marzec 2023

Dokąd prowadzą schody donikąd…

28 lutego 2023 roku Przemek Ciućka w grupie „Gorzów -rozmowy o wszystkim” na fb umieścił zdjęcie Dominanty i zadał pytanie: „ Gorzów ma swoją Wieżę Eiffla! Dlaczego się tak bardzo nie podoba mieszkańcom?” Pod zdjęciem rozgorzała interesująca dyskusja mieszkańców Gorzowa. Pojawiły się szczere i odważne wypowiedzi, z których sporo się można było dowiedzieć, szczerze uśmiać, czasami zadziwić. Muszę przyznać, że Gorzowianie potrafią być dowcipni, mają fantazję, kulturalny dystans do rzeczy na których im zależy, które ich irytują a nie mają wpływu na zmianę, wiele zauważają i naprawdę nie jest tak, że wszystko im jedno -jak się potocznie sądzi. Szczerze pisząc, to gdy czytałam te komentarze robiło mi się na przemian „i śmiesznie i straszno”. Na początku może zacznę od tego co straszne, zatrważające i temat palący a mianowicie „Schody donikąd”. Chociaż tematem zasadniczym była Dominanta, to wysunął się znacząco problem „s. dn.”. Sądzę, że większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z tego co się święci i zapewne przekonani są, że „s. dn.” czekają na swoją modernizację a na razie są zamknięte ponieważ ciągle brakuje pieniędzy na ten cel. Sprawę wyjaśnił Pan Witold Dopierała i naświetlił politykę miasta w tej kwestii. Powiedział krótko i dosadnie: „ W ogólnopolskiej TV pokazują „s. dn.” i jest to 20-letni wstyd i dowód degradacji miasta”. Na teren „s. dn.” podobno czai się deweloper, a miasto chętnie go sprzeda. Schody donikąd – przyznaję, że bardzo oryginalnie nazwane, zbudowane w latach 70-tych z inicjatywy włodarza miasta – Henryka Kempy, prowadzące na wzgórza Parku Siemiradzkiego dla mieszkańców Gorzowa stanowią dużą wartość sentymentalną. Dwa pokolenia Gorzowian wiąże z nimi wspomnienia, ponieważ przyjęły się w mieście i koło nich dużo się działo, były oblegane zwłaszcza przez młodych ludzi, którzy uwielbiali się tłumnie na nich spotykać, umawiać na randki, spacery. Kiedyś rodzice, potem dzieci. Ileż to osób mi mówiło, że tam poznało swoją przyszłą żonę, męża. Gorzowianie z sentymentem, wspominają swoje recytacje wierszy, śpiewanie piosenek jako dzieci ponieważ przy „s. dn.” odbywało się wiele uroczystości, imprez, również modlitw, religijnych spotkań około świątecznych. Gorzów jest miastem na wzgórzach i właśnie z tego miejsca gdzie są ”s. dn.” widok na Gorzów jest piękny, wejście rewelacyjne i to z serca miasta. Panie Witoldzie nie pozwólmy na to aby było tak, że kiedyś się obudzimy i zobaczymy, że po schodach tych nie ma śladu, a w ich miejscu powstanie szybko nowy apartamentowiec. Wtedy już nic nie da się zrobić. Mieszkańcy nie pozwólcie na to, partie i radni miasta walczcie i pilnujcie sprawy aby teren nie został sprzedany. Czy „schody donikąd” nie powinny doprowadzić co niektórych decydentów w Gorzowie donikąd? Na razie prowadzą donikąd, bo na górce niczego nie ma ale może kiedyś coś powstanie. Były plany: kawiarnia, oranżeria … Przez tyle lat prowadziły na wzgórze i wystarczyło aby zostały pokochane, przyjęły się i były odwiedzane i oblegane. Może wystarczy jak na razie ocalić to miejsce a schody odnowić, albo przerobić na imponujące wejście na wzgórze. Gdy jednak miasto sprzeda teren – powstanie budynek i kropka, koniec. Jeszcze jeden beton, bo czasy takie, że betonuje się wszystko więc Gorzów nie może być niemodny przecież, a że to moda byle jaka… A teraz śmiesznie czyli o Dominancie. To „dzieło” będzie miało niedługo dwadzieścia lat – swoją drogą zobaczymy czy tyle przetrwa, bo być może ktoś zadecyduje o rozbiórce. Takiego zdania jest były główny architekt województwa gorzowskiego, – Jerzy Kaszyca. Dominanta niestety nie została pokochana przez mieszkańców. O ile wokół „s. dn.” tętniło życie miasta kiedyś, to tego samego nie można powiedzieć o Dominancie – wokół niej zawsze było pusto, ciemno i ponuro, nic się nie działo. Sprzedawcy pamiątek z Gorzowa twierdzą, że nikt nie chce kupić kartki z Dominantą, ludzie się oburzają na samo zaproponowanie czegoś z jej wizerunkiem i szczerze powiedziawszy nikt nie robi takich pamiątek. Gorzowianie podsumowali Dominantę w dyskusji na fb chyba odpowiednio. Muszę przytoczyć co niektóre komentarze, bo na pewno warto: – w tym miejscu nic byłoby lepsze – gorzowskie Burj Khalifa – to wygląda jakby zaraz miało wstać i zdemolować miasto – latarnia śródlądowa – zabić zanim złoży jaja – ośmiorniczka gorzowska – wygląda chujowo- pozdrawiam serdecznie (podoba mi się szczególnie zestawienie grzeczności z dosadnym emocjonalnym uniesieniem) – tragedia. Stoi i rdzewieje. Nic tam nie ma, do niczego nie zachęca. – miasto ma swoje barwy, skąd te… – ośmiornica to prawidłowy symbol miasta prawego i nowoczesnego – podczas tej inwestycji zablokowana została możliwość powiększenia sieci tramwajowej o Zawarcie Mieszkańcy zadają sobie pytanie kto zaakceptował projekt Dominanty? Dobre pytanie, chyba nie trudne do ustalenia. Ale doprawdy zadziwiająca jest wypowiedź byłego prezydenta, który dyskusję podsumował krótko twierdząc, że to mieszkańcy są winni tego, że Dominanta stoi bo nie protestowali a jej projekty czekały na krytykę i akceptację….No cóż… winny się znalazł, na kogoś dobrze jest zwalić a na kogo? Zawsze na niewinnego przecież. I to jest wypowiedź – dramat. Powszechnie wiadomo, że gustów wśród architektów się nie ocenia i publicznego krytykowania się w gronie architektów raczej trudno szukać. Jednak sprawa jest idealnie czysta w mieście wtedy, gdy opinia na temat czegoś architektonicznego co ma powstać wyrażana jest na forum samych architektów, gdy mają tak spotkania i gremialnie przystępują do konkursu, który ma określony regulamin. Są też mieszkańcy, którzy twierdzą, że im się ta budowla podoba i doprawdy, nie rozumieją dlaczego inni jej nie akceptują, podejrzewają, że wynika to z małomiasteczkowych kompleksów. Niektórzy Gorzowianie widzą nawet w Dominancie Wieżę Eiffla, podziwiają za to, że jest inna, rzuca się w oczy i jest jak to podkreślają -„spoko”. Wieża Eiffla obroniła się sama, dzisiaj cały świat zjeżdża do Paryża aby ją zobaczyć, ludzie płacą za bilety, stoją w kolejce. Mojej koleżance na wieży Eiffla oświadczył się mąż. Wystarczy porównać i rzeczywiście…- „milczenie jest złotem”. Marzanna Leszczyńska

Dokąd prowadzą schody donikąd… Read More »

Jaką kupować biżuterię obrazek wyróżniający

„Jaką kupować biżuterię” – Słowo od jubilera – Nr. 2.

Słowo nr 2: Jaką kupować biżuterię, czyli informacje o tym na co zwrócić uwagę w czasie zakupów wyrobów ze złota.  W tym odcinku „Jaką kupować biżuterię”, będą to podpowiedzi przeważnie dla… panów. To ukłon dla autorów pierwszych komentarzy za które serdecznie dziękuję !  Nie będę pisał o gustach, bo o tym się nie dyskutuje i o budżecie który jak wiadomo jest podstawowym kryterium wyboru zakupu. ALE ! Kupując wyroby ze złota obowiązuje zasada że lepiej nie oszczędzać. Dlatego napiszę o sprawach “technicznych”. Faceci lubią to najbardziej i doskonale zrozumieją. Kupujemy obrączki: Czyli biżuterię na wiele lat, taką… dożywotnią. Polecam złoto Pr 585, zarówno żółte jak i białe, najlepiej znosi długi okres użytkowania. Istotny jest też sposób wykonania takich obrączek o czym wcześniej wspomniałem, powinny być walcowane lub tłoczone, proces ten hartuje (utwardza) złoto. Unikamy odlewanych ( już takie spotkałem), są bardziej miękkie i kruche. To wprawdzie rzadkość ale lepiej spytać sprzedawcę, może wie… Kształt: Tu górę biorą “oczy”, jednak najwygodniejsze są obrączki klasyczne, zaokrąglone od góry, płaskie wewnątrz i z zaokrąglonymi krawędziami. Lekko zaokrąglone boczne krawędzie obrączki łatwiej przesuwają się po skórze, nie “marszcząc” jej. Płaskie wewnątrz, sprawiają że obrączka przylega do skóry i mniej jest narażona na zahaczenie. Taka obrączka może mieć masę 5-6 gr i nie sprawia wrażenia ciężkiej i dużej. Kształt półokrągły górnej części obrączki powoduje że uderzenia ostrych przedmiotów pozostawiają ślad tylko na niewielkiej powierzchni i mniej przeszkadzają w codziennym użytkowaniu ( rys. 1. ). Przy obrączkach płaskich ślad zostaje często na całej szerokości obrączki, również ostrzejsze krawędzie są mniej wygodne w noszeniu. Jeżeli zdecydujemy się na płaskie, to im cieńsze i węższe tym wygodniejsze a boczna krawędź powinna być lekko pochyła ( rys. 2 ). Obrączki soczewkowe są wygodne w zakładaniu i ściąganiu ze względu na swój kształt. Jeżeli obrączki musimy często ściągać, to jest to dobre rozwiązanie. Mniejsza jest powierzchnia styku ze skórą. Ale jest pewien mankament: obrączki takie ustawiają się ukosem przy pracy i wtedy ich jedna z krawędzi unosi się do góry, łatwiej można o coś zahaczyć ( rys. 4 i 5 ). Testem czy dobrze wybraliśmy kształt i wielkość obrączki, jest szybkie ściągnięcie ciasnej skórzanej rękawiczki. Jak obrączka zostanie na palcu to wszystko jest OK. Szerokość: Też ma znaczenie, przy wyborze jaką kupować biżuterię. Wąskie są słabsze ale wygodne, szerokie- efektowne ale skóra pod nimi będzie się “męczyć“. Trzeba znaleźć ten tzw. złoty środek. Z mojego doświadczenia to minimum 3,5 mm ( wtedy obrączka musi być grubsza ) do maksymalnie 5 mm . Złoty środek dopasowuje się indywidualnie do palców, w końcu są dwa i nie zawsze podobnych wymiarów. Dlatego spora część klientów dla których wykonuję obrączki ręcznie, zamawia dwie szerokości ( męska i damska ) przy tym samym wzorze i proporcjach. Obrączki to symbol i ostrzeżenie dla osobników przeciwnej płci a w mniejszym stopniu ozdoba. Nie zastąpi pierścionka i nie “zmuszajmy” jej do takiej roli. I bardzo ważna sprawa przy okazji : Pod żadnym pozorem ( nie ma zmiłuj się !!! ) nie nosimy innych wyrobów, zwłaszcza pierścionków zaręczynowych na jednym palcu z obrączką. Obrączka nie lubi konkurencji, tak jak my. Jest twardsza i wszystkie wyroby bezlitośnie ściera i niszczy. Powierzchnia oddziałująca obrączki jest na całym jej obwodzie, dzięki temu nie widać na niej zniszczeń a pierścionka na małej powierzchni i zawsze w tych samych miejscach o małej powierzchni. Po kilkunastu latach obrączka może odciąć koszyczek. Górna część pierścionka z ornamentem lub kamieniami, od jego szyny. Naprawa może być nieopłacalna, takie naprawy są dość częste. Pewien klient po śmierci żony nosił obie obrączki przez kilkanaście lat na jednym palcu. I wpadł do mnie z pytaniem co się z nimi stało? Były tak starte, że sprawiały wrażenie przeciętej na pół na obwodzie jednej obrączki. Sam nie mogłem w to uwierzyć, że taka ilość złota ( kilka gramów ) została starta na proch. Powierzchnie styku były idealnie płaskie. Panowie ! Jeżeli zauważymy u naszych Pań takie zjawisko, to trzeba jak najszybciej zdjąć i obejrzeć taki pierścionek, najlepiej pod lupą i sprawdzić stopień zniszczeń. Jeżeli niewielkie to przenosimy na inny palec ( nie pytając o zgodę ), jeżeli poważniejsze to potrzebne są konsultacje z doświadczonym złotnikiem, zanim pierścionek się rozleci. Grawer na obrączkach: Jeżeli już to głęboki i wyraźny. Popularne teraz delikatne maty to w większości dekoracja na ślub i miesiąc miodowy. Po roku klienci wpadają z pytaniem czemu tak słabo je widać i czy można to “naprawić“.  Można niektóre odtworzyć i wyglądają jak nowe. Ale wtedy musimy od razu ustalić termin następnej wizyty, nie wiadomo jaki będzie czas oczekiwania w kolejce. Jeżeli są ładne i ciekawe grawerowania, czy maty to warto kupować obrączki w których poszczególne płaszczyzny dekoracji są oddzielone liniami ( wgłębienia lub wystające ), lub zróżnicowanymi poziomami samych płaszczyzn obrączki co jest lepsze. Grawer i maty powinny być w zagłębieniach a polerowane płaszczyzny wyżej uniesione, mogą być w różnych konfiguracjach.  Będą brały na siebie ścieranie, chroniąc maty i grawer ( rys.7 ). Białe złoto w obrączkach: Niczym się nie różni od żółtego, oprócz koloru. Obowiązują te same zasady co obrączek żółtych. A w obrączkach w których występują oba kolory unikajmy idealnych, równych płaszczyzn ( rys. 8 ). Tam zasada różnicowania poziomów lub oddzielania ich liniami jest wręcz konieczna i miła dla oka ( rys.9 ). Podniszczona i “przepracowana” obrączka dwukolorowa gdzie płaszczyzna obu kolorów jest idealnie równa, będzie już mniej kontrastowa, będzie się zlewać. Trudniej będzie na pierwszy rzut oka zauważyć różnice kolorystyczne. Fajnie zaprojektowane i wykonane obrączki dwukolorowe potrafią ciszyć oko i to przez wiele lat. Masy obrączek: Wiadomo, zależą od rozmiarów. Najczęściej robię obrączki tak między 7 – 10 gr. Taka średnia to około 8 gr. para standardowych obrączek, takie starczą na całe życie. Spotykaną praktyką bywało kiedyś ( nie chodzę zbyt często po sklepach złotniczych więc nie jestem na bieżąco ), robienie obrączek szerokich z wygiętej odpowiednio blachy ( rys 3). Taki łuk pusty wewnątrz na całym obwodzie. Wyglądały efektownie i mało ważyły ale klienci narzekali że ich ostre krawędzie i bardzo wąskie płaszczyzny styku z palcem trochę “męczyły” skórę. Teraz już nie spotykane ale 20 lat

„Jaką kupować biżuterię” – Słowo od jubilera – Nr. 2. Read More »

Próby złota

„Próby Złota” – Słowo od jubilera – Nr. 1.

Witam Serdecznie wszystkich odważnych, decydujących się na  przeczytanie moich rad i wniosków. Po przepracowaniu 40 lat w zawodzie złotnika-jubilera (to dwa zawody). Są to moje prywatne wnioski i doświadczenia i mogą się różnić od doświadczeń innych. Podzielę się z Państwem moją wiedzą techniczną i nie tylko, w tym artykule przedstawię próby złota. W następnych cyklach słowa od jubilera wspomnę również o innych istotnych aspektach. Postaram się przekazać Państwu  informacje dotyczące użytkowania i domowej konserwacji biżuterii, które na co dzień przekazuje moim klientom. Niestety, nie zawsze, jest na to czas. Dlatego zdecydowałem się skorzystać z propozycji mojej koleżanki i na Jej stronie przekazać moje doświadczenia. Jak najszerszej grupie Użytkowniczek i Użytkowników biżuterii (szeroko ujętej), korzystając z możliwości jakie daje dzisiaj Internet. Może to co napiszę, przyda się Państwu w bezpiecznym i wygodnym użytkowaniu Waszych skarbów i pomoże przy ich zakupach. Będzie to mój skromny wkład w wiedzę Państwa na temat złotnictwa. A porównując ją z innymi ciekawszymi artykułami z branży jubilerskiej wiedza Państwa będzie prawie doskonała. Moimi nauczycielami i mistrzami, dzięki którym pokochałem ten zawód i od których brałem przykład i wiedzę. (Na szczęście dla mnie, już nie używało się witek). Byli nimi śp. mistrz złotnik Zenon Matuszak (na czeladnika) oraz mistrz złotnik Zdzisław Bartkowiak (na mistrza). Jestem i będę im za to wdzięczny !!! Mistrz złotnik-jubiler Jan W. Paluszkiewicz Więcej informacji o mnie znajdziecie Państwo na stronie: zlotnik-janpaluszkiewicz.pl Słowo nr. 1: Informacje podstawowe o złocie żółtym w jubilerstwie, dotyczącej próby złota. Dla wszystkich użytkowników z poza branży złotniczej (my operujemy cyferkami, one są w tym wypadku nudne). Zawartość złota w złocie, masło maślane…, nie zupełnie. W praktyce wykorzystuje się stopy czystego złota z dodatkiem srebra i miedzi. Od ich proporcji zależy tzw. próba złota i kolor. Im więcej jest czystego złota w stopie, tym wyższa jest jego próba. Poniżej zrobiłem tabelkę poglądową dla poszczególnych prób najczęściej używanych obecnie w Polsce i Europie. Żółty kolor to czyste złoto, natomiast szary to inne dodatki. Powinno to być srebro i miedź dla złota żółtego, od ich proporcji zależy czy złoto będzie bardziej “złote” czy czerwone. Tak zwane złoto zachodnie bywało bardziej blado żółte, polskie troszkę ciemniejsze a wschodnie czerwone. Dzisiaj w handlu kolory te są już prawie wszędzie podobne do zachodniego. Obecnie do złota dodaje się też grupę metali innych niż w/w. umożliwiają one producentom łatwiejsze i coraz doskonalsze odlewy oraz zachowanie w trakcie używania “świeżego” koloru. Te tajne dodatki których zaczyna być coraz więcej są zmorą pracy ręcznej. Tabela dla wyobraźni Próba Graficzne przedstawienie ilości złota w próbie 750 ■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■ 585 ■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■ 333 ■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■ Tabela ma obudzić wyobraźnię, jeden punkt oznaczony symbolem „■” oznacza przybliżoną część wartości składowej danej próby w kruszcu. ■ – złoto, ■ – inne metale Po stopieniu kilku takich pierścionków odlana blacha stopionego złota, zaczyna rozsypywać się przy walcowaniu na drobne kawałki. Teraz prawie cały “nowy” złom trzeba rafinować  (czyścić rozpuszczając w kwasach) żeby złoto było złotem. To dodatkowe koszty i stracony czas. “Wielcy” producenci dyktują warunki. Dlatego w większości zakładów złotniczych specjalizujących się w pracy ręcznej, złoto jest z dodatkiem tylko miedzi i srebra. Im więcej srebra tym złoto jaśniejsze. W stopach złota próby 585 ( to jest ta najczęściej używana) zawartość srebra bywa większa w kolorach jasnych. Prawie równa w kolorach klasycznych i w mniejszości w kolorach czerwonych ( dlatego takie złoto mocniej i szybciej czernieje, jest tam więcej miedzi niż srebra, zwłaszcza w niskich próbach). Będę w tekście podawał próbę złota dla ułatwienia tak jak opisuje lub cechuje się same wyroby, czyli: 750, 585 lub 333. Prawidłowo, powinno się zapisywać jako części tysięczne : 0,750; 0,585; 0,333. Trochę informacji dotyczących próby złota. Próba złota – 750. Czyli 750 części czystego złota na 1000. Idealna (dla mnie) do pracy ręcznej, ładny kolor, zbliżony do czystego złota, łatwiej się lutuje (większa różnica temperatur topnienia między lutem a złotem), jest “miękkie“, łatwiej poddaje się ręcznej obróbce . Biżuteria z tego złota podnosi prestiż wyrobu i wartość (od klientów wiem że łatwiej ją sprzedać). Jeżeli jest jeszcze starannie wykonana i ozdobiona drogimi kamieniami oraz ciekawie zaprojektowana, a najczęściej tak bywa, nie traci na wartości. Jest też przyjaźniejsza w noszeniu dla osób z alergiami na złoto niższych prób. Lubię to złoto… To zalety, a “wady” ? Jest cięższe od próby 585 ( ciężar atomowy czystego złota jest tylko troszeczkę mniejszy od ołowiu). Kolczyki, duże sygnety czy kolie muszą być delikatniejsze, mają “żyć” w symbiozie ze swoim właścicielem. Złoto pr. 750 jest też bardziej miękkie od najpopularniejszej pr. 585. Dlatego nie powinno się kupować wyrobów z tego złota przeznaczonych do codziennego użytkowania przez wiele lat. Szybciej się “wyciera” znacznie wcześniej będzie trzeba dokonywać napraw. Ta próba jest też bardziej wrażliwa na zarysowania i uderzenia. Próba złota – 585. To typowy koń roboczy biżuterii. Dobrze wykonany egzemplarz i rozsądnie używany, może cieszyć nawet trzy pokolenia właścicieli…, sprawdzone ! Próba ta jest troszkę twardsza i odporniejsza na ścieranie (ostrzegam ! Złoto to nie stal, chociaż metal). Z tego złota najlepiej robić obrączki, warto żeby były walcowane lub tłoczone, unikać odlewanych (bywają czasami kruche). Również biżuterię “codzienną” bezpieczniej jest zamawiać i kupować w próbie 585 to złoto w które spokojnie można oprawiać brylanty i inne naturalne kamienie kolorowe. Współczesne ligury to dodatki stopowe do złota zawierające oprócz miedzi i srebra różne „tajne” metale nadające mu nowe właściwości, inny kolor w całej masie wyrobu czy ułatwiające proces odlewania (to te których nie lubię). Dzięki czemu wyrób zachowuje świeży kolor przez długi czas mimo ścierania. W złocie Pr. 585 jest trochę “miejsca” na dodatki i niektóre firmy z tego korzystają. Normy się zmieniają… nie tylko w złotnictwie. Złoto pr. 585 spotykamy w różnych kolorach od blado złotego, żółtego do czerwonego oraz coraz częściej w nie spotykanych na co dzień, są to objęte tajemnicą sekrety strzeżone przez producentów ale zawsze złoto zawarte w stopie musi trzymać próbę 585. Za każdym razem jest ono “dobre” czyli trzyma próbę 585 mimo że nieraz trudno w to uwierzyć oceniając je po kolorach. Oczywiście mówię o złocie kupowanym ze sprawdzonych miejsc i posiadające legalne cechy probiercze. O cechach probierczych w następnych “słowach”. Próba złota 375 i 

„Próby Złota” – Słowo od jubilera – Nr. 1. Read More »

Mierzęcin- dwa lata wspomnień dr Roberta Wójcika

Marzanna Leszczyńska rozmawia z dr Robertem Wójcikiem – autorem wspomnień o nowej historii Mierzęcina i jego administratorem w latach 1998-2008. Marzanna L: …8 marca 2023 roku minęła druga rocznica ukazania się pierwszego artykułu pt: ” Powrót do Mierzęcina” z serii o wspomnieniach dr Roberta Wójcika. To już 2 (dwa) lata, 9 (dziewięć) obszernych artykułów a wspomnienia się nie wyczerpały. W ubiegłym roku w rocznicę podsumowaliśmy rok przygody z piórem o Mierzęcinie w wywiadzie-rozmowie pt: „Mierzęcin -trzy pytania do autora wspomnień” (http://wandamilewska.pl/?p=15417). Z dużą przyjemnością i ciekawością podsumuję drugi rok i zadam trzy pytania autorowi… Pierwsza miła rzecz, która zwróciła moją uwagę to fakt następujący: Rano 8 (ósmego) marca włączam laptop i pod wywiadem: „Mierzęcin – trzy pytania do autora wspomnień wyświetla się równo 4000 ( cztery tysiące) wejść… O zadziwiających sytuacjach i faktach związanych z pisaniem o Mierzęcinie mogłabym już napisać nowy artykuł i nadawałby się do kategorii: „Opowieści niesamowitych”… Ze swojej strony podsumowując ten miniony rok mogę powiedzieć, że w jego połowie nastąpiła rewolucja a mianowicie zmienił się portal na, którym umieszczane są artykuły o Mierzęcinie dr Roberta Wójcika. Powstał fascynujący odcinek o Parku pt: „Mierzęcin o przedziwnym ogrodzie” (http://wandamilewska.pl/?p=16052); o Uroczystym Dniu, w którym otwarto Pałac Mierzęcin, ponieważ minęło od tego czasu 20 lat – art. pt: „Mierzęcin – porcelanowe wspomnienia” (www.idealzezgrzytem.pl/2022/10/31/mierzecin-porcelanowe-wspomnienia/ i wspominaliśmy pierwsze Boże Narodzenie w Pałacu w art. pt: „Mierzęcin – rozbita cukiernica” (www.idealzezgrzytem.pl/2022/12/21/mierzecin-rozbita-cukiernica/). Niezmiennie największym powodzeniem cieszy się odcinek o przodkach: „Mierzęcin i to co zaciera czas” 21 000 (dwadzieścia jeden tysięcy) wyświetleń. Potem jest długo, długo nic a następnie „Mierzęcin -spotkajmy się w dobrym śnie” – przeszło 10 000 (dziesięć tysięcy) wyświetleń a trzecią pozycję zajął art. pt: „Mierzęcin – nie pytaj więcej” – blisko 9 000 (dziewięć tysięcy) wejść. Wszystkie historie i starsze i nowe są ciągle czytane a wejścia wzrastają. I chyba wspomnienia dr Roberta Wójcika są wzorem dla innych, nawet dla znanej youtuberki, bo przyznać muszę, że natrafiłam na materiał o rzadko opracowywanej tematyce, jakim są krzyże pokutne-,a który co tu dużo mówić – jego sposób opracowania jest łudząco podobny. Data powstania świadczy niezbicie, że wspomnienia dr R. Wójcika powstały wcześniej jakieś pół roku. Z drugiej strony cieszy fakt, że ludzie inspirują się naszymi artykułami, drążą temat, szukają, publikują i nagłaśniają fascynujące tematy, wyciągają z zapomnienia. I co Pan na to? Jak wygląda podsumowanie roku z Pana pisarskiej perspektywy? dr Robert W.: Tak prawdę mówiąc -w tym jednym pytaniu- jest kilka pytań, chociaż mam wrażenie, że odpowiedź będzie jasna. Strach ukrycia swoich przemyśleń czy swoich spostrzeżeń , miałem ponad dwadzieścia lat temu i ….dwa lata temu, kiedy Pani mnie namówiła do napisania czegoś o Mierzęcinie – byłem tam tylko zwykłym pracownikiem w jakiejś dużej firmie. Myśli były różne – może kogoś skrzywdzę swoimi wspomnieniami – a może ktoś chce aby ich nigdy nie było? Po co ruszać ten temat, zamieciony skrzętnie pod dywan… No cóż … zaryzykowałem – chociaż cały czas miałem mieszane uczucia co do swojej decyzji – nie jestem polonistą i wypracowania nie były moją mocną stroną – raczej byłem matematykiem i kocham symbolikę liczb – 4 tysiące wejść 8 marca 2023 roku – po dwóch latach widziałem w snach i rankiem jak się budziłem, a było to w lutym tego roku – ale te liczby nie mają żadnego powiązania…To mało ważne – ważne jest to, że zostałem wywołany do lekcji języka polskiego w wieku 62 lat i na dodatek związany z obecną pracą zawodową, która powoli chyli się ku końcowi. Brak czasu. Praktycznie artykuły pisałem po nocach – coś napisać nie jest łatwo, szczególnie wtedy, gdy to idzie w świat. Wyznam szczerze – jestem ogromnie zaskoczony reakcją czytelników, jest mi niezwykle miło – po prostu – gdyby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że będzie taka poczytność – nie wierzyłbym w to absolutnie. Może jest tak – że w życiu trzeba kierować się zasadą aby pokazywać swoje uczucia i nie wstydzić się tego – ja w przypadku Mierzęcina użyłbym sentencji : „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”(Władysław Bartoszewski – ur. 1922 – zm. 2015). Dla mnie najmilsze były sms-y czy maile po publikacjach artykułów, które otrzymywałem od osób związanych z Mierzęcinem w tym czasie kiedy tam byłem. Jest ich bardzo dużo – a fajne jest to, że czekają na następne artykuły… Jest to wszystko wzruszające i pełne ciepła. W rozmowach telefonicznych, po latach – „polały się łzy”. Jak napisała do mnie Pani mgr inż. Barbara Garncarz – główny architekt rekonstrukcji Pałacu Mierzęcin . Cieszę się bardzo, że mogę publikować następne artykuły na nowym portalu – „www.idealzezgrzytem.pl” – dla mnie jest jak „nowo narodzone dziecko” – jest ciekawy w swojej tematyce i niezwykle mnie inspiruje w poznawaniu prawdy i wszystkiego tego co mnie interesuje. Jest inny od wszystkich – może dlatego, że każde wspomnienia nie są „idealne” w swojej treści, a pewne „zgrzyty” należy przemilczeć … Nikt nie jest idealny. W nowym portalu są też inne artykuły wraz z „clipami” i wiele artystycznych zdjęć – warto obejrzeć, a przy tym posłuchać dobrej muzyki – zachęcam. Połączenia tekstu pisanego z obrazem, zdjęciami, muzyką buduje wyobraźnię i emocje. Co do znanej „youtuberki” – niestety dzisiejsze czasy są poszukiwaniem „zaistnienia” i są przesiąknięte komercją. Do tego dochodzi sfałszowany obraz teraźniejszości – przodują w tym media, które wykorzystują to do różnych celów. Niestety, ludzie lubią igrzyska. Świadczy o tym chociażby sam tytuł: „Krwawe krzyże” zamiast „Krzyży pokutnych czy pojednania” . W tym reportażu jest też kilka nieścisłości historycznych. Może niektóre wymienię: -Jedną z głównych funkcji (symboliki) tych krzyży kamiennych była przede wszystkim pokuta i pojednanie (Suhnekreuze) – a nie śmierć i krew – i były związane z dawną jurysdykcją czyli prawem sądzenia. Miały też one zupełnie inne znaczenie – pamiątkowe – na pamiątkę nieszczęśliwego śmiertelnego wypadku, klęski żywiołowej, rozebrania kościoła; dewocyjne – w miejscach straceń, w miejscach jakiegoś tajemniczego kultu…w mniejszym stopniu – graniczne, dekoracyjne, wotywne, nagrobne czy znaki wojskowe. – Nie spotkałem się w żadnych źródłach historycznych o ” tysiącu mszy” (nawet bogaty szlachcic by zbankrutował…). Mówi się tylko o

Mierzęcin- dwa lata wspomnień dr Roberta Wójcika Read More »

WENECJA -maska, „Caffe Florian” i historia

Przeplatający się ślad obecności w Wenecji w ostatnim dniu Karnawału z historią tego święta i tego miejsca. Poniższy tekst jest rozwinięciem, nawiązaniem do clipu idealzezgrzytem.pl/2023/02/27/ostatni-dzien-karnawalu-w-wenecji/ Ostatni dzień karnawału 2023 r. Rozpoczął się dla mnie na Placu Św. Marka zaraz po północy. Zimowa i zimna lutowa północ, bez śniegu. Może nie było tak zimno a był to tylko efekt 45 – minutowej podróży tramwajem wodnym Kanałem Grande…Podróż wprowadzająca w inny świat, który najlepiej chyba oddały słowa Jarosława Iwaszkiewicza, które nieco sparafrazuję: domy Wenecji biegną za nami jak goniące nas kościotrupy bo jadąc do Wenecji uciekamy od życia i od miasta – do śmierci ,do morza, do miasta, które nie żyje, w jakąś mgłę zielono- granatową. Stanęłam na ogromnym placu; otoczonym potężną, agresywnie wręcz – rażąco oświetloną kolumnadą. I „Ona”! Wspaniała również potężna nie tylko rozmiarem ale też potężna przepychem ozdób – Bazylika Św. Marka – jeden z najpiękniejszych cudów architektonicznych świata. Żadnego samochodu, żadnego znaku drogowego ani roweru czy motoru. Cały Plac zasłany confetti – to znak, że dużo się tutaj niedawno działo… Teraz jest cicho i prawie pusto. I w tym momencie weszłam w bajkę. Allegrija. Włoska bajka, która ma coś z cyrku, coś z Baśni Andersena. Niby pusto ale z różnych zakamarków Placu wyłaniają się co rusz bajkowe postacie. Naprzeciwko mnie idzie wysoki, szczupły mężczyzna w kraciastym płaszczu – pelerynie i cylindrze a la Sherlock Holmes. Za chwilę przemykają dwie damy w białych, długich sukniach do ziemi i białych płaszczach- również długich. Nagle z daleka rozlega się hałas – to hałasują puszki, którymi jest obwieszony ktoś kto wygląda jak luksusowy żebrak. Co rusz mijają mnie na przemian: diabły, zjawy, anioły czasem współcześnie ubrane osoby. Na tle Pałacu Dożów pojawił się ktoś ubrany na biało. Miał perukę, szustokar, sięgające kolan spodnie, pończochy i pantofle. Ubrany jak Król Stanisław Poniatowski. Ruszył wzdłuż Bazyliki Św. Marka a gdy się odwrócił miał na plecach skrzydła. XVIII-wieczny anioł? Zjawił się dokładnie w miejscu, w którym kiedyś między zacumowaną przy nabrzeżu łodzią a kampanilą rozciągano linę, a potem następną między dzwonnicą a Pałacem Dożów. Akrobata przebrany za anioła wspinał się na kampanilę po czym zjeżdżał na dach Pałacu rozsypując po drodze kwiaty. W 1680 roku wielkiego czynu dokonał Scartenador, który wjechał po linie na dzwonnicę, siedząc na końskim grzbiecie! Mimo późnej pory nocą i zmęczenia podróżą w głowie uruchamia się wyobraźnia, przypominają się wiadomości z historii La Serenissima, jakieś marzenia, baśnie i filmy, które obejrzałam i przeczytałam dawno temu. Przemierzam Plac ciągnąc za sobą lekką jak piórko walizkę i oczami wyobraźni widzę co się tutaj działo 700, 600, 500, 300, 200, 100 lat temu. Pomyśleć, że kiedyś: toczyły się tutaj walki byków, odbywały pokazy dzikich zwierząt, zaklinano węże, a w 1761 r. był tu nawet nosorożec. Plac lśnił od fajerwerków. Z gwaru przebijały się donośne głosy znachorów zachwalających swoje eliksiry i ” królewskie wody”, wrzaski tych, którzy dali sobie wyrwać bolącego zęba za pieniądze. Gwar cichł tam, gdzie grajkowie z gitarami i mandolinami dawali swoje koncerty. Nie brakowało wróżbitów i ciekawych wiedzy o swojej przyszłości . Byli czarodzieje – iluzjoniści i ich spektakularne pokazy uruchamiające gremialne oooch!!! widzów, gdy to najpierw pokazywała się rana, tryskająca krwią od dźgań nożem, a za chwilę było zdziwienie na widok zagojonej już rzekomej rany. Co rusz ktoś robił żonglerskie sztuczki, w które trudno było uwierzyć. Gdzieś tutaj odbywały się wyścigi taczek, koni, grano w palanta i walczono na szpady w konkursach. W Wenecji uliczni artyści nie byli spętani rygorystycznymi przepisami ,dlatego przybywali do niej tłumnie. Przybywali tu ludzie żądni wrażeń ale byli tacy, którzy szukali bogactwa a to w ich mniemaniu mogła dać gra w karty, kości i hazard w postaci obstawiania wyników wyboru do senatu i Rady 10-ciu pod Pałacem Dożów, czy na Rialto. Na hazard była zgoda władz miasta, dzięki hazardowi też miasto piękniało. Dwie kolumny na Piazetta powstały w zamian na zezwolenie na hazard. W Wenecji najpierw handel był krwioobiegiem miasta potem stał się nim hazard. Na porażkę i brak szczęścia należało reagować z całkowitą obojętnością. Przegrani czuli się jak wypatroszeni, ukrzyżowani a jednak robili to. Twierdzono, że czymś nadzwyczajnym jest widok , jak z wielkim spokojem i powagą przegrywa się ogromne sumy. Tędy przechodziły pochody makabresek: udawanych pogrzebów, przewożono na taczkach oszpeconych syfilisem. Ciągnę swoją walizkę po wybrukowanych wąskich uliczkach, kompletnie pustych między kanałami zielonej wody i przechodzę przez mosty i mosteczki. Na tych mostkach odbywały się kiedyś wojny na pięści między mieszkańcami różnych dzielnic. W ramach wojny na pięści drużyny spotykały się na wybranym moście, a z ulic i okien domów nad kanałami przyglądały się zawodnikom tysiące widzów. Celem bójki było zrzucenie przeciwników do wody i opanowanie całego mostu. Zawodnicy mieli na głowach hełmy i zasłaniali się tarczami, ponieważ rozgrywki bywały brutalne i nierzadko kończyły się obrażeniami a nawet śmiercią. Zdobycie dwóch kamiennych płyt na koronie mostów stawało się najwyższym celem, zwycięzcy stawali się bohaterami, pokonani okrywali się hańbą. Na placach, które mijam rozpalano niegdyś ogniska, gdy były zwycięskimi i tańczono na znak radości. Zwycięzcy stawali się idolami, w domach wieszano na ścianach malowidła z ich podobiznami. Wenecjanie nigdy nie byli żołnierzami, a swoją wojowniczość właśnie tak przejawiali. W bójkach na pięści było nawiązanie do czasów osiedlania się na lagunie, gdy walczono o terytorium, kanały stanowiły wodne granice – pasy wody między parcelami, parafiami. Jeszcze w XV i XVI wieku ścierały się frakcje. Mieszkańcy jednej parafii stawali na moście i obrzucali sąsiadów wyzwiskami. Zdarzały się tez samotne wypady na teren wrogów i obrzucano ich kijami i kamieniami. Bitwy stanowiły również hołd dla roli mostów we wspólnotowym życiu Wenecji. Mosty były osiami, wokół których obracało się miasto. Chcę się temu wszystkiemu przyjrzeć w ten ostatni dzień karnawału. Czym jest karnawał w Wenecji? Stawiam nie na ilość ale na jakość. Bez pośpiechu. Niech będzie mniej ale za to być może – więcej zauważę. Niesamowite stroje ludzi, którzy pojawiają się na ulicach i mieszają z turystami budzą ogromne zainteresowanie. Muszę przyznać, że są numer jeden, wszystko wtedy blednie i staje się niezauważalne. W Wenecji jest dużo markowych sklepów, wyprzedaże, obniżki cen wystawy w witrynach sklepowych zazwyczaj

WENECJA -maska, „Caffe Florian” i historia Read More »

Scroll to Top