą okupujemy większą nagrodę. Teraz, kiedy już minęło prawie dwadzieścia lat od mojej przygody z Mierzęcinem i kiedy już jestem na emeryturze często się zastanawiam – dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dobrowolnie zgadzamy się na doznawanie bólu, żeby osiągnąć przyjemność? Pani Marzanno – rozstanie z tym obiektem było dla mnie wielkim bólem. A dziś – kiedy piszę swoje wspomnienia o Mierzęcinie – sprawia mi to przyjemność. Jest to jednak przyjemność smutna – to taka „kawa” z fusami. Chyba dlatego, że to się już definitywnie skończyło. Odczułem to kiedy byłem wraz z żoną w tamtym roku w Mierzęcinie. No cóż – wszystko ma swój koniec… 2. Na nowym portalu podjął Pan chętnie jeszcze inne tematy. Jest ich sporo, jak widzę mam do czynienia z człowiekiem renesansu. Ubiegły rok upłynął nam w Gorzowie Wielkopolskim w walce o zmianę nazwy miasta, wybieraliśmy też nowego prezydenta i radnych i w te tematy zaangażował się pan piórem. Dla mnie istotne też było promowanie niezwykłego fotografa naszego pięknego regionu – Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich. Z wykształcenia jest Pan przyrodnikiem z doktoratem w tej dziedzinie – a konikiem jest kartografia, klimatologia, hydrologia, geologia i chyba … miłość do zwierząt – szczególnie psów, które Pan posiada. Skomentował Pan na naszych łamach zjawiska w pogodzie takie jak powódź, zorze, trzęsienie ziemi, które zaskoczyły nasz kraj. Pięknie Pan opisał swoją miłość do „czworonożnych przyjaciół”. Te artykuły spowodowały „Himalaje wyświetleń”. Szczerze powiedziawszy kompletnie osłupiałam, gdy zobaczyłam jednego dnia 6000 wejść na portal. Przy którym z podejmowanych problemów najchętniej by Pan pozostał, pisał dalej, a które pożegnałby Pan i żałuje, że zdecydował się pan na nie wypowiadać? Żałuję jednego – że pisałem artykuły związane ze zmianą nazwy Gorzowa Wielkopolskiego na Gorzów. Występowałem tam pod pseudonimem „ Rafał Wilk” . Było wiele ciepłych komentarzy – ale był też ordynarny i chamski „ hejt” – nie w komentarzach, ale dziwnych smsach czy mailach… wysyłanych po nocach . Najgorsze jest to , że były to osoby wykształcone, z tytułami naukowymi, na poważnych stanowiskach. Oczywiście byli to ludzie , którzy optowali za zmianą nazwy miasta. To

PO CZTERECH LATACH… Read More »

Pamiętajmy o zabytkach w naszym mieście

Mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego coraz częściej i śmielej rozmawiają w sieci o zabytkach w naszym mieście. Cieszy to, bo po tym co widać nie ma powodów do radości. Chodząc po ulicach już od dłuższego czasu gromadziły się we mnie pytania, nasuwały refleksje i w efekcie powstał poniższy tekst. A co Wy mieszkańcy o tym myślicie ? Zapraszam do lektury – Marzanna Leszczyńska Gorzów Wielkopolski to miasto z bogatą historią, leżące przy najstarszym grodzie Polski – Santoku. Szkoda, że to miasto słabo żyje tym dziedzictwem, a wręcz przeciwnie – zachowuje się tak, jak by chciało aby znaki historii miasta zginęły. Chodzi o zabytki, których niewiele w Gorzowie Wielkopolskim pozostało, a to co zostało jest zaniedbane, a nawet niestety czeka się, aż zniszczeją na tyle, że będzie je można rozebrać i na ich atrakcyjnym położeniu postawić kolejny potworny klocek. Serce krwawi na widok kamienicy na ul. Łokietka nr 17… przepięknej, opuszczonej. Jest w rękach prywatnych. Jej los jest smutny i haniebny, świadczący bardzo źle o tych, którzy do tego doprowadzili. Wszyscy to widzą, ale mało kto wie, że kamienice w górę ulicy też zaczynają się sypać jak domino, bo kamienica nr 17 jest ich podporą. O tym jest już cicho. 15 lat temu był czas, aby się zająć tą kamienicą – numer 17 – postawiono tylko stemple od podwórka i niestety to jest za mało. Pytanie gdzie był wtedy nadzór budowlany? „Teraz powiem brutalnie, że kamienica nr 17 nadaje się tylko do wyburzenia i natychmiast trzeba wzmacniać następne za nią, bo one polecą zaraz za nią”. To słowa jednego z kandydatów na radnego w wyborach w ubiegłym roku. To jego zdanie. Ciekawa jestem, czy rzeczywiście taka jest prawda, że nic nie da się zrobić z tym budynkiem, czy nie znalazłby się ktoś kto jednak potrafi… czy nie warto szukać, starać się, zabiegać… Zacytuję dalej zdanie tego kandydata na radnego w ubiegłorocznych wyborach: „Nie unikniemy wyburzeń tam, gdzie nie rokuje się naprawy. Nie oszukujmy się. Część z nich jest w prywatnych rękach i nikt nie zainwestuje tam kilkunastu milionów, a nawet kilkudziesięciu – one nadal będą niszczały. Widziałem jak płonęły zabytkowe hale na ulicy Mickiewicza ( biegałem tam z aparatem fotograficznym i robiłem zdjęcia). One płonęły 5 razy, aż w końcu spłonęły. Oczywiście wszyscy wiedzą, że zostały podpalone. Teraz mamy ładny budynek, setki osób codziennie tam chodzi i nikt już nie pamięta o halach.” Przykre to ostatnie zdanie, ale to fakt – padło. Czy to nie skandaliczne takie myślenie? Cyniczne bardzo, bez wyobraźni, doraźne, szkodliwe. Są radni, których myślenie ogranicza się do poszerzenia drogi, naprawienia chodników, postawienia Biedronki, ale na nic więcej ich nie stać – z pustego i Salomon nie naleje. Nie posiadają potrzebnej tutaj wrażliwości, potrzeby, wizji i przede wszystkim tutaj trzeba toczyć walkę i starania, włożyć sporo pracy i czasu, aby coś się zmieniło. O kamienicy na Łokietka nr 17 ostatnio ostro dyskutowano w sieci. Cieszę się, że są tacy mieszkańcy, którzy wypowiadali się z żalem, ale też podzielili się swoją wiedzą i nie bali się tego. Są odważniejsi niż ci kandydaci do władz miasta, którzy bali się opublikowania swoich opinii. Warto przytoczyć te opinie jak Pani Bożeny Mańki : „Miasto wypychało te piękne kamienice celowo za grosze i sprzedawali złodziejom, którzy niby remontują – ale wykonanie ma wiele do życzenia. To jest po prostu wielkie oszustwo. Te zabytki nie są własnością obywateli- jeśli nawet mieszkania zostały wykupione to zawsze jest to pod kuratelą miasta. A tak naprawdę to zanim mieszkania rozdzielono, to już kamienice były zaniedbane przez Urząd Miasta – to nie są zaniedbania obecne. Na tak piękne kamienice musi być rozwiązanie. Serce boli patrzeć, a miasto powtarza tylko, że nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy…A tutaj taki skarb niszczeje. Nigdy takich budynków nie wybudują, bo nie potrafią, a jeśli już to na kilka dekad i trzeba rozbierać. Developerzy tylko kasę widzą, albo byle jak remontują, albo wcale nie remontują i czekają na zmiłuj się, a budynki niszczeją i w końcu się zawalą”. Pan Marcin Madaliński odpowiada, wszystkim tym, którzy tak łatwo godzą się na rezygnację z kamienicy na Łokietka nr 17 – „ W przypadku zabytków wpisanych do rejestru, konserwator może wstrzymać prowadzone prace, nakazać określone prace, jak i nakazać przywrócenie zabytku do stanu poprzedniego albo doprowadzenie zabytku do jak najlepszego stanu. Gdzie w takim razie jest miejski konserwator budynków?” Pan Szymon Labuda zadał kilka retorycznych pytań, może ktoś zna na nie odpowiedź ? : „ Ktoś miał pieniądze na kupno, to musiał się liczyć, że remont też będzie kosztował, a w ogóle to miasto powinno odebrać za brak zaangażowania do remontu. A czy w ogóle płaci podatki do magistratu? Pewnie pisze o umorzenie. Są radni miejscy – co oni robią ?, a powinni się dobrać do skóry tego posiadacza kamienicy, a może oni też głosują żeby zastosować jemu ulgi w podatku ?, a jeśli tak – to także przykładają ręce do dewastacji tak pięknej kamienicy” Podsumował to dosadnie Pan Władek Lisek: „20 lat temu trzeba się było wziąć za odnowę, a nie narzekać i brać kasę dla siebie. Tacy są urzędnicy mądrzy w Gorzowie Wielkopolskim”. A jeszcze dosadniej napisał Pan Cezary Rak Ejma: „ Myślę, że pora spojrzeć prawdzie w oczy, a nie się łudzić co do „zaangażowania” mieszkańca Deszczna w sprawy naszego miasta”. To może tak w odpowiedzi dla Pani Magdaleny Anny Grzeszczuk , która akurat, ma odmienne zdanie i tak napisała : „ Ta kamienica ma swojego właściciela prywatnego. Nic miastu do niej. Zanim się palnie głupotę, warto się zorientować…” A może to jednak Pani palnęła głupotę, Pani Magdaleno Anno Grzeszczuk? No cóż, jak sprzedać to też trzeba wiedzieć komu, aby zabytek został odremontowany. Wspomnę przy okazji zabytkowe hale na ulicy Kostrzyńskiej gdzie mieści się Agroma. Jeszcze są, ale w strasznym stanie. Właściciel nic z nimi nie robi, jeśli chodzi o remonty- czeka aż będą w tak krytycznym stanie, że konserwator zabytków ze względu bezpieczeństwa każe je rozebrać- i zaciera ręce, aby móc w tym miejscu postawić przysłowiowy klocek. Willa nad stawkiem na ul. Kobylogórskiej, która została sprzedana najpierw TWG została już

Pamiętajmy o zabytkach w naszym mieście Read More »

Rumba, Julia i Walentynki

Rumba to pochodzący z Kuby taniec nazywany tańcem miłości. Brałam lekcje rumby u Magdy Geldner, która prowadzi w Szczecinie szkołę tańca Royal Dance. Kiedyś rozmawiałyśmy o rumbie, bo chciałam znać jej prywatne zdanie o tym jakie wykonanie rumby robi na niej największe wrażenie. Dzielę się Jej estetyką tego tańca. „ Rumba jest tańcem miłości, w którym partner eksponuje partnerkę. To partnerka ma być w parze widoczna, piękna, partner powinien być mniej widoczny, fajnie gdy widać jego delikatność, a nie agresywność. Technika jest oczywiście bardzo ważna i jej dobra znajomość zrobi z każdego tancerza, ale dodanie do tego swojego talentu i wrażliwości to jest dopiero to. Powiem tak: możesz nie być piękna, ani zgrabna i przy ciele, ale gdy znasz technikę i nauczysz się rumby będziesz wyglądać mega zachwycająco i odwrotnie możesz być szczupła, zgrabna i piękna tańcząc rumbę bez znajomości techniki rumby nie będziesz wyglądać pięknie. Nie zachwycam się również tańcem mechanicznym, szybkością, nie wiadomo jaką sprawnością w tym tańcu, bowiem jeśli chcę figur akrobatycznych to idę oglądać akrobatykę, jeśli chcę szybkości to idę oglądać lekkoatletykę. Rumba jest eteryczna, zmysłowa to połączenie bardzo wielu rzeczy, które dopiero tworzą zachwycającą całość. Jeśli chodzi o strój partnerki to oczywiście są popularne frędzle, falbany. Mnie bardzo podoba się, gdy kobieta ma u góry czarny gorset a dół jest zwiewny i lekki „. To tyle od mistrzyni Magdy Geldner ze Szczecina Mnie osobiście nauka rumby sprawiła chyba najwięcej trudności na początku przygody z tańcem. Taniec liczy się na cztery. Cztery, raz nie ma kroku- i – osadzenie biodra, dwa (krok), trzy (krok), cztery (krok). I tak w kółko, właściwie to wszystko. Trzeba jeszcze wiedzieć gdzie jest w muzyce raz i w którym momencie ruszyć , aby było w rytmie- ale to już zadanie partnera. Na początku wszyscy liczą, zdarzało się, że utwór prawie się skończył , a partner nie ruszył jeszcze z miejsca – za to widać jak mu się usta ruszają do słów : raz, dwa, trzy, cztery – no ale nie zdecydował się, a muzyka nie czeka więc dalej szuka raz…. I to są te zabawne momenty, gdy zgłębia się naukę tańca. W zasadzie to krok podstawowy opanowuje się przez ok 6 lat ( jednocześnie poznaje się technikę pozostałych tańców, a jest ich 10 ) Ciało musi zakodować ruch, zautomatyzować go. Praca stóp jest tutaj bardzo potrzebna, przenoszenie ciężaru ciała, odpychanie się poprzez stopę z tyłu tak , aby nie było to „łażenie”, stopy nabierają prędkości. Ciało musi być odpowiednio osadzone, wyprostowane, a głowa utrzymywana w pozycji. Ćwiczy się wszystko nawet wzrok, tak, aby przyciągał uwagę widza. Gdy do gry wchodzą ręce to dopiero zaczyna się koordynacja ruchu i trudność wzrasta. Pamiętam jak nauczyciel pokazał mi na treningu ruch rękami – palce były szeroko rozczapierzone, ręka miała coś „czarować” przed twarzą, a ja tak się wczułam, że zaczepiłam paznokciem o nos i tylko krew trysnęła na ciuchy i partnera. Warto spróbować nauki rumby, aby przekonać się o swoich możliwościach i jest to niewątpliwie duża przygoda, a warto się posuwać w progresie o każdy najmniejszy centymetr. Rumba jest tańcem, w którym nie należy się uśmiechać, więc Ci, którzy nie lubią się uśmiechać mają jeden problem z głowy. Jak miłość to rumba, ale też Romeo i Julia – w ubiegłym roku w wigilię zmarła w wieku 72 lat Oliwia Hussey odtwórczyni Julii w Filmie Franco Zeffirellego. Romantyzmu nigdy za wiele w dzisiejszych czasach. Oliwia Hussey A ja kiedyś zatańczyłam rumbę jako Julia, a było to dawno dawno temu w 2014 roku na Dworze w Sierakowie podczas wieczoru Walentynkowego. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. Marzanna Leszczyńska Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Rumba, Julia i Walentynki Read More »

Lubuski fenomen

O zachwycających fotografiach Marka Kaźmierskiego z Nowin Wielkich, ale też o nim samym po raz kolejny na http://www.idealzezgrzytem.pl. Naciśnięcie czerwonego guzika z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi projekcję zdjęć z muzyką. Są to fotografie Marka Kaźmierskiego. Fotografie Marka Kaźmierskiego, które uwieczniają bajeczne krajobrazy Nowin Wielkich, Ujścia Odry mają swoich naśladowców. Przeglądam posty na fb – widzę podobne kadry, ale podpisane innym imieniem i nazwiskiem. No cóż, to jest tylko naśladownictwo, szukanie podobnych ujęć, podobnych motywów – ale oryginał jest tylko jeden – tym oryginałem jest już tak łatwo rozpoznawalny Marek Kaźmierski. Wszystkim naśladowcom radzę szukać swojej drogi, swoich motywów – jeśli chcą być wyjątkowi, oryginalni, prawdziwi – inaczej będą tylko tymi drugimi, tymi naśladowcami. Zresztą tam, gdzie są jego naśladowcy, Marka już tam nie ma. Może jest w tym samym miejscu, ale jeśli chodzi o zdjęcia to wszedł już w inną rzeczywistość, odkrył coś, a może zrobił skok w przyszłość – tak sądzę patrząc na Jego świeże zdjęcia i kręcę przecząco głową, bo może zrobił je jakimś innym aparatem fotograficznym? Tak, ma nowy, „ ale stary” aparat fotograficzny, którym mi się pochwalił – bardzo kosztowny zresztą, ale czy już go używa? Przede wszystkim zadziwia mnie ta ogromna ilość udanych zdjęć. Te zdjęcia działają na mnie porażająco, bo nie dają mi spokoju, każą odkładać na później rozpoczętą robotę, zaprzątają myśli, w głowie powstają jakieś pomysły, nagle tworzę jakieś scenariusze filmowe, piszę bajki jakich nie było, przypominają mi się stare piosenki, lata szczęśliwego dzieciństwa… Fajnie. Miałam okazję widzieć się z Markiem Kaźmierskim. Co u niego słychać? To, że rzeczywistość się zmienia, a my się tego nie spodziewamy. Zmniejszyło się stadko danieli, które w tamtym roku tak uroczo pozowało Markowi do zdjęć. Niestety to wina wilków. Markowi zdarzają się bliskie spotkania z tymi drapieżnikami podczas fotograficznych wypadów w plener. Co się czuje, gdy namierza się obiektywem wilka, a jednocześnie zauważa , że z boku obserwują cię oczy dwóch innych towarzyszy nie wiadomo jak licznego stada? Czuje się tylko stres. Bo w tę pasję, jaką jest fotografia przyrody wpisane jest ryzyko, a w przyrodzie nie ma idealnych warunków, to nie studio – to natura, to przyroda… Umiłowanie do uwieczniania terenu wokół Nowin Wielkich jest podyktowane miłością do tego miejsca zamieszkania, dostrzeżenia jego wyjątkowości i piękna. Na tych zdjęciach oglądamy teren nieskażony, bez znaków cywilizacji, bez ludzi. Jeśli są – to pasują, podkręcają zdjęcie , nie są intruzem psującym całość . ??? Marek Kaźmierski jest nie tylko mieszkańcem i fotografem tej bajecznej krainy, ale jest jednocześnie kimś , kto walczy o ten teren. Kto by pomyślał, że ta jak wyjęta z baśni dębowa aleja, którą tak niesamowicie uwiecznia Marek miała być wycięta? Zadaję sobie pytanie ile jest takich alei jeszcze w Polsce tak niezwykle położonych? Ba, w ogóle czy jest taka druga? Jakie to podłe i maluczkie decyzje, jacy beznadziejni, pozbawieni wyobraźni są ludzie, którzy chcieli się tego dopuścić, którzy podjęli taką decyzję. O tym nie można milczeć. Takich ludzi nie warto pytać dlaczego chcieli tak zrobić? Bo urzędnicy zawsze znajdą wytłumaczenie swojej decyzji. Po co chcieli to zrobić ? Żeby samochody mogły szybciej jeździć? Dla pieniędzy?, Dla dębowych desek, które można drogo sprzedać w Niemczech? Pozostaje pytanie czy takie miejsca mają swoją ochronę, czy są obrońcy, którzy wiedzą jak chronić i zabezpieczać takie miejsca, ratować nawet wtedy gdy te drzewa będą stwarzać zagrożenie. Jest to droga ruchu, ale może powinna powstać droga alternatywna do tej. To są już pytania do władz, samorządowców i decydentów, którzy powinni doceniać i widzieć to co mają i czym zarządzają i jak zrobić z tego wartość, aby i nawet dzięki tym krajobrazom mogła ludność gminy żyć i ciekawie w niej zarabiać. Marek mówi, że te lasy są bardzo przetrzebione, odkrywa podczas swoich wędrówek masę łysych połaci, stosy wyciętych drzew gotowych do wywózki. Teorii uzasadniających róże decyzje znawców od lasów, wygłaszających mnóstwo dziwnych argumentów– jest dużo – tylko czy na pewno mają rację? Marek mówi, że prowadzi swoją walkę z myśliwymi, publikuje zdjęcia wyciętych drzew w lesie, docieka prawdy, dzięki niemu ta zjawiskowa aleja dębowa jest nadal. Jak mi opowiada – dostaje wzruszające komentarze z całego świata, od ludzi, którzy są urzeczeni krajobrazami uwiecznionymi na jego fotografiach. Ta aleja jest już znana na świecie, doceniana bardziej niż tu na miejscu. Intryguje mnie osobowość Marka Kaźmierskiego. Wiem, że jest świadomy swojej wartości jako fotograf, ale też zna swoje braki, widzi lepszych od siebie – jeśli tacy się pojawiają. Jest jak wilk, lubi szukać swojej drogi i kroczyć samotnie, bo droga – popularnie mówiąc – kariery nie jest jego marzeniem i szczęściem. Życzymy dalszego rozwoju, czekamy na fotografie robione „nowym- starym” aparatem i czekamy na namiary wystawy Twoich zdjęć Marku, które będzie można podziwiać, bo o niej wspominałeś. Gospodarze gminy !!! – macie wyjątkowe miejsce, wyjątkowego fotografa – podrapcie się po głowie, albo znajdźcie kogoś do pomocy i zróbcie coś ciekawego. I na Boga !!! tylko nie piły – ścięte drzewa!!! Błagam Życzę wam współpracy i pomysłów. Marzanna Leszczyńska O fotografiach Marka Kaźmierskiego pisaliśmy w następujących artykułach : https://idealzezgrzytem.pl/2024/03/24/zauroczenie/ oraz https://idealzezgrzytem.pl/2024/04/24/gratulacje/  Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Lubuski fenomen Read More »

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem

Szybkim krokiem przemierzyłam most i stanęłam w bramie do Torre de Belêm, aby zapozować do pamiątkowego zdjęcia. W tym właśnie momencie aż mnie zatkało powietrze bo poczułam porządny zimny prysznic wody. Miałam mokre włosy, twarz i miejscami ciuchy. Rozległ się śmiech ludzi, którzy stali się tego świadkami. Przez moment nie rozumiałam co się stało. To było nagłe uderzenie silniejszej fali Tagu, która zmoczyła mnie i mojego fotografa. Aparat się zamoczył i nie zrobił zdjęcia. Tak wyglądało moje wejście do Torre de Belêm – jednego z najcenniejszych zabytków Portugalii. Zapraszam na tekst o historii tego szczególnego i zachwycającego miejsca, które ma też polski akcent – Marzanna Leszczyńska Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film ze zdjęciami i muzyką tego miejsca. Pierwotnie budowla wznosiła się pośrodku koryta rzeki Tag. W wyniku wielkiego trzęsienia ziemi z 1755 roku rzeka zmieniła nieco koryto i obecnie wieża znajduje się tuż przy jej prawym brzegu. Aby dostać się do Torre de Belém trzeba przejść przez most zwodzony, który został zbudowany, aby utrudnić dostanie się do budynku dla najeźdźców. Gdy idziesz po tym moście pod stopami i pod drewnianym mostem kłębi się woda Tagu, która nie stoi w miejscu tylko obmywa wieżę, szumi i tworzy fale.Muszę przyznać i napisać, że położenie Torre the Belêm jest przepiękne przez to, że cały czas jest obmywana przez rzekę Tag. Tam te fale nie ustają, nawet przy bezwietrznej pogodzie. Tworzą spektakl. Zdradziecko podchodzą aż pod schody nabrzeża, tworzą potężne kałuże. Są to widoki fantastyczne. Właściwie to wygląda jakby budowla wynurzała się z rzeki. Można na to patrzeć i patrzeć.Belêm jest jednym z najcenniejszych zabytków Portugalii, najważniejszą atrakcją turystyczną w Lizbonie i jednocześnie drugim zabytkiem Lizbony z listy Unesco, jednym z siedmiu cudów Portugalii 2007 roku, arcydziełem stylu manuelińskiego ( uznaną za jedyną zachowaną budowlę wzniesioną całkowicie w tym stylu, która się zachowała do dziś). Belêm było oknem na świat salonu Portugalii jakim stała się Lizbona XVI wieku, z której żeglarze wypływali w świat daleki i niepoznany dzięki królowi Henrykowi Żeglarzowi, który wyprowadził Portugalię na szerokie oceaniczne wody.  Za tymi wodami leżały ziemie przyszłych kolonii i zaczął się czas sprzyjający eksploracjom. Belêm tak nazywa się wieża, która była wejściem do Portu Lizbońskiego w epoce wielkich odkryć geograficznych służyła za komorę celną ściągającą haracz dla Króla, stała się też punktem orientacyjnym dla żeglarzy wracających do ojczyzny i symbolem morskiej potęgi Portugalii. Pierwotnie nazywana była Zamkiem św. Wincentego, który był patronem Lizbony. Powstała w latach 1515- 1520, a wzniósł ją architekt budowli militarnych Francisco de Arruda i miała uzupełniać ochronę umocnień rzeki Tag. Do jej budowy użyto wapieni z okolicy i reprezentuje styl manueliński czyli bardzo portugalski, upamiętniający morskie podboje Portugalczyków. Było to połączeniepóźnego gotyku ze zdobieniami mauretańskimi, dekoracjami naturalistycznymi z rodzimej sztuki i motywami morskiej fauny i flory oraz z biblii.To cudeńko architektoniczne składa się z dwóch części: sześciokątnego bastionu z nisko sklepioną kaplicą ze strzelnicami dla 12 armat i 30 metrową wieżą, w której mieści się : sala gubernatorska, sala królewska, sala audiencyjna, kaplica i taras z widokiem. Całość wzbogacona jest licznymi bartyzanami – wieżyczkami, które pełniły funkcje strażnicze i strzelnicze.Ta budowla zapoczątkowała nowy trend w architekturze wojskowej ze względu na dwupoziomowy skład broni. Belêm po portugalsku znaczy Betlejem. Na jej tarasie znajduje się figurka Matki Boskiej Belêm nazywana też Matką Boską Dobrego Sukcesu lub Matką Boską Winorośli czy też Dziewicą Dobrej Podróży. Fasady od strony rzeki miały więcej dekoracji, bo witały żeglarzy. Przy wejściu do wieży stoją figury św. Wincentego i Archanioła Michała, a bartyzany zdobione są tarczami z krzyżem Zakonu Rycerzy Chrystusa, który organizował i finansował wyprawy morskie Portugalczyków. Zwiedzając wieżę koniecznie trzeba na niej wypatrzeć rzeźbę nosorożca, z którym wiąże się słynna historia portugalskiego gubernatora i jego negocjacji z sułtanem Muzaferem zakończona prezentem dla króla Manuela w postaci nosorożca. Podarowane zwierzę zostało wysłane do Lizbony aby ucieszyć króla Manuela, który i tak był szczęśliwy bo posiadał słonia, ale dodatkowy prezent sprawił mu wielką frajdę. Król postanowił sprawdzić, czy prawdą jest, że słonie i nosorożce są odwiecznymi wrogami i zorganizował pojedynek kolosów na wzór rzymskich bitew dzikich zwierząt. Cały dwór był świadkiem jak słoń zobaczywszy szturmującego go nosorożca uciekł w panice, a pojedynku nie było ku rozczarowaniu dworzan. Nosorożec stał się bohaterem i modelem dla niemieckiego malarza przebywającego na lizbońskim dworze -Albrechta Durera, który go naszkicował. Potem Król Manuel chciał podarować nosorożca Papieżowi zapewniając Go w ten sposób o wierności Portugalii, demonstrując sukcesy w dalekich krajach, jakim było nawracanie ludności na wiarę chrześcijańską. Jednak prezent wysłany drogą morską do Rzymu, utonął podczas wielkiego sztormu, ale pamiątka tej historii w postaci rzeźby na Belêm pozostała. W latach okupacji hiszpańskiej (1580-1640) wieża Belêm pełniła funkcję więzienia i w swoich podmakających pomieszczeniach przetrzymywała więźniów politycznych. I tutaj trzeba wspomnieć o istotnym polskim wątku ponieważ w 1833 roku przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem– twórca Legionu Polskiego w Portugalii. Zasługi generała dla Polski były duże w ówczesnym czasie – brał On udział w Powstaniu Listopadowym i zwyciężył pod Domanicami w 1831 roku oraz Iganiami. W starciu pod Przetyczem dzięki celnemu ogniowi baterii skierowanej przez Bema wojska rosyjskie zostały zmuszone do odwrotu, tak też się stało w walkach: pod wsią Długosiodło, nad rzeką Orzyc, pod Rużem i Złotorią.Powstanie Listopadowe upadło, załamała się też obrona stolicy – wszędzie tam walczył generał Józef Bem odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Jego jednostka, która wycofała się do Prus została w końcu rozwiązana, a On sam udał się na emigrację do Niemiec i Francji. We Francji związał się z Hotelem Lambert i zaczął formować wśród emigrantów polskich Legion Wojskowy. Z tą formacją wojskową miał walczyć w Portugalii w czasie wojny domowej po stronie Dom Pedra ( króla Portugalii, który powrócił do swojego kraju po 13 latach z Brazylii). Bem zmobilizował niewielu ochotników ponieważ emigracyjne środowiska demokratyczne były przeciwne przelewaniu krwi Polaków w obcej sprawie. W rezultacie Polacy nie wzięli udziału w walkach, gdyż po zajęciu Lizbony Dom Pedro zerwał z nimi porozumienie, a protestującego i wykłócającego się Bema aresztowali i zamknęli w wieży Belêm, skąd trudno było uciec. Dopiero po dłuższych negocjacjach i dwóch miesiącach

Belêm po portugalsku znaczy Betlejem Read More »

ZAGRODA MŁYŃSKA W BOGDAŃCU GOTOWA NA ŚWIĘTA JAK DAWNIEJ I ZAPRASZA

Zapraszam na tekst i zdjęcia z muzyką o wyjątkowych dekoracjach w Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu. Naciśnięcie czerwonego prostokąta na obrazie poniżej uruchomi krótki film – Marzanna Leszczyńska Moda na dekoracje świąteczne w stylu Las Vegas trwa w Polsce od mniej więcej 30 lat i dotarła już chyba wszędzie. Odnoszę wrażenie, że ludzie są święcie przekonani, że im więcej migających światełek tym ładniej. Gdzieś się dumnie pochwalili, że na sztuczną choinkę w mieście wydano 1 milion złotych… Na internecie pokazują zdjęcia świątecznych ulic, choinek – ja już tego nie odróżniam. Tymczasem ktoś opublikował zdjęcie potężnej, rosnącej, żywej ozdobionej choinki pod, którą były miliony ” lajków” i masa komentarzy – po prostu miażdżąca przewaga nad tymi wszystkimi święcącymi „druciakami”. Przeglądając fb trafiłam na skromny post Pani Igi Borowskiej- Krajnik informujący , że bolą ją ręce i plecy, ale dekoracja świąteczna Zagrody Młyńskiej w Bogdańcu jest gotowa. Dołączone było zdjęcie – okna – na nim wianuszek , wykonany z zasuszonych plasterków pomarańczy i cytryn. Wystarczyło. Pojechałam zobaczyć. Czułam, że będę bardzo zadowolona. Proszę Państwa mamy w Gorzowie zdolnych ludzi, z nietuzinkowym gustem, pracowitych, odważnych i jak bardzo wrażliwych… To co zobaczyłam to na tle tego co nas otacza ( piszę o świątecznych dekoracjach) to jak fiołek w trawie, Kopciuszek na balu… Przed młynem nie ma świetlnych iluminacji, jest ciemno, świeci się tylko w oknach. Teraz zimą, gdy nie ma liści stawy są widoczne, a w tej zimowej szarudze pozbawionej śniegu zielenią się i lekko szumią potężne świerki i wydaje się, że stoi tam jakiś „Jańcio Wodnik” i dogląda karpi, żeby ich nie zabrakło na świątecznym stole. Na płocie i ażurowej werandzie wiszą wiązanki z zielonych gałązek sosny, z szyszkami, zawiązane beżową jutą – zapraszają w inną czasoprzestrzeń, która zaczyna się już tutaj na podwórku. Całość świetnie skomponowana, wszystko ręcznie wykonane – widać ogrom pracy, poświęconego czasu, myśli twórczej, zdolności artystycznej, solidnego wykonania, pomysłowości i pasji. Pani Iga Borowska- Krajnik opowiada o tym ciekawie, bo pod wymagającym okiem dr Mirosława Pecucha powstało to wszystko i dzięki Jej zdolnym dłoniom. Koncepcja wystroju rodziła się i prace powstawały właściwie przez cały okrągły rok – zamyśla się Pani Iga… Jeśli tu będzie zapytajcie przewodniczkę- skąd pochodzą oryginalne wielowymiarowe białe gwiazdy, powtarzające się w różnych kompozycjach? Bo gwiazd i aniołów nie powinno zabraknąć w dekoracjach na Boże Narodzenie i tutaj jest ich dużo. Gdybym użyła często używanego słowa magia czy czary to byłyby bardzo niewłaściwe słowa ( one pasują do tych światełek a` la Las Vegas). Tu jest anielski nastrój, nie wyczarowany, ale stworzony. Są dwie choinki, bardzo różne i jedna jest właśnie bardzo anielska – jak mówi Pani Iga Borowska- Krajnik, często wyciska łzy i przywołuje wspomnienia u gości, a Pani Iga ma możliwość nie tylko opowiadania, ale staje się też słuchaczem opowiadań wylewnych gości. Jak będziecie tutaj – poszukajcie trzech bombek ( głów krasnali czy Mikołajów) umieszczonych w przeźroczystych kieliszkach) z Manufaktury Marolin, zapytajcie o kartkę świąteczną z ilustracją Marcina Szancera, albo odnajdźcie tę z różową świnką. Kartki świąteczne są nie tylko w albumach ale też w ramkach. Te zapisane mają przecież wyższą wartość niż te nowe. Pani Iga opowiada o tym interesująco. Ciekawość wzbudzają przepiękne drewniane czy kamienne formy do pieczenia pierników, już o porcelanie nie wspomnę. Podziwiać można płaskorzeźby „Szopki” Pana Stefana Szymoniaka. We młynie w Bogdańcu jest tak, jakby jej dawni właściciele wyszli na chwilę z domu. Do stołu nakryto, leżą patery z owocami, na kuchni stoją garnki, suszą się zioła. Na stołach stoją świeczki, które się zapala na czas zwiedzania tworzą niezwykły nastrój i zapach. Wrażenie życia w tym miejscu tworzą jej obecni gospodarze, a jest ich 8 osób – wyczuwa się dobrą atmosferę i wspaniałą życzliwą współpracę wśród pracujących tu ludzi. Nie ma komercji !!! Jest przepięknie, a Pani Iga nie ma głowie czerwonej czapki Mikołaja, ale ma na nogach piękne wyszywane irchowe, zimowe buty. Tak udekorowana na Święta Bożego Narodzenia Zagroda Młyńska w Bogdańcu będzie do końca stycznia 2024 roku. Zobaczcie i pokażcie ją swoim dzieciom, rodzicom, wnukom. I nie czekajcie zbyt długo, bo choinki szybko gubią igły jak to u naturalnych bywa. Na koniec krótki apel do decydentów, władz Gorzowa Wielkopolskiego, radnych: aż się prosi o okazały baner ze zdjęciem Zagrody Młyńskiej przy drodze, który by informował o tym uroczym miejscu. Jest się czym chwalić, poza tym skąd ludzie mają wiedzieć, gdzie to jest i że to jest? Stal Gorzów ma taki baner koło Przytocznej i w okolicy Skwierzyny. Zamiast tych straconych milionów na skompromitowaną Stal Gorzów byłby dobry inny cel. Szkoda, bo efekt w Zagrodzie Młyńskiej cieszyłby wielu, wzbudza pozytywne emocje, kształtuje gust i estetykę, Jest to przykład możliwości wykazania się zdolnych ludzi, bo jest co podziwiać i należy takie starania zawsze doceniać. Marzanna Leszczyńska Do tej pory na http://www.idealzezgrzytem.pl ukazały się następujące teksty o Zagrodzie Młyńskiej w Bogdańcu: https://idealzezgrzytem.pl/2023/10/03/mlyn-w-bogdancu-otwarty/ oraz https://idealzezgrzytem.pl/2024/06/27/noc-swietojanska-w-bogdancu/ Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

ZAGRODA MŁYŃSKA W BOGDAŃCU GOTOWA NA ŚWIĘTA JAK DAWNIEJ I ZAPRASZA Read More »

„DANIEL”- Zamknięta księgarnia

Uwielbiam lokalne księgarenki w różnych miejscowościach. Ostatnio zachwyciłam się jedną w rynku w Jeleniej Górze. Zawsze nawiąże się jakaś interesująca rozmowa ze sprzedawcą, bo Ci mają wiele do powiedzenia i przeważnie czytają, a nie tylko sprzedają książki. Czego ja nie wypatrzyłam w takich księgarniach….Wiem, że ich właściciele wkładają dużo serca w te swoje księgarenki, bo to widać po tym co sprzedają i po tym, co mają do powiedzenia sprzedawcy. Do takich wyjątkowych w naszym mieście Gorzowie Wielkopolskim należy księgarnia „Daniel”, do której przylgnęła nazwa – „kultowa”. Było w niej „bogactwo” książek niewątpliwie, ale przede wszystkim była „Gorzowiana” czyli albumy, poezje, legendy, historie związane z tematyką naszego miasta i jej mieszkańcami. Pan Daniel Puczyłowski – jej właściciel był lokalnym patriotą, chętnie nawiązywał współpracę z ludźmi, którzy coś o mieście, czy jego mieszkańcach napisali. Tego rodzaju książki chętnie kupowałam w księgarni „Daniel”, aby podarować komuś za granicą. Pamiętam, jak w czasie, gdy Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nobla i całe witryny były wystawione jej książkami , zapytałam o książki Noblisty wybranego ex aequo Petera Handke, a młoda sprzedawczyni szczerze się zakłopotała i zawstydziła, że Jego książek nie mają. Panował tam dystans do siebie i otwartość. Komercja Empika bardzo często mnie odstraszała i często z niego wychodziłam z niczym. Gdy przychodziłam do „Daniela” to przede wszystkim długo tam przebywałam, buszując w książkach i zawsze wychodziłam z paroma zakupionymi pozycjami i żalem, że nie mogę sobie pozwolić na więcej. Tymczasem księgarnia „Daniel” zamyka się po 30 latach swojego istnienia. Ogłosił to Pan Daniel Puczyłowski na fb, tą smutną wieść publikują też mieszkańcy miasta. W komentarzach przebija się żal, ale nie ma żadnych złośliwości, może czasami ktoś bezdusznie dla tego faktu napisze, że czasy się zmieniły, że przyszedł czas na ebooki, księgarnie są niepotrzebne bo czytanie jest passe…Nigdy się z taką opinią chyba nie pogodzę i sądzę, że nie najlepiej świadczy to o tych, którzy tak uważają. Szkoda, że mieszkańcy tego miasta nie docenili tego, że ktoś wyszedł poza ramy komercji wszędobylskiej. Przykre, że e-booki są cenione wyżej, że nie lubimy dotykać książek, nie widzimy zalet czytania i nie żal nam tego czego się pozbawiamy nie czytając. W końcu niewątpliwie biblioteka z książkami w domu to wyjątkowa jego ozdoba i gdy jest nie dla parady, a w częstym użyciu to ma niebagatelny wpływ na osobowość jej posiadacza. Chciało by się powiedzieć: pokaz mi swoją biblioteczkę, a powiem ci kim jesteś… Tak się złożyło, że dokładnie w tym samym czasie zrobiło się głośno w Gorzowie o Stali Gorzów – żużlu i poważnym problemie finansowym, który powinien mieć taki sam finał jak los księgarni „Daniel”. W jednym i drugim przypadku 30-lat tradycji i sentymentów. Jakże inna wymowa i wpływ na człowieka tych działalności i jak inny finał. Sprawa Stali Gorzów i żużla w atmosferze skandalu, hałasu, kłótni, wątpliwości, pretensji, szantażu, żądań publicznych ogromnych pieniędzy, udziału Rady Miasta , posądzeń, niejasności, oparta na emocjach – sportu powiedzmy sobie szczerze innego niż taniec, jazda figurowa na lodzie, dla mało wyrafinowanego widza– . Sprawa księgarni ‘ Daniel” cicha, bez roszczeń, hałasu, z godnym odejściem i działalnością, której wpływ na jednostkę był pozytywny, potężny i i nieograniczony w efekcie i jej rozwoju. Szkoda, że tak odpuściliście – mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego- z tą księgarnią, bo to Wasza wina, a tak niewiele było trzeba – wystarczyło pamiętać. Nie pytam, ale ten nieszczęsny remont ulicy trwający zdecydowanie za długo z pewnością przyczynił się do zapomnienia o tym miejscu. Dlatego mieszkańcom Gorzowa Wielkopolskiego dla refleksji nad sobą i tym co się stało dedykujemy poniższy tekst dr Roberta Wójcika jako skarcenie i przykrą prawdę. Forma tekstu jest inna niż taki sobie artykuł, rzekłabym jest odświętna. Tym tekstem i jego formą chcemy podziękować Księgarni ” Daniel” za 30-letnią pozytywną i potrzebną obecność. Dziękujemy. http://www.idealzezgrzytem.pl dr Robert Wójcik O książkach – wspomnienia – 2024 rok Dzisiaj noc znów nieprzespana – i nie wpadło ukojenie – i ten czas tak trochę dziwny i uczucia obojętne – wszystko wokół jest „wesołe” – takie dziwnie myśli – są tęczowe i przeraża moją głowę. Nikt nie czyta – biblioteki puste w domach. Ja się pytam – gdzie są książki ? czy czytamy, przeglądamy – chyba nie ma? Może smutne – ja tak wolę – mam tą wiedzę z podstawowej, o „komórkach” nikt nie wiedział – był atrament, abecadło, biblioteka i liczydło… Wróbel dzisiaj wpadł na szybę – dla mnie to był wielki orzeł. I tak myślę co to będzie , kiedy diabeł spał z aniołem. I tak myślę czy to dobre – ten mezalians motyl – pszczoły… Dzisiaj zszedłem do piwnicy – jak tam brudno , tylko myszy – a gdzie wieża i król Popiel ? Przypomniała mi się „Baśń” na ekrany przeniesiona – i te wielkie moje oczy – gdzie ta wieża i te mysz i czy zjadły nawet wodę ? Czy to piekło – a gdzie niebo ? – i ujrzałem ptaka w niebie – i jest dziwny dzień grudniowy – klimatyczny – polityczny – dzisiaj ciepło, jutro zimno na tym dziwnym naszym świecie – a w mym miejscu są wspomnienia – gdzie jest radość i mój smutek. Są uczucia – wszystko szybko gdzieś uciekło – ale „ wróbel” puka w okno… i zachęca do lektury. Moje książki ukochane, łza opada – kto je czyta ? Czy ktoś dzisiaj mi opowie ? Czy jest niebo – czy jest piekło ? Czas dziecinny przypomina – brak przecinków i lizaków – oranżada tylko w głowie. Były takie piękne czasy – kapslowana z porcelany i z tą gumką, drutem w szyjce – gazowana – te „ odbicia moich kumpli” – fajne czasy , już ich nie ma , tylko dziwne są markety – bo księgarni – też ich nie ma – tak jak kumpli… bo odeszli. Pogubieni , na alejach cicho sobie śpią spokojnie. Smutne dla mnie , że ich nie ma – jakbym chciał dziś z nimi wypić kapslowaną oranżadę …bawić, szaleć, gnać po płotach…Były książki – ja pamiętam jak czytałem na podwórku – i ich oczy kolorowe i umysły tak otwarte. Jak to wszystko pochłaniali i czekali w dzień następny –

„DANIEL”- Zamknięta księgarnia Read More »

Scroll to Top