autor: Sylwia Szachowicz
motto :
„Jeżeli przetrwać – to tylko jako wolni ludzie, a jeżeli to jest niemożliwe, to jako wolni ludzie zginąć. W walce zwyciężymy śmierć”

Wstęp
Zbliża się 82. rocznica Powstanie w getcie warszawskim – bohaterska zbrojna walka żydowskich organizacji bojowych getta warszawskiego z Niemcami – nazistami – toczona od 19.04.1943 do 15.05.1943. To największy akt zbrojnego oporu Żydów w czasie II wojny światowej.
W nocy z 18/19.04.1943 getto zostało otoczone pierścieniem niemieckiej żandarmerii i granatowej policji. Tego dnia jego mieszkańcy przygotowywali się do wigilii święta Pesach (święto wolności, obchodzone na pamiątkę wyjścia – eksodusu Żydów z niewoli egipskiej pod wodzą Mojżesza, symbolizuje także zapowiedź odkupienia świata w chwili przyjścia Mesjasza). Członkowie ŻOB-u ( Żydowska Organizacja Bojowa) , tym razem uprzedzeni przez polskie podziemie, nie dali się zaskoczyć i postanowili stawić zbrojny opór niemieckiemu okupantowi.
O świcie w poniedziałek 19 kwietnia niemieckie oddziały (ok. 2 tys. ludzi) dowodzone przez pułkownika Ferdinanda von Sammern-Frankenegga wkroczyły bramą od strony ul. Nalewki do opustoszałej dzielnicy żydowskiej z zamiarem jej ostatecznej likwidacji. Napotkały zbrojny opór ze strony mieszkańców – kilkuset słabo uzbrojonych członków ŻOB-u i ŻZW ( Żydowski Związek Wojskowy) – Żydzi rozpoczęli powstanie. Rozgorzały trwające do połowy maja walki (sporadyczne starcia trwały do czerwca). Pierwsze walki, kierowane przez oddziały ŻOB-u, rozegrały się na wysokości ul. Gęsiej oraz na skrzyżowaniu ulic Zamenhofa i Miłej. Zaskoczeni Niemcy musieli się wycofać z terenu getta. Było to niewątpliwie pierwsze zwycięstwo żydowskich bojowników. Tego samego dnia, po kilku godzinach przerwy, na teren getta ponownie wkroczyły niemieckie oddziały dowodzone (od tego momentu aż do końca powstania) przez Jürgena Stroopa.
Mimo braków w uzbrojeniu, wyszkoleniu i aprowizacji powstańcy zadawali znaczne straty wojskom niemieckim. Pomocny w walce okazał się system zbudowanych wcześniej bunkrów. Bohaterska walka obronna poszczególnych domów i bunkrów trwała do pierwszych dni maja.
Na rozkaz Stroopa – hitlerowcy – Niemcy – naziści zaczęli wysadzać w powietrze bunkry, aby uniemożliwić bojownikom przemieszczanie się i łączność. Równocześnie podpalali dom za domem, wpuszczając do piwnic gazy bojowe, aby zmusić mieszkańców do wyjścia albo zgładzić przez zaczadzenie lub spalenie żywcem. Nad gettem unosiły się łuny dymu. Złapanych Żydów mordowano na miejscu (w ten sposób zginęło ok. 8 tys. ludzi), wysyłano do obozu zagłady w Treblince (ok. 7 tys.) lub do innych obozów (ok. 36 tys.). Tylko nieliczni mieszkańcy getta warszawskiego przeżyli wojnę. W swoim raporcie sporządzanym od 20 kwietnia do 16 maja 1943 r. Stroop chwali się, że wykrył i zniszczył na terenie getta 631 bunkrów…
Wszystkim czytelnikom chcę opisać pewną historię mojej rodziny – moja mama, która żyje i dziś ma 95 lat – w wieku 9. lat została wypędzona przez nazistów ( w ciągu jednego dnia) wraz ze swymi rodzicami i czterema siostrami ( wiek od 1,5. do 11. roku życia ) ze swojego rodzinnego domu w Środzie Wielkopolskiej ( około 30 kilometrów od Poznania). Mieli dosłownie jedną godzinę – aby zabrać jakieś swoje rzeczy – tylko osobiste. Hitlerowcy zapędzili ich na dworzec kolejowy – kobiety z dziećmi – do wagonów osobowych ( ścisk potworny…) – wszyscy mężczyźni – do wagonów tzw. bydlęcych. Jednym z etapów wysiedlenia na wschód Polski była miejscowość Pilawa – około 50 km od Warszawy . Tam ich wyrzucono wszystkich na plac przed kościołem – bramy były zamknięte… Nikt im nie pomógł. Byli głodni , spragnieni – gehenna. Ale po pewnym czasie zjawił się żyd – okazało się, że to rabin – Od niego – moja rodzina – dziadek Franciszek, babcia Antonina i moje ciocie no i mama ( wtedy małe dziewczynki) otrzymali niesamowitą pomoc … Rabin – przenocował ich we własnym domu ( bardzo skromnym), nakarmił , napoił, dał naczynia, kołdry i obfity prowiant na dalszą wędrówkę mojej rodziny w tej okrutnej zawierusze wojny… Powiedział mojemu dziadkowi – Franciszkowi – że wie co go czeka już niedługo. Ważne jest to , że skromny ( ubogi) Żyd pomaga Polakom ( katolickiej rodzinie- tak było i jest do dziś). To była końcówka września 1939 roku…
Zawsze moja mama mi mówi – że gdyby nie On – ten Żyd – to zginęliby marnie… Wszyscy – cała moja rodzina ze strony mamy. Bardzo im pomógł – i co ważne – dał im jakąś wiarę w to, że to się odmieni i kiedyś będzie dobrze… po latach.
Dziś została tylko już moja mama – często mi opowiada tą historię… i lecą jej wtedy łzy z oczu, gdy to opowiada … Niezwykły gest tego człowieka – uczucie, pomoc i zrozumienie tego – co to jest cierpienie…
Zapraszam na niezwykle ciekawy artykuł autorstwa Pani Sylwii Szachowicz , która ( może szczątkowo…) przywraca historię społeczności żydowskiej w miejscowości Dobiegniew – dawnym Woldenbergu. Z tym miasteczkiem i jego okolicą byłem i jestem do dziś bardzo emocjonalnie związany… zakochałem się w tych okolicach i oddałem wszystko co mogłem – swoje „serce”
Zapraszam serdecznie…

dr Robert Wójcik
Dawno temu w Woldenbergu – ludzie, nie nadkontyngent,
nie numery…
Rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim to odpowiednia okazja, aby przypomnieć o tym, że Woldenberg (dzisiejszy DOBIEGNIEW leżący w województwie lubuskim) był też zamieszkiwany przez mniejszość żydowską. Jej liczebność wahała się od kilku procent w latach 80. i 90. XIX wieku, aby stopnieć do 1 procenta, który odnotowano w 1932 roku. Było to około 51 osób. Nigdy nie zastanawialiście się Państwo, co się z nimi stało?
Brutalnie rzecz ujmując, wiadomo co. Holocaust. Ale kim byli Ci ludzie, kiedy i gdzie zginęli – i czy komuś udało się przeżyć?
Internetowa Baza Danych Ofiar i Ocalałych Holocaustu dostarczyła mi nieco wiedzy na ten temat, choć nie jest to wiedza przyjemna. Nie znałam imion i nazwisk, uzupełnić mogłam jedynie pole dotyczące miejsca urodzenia. Wynik mnie zaskoczył. 74 pozycje, czasem jednak dwa wpisy dotyczyły tej samej osoby, co oznacza, że identyfikacji dokonano na podstawie więcej niż jednego źródła.
Zanim tej mniejszości odebrano prawa obywatelskie, skonfiskowano majątki i deportowano, Woldenberg był jej domem, przynajmniej przez pewien czas.
Nie przy wszystkich osobach odnotowano datę śmierci, bo nie zawsze dane są kompletne. Czasem jednak kilka osób nosi to samo nazwisko, więc zakładam, że były ze sobą spokrewnione. Wśród tych pozycji, tylko przy dwóch pojawia się adnotacja – „przeżył”. Byli to bracia, którym udało się uciec do Anglii i tam zeszli na ląd. Miejsca zgonów lub ostatniego odnotowanego pobytu pozostałych osób są różne. Pojawiają się getto warszawskie i łódzkie, obozy w Auschwitz, Sobiborze, Rydze, Chełmnie, Mińsku, Stutthofie, Terezinie, Treblince i Majdanku. Tak mało informacji, a tak bardzo skomplikowane i tragiczne losy, co pokazuje przykład Klary Jakobi (z domu Blumenfeld), która zginęła w Sobiborze, ale jej nazwisko pojawia się również w spisie zamężnych holenderskich kobiet. Poślubiła Holendra? Nie, dopiero dalsze poszukiwanie naprowadza na trop, że w Holandii znajdował się obóz przejściowy, nazywany zresztą ” bramą do piekieł”.
Stosunkowo najwięcej możemy dowiedzieć się o rodzinie Rosenbergów. Zajmowali się prowadzeniem sklepu z odzieżą i mieszkali przy ulicy Gdańskiej.

Rysunek z dzieciństwa – sklep – autor Hans Joachim Rosenberg (Joe Rose) – 1938 rok
Ojciec, Willy, był szanowanym członkiem społeczności i radnym miejskim. Matka, Ella, zajmowała się prowadzeniem interesu i domu. Mieli dwoje dzieci, Ewę i Hansa Joachima. Wszyscy, oprócz tego ostatniego, zginęli w Auschwitz. Hans znalazł się w dwóch innych obozach, ale udało mu się razem z żoną dostać do Anglii. Ostatecznie wyemigrował do Australii, został cenionym malarzem i przybrał pseudonim Joe Rose.

Joe Rose – symbole miłości – 1978 rok
To dzięki jego wspomnieniom możemy dowiedzieć się czegoś więcej o żydowskich mieszkańcach miasta, w którym spędził dzieciństwo. Imię i nazwisko (po mężu) jego siostry znalazłam w bazie. Ewa Koop zginęła w Auschwitz w 1943 roku, więc relacja jej brata jest wiarygodna. Podobno Ewa była ciężarna. Matkę artysty gestapo zabrało z domu w roboczym stroju, a ojciec, który był wtedy nieobecny, zgłosił się sam i prosił, by pozwolono mu jechać z żoną.
Jak żyła ta rodzina zanim rozpętało się piekło?
Nie byli zbyt religijni, choć ojciec prowadzał raz w tygodniu syna do synagogi. Joe uczęszczał do szkoły razem z niemieckimi dziećmi i był jednym
z lepszych uczniów. Rodzina była dobrze sytuowana, skoro stać ją było na guwernantkę, która pilnowała edukacji i dyscypliny dzieci. Joe jej nienawidził, bo była bardzo surowa i wprowadzała w ich życie „pruski dryl”. Pewnego dnia w akcie zemsty wrzucił jej do łóżka węgorza, licząc na to, że kobieta przestraszy się i odejdzie. Potem próbował wydać ją za mąż za nauczyciela matematyki, który był starym kawalerem. Poza tym, Joe lubił wałęsać się po lasach, bawić z dwójką przyjaciół ze szkoły, ganiać za zającami i łowić ryby. Zwyczajny dzieciak.
Jego ojciec, Willy, przyjaźnił się z innym żydowskim kupcem – Georgiem Rubensonem, który był zadziornym flirciarzem i utracjuszem. Miał żonę, którą była piękna pianistka, znosząca liczne zdrady męża w milczeniu. Z powodu długów Georg zbankrutował i przeniósł się z Dobiegniewa do Królewca. Kiedy przyszło po niego gestapo, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie.
Willy Rosenberg lubił piwo, grę w skata i piłkę nożną. Należał do miejscowego towarzystwa strzeleckiego i zdarzało się, że wracał na chwiejnych nogach, ramię w ramię z niemieckimi kolegami, z którymi świętował coroczny wybór króla strzelców.
Ze wspomnień artysty, oprócz tych postaci, wyłania się jeszcze postać starszego mężczyzny, rabina Pionkowskiego. Zmarł w 1935 roku, a więc przed podpaleniem dobiegniewskiej synagogi, którą przez wiele lat się opiekował. Jeśli prawdą są informacje, które znalazłam na temat jego rodziny, to wdowa po nim znalazła się w Terezinie i tam umarła. Syna rabina, Juliusa, wraz z żoną deportowano do getta lubelskiego, gdzie oboje zginęli.
A jak się zaczęło? Delikatne sygnały, np. swastyka noszona w klapie marynarki przez nauczyciela w szkole. Pomalowanie wszystkich żydowskich sklepów i warsztatów w noc poprzedzającą wybory powszechne w 1933 roku, kiedy to naziści objęli władzę. Uznano to za głupi i niesmaczny żart, chociaż cały kolejny dzień pokojówki albo pracownice starały się zmyć zabrudzenia. W tamtym czasie nikt nie wyobrażał sobie jednak, że będzie jeszcze gorzej…
Prawdopodobnie pierwsza deportacja z Woldenberga, połączona również z przejęciem majątków na rzecz państwa, miała miejsce 21 lutego 1940 roku. Było to szeroko zakrojone działanie, bo aresztowano i deportowano wtedy wielu pomorskich Żydów, m.in., z Drezdenka, Trzcianki, Złotowa itd. Po prostu, gubernator uznał, że jego prowincja będzie pierwszą „judenfrei”.
I tak, w ciągu kolejnych trzech lat większość byłych żydowskich mieszkańców Woldenberga zginęła, nie pozostawiając po sobie niemal żadnych pamiątek kultury materialnej. Podczas nocy kryształowej ( 9-10 listopada 1938 roku) spłonęła synagoga, nie istnieje również kirkut (cmentarz żydowski). Obok przejazdu kolejowego popada w ruinę budynek z okulusem ozdobionym gwiazdą Dawida. Nad jednym z jezior razem z gruzem leżą macewy (żydowska stela nagrobna, najczęściej w formie pionowo ustawionej, prostokątnej płyty kamiennej lub drewnianej).

Macewy – żydowskie płyty nagrobne ( znalezione nad jeziorem – koło miejscowość Derkacze- gmina Dobiegniew) – autor zdjęć – Sylwia Szachowicz
Być może ktoś posiada w szafie przedwojenny wieszak sygnowany nazwiskiem Rosenbergów ? Ale poza obrazami Joego, gdzieś tam, daleko w świecie ( w uznanych galeriach ) to wszystko… , może nie – Poszukajcie w swoich szafach …
A zaczyna się zawsze tak samo, niby nic się nie dzieje. Jak ironicznie stwierdził Marek Edelman ( 1919 lub 1922 – 2009 – jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim – polityk polski i działacz społeczny – wybitny kardiolog – kawaler Orderu Orła Białego) : „To tylko starego Żyda wsadzają na beczkę”.
Ale co ja tam wiem, ja tylko składam puzzle ze strzępów informacji i obcych wspomnień. Chociaż, nie- jednego jestem pewna – idea getta nadal ma się świetnie, bo jako gatunek, my, ludzkość, cierpimy na zbiorową amnezję.
Pytanie? – dlaczego tak się dzieje na tym dziwnym świecie… Dlaczego ?
Sylwia Szachowicz

mgr filologii polskiej – absolwent UMK w Toruniu. Podyplomowo – bibliotekoznawstwo. Od wielu lat pracuje jako nauczycielka języka polskiego w Gminnym Zespole Szkół w Dobiegniewie, gdzie pełni też funkcję wicedyrektora.
Źródła:
Baza Danych Ofiar I Ocalałych Holocaustu
Wspieraj nas na Patronite!
Wspieraj IdeałZeZgrzytem.pl i umożliw nam tworzenie coraz lepszych treści!
Również krótkie wspomnienie z czasów II.Wojny Światowej z opowiadań mojego zm.Taty,który doznał sporo krzywd ze strony Niemców.
Mój kochany sp.Tata żył tylko 67 lat , zmarł po ciężkiej chorobie raka jelita grubego(ur.1921- zm.1988). Kiedy żył ja z braćmi zainteresowaliśmy się,ze Tatuś ma na lewym przedramieniu wytatuowany numer. Dopytywalismy się, co to znaczy. Okazalo się,że nasz Tatuś w 1939 r. mając 18 lat wracał z kościoła sw.Marcina w Poznaniu ze swoją Mamą i 8-letnią siostrą. Podjechała ciężarówka i na oczach mojej sp.babci i małej siostry Taty , wciągnęli Go jacyś ludzie w mundurach do ciężarówki,gdzie przebywalo już dużo młodych chłopców. Jechali długo ciężarówką, w nocy z ciężarówki wepchnęli wszystkich do pociągu i po kilku godzinach w nocy dotarli do Obozu w Oświęcimiu. Tatuś opowiadał,jak wszyscy więźniowie mieszkali w barakach,na drewnianych pryczach po kilka osób. Wczesnie rano wstawali na Apel. Kiedy w nocy, któryś ze współwięźniów zmarł, musieli zmarłego wynieść na Apel. Dostawał do jedzenia tylko suchy chleb, wodę, resztki jedzenia, którymi dzielili się wszyscy współwięźniowie. Zimą w mrozie w pasiastych ubraniach i często boso byli wyganianie do różnych ciezkich prac na terenie Obozu. Tatuś za dużo nam nie opowiadał, ponieważ byliśmy dziećmi w wieku Szkoly Podstawowej. Kiedy opowiadał,wspomnienia wywoływały ból i cierpienie na twarzy Tatusia. Miewal nocne koszmary,problemy ze snem.
Tatusiowi udało się przeżyć obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, był skrajnie wychudzony, osłabiony. W czasie pobytu Tatusia w Oświęcimiu zmarła Jego Mama, lecz listy nie dochodziły do więźniów. O śmierci swojej ukochanej Mamy nasz Tatuś dowiedział się po powrocie do Poznania.
Córka Ela.
Elu – Piękny, wstrząsający, wzruszający komentarz – Dziękuję bardzo .
Robert