
O Bazylice św. Marka, historii, legendach, religijności Wenecjan , tajemniczości , wrażeniach własnych, Popielcu – Marzanna Leszczyńska
” Takiego miejsca nie ujrzałoby się po opium,
mrocznego od dymu kadzidła; pełnego skarbów
z kamieni i metali szlachetnych, połyskującego
zza żelaznych krat, świętego relikwiami martwych świętych „
Karol Dickens
W tych czterech linijkach tekstu K. Dickens ujął istotę Bazyliki św. Marka w Wenecji. Podobno to jeden z cudów architektonicznych tego świata. Zachwyca pięknem, wielkością, przepychem bogactwa, ale wzbudza zdziwienie swoim wschodnim charakterem.
W końcu poświęciłam na ten zabytek odpowiednią ilość czasu. Moja noga stanęła tutaj trzeci raz. Dwa razy wcześniej oglądałam Bazylikę tylko z zewnątrz. Wiadomo- Wenecja to jedno z najdroższych miast świata. Któż z Polaków mógł sobie pozwolić na obiad w Wenecji czy nocleg w latach komuny, czy transformacji 90-tych lat? Ja na pewno nie. Zwiedzałam uliczki w upałach sierpnia czy czerwca, a wycieczka to wiadomo: mało czasu wolnego, zbiórki , trzymanie się grupy, czekanie na wszystkich.. i jeden cel -zobaczyć jak najwięcej w krótkim czasie. Uff… Teraz poświęciłam Bazylice dwa dni – ostatni dzień karnawału i środę popielcową.
Czekanie w kolejce do wejścia to dla mnie nie był czas męki i zniecierpliwienia, zresztą nie trwało to aż tak długo. Dla mnie takie czekanie to czas na obserwację ludzi, a w karnawale jest na co patrzeć, bo przechodzących przebierańców w przepysznych strojach nie masz dość. Wzrok mój przykuli jacyś prawosławni duchowni w czarnych sutannach, w czapach, z długimi brodami, mocno zbudowani. Może to pop jeden, drugi i trzeci. Robili ogromne wrażenie, byli inni, wyróżniali się na tym ogromnym placu z tak wielką ilością ludzi przed Bazyliką św. Marka, z tymi bizantyjskimi kopułami. Byli najbardziej kompatybilni w tym pejzażu. Najbardziej udani w swoim ubiorze, choć to czas karnawału, rewii przebierańców – to oni wpasowali się najlepiej, byli najlepiej przebrani choć paradoksalnie – nie przebierali się.
Przywiezienie w 828 r. ciała ( mówi się często rzekomego) św. Marka Ewangelisty odmieniło to miasto zupełnie i to wydarzenie było pretekstem do powstania tej wspaniałej budowli. Wcześniej w Wenecji czczono św. Teodora, a w miejscu Bazyliki była łąka, parę drzew i ogród oraz owocowy sad. Historia i legendy powstania Bazyliki są arcyciekawe i warto je znać.
Oto co mówi legenda i historia.
Dwaj kupcy weneccy: Buono z Malamocco i Rusico z Torcello przybyli do Aleksandrii z misją handlową, ale przy okazji wyszła też inna transakcja. Nawiązali dyskusję z opiekunami kościoła, w którym spoczywało ciało świętego męczennika w sarkofagu i które mieli za zadanie chronić. Kapłani narzekali na prześladowania katolików przez Saracenów, spodziewali się splądrowania, a nawet zniszczenia kościoła. Wenecjanie zaproponowali kapłanom zabranie ich do Wenecji razem z ciałem św. Marka, które miało być opłatą za podróż. Ciało św. Marka wyjęto z sarkofagu i tam umieszczono relikwie mniej prestiżowego świętego. Na pokładzie statku przewieziono je w skrzyni i przykryto warstwami słoniny i kapusty. Muzułmańscy urzędnicy, którzy kontrolowali skrzynię zakrzyknęli z obrzydzeniem : „Kanzir! Kanzir!” („O zgrozo!). Na pełnym morzu, z dala od wykrycia maskarady, święte zwłoki wystawiono na pokładzie w otoczeniu świec i kadzielnic. Podczas rejsu przez Morze Śródziemne wydarzyły się różne cuda. Potem powstała legenda, że św Marek był biskupem Akwilei, a nie Aleksandrii. W XIII wieku zrodziła się kolejna legenda, że Marek szukał schronienia przed burzą i opatrzność go skierowała na wyspę Rialto, gdzie objawił mu się anioł i oznajmił : „Pax tibi, Marce. Hic requiescet corpus tuum„. („ Pokój z tobą Marku. Tutaj spocznie ciało Twoje”). Źródeł historycznych nie ma o tym. Pojawił się też mit związany z morzem i żywiołem: święci( Marek, Mikołaj, Jerzy) na łodzi uśmierzają sztorm na lagunie zesłany przez demony. Marek schodząc na ląd podaje rybakowi złoty pierścień, a rybak daje go doży.
Relikwie św. Marka umieszczono w sali bankietowej Pałacu Dożów mimo tego , że w tym czasie budowano katedrę Olivolo i mogły spocząć tam właśnie. Najpierw wzniesiono kaplicę pod wezwaniem św. Marka. Pałac Dożów potrzebował religijnej legitymizacji, a świątynia potrzebowała Pałacu. Obecność świętego chroniła Wenecję przed napaścią. Miasto zyskało renomę niezdobytego. Wenecja pozostała nietknięta do czasów Napoleona. Umocniła się pozycja doży i wspólnoty. Całkowicie zmienił się charakter i pozycja Wenecji od tego czasu. Św. Marek szybko przewyższył kult św. Teodora, a na cześć nowego świętego wzniesiono wielką bazylikę Monsignior S. Marko w XII wieku. Na wielkim łuku nad prawą galerią śpiewaczą w bazylice pokazane są mozaiki ze scenami zaokrętowania ciała św. Marka, żeglugi do Wenecji i powitania ciała w mieście. Mozaiki są świetliste, wykonane zgodnie z tradycją bizantyjską – są filigranem na srebrnej powierzchni – wykonane z cienkich drucików złota, które rozklepywano i w ten sposób uzyskiwano ząbkowany brzeg, przylutowywano je do podłoża i układano w ornamenty. W 976 roku podczas buntu przeciwko doży wybuchł pożar, który pochłonął kościół św. Marka. Wtedy zniknęły relikwie. Odnalazły się w 1094 r., gdy odpadł tynk z kolumny. Dzisiaj podobno spoczywają pod głównym ołtarzem bazyliki. W 1968 roku papież Paweł VI wręczył kilka relikwii św. Marka delegacji duchownych koptyjskich, jednak reszta ciała pozostała w Wenecji. W skarbcu Wenecji można oglądać kciuk św. Marka i słynny złoty pierścień sprezentowany rybakowi.
Być może doszło do kradzieży jakiejś świętej relikwii może Marka, a może nie. Być może doża wysłał kupców z misją zakupu relikwii, aby podnieść religijny prestiż miasta, aby mogło rywalizować z Rzymem i jego św. Piotrem. Pewne jest, że od tego czasu Wenecja nie chciała się podporządkowywać Rzymowi w sprawach religijnych. Te wydarzenia i relikwie zapewniły Wenecji autonomię. Wyspy laguny się zjednoczyły, a przewodniczyła im Wenecja. Cesarz Bizancjum wprowadził embargo na handel między Saracenami a chrześcijanami, Wenecja łowiąc ryby i świętych mogła bogacić się inaczej. Od początku istnienia miasta panowało tu przekonanie, że Wenecja została ufundowana przez Boga i od niego czerpała władzę. Stopniowo władza ze świętego przeszła na rybaka, a potem na polityka. Wenecja to miasto bez fortyfikacji, w którym handel był najważniejszy, a więc port musiał być otwarty. Kult św. Marka razem ze skrzydlatym lwem stał się sprawą świecką, stał się ikoną Wenecji i kojarzono go z dożą. Lew towarzyszący św. Markowi pozostał symbolem władzy, sprawiedliwości i paternalizmu – potęgi panowania Wenecji na morzu i lądzie.
Wenecka religijność.
Miasto, które wzniosło tak okazałą bazylikę , które posiadało relikwie jednego z apostołów powinno być wyjątkowe pod względem religijności – tak się wydaje- ale czy tak było? Tymczasem zaglądając do opinii i źródeł pisanych na ten temat można być zaskoczonym. Wenecjanie szybko nabrali przekonania, że skoro w samym sercu miasta przechowywane są kości św. Marka to mogą nie ustępować Rzymowi pod względem ” apostolskości „, Wenecja zyskała rangę przez potęgę i autorytet nowego Świętego Cesarstwa Chrześcijańskiego. Wenecja stała się czymś odrębnym od włoskiego stałego lądu i nie chciała się podporządkować żadnej zewnętrznej zwierzchności. Najchętniej zlikwidowałaby instytucję papiestwa. Papież dla Wenecjan był ich wrogiem i po prostu jednym z władców włoskich, nie ufali papieżom, a nawet wyrażali się o nich z pogardą. Jezuici uchodzili za agentów papieża, nie byli lubiani w Wenecji, zresztą kardynałowie weneccy w Rzymie też byli traktowani przez władze papieskie jak szpiedzy. Papież Grzegorz XIII przyznał kiedyś: „Jestem papieżem wszędzie oprócz Wenecji”. Papież Pius II twierdził: ” Wenecjanie nigdy nie myślą o Bogu, nie uznają żadnych świętości, oddają boską cześć swojemu miastu”. Autorytet kościoła weneckiego wynikał z woli ludzi i był niezależny od Rzymu. Religia i społeczeństwo łączyły się ze sobą jak we wczesnym chrześcijaństwie. Większość księży wywodziła się ze zwykłych obywateli (plebsu) i księża pełnili rolę notariuszy, finansistów, arbitrów w konfliktach, , księgowych, prawników. Kler i instytucje kościelne Wenecji ściśle podlegały władzy państwowej. Doża był władcą i przewodnikiem duchowym, Rada Dziesięciu zatwierdzała instrukcje od papieża. Państwo nadzorowało wszelkie sprawy związane z kościołem, nawet treści kazań czy porządek mszy św., musiała być zgoda władz na budowę kościołów, senat mianował biskupów bez udziału urzędujących hierarchów, a na ścianach Pałacu Dożów namalowana była teologia państwowa. Władze weneckie rozprawiały się z każdą mniejszością, która zagrażała porządkowi publicznemu, nawet jeśli zagrożenie to miało z gruntu pobożne korzenie. Gdy w 1399 roku , grupa Branch organizowała procesje na, których głosiła apokaliptyczne treści- nagle na jej drodze stanęli przedstawiciele Rady Dziesięciu , którzy wyrwali krycyfiks kaznodziei , połamali go a w stronę procesji poleciały „obelgi i ciosy”. W czasie reformacji Wenecja w XVI wieku była dla reformatorów azylem, tolerowała reformatorów religijnych i uznawała ich za nieszkodliwych i mimo tego nie włączyła się w nurt reformatorski, chociaż byli tacy, którzy na to liczyli. Wpływy inkwizycji były w Wenecji ograniczone, bez fanatyzmu – w trybunale było trzech sędziów świeckich i trzech duchownych. Nie do pomyślenia było, aby Wenecjanie przestali wierzyć w niepokalane poczęcie czy wstawiennictwo świętych. W czasach inkwizycji ścigano głównie kobiety za czary, źródła podają, że forma przesłuchań była swobodna i były łagodne kary- przeważnie kończyły się pręgierzem. Mało osób skazano na śmierć za herezję, a surowe kary były rzadkością.
Wenecka religia stanowiła potężne i skuteczne połączenie zabobonu z pragmatyzmem i zdrowym rozsądkiem. Mieszkańcy Wenecji byli pobożni i bardzo dewocyjni. W mieście powstało 100 kościołów, masa figurek i obrazów, procesji, rytuałów ( a w nich udział senatorów), sypały się płatki róż, zapalano świece, lampki, pochodnie, w Niedzielę Palmową wypuszczano gołębie. To wszystko miało wymiar religijny i społeczny. Wenecjanie uczestniczyli w rytuałach, chociaż w nie nie wierzyli, a ich zabobonność była zdumiewająca i największa w całych Włoszech. Mieszkańcy tego miasta łączyli zabobony wschodnie i zachodnie. Czarownice były wrośnięte w kulturę religijną miasta i co dziwnego potrafiły wzywać na pomoc Matkę Bożą i świętych. W Wenecji przetrwała katolicka kultura ludowa o bardzo starych korzeniach. Czary weneckie służyły do bogacenia się – alchemików witano z otwartymi ramionami, a poszukiwanie skarbów było wenecką obsesją. Magię stosowano w celach politycznych. Diabła wzywano do ujawnienia osób, które mogły zostać wybrane do Wielkiej Rady. Hazardziści stosowali zaklęcia i symbole. A w sprawach zakochania podawano eliksiry miłości. Na każdym rogu czaiły się duchy, przybywały do żyjących duchy, które za życia ukryły jakieś skarby, nawiedzały pałace. Opowieści o wrzeszczących czaszkach, głębinowych stworach, ożywających posągach krążyły wśród mieszkańców miasta i panował w mieście strach przed magią.
Czarownice lubiły wywoływać sztormy dlatego św. Marek pełnił straż nad laguną i strzegł wszystkich obywateli, fortyfikacji przecież nie było. Nie tylko św. Marek, ale też inni święci pełnili tę rolę, nie mogło się obyć bez innych świętych. Miasto miało 50-ciu świętych. W jednym klasztorze były nawet relikwie 12 świętych. Na wyspie S. Giorgio Maggiore trzymano głowę i rękę św. Jana. Wenecja miała szczątki św. Piotra, Mateusza, Bartłomieja, Jana Ewangelisty, a nawet głowę Jonasza ocaloną z brzucha wieloryba, ciało św. Terazjusza. W kaplicy dożów pochowano św. Izydora z wyspy Chios. Głowę i ciało św. Barbary wykradziono z kościoła w Konstantynopolu. Z Krety wygnani Wenecjanie zabrali ciało św. Tytusa. Relikwie proroka Symeona Wenecjanie wykradli z kościoła w pobliżu Hagia Sophia. W Bazylice św. Marka było naczynie z kroplami krwi uronionej przez Chrystusa w Ogrójcu, ciernie z korony, drzazgi z Krzyża Świętego i fragment słupa przy, którym ubiczowano Chrystusa. Są też włosy i próbka mleka Matki Bożej. Przekupywano mnichów w zagranicznych kościołach aby oddawali cennych zmarłych, rabowano klasztory i nawet znalazła się argumentacja na takie postępowanie, że jest to Boża łaska dla tych świętych i że w Wenecji będą mieć większy kult i modlitwy. Relikwie były towarem, kolekcjonowano je – korona cierniowa Chrystusa warta była 70 000 dukatów. Wenecja też podrabiała relikwie. Wenecja prawie nie posiadała swoich świętych, a tych niewielu miało związki z polityką. Św. Pietro Orseolo pełnił funkcję doży. Św. Marina odzyskała Padwę dla Republiki. Św. Lorenzo Giustiniani był zaangażowany w walce o przywrócenie doktryny niepokalanego poczęcia. Wiele kościołów oddano pod opiekę starotestamentowych proroków. Wenecja czerpała z kościoła wschodniego wiele aspektów swojej religijności. W Wenecji jest kościół Hioba, Jeremiasza, Mojżesza, Samuela, Daniela – Wenecjanie utożsamiali się z narodem wybranym. Byli też święci wizytujący Wenecję np. św. Franciszek, który tu przybył w XIII wieku nawrócić sułtana.
Moje zwiedzanie Bazyliki ograniczyło się do jej części, nie całości. Nie widziałam tych wszystkich relikwii. Pochłonęło mnie wnętrze, mozaiki i długo się nimi zachwycałam. Zamiarem budowniczych było zrobienie wrażenia przez złoto, mozaiki, które swoim blaskiem miały oświetlać te wnętrza, a światło dzienne, które wnikało do wnętrza zostało zredukowane do minimum. Ten efekt został osiągnięty z pewnością. Rzeczywiście w ścianach są nie okna ale szpary, wąskie otwory. To przypomina pieczarę ze skarbami w środku. To za dużo na raz, aby przeżyć i zobaczyć tam wszystko. Miało na to wpływ wydarzenie z kolejki przed Bazyliką, myślę, że był to dla mnie jakiś stres, który zapadł w podświadomość, który zablokował moją psychikę i kazał się wycofać. Znam siebie już na tyle, że potrafię się zawziąć mimo zmęczenia i nie odpuszczać, wiem też, że zdarzają się sporadycznie przygody zabijające ciekawość. Ta akurat taka była, niby nic takiego a jednak… Otóż gdy czekałam w kolejce do wejścia do Bazyliki z moim towarzyszem podróży i życia padła nagle błaha decyzja: ” Skoczę jeszcze do toalety”. Zostałam sama, zbliżyła się chwila wejścia, a ja musiałam przepuścić osoby za mną , potem kolejne wreszcie stanęłam z boku. Czas czekania wydłużył się nieprawdopodobnie jak na wizytę w toalecie. Przestałam się tłumaczyć, że zaraz wchodzimy. Zadzwoniłam- telefon nie odpowiadał. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Zaczęły się pojawiać dziwne myśli i wyobrażenia. Coś musiało się stać, bo to co jest to niemożliwe. Rozumiałam, że telefon może się rozładować, ale przecież można wrócić, chyba, że wrócić już nie można…Gonitwa myśli co dalej ? Jakieś poszukiwania, domysły co mogło się wydarzyć, jakieś straszne myśli. I nagle przyszedł, pojawił się z … wytłumaczeniem no właśnie – taka jest Wenecja – nie skorzystasz w Wenecji z toalety w restauracji za żadną opłatą – musisz coś zamówić, a że mój towarzysz pomyślał, że warto coś zjeść to właśnie tak się to skończyło – czekanie na posiłek, telefon, który akurat zaszwankował… Ulga była tak duża, że o wszystkim zaraz zapomniałam, jednak gdy w środku po dłuższym zwiedzaniu chcieliśmy zwiedzić miejsca, gdzie są relikwie padło: „To idź sama, bo dla mnie już za dużo, ja tutaj zostanę”- stanowczo zaprotestowałam i zrezygnowałam od razu, drugi raz już nie chciałam przeżywać tego samego. Pomyślałam, że po prostu trzeba tu jeszcze wrócić i zobaczyć to raz jeszcze i to czego jeszcze nie widziałam. Poza tym postanowiliśmy pójść na mszę popielcową w dniu następnym, nie miałam pewności, że się na nią dostaniemy i jak to będzie, wyglądało to wszystko na mało prawdopodobne.
Popielec w Bazylice św. Marka, tajemnice Wenecji i ludzie ubrani na czarno z krzyżykami na twarzy
Wenecja to miasto piękne, tajemnicze i przerażające zarazem. Wiem, że nie mogłabym tam żyć. Gdy mówi się o tajemniczości, dziwności tego miasta nie sposób przytoczyć historii Ca Dario Palazzo nazywanego Domem Bez Powrotu czy też Niewidzialnym Pałacem. Jak o nim pisał Sartre: ” Kiedy patrzę na Palazzo Dario mam poczucie, że owszem pałac tam stoi, ale jednocześnie niczego tam nie ma. Nie znajdziemy tam niczego co można by opisać”. Pałac położony tuż przy Canal Grande, numer 353, w pobliżu Muzeum Peggy Guggenhaim jest miejscem przerażającym, obciążonym klątwą. Przy wejściu do Pałacu jest wyrzeźbione zdanie „ Urbis Genio Joannes Darius ” co oznacza „John Darius geniusz miasta„. To zdanie jest anagramem „ Sub ruina cusidiosa genero” co oznacza „ Przynoszę zdradliwe ruiny tym, którzy żyją pod tym dachem„. Wszyscy właściciele i mieszkańcy tego domu zostali doprowadzeni do ruiny gospodarczej i brutalnych śmierci. Pałac został wybudowany w latach 1479 – 1487 na zlecenie sekretarza Republiki Weneckiej Giovanniego Dario jako posag dla córki Marietty zaręczonej z bogatym handlarzem przypraw – Giacomo. Zaraz po zamieszkaniu w Pałacu został zadźgany nożem za niespłacone długi a Marietta prawdopodobnie popełniła samobójstwo. Aż do 1992 roku jego kolejni właściciele umierali w niezwykłych okolicznościach. W XVII wieku nowym właścicielem został gubernator Candii, który zmarł zaraz po przeprowadzce w dziwnych okolicznościach. Następny właściciel – armeński kupiec kamieni szlachetnych Arbitt Abdoll również szybko zbankrutował i zmarł. Na przestrzeni dziejów dom „zniszczył” 12 właścicieli. Na początku XIX wieku na jaw wyszedł homoseksualny związek Brytyjczyka Rawdona Browna. Wybuchł skandal, a obaj mężczyźni popełnili samobójstwo na terenie posiadłości. Również następnemu właścicielowi pałacu się nie poszczęściło. Charles Briggs, amerykański milioner, uciekł z USA pod zarzutem homoseksualizmu. Przez kilka lat mieszkał w Ca 'Dario ze swoim kochankiem, aż do 1962 roku, kiedy to włoska magistratura obwieściła mu, że chociaż we Włoszech nie ma przepisów przeciw homoseksualizmowi, jest on osobą niechcianą we Włoszech. Briggs zostaje zmuszony do wystawienia Ca 'Dario na sprzedaż. Ucieka do Meksyku, gdzie jego kochanek popełnia samobójstwo. Philip Giorgano Lanze w latach siedemdziesiątych kupuje Ca Dario i wkrótce po tym zostaje zabity przez swojego chłopaka, który również ginie gwałtowną śmiercią. Kolejny nabywca pałacu, Henry de Reigner, poważnie zachorował. Hrabia Filipo Giordano został zamordowany w murach budynku, a manager zespołu the Who, Kit Lambert, zmarł w nim na atak serca. W 1964 roku jego zakupem zainteresował się znany tenor Mario del Monaco. Transakcja nie doszła jednak do skutku – w drodze na jej sfinalizowanie mężczyzna padł ofiarą wypadku, który na długi czas wyłączył go z życia zawodowego. Na początku lat 80. ubiegłego wieku dom kupił wenecki biznesmen Fabrizio Ferrari. Krótko potem przeprowadził się do niego wraz z siostrą Nicolettą. Jakiś czas później mężczyzna stracił cały swój majątek, a jego siostra zginęła w wypadku samochodowym. Pod koniec tej samej dekady pałac trafił w ręce finansisty Raula Gardiniego – na skutek kilku błędnych decyzji finansowych mężczyzna załamał się i popełnił samobójstwo. W 2000 roku Woody Allen chciał kupić Pałac, ale się wycofał po tym jak dowiedział się o jego historii. W 2002 roku basista John Entwistle miał atak serca w tydzień po wynajęciu Pałacu. Dziś dom jest niezamieszkany, wystawiony na sprzedaż przez amerykańską międzynarodową korporację, która jest jego właścicielem.
Jak dla mnie wystarczy takich informacji, nie weszłabym do domu o takiej historii. Jak na miasto z taką Bazyliką , tylu relikwiami to aż niewiarygodne. Jestem bardziej skłonna uwierzyć, że to nie są oryginalne relikwie a fałszywa pobożność Wenecjan i ich zabobony właśnie w taki oto sposób przynoszą owoce. Przeczytałam, że Wenecjanie to ludzie powściągliwi, dyskretni, nieprzeniknieni, nieufni, podejrzliwi. Miasto skutecznie uciszało swoich mieszkańców, w rozmowach ich głosy zawsze były ściszone. Rządzenie miastem odbywało się w trybie niejawnym. Tutaj zawsze były tajne spotkania, tajne płatności, tajne audiencje, tajne decyzje i tajne zabójstwa. Władza ślubowała ” lojalność i milczenie”. Na Bazylice św. Marka stoi figura starca z palcem na ustach. Wenecję nazywano „tajną oligarchią” – działała w tajemnicy i jej prawdziwy charakter był tajemnicą. Ślubowanie Rady Dziesięciu to: ” Jura, perjura, sekrete prodere noli” co znaczy -” Przysięgaj, krzywoprzysięgaj i nie zdradź tajemnicy”. Kroniki palono, w annałach urzędowych były słowa: „ Nie będzie zapisane„, archiwa urzędowe – tajne. Weneccy urzędnicy byli karani śmiercią albo dożywociem za rozmowę z zagranicznym dyplomatą. Wenecja była miastem podsłuchów i spisków, obowiązywało milczenie nad tym co się działo. Nie zdradzono jak powstawało szkło weneckie, jak powstawał ciepły blask na obrazach weneckich. Miasto tajności, tajemnicy i milczenia, intryg, niedopowiedzenia. Tajemnicę robiono ze wszystkiego nie tylko z miłości i rządzenia. Tam była tajemnica dla samej tajemnicy. Nawet gondole są tajemnicze, z czarnym suknem, żaluzjami w małych kabinach. Nic się nie zmieniło do dzisiaj, nadal tak jest. Turyści w przestrzeniach publicznych nie widzą życia mieszkańców, a dobre restauracje są rezerwowane tylko dla nich. Wenecjanie nie ujawniają swoich prawdziwych pobudek, może dlatego, że niewypowiedziane jest znacznie potężniejsze.
Miasto jest labiryntem, w którym nie sposób się nie zgubić, jednak daje prezent – opatrznościową dłoń i nagle się odnajdujesz, widzisz to czego szukałeś, jednak drugi raz już nie znajdziesz tego samego miejsca. Tajemnica weneckiego labiryntu polega na tym, że się go nie da uchwycić w całości, trzeba być w jego środku, aby poczuć jego moc, bo od zewnątrz jego natura jest niewidoczna i można ją poznać tylko z samych uliczek i kanałów. Będąc tu czujesz się śledzony, ten labirynt budzi jednocześnie zachwyt i przerażenie. Co ciekawe, system numeracji budynków jest trudny do zrozumienia. Chodząc słyszysz swoje kroki i jesteś zaskakiwany otwierającymi się przed tobą nowymi uliczkami. Chodzenie po we Wenecji to chodzenie jak we śnie, nierealne, wydaje ci się , że dawne życie jest blisko, za rogiem a wydarzenia historyczne odgrywają się na twoich oczach. Wenecja była centrum informacyjnym dlatego stała się centrum handlowym. Ludzie uwielbiali nowe wiadomości i to było chorobą tego miasta. Tutaj zaistniał pierwszy dziennikarz świata – Pietro Aretino (1527 r.), który stworzył almanach, pierwszą gazetę codzienną na świecie i umiał zarabiać na informacjach. Wenecja była miastem plotek , intryg i szpiegostw ( które były pracą i rozrywką głównie gondolierów i kurtyzan). Podglądano ludzi przez dziury w ścianach i podłodze – interesujące było kto korumpuje, kto narusza przepisy. Tutaj rozwieszano „Paszcze lwa” czyli skrzynki na donosy na współmieszkańców ( musiały być podpisane i poręczone przez dwie osoby). Tylko debata polityczna nie była śledzona ani komentowana. Władze weneckie pozostały zamaskowane. Sprawy publiczne trzymano w ścisłej tajemnicy, natomiast sprawy prywatne w mgnieniu oka przedostawały się do powszechnej wiadomości. Było to paradoksem. Plotki stanowiły pewną formę rekompensaty za skrytość władzy.
To niesamowite dla mnie, że będąc w Wenecji tylko 2-3 dni byłam w stanie doświadczyć tego miasta, dotknąć jego tajemnicy, niesamowitości. Przekonać się, że miasto dalej takie jest, to nie koniec i nie historia. Msza święta Popielcowa w Bazylice św. Marka okazała się możliwa z naszym udziałem, tłumów nie było, chociaż to było wyjątkowe święto na, którym obecny był Biskup. Być może to namacalny syndrom kryzysu kościoła. Zaskakującą sprawą dla mnie była końcówka mszy, gdy przed ołtarz nagle zaczęli wychodzić ludzie w czarnych i czerwonych, długich pelerynach, niektóre miały duże krzyże. To byli raczej starsi ludzie. Tam na tym środku witali się ze sobą, wymieniali uściski, podawali sobie ręce. Sprawiali wrażenie towarzystwa się znającego. Byli to panowie i panie – których głowy przykryte były czarnymi, koronkowymi szalami. To robiło wrażenie, bo u nas to nieznane obrazy. Jednak bardzo szczególnie zapadło mi w pamięć zdarzenie następne, często je wspominam i chociaż minął rok nie znalazłam żadnych śladów, które by coś rozjaśniły. Otóż zaraz po mszy nasze kroki skierowaliśmy do ” Caffe Florian”, która znajduje się zaraz przy Bazylice św. Marka. Chciałam jeszcze raz spojrzeć na to miejsce, które w ostatni dzień karnawału było zatłoczone z zewnątrz i z wewnątrz, bo w lożach zasiedli ludzie z minionej epoki i odgrywali swoje scenki na tle przepięknych, historycznych salek najstarszej i najpiękniejszej kawiarni świata. Wszyscy chcieli to zobaczyć i uwiecznić na zdjęciach. Po mszy popielcowej w Bazylice św. Marka po godzinie 18- nastej długi korytarz z arkadami na dziedzińcu Placu św. Marka był już zupełnie pusty. Nagle pojawił się na nim przystojny, bardzo wysoki, młody mężczyzna ubrany w czarną sutannę. Przypominał księdza. Nie sposób było na niego nie zwrócić uwagi. Szedł szybko, wyprzedził nas i zatrzymał się przed ogromnym oknem – witryną „Caffe Florian”. Przez chwilę wymieniał milczące gesty z ludźmi, którzy znajdowali się w środku. Oni również byli młodzi i wszyscy ubrani na czarno. Na jego widok ożywili się, niektórzy wstali z krzeseł, mieli szeroko otwarte oczy, gestykulowali. Najdziwniejsze było to, że ten mężczyzna miał na czole narysowany czarny krzyżyk, wszyscy znajdujący się w sali kawiarni, ubrani na czarno młodzi ludzie też mieli na twarzach narysowane czarne krzyżyki, Ten dwumetrowy człowiek dołączył do nich. Często mi się przypomina ta scena, minął rok, a ja nie znalazłam żadnego śladu wyjaśniającego to wszystko. Wiem, że Koptowie tatuują sobie krzyżyki, ale na nadgarstkach. Wiem też jedno, że nikt z tych osób nie był obecny na Popielcu w Bazylice św. Marka, bo na pewno bym ich zauważyła. No tak – Wenecja, tajemnica, milczenie – tak na potwierdzenie tego czego naczytałam się.

Marzanna Leszczyńska
Czytelniku!
Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.
Bardzo ciekawe to wszystko , tajemnicze i zaskakujące….. niesamowite.
Tak jak masoneria, tajemnicze, milczące, niewidoczne.