Lądek Zdrój – miesiąc po powodzi

Rozmowa z Andrzejem Czapskim. , który przez 30 lat mieszkał w Gorzowie Wlkp., ale urodził się i wykształcił w Lądku Zdroju i do niego wrócił- od 17 lat jest znowu jego mieszkańcem. Opowiada o powodzi w swoim miasteczku i o tym jak się teraz tutaj toczy życie – minął już miesiąc od katastrofy.

Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film.

Marzanna Leszczyńska: Można powiedzieć, że jesteś szczęśliwcem. Mieszkasz przy rzece, dookoła zgliszcza, a twój dom cały. Miasto miało odcięty gaz przez cały miesiąc, a ty gotowałeś sobie obiad na piecu i było ci cieplutko. Nagrałeś z okien swojego domu przerażające obrazy.

Andrzej Czapski: Tak, określam się wielkim szczęściarzem. Chyba czuwała nade mną jakaś opatrzność, jakieś zrządzenie losu. Nie miałem długo nadziei, że tak się to dla mnie łaskawie skończy. To był duży stres, bo właściwie woda już podchodziła niebezpiecznie i byliśmy pewni, że piwnice będą zalane, brakowało 5 centymetrów aby woda wdarła się wraz z nieczystościami do piwnicy sąsiada mieszkającego pode mną. Patrzyliśmy na to przerażeni, na szczęście po 20-30 minutach woda zaczęła opadać, to widać było po śladzie na ścianie budynku. Napięcie trwało – góra – pół godziny po czym odetchnęliśmy z ulgą.

Od rzeki mój dom oddzielony jest pierwszą linią zabudowań potem jest ulica i w następnej linii stoi mój dom, który okazało się jest troszeczkę wyżej niż sąsiedni dom, którego garaż został już zalany do pół metra.

To drugie szczęście jest związane z ciepłem, które mam. Byliśmy wszyscy namawiani jeszcze tak niedawno do likwidacji pieców, wielu to uczyniło. Prawdę mówiąc też bliski byłem zrobienia tego, bo miało być wygodnie na starość. Teraz sam sobie dziękuję, że mam piec w kuchni i mogę sobie gotować, w sypialni mam drugi piec kaflowy i mogę się nim ogrzać. W naszej części Lądka Zdroju akurat nie było gazu po powodzi przez cały miesiąc. Gaz mieli ci mieszkańcy, gdzie jest nitka wysokociśnieniowa, tam kotłownie pracowały zaraz po powodzi – to są okolice od strony Kłodzka. Część zdrojowa nie miała gazu długo ponieważ został zniszczony kolektor na jednej z wysepek. Przekładana też była rura główna przez wiadukt, który ocalał jako jedyny z 5-ciu mostów, aby przerzucić nitkę gazową na drugie nabrzeże. Gaz był wyłączony do czasu aż udało się to wszystko spiąć.

Marzanna Leszczyńska: Przeraża mnie ta likwidacja tego co jeszcze dobre – mam na myśli te piece. Inne narody myślą inaczej, zabezpieczają się na różne sposoby, nie polegają na jednym źródle energii.

Kiedy dowiedzieliście się, że czeka was katastrofa ? Jak zareagowaliście, czy była panika ?

Andrzej Czapski: My jako mieszkańcy nic nie wiedzieliśmy. Były deszcze większe i mniejsze, ale woda opadała i myśleliśmy, że kryzys minął. Docierały do nas różnymi drogami informacje, że ostrzegali nas Czesi, a Komisarz Europejski ostrzegał Polskę, że idzie potężny niż i spodziewane są duże opady i że mamy się zabezpieczyć. Nikt nas nie poinformował o tym. Byliśmy zupełnie nieświadomi, można powiedzieć zaskoczeni, gdy myśleliśmy , że kryzys minął, a tymczasem woda zaczęła się gwałtownie podnosić i to tak, że w ciągu 15 minut podniosła się o 3-4 metry. Burmistrz miasta słuchał się hydrologa i ewakuował ludzi z terenów , gdzie domy były na wysokości rzeki, można powiedzieć, że zrobił to z nimi na siłę. Ludzkie życie zostało ocalone, dobytek nie. Byli ludzie, którzy nie dali się ewakuować. Praktycznie na ulicy Langiewicza rzeka zrobiła sobie pole bitwy – tam niektóre budynki zostały zmiecione, a te co zostały nie nadają się do zamieszkania. Oczywiście kierowano się doświadczeniami z ubiegłej powodzi w 1997 roku i te tereny ewakuowano, jednak nie spodziewano się, że tym razem będzie ściana wody, tym razem spadło wody dużo więcej.

Marzanna Leszczyńska : Czy są ofiary i ile ich jest?

Andrzej Czapski: Oficjalnie nikt jeszcze takich informacji nie podał. To jest temat newralgiczny, ludzie się boją mówić o tym cokolwiek. Na pewno 3 osoby utonęły.

Marzanna Leszczyńska : Przygotowywaliście się do tego w jakiś sposób wcześniej? Działaliście w grupach?

Andrzej Czapski: Kupiłem tylko zapas wody mineralnej. Każdy raczej samodzielnie w domu wyczekiwał, słuchał komunikatów, które nie były alarmujące. Chyba wszyscy myśleli o przeczekaniu. Byliśmy zaskoczeni i działaliśmy, gdy wszystko nadeszło. Wodę nam potem dostarczano, a gdy zniszczone były trakcje gazowe i elektryczne otrzymaliśmy kuchenki. Prądu nie było ok. tygodnia.

Marzanna Leszczyńska: Czy bałeś się? Była panika, obawa, że przyjdzie nawet najgorsze?

Andrzej Czapski: Ja akurat nie miałem takich obaw, bo wiedziałem, że mój dom jest wystarczająco wysoko. Wiedziałem, że ze względu na fakt, że to są góry, to woda z przerwanej zapory spłynie szybko. Ten najgorszy potok płynął może pół godziny. Byłem w stanie nawet nagrywać całe widowisko. Dom , w którym mieszkam ma 100 lat i pół metrowe mury. Sama woda nie była taka groźna jak to co ona niosła, a niosła kłody drzewa samochody, które uderzały w mury i to one robiły najgorsze szkody. Małe domki jednorodzinne położone przy samej rzece były okrutnie uszkadzane – te nie miały szans.

foto: Andrzej Czapski

Marzanna Leszczyńska: Opowiedz o obelisku Marianny Orańskiej, bo to ciekawa historia.

Andrzej Czapski.: Obelisk Marianny Orańskiej był już od dawna nie tyle uszkodzony co mocno zabrudzony. Parę miesięcy temu go odnawiałem. Koło niego rosły dwa potężne cisy. Zaraz po opadnięciu wody poszedłem zobaczyć w jakim jest stanie po powodzi, bo to przecież zabytek. I stała się taka rzecz szczęśliwie, że te cisy uratowały Obelisk Marianny Orańskiej. Na tych cisach zatrzymał się niesiony materiał, a były to: kłody, palety, płyty, dechy, które zrobiły swojego rodzaju tamę i o tę tamę rozbijało się to co rzeka niosła i to z dużą prędkością. Gdyby nie te cisy, na których sama zbudowała się tama, to ten obelisk na pewno został by roztrzaskany.

Andrzej Czapski podczas prac odnawiania Obelisk Marianny Orańskiej przed powodzią.

Marzanna Leszczyńska: Opowiedz o zniszczeniach, bo przecież nie wszystko w mieście uległo zniszczeniu.

Andrzej Czapski.: Bolączką są mosty. A było ich pięć. Był most na Złoty Stok, zabytkowy most średniowieczny św. Jana, wiadukt i dwa most w Zdroju ( jest jeszcze kładka w lesie). Praktycznie został tylko wiadukt. Most na Złoty Stok został już udrożniony bo miał wyrwę jedną, która została zasypana, betonowe barierki też zostały zmiecione, ale jest już przejezdny. Most w części zdrojowej został na tyle naprawiony, że można przez niego przejechać lekkim sprzętem. Czynny jest wiadukt. Bardzo poszkodowany jest natomiast zabytkowy most św. Jana Nepomucena – praktycznie zostały filary i poboczne podpory, ale środek jest wypłukany, zginęła też potężna figura Jana Nepomucena, którą strąciła kłoda drzewa ( na razie szukają tej figury). Pocieszające jest, że jest opinia, iż można go uratować , pytanie kiedy? Podobno znaleźli jakieś jej fragmenty i ktoś ofiarował gotowość odnowy tego mostu. Część zdrojowa miasta jest praktycznie nietknięta. Ucierpiał jedynie Dom Zdrojowy Jan, ale reszta czekała tylko na podłączenie gazu i w tej chwili gaz już jest. Ucierpiały sklepy, drogi i zabudowa przy rzece ( sto domów czeka na decyzję, czy będą rozbierane). Mosty są już przejezdne i mam nadzieję, że prace ruszą pewnie wiosną.

Marzanna Leszczyńska: Jak to właściwie było z tą tamą w Stroniu Śląskim? Jest tak dużo opinii, zwalania winy na to, że nie była remontowana od lat, że decyzja o spuszczeniu wody nie padła w odpowiednim momencie, nie jasnych procedurach. Ostatnio czytałam artykuł TK FM, że 5 lat temu były plany budowy zbiorników retencyjnych w okolicy Kłodzka. To był plan Wód Polskich, te zbiorniki były nawet w budowie, ale mieszkańcy się nie zgodzili. Teraz świeżo po tragedii temat jest podejmowany. Prof. Janusz Zalewski – pomysłodawca zbiornika w Raciborzu zarazem dyrektor Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły przedstawił nowy projekt finansowany z pieniędzy pożyczkowych Banku Światowego, Banku Rozwoju Rady Europy oraz z budżetu polskiego i Unii Europejskiej. Prof. Zaleski twierdzi, że są dwa rozwiązania czyli można zatrzymać wodę tam gdzie ona spadnie albo odsunąć ludzi od zagrożenia powodzią i że istnieje możliwość, aby te dwa podejścia pogodzić w coś co zostanie zaakceptowane społecznie. Mieszkańcy jednak dalej nie chcą zbiorników retencyjnych, a zebrania pełne są kłótni, roszczeń i emocji, obrażania profesora Zaleskiego. To są informacje świeże – parodniowe.

Andrzej Czapski: Oglądałem dużo filmów od znajomych z tą śluzą. Fakt, że był tam tylko jeden otwór, ale mam wrażenie, że on był otwarty całkowicie, bo widać było, że tej wody tam sporo się przelewało. Tam czterokrotnie został przekroczony limit wody, która była dopuszczalna, przez to, że tak dużo deszczu napadało. Dlatego zapora tego nie wytrzymała, a wały wodę przepuściły, bo ją chłonęły jak gąbka. Nie jestem też mieszkańcem Stronia Śląskiego. Prawdą jest, że ludzie nie chcieli budowy zbiorników, że byli też nastawiani przez oficjeli do takiego zdania. Te zarzuty o zaniedbaniach konserwacji zapory to tutaj nie mają raczej uzasadnienia, dlatego, że zapora kamienna wytrzymała, to wał puścił. Na pewno ludzie polegali też na tym, że skoro była powódź tysiąclecia to drugiej takiej nie muszą się już spodziewać. No cóż, dziwi mnie, że nie słuchają mądrych ludzi takich jak prof. Zaleski, którego zapora w Raciborzu uratowała Opole i Wrocław. Władze miasta powinny wiedzieć kogo posłuchać, a uparci powinni wiedzieć jakie konsekwencje będą ich czekały w przyszłości, bo to tak jakby godzili się na brak pomocy w razie czego. Inna sprawa, że nikt nie powinien ubezpieczać terenów zalewowych i ludzie nie powinni mieć możliwości kupna działek na takich terenach. Na pewno potrzebna jest tutaj stanowczość w przeforsowaniu sprawdzonych rozwiązań w tym przypadku prof. Zaleskiego. Skoro można było przeprowadzić ewakuację skutecznie ludzi, a różnie to z nimi było, tak i tutaj potrzebne są radykalne decyzje, które okażą się zbawienne w przyszłości ( nie można liczyć na to , że to się nie powtórzy w bliskiej przyszłości, niestety interesy partykularne nie mogą się liczyć, bo niestety zawsze znajdą się tacy, którzy będą myśleć tylko o sobie i znajdą argumenty na to, aby manipulować innymi w imię swoich interesów, a na szkodę ogółu (tacy ludzie nie boją się walki). Prawo do zabudowy powinno zostać zmienione.

Marzanna Leszczyńska: Czy pomoc Jerzego Owsiaka jest widoczna?

Andrzej Czapski: Na pewno dowiózł tutaj mobilną pralnię i mobilny prysznic 24- godzinny. 6 toi toi i praktycznie to wszystko ze strony Owsiaka, wsparcia finansowego nie ma.

Marzanna Leszczyńska.: Czego potrzebują ludzie w Lądku Zdroju ?

Andrzej Czapski: Ludzie już raczej dobrze sobie radzą. Na pewno nie potrzeba prowiantu. Najbardziej potrzebna jest pomoc budowlana taka fizyczna i materiały do budowy.

Wysłuchała Marzanna Leszczyńska

Z powyższym wywiadem bardzo dobrze komponuje się wiedza dr Roberta Wójcika i jego artykuł publikowany na http://www.idealzezgrzytem.pl link poniżej:

zhttps://idealzezgrzytem.pl/2024/09/26/kolejna-powodz-na-pewno-przyjdzie-pytanie-kiedy/

Czytelniku!

Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top