czyli emerytowany szpieg i wakacje na Sycylii
Wakacje tuż tuż a zatem urlopy, wyjazdy, obce kraje i języki obce…No właśnie…
Jeśli ktoś ma ochotę poprzedzierać się przez zawiłe meandry nieopanowanego, trudnego dla obcokrajowca języka polskiego to zapraszam do lektury i życzę dobrej zabawy. Dla mnie osobiście ten „raport” jest bardziej zabawny niż niektóre kabarety. Tekst jest oryginalnym zapisem autora.
Marzanna Leszczyńska
Autorem pracy plastycznej szpiega w pruskim hełmie jest Jan Paluszkiewicz

Sicilia è belissima – Sycylia jest cudowna
To możemy my- Steffi i Steffen, po 1 tygodniu urlop (13.-20.09.22) 100 % potwierdzić. Ale po kolejce! Dla czego Sycylia?
We Włoszech – Italii już spędziliśmy kilka przyjemnych urlopów (to samo jak w Hiszpanii) i ten język jest też bardzo podobno do hiszpańskiego, czego raz uczyłem (więc mogę wykorzystać/polepszyć). Mój wnuk Julian (po włosku Giuliano) jest Wpół Włochem /Wpół Niemcem. Jego ojciec Antonio (pochodzenia z Neapolu) obiecał pomoc
w szukaniu dobrego miejsca na urlop, bo w biednym południu Włoch ( po włosku: Mezzogiorno) nie tylko natura/okolicy i pogoda są cudowne, też koszty na urlop są dosyć niskie, jak on sugerował. Niestety, kryzys i inflacja też tam zmieniły ceny wyraźnie. :(Inne punkty od tych – przyjaciele i znajomi ostrzegali: Hotele w Sycylii są często
bardzo duże, daleko od miast, prawie nie ma sklepów/restauracji w bliskości a jeśli tak – to one są cholernie drogie. Jazdy do następnego miasta – przyczynią dodatkowe koszty! Właśnie nasz wybrany hotel to był taki wielki kompleks, taki resort z nazwą „Aranella Resort” . Ale wybraliśmy jako sposób ożywienia wersję „all inclusive”, sprawdziliśmy komunikację do miasta Syrakuzy – 10 km autokarem za 3 EUR/na osobę do miasta i zwrot – co nam nie szokowało.
Jeden wzrok do mapy pokazał nam, że Sycylia leży około na tym samym geograficznym stopniu szerokości jak Kreta/Grecja, gdzie spędziliśmy we wrześniu 2021 cudowne dni z przyjemnymi temperaturami. Więc startowaliśmy 13 -ego września 2022 samolotem z lotniska Berlin-Brandenburg w kierunku Katanii we wschodzie Sycylii drugim mieście wg ilości mieszkańców tej wyspy. Dalej minibusem – 4 godziny późnej już ociągaliśmy nasz urlopowy raj: Własny bungalow z 2ma pokojami i łazienką – 60 m2 – w Aranella Resorcie koło Syrakuz, temperatura 27 stopni, niebo niebieskie (po włosku: azzuro) bezchmurne.

Poczuliśmy się jak uciekliśmy z chodnej pogody 😉 (Gorzów Wlkp. 15 stopni, deszcz). Ale w pierwszym momencie krótki szok: trawa i roślinki na peryferii resortu – wszystko wysuszone.
Ale późnej hura! Wszystkie powierzchnie między hotelem, restauracjami i bungalowami w świeżym zielenie.
Personel w recepcji zaraz bardzo miły załatwił nam możliwość skorzystania z obiadu mimo że oficjalny check-in był dopiero 2 godziny późnej. Po obiedzie i godzinie spania czuliśmy się jak „nowo urodzeni”.
A co robić na pierwszy dzień – po południu? Oczywiście – poznawać bliskie okolicy. Dla drogi do plaży (około 600-700 m) potrzebowaliśmy całą godzinę, żeby żona mogła analizować/fotografować wszystkie nowe roślinki, krzaki i też zbierać próbki. Ale dla mnie to nic nowego, przecież już miałem doświadczenia z naszego urlopu na Krecie – sama odległość do plaży i minimum godzinę czasu „spacer”, żeby okolice dokładnie poznać . Hotelowa piaskowa plaża nad morzem podobała nam się – czysta woda, niebieskie (azurro) niebo, dosyć miejsca, leżaki i parasol – bezpłatne do dyspozycji.

tajemniczy środek transportu
Ale po niedługim pobycie już był czas, żeby zabawnym małym pociągiem wrócić do naszego bungalowu, szybko pod prysznic, przebierać się i pierwsza kolacja (cenone) w Sycylii czekała dla nas: ogromny wybór owoc, warzyw, sałatek, mięsa, ryb, risotta, makaronów (pasta) przyprawione z włoskimi ziołami – wszystko świeże we witrynach lub z patelni od kucharzy oferowane, muzyka gra, cieplutkie temperatury pod ciemnym południowym niebem. A ja zaraz pokochałem się na słynnym sycylijskim białym winie gatunku winogronu „Grillo”. A potem te desery – kompoty owocowe, tiramisu, różne ciasteczka śmietankowo-czekoladowe lub -owocowe + espresso i te słynne włoskie lody (gelato italiano). Zaraz polubiliśmy tą bogatą sycylijską (typowo śródziemnomorską) kuchnię. A wtedy po ponad godzinie „ciężkiej pracy” w restauracji szybko do góry, żeby odpocząć z kawą espresso, herbatą lub drinkiem w „Barze pod niebem” (Skybar). Muzyka i śpiewanie dysk jockeya dało nam orientację, że tam jest ciekawie więc poszliśmy i na szczęście były jeszcze wolne miejsca, blisko do sceny. Przecież po obfitej kolacji powinniśmy ewentualnie też te nogi ruszyć – lub na pierwszym dniu trochę obserwować, co się dzieje jeszcze?

Nowy dzień – nowe niespodzianki. Decydowaliśmy się na podróż do bliskiego Syrakuzy, żeby poznać te miasto i sprawdzić/porównać ciekawe i finansowo korzystne oferty dla wycieczek na wyspie Sycylii.
Syrakuzy to miasto na wschodnio-południowym brzegu wyspy Sycylii i liczy aktualnie z ok. 120 tysięcy mieszkańców (4 miejsce w Sycylii). Założone przez „starych Greków” w antyku, to miasto było kiedyś jedno z najbogatszych w całym obszarze Śródziemnego Morza. W ciągu wieków władza na wyspie Sycyli i w Syrakuzach często
zmieniła się i dopiero od połowy 19ego wieku Sycylia należna stała się do państwa włoskiego. Szczególnie na małej wyspie Ortigia, które jest historycznym starym miastem Syrakuz – można znaleźć dużo budynków epoki greckiej, rzymskiej i arabskiej.
Razem ze swoimi hotelami, restauracjami, agencjami turystycznymi, z portem i plażą Ortigia też jest centrum turystycznym Syrakuz. My spacerowaliśmy najpierw nad brzegiem morza aż do najwięcej wschodnio-południowego punktu wysepki z Pałacem Admiralskim skąd mieliśmy wspaniały widok nad morzem. Potem wróciliśmy przez wąskie uliczki i podziwialiśmy budynki różnych epok.
Sprawdziliśmy też te oferty różnych agencji podróży ale nie znalazłyśmy na ten dzień ofert tańszych podróży niż tych oferowanych w naszym hotelu.
Szkoda, ale zamiast tego poznaliśmy na parkingu autokarów nowych – ludzi, które też mieszkali w tym samym hotelu jak my: On Włochem – Maurizio, a ona Dominikanką z pięknym imieniem „Naomi”. Gadaliśmy całą godzinę o Dominikanie, Karaibie, Ameryce, Włoszech, Polsce, Niemczech i … „o Bogu i świecie”. Oczywiście nie zapytałem ją o Naomi Campbell ale … o Naomi Osaka, słynnej japońskiej tenisistce, której ojciec pochodzi z Dominikany i oczywiście też znała ją – z telewizji. (Do Syrakuz – Ortygii
jechaliśmy jeszcze raz – ale dopiero krótko na przedostatni dzień, żeby prezenciki dla rodziny i przyjaciół kupić.)
A w następny dzień bukowaliśmy w naszym hotelu jednodniową wycieczkę do wulkanu Etny i do średniowiecznego miasta Taorminy. I ta wycieczka – naprawdę – to było jedno z najbardziej emocjonalnych wydarzeń naszego urlopu w Sycylii. Już jeszcze daleko od naszej pierwszej mety naszej podróży autokarem widzieliśmy ten majestatyczny wulkan z jego wielką smugą dymu i każdy szukał najlepszą pozycję żeby fotografować go przez szyby autobusu, nie myśląc o tym że późnej w bliskości wulkanu jeszcze będą lepsze okazje. I naprawdę nie tylko że wulkan tym bliżej tak większy i wyraźniej widać, ale też krajobraz zmienił się kompletnie:
Droga prowadziła do góry i wegetacja zawsze mniej i między krzakami wielkie skały – nie kamienne ale czarne „kloce bazaltowe”. Robiliśmy pierwsze zatrzymanie. Wokół nas prawie tylko czarne-szare górki i między nimi nędzna zielona wegetacja. Nasza przewodniczka wyjaśniła, że wybuch wulkanu nie zawsze znaczy że ta lawa tylko wyciekała z głównych kraterach na szczycie wulkanu, ale jak widno, że były też erupcje dosyć daleko od szczytu wulkanu, gdzie pękła ziemia i tworzył się nagle nowy krajobraz księżycowy – cała kolejka małych gór bazaltowych i kraterów. Fascynująca sytuacja dla nas wszystkich.
Półtora godziny dalej autokarem skończyło się nasze zbliżenie się do szczytu wulkanu Etny. Autokary już wyższej nie jadą. Ale krajobraz był kompletnie zmieniony i
trochę czuliśmy się jak „lądowanie” na księżycu. Oprócz prostowanego parkingu dla autokarów tylko kratery i wielkie czarne góry które wyglądały jak hałdy węgla i gruzu.
Wegetacji prawie nie ma w tym miejscu.

Mieliśmy godzinę czasu żeby nasze bliskie okolice „dokładnej badać”. W małej grupie wybieraliśmy się w drogę
do wyższego punktu, żeby otrzymać lepszy przegląd tego „krajobrazu księżycowego” i znalazłyśmy dalsze
fantastyczne widoki tego „nowego typu krajobrazu” i ponad wszystkim majestatyczny szczyt wulkanu Etny.

Po tym pierwszym etapie naszej wycieczki trochę zmęczony ale bardzo emocjonowani wybieraliśmy się w drogę do średniowiecznego miasta Taorminy wzdłuż trasy nabrzeżnej, kierunek północno-wschodni. Ostatnie kilometry w serpentynach do miasta na górze. Taormina to z jego budynkami/kulturalnymi zabytkami z różnych epok historycznych i malowniczymi okolicami, z plażami i górami to jeden turystyczny klejnot, który koniecznie trzeba zwiedzić w tej szczęści wyspy Sycylii. Szczególnie główna trasa przez miasto Corso Umberto I (Król Włoch w latach 1878 -1900) – do której wstąpisz przez „otwartą bramę” w starym murze miasta, wszędzie jest pełno tłumów ludzi. To nie dziwnie – z powodu eleganckich sklepów, mnóstwa restauracji, ale w szczególnie zabytków kulturalnych jak np. Chiesa (kościół) di San Giuseppe, Chiesa di Santa Caterina, Quattro Fontane di Taormina, Piazza IX Aprile. Dobrze, że mieliśmy naszą Włoszkę – przewodniczkę Paolę, która nam wszystko dobrze wyjaśniła. Np. też tą ruinę rzymskiego kameralnego teatru, którego oni budowali nad starą świątynią bogini Afrodyty z greckiego antyku. A w końcu mieliśmy jeszcze półtora godziny czasu do indywidualnej dyspozycji i wybieraliśmy się w drogę do Rzymskiego-Greckiego amfiteatru, starej budowli z antyku greckiego, która została najpierw dewastowana przez Rzymian a potem znowu przez nich odbudowana. Tam w tej starej antycznej budowli jeszcze dziś odbywają się spektakle. Jeśli stoisz na samym górze trawersów dla widzów masz też cudowny widok nad morze z jego bliskimi plażami piaskowymi. Podobnie jak wulkan Etna te miasto też jest absolutną atrakcją turystyczną na Sycylii.
Ale też „zwykłe dni” w naszym Resorcie Aranella-Syrakuz z jego różnymi ofertami i okazjami były fantastyczne. Np. nasze codzienne pobyty na plażach piaskowych lub skałkowych i na basenach – szczególnie żeby żona mogłaby do domu wrócić w „porządkowym kolorze” albo po prosto żeby poznać i gadać z innymi ludźmi. O „Barze pod niebem” – gdzie my prawie każdy wieczór po kolacji przebywaliśmy już wcześniej była mowa. Ale jeden dzień tam był z nową niespodzianką – konkurs śpiewania dla amatorów – hobby piosenkarzy/piosenkarek. Tylko żona blokowała mnie, żeby nie meldowałem się jako uczestnikiem. Chyba miała rację, bo te osoby które tam wystąpiły miały wyraźnie wyższy poziom talentu niż ja!! Ale było też cudownie dla mnie ich słuchać, w szczególnie te ode mnie bardzo ulubione piosenki włoskie.

I tu jest czas, żeby wymienić jeszcze inną okazję naszych wieczornych rozrywek (divertimenti) w Aranella Resorcie, którą my „przypadkowo odkryliśmy” w jeden wieczór.
W czasie pobytu w „Skybarze” słyszeliśmy aplauzy i muzykę od innego punktu resortu. Szliśmy w ten kierunek skąd przychodził dźwięk i staliśmy nagle przed amfiteatrem. I mieliśmy nowy przebieg wieczornych rozrywek po kolacji – najpierw krótki pobyt w „Skybarze” a między godzinami 22 i 23 zawsze pojawiać się w teatrze. To był szybko nasz „osobisty obowiązek”. A ja już cały dzień czekałem na tą godzinę, z klasyczną (operową lub koncertową) włoską muzyką śpiewaną przez profesjonalnych piosenkarek i piosenkarzy. Dla mnie to było tak cudowne bo bardzo lubię włoską muzykę. Dla mnie włoska muzyka jest najpiękniejsza, to sama jak francuska mowa najelegantsza w świecie. (Ale to oczywiście jest osobisty gust/ osobista opinia ). Inny wieczór prezentowali w amfiteatrze włoską burleskę a w niej mąż miał romans i opóźniał się do domu i śmiesznym sposobem z pomocą kolegi spróbował żonę przekonywać że nic złego nie zrobił. Oprócz tej śmiesznej zabawy – czasami jako interakcję z audytorium – ja zaraz spróbowałem trochę trenować/uczyć się włoski język, żeby lepiej rozumieć sens sztuki.
Innym razem był wieczór włoskich piosenek ludowych, popularnych przebojów i innych piosenek o sensie/radości życia, ludzkich wartości e cetera. Żeby audytorium mogło uczestniczyć teksty były w stylu karaoke wpisane na ekranach telewizyjnych. To mnie przypominało obozy taneczne naszego klubu gdzie my zawsze mieliśmy jeden wieczór śpiewania na karaoke. A ja tak lubiłem te cudowne polskie piosenki, że całą siłą i wolą śpiewałem te obce teksty i często nie znane melodie. A to samo spróbowałem tam we włoskim amfiteatrze, bo bardzo lubię włoską muzykę i język, który tak jak hiszpański opiera się na Łasińskim. I tak mocno i z chęciom czytałem/śpiewałem, po cicho myśląc, że tym sposobem będę kiedyś rozumieć ten sens tych obcych słów i opanuję tę melodie– zgodnie z biblijnym przysłowiem „Wiara góry przenosi.”
Steffen, maj 2023
Tłumaczone translatorem z niemieckiego…nie rozumiem co Cię bawi?
Nie. Akurat znam tę osobę. Mieszka w Polsce 15 lat. Zawsze miałam dużo śmiechu przy rozmowie. Dlatego ten pomysł. Np. jest różnica gdy się chce powiedzieć: „zakochałem się we włoskim winie” a powie :”pokochałem się we włoskim winie”. Tekst nie jest łopatologiczny. Proponuję podyskutować o nim ze znajomymi…