Przeplatający się ślad obecności w Wenecji w ostatnim dniu Karnawału z historią tego święta i tego miejsca. Poniższy tekst jest rozwinięciem, nawiązaniem do clipu idealzezgrzytem.pl/2023/02/27/ostatni-dzien-karnawalu-w-wenecji/

Ostatni dzień karnawału 2023 r. Rozpoczął się dla mnie na Placu Św. Marka zaraz po północy. Zimowa i zimna lutowa północ, bez śniegu. Może nie było tak zimno a był to tylko efekt 45 – minutowej podróży tramwajem wodnym Kanałem Grande…Podróż wprowadzająca w inny świat, który najlepiej chyba oddały słowa Jarosława Iwaszkiewicza, które nieco sparafrazuję: domy Wenecji biegną za nami jak goniące nas kościotrupy bo jadąc do Wenecji uciekamy od życia i od miasta – do śmierci ,do morza, do miasta, które nie żyje, w jakąś mgłę zielono- granatową.
Stanęłam na ogromnym placu; otoczonym potężną, agresywnie wręcz – rażąco oświetloną kolumnadą. I „Ona”! Wspaniała również potężna nie tylko rozmiarem ale też potężna przepychem ozdób – Bazylika Św. Marka – jeden z najpiękniejszych cudów architektonicznych świata.
Żadnego samochodu, żadnego znaku drogowego ani roweru czy motoru. Cały Plac zasłany confetti – to znak, że dużo się tutaj niedawno działo… Teraz jest cicho i prawie pusto. I w tym momencie weszłam w bajkę. Allegrija. Włoska bajka, która ma coś z cyrku, coś z Baśni Andersena. Niby pusto ale z różnych zakamarków Placu wyłaniają się co rusz bajkowe postacie. Naprzeciwko mnie idzie wysoki, szczupły mężczyzna w kraciastym płaszczu – pelerynie i cylindrze a la Sherlock Holmes. Za chwilę przemykają dwie damy w białych, długich sukniach do ziemi i białych płaszczach- również długich. Nagle z daleka rozlega się hałas – to hałasują puszki, którymi jest obwieszony ktoś kto wygląda jak luksusowy żebrak. Co rusz mijają mnie na przemian: diabły, zjawy, anioły czasem współcześnie ubrane osoby.
Na tle Pałacu Dożów pojawił się ktoś ubrany na biało. Miał perukę, szustokar, sięgające kolan spodnie, pończochy i pantofle. Ubrany jak Król Stanisław Poniatowski. Ruszył wzdłuż Bazyliki Św. Marka a gdy się odwrócił miał na plecach skrzydła. XVIII-wieczny anioł?

Zjawił się dokładnie w miejscu, w którym kiedyś między zacumowaną przy nabrzeżu łodzią a kampanilą rozciągano linę, a potem następną między dzwonnicą a Pałacem Dożów. Akrobata przebrany za anioła wspinał się na kampanilę po czym zjeżdżał na dach Pałacu rozsypując po drodze kwiaty. W 1680 roku wielkiego czynu dokonał Scartenador, który wjechał po linie na dzwonnicę, siedząc na końskim grzbiecie!
Mimo późnej pory nocą i zmęczenia podróżą w głowie uruchamia się wyobraźnia, przypominają się wiadomości z historii La Serenissima, jakieś marzenia, baśnie i filmy, które obejrzałam i przeczytałam dawno temu.
Przemierzam Plac ciągnąc za sobą lekką jak piórko walizkę i oczami wyobraźni widzę co się tutaj działo 700, 600, 500, 300, 200, 100 lat temu. Pomyśleć, że kiedyś: toczyły się tutaj walki byków, odbywały pokazy dzikich zwierząt, zaklinano węże, a w 1761 r. był tu nawet nosorożec. Plac lśnił od fajerwerków. Z gwaru przebijały się donośne głosy znachorów zachwalających swoje eliksiry i ” królewskie wody”, wrzaski tych, którzy dali sobie wyrwać bolącego zęba za pieniądze. Gwar cichł tam, gdzie grajkowie z gitarami i mandolinami dawali swoje koncerty. Nie brakowało wróżbitów i ciekawych wiedzy o swojej przyszłości . Byli czarodzieje – iluzjoniści i ich spektakularne pokazy uruchamiające gremialne oooch!!! widzów, gdy to najpierw pokazywała się rana, tryskająca krwią od dźgań nożem, a za chwilę było zdziwienie na widok zagojonej już rzekomej rany. Co rusz ktoś robił żonglerskie sztuczki, w które trudno było uwierzyć. Gdzieś tutaj odbywały się wyścigi taczek, koni, grano w palanta i walczono na szpady w konkursach.

W Wenecji uliczni artyści nie byli spętani rygorystycznymi przepisami ,dlatego przybywali do niej tłumnie. Przybywali tu ludzie żądni wrażeń ale byli tacy, którzy szukali bogactwa a to w ich mniemaniu mogła dać gra w karty, kości i hazard w postaci obstawiania wyników wyboru do senatu i Rady 10-ciu pod Pałacem Dożów, czy na Rialto. Na hazard była zgoda władz miasta, dzięki hazardowi też miasto piękniało. Dwie kolumny na Piazetta powstały w zamian na zezwolenie na hazard. W Wenecji najpierw handel był krwioobiegiem miasta potem stał się nim hazard. Na porażkę i brak szczęścia należało reagować z całkowitą obojętnością. Przegrani czuli się jak wypatroszeni, ukrzyżowani a jednak robili to. Twierdzono, że czymś nadzwyczajnym jest widok , jak z wielkim spokojem i powagą przegrywa się ogromne sumy.
Tędy przechodziły pochody makabresek: udawanych pogrzebów, przewożono na taczkach oszpeconych syfilisem.

Ciągnę swoją walizkę po wybrukowanych wąskich uliczkach, kompletnie pustych między kanałami zielonej wody i przechodzę przez mosty i mosteczki. Na tych mostkach odbywały się kiedyś wojny na pięści między mieszkańcami różnych dzielnic. W ramach wojny na pięści drużyny spotykały się na wybranym moście, a z ulic i okien domów nad kanałami przyglądały się zawodnikom tysiące widzów. Celem bójki było zrzucenie przeciwników do wody i opanowanie całego mostu. Zawodnicy mieli na głowach hełmy i zasłaniali się tarczami, ponieważ rozgrywki bywały brutalne i nierzadko kończyły się obrażeniami a nawet śmiercią. Zdobycie dwóch kamiennych płyt na koronie mostów stawało się najwyższym celem, zwycięzcy stawali się bohaterami, pokonani okrywali się hańbą. Na placach, które mijam rozpalano niegdyś ogniska, gdy były zwycięskimi i tańczono na znak radości. Zwycięzcy stawali się idolami, w domach wieszano na ścianach malowidła z ich podobiznami.
Wenecjanie nigdy nie byli żołnierzami, a swoją wojowniczość właśnie tak przejawiali. W bójkach na pięści było nawiązanie do czasów osiedlania się na lagunie, gdy walczono o terytorium, kanały stanowiły wodne granice – pasy wody między parcelami, parafiami. Jeszcze w XV i XVI wieku ścierały się frakcje. Mieszkańcy jednej parafii stawali na moście i obrzucali sąsiadów wyzwiskami. Zdarzały się tez samotne wypady na teren wrogów i obrzucano ich kijami i kamieniami. Bitwy stanowiły również hołd dla roli mostów we wspólnotowym życiu Wenecji. Mosty były osiami, wokół których obracało się miasto.
Chcę się temu wszystkiemu przyjrzeć w ten ostatni dzień karnawału. Czym jest karnawał w Wenecji? Stawiam nie na ilość ale na jakość. Bez pośpiechu. Niech będzie mniej ale za to być może – więcej zauważę. Niesamowite stroje ludzi, którzy pojawiają się na ulicach i mieszają z turystami budzą ogromne zainteresowanie. Muszę przyznać, że są numer jeden, wszystko wtedy blednie i staje się niezauważalne. W Wenecji jest dużo markowych sklepów, wyprzedaże, obniżki cen
wystawy w witrynach sklepowych zazwyczaj bardzo mnie kuszą – jednak to co dzieje się w karnawale i te postacie w mieście powodują, że ciągle ich wypatruję, śledzę i fotografuję. Sklepy? A gdzież tam… Co jeden przebieraniec wspanialszy, piękniejszy od drugiego. Cały „Szoł” miasta należy do nich. Ściągają całą moją uwagę. Nawet nie wiem, czy były jakieś kiermasze, po prostu tego nie widziałam. Te stroje to no cóż… bez słów, przepiękne, intrygujące, tajemnicze, przebogate, bardzo kolorowe. A Ci, którzy je noszą zachowują się specyficznie. Jest w nich majestat, spokój, teatralność, zatrzymują się i dają przyzwolenie na zrobienie sobie zdjęcia im i z nimi. Nie pobierają opłat. Reagują na zainteresowanie nimi zachęcając niezdecydowanym turystom na podejście na krótką chwilkę. Odnosi się wrażenie, że lubią pozowanie. Cały dzień chodzę po Wenecji i mam wrażenie, że nie natknęłam się drugi raz na tę samą postać i nie ma pustki, ciągle są wśród normalnie ubranych ludzi. Spotyka się ich wszędzie :w restauracjach, w wąskich uliczkach, na mostkach, na Placu Św. Marka. Chodzą parami, pojedynczo, czasami większymi grupkami, lubią usiąść i zastygnąć. Nie wszyscy mają maski. Potrafią bardzo zaintrygować, bo chcą coś przekazać bez słów tak jak trzy postacie, z których jedna trzymała wielką, otwartą księgą a w niej napis: „Pax tibi Marce Evangelista meus”czyli „Pokój Ci Marku, mój ewangelisto”. Postać trzymająca księgę była ucharakteryzowana na lwa , a lew to Św. Marek koło niego stała piękna kobieta w czerwonej sukni i elegancki mężczyzna. Tylko jedno dziecko widziałam w tym karnawałowym stroju. Niesamowity bobas siedzący na karku pewnie u taty w niebieskim stroju z żabocikami (pewnie chłopczyk) , bardzo żywiołowy wszystkim posyłał całuski z takim wielkim wdziękiem i radością. Niewątpliwie była to gwiazdeczka wieczoru na Placu Św. Marka.
Nie wypada nie mieć wtedy maski będąc w Wenecji. Można kupić droższą lub tańszą ale powinno się ją mieć w miejscu gdzie pierwszy karnawał odbył się pod koniec XI wieku i nieprzerwanie go organizowano przez 700 lat a w wieku XVIII nosili ją wszyscy- bogaci, biedni, sklepikarze i księża, sędziowie i prostytutki, miejscy dygnitarze podczas uroczystości publicznych i procesji, nawet żebracy nie wyłamywali się z tego zwyczaju, widziano matki karmiące dzieci w masce i te dzieci też miały maski. Tylko ludzie trudniący się wymianą pieniędzy musieli pokazywać swoją twarz.


Przez most Rialto trudno mi było przejść. Po prostu mrowie ludzi. Akurat byłam świadkiem jak ktoś w masce i kompletnym stroju karnawałowym trzymał w tym tłumie młodą dziewczynę za kołnierz. Wyglądało to tak jakby ją złapał na czymś. Czy była to kradzież? Nie wiem. Z pewnością nie jest to bezpieczne miejsce dla torebek, portfeli i kieszeni.
Dopiero wieczorem można zobaczyć „Gwóźdź programu” w Caffe Florian, bo to tam wieczorem można zobaczyć bajeczne postacie i jest to prawdziwe widowisko i spektakl póz, teatralnych scen i pięknych strojów, które można oglądać i fotografować przez ogromne okna.
Caffe Florian istnieje od 1720 roku i działa nieprzerwanie. Została założona przez Floriano Francesconi i zajmuje 4 wytworne sale jedna koło drugiej na Placu Św. Marka. Jest to najstarsza i najpiękniejsza kawiarnia na świecie. W jej wnętrzach znajdują się malowidła Ciulio Corli, który uwiecznił na ścianach najwybitniejszych synów Wenecji. Są tam portrety: Tycjana, Marco Polo, doży Francesco Morosini, Andrea Palladio. Tę kawiarnię odwiedzały takie sławy jak: Goethe, Casanova, Dickens, Hemingway, Bayron. Tu rozmyślano jak odzyskać niepodległość, jej wnętrza służyły jako tymczasowy szpital dla bojowników o wolność. Caffe Florian to randez -vous całego świata. Współczesna Wieża Babel.
Nie tylko w jej wnętrzach oglądać można goszczące się postacie w tych pięknych strojach ale pięknie prezentują się przed kawiarnią, na tle kolumn, gdy siadają na ławkach i zastygają w tych swoich teatralnych pozach. Tworzą jedno towarzystwo, które ze sobą rozmawia i stanowi jedną znająca się grupę osób.
Przyglądanie się temu co się dzieje w tym miejscu jest nie tylko niesamowitym widowiskiem ale jesteśmy w pewnym sensie jego uczestnikami. Będąc tu mamy szansę być wciągnięci do zabawy tym bardziej , że „aktorzy” zachowują się podobnie do nas czyli też przeglądają telefony komórkowe , palą Chesterfieldy. Widocznie nikt im tego nie zabronił i przez to wydają się nam uczestnikami dwóch światów – tamtego z przeszłości takim jaki był i tamten świat dzisiaj osadzony. Te światy nam się przestawiają co chwilę. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nie krytykowałabym tego i nie zabraniała „aktorom” takiego zachowania się. U mnie to wzbudzało wielkie zdziwienie, zaskoczenie. Rzeczywiście trzeba tu być nie na chwilę, nie z wycieczką bo żeby to zobaczyć i coś odczuć musi się wejść w ten świat. Noc sprzyja, tło jakim są budynki, kolumny, arkady, zacieki, patyna, ich wiekowość…Ty widzu musisz mieć trochę czasu, refleksji, może wrażliwości a oderwanie przyjdzie samo.
W XVII wieku czas Karnawału w Wenecji trwał nawet pół roku. Początek to była pierwsza niedziela października i trwał do końca marca lub do Wielkiego Postu. Mówiono, że Wenecja przestała być miastem poważnym jak Londyn czy Praga a stawała się miastem frywolnym. Wenecjanie przebierali się za postacie z Commedia dell`arte i organizowali pochody ulicami miasta. Wenecja znana była z chciwości i dwulicowości ukrytej za świątecznymi i estetycznymi pozorami i była miastem tajemnic. Maska -symbol niejednoznaczności bardzo pasowała do weneckiego oblicza. Sugerowała, że podobnie jak zamaskowani ludzie, miasto prowadzi podwójne życie.
Karnawał w Wenecji pokazywał też radość, siłę, iluzję bogactwa, suwerenności i niezniszczalności miasta. Karnawał dawał możliwość ucieczki do innego świata, do innej rzeczywistości, stanowił drugie życie dla tych, którzy w pierwszym zostali oszukani albo takimi się czuli. Było to osobliwe widowisko ze schadzkami, zdradami, spontanicznym seksem w bramach i zaułkach. Maska wyrównywała wszelkie różnice. Grupka zamaskowanych kobiet podchodziła do znajomych i zmienionymi piskliwymi głosami wywlekała ich przeróżne słabostki. Był to czas, który sprzyjał stabilności społecznej i instytucjonalnej, poczuciu wspólnoty, odnawiał społeczeństwo nie wspominając o tym, że czas ten nakręcał gospodarkę ponieważ żyło z niego 200 restauracji, 7 teatrów i jaskinie hazardu.
Karnawał umarł w Wenecji razem z utratą niepodległości. W 1797r. doża Ludovico Manin ( ostatni doża) oddał swoją tiarę, poddał się Napoleonowi Bonaparte, państwo padło. Ostatni karnawał był najwspanialszy i najkosztowniejszy w dziejach miasta. Dopiero w 1979 r. przywrócono go.


Zamiast grajków na ulicy można dziś posłuchać Vivaldiego , Bacha i Mozarta na koncertach. Piękna muzyka pobrzmiewa w cudownych kościołach a koncerty odbywają się na tle oryginalnych obrazów, które znamy z książek o historii sztuki. Śliczne muzeum instrumentów i obrazów o tematyce muzycznej MUSEO DELLA MUSICA znajduje się w (kościele ) CHIESA SAN MAURIZIO.


Koncertu zaś w wykonaniu klawesynu i instrumentów smyczkowych na tle obrazu Vittore Carpaccio „Gloria di San Vidal” wysłuchałam w( kościele) CHIESE SAN VIDAL.


Tak wyglądała moja doba ostatniego dnia Karnawału 2023 r. w Wenecji.
Marzanna Leszczyńska
Artykuł bardzo ciekawie przedstawia historię kawiarni Caffe Florian w Wenecji oraz symbolikę masek w tej przepięknej mieście. Bardzo interesujące jest poznanie takiej niezwykłej historii i zrozumienie, jak ważnym elementem kultury i tradycji są maseczki w Wenecji. Całość jest napisana w przystępny i angażujący sposób, co sprawiło, że czytanie było przyjemne. Polecam ten artykuł wszystkim, którzy interesują się historią i kulturą Wenecji.
Nie powiem, ciekawe imię i nazwisko