Sylwester po egipsku

Oprócz wrażeń ze spędzonego Sylwestra – inaczej niż w Polsce- jest tu poruszanych dużo kwestii, spraw, do których podeszłam z humorem i dystansem. Nie polewaliśmy się tam szampanem tak jak w Zakopanem ( jak w słynnej piosence znanej z Sylwestra Marzeń) i dlatego być może Egipt jest tańszy niż Zakopane…..Oczywiście żaden to heroizm z mojej strony wyjechać tam i spędzić tydzień, nawet w tych niespokojnych czasach. Zapraszam na muzykę, taniec i zdjęcia z atrakcyjnego miejsca jakim jest El Gouna. Jest też niespodzianka czyli podróż w przeszłość do wspomnień, wyobrażeń o Egipcie 8-letniego chłopca, którą przygotował w drugiej części dr Robert Wójcik. Właściwie jest to dłuższy komentarz pierwszego czytelnika tego artykułu. Dwie podróże w to samo miejsce, ale jakże różne.

Marzanna Leszczyńska

Wylatywanie z Polski na Sylwester 31 grudnia do Egiptu jest z pewnością szalonym pomysłem. Twierdzę to dziś z całą pewnością, a już planowanie takiego terminu z premedytacją, aby podkręcić wrażenia i emocje
 jest dużą nieroztropnością. Po pierwsze – emocji i wrażeń jest i bez takich planów wystarczająco dużo. W moim przypadku termin taki uparł się wypaść sam, mimo , że celowaliśmy w inny termin i dużo wcześniej. Szkoda wspominać porażkę, pech – koniec. Po drugie Sylwester to wyjątkowy czas, każdy chce go przeżyć wyjątkowo, spokojnie, a tymczasem podróżując w tym dniu można gdzieś utkwić i to w nieciekawym miejscu. Samolot, w którym już siedzieliśmy okazał się mieć awarię jednego z systemów, którego nie dało się naprawić. Przygotowanie następnego i przesiadka spowodowała 3-godzinną ”obsuwę”, a przede wszystkim zmąciła mój spokój i brak stresu związanego z lotem, który tym razem mi wyjątkowo nie towarzyszył. Błogi spokój ulotnił się błyskawicznie, za to napięcie wróciło. Siedząca za mną 8-letnia Lucynka, która podróżowała ze swoim tatusiem- pilotem, rozbrajająco – co tu dużo mówić – niepokoiła: „ Tato, a miałeś kiedyś takie coś, że samolot Ci się nagle..na przykład…zaplątał?”. Cztery godziny lotu ją nudziły, więc jak się skończyły m&m-ki to musiała sobie pochodzić, a nawet poskakać po samolocie. Jej tatuś na szczęście zgasił te harce, mówiąc, że zaraz zrobi dziurę w podłodze samolotu jak tak będzie skakała i wtedy to wszystko się na pewno zaplącze. W ogóle to ludzie mają chyba – stwierdzam-nerwy jak ze stali.
Siedzący obok mnie gość czytał książkę o katastrofach lotniczych i nawet próbował się ze mną dzielić jej treścią jak to pewien pilot dzięki temu, że poinformował pasażerów, że sytuacja jest krytyczna, zaufał podpowiedziom i w ten sposób ocalił 2/3 załogi, a mógł przecież nie ocalić nikogo (tylko 1/3 się spaliła). .Bardzo pocieszające. Reszty szczegółów już nie chciałam poznawać. I śmiesznie i straszno. Ludziom to się wydaje, że ich nic nie dotyczy, a tylko innych…

Nigdy wcześniej nie widziałam z okna samolotu w czasie lotu takiej ilości mijanych samolotów. Co nie spojrzałam w okno, to coś leciało w zasięgu wzroku. Pozostawiały za sobą białe smugi, które szybko znikały bez śladu, były jak warkocze, których sploty się rozluźniały i znikały jak marzenia o długich pięknych włosach u tych, którym nigdy nie wyrosną. Nie wiem, czy to już normalność, że jest takie zagęszczenie w ruchu powietrznym, czy też to właśnie ten szczególny dzień 31 grudnia taki jest, że nagle tylu ludzi pragnie jeszcze w ostatniej chwili roku gdzieś zdążyć, z kimś się spotkać, a może gdzieś uciec albo przed kimś, a może z kimś…

El Gouna zwana egipską Wenecją będąca własnością najbogatszego Egipcjanina zachwyciła swoją urodą i egzotyką. Jak mawiają kite-surferzy, którzy tutaj mają raj do nauki tego sportu ( płytko, wiatr do lądu, ciepła woda) El Gouna jest wyjątkowa w Egipcie, stanowi „Egipt w Egipcie” a i cały Egipt różni się od innych krajów arabskich.

Letnia aura dla nas Polaków przyzwyczajonych do zimowych krajobrazów na przełomie roku starego z nowym – mimo tego, że spodziewamy się jak będzie – jest po prostu dziwna. Ciągle towarzyszyło mi wrażenie, że coś jest nie tak, mimo świątecznego wystroju i nastroju muzycznego. To takie bezustanne pomieszanie wakacji z feriami zimowymi.

Hotel zadziwił świąteczno – sylwestrowym wystrojem – muszę przyznać- wyjątkowo gustownym i nie przesadzonym. Można by się było spodziewać palm przystrojonych światełkami czy bombkami, otóż nic z tych rzeczy. Palmy są nie tykane, tak jakby ktoś chciał oznajmić: „To nie nasza tradycja, ale to co robimy to robimy dla Was szanując Was”. W Egipcie stawiane są choinki w tym czasie, tutaj one naturalnie nie rosną. W naszym hotelu stało coś na podobieństwo wieszaka czyli kij z paroma skrzyżowanymi deseczkami w dużych odstępach od siebie, a na tych deseczkach przyklejone było zielone coś udające igły. Na tym wieszaku rzadko rozwieszono bombki. Choinka skromna ale za to pod choinką leżały ogromne pluszowe renifery i czerwone gwiazdy betlejemskie. To raczej była artystyczna i oryginalna wizja drzewka świątecznego, bo poza naszym hotelem i na ulicach El Gouny było mnóstwo takich, które są bardzo podobne do tych u nas w Polsce. Za to główną dekoracją w holu hotelu był postawiony na środku potężny domek jak z czekolady taki jak z bajki „O Jasiu i Małgosi”. Stały też duże czekoladowe Mikołaje, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to inspiracja posągami z Luxoru. Generalnie to świeckie, świąteczne dekoracje. Z sufitu zwisała potężna siatka z tysiącami balonów i czekała na północ, bo właśnie wtedy zostały spuszczone, a dzieci, których było dużo miały zabawę w ich przebijaniu. I to były jedyne wybuchy i fajerwerki tego wyjątkowego Wieczoru Sylwestrowego. Wszystkie psy i zwierzęta nie miały stresu. Muszę przyznać, że moda na zwierzęta tak rozpanoszona w Polsce tutaj nie istnieje. W naszym hotelu nie było żadnych zwierząt, tak samo w mieście rzadko widuje się psy, nie ma też po nich żadnych śladów. Przy stolikach siedzą „dziecka” ,a nie „psiecka”. Czasem w mieście trafi się jakiś kot. Do mnie się nawet jeden przykleił, kiedy to w marinie popijałam sobie kawę przy stoliku, usiadł na moim krześle i ogrzewał mi plecy. Był rudy, leniwy, ale widać oswojony i zadbany. Przyjemnymi dekoracjami są na plaży układane z płatków kwiatów, czy kamyczków hasła typu: Happy New Year 2024, bo jest to czas , w którym dookoła ośrodka i domków hotelowych kwitnie mnóstwo cudownych i niesamowicie kolorowych, bajecznych kwiatów. Nie potrafię ich nazwać, ale cały ośrodek przypomina rajską wyspę , a znane mi kwiatki w Polsce jako barwinek tutaj są 3-krotnie większe.


7 stycznia zaczynają się w Egipcie Święta Bożego Narodzenia dla Koptów bardzo licznie zamieszkujących Egipt i tolerowanych w tym kraju. Obok meczetu stawiano tu kościół. Koptowie to liczna wspólnota
chrześcijańska w Egipcie, której historia sięga aż Św. Marka, który zaniósł Dobrą Nowinę do ziemi egipskiej. Na terenie Egiptu żyli też Św. Klemens Aleksandryjski i Orygenes. Już w ii wieku po Chrystusie przypisywano w języku koptyjskim Ewangelię wg. Św. Jana. Stolica Egiptu Aleksandria miała w IV wieku swojego arcybiskupa i konkurowała z Konstantynopolem o drugie miejsce w kościele. Tradycją Koptów jest, że na nadgarstku mają wytatuowany niewielki znak krzyża. To symbol przynależności do Chrystusa i wierności swojemu Panu.

Nasz hotel rzeczywiście ożywił się w tym dniu świątecznie i na śniadaniu przywitał wszystkich melodiami po europejsku. W tym dniu ruch turystyczny zamiera, bo Koptowie świętują i mają wigilię. Ceny usług turystycznych rosną w tym czasie i nie są już tak dostępne rejsy łódkami, wycieczki. Za to El Gouna błyszczy dekoracjami, sztucznymi choinkami, ale do złudzenia przypominającymi żywe jodły i świerki posypane
białym nalotem, ustrojone szyszkami, na ulicach są przepiękne zielone tunele przystrojone bombkami, neonowe gwiazdki zawieszone na lampach – jest bardzo strojnie. Koptowie i muzułmanie żyją w Egipcie w zgodzie i tolerancji – tak powiedział nasz przewodnik.

Nowy Rok zaczyna się tutaj godzinę wcześniej niż w Polsce. O północy zgasło światło na krótki czas składania sobie życzeń z lampką szampana lub wina.

Jedzenie w postaci szwedzkiego stołu w jadalni głównej w ten wieczór było przepyszne, różnorodne, przepięknie udekorowane, wyjątkowe i odróżniające się od pozostałych dni pobytu w hotelu, które i tak na co dzień jest imponujące. Wszyscy mówią o „zemście Faraona”, która ponoć często dosięga wczasowiczów w Egipcie. Mnie ona nie dosięgła. Może dlatego, że nie przesadzałam z jedzeniem, poza tym jest w czym wybierać. Stoły ze słodyczami i chlebem omijałam szerokim łukiem. Należę do osób, które urlop, na którym przytyłam uważam za stracony. Na prawdę można nie głodować, a schudnąć, bo możliwości komponowania posiłków są wszelakie. A po tygodniu pobytu zrobiło się luźniej w ubraniach. W tym hotelu „lipy” nie było, żadnych zatruć. Na pewno warto przetestować kuchnię orientalną , która również tutaj była do wyboru. Warto nie tylko spróbować rzeczy, które nie jestem w stanie zgadnąć jak zostały przygotowane, jakie mają składniki, przyprawy, a które są pyszne, inne od nam znanych, ale sposób serwowania jest ciekawy – te naczynia, podgrzewacze jak piecyki (arcydzieła wykonania), podawane przez kelnerów w strojach regionalnych i o niezwykłej kulturze osobistej i życzliwości.
Kelnerzy w Sylwestra ubrani byli w świecące kamizelki, łatwo ich było zobaczyć. Oryginalny był też popis jak z cyrku -akrobaty, który jeździł na jednym kole w świecącym kombinezonie między stolikami, czasem i z pełną tacą.
Każdy gość zastał świecącą czapeczkę na stoliku z różową bibułową lamówką a panowie kapelusik, które można było założyć lub nie.
Czas na oprawę muzyczną.

Muzyka przy, której można było tańczyć przygotowana była na tarasie na zewnątrz. Grał zespół na żywo. Atrakcyjna Egipcjanka śpiewała znane i nieznane piosenki, ale raczej latynoamerykańskie, dużo samby. Za to kompletnie nie usłyszysz tanga, walca i niczego ze standardów. Ludzie rozkręcali się długo. Myślałam nawet, że skończy się na patrzeniu i słuchaniu, ale jednak nie. Zabawa raczej nie w parach, dużo utworów Shakiry, Beonce, Jennifer Lopez. Ludzie tańczyli ładnie, naturalnie, bez wyuczonych figur tanecznych. Można się było wyhasać…
Oczywiście nie zabrakło pokazów. Nie obyło się bez tańca brzucha. Zorganizowano dwa pokazy: jeden w wykonaniu szczupłej pani, wyglądającej jak modelka, w wąskiej spódnicy, druga była „przy kości” ubrana w strój w klimacie ludowym. Zawsze góra stroju stanowi strojny biustonosz. Taniec brzucha jest przede wszystkim ruchem bioder na uderzenie bębna, ale jest to również taniec rozpuszczonych włosów i zachwycający ruch rąk i dłoni. Zawsze z uśmiechem na twarzy, taniec pełen zalotności, kobiecego wdzięku.

Na mnie jednak ogromne, niezapomniane wrażenie zrobił taniec derwisza. Absolutny gwóźdź programu. Oj powraca się myślami do tego występu… Pomyśleć, że mogłabym przegapić tę atrakcję wyjazdu, bo kompletnie się go tutaj nie spodziewałam. To majolikowa figurka wirującego derwisza wypatrzona w sklepie z artystycznymi souvenirami naprowadziła mnie na to, że może gdzieś można zobaczyć na żywo ten taniec. I był pokaz derwisza, w naszym hotelu – imponujący, zapierający dech w piersiach, bardzo egzotyczny a dla nas Polaków prawie nieznany, tajemniczy i bardzo ciekawy. Ten taniec ma swoją opowieść.
Taniec derwiszów jest jak czynienie cudów, bo i derwisze mieli zdolności nadprzyrodzonych mocy. Derwisze byli członkami muzułmańskiego bractwa religijnego o charakterze mistycznym, ascetycznym. Istnieje wiele zgromadzeń derwiszów, którzy wywodzą się od muzułmańskich świętych i nauczycieli, którzy pojawiali się i znikali, a każde zgromadzenie ma swoje unikatowe tradycje, oryginalne stroje, metody inicjacji, akceptacji – niektóre bardzo surowe. Wielu z nich było żebraczymi ascetami ze złożonymi ślubami ubóstwa, aby nauczyć się pokory nie mogli użebranej jałmużny zostawiać dla siebie, ale przekazywali ją biednym. Egipscy derwisze wykonywali zawody, byli rybakami. Taniec derwisza jest jedną z praktyk religijnych i pochodzi z XIII wieku, a jego twórcą był Rumi- mistyk i poeta. Jest to ekstatyczny trans w tańcu za pomocą, którego islamscy zakonnicy łączyli się z Allachem. To ceremonia uwielbienia poprzez, którą następowało porzucenie swoich egoizmów, koncentracja na Bogu, kręcenie ciałem poprzez słuchanie muzyki w powtarzających się kręgach, które są symbolem planet w Układzie Słonecznym krążącym wokół słońca. Jak to trudne przekonaj się sam i spróbuj kręcić się w jednym miejscu, a zobaczysz jak długo jesteś w stanie to robić. Kapelusz z sierści wielbłąda reprezentuje grób, biała spódnica to całun dla „ego” derwisza. Tancerz zdejmując swój czarny płaszcz, odradza się duchowo do prawdy. Taniec polega na obracaniu się wokół własnej osi w jedną stronę i unikaniu zawrotów głowy. Tancerze ćwiczą różne techniki równoważenia oraz metody psychologiczne. Bite są rekordy Guinessa w ilości obrotów w ciągu jednej godziny, w ilości czasu w jakim może się kręcić osoba w jedną stronę, w ilości osób jednocześnie wirujących. Rekord mówi o przekroczeniu czterech godzin… Derwisze byli zwalczani i cudem jest, że zdołali przetrwać do dzisiaj. W 2006 roku UNESCO uznało turecką „Ceremonię Mevlevi Sema” za jedno z arcydzieł ustnego i niematerialnego dziedzictwa ludzkości.
Obrzędy Mevlevi dały początek egipskiej formie zwanej Tanoura. Nazwa odnosi się do barwnej spódnicy noszonej przez wirujacego tancerza, której kolory reprezentują różne zakony. Chociaż tanoura jest kojarzona z sufizmem i tańczona na festiwalach religijnych, to jest również wykonywana przez nie-sufistów – w tym tancerzy spoza świata islamu, jako taniec ludowy lub koncertowy.

Egipt zachwyca bogactwem kultury, innej architektury, rajską roślinnością. Jest jeszcze wiele rzeczy, które mam nadzieję powrócę , zobaczę i przeżyję. Miejmy nadzieje, że niespokojne czasy odpuszczą i pozwolą . Byłam , wróciłam , a więc miałam szczęście.

Mój styczniowy Egipt …..

Autor tekstu Robert Wójcik ( zdj. z 1967 roku)

Muszę przyznać, że bardzo lubię świąteczne historie i szczerze powiedziawszy, nie jest dla mnie istotne czy czytam je zimą, czy latem. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że właśnie w okresie świąteczno-noworocznym i troszkę po nim …. podobają mi się najbardziej. Nie inaczej jest w tej podróży sylwestrowej do Egiptu. Takie opowiadania mają to do siebie, że bywają bardzo przewidywalne, ale chociaż doskonale wiedziałem do czego ostatecznie doprowadzi ich przygoda, szalony pomysł no i podróż,….. w którą wyruszyli Marzanna i Andrzej. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ czułem, że to zrobią w jednej chwili – i zrobili …. Chyba nie ukrywali się gdzieś z boku pomiędzy ludźmi, których spotkali i znają na swojej drodze. Szkoda tylko, ze Oni się nie martwili – że ktoś się o Nich martwi. To ich problem – a może przestroga ?

Dziś opowiem im swoją Egipską historię i podróż. Czy była ona bardziej atrakcyjna niż ich ? Na pewno nie , ale była.

Jaki jest mój Egipt ? Jest taki inny. To nie piramidy i wielbłądy, obecne luksusowe kurorty. Musimy się cofnąć o prawie 60 lat wstecz. Nie wiem czy to kogoś zainteresuje – ale wiem jedno – tak było i to są nie tylko moje wrażenia.

To była końcówka lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku – chyba rok 1967 – miałem wtedy osiem lat. Druga klasa szkoły podstawowej – salka katechetyczna na ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu – było dokładnie 24 chłopców na lekcji religii – godzina 17.00 – Parafia Św. Wawrzyńca. Katechezę prowadził ksiądz Jerzy Maślanka . Dlaczego pamiętam tą liczbę chłopców – bo była odczytywana obecność na salce. Ksiądz Jerzy zawsze to sprawdzał – i na koniec powiedział – „dzisiaj są wszyscy”.

W salce mrok – ale widzimy wszyscy projektor do wyświetlania bajek – na to czekaliśmy – bo to było zapowiadane przez księdza już od dwóch tygodni – tzw. film jak mówiliśmy ( to były tylko obrazy – nie ruchome) o niezwykłym wydarzeniu w Egipcie. Emocje były lepsze niż chyba obecne u zwiedzających turystów podziwiających ten kraj o niezwykle bogatej historii. Było zimno w tej salce – drewniany barak. Byliśmy w kurtkach i czapkach na głowie. Na dworze był potężny mróz. Śniegu …. to mała powiedziane – zaspy jak na Kasprowym Wierchu. Takie kiedyś były zimy.

Dwa okna drewniane skrzydełkowe w tej zimnej salce. Na dworze już ciemno – początek stycznia. No i ten piecyk w rogu salki – tzw. koza – dokładał węgiel czy szczapy drzewa do niego ksiądz Jerzy. Pamiętam i chyba wszyscy moi koledzy – jaki był urok tego miejsca. Te iskierki czerwone i to ciepło , które biło z piecyka w tym pół mroku. Ale dla nas – takim magnesem – był ten projektor do wyświetlania bajek czy innych opowieści. Wszyscy myślami przygotowywaliśmy się do podróży , do tej krainy Faraonów. To były wyjątkowe emocje, które przenosiły nas w ten kraj – mówię o Egipcie.

Seans się zaczął – opowiadał ksiądz Jerzy – miał donośny głos. Te napisy na wyświetlanych obrazach chyba były w języku francuskim. Nasze oczy były wpatrzone w ekran, który był wtedy zwykłą białą ścianą. Było dla nas bajkowo, baśniowo – mimo że skromnie….

Ucieknijmy na chwilę do dzisiejszych dni … z perspektywy czasu, muszę powiedzieć, że ten wieczór styczniowy pozostał mi w pamięci jako jeden z nielicznych, z okresu mojego dzieciństwa. To nie jest tak, że ktoś ma genialną pamięć – wiele, wiele rzeczy zapomnieliśmy – taki jest umysł człowieka, ale są sytuacje, które „odbarwiają” naszą pamięć – ja miałem taką parę dni temu … i ona stała się inspiracją do napisania tej mojej „podróży do Egiptu”. Przypadek ? – nie wiem, ale jakiś znak dla mnie. W pewnym momencie życia każdy człowiek zaczyna się odwracać wstecz…… Odwiedzając moją mamę w moim domu rodzinnym w pierwszych dniach stycznia 2024 roku – właśnie bardzo blisko kościoła Św. Wawrzyńca w Poznaniu spotkałem swojego kolegę z podwórka – Piotra ( ksywka – Piciu) , który też był wtedy na tej salce – gdzie oglądaliśmy ten „nasz film” o Egipcie. Powspominaliśmy sobie trochę tamte czasy – powiedzmy szczerze – czasy głębokiej komuny. Uścisk ramion przy przywitaniu – uścisk ramion przy pożegnaniu… wymiana numerów telefonów. Ale wspólnie stwierdziliśmy – to była piękna podróż do tego naszego Egiptu, którą zainspirował w naszej wyobraźni ksiądz Jerzy Maślanka.

Wróćmy do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Do tej naszej podróży , którą przeżyliśmy w naszej wyobraźni – w tej krainie Faraonów. Nie będę opisywał co mówił nasz katecheta – bo nie pamiętam – pamiętam tylko obrazy – ale sentencja jego opowiadania wyglądała tak….

„……. Pamiętacie na czym zakończyłem ostatnią naszą katechezę – o tym, że opowiem wam – co się wydarzyło setek lat temu , w bardzo dawnych czasach, zwanych starożytnymi. Wybuchł wielki głód i tylko w jednym państwie można było zakupić zboże. Tym państwem był Egipt, którego gospodarką zarządzał Izraelita o imieniu Józef. Józef był prawą ręką faraona, władcy Egiptu. W okresie wielkiego głodu, do Egiptu przeprowadziło się jedenastu braci Józefa ze swoimi rodzinami, jego rodzice i inni jego ziomkowie. Czas biegł, a oni rozrastali się w coraz większy naród. Dobrze pracowali, byli zdolni, silni, mądrzy i Egipcjanie zaczęli się bać, że przyjdzie dzień, w którym Izraelitów będzie w Egipcie więcej niż ich samych, i że wtedy zechcą oni rządzić krajem. Faraon, który miał te same lęki, rozkazał więc czym prędzej uczynić z Izraelitów niewolników i zaprząc ich do najcięższych prac. Izraelici bardzo z tego powodu cierpieli. Pracowali ponad siły, budowali miasta, mieli mało jedzenia, byli źle traktowani przez Egipcjan, ale najgorsze było dopiero przed nimi. Faraon postanowił pewnego dnia, że jeśli w rodzinach Izraelitów będą rodzić się chłopcy, mają być oni zaraz po urodzeniu zabijani. Dziewczynki mogły pozostać przy życiu, bo nie zagrażały Egiptowi. Natomiast chłopcy mogli wyrosnąć na wojowników izraelskich i z czasem zagrozić władzy faraona. Izraelici modlili się do Boga, by pomógł im w ich niedoli, a Pan Bóg ich wysłuchał. Pewnego dnia w pewnej izraelskiej rodzinie przyszedł na świat chłopiec. W myśl rozkazu faraona powinien natychmiast zostać zabity, ale jego odważna mama zdecydowała, że go ocali. Ułożyła go w koszyku z sitowia i razem z córeczką zaniosła na brzeg Nilu. Ułożyła koszyk na wodach rzeki i pozwoliła ponieść swego synka. W tym czasie wzdłuż brzegu Nilu przechadzała się córka faraona, która nie miała dzieci. Zobaczyła koszyk i rozkazała sługom wyciągnąć go z wody. Gdy ujrzała w nim chłopczyka od razu domyśliła się, że to maleńki Izraelita, ale dziecko tak jej się spodobało, że postanowiła zabrać je do siebie. Chłopca nazwała Mojżesz. W imieniu tym zapisana była bowiem jego historia, a oznaczało ono ‘wyciągnięty z wody’…….”

Po tej prelekcji ubarwionej obrazami wracaliśmy do domu. Cały czas opowiadaliśmy sobie w gronie kolegów jaki musiał być zły ten Faraon, a jak dobra była jego córka. Oczywiście intrygowała nas jedna rzecz – jak ten koszyk musiał być „uszczelniony” , że z małym Mojżeszem nie utonął w wodach Nilu. Dochodziła jeszcze kwestia krokodyli …. mieliśmy wtedy po osiem lat. Jak już byłem w domu – spytałem się mamy , czy zna tą historię . Oczywiście powiedziała , że tak. Zadałem jej pytanie – mamuś – a czy ty też byś tak zrobiła ? Nic nie opowiedziała – po jej twarzy pociekły łzy. Mocno mnie przytuliła do siebie.

Więcej nie pamiętam…. Moja mama żyje do dziś – za parę dni kończy 95 lat. Bardzo ją kocham.

Jest druga dekada stycznia 2024 roku. Graniczymy z państwem , które jest w stanie wojny.

Egipt graniczy z Izraelem – tam też jest wojna. Gdzieś tam przeczytałem w necie , że w tym roku sylwester w Zakopanym , był droższy niż sylwester w Egipcie. Nie wiem jaka jest prawda. Świat zwariował. W naszych sklepach – cytrusów jest pod dostatkiem. W latach 60 ubiegłego wieku – czekałem w kolejce dwugodzinnej za jakimiś zielonymi grejpfrutami z Kuby. O maśle – nie wspomnę – pół dnia. Było dziwnie i niezrozumiale dla mnie to wszystko. Ale było coś innego- nie wiem jak to opisać. Była jakaś wieź miedzy ludźmi – absolutnie wszyscy – pomagaliśmy sobie. Wszyscy byliśmy w jakiejś podróży w historii – złej ? chyba tak. Ale dobrej – jeśli chodzi o uśmiech, wsparcie, uścisk dłoni, pomaganie sobie, niezwykłe sąsiedztwo…..

Wiem jedno – moja podróż, wiele lat temu do Egiptu była. Nic nie zapłaciłem za nią – nic, była bezpieczna i pozostawiła w mej pamięci – wiele miłych wspomnień. Dziś – dzielę się z nimi z ludźmi, których spotykałem i spotykam na drodze swojego życia.

Robert Wójcik

 Czytelniku!

Jeśli życzysz sobie nas wesprzeć w zamian za wytrwałe głoszenie prawdy, zachęcam na wejście na stronę https://patronite.pl/idealzezgrzytem.pl i założenie konta, aby nam pomóc działać aktywnie, rozwijać kanał, umożliwiać realizowanie nowych projektów jak np. tłumaczenie artykułów na obce języki.


1 komentarz do “Sylwester po egipsku”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry