
Rewalski klif – retrospekcje
Od 5 lat przyjeżdżam tutaj regularnie. Czasem 2-3 razy w miesiącu, jak dotychczas tylko na 2-3 dni. Przemierzam ten odcinek za każdym razem i nie może mi się to znudzić.
Piszę o klifie rewalskim czyli stromej ścianie brzegu morskiego, który utworzył się wskutek podmywania brzegu przez fale. Sięgam do wiedzy z dziedziny geografii, a źródła te podają, że brzeg klifowy ma u swojej podstawy styk z platformą abrazyjną ( czynnik powodujący erozję czyli rodzaj zniszczenia). Na tej platformie abrazyjnej następuje ścieranie podłoża przez luźny materiał przemieszczany przez prądy morskie, falowanie morza, przypływy i odpływy. Na wskutek tego procesu brzeg ulega obtoczeniu.
Rewalski klif nie jest imponującej wysokości i gdzież mu tam do klifów światowych np. włoskich czy angielskich…A wędrówki po nim nie są zbyt długie. Ale jest to nasz polski klif i ma swój osobliwy urok, jest urozmaicony, bezpieczny i po prostu śliczny.
Szczególną perełką tego urozmaicenia klifu są ruiny kościoła w Trzęsaczu. Właściwie jest to tylko jedna ściana, ściana z czerwonej cegły z gotyckimi łukami. Któż z nas nie słyszał o kościele w Trzęsaczu? Pewnie wszyscy, bo wiadomości na jego temat znajdowały się w podręcznikach szkolnych na lekcjach geografii. Wiedza na temat historii kościoła św. Mikołaja w Trzęsaczu, który zbudowano z cegły w 1270 roku w odległości 2 km. od linii brzegowej morza i niszczycielskiej nieprzewidywalnej działalności Bałtyku jest niezwykle ciekawa i co tu dużo mówić – straszna. Na pewno warto przypomnieć tę historię. Otóż..wtedy gdy powstawał na miejscu drewnianego kościółka -murowany – nikt nie przypuszczał, że morze może zniszczyć kościół i to tak szybko. Jeszcze w XV wieku linia brzegowa była od kościoła nadal w odległości 2 km. Od tego jednak czasu ten dystans zaczął się zmniejszać w szybkim tempie i zostało to zauważone, podjęto próby opóźnienia erozji klifu ale niestety bez rezultatu. W 1758 roku ta odległość wynosiła już tylko 58 metrów a w 1850 kościół od klifu stał już tylko w odległości 5 metrów. 2 marca 1874 r. odbyło się ostatnie nabożeństwo w kościele św. Mikołaja, świątynię zamknięto ponieważ zaistniało niebezpieczeństwo jej zawalenia się, stała ona bowiem 1 metr od osuwającego się klifu. 2 sierpnia 1874 r. całkowicie zamknięto kościół. W 1891 r. morze odsłoniło pierwsze kamienne fundamenty, w 1900 r. zabrało fragment przypory a 9 marca 1901 r. runęła północna ściana kościoła. W 1930 r. z całego budynku pozostała ściana południowa, południowo- zachodni narożnik i przypora oraz resztki prezbiterium. 1 lutego 1994 r. zawaliła się też część ściany południowej. Źródła podają, że dopiero technika XXI wieku zabezpieczyła odpowiednio klif z kościołem przed erozją , chociaż nie ma gwarancji, że zniszczenia nie będą postępować ponieważ nie wiadomo na co Bałtyk będzie jeszcze stać.
Moja wędrówka klifem zaczyna się przy ruinach kościoła w Trzęsaczu i powtarzam ją, powtarzam i… powtarzam przy każdym pobycie w Rewalu. Ta droga to ubita ziemia wzdłuż brzegu, na jego krawędzi – nie asfaltowa, nie brukowana, nie betonowa. Idę tą drogą wśród sosen rosochatych, wytarganych wiatrem drzew. Jest to wąskie pasmo drzew, bo za nimi przedzierają się widoki domów Trzęsacza a potem Rewala, ale jest to malownicza trasa. Po lewej stronie mam w zasięgu wzroku morze a od klifowej przepaści oddzielają drewniane poręcze – takie naturalne, koślawe, załamujące się pięknie wzdłuż krętej drogi- bezpiecznie prowadzą pieszych po klifie. Po prawej stronie mam drzewa i krzewy. W pewnym momencie zaczyna się kawałek z potężnymi brzozami, mocno wygiętymi. To szczególny kawałek trasy, o każdej porze roku inny, urokliwy inaczej. Jesienią, gdy leży dużo zgniłych liści, gdy po deszczu tworzą się kałuże to powstaje… smutny krajobraz. Czasem gdy zaświeci słońce i obrócimy się w kierunku przeciwnym i mamy przed sobą te poręcze, w dali ruiny kościoła budzi się we mnie tak bardzo wiele skojarzeń, oglądanych filmów historycznych, scen, czy obrazów malarskich, zwłaszcza tych z czasów zaborów i powstań. Nostalgia. Słońce potrafi czasem zagrać niespodziewanie i na moment a efekty potrafią być tego niesamowite na zdjęciach, gdy się zdąży zareagować, a potrzebny jest tu często refleks rewolwerowca. Latem w gęstwinie zieleni jest tam dużo weselej, a radości dodają kwitnące na biało kwiatuszki jeżyn oplatające koślawy płot służący za poręcze, słychać mewy, często przelatujące nade mną wyżej czy niżej.
Nagle gęstwina się urywa na mojej drodze a odsłania się odcinek bez drzew, porośnięty trawą, bardzo odsłonięty, przestrzenny. Tutaj widok na morze jest imponujący . To miejsce lotniarzy, nazwałabym „ lotniarzy dubeltowych”. Jedna grupa to Ci ludzcy, niczym jak jeden czy drugi Ikar, którzy tu trenują i startują w kierunku nieba. Druga grupa lotniarzy to ptaki. Zdaje się, że obie grupy mają konflikt interesów bo ze względu na naturalne środowisko ptaków i ich zagrożenie lotniarze -ludzie mają zakaz uprawiania swoich sportów przez całe lato.
Cała ta trasa jest nieoświetlona czyli jest bez lamp, latarni. To krótki, bardzo naturalny odcinek, chociaż niestety upstrzony zbyt wieloma tablicami informacyjnymi, które psują krajobraz, ale widocznie są niezbędne.
Potem zaczyna się kawałek lasku i w pewnym miejscu robi się bardzo dziko, nie do przejścia. Trzeba zejść na plażę lub zejść w głąb lądu, w miasteczko z domami gdzie stare wille przemieszają się z nowymi apartamentowcami, hotelami, kafejkami i restauracjami. Tutaj turysta ma możliwość przenocować i wybrać pokój z widokiem na Bałtyk.
Zbliżając się do Niechorza brzeg klifu wzmocniony jest granitowymi głazami. Bywają pory, że woda sięga daleko w głąb i nie ma wtedy plaży piaszczystej a przejść można tylko przez te głazy. Nie jest to łatwe dla każdego i nie jest to też krótki odcinek. Wiele osób po prostu zawraca. Skoro już się decyduję na tę wędrówkę to często właśnie tutaj robię sobie odpoczynek. Czasem te kamienie mnie do tego zmuszają a czasem zachęcają. Tutaj też rodzi się wtedy refleksja, zamyślenie i romantyczne skojarzenia z epoką i portretem Adama Mickiewicza pędzla Walentego Wańkowicza. Trudno nie przybrać wtedy pozy poety podpartego na łokciu i patrzącego w dal… Takie wygłupy…ale cieszę się, że mogę się zadumać nie tylko nad tym, że jeszcze niedawno skakałam po kamieniach jak kozica a teraz po prostu już nie, bo coś mnie w biodrze ogranicza. A może gdyby nie było tych zdrowotnych kłopotów to po prostu przeszłabym szybko i te wszystkie skojarzenia z Mickiewiczem, sonetami, skałą Judahu, niewolą – nigdy by nie powstały w mojej głowie.
Całość wycieczki nasuwa mi obrazy Caspara Davida Friedricha, te, które przedstawiają wędrowców nad morzem, kontemplujących krajobraz, poddanych nostalgicznym uczuciom. Krytycy jego malarstwa nazwali je „katedrą pejzażu” tłumacząc, że „przyroda jest najpiękniejszym kościołem bożym” a „kontemplacja wszechświata jest najwznioślejszą formą religijności” (Schleiermarcher) a C. D. Friedrich wyniósł panteizm krajobrazowy w malarstwie na najwyższy poziom i uczynił pejzaż „kosmiczną świątynią”. Sam żył w epoce romantyzmu, oddał jej ducha w swojej twórczości bo „malując pejzaż – budował katedrę bo przytaczając Goethego : „genialną konstrukcją katedry rządzą te same, nieubłagane i konsekwentne prawa co przyrodą”(przypomnienie W.Łysiak „MBC tom 8 ).
Spacerując po klifie można mieć jeszcze skojarzenia z epoką romantyzmu, dziełami C.D. Friedricha dzięki tym fragmentom przyrody, granitowym głazom, ruinom gotyckiego kościoła.
Zadaję sobie pytanie czy przyszłyby mi do głowy te rozmyślania, gdybym patrzyła na betonowe trójkąty leżące na brzegu zamiast granitowych kamieni ( jak to już jest w tylu przypadkach)? Czy patrząc na nowoczesne apartamentowce, które powstają na wybrzeżu jak grzyby po deszczu jeden obok drugiego, wysokie a w każdym SPA, basen, jacuzzi czy pomyślimy o Mickiewiczu na skale Judahu ? A położona na samym klifie HEVENIA -otoczona betonem, która wysyła agresywne ,zimne , lodowe światło niczym laserowe baty w kierunku morza i każe odwracać w swoją stronę głowę, „myśli”, że jest obiektem westchnień – niestety nie dla wszystkich -wygląda jak pospolita stacja CPN-u i co najwyżej przypomni czy mamy zatankowany samochód. Ale z terapią i rozprężeniem, które powinno towarzyszyć wypoczynkowi nad morzem ma niewiele wspólnego…
Miejmy nadzieję, że władze Rewala, obrońcy dzikich ptaków i lotniarze nie pozwolą zagospodarować wolnych przestrzeni, które tu jeszcze pozostały chciwym i destrukcyjnym deweloperom.
Marzanna Leszczyńska
Cóż można dodać! Znam doskonale ten piękny klif i jego okolice , i mam nadzieję ,że na zawsze pozostanie i będzie zachwycal oraz pobudzal do refleksji wszealakich .I że nikt nie dopuści do wybudowania tam kolejnych „stacji benzynowych”.