Autor: Marzanna Leszczyńska

www.idealzezgrzytem.pl ma dwa lata

31 października 2022 roku ukazał się pierwszy artykuł na http://www.idealzezgrzytem.pl . Był to https://idealzezgrzytem.pl/2022/10/31/mierzecin-porcelanowe-wspomnienia/ Pan Józef Smoliński z Bielska Białej na okazję drugiej rocznicy portalu wykonał grafikę pałacu w Mierzęcinie, o którym często piszemy. Grafikę prezentujemy powyżej. Panu Józefowi bardzo dziękujemy za wizję Pałacu Mierzęcin, którego jeszcze nie odwiedził – to miłe. Przez dwa lata opublikowaliśmy 108 artykułów. A oto top 10-tka minionych dwóch lat. Marzanna Leszczyńska

www.idealzezgrzytem.pl ma dwa lata Dowiedz się więcej »

Transitus Christi i De Profundis

” Nawet umarłym głoszono ewangelię ” ( Piotr Apostoł 1P4,6) ” Pod stopami Chrystusa przechodzącego przez otchłań zrodził się czyściec ” ( Hans Urs von Balthasar – szwajcarski kardynał, teolog Wielkiej Soboty) ” Nabożeństwami Transitus Christi oraz De profundis możemy modlić się zarówno w Wielką Sobotę, gdy rozważamy zstąpienie Chrystusa do krainy umarłych, w każdą sobotę roku, jak i w każdym innym czasie – również przy zmarłym ( przed obrzędami pogrzebowymi ) albo w listopadzie ” – głosi tył książeczki „Wielka Sobota – narodziny czyśćca” s. Anny Czajkowskiej. Za nami Uroczystość Wszystkich Świętych i Zaduszki czyli wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. Jest to właściwy czas, aby przypomnieć o inicjatywie, która rozpoczęła się 14 września 2024 roku w kościele Najświętszego Serca Jezusowego przy ulicy Chodkiewicza w Gorzowie Wielkopolskim, którą było rozpoczęcie Nabożeństw Transitus Christi i De Profundis. Spotkania odbywają się raz w miesiącu i czuwa nad nimi proboszcz Henryk Wojnar. Przed nabożeństwem słowo wstępne wygłosiła s. Anna Czajkowska. W najbliższy poniedziałek listopada – 03.11.2024 r. odbędzie się następne spotkanie z nabożeństwem na, które zaprasza kościół przy ulicy Chodkiewicza w Gorzowie Wlkp. Każdy katolik zadaje sobie pytanie czy można obcować ze zmarłymi w taki sposób, aby było to miłe Panu Bogu? A jeśli już – to w jaki sposób to czynić i czemu to służy? Takim sposobem jest właśnie nabożeństwo Transitus Christi i De Profundis wyjaśnia s. Anna Czajkowska. S. Anna Czajkowska z Centrum Apostolstwa Pomocy Duszom Czyśćcowym przy Zgromadzeniu Sióstr Wspomożycielek posługuje już dwadzieścia lat i podkreśla, że opiera się na biblii, teologach, świadectwach świętych, mistyków i błogosławionych ( którzy zostali przebadani przez Komisję Teologiczną oraz, że zgłębiała tylko te objawienia, które są z pieczątką kościoła katolickiego). Sama nie ma takich doświadczeń, takiej łaski nie dostąpiła. S. Anna Czajkowska podkreśla, że sama nigdy nie wywołuje zmarłych i zawsze tłumaczy dlaczego tego nie robi. Osoby święte, mistycy czy błogosławieni również tego nie czynili – oni modlili się do Boga. Dusze ludzkie mogą przychodzić, jeśli Bóg im pozwoli. Jest to dar od Boga, który łączy się z ogromnym trudem, cierpieniem, przez który przechodzą święci. Przestrzega, żeby nie być za mocno ciekawym jeśli chodzi o wieczność, nie powinniśmy też inicjować kontaktów z duszami czyśćcowymi przez spirytyzm, bo wtedy ocieramy się o duże niebezpieczeństwo. Na czym polega Nabożeństwo Transitum Christi i De Profundis? Objaśnia to s. Anna Czajkowska w swojej książce ” Wielka Sobota – narodziny czyśćca”: W Wielką Sobotę – jak katolicy wyznają w credo – Chrystus zstąpił do otchłani – do piekieł. Zmarłym jako pierwszym objawił prawdę o Odkupicielu Świata, przyszedł bowiem po to, aby ich wyzwolić z ciemności i przekleństwa śmierci. Wkroczył jako ten, który umarł jak każdy człowiek i wziął na siebie śmierć niezliczonej rzeszy ludzi umarłych od początku świata aż po dzisiaj i po sam jego kres. W Wielką Sobotę zaistniała  rzeczywistość czyśćca bo do Wielkiej Soboty trwała starotestamentowa otchłań – Szeol – Hades, z której nikt nie potrafił się wydostać bez względu na to czy był sprawiedliwy czy nie ( Łk 16, 19-31). Izraelici mieli przekonanie, że przebywający w Szeolu oczekują na Mesjasza Bożego, aby stał się wybawicielem. Zmarli bytowali tam na sposób cieni, pozostając w ciemności i samotności, jakby w więzieniu, bez relacji z Bogiem i ludźmi, bez możliwości zbliżenia do Nieba. Bramy nieba zostały bowiem zamknięte przez grzech Adama. Przyjście na świat Syna Bożego oraz powstanie kościoła było zapowiadane przez Prawo, przez proroków. Współczesnym teologiem, który wskazuje aktualizację tego wydarzenia jest Hans Urs von Balthasar– Teolog Wielkiej Soboty. Od Wielkiej Soboty rozpoczęła się nowa epoka – czas zbawienia. Śmierć została zwyciężona. „ Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we mnie wierzy, to choćby umarł żyć będzie” (J 11,25), Narodził się czyściec i śmierć już nie pozbawia zmarłych łączności z Bogiem i z ludźmi. Od tego czasu Chrystus stał się przejściem do Ojca dla tych wszystkich, którzy odeszli z tego świata ze znakiem wiary w Boga. Ci, którzy odrzucili Boga, nie rozpoznali głosu Zbawiciela – pozostali związani w ciemnościach swoich grzechów czyli w piekle ( J 5, 20-30). Czyściec i kościół ma swoje źródło w samym Bogu. Zmarli pozostają we wspólnocie Chrystusowej kościoła nawet wtedy, gdy potrzebują oczyszczenia bo nie zasługują na niebo. Oczyszczanie odbywa się w sercu, we wnętrzu każdego człowieka, które jest uwolnieniem resztek egoizmu blokującego pełne otwarcie na niebo. Czyściec nie jest produktem ludzkim, ani teologów, świętych czy mistyków ani religijnej wyobraźni. Stan oczyszczenia stanowi część odwiecznego planu Boga. Czyściec jest cierpieniem uszczęśliwiającym, powodującym zjednoczenie z Bogiem i jego celem jest niebo.Tylko zamknięcie się dobrowolne jest jak mówi biblia – śmiercią drugą ( Ap 20,14). My żyjący możemy pomóc osobie zmarłej, w której istnieje potrzeba naszej pomocy. Zmarłym pomaga wyłącznie Chrystus, do którego zwraca się żyjący człowiek z głęboką wiarą i miłością. To od wielkości świętości modlącego się człowieka zależą łaski dla dusz czyśćcowych i wieczne zjednoczenie z Bogiem. Chcąc pomagać duszom czyśćcowym musimy być w stanie łaski uświęcającej, gdy mieszka w nas Boże życie wówczas najmniejszy czyn czy najkrótsza nawet modlitwa przynosi korzyść wszystkim wiernym złączonym miłością Chrystusa. Grzech śmiertelny i trwanie w nim nie przynosi owoców ani dla siebie ani dla innych. Trzeba się modlić za zmarłych, aby byli od grzechów uwolnieni i cieszyli się oglądaniem Boga. Wreszcie śpiesząc z pomocą duszom czyśćcowym będziemy również mogli czerpać z ich skutecznego wstawiennictwa za nami. Jesteśmy obdarowywani przez Boga i zwracajmy Bogu dobro nie zajmując się sobą, nie traktujmy tego jako prawa do zapłaty i nagrody. Nie musimy wiedzieć, czego konkretnie potrzebują nasi zmarli. Wystarczy, że z wiarą ofiarujemy im jakiekolwiek modlitwy czy uczynki miłosierdzia, a Bóg Ojciec przyjmie je dla nich jako to, co ich przybliży do nieba. Ks. Henryk Wojnar podkreśla, że modlitwa zawsze ma potężną moc. Ważne jest wsłuchiwanie się i pokora w modlitwie. Modlitwa i milczenie. W ciszy można dopiero coś usłyszeć, bo odpowiedzi od Boga zawsze przychodziły. Opracowano na podstawie s. Anna Czajkowska WDC„ Wielka Sobota – Narodziny Czyśćca”Marzanna Leszczyńsk

Transitus Christi i De Profundis Dowiedz się więcej »

Lądek Zdrój – miesiąc po powodzi

Rozmowa z Andrzejem Czapskim. , który przez 30 lat mieszkał w Gorzowie Wlkp., ale urodził się i wykształcił w Lądku Zdroju i do niego wrócił- od 17 lat jest znowu jego mieszkańcem. Opowiada o powodzi w swoim miasteczku i o tym jak się teraz tutaj toczy życie – minął już miesiąc od katastrofy. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film. Marzanna Leszczyńska: Można powiedzieć, że jesteś szczęśliwcem. Mieszkasz przy rzece, dookoła zgliszcza, a twój dom cały. Miasto miało odcięty gaz przez cały miesiąc, a ty gotowałeś sobie obiad na piecu i było ci cieplutko. Nagrałeś z okien swojego domu przerażające obrazy. Andrzej Czapski: Tak, określam się wielkim szczęściarzem. Chyba czuwała nade mną jakaś opatrzność, jakieś zrządzenie losu. Nie miałem długo nadziei, że tak się to dla mnie łaskawie skończy. To był duży stres, bo właściwie woda już podchodziła niebezpiecznie i byliśmy pewni, że piwnice będą zalane, brakowało 5 centymetrów aby woda wdarła się wraz z nieczystościami do piwnicy sąsiada mieszkającego pode mną. Patrzyliśmy na to przerażeni, na szczęście po 20-30 minutach woda zaczęła opadać, to widać było po śladzie na ścianie budynku. Napięcie trwało – góra – pół godziny po czym odetchnęliśmy z ulgą. Od rzeki mój dom oddzielony jest pierwszą linią zabudowań potem jest ulica i w następnej linii stoi mój dom, który okazało się jest troszeczkę wyżej niż sąsiedni dom, którego garaż został już zalany do pół metra. To drugie szczęście jest związane z ciepłem, które mam. Byliśmy wszyscy namawiani jeszcze tak niedawno do likwidacji pieców, wielu to uczyniło. Prawdę mówiąc też bliski byłem zrobienia tego, bo miało być wygodnie na starość. Teraz sam sobie dziękuję, że mam piec w kuchni i mogę sobie gotować, w sypialni mam drugi piec kaflowy i mogę się nim ogrzać. W naszej części Lądka Zdroju akurat nie było gazu po powodzi przez cały miesiąc. Gaz mieli ci mieszkańcy, gdzie jest nitka wysokociśnieniowa, tam kotłownie pracowały zaraz po powodzi – to są okolice od strony Kłodzka. Część zdrojowa nie miała gazu długo ponieważ został zniszczony kolektor na jednej z wysepek. Przekładana też była rura główna przez wiadukt, który ocalał jako jedyny z 5-ciu mostów, aby przerzucić nitkę gazową na drugie nabrzeże. Gaz był wyłączony do czasu aż udało się to wszystko spiąć. Marzanna Leszczyńska: Przeraża mnie ta likwidacja tego co jeszcze dobre – mam na myśli te piece. Inne narody myślą inaczej, zabezpieczają się na różne sposoby, nie polegają na jednym źródle energii. Kiedy dowiedzieliście się, że czeka was katastrofa ? Jak zareagowaliście, czy była panika ? Andrzej Czapski: My jako mieszkańcy nic nie wiedzieliśmy. Były deszcze większe i mniejsze, ale woda opadała i myśleliśmy, że kryzys minął. Docierały do nas różnymi drogami informacje, że ostrzegali nas Czesi, a Komisarz Europejski ostrzegał Polskę, że idzie potężny niż i spodziewane są duże opady i że mamy się zabezpieczyć. Nikt nas nie poinformował o tym. Byliśmy zupełnie nieświadomi, można powiedzieć zaskoczeni, gdy myśleliśmy , że kryzys minął, a tymczasem woda zaczęła się gwałtownie podnosić i to tak, że w ciągu 15 minut podniosła się o 3-4 metry. Burmistrz miasta słuchał się hydrologa i ewakuował ludzi z terenów , gdzie domy były na wysokości rzeki, można powiedzieć, że zrobił to z nimi na siłę. Ludzkie życie zostało ocalone, dobytek nie. Byli ludzie, którzy nie dali się ewakuować. Praktycznie na ulicy Langiewicza rzeka zrobiła sobie pole bitwy – tam niektóre budynki zostały zmiecione, a te co zostały nie nadają się do zamieszkania. Oczywiście kierowano się doświadczeniami z ubiegłej powodzi w 1997 roku i te tereny ewakuowano, jednak nie spodziewano się, że tym razem będzie ściana wody, tym razem spadło wody dużo więcej. Marzanna Leszczyńska : Czy są ofiary i ile ich jest? Andrzej Czapski: Oficjalnie nikt jeszcze takich informacji nie podał. To jest temat newralgiczny, ludzie się boją mówić o tym cokolwiek. Na pewno 3 osoby utonęły. Marzanna Leszczyńska : Przygotowywaliście się do tego w jakiś sposób wcześniej? Działaliście w grupach? Andrzej Czapski: Kupiłem tylko zapas wody mineralnej. Każdy raczej samodzielnie w domu wyczekiwał, słuchał komunikatów, które nie były alarmujące. Chyba wszyscy myśleli o przeczekaniu. Byliśmy zaskoczeni i działaliśmy, gdy wszystko nadeszło. Wodę nam potem dostarczano, a gdy zniszczone były trakcje gazowe i elektryczne otrzymaliśmy kuchenki. Prądu nie było ok. tygodnia. Marzanna Leszczyńska: Czy bałeś się? Była panika, obawa, że przyjdzie nawet najgorsze? Andrzej Czapski: Ja akurat nie miałem takich obaw, bo wiedziałem, że mój dom jest wystarczająco wysoko. Wiedziałem, że ze względu na fakt, że to są góry, to woda z przerwanej zapory spłynie szybko. Ten najgorszy potok płynął może pół godziny. Byłem w stanie nawet nagrywać całe widowisko. Dom , w którym mieszkam ma 100 lat i pół metrowe mury. Sama woda nie była taka groźna jak to co ona niosła, a niosła kłody drzewa samochody, które uderzały w mury i to one robiły najgorsze szkody. Małe domki jednorodzinne położone przy samej rzece były okrutnie uszkadzane – te nie miały szans. foto: Andrzej Czapski Marzanna Leszczyńska: Opowiedz o obelisku Marianny Orańskiej, bo to ciekawa historia. Andrzej Czapski.: Obelisk Marianny Orańskiej był już od dawna nie tyle uszkodzony co mocno zabrudzony. Parę miesięcy temu go odnawiałem. Koło niego rosły dwa potężne cisy. Zaraz po opadnięciu wody poszedłem zobaczyć w jakim jest stanie po powodzi, bo to przecież zabytek. I stała się taka rzecz szczęśliwie, że te cisy uratowały Obelisk Marianny Orańskiej. Na tych cisach zatrzymał się niesiony materiał, a były to: kłody, palety, płyty, dechy, które zrobiły swojego rodzaju tamę i o tę tamę rozbijało się to co rzeka niosła i to z dużą prędkością. Gdyby nie te cisy, na których sama zbudowała się tama, to ten obelisk na pewno został by roztrzaskany. Andrzej Czapski podczas prac odnawiania Obelisk Marianny Orańskiej przed powodzią. Marzanna Leszczyńska: Opowiedz o zniszczeniach, bo przecież nie wszystko w mieście uległo zniszczeniu. Andrzej Czapski.: Bolączką są mosty. A było ich pięć. Był most na Złoty Stok, zabytkowy most średniowieczny św. Jana, wiadukt i dwa most w Zdroju ( jest jeszcze kładka w lesie). Praktycznie został tylko wiadukt. Most na Złoty Stok został już udrożniony bo miał

Lądek Zdrój – miesiąc po powodzi Dowiedz się więcej »

LECH JAKUBOWSKI – wspomnienie ucznia

W Dniu Edukacji czas się zatrzymać i powrócić do dawnych czasów szkolnych i poszukać w pamięci wyrazistych belfrów. ” Tajemniczy (inicjały)” wspomina plastykę z Lechem Jakubowskim ćwierć wieku temu. Niewielu spotkałem w życiu ludzi tak charakterystycznych jak Pan Lech. Nie był to zwyczajny nauczyciel, ale chodzące ucieleśnienie charyzmy oraz artyzmu. Zawsze ubrany w poplamioną od farby koszulkę, o siwej brodzie – wyróżniał się wśród nienagannie ubranych nauczycieli…zachowywał się również zupełnie inaczej.  Nigdy do końca nie wiedzieliśmy co ma na myśli kiedy żartuje, a kiedy jest poważny – byliśmy na to za mali. Niedopowiedzenia, które stosował dawały nam wiele do myślenia, uważam, że były próbą oddziaływania na nas, zmuszania nas do otwarcia naszej artystycznej duszy. Jego pracownia nie przypominała typowego gabinetu plastyka z pędzlami, farbami i innymi akcesoriami plastycznymi, a przyozdobiona była starym sprzętem agd, kołami od roweru zawieszonymi pod sufitem, znakami drogowymi i absolutnie wszystkim co można było sobie wyobrazić. Czuło się w niej wolność, a jej wystrój pozwalał wyzwolić w sobie nasze najbardziej artystyczne JA. Już od klasy ZERO ( czyli mieliśmy po 6 lat), pan Lech zwracał się do nas per Pan/Pani. Wskazówki, które dawał nam do rozpoczęcia tworzenia prac malarskich, ograniczały się do absolutnego minimum – i to nas wprowadzało w osłupienie no bo jak się właściwie zabrać do roboty? Teraz wiem, że chciał abyśmy umieścili w pracach jak najwięcej swojej dziecięcej duszy. Gdy my, dzieci ze szkoły podstawowej chcieliśmy często malować coś na modłę komiksu, on widział „kreski, plamy i dziury”. Dziurą była niezamalowana powierzchnia, która w naszym przekonaniu była np. „niebem”. Pan Lech nie przyjmował dziurawych prac. Nie masz pomysłu na zalepienie „białych dziur”, kombinuj – mawiał. I wtedy najczęściej wydobywał z nas „to coś”.  Każdy zalepiając „dziury” w swoim malunku, tworzył coraz to dziwniejsze, abstrakcyjne prace. Tak też powstał mój nagrodzony wyróżnieniem ogólnopolskim malunek. Wskazówki pana Lecha brzmiały w stylu „Namaluj co możesz robić w przyszłości”. By jeszcze bardziej zmobilizować nas do włożenia w to emocji, rzucił parę mało apetycznych (jak mi się wtedy wydawało) uwag, jak to dorosłe życie może wyglądać. Gdy mój dziecięcy umysł wyobraził sobie ślub i żonę, być może i pośród dziewczynek z klasy, skontrował to w jasny sposób – „nigdy w życiu…a więc pozostało zostać księdzem”. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie pragnąłem być księdzem – wtedy było to oczywiste wyjście. I tak, pilnując by nie było 'białych dziur’ powstała kremowo – granatowa praca, w której ja widziałem krzyż, ołtarz, może i nawet jakieś IHS a Pan Lech po prostu…zasługujące na walkę w ogólnopolskim konkursie plastycznym dziecięce dzieło. Pan Lech zaskakiwał na każdej lekcji. „Żółtą kartkę” od niego można było zgarnąć za przeszkadzanie na lekcji, rozmowy, ale też…za głupie jego zdaniem pytania. Kiedyś wylądowałem u dyrektora za rzucenie gumką do kolegi na ławkę obok, by mu ją pożyczyć bez wstawania z krzesła. Pan Lech stwierdził, że „mogłem go zabić „. To samo powtórzyłem dyrektorowi szkoły, starając się zachować powagę, jednocześnie zdając sobie sprawę jak niepoważnie to brzmi i ,że dyrektor raczej mi nie uwierzy, że to było prawdziwym powodem „wylądowania na dywaniku”. Tak, Pan Lech sprytnie zmuszał nas do koncentracji na lekcji i wyłączenia się na zewnętrzne bodźce. Tu jest sztuka, nic więcej. Nie piórniki, gumki, plotki – tu jest świątynia sztuki. Zajmowanie się czymkolwiek innym, odciąga cię od tego stanu więc jest naganne i można spodziewać się jakiejś kary – tak teraz to rozumiem. Gdy kogoś nosiło w ławce, był wypraszany z pracowni i kończył swoją pracę w holu. To też tak na prawdę nie była kara – Pan Lech donosił potrzebne przybory oraz nadzorował postępy. Zbrodnią było również „zamordowanie pędzli” – czyli umieszczenie niedoczyszczonego pędzla w zbyt dużej ilości farby. Kiedyś otrzymałem tytuł „seryjnego mordercy”, a pan Lech zwracał się do mnie 'Tajemniczy <inicjały>’. „Żółta kartka Pani Kasiu! Panowie, to nie jest dobry materiał na żonę” – najbardziej legendarny tekst Pana Lecha, zawsze był nagradzany Jego szczerym śmiechem.  Prócz tego, pan Lech dyktował nam cytaty Pablo Picasso lub…swoje własne, o których pochodzeniu dowiadywaliśmy się kończąc pisać. Pojawiały się również sprawdziany, na których za udzielanie prawidłowych odpowiedzi na takie pytania jak 2×2 dostawało się lufę. Pamiętam, jak to argumentował „Lekcje wcześniej, tłumaczyłem wam przecież czym jest sztuka. A więc dwa razy dwa to jest pięć! To jasne” – nic z tego wtedy nie rozumieliśmy. Mój kolega potrafił narysować idealnie odwzorowane postaci Disney’a, pan Lech gdyby mógł, najchętniej by podarł te rysunki. Za to kiedyś łokciem przewrócił puszkę z farbą, która zalała 1/3 jego pracy. Pan Lech przechadzając się po pracowni, stwierdził, że „ta plama mu się na prawdę podoba”. Kolega zgłupiał do cna. To wszystko na prawdę zdawało się nie mieć sensu, bo my zachwycaliśmy się kopiowaniem różnych postaci z bajek. Byliśmy nagradzani wtedy, gdy działaliśmy spontanicznie, do tego nie można przekonać tak łatwo i to wymaga wysiłku. Gdy się staraliśmy kopiować innych, pan Lech uznawał to za badziew – oczywiście nie mówiąc tego wprost. Ale teraz rozumiem, czemu to wszystko miało służyć. Robił wszystko, byśmy wkładali w te prace siebie, swoje artystyczne cząstki duszy które na innych lekcjach były nieużywane, skryte gdzieś głęboko w nas. Niesamowity człowiek, jedna z najbardziej barwnych postaci mojego życia w Gorzowie Wielkopolskim. Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

LECH JAKUBOWSKI – wspomnienie ucznia Dowiedz się więcej »

Nie tylko Czocha i Książ na Dolnym Śląsku

Zapraszam na podróż po fragmencie Dolnego Śląska: Kamieniec, Zamek na Skale, Zamek Sarny, Zamek Międzylesie czy Pałac Harrego Pottera ( tylko za płotem). Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką – Marzanna Leszczyńska Kiedyś, zimową porą Marek Kaźmierski (niezwykły fotograf z Nowin Wielkich) opublikował wykonane nocą zdjęcie budynku przedbramia Zamku Grodno. Portal z szarego piaskowca, płaskorzeźby na elewacji – zrobiły na mnie piorunujące wrażenie – nic dziwnego ponieważ uznane są przecież za najpiękniejsze na Śląsku. Jak to się stało, że pierwszy raz usłyszałam o tym miejscu chociaż Zamek Grodno ma 700 lat i pamięta czasy Piastów Śląskich? Byłam w Grodnie, ale za naszą wschodnią granicą… Decyzja była szybka: Latem spędzam weekend na Dolnym Śląsku i poznaję Zamek Grodno. Był lipiec, gdy doszło do realizacji pomysłu. Niestety nocleg w tym miejscu załatwiany na ostatnią chwilę okazał się niemożliwy. Nie ma tego złego jednak co by na dobre nie wyszło. Zwolniło się miejsce w Kamieńcu i tam dotarliśmy późnym wieczorem. Tak się dzieje, że powracamy ciągle do tych samych miejsc – Zamek Czocha czy Książ mają potężną reklamę. Świeradów Zdrój to magnetyczne miejsce, które nie jest w stanie się znudzić. Tymczasem w ostatnich dwudziestu latach odnowiono tak wiele innych zabytkowych miejsc, które mają nowych właścicieli, nowe życie i krótką historię po odbudowie. W końcu ile razy można odwiedzać te same miejsca? Szczerze powiedziawszy nie lubię Zamku Czocha – dla mnie za dużo tam tragedii, imprez zaplątanych w siły ciemności. Może to jest ciekawe i sensacyjne, ale na pewno nie pozytywne. Gdy widzę fotografujące się pary młodożeńców, przechadzających się gości weselnych i słyszę o nocach poślubnych w komnacie, gdzie znajduje się łoże z zapadnią, gdzie ginęło w lochach tyle młodych pań nie spełniających oczekiwań władców tego miejsca to zadaję sobie pytanie: dlaczego na tak szczególny dzień swojego życia wybierają tak mroczne i dziwne miejsca? Naprawdę nie lepiej wybrać miejsce skromniejsze, biedniejsze, ale z pozytywną energią? KAMIENIEC Pałac Kamieniec , jego przytulne i wyjątkowe obejście jest cudowny i ma charakter kameralny. Jeśli szukasz spokoju, dopracowania, dobrego gustu, poczucia, że czas się zatrzymał, zieleni i wyjątkowego ogrodu to znaczy, że idealnie trafiłeś. Wybudowany w 1780 roku przez hrabiego von Hartig, a przebudowany w latach 80-tych XIX wieku przez rodzinę von Scherr- Thoss przeszedł nawet czasy II wojny światowej bez uszczerbku, a zrujnowały go dopiero powojenne lata tzw. komuny. Na szczęście wszystko uległo odwróceniu w 2006 roku, gdy Pałac trafił w prywatne ręce. Dzisiaj to miejsce sprawia wrażenie skończonego, stanowi całość tak zaprojektowaną, że choć miejsc noclegowych już nie ma to nie zauważa się tłumów ludzi i gwaru. Kojąco działa zieleń i kwiaty wokół Kamieńca. Osobiście wiele pomysłów podpatrzyłam i na pewno będę je wdrażać w swoim ogrodzie. Pomysł na ogród w ruinie jest super pomysłem. Budynek przy pałacu, a właściwie jego ruina bez dachu, ukryta w zaroślach potężnego jałowca i innych drzew, w której zorganizowano uprawy do kuchni i kwiaty, które zdobią wnętrza pałacu jest pięknym, oryginalnym i bardzo pożytecznym pomysłem, który uświadamia nam, że niektóre sprawy nie wymagają niebotycznych finansów, nie wszystko należy uprzątać i rozbierać. Połączenie luksusu, bogactwa z ruiną, patyną stanowi piorunującą estetyczną mieszankę. Żeby było interesująco, nie sztucznie, nie kiczowato to musi być nie tylko nowe, ale też stare. Są tutaj obszary klimatu angielskich ogrodów, ale są też polskie klimaty jak z dworku w „Panu Tadeuszu”. Ważne, że trochę z klimatu Pałacu Kamieniec można zabrać do swojego domu i podzielić się nim ze swoimi bliskimi kupując pałacową filiżankę, dżem, nalewkę, miód z tutejszej pasieki czy książkę napisaną przez tutejszych regionalistów i pasjonatów historii i życia na tych terenach. Będą na długie zimowe wieczory jak znalazł. ZAMEK SARNY Zasięgnęłam języka na miejscu i zwiedziłam również Zamek Sarny, a właściwie zamczysko, który ma całkowicie inny charakter niż Kamieniec. Ten zabytek jest w fazie odrodzenia i sprawa nie będzie jeszcze długo zamknięta. Powiem szczerze, że to jest właśnie dla mnie bardzo interesujące i frapujące – obserwować tę przemianę co znaczy – pojawiać się tu często (Coś dla mnie). Ta wybudowana w XVI wieku posiadłość ma niezwykłą historię, przeszła przez czasem tragiczne wichry historii, ale najważniejsze, że nadal istnieje. Stoi tylko 5 km od domu naszej najmłodszej noblistki – Olgi Tokarczuk. To w Zamku Sarny urodził się w 1866 roku Gustaw Adolf hrabia Gotzen ( gubernator Niemieckiej Afryki Wschodniej). W 2010 roku, gdy Zamek Sarny był bliski zawaleniu chciała go przejąć brytyjska fundacja Save Britain`s Heritage pod patronatem Karola, księcia Walii. Losy jednak sprawiły, że jest własnością fundacji założonej przez trzy prywatne osoby, które pozyskują różne fundusze na odbudowę i już 10 lat trwa rewitalizacja obiektu będącego na skraju zawalenia się. Gdy się patrzy na to zamczysko widać ogrom prac do wykonania, ale widać jak wiele już zostało zrobione. To miejsce tętni życiem i jest w fazie transformacji. A pole do popisu mają różni specjaliści. Na razie zachwyca zamkowa kawiarnia i Kaplica Św. Napomucena malowidłami z 1738 roku, w której wnętrzu rozbrzmiewa muzyka jak w raju, głosów które można słuchać i słuchać, długo jak najdłużej – tak wielkiej są urody. Budzą zdumienie zestawienia renesansowych polichromii i nowoczesnych grafik, kryształowych żyrandoli zawieszonych jeszcze na nie odrestaurowanych sklepieniach. Zastanawiam się jaką trzeba mieć miłość do tych murów, wiarę, że uda się to wszystko uratować? Wyobrażam sobie ile to wszystko wymaga wiedzy, poświęcenia, o finansach już nie wspomnę. Okazja do wykazania się i zrealizowania nie jednego geniusza ludzkiego. Widok jest imponujący, a kontrasty zachwycają: z jednej strony prawie spróchniałe okno, zamurowane cegłami i podparte deską i nowe piękne drzwi w secesyjnym stylu ledwie widoczne na potężnej ścianie odrapanej z tynku. Ciemne lochy ukazują ogrom potrzebnych środków i pracy – a co w nich będzie? Nie mam zielonego pojęcia – dlatego ciekawe będzie wszystko co przyszłość odsłoni. Zapiera dech ogromna ruina potężnego folwarku – w jej środku krajobraz jak ze starożytnych zabytków Rzymu: ceglaste łuki i ściany , a w środku poustawiane drewniane solidne stoły i krzesła – zapewne już dzieje się tam, oj toczy się życie dzisiaj na zamku. Zawieszona makieta projektu jak to będzie wyglądało po wykonaniu drewnianego sufitu

Nie tylko Czocha i Książ na Dolnym Śląsku Dowiedz się więcej »

Co z nazwą Gorzów Wielkopolski – nadal nic nie wiadomo

24 września 2024 r. miała miejsce sesja Rady Miasta i na niej nadal nie ogłoszono listy siedmiu radnych, którzy zagłosowaliby za zmianą nazwy miasta Gorzów Wielkopolski na Gorzów. To już druga sesja Rady Miasta, która odbyła się po ogłoszeniu wyników ankiety, w której to wzięło udział około 7000 Gorzowian i przeszło 66 % mieszkańców opowiedziało się przeciwko zmianie nazwy miasta. Miało być 7 dni na zebranie się tych 7 radnych, termin został już dawno przekroczony i nadal nie ustalono jego ram. Wniosek nasuwa się sam – nie ma odważnych radnych jak na razie – ale ciągle liczy się na to, że się w końcu odważą gdy nadejdzie odpowiedni moment, dlatego końca terminu do tej pory nie ustalono i pozostaje tylko jego przesuwanie. Na pewno warto przypomnieć, że praca na rzecz agitacji mieszkańców za zmianą nazwy miasta przez Komitet 66 ciągle trwa, mimo, że prezydent Jacek Wójcicki uznał wolę większości, a swoją batalię przegrali miażdżąco. Na 90- lecie ZUS, pracownicy tej instytucji wysłuchali wykładu na ten temat, a prelegent oświadczył, że zawsze jeżeli będzie taka okazja- będzie używał swojego autorytetu do usunięcia Wielkopolski z Gorzowa, bo zaszli za daleko i rozbudzili swoje nadzieje. Na minionej ostatniej sesji Rady Miasta zabrał istotny głos w nurtującej nas sprawie Eugeniusz Rożek, który brał udział w konsultacjach, jak twierdzi przekonywał mieszkańców do bycia przeciwko zmianie nazwy i zauważa, że wola zwycięzców nie jest szanowana. Na ostatniej sesji radna Halina Kunicka swoją wypowiedzią sprowokowała go do udzielenia pisemnej odpowiedzi na pytanie jakie jest jej stanowisko w tej sprawie, ponieważ ostatnio wypowiedziała się, że dla większości mieszkańców jest obojętne jak będzie się nazywało miasto. Eugeniusz Rożek przypomina, że wynik konsultacji nie jest wiążący dla radnych i chce znać stanowisko Haliny Kunickiej w tej sprawie, czy będzie chciała udaremnić zdanie 66% mieszkańców. Jak powiedział: Decyzji co dalej z petycją nie znamy, ale Pani wykazała wątpliwość, że będzie chciała zmienić nazwę miasta i chcę znać Pani zdanie. Jak zaznaczył Eugeniusz Rożek: Autorytarne działanie władzy w swoim czasie doprowadziło do wylansowania rodziny Elbanowskich. Ponieważ nie uzyskał odpowiedzi na wysłane do radnej Haliny Kunickiej pismo zadał to pytanie na sali i otrzymał taką oto odpowiedź: Halina Kunicka: „Szanowni Państwo, Szanowny Panie, Moja wypowiedź na sesji była stwierdzeniem rozmów i przekazaniem informacji, którą otrzymałam również przez mieszkańców. Szanuję mieszkańców, którzy oddali swój głos przy ankiecie, ale również szanuję ludzi, którzy stwierdzili, że jako radni powinniśmy się takimi rzeczami zajmować. Obowiązek i pewne przepisy wymagają, aby była stworzona ankieta dla mieszkańców i ci , którzy chcieli – wypowiedzieli się. Musimy zaznaczyć i jeszcze raz zaznaczam z pełnym poszanowaniem liczby osób, które oddały głos w ankiecie, musimy powiedzieć, że mamy mieszkańców około 120 ( stu dwudziestu) i część z tych mieszkańców uważa, że to radni powinni podjąć tę decyzję. Natomiast nie odpowiadam Panu na maila, ani na smsa. ani na telefony, które otrzymałam z biura rady, bo mam takie prawo, bo mam takie prawo, ponieważ temat był zawieszony i nie były prowadzone dalsze dyskusje. Jeżeli temat będzie poruszony ponownie wtedy wypowiem swoje zdanie. Dziękuję.” Powiem tak jeśli chodzi o wypowiedź radnej Haliny Kunickiej – bardzo dziękuję za dużo wyrazów poszanowania. Jednak wolałabym od wyrazów po prostu poszanowanie – Marzanna Leszczyńska Na pewno warto przypomnieć wszystkie argumenty za utrzymaniem nazwy Gorzów Wielkopolski. Do tej pory na www.idealzezgrzytem.pl ukazały się następujące artykuły w walce o nazwę miasta: https://idealzezgrzytem.pl/2023/11/27/gorzow-nad-wisla-czyli-spor-o-zmiane-nazwy-miasta/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/03/04/problem-wielkopolskiego-przymiotnika-w-nazwie-miasta-polozonego-na-pograniczu-pomorza-i-wielkopolski/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/07/29/gorzow-wielki-gorzow-polski-a-wiec-zawsze-wielkopolski/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/08/04/nazajutrz/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/08/31/vox-populi-vox-dei/ https://idealzezgrzytem.pl/2024/09/09/przegrac-trzeba-umiec-gorzow-wielkopolski-nie-gorzow/ Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

Co z nazwą Gorzów Wielkopolski – nadal nic nie wiadomo Dowiedz się więcej »

Przegrać trzeba umieć- Gorzów Wielkopolski nie Gorzów

RUNĄŁ PIRAMIDALNY WNIOSEK GORZOWSKICH FARAONÓW. Koniec sierpnia 2024 roku był gorącym czasem dla Gorzowian nie tylko z powodu upałów, ale też z powodu opublikowania wyników ankiety w sprawie zmiany nazwy miasta Gorzowa Wielkopolskiego na Gorzów. Miażdżące wyniki dla zwolenników zmiany( przypomnę: w ankiecie on-line przeciw zmianie było 66,2 %, natomiast w ankiecie tradycyjnej 72,2 %) zadecydowały, że miasto pozostaje przy swojej nazwie. Ponadto prezydent miasta Jacek Wójcicki w wywiadzie wypowiedział się, że szanuje wolę większości mieszkańców i się z nią zgadza. Co tu dużo mówić zwolennicy nazwy Gorzów Wielkopolski są zwycięzcami tej „bitwy” i spodziewają się, że temat zostanie zamknięty raz na zawsze, ponieważ to już trzecia bezskuteczna próba forsowania tego tematu. Zwycięzcy tej ankiety szczerze powiedziawszy są oburzeni marnowaniem publicznych pieniędzy na ten cel ( przypomnieć trzeba, że dwie poprzednie próby to koszt po 500 000 zł.). W końcu trzeba jasno powiedzieć: „Do trzech razy sztuka”. Okazuje się, że nadal pewności nie ma, że ten trzykrotnie przegrany temat nie wróci za kilka czy też kilkanaście lat. Po pierwsze prezydent Jacek Wójcicki wprawdzie zgadza się z wolą ludzi, ale wyraźnie powiedział, że temat może kiedyś powrócić. Było powiedziane po ostatniej sesji Rady Miasta, że po siedmiu dniach jeśli zbierze się 7 radnych deklarujących chęć zmiany nazwy miasta to wniosek komitetu 66 będzie można w przyszłości „odgrzać”. Minęło siedem dni i nie ogłoszono listy nazwisk tych 7 radnych, za to termin ich zebrania odroczono i nikt nie wie do kiedy. Jednak ciekawych i śledzących to zagadnienie jest wielu i na pewno takie zapytania o nazwiska tych 7 radnych padną na kolejnej sesji Rady miasta w dniu 27 września. Obawy ma Pan Mieczysław Majewski, bardzo zaangażowany przez całe dwa miesiące w walkę o nazwę Gorzów Wielkopolski. Tak się wyraził: „ Ja tu czuję podstęp i wcale się nie zdziwię, jak radni w odpowiedniej chwili wrzucą temat pod głosowanie. Muszą tylko szable policzyć i przekonać tych co nie chcą się złamać, żeby nie dotarli na sesję. Coś to dziwnie wygląda. Mam nadzieję, że się mylę”. Po drugie czołowi inicjatorzy przegranego wniosku Komitetu 66 otwarcie oświadczyli w Gazecie Lubuskiej, że za kilka lub kilkanaście lat temat powróci. Ich oświadczenie jak na przegranych jest bardzo harde i wskazuje na dużą pewność siebie. Nadal podkreślają, że przeciwnicy zmiany „demonizują koszty, a mieszkańcy miasta cechują się emocjonalną fobią i kierują sentymentalizmem prowincjonalnym i pozostanie przy tej nazwie spowoduje utratę lubuskiej stołeczności”. Zresztą czego tam nie było w tym oświadczeniu trzech czołowych reprezentantów Komitetu 66: poruszyło ono czasy starożytne, wiedzę Faraonów, budowle piramid ( piramida owszem, ale może taka co to potem są powoływane komisje śledcze)… zabrakło tylko egipskich hieroglifów. Panowie to chyba nie ta ranga – no po prostu uśmiech na twarzy się sam malował przy tej lekturze. O przegrywaniu bez godności tylko wspomnę. Za to gdy mowa o finansach to z Waszej strony padały zagadkowe odpowiedzi jak u Sfinksa albo oczadzonej Pytii siedzącej na trójnogu. Najlepiej – wzorem Odyseusza, przywiązać się do słupa zdrowego rozsądku… Na końcu jest jeszcze jeden wniosek – medialny. Generalnie media – zadbaliście o to , aby wspierać Komitet 66 i ich wniosek i to wam się udało. Ludzie w Gorzowie Wielkopolskim zadają takie pytania: Dlaczego media tak wspierały ten temat?. Dlaczego miasto wyłożyło na to pieniądze?Ile kosztowały te konsultacje? Zapytałam ludzi z bardzo aktywnej grupy walczącej o nazwę Gorzów Wielkopolski : Czy ktoś z Was został zaproszony do wywiadu przez telewizję, radio czy gazety i mógł się wypowiedzieć o swoich doświadczeniach, wnioskach, wreszcie o samej walce, która była ciekawa bo nierówna, trudna, a doprowadziła do sukcesu? Tylko Pan Jacek Bachalski powiedział, że był zaproszony do telewizji i…miał 5 oponentów. Doprawdy nikt z dziennikarzy nie dostrzegł nikogo po drugiej stronie barykady? Dramat. Jak podsumował Pan Janusz Nowak – aktywny obrońca nazwy Gorzów Wielkopolski: „ Niestety media nie popisały się obiektywizmem i dążeniem do poznania wszystkich argumentów za i przeciw. Były stronnicze, co nawet jeszcze – pisemnie zadeklarowali się w znanym apelu. Zwyciężyła ich poprawność polityczna. Mam na myśli TV, lokalne radio i lokalne gazety. Moje uwagi dotyczą tych mediów, które podpisały się pod tym żałosnym i stronniczym apelem, łamiąc świętą zasadę dziennikarskiej bezstronności i obiektywizmu.” Z naszej strony czyli portalu www.idealzezgrzytem,pl musimy powiedzieć, że śmieszy nas zmienność poglądów, którą zauważyliśmy u niektórych dziennikarzy gorzowskich – szczególnie kobiet celebrytek – zwłaszcza wtedy, gdy chyba czerpią z naszych artykułów, ale się na nie nie powołują. Dla niektórych przecinki , kropki i spacje są najważniejsze. ale jak zauważyliśmy czytają treści i się nimi inspirują. Właśnie zauważyliśmy krytykę nazwy gorzowskiej uczelni im. Jana Jakuba z Paradyża, a takową przeprowadził autor Rafał Wilk w art. pt: „Tango ze zmianą nazwy Gorzów Wielkopolski”, który po paru dniach został usunięty z naszego portalu z powodu, który autor wyjaśnia w artykule: https://idealzezgrzytem.pl/2024/07/29/gorzow-wielki-gorzow-polski-a-wiec-zawsze-wielkopolski/. Usunięty artykuł mamy w swoim archiwum i zacytuję ten właśnie fragment dotyczący nazwy gorzowskiej uczelni: „ A co do uczelni w Gorzowie Wielkopolskim – to powiem tak – Ktoś nie miał ani „oczu” ani „ smaku” aby ją tak nazwać. Jakub z Paradyża był średniowiecznym mnichem, żyjącym w pierwszej połowie XV wieku. Jego radykalny sposób życia i wyraziste, pełne kontrastu poglądy w Europie wstrząsanej wydarzeniami politycznymi, kulturowymi, społecznymi i religijnymi przez długie wieki były podstawą niegasnących sporów i kontrowersji. Był kaznodzieją uniwersyteckim i lektorem teologii. Jest autorem około 150 dzieł. I tyle na ten temat. Ale wiem jedno – absolutnie nic nie ma związanego z Gorzowem Wielkopolskim. Nie mam nic do Jakuba z Paradyża, ale nie lepiej byłoby nazwać przyszłą ( zaznaczam – przyszłą) uczelnię np. Akademią Lubuską – ale na takim dobrym – światowym poziomie? Wielkopolska pomoże.” Na zakończenie dla zwolenników nazwy Gorzów Wielkopolski dobra wiadomość: narodził się pomysł, aby powstało nowe muzeum, w którym miedzy innymi zawarta będzie historia zmiany nazwy naszego miasta. Na razie jest jeszcze zbyt mglisto, aby podawać więcej szczegółów. Marzanna Leszczyńska Mnie nic innego nie wypada jak dołączyć do tego swoje zdjęcie na tle egipskich hieroglifów. Jest komplet. Nie ma mumii – „mumia” czyli wniosek 66 powróci w przyszłości, gdy znajdzie się tych 7 radnych … Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas

Przegrać trzeba umieć- Gorzów Wielkopolski nie Gorzów Dowiedz się więcej »

MORSKA BIŻUTERIA

Czasem morze lśni, błyszczy się jakby ktoś sypnął po powierzchni wody brokatem. Wygląda to jak brokat, cekiny albo kryształki jakiś drogocennych kamieni. Nie tylko kobiety jak śpiewała Marylin Monroe uwielbiają diamenty, albo Madonna naśladując ją w piosence „Material girl”. Natura również uwielbia świecidełka i stroi się w nie okazjonalnie. Tym razem na długo jeszcze przed zachodem słońca kolor tego obrazka jakim jest Zatoka Pucka z perspektywy brzegu Mierzei Helskiej przybrał barwy srebra i odcieni niebieskości. Zatoka „stroiła się ” jak na eleganckie wyjście: a to w srebrną kolię dookoła horyzontu, a to w mini lśniącą spódniczkę albo długą sukienkę mieniącą się cekinami tak jakby chciała mnie – widza na brzegu – zapytać:” to w końcu co na siebie włożyć? „ Na tle tej naturalnej kreacji poruszały się surfingi – miały idealne warunki do nauki. Wszystko piękne, ale czy do końca? Wiatraki w tle. Otóż i to. Szpetne tło. Taka rzeczywistość – zaczynamy się otaczać tymi okropnymi szkieletami i to w najatrakcyjniejszych miejscach. Dawno nie byłam na Półwyspie Helskim, może dwadzieścia lat. Ciągle jeżdżę do Rewala i cieszę się, że spacerując po rewalskim klifie w kierunku Niechorza czy Trzęsacza nie muszę patrzeć na nie – wiatraki – Marzanna Leszczyńska. Zapraszam na krótki film ze zdjęciami tego brokatowego spektaklu w wykonaniu słońca i wody. Reszta jest tylko dodatkiem. Naciśnięcie czerwonego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej, uruchomi film. Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.

MORSKA BIŻUTERIA Dowiedz się więcej »

VOX POPULI, VOX DEI

Przeszło 7 tys. mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego wzięło udział w ankiecie dotyczącej zmiany nazwy miasta na Gorzów. Właściwie to całe wakacje ten temat rozgrzewał mieszkańców. Akurat czas wakacji został wybrany na wypowiedzenie się w ankiecie. Czas niefortunny, bo wiadomo wakacje to urlopy, wyjazdy. Na pewno ten termin i krótki czas przyczynił się do gorszej frekwencji udziału w ankiecie. W końcówce sierpnia, w dniu sesji rady miasta podano wyniki głosowania mieszkańców i choć te wyniki publikowane są w różnych miejscach to wcale nie jest takie oczywiste, że wszyscy Gorzowianie je znają, więc na pewno warto je przytoczyć: w ankiecie on-line przeciw zmianie było 66,2 %, natomiast w ankiecie tradycyjnej 72,2 %. Przyglądałam się ” walce” jaką prowadzili na fb zwolennicy nazwy miasta z tymi, którzy chcieli zmiany nazwy na Gorzów. Walka była bardzo nierówna, wydawało się, że niemożliwa do wygrania przez zwolenników Gorzowa Wielkopolskiego. Zaangażowanie medialne zwolenników zmiany nazwy miasta na Gorzów było przeogromne – przede wszystkim ogłoszenie na starcie w całej Polsce, że jest taki pomysł – wszyscy Polacy obejrzeli w telewizji reklamę tego pomysłu, przez szkoły przetoczył się program pod koniec roku szkolnego 2023/2024 , który przekonać miał uczniów do głosowania na Gorzów ( od 13 roku życia można było wziąć udział w ankiecie. Nota bene w rozmowie z jednym kandydatem na radnego w ostatnich wyborach dowiedziałam się, że nie ocenił tego pomysłu wysoko. Na podstawie swoich dzieci powiedział, że raczej niewiele z tej akcji w szkole zrozumiały i uważał, że zamiast tego sensowniejsze byłoby edukowanie młodzieży jak działa miasto i jak się finansuje), były też spotkania i wykłady z członkami inicjatorów zmiany tzw. „Komitetu 66”, którzy przekonywali słuchaczy do zmiany nazwy miasta- trudno było uwierzyć, że ludzie z takimi tytułami i stanowiskami i w takiej ilości ( aż 66 inicjatorów ) nie przekonają mieszkańców do swojej racji. Jestem przekonana, że taki wynik – wynik miażdżący dla zwolenników zmiany w ankietach nie wziął się sam z siebie i wątpię, że społeczeństwo Gorzowa Wielkopolskiego było tak przekonane do nazwy swojego miasta i nie dało by się namówić na zmianę. To że jest taki wynik jest zasługą wielu Gorzowian, którzy bardzo rzetelnie, pracowicie zaangażowali się w akcje przeciwko zmianie nazwy miasta, podjęli tę nierówną walkę i walczyli do końca, musieli uwierzyć w szanse i widać było, że walczą niezłomnie. Jedną z takich osób jest Pan Mieczysław Majewski, który był na wszystkich konsultacjach i nie pozwolił, aby uciszano tam ludzi przeciwnych zmianie nazwy miasta, zderzył się na nich z agresją i wyzwiskami, a zdarzało się, że padały słowa do obrońców nazwy w stylu „zaraz stracisz zęby”. Pan Mieczysław Majewski -jak twierdził – był świadomy tego, że próbuje się znaleźć na niego tzw. haki, że wypytywano o niego różnych ludzi, ale twierdził – „Tak czy inaczej się nie poddam”. Jest pomysłodawcą i autorem hasła i grafiki: ” Gorzów Wielki Gorzów Polski. Jednym słowem Wielkopolski”. Z pewnością mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego będą mieli okazję przekonać się , że to hasło okaże się przydatne w walce o nazwę miasta. Trzeba oczywiście przypomnieć, że wraz z Marcinem Bedą ( inicjatorzy wniosku: Paweł Iwanowski, Mieczysław Majewski, Paulina Prucnal-Zawadzka i Marcin Beda) złożyli drugi wniosek skierowany do Prezydenta miasta Jacka Wójcickiego w imieniu mieszkańców o przeprowadzenie konsultacji w opozycji do wniosku” Komitetu 66″. Pan Mieczysław Majewski niezwykle opanowany – jak zauważyłam – zabiera głos rzadko, ale zawsze we właściwym istotnym momencie, jest bacznym obserwatorem tego co się dzieje wokół tej istotnej sprawy i biegle w niej zorientowany . Po opublikowanych wynikach ankiety, gdy wybuchły salwy okrzyków sukcesu powiedział krótko: „Głos mieszkańców miasta jest jednoznaczny… Pozostaje pytanie – czy radni wsłuchają się w ten głos i podejmą decyzje zgodnie z wolą mieszkańców?„ Dokładnie tak. Sukces bowiem jest tylko pozorny i to jeszcze nie koniec. Jak poinformowała Grażyna Ćwiklińska, na wtorkowej sesji rady miasta radni nie podjęli głosowania nad zmianą nazwy. Przyczyną był protokół z wynikami ankiety, który podano na kilka godzin przed sesją rady miasta, a który zdenerwował niektórych radnych świadomych , że przy takich wynikach ankiety narażą się mieszkańcom w przyszłych wyborach. Radny i kandydat na prezydenta będący jednocześnie w „Komitecie 66” Piotr Wilczewski nazwał protokół „wrzutką”, Halina Kunicka ( radna i członkini ” Komitetu 66″) trzymała się argumentu, że „z rozmów wynikało, iż ludziom obojętne jest jaka będzie nazwa miasta i trzeba to wziąć pod uwagę” . Istotne jest to, że po 7 dniach stanie się jasne co będzie dalej, gdyż – jak twierdzi Pani Grażyna Ćwiklińska – żeby sprawa miała swój dalszy ciąg musi się zebrać 7 radnych, jeśli się nie zbierze to możemy zapomnieć o kolejnej inicjatywie przeciwko dwuczłonowej nazwie miasta. Trzeba podkreślić, że ciekawe będzie czy w najbliższym tygodniu zbierze się tych 7 radnych i kto to będzie przez , których ten temat powróci jak bumerang i dalej będzie niepotrzebnie mącił w głowach mieszkańców, generował koszty , odwracał uwagę od istotnych spraw, poróżniał społeczeństwo, a co niektórzy będą na tym zbijali swój prywatny interes. Warto zaznaczyć, że na sesję rady miasta może przyjść każdy mieszkaniec. Bojownicy o Gorzów Wielkopolski podkreślili, że ” dzięki wspólnemu zaangażowaniu, tysiącom ulotek i postów oraz dzięki racjonalnie myślącym Gorzowianom i chyba wszystkim przedsiębiorcom udało się pokazać rzeczywistą wolę mieszkańców. Teraz chyba wreszcie najwyższy czas na połączenie wysiłków ws elektryfikacji linii Kostrzyn-Gorzów- Krzyż”. Tym Gorzowianom szczególnie zaangażowanym w bitwę o Gorzów Wielkopolski powinni być wdzięczni i podziękować – wszyscy, którzy chcieli aby nazwa Gorzów Wielkopolski pozostała. Przykre jest, że pomysłodawca wniosku ” Komitetu 66″ nazwał sukces obrońców Gorzowa Wielkopolskiego : ” zwycięstwem prowincjonalizmu i małomiasteczkowego obskurantyzmu”. Ktoś skwitował tę wypowiedź pomysłodawcy wniosku „Komitetu 66” na fb, że raczej zamiast skracać nazwę miasta powinien sobie raczej „ściachać imiona”. Tymczasem złośliwcy na fb dopisaliby mu jeszcze dwa: „Malarz i Wałkarz”… „Vox populi, vox Dei” – głos ludu jest głosem Boga – list Karola Wielkiego napisany przez Alkuina. Zgodnie z nią jednomyślna zgoda ludzi była znacznikiem bożej woli. Czytelniku! Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce

VOX POPULI, VOX DEI Dowiedz się więcej »

Lubniewice z cieniem Alaina Delona

Co łączy Lubniewice z Alainem Delonem? Z pewnością nie był tu nigdy. Pamięć i czas są istotne. Reszta to kwestia wyobraźni – Marzanna Leszczyńska Zapraszam na krótki film z muzyką. Naciśniecie czerwonego małego prostokąta z białą strzałką na obrazie poniżej uruchomi film. Pamiętam dobrze, choć minęło 40 lat. Moja mama czytała regularnie „Przyjaciółkę”. Na ostatniej stronie była rubryka dotycząca podróży i wtedy był tam krótki tekst o Lubniewicach – perle regionu, które od mojej rodzinnej miejscowości były oddalone 450 kilometrów. Przeczytałam i na zawsze utkwiło mi w pamięci zdjęcie uliczki z charakterystyczną niską zabudową domków. Nie przypuszczałam, że w przyszłości zamieszkam 30 kilometrów od Lubniewic i właśnie tutaj w rocznicę swojego ślubu zgodnie z tradycją spalę swój ślubny bukiet. Lubniewice zawsze zachwycało, w „głębokiej komunie” też, wszystko wokół było w ruinie, szare a Lubniewice były wyjątkiem. Miejscowość „zaplanowana z głową” i taką pozostała do dzisiaj. Zachwyca wielu- dla Lubniewic ludzie w jednej chwili i bez wahania podejmują decyzje wywracające życie do góry nogami, jak niektórzy dla wyjątkowej kobiety. Mam znajomych, którzy porzucili Berlin w jednej chwili po pierwszej wizycie w Lubniewicach, Londyn – ostatnio młodzi ludzie zrobili to zupełnie bez żalu. Ten krótki wyjazd rowerowy- tylko 2-dniowy skoncentrowałam tylko na jeziorze Lubiąż – wyjątkowo pięknym, malowniczo położonym, z zielonymi wysepkami, przesmykami, położonym w lesie – ogromnym jak w puszczy. Niedawno wybudowano tu Hotel Woiński blisko linii brzegowej jeziora, który świadczy o mądrości włodarzy Lubniewic. Hotel ten przypomina architekturą Grand Hotel w Sopocie, nawiązuje do pobliskiego Pałacu w Glisnie. Jak wspaniale, że nie powstał jakiś nowoczesny klocek, pewnie byłby dużo tańszy. Wybrano przeszłość nie nowoczesność i to jest świetny wybór. Z okien Hotelu widać jak pięknie to jezioro jest położone, jak mądrze zagospodarowane, z harmonią. Jezioro jest zatopione w delikatnej głębi, a domki miejscowości stoją na lekkiej górce, prowadzą do tych domów urocze ogródki, schody, tunele zieleni. Wzdłuż linii brzegowej jest mnóstwo kładek, mostków, cudownej roślinności ( nenufarów, trzcin, sitowia, pochylonych wierzb i olch oraz drzew, które już nie żyją ale jakże wspaniale harmonizują z zieloną przyrodą), pływających kaczuszek i łódek – mnóstwo łódek zacumowanych na brzegu i pływających z wędkarzami. To niezwykle uspokajający widok. A przecież są też ośrodki wodne, kąpieliska – wszystko dało się pogodzić. Mój krótki pobyt w Lubniewicach zbiegł się ze śmiercią Alaina Delona. Nie mogę przejść wobec tego faktu obojętnie. Dziwne dla mnie jest to, że ludzie wokół mnie ( w różnym wieku) nie kojarzą tego francuskiego aktora, nie oglądali filmów z Jego udziałem, nie zauważyli Jego śladu na ziemi. „Parole. Parole, parole” – słowa, słowa, słowa w piosence w duecie ze zjawiskową Dalidą. Nie musiał umieć śpiewać – mówił, ale jak … i takim głosem, że jest to dużo lepsze niż nie jeden śpiew dzisiejszej męskiej „gwiazdy”. Szkoda się powtarzać, tak wiele dziś po jego śmierci padło słów. Wystarczy tylko to jedno celne zdanie Lucino Viscontiego: „Nie jest tylko piękną twarzą. Delon jest gliną, z której można lepić charakter. Ma w oczach światło”. To był dobry człowiek. Alain Delon był połączeniem tego co piękne i najlepsze na świecie. Rzadkie połączenie u celebrytów dzisiejszego świata. 18 sierpnia 2024 roku musiałam obejrzeć „ Pod pełnym słońcem”. Dosyć już słów, lepiej posłuchać jak pięknie mówi Alain Delon, gdy śpiewa Dalida. Marzanna Leszczyńska

Lubniewice z cieniem Alaina Delona Dowiedz się więcej »

Przewijanie do góry