Zastanawiam się czy ktoś opisał wejście w jesień swojego życia z równą obserwacją i rejestracją otaczających nas czasów. Zachować optymizm, dystans i szukać prawdy dalej bez okłamywania się, że się starzejemy, że nadeszła jesień życia. Mamy listopad , ale też dla wielu z nas nadeszła jesień życia, która każdego czeka – bez wyjątku. Uczymy się od innych, mądrych, rozsądnych ponieważ to jest właściwe wyjście. Zapraszam na jedyny w swoim rodzaju tekst dr Roberta Wójcika, a ja dołączam swoja ilustrację – Mierzęcin, z którym autor artykułu związał dziesięć lat swojego życia – Marzanna Leszczyńska
Naciśniecie czerwonego prostokąta z czerwoną strzałką na obrazie poniżej uruchomi krótki film z muzyką.
Koniec lutego tego roku – „pożegnanie” . Jest piąta nad ranem – dziś już ostatni dzień – nazajutrz nie muszę iść do pracy – pozostało rozstanie. Dziwne – ale się nie denerwowałem. Byłem bardzo spokojny – nic mnie nie wzruszało – szkoda mi tylko było samochodu służbowego ( zawsze je miałem…) Tak – jakieś to wszystko było – bez emocji, owszem były przemowy. Mało ludzi – i dobrze. Ciasto i kawa, trochę alkoholu – i miłe prezenty – od nielicznej grupy znajomych mi sercu. Inni nie przyszli – no bo i po co. Może mnie nie lubili ? – a może żeby się nie przekonać o tym , że mi zazdroszczą. Chciałem, aby to szybko się skończyło – to rozstanie. Szału nie było – nie liczyłem na to – bo to ostatnie rozstanie z pracą – która nie była moją pasją. Swoje serce zostawiłem gdzie indziej… W ciągu przeżytych lat zbierałem różne doświadczenia, gromadziłem wspomnienia i emocje. Nikt z nas nie jest wolny od złych doświadczeń, a były takie – ale jest też tak, że każdego spotykają także chwile dobre i piękne. Były i te i tamte. Boże – ile bym zrobił rzeczy inaczej ? – to jest ciągłe pytanie, które dziś w ten jesienny poranek gdzieś tam błąka się w moich myślach.
Czy jak emeryt – jest mi lepiej ? Nie wiem ? Wiem, że to, jak będę się starzeć, w dużej mierze zależeć będzie ode mnie i nie mamy tu na myśli np. czynnego wypoczynku na świeżym powietrzu czy odpowiedniej diety lub innych form zdrowego stylu życia. Tego chyba mam dużo. Wstaję o szóstej rano i idę na spacery z moimi czworonożnymi członkami rodziny – pieskami – mam ich czwórkę ( czasami piątkę). Wieczorem , a czasami w dzień – powtórka. To dobre ponad dwie godziny aktywnego spaceru. Do tego dochodzą schody – dokładnie 22 stopnie. Są też pewne słabości – każdy je ma. Na tych spacerach towarzyszy mi przysłowiowy „papierosek”. Ale jestem pewien, że kolosalne znaczenie ma psychika i umiejętność radzenia sobie ze stresem. Staram sobie uświadomić siłę pozytywnego myślenia na sposób radzenia sobie z nadmiarem czasu. Nie jest to łatwe i mam z tym kłopot. Czuję, że nadszedł czas wspomnień – w zasadzie ich kumulacja. Chyba miałem, za bardzo intensywny tryb życia. Muszę zaakceptować starość – taką jaka jest … To trudne.
Zastanawiam się skąd powiedzenie „jesień życia”? I dlaczego po tej jesieni nie ma zimy? No jest – ona zawita prędzej czy później, gdy w pędzie codzienności zatrzymam się jeden czy dwa metry pod ziemią.
Mowa polska zna wiele eufemizmów, których używa się po to, by nie wspominać o starości. „Jesień życia” to pikuś. Mówi się też o „złotym wieku”. Nie wiem czemu. Do stawek emerytur to na bank się nie odnosi.
Mam też wrażenie, że jakby ostatnio ludzie rzadziej „umierali”. Częściej się mówi: kończą bieg życia, odchodzą do Pana, finiszują ziemską wędrówkę, przekraczają próg wieczności itd. Takie eufemizmy i synonimy, które są chyba miąższem literatury – coraz bardziej są słyszalne w mediach. Spoko. Mi pasuje. I będzie pasowało, dopóki przez to nie przegapię swojego własnego „przemijania”.
„Trzeci wiek” może i brzmi romantycznie, ale może też być wymówką dla braku produktywności ludzi starszych w porównaniu do tych na etacie. Prędzej przemawia do mnie określenie „zmierzch życia” – tyle, że podobnie jak o starości, nikt o nim nie wspomina. Znam jeszcze inne, wyszukane określenie: „wiek matuzalowy”. Odczytuję je jak pobożne życzenie, biorąc pod uwagę fakt, że rzeczony biblijny Matuzel miał żyć 969 lat. Nie .., nie chcę tak długo żyć.
Moje przemyślenia o „Starości” :
Starość – z jednej strony wydaje się być pojęciem neutralnym, opisującym określoną fazę życia, z drugiej natomiast — stanowi ono jakieś dziwne tabu – chyba językowe. Innymi słowy starość nie jest traktowana — również przez badaczy tego zagadnienia — jako naturalna faza życia (jak np. młodość), o której możemy swobodnie mówić czy pisać, ale jako faza życia obciążona ciężarem symbolicznym – faza, o której trzeba mówić delikatnie, ważąc słowa, tak aby nikogo nie urazić. Można bez przeszkód mówić o kimś, że jest człowiekiem młodym, trudniej — że jest człowiekiem starym. Starość wydaje się być traktowana jak wstydliwa choroba bądź inna przypadłość. Warto przy tym zauważyć, że pojęcie „stary” może odnosić się zarówno do wieku, jak i do np. zażyłości („stary kumpel”) i wtedy nie tylko nie stanowi tabu, ale budzi bardzo pozytywne skojarzenia. W tym miejscu pragnę postawić pytanie o to, czy sam fakt tabuizacji starości nie przyczynia się w rezultacie do jej faktycznego stygmatyzowania? Może tak , a może nie. Ale mam wrażenie, że obecnie także mamy do czynienia z ambiwalencją starości. Z jednej więc strony sięgamy po pozytywne pojęcia kojarzone ze starością, takie jak np. „senior”, czy „nestor”. Określenie „babcine” kojarzy się bardzo rodzinnie i ciepło. Starość kojarzona jest z mądrością (co np. bywa symbolizowane przez siwy włos), dojrzałością, dostojnością, szlachetnością, doświadczeniem, autorytetem, szacunkiem. W wielu kulturach decydującą rolę pełni tzw. starszyzna, która też cieszy się największym szacunkiem pozostałych członków społeczności. Osoba starsza pierwsza podaje rękę na przywitanie, jako pierwsza zabiera głos w grupie. Przecież pierwsze obrady w polskim parlamencie po wyborach prowadzi marszałek senior, będący najstarszym posłem lub senatorem. I wreszcie, Pana Boga symbolicznie przedstawia się niekiedy jako dobrego i mądrego starca z siwą brodą (abstrahuję w tym momencie od trafności wspomnianej metafory starca, która może się przyczyniać do bardzo uproszczonego postrzegania Boga i religii). Wśród innych norm kulturowych warto wymienić też to, że osoba starsza często może pozwolić sobie na zachowania, które w przypadku młodego człowieka natychmiast zostałyby napiętnowane, np. na przekraczanie tabu, dosadne oceny czy nawet obrażanie, czy lekceważące wypowiadanie się o innych. Z jednej więc strony starość sprzyja odwadze wyrażania sądów i stanowczości, z drugiej natomiast — powoduje, że w przestrzeni publicznej tolerowane mogą być zachowania powszechnie uznawane za niestosowne, tylko dlatego, że zachowały się tak osoby stare. Obraz starości ma jednak też drugą stronę. Wystarczy przywołać liczne określenia lekceważące, a wręcz obraźliwe dla osób starszych, takie jak np. „staruch”, „starucha”, „stara baba”, „stary dziad”, „stary piernik”, „stary zgred”, „tetryk”, „stary pryk”, „grzyb”, „zgrzybiały” itp. Wydaje się przy tym, że tych negatywnych określeń jest w języku więcej niż tych pozytywnych. Starość kojarzona jest z niedołężnością, dziecinnieniem, naiwnością, nieporadnością, demencją, bezproduktywnością, narzekaniem, gderaniem, zrzędzeniem, zacofaniem. Starość kojarzy się także z lękiem, obawami przed chorobą, cierpieniem, samotnością, czy wreszcie śmiercią. Trudy związane ze starością powodują, że popularnością cieszą się takie powiedzenia, jak to, że „starość się Panu Bogu nie udała” czy „starość nie radość”. Coraz szybszy postęp techniczny, informatyzacja i cyfryzacja wielu dziedzin życia powodują, że osobom starym coraz trudniej jest odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości. Można powiedzieć, że postęp ten pozbawia ludzi starych — w pewnym zakresie — wiodących ról społecznych – elementów prestiżu społecznego. Nieumiejętność posługiwania się przedmiotami teraz już codziennego użytku, na przykład telefonami komórkowymi, bankomatami, komputerami czy aparatami cyfrowymi, powoduje, że seniorzy czują się obco we współczesnym świecie. Postęp techniczny i dominacja techniki w coraz liczniejszych dziedzinach życia sprawiają, że osoby starsze często tracą możliwość służenia swoim doświadczeniem i autorytetem w codziennych sytuacjach.
Mam wrażenie – jako osoba starsza , że w coraz większym stopniu promuje się bezmyślność i banał. Wyśmiewane są takie najważniejsze wartości, jak model rodziny oparty na nierozerwalnym związku małżonków, na szacunku dzieci wobec rodziców i starszych. Mass media unikają tematów związanych ze śmiercią, kalectwem i starością, co także nie pozostaje bez wpływu na postrzeganie osób starych. Według mnie na stosunek do osób starszych wpływać może także pozycja współczesnej szkoły, a szczególnie autorytet nauczyciela. Współczesne prądy pedagogiczne i psychologiczne, ideologia „relacji partnerskich między uczniem a nauczycielem” czy tzw. „przyjaznej szkoły” w praktyce prowadzą do realnego upadku tego autorytetu. To m.in. w szkole człowiek socjalizowany jest do normy szacunku wobec osoby starszej, jako bardziej doświadczonej i wzorce tu nabyte później mogą przekładać się na zgeneralizowany szacunek do osób starych bądź jego braku. Jest zauważalna presja, polegająca na tym, że ludzi starych ocenia się tym lepiej, im więcej zachowują cech młodości. Stan taki może powodować, że ludzie starsi zmuszani są do „maskarad”, mających na celu ukrycie fizycznych aspektów starości. To jakaś nieczysta gra – która się nazywa „niepoddawanie się starości”. Jej trzeba się poddać . To nie nieuniknione – i wiem o tym .
Mam też takie wrażenie, że „wczorajsze” nasze normy kulturowe dotyczące starzenia się, były inne dla kobiet i inne dla mężczyzn. Wzorzec ten wydawał się uprzywilejowywać mężczyzn, którzy wraz z wiekiem mieli „mężnieć, dojrzewać i dostojnieć”, w przeciwieństwie do kobiet, które miały „po prostu się starzeć”. Fajnie , że to się zmieniło.
Chcę wszystkim pracodawcom głośno powiedzieć – Obecnie człowiek w wieku np. 62 lat ( kobiety ) czy 65 lat ( mężczyźni) może być wciąż aktywny zawodowo, realizujący swoją karierę i swoje pasje, mający ogromne doświadczenie i wygląda na bardziej energicznego niż 62-latka czy 65-latek w przeszłości, a pojęcie starości – „starej baby” czy „starego dziada” wydaje się w odniesieniu do nich – absolutnie nieadekwatne.
No i na koniec ostatnie – bardzo mnie boli – lekceważenie starości lub ludzi starych przez polityków. Na uwagę zasługuje tu wypowiedź pewnej posłanki sejmowej, która publicznie stwierdziła, że w domu spokojnej starości „każdy kwalifikuje się na operacje biodra. Tylko jaki jest sens wykonywania takiej operacji u 85-latka (latki), który(a) nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje? , dodając, że ludzie starsi są „przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki”. Bez komentarza.
Starość – to z jednej strony doświadczenie i mądrość, domagająca się szacunku, z drugiej strony — nienadążanie za upływającym czasem i nieporadność, która niekiedy powoduje chęć pomocy, a innym razem — mniejsze bądź większe lekceważenie. Ponadto starość to także okres życia wzbudzający lęk. Ja się jej boję.
Starości nie jest okazją do żartowania ( nie można jej traktować lekko), jednocześnie chętnie przemilczając problemy z nią związane. Starość, która kojarzy się z opowieściami babci o starych dziejach i dobrą radą, jak i ta, która wiąże się z chorobą Alzheimera, niepoznawaniem własnych dzieci i niemożnością samodzielnego wykonania podstawowych czynności życiowych. Starość bowiem to pewien etap życia człowieka ( końcowy) , który ma głęboki sens moralny, społeczny czy religijny — oznacza dążenie do życia w świecie iluzji…
Być może więc tak usilnie broniąc się przed starością, sami przyczyniamy się do tego, żeby była ona trudniejsza, niż jest w rzeczywistości. Nie myślę źle o starości, bo wiem, że starzenie się jest, jak wszyscy wiemy, zmianą nieuchronną. Jest niezależna od nas. Tajemnica, która onieśmiela i niepokoi.
Przez wiele lat seniorzy ( starzy ludzie) przyzwyczajeni byli do życia w pędzie: praca, dom, dzieci. Ogrom ludzi dookoła. Kiedy zderzają się z murem, że przyszedł czas emerytury nie potrafią tego życia zorganizować. Przestają żyć, bo nie widzą potrzeby. Zaczynają jedynie tkwić w życiu. Apatyczni, smutni, w pojedynkę, często nieszczęśliwi. Czy musi tak być? Głęboki oddech, głowa do słońca jesiennego, uśmiech na twarz – i… ruszaj! Żyj tak, jakby przed tobą była jeszcze co najmniej stówa. Potraktuj Jesień Życia za nowy etap/początek otwierający nowe możliwości samorealizacji. To nie jest łatwe, ale możliwe. Zwłaszcza ze wsparciem bliskich lub przychylnych osób. Za to im dziękuję.
Wpadam codziennie do mojej 95 letniej mamy. Kocham jej uśmiech i minę, kiedy mnie widzi. Bardzo – i cieszę się na jej widok. Tata odszedł dwa lata temu…
Słyszę od innych znajomych – starych ludzi – wiesz, że trudno seniorom rozmawiać z własnymi, dorosłymi najczęściej dziećmi, bo to inne pokolenie, inne technologie. Bo o czym mamy rozmawiać? Pewnie zajęci i będę przeszkadzać… To bardzo przykre. Gorsze jest jednak to, że oni słyszą od bliskich w słuchawce „dziś nie mam czasu…, teraz nie mogę, pracuję… „.
Myślę o tym i nie chcę usłyszeć takich słów od swoich dzieci na starość, a WY – drodzy czytelnicy ? Czułbym się samotnie, niepotrzebny . Dzieci biorą z nas przykład. Na pewno tego chcemy ich uczyć? Ja często powtarzam moim dzieciom ( już dorosłym) by:
INNYCH TRAKTOWALI TAK, JAK ONI BY CHCIELI BYĆ TRAKTOWANI.
Może to dobry czas na spędzenie czasu z tymi, którzy jeszcze z nami są i powiedzeniu im – KOCHAM CIĘ, zjedzenie wspólnego posiłku, by nie było za późno, bo zostanie nam tylko znicz i wiązanka na pomniku…
Robert Wójcik

Czytelniku!
Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.
” Przeczytałam głośno (mąż obok) przemyślenia pana Roberta Wójcika na temat „jesieni życia” jako mocno już zgrillowani emeryci. Piękne, wzruszające, podnoszące psychicznie i fizycznie .. tekst. To wszystko jest trudne, walnę tu jeszcze jeden eufemizm emeryta / starość- margines życia”. Boję się nieporadności, stygmatyzacji, chorób więc…jedźmy do Rewala…A co mają powiedzieć pokrewni nam wiekiem, którzy mają wielkie G..w portfelu” – Krystyna Lasek z Wadowic
To paradoks, jesteśmy biologiczni i tym prawom podlegamy, a jednocześnie z biologiczności wybieramy elementy, które są przyjemne. Staramy się wyprzeć i wymazać starzenie się i śmierć, które są konsekwencją narodzin. Do tych momentów warto przygotowywać się przez całe życie. Nagła starość, czy nagła śmierć, nigdy nas nie zaskoczy, jeśli potraktujemy je w sposób naturalny.
Doskonała refleksja Roberta Wójcika na ten temat, gorąco polecam!
” Starość to temat mi bliski. Mam 70 lat, od dwóch jestem na emeryturze. Mam bardzo różne dni. Jedne wesołe i słoneczne, a inne są takie, że wpadam w jakieś dziury, z których się z trudem wygrzebuję. Zgadzam się z pańskimi przemyśleniami. Pozdrawiam z Mrzeżyna” – Piotr
” Dobrze napisane. Jak na razie rzadko otoczenie daje mi do zrozumienia, że jestem już poza. Raczej mój organizm daje sygnały, że nie wszystko jest już dla mnie. Temat na dłuższe wynurzenia, ale fajnie, że poruszony. Ja mam takie założenie oczywiście jeśli pracodawca będzie chciał oraz mój organizm popracować do 70 „- Michał