Niniejsze opracowanie jest dalszą kontynuacją artykułów o Mierzęcinie, opublikowanych w latach 2021-2022 na portalu www.wandamilewska.pl. Prologiem „Mierzęcin- o Parku Zabytkowym -podróż przez stulecia” jest artykuł: „Mierzęcin – o przedziwnym ogrodzie” (http://wandamilewska.pl/?p=16052). Ze względu na niezwykle bogatą „przestrzeń tematyczną”, która dotyczy Parku Zabytkowego w Mierzęcinie, autorzy postanowili podzielić ją na cztery części w ujęciu chronologii upływającego czasu.
Pierwsza obejmuje lata od 1333 do 1848. W przygotowaniu do publikacji jest druga, obejmująca lata 1848 – 1944. Pozostałe – najaktualniejsze, obejmą lata 1945 – 1998 i 1999 – 2008. Bardzo „barwnie literacko” ujęta tematyka, osobiste wspomnienia i opis zdarzeń, analizy historyczne oparte w wielu przypadkach na po raz pierwszy publikowanych materiałach ikonograficznych (szczególnie zdjęciowych i kartograficznych), do którego autor dotarł w swoich poszukiwaniach – zabierze Czytelników w niezwykłą podróż przez stulecia…. do parku z motylem w tle.
Cieszy mnie fakt, że to już trzecie wspomnienie w/w autora dotyczące niezwykłego miejsca jakim jest Pałac w Mierzęcinie na www.idealzezgrzytem.pl. Wszystkie wspomnienia nowej historii Pałacu mieszczą się w kategorii: Mierzęcin według wspomnień dr Roberta Wójcika. To nie tylko wiedza, mrówcza praca ale – pasja. Ileż tu wszystkiego…a przede wszystkim ileż tu okazałych ” pereł” bo autor jest ich upartym poszukiwaczem, a kto szuka ten znajdzie…
Marzanna Leszczyńska
Autor wspomnień i administrator Pałacu Mierzęcin w latach 1998-2008 – dr Robert Wójcik zaprasza do przeczytania części pierwszej…
CZĘŚĆ PIERWSZA
motto :
„Park powinien mieć charakter wolnej przyrody i krajobrazu, ręka człowieka powinna być w nim tylko lotem motyla”

Peter Joseph Lenné (1789 -1866) – Dziekan – Kanclerz Akademii Ogrodniczej w Schönebergu i Poczdamie – prekursor wiedzy o architekturze krajobrazu.
Krajobraz naszych wrażeń, widoku przyrody, bogactwa roślin , jego „runa”, drzew młodych i wiekowych, dźwięku śpiewu ptaków, owadów, tego pierwszego lotu majowego motyla, za którym tak tęsknię w swoich myślach, wszystkiego co tam żyje – lustra wody w stawie o świcie i te pierwsze kwiaty wiosny, które się kłóciły „ który pierwszy zakwitnie”, złotej jesieni z barwą cudów liści, zapachu powietrza na spacerze w tym parku skropionego ranną rosą. To była jakaś iluzja. Ale była dziełem człowieka – może z jakimś namaszczeniem i wolą Tego „Czegoś” – dla ludzi nie do końca zrozumiałego w swej istocie czasu, który go z powodzeniem użytkuje przez wieki, utrzymuje w świetności materialnej i duchowej i zaczyna nie zachowywać tradycji prawdy historii, która dziś zaczyna się budzić. Zapewniam wszystkich – wieków myśli nie oszuka się czarną niewiedzą . Park Zabytkowy to krajobraz kulturowy – to wspaniała księga, pisana w wielu językach i stylach; ale co zrobić …gdy brakuje stron? Każdy zabytek funkcjonuje dzięki człowiekowi, który go tworzy, użytkuje, utrzymuje w świetności materialnej i zachowuje w tradycji miejscowej. Skoro więc człowiek niejako uzupełnia te „brakujące strony”, na podziękowanie należy znaleźć czas i odpowiednie słowa. Niniejszy artykuł dedykuję Pani Marii Żuk – Piotrowskiej, która odkryła to magiczne miejsce i włożyła ogromny i twórczy trud pracy historycznej w jego odtworzeniu i „przywróceniu żyjącym”. Mojej żonie – Alicji Adamczewskiej – Wójcik -autorce projektu rekonstrukcji parku i głównej twórczyni jego realizacji. Panu Henrykowi Greckiemu (1940–2000), przyjacielowi parku zabytkowego w Mierzęcinie – prekursorowi wszystkich opracowań, które przyczyniły się do jego rewaloryzacji.
Wszystkie informacje zawarte w artykule – we wszystkich częściach – dotyczą okresu od … wieków wstecz – do 31 sierpnia 2008 roku.
LOT MOTYLA….
Piękne chwile w naszym życiu – to miłe wspomnienia. Ktoś powiedział , że nie warto być szczerym i pisać o swoich uczuciach, bo to pokazuje jego słabość – ja osobiście uważam, że to niezwykła odwaga. Zachęcam wszystkich do tej szczerej odwagi – warto – i dziękuję Tym, co mnie obudzili – nie wiem czy to oddech zbliżającej się jesieni życia – starości, ale wiem, że to niezwykle miła rzecz, aby spojrzeć wstecz. Jeśli ktoś
puka do Twoich drzwi, proszę – otwórz je, może znajdziesz w życiu – to co ja. Nieważne, komu otwierasz drzwi, ważne jest to- do kogo przynosisz fiołki w zimie….. Aby to wytłumaczyć – Piszę nie dla siebie, ale dla tych co ich nie ma tam…. i kogo już nie ma. Wydaje się to takie oczywiste, że ja, że My, jesteśmy jeszcze żywi, a jednak obawiam się, że nazbyt często i zbyt łatwo zapominamy o ważności tego prostego faktu – że żyjemy, czujemy i wiemy, że coś przeżyliśmy. Te niesamowite wydarzenia wtedy i do dziś, z perspektywy czasu, były jakąś iluzją dla mnie – uczestniczenie w tworzeniu, a w zasadzie w odbudowie Parku Zabytkowego w Mierzęcinie i jego historii różnych wydarzeń wręcz niesamowitych, powieściowych, filmowych. Byłem tam tylko jednym ze świadków tego dziwnego zjawiska – cudownego, malarskiego, czasami „szekspirowskiego” – Ba ! nawet nadającego się do fabuły filmu sensacyjnego…., a przy tym niezwykle mądrego, pokazującego, że w życiu, że w nas – jest ciągłe poszukiwanie dobrych uczuć. Czasami warto mieć taką funkcje widza czasu, ale być przy tym bacznym obserwatorem. Tak łatwo jest o tym zapomnieć, że życie nasze jest zwykłą iluzją – trzeba je tylko obserwować i w pewny sekundach doby czasu zapamiętać i zachować dla siebie – wrócą kiedy widzimy w lustrze nasze siwe włosy przez pryzmat okularów. Po co składamy pokłony cudowi możliwości tworzenia ? – pokłon temu faktu, że naprawdę jest tak jak jest – bo tam się to wydarzyło. Ktoś tym wszystkim kierował – to nie mógł być przypadek. Ileż tam było dobrych emocji, zbiegu różnych zdarzeń, niezwykłej radości i połączenia trudu pracy, włożonej ogromnej wiedzy ludzi, niezwykłej pasji, która doceniła historię tego miejsca i piękno jego przyrody. Jak Oni kochali te chwile, ten park…. Tylko Oni o tym wiedzą. A możne jest tak, że aby kochać każdy wschód słońca, który jest naszą radością i cieszyć się każdym jego zachodem – to takie nasze ludzkie kamienne tablice?. A przez wszystkie te lata, miesiące, dni, godziny, które przemijają między tymi zjawiskami i pomiędzy nimi, oraz przez myśli po zmierzchu, w nocy … do późnego ranka – tęsknić, wspominać, a przez to budować ten „nowy” świat ? – to chyba te chwile, które pokazują naszą inność i szczerość, pasję i wartość naszych sumień – nie jesteśmy przecież bez uczuć, bez wiedzy – niepotrzebnie się tego wstydzimy. Kiedyś, u schyłku dnia będziemy tego żałować. I wyschną tylko nasze oczy w obecnej rzeczywistości, w obliczu tej pysznej i próżnej zachłanności zaistnienia. Łatwo jest przegapić możliwość przeżycia iluzji – iluzji cudu – nie przegapiliśmy jej – mówię o zespole ludzi, którzy tego dostąpili – to było niezwykłe. I to są te nasze chwile radości, kiedy każda osoba, której ścieżka zetknie się z inną rzeczą i inną osobą – może stać się wydarzeniem i wspomnieniem dobrym, aby wypełniała te godziny doświadczeniem magii zjawiska… zamiast nudy, głupoty i powszechnej nicości. Aby zrozumieć mijające chwile i wydarzenia, które tam były – trzeba je najpierw przeżyć, a potem zapamiętać,. A te stracone chwile, te identyczne godziny niewiedzy bycia, szarość i małość uczuć, a w zasadzie ich brak – są wrogiem, są małymi obszarami naszych sumień dla tego miejsca. Łapmy oddech przeszłości i budujmy przyszłości, tego za czym tęsknimy, bo ważne są tylko te rzeczy, które jeszcze są przed nami – może przed naszymi dziećmi, bo nam już brakuje oddechu i chylimy się jak stare drzewa w parku, które co roku szukają wiosny. Coś zrobiliśmy swoją ciężką pracą i coś zostawiliśmy dla ludzi. To jest ta nasza radość – nikt nam tego nie może odebrać, podrzeć i przeinaczyć. To była taka nasza ciągła chęć dążenia do doskonałości tego miejsca – to była taka nasza wolna wola – „jak skrzydła motyla” , które zostały dotknięte – i nie poleciały dalej. Dziś się budzą – dla jednych w złych snach, dla innych obojętną refleksją , jeszcze innych kamiennym milczeniem, dla mnie – pewnym dopełnieniem pustej szklanki wody, aby zawsze była pełna, kiedy mam pragnienie. Nie mamy tej umiejętności trwania wieków. Nie dano nam tej doskonałości zawracania czasu. Jesteśmy chyba zbyt mali aby dosięgnąć tego zaszczytu. I ci wielcy i ci mali. I dobrze, że tak jest. Nie da się uciec przed prawdą istnienia. Prawda ta może nas sparaliżować strachem lub nasączyć niecierpliwością, pragnieniem odkrywania oraz doświadczaniem poszukiwania, nadzieją – że tak jest – znajdywania wspomnień w każdym czynie czasu, który tworzymy. Aby być godnym, a może głodnym wrażeń pod światłem słońca lub światłem gwiazd, w pogodzie pięknej lub burzowej, aby tańczyć o każdej porze dnia, czy to w ogrodach pięknych kwiatów, czy natury, czy w głębokich śniegach czy zaspach. Stary czas zna tę prawdę, o której zapomniało tak wielu, a ludzie zapomnieli na czym polega to źródło. Tak wiele razy słyszałem powszechne żale: „Gdybym tylko mógł się cofnąć do tego czasu, wiedząc to, co wiem!”. Słowa te wzbudzają we mnie wielkie rozbawienie, bowiem naprawdę powinno to brzmieć: „Gdybym tylko mógł odzyskać pożądanie i radość, jakiej zaznałem wtedy ” Była to chwila przełomów wieków, ale trwała przez prawie kilka lat. Ludzie myślą, że niebo jest dla wszystkich – że, to taki rajski ogród, któremu się każdemu należy – miejsce, gdzie będziemy się bujać w obłokach, beztrosko włóczyć się nad rzeką czy po górach. Myślą, że wszystko przecież robili dobrze – że tak musi być. Ale tak nie jest. Dla niektórych to może tylko sceneria, bez „tego czegoś, doznanego lub czynionego na ziemi – a może ta „scena” była pusta, pozbawiona jakichkolwiek treści ”?. Największym darem jest to, że będziesz mógł zrozumieć, to co zdarzyło się w Twoim życiu, że został ci wyjaśniony jakiś jego sens, nawet wtedy, kiedy ktoś ci tego zazdrościł. Ubogi ten, kto tego nie chce zrozumieć, a Ten kto to zrozumiał – osiągnie wieczny pokój, do którego dążymy. Nie spieszmy się – jeśli coś jest nam w życiu przeznaczone – wydarzy się – we właściwym czasie i z odpowiednimi ludźmi i z dobrych powodów. Jeszcze raz – gdy ktoś zamyka drzwi przed Tobą – odwróć się i idź dalej – miej swoją godność i poczucie wartości. Może to nie było Twoje miejsce – daj sobie szanse. I pamiętaj o jednym – Twoje wspomnienia , to tylko taki majowy lot motyla, w przedziwnym ogrodzie naszego życia. Wierz mi – ten motyl jest przy Tobie cały czas, przy nas – widzimy to w naszych myślach i w naszych snach – nie uciekniemy od tego…

Rys. 1 . „Schloss Mehrenthin” – autor – niemiecki artysta litograf Wilhelm Loeillet (1827-1876) – współtwórca słynnej kolekcji Królewskiego Nadwornego Księgarza -Aleksandra Dunckera (1813-1897)
Struktura , własność i położenie obiektu
Ogród towarzyszył człowiekowi od zawsze, kształtowany w różnorodnych formach, o różnych zasadach kompozycyjnych i przeznaczeniach. Na początku był ogród rajski, cudowne miejsce, gdzie wszystkie
stworzenia żyły w harmonii i dostatku. I odkąd człowiek ten raj utracił, nieustannie do dziś go poszukuje, tworząc piękne ogrodowe kompozycje w coraz to nowych, zmieniających się postaciach. W myśleniu potocznym pojęciem „zabytek” określa się głównie przedmioty materialne – pomniki, budynki, przedmioty o wartości historycznej czy artystycznej – często pomijając przestrzeń. A ogród historyczny jest przecież „żyjącą przestrzenią” zabytkiem „niepokalanym” dziedzictwa naszej przyrody, która nas otacza i którą tak bardzo cenimy w naszych ucieczkach do niej od dzisiejszej „betonozy” – Park zabytkowy, jego kompozycja – to bardzo rozbudowana jednostka w całym swoim układzie i tylko ten go czuje kto go projektował i dostąpił zaszczytu jego tworzenia czy też jego rekonstrukcji – z tym wielkim wyzwaniem trzeba się chyba urodzić i trzeba mieć dar i szczęście, że tak się stało, a w zasadzie jakieś namaszczenie od Tego, który stworzył pierwszy ogród. Tak – trzeba zrozumieć „zabytkowe” jego przesłanie, myśl pierwszego projektanta – ogrodnika – jego wizji, bo On jest duchowym jego właścicielem – on widział tam wszystko – przede wszystkim swoje uczucia – potem … przyrodę, krajobraz, ptaki i owady, oczywiście poszczególne drzewa, krzewy, rośliny, plamy wiosny , lata, jesieni, zimy w jego przestrzeni i jego piękno. On Widzi tam wydarzenia swojego życia … swoje narodziny, dzieciństwo, młodość, dojrzewanie, miłość, wyznania, radość, smutek, rozstania …. Pierwszym ogrodnikiem – projektantem – jest ten, który znalazł to miejsce na ziemi – inaczej – postanowił w swoim życiu i dla swoich przyszłych pokoleń coś tam stworzyć. To bardzo ważne – przesłanie tworzenia przyszłości, „dzieciństwa” tego miejsca. To taki nasz drogowskaz dla tworzenia przyszłości, wspomnienia – jak byliśmy mali i pamiętamy do dziś objęcia rąk, ramion, pocałunków naszych rodziców i te pierwsze nasze spacery w zakamarkach ścieżek tego parku…. W ogrodzie historycznym jest bardzo ważny dobór wszystkiego co tam rosło i żyło – musi być takie, jakie było powszechne w danej epoce. Żywe „zabytki” to nasze dziedzictwo – szanujmy je. W rejestrze zabytków województwa lubuskiego wpisanych jest 258 parków, a ponad 300 ujętych jest w ewidencji zabytków (dane z 2016 rok). Z pewnością są jeszcze parki czekające na zewidencjonowanie. W ciągu wieków ulegały one, zgodnie z duchem epok, licznym przeobrażeniom. Świadczą o tym dokumenty archiwalne, szczególnie ikonograficzne, kartograficzne, ale też nieliczne już relikty XVIII- wiecznych założeń zachowane do dzisiaj. Większość założeń w początkach XIX w. przekształcono w kompozycje mające charakter krajobrazowy. Zazwyczaj wiązało się to z rozbudową lub przebudową starych siedzib w bardziej okazałe rezydencje, czy też budową dużych założeń pałacowych, rezydencjonalnych czy folwarcznych. Dużą grupę parków stanowią założenia kilkuhektarowe, ale są też parki o powierzchni od kilkunastu do kilkudziesięciu hektarów. Są też takie, które obejmują obszar pięćdziesięciu, siedemdziesięciu a nawet stu hektarów. Największym i najcenniejszym jest Park Mużakowski w Łęknicy, który po stronie polskiej zajmuje obszar 522 hektarów. Wśród parków zabytkowych obecnego województwa lubuskiego są również takie, które były zakładane przez światowej sławy ogrodników, jak Peter Joseph Lenné (1789 -1866) – (Żagań, Dąbroszyn, Zatonie, Sądów, Kiełpin, Kamień Wielki, Sosny), Eduard Petzold (1815-1891) – (Lubniewice, Gębice, Sława, Włostów, Małomice, Mostki). Są też parki zakładane przez mniej znanych, choć równie utalentowanych projektantów jak Johann Christoph Knöffel (1686-1752) (Brody), Johann Jacob Wagner (1686-1752) Jacob Heinrich Rehder (1790-1852) (Siedlisko), Paul Lorenz z Zwikau (data ur.i zgonu – trudna do ustalenia) (Trzebiechów – Polski „Hogwart” – pałac ), Fryderyk Teichert (1808-1866 – jego syn Oskar w 1858 napisał książkę – poradnik wraz z mapami o Parku Książęcym ) (Żagań). Większość parków w województwie lubuskim nie doczekało się jeszcze naukowych opracowań dotyczących ich historii. Nie mają kompletnej dokumentacji inwentaryzacyjnej, a w wielu przypadkach nie mają określonych i opisanych granic – z duchem czasu ulegają zapomnieniu. Jaka szkoda dla naszej historii i piękna przyrody. Brak słów.
Kompleks pałacowo-parkowo-folwarczny w Mierzęcinie jest jednym z niewielu udanych przykładów rewitalizacji zabytkowego zespołu na terenie zachodniej Polski, a na pewno „złotą wizytówką” ziemi lubuskiej. Jego niezwykłą ozdobą jest malowniczy park wpisany do Krajowego Rejestru Zabytków decyzją z dnia 5.X. 1979 roku podpisaną przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków mgr Władysława Chrostowskiego. Kompleks ten jest własnością firmy NOVOL Sp. z o.o. z Komornik k/Poznania, zajmującej się produkcją chemii przemysłowej dla lakiernictwa i budownictwa. Firma istnieje od kilku dziesiątków lat i jest liderem międzynarodowym w oferowanej przez siebie produkcji.
Obiekt w Mierzęcinie został zakupiony od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w drodze przetargu w 1998 roku (pałac i park) i w 1999 roku (folwark i ziemie przyległe). Całość obiektu stanowi:
-
- neogotycki pałac z 1863 roku;
-
- park o powierzchni 15,28 ha;
-
- dobrze zachowany duży folwark z końca XIX wieku, z zespołem budynków
murowanych z czerwonej cegły;
- dobrze zachowany duży folwark z końca XIX wieku, z zespołem budynków
-
- około 180 ha nie użytkowanych gruntów rolnych (stan na 1999 rok)
-
- ponad 3 ha lasów;
-
- 22 hektarowe jezioro Mierzęcińskie ( dzierżawione do 2008 roku)
Park w Mierzęcinie pochodzi z początków przełomu XVIII i XIX wieku. Położony jest na wyniesieniu terenowym, opadającym tarasami wokół pałacu w kierunku zachodnim i północnym, ku dolinie rzeki Strugi Mierzęckiej (lub Mierzęcińskiej – jest parę nazw geograficznych). Założenie parkowe rozplanowane w układzie wieloosiowym, promienistym, związane jest ściśle z pałacem, który zajmuje w nim centralne miejsce.
- 22 hektarowe jezioro Mierzęcińskie ( dzierżawione do 2008 roku)

Rys. 2 . Pierwszy plan Parku Zabytkowego w Mierzęcinie – rok 2001. Autor Robert Wójcik – administrator obiektu w latach 1999-2008.
W kompozycji przestrzennej parku występuje parter ogrodowy z fontanną przed fasadą pałacu. Od pałacu, przez parter, w kierunku wschodnim prowadzi główna aleja usytuowana na osi widokowej, która kończy się przy wschodniej granicy parku z lasem, zwanym dawniej „laskiem dwunastu dróg’’. Po stronie północno-wschodniej parteru i głównej alei, znajduje się polana widokowa. W części wschodniej parku znajduje się cmentarz rodowy z dwoma mogiłami byłych właścicieli majątku z rodziny von Waldow, z okresu międzywojennego. W układzie zachodniej części parku dominują trzy promieniście rozchodzące się od pałacu aleje, które łączą się poprzecznymi alejkami, poprowadzonymi krótkimi łukami u podstawy skarp tarasowych. W części południowo-zachodniej parku, pomiędzy stawem (ogród orientalny), a graniczną drogą brukowaną rośnie szpaler starych grabów, pozostałych z osłony gabinetu ogrodowego. Granicę parku od strony północnej stanowi rzeka Struga Mierzęcka. Przy granicy północno- wschodniej, na obrzeżu pól uprawnych znajduje się niewielkie wyniesienie terenu, na którym w kręgu o średnicy 15 m rosną wiekowe lipy.
Z miejsca tego roztacza się daleki widok na dolinę rzeki Strugi Mierzęckiej oraz pobliskie pola i łąki nadrzeczne.
W chwili rewaloryzacji obiektu, park był mocno zdewastowany, a w zasadzie zrujnowany. Zarośnięty cenny starodrzew (mocno uszkodzony, przez ludzi i siły natury), miliony samosiejek. Praktycznie niewidoczne zarysowujące się główne aleje o osiach widokowych, zniszczone budowle parkowe, zdewastowany cmentarz rodowy, zamulony, zanieczyszczony, „zgniły” zabagniony staw i rowy, dzikie wysypiska śmieci na każdym
miejscu – to efekt paroletniego braku gospodarza, a wcześniej niedbałości o mienie będące pod zarządem Państwa. Jedyne co nie zostało zdewastowane to grób w parku ostatnich właścicieli Mehrenthina – może kamienny krzyż i ta piękna sentencja na nim wypisana ” Die liebe höret nimmer auf” – „Miłość nigdy nie ustaje” – strzegła ją w okresie zawieruchy wojennej, złych wizji okresu stalinowskiego – czy rozkwitu i rozwoju PGR-u w następnych latach w tym miejscu. Historia jest okrutna – chyba tak dlatego jest prawdziwa.
To trwa do dziś i to jest dla mnie zdumiewiające – nie dbamy o zabytki, o dziedzictwo przodków, oświata naszych dzieci jest w jakimś czarnym punkcie. Czy tylko tak ma być, że historię mamy wpisywać tylko do rejestru, że są tylko zabytkami (dla świętego spokoju prawa – nikt się nie przyczepi…) czy je chronić i czynić wszystko aby wróciły do stanu swojej świetności. Panowie od oświaty i kultury , dziedzictwa historii naszego Państwa – „czerwona kartka”, to za mało powiedziane.
Wieś Mierzęcin leży na Równinie Drawskiej, po wschodniej stronie wąskiej doliny rzeczki (rzeki) Mierzęcinki (Strugi Mierzęckiej), w bardzo bliskim sąsiedztwie Drawieńskiego Parku Narodowego.

Rys.3. Mapa topograficzna okolic miejscowości Mierzęcin w skali ca 1:50 000.
W odległości ok. 5 km w kierunku zachodnim znajduje się miejscowość Dobiegniew – siedziba gminy w starostwie Strzelecko – Drezdeneckim ( powiat – Strzelce Krajeńskie) w województwie lubuskim. Wieś otaczają w większości nie użytkowane grunty rolne (do 2008 roku) i leśne wyniesione 40-80 m n.p.m. Deniwelacja – czyli różnice wysokości w rzeźbie parku – przekraczają 20 metrów wysokości (między 60 m n.p.m. – czyli nad poziomem morza i – 40 m n.p.m.) – to urok tego miejsca…., który ktoś to dostrzegł i zauważył – i na początku XIX wieku i 1998 roku. Niesamowite jest to, że „motyl” przyleciał i wtedy i po 180 latach- on był tam zawsze… Teren otaczający wieś jest przepięknie ukształtowany. Bogato rzeźbiony relief pozwala podziwiać w pełni piękno tutejszej przyrody: wzniesienia, liczne źródła, malownicze urwiska z płynącą w dole rzeką, piękne bukowo-sosnowe lasy z dzikimi jarami, naturalne polany – to główne atuty tutejszych terenów. Okolica ta jest miejscem prawdziwej rekreacji, ucieczką od cywilizacji, gdzie można być sam na sam z przyrodą, z naturą – jej pięknem- jej urodą niezwykłą.
Dzieje Właścicieli – podróż przez stulecia z parkiem w tle (1333-1848 rok)
Wieś Mierzęcin (Mehrenthin) znajduje się na północno – wschodnich rubieżach dawnej Nowej Marchii (Neumark), około 6 (sześciu) km na południowy – wschód od Dobiegniewa (Woldenbergu) i historycznej drogi nr 1 (jeden) z Berlina do Królewca (Königsberg). Termin Nowa Marchia (Numark) nie jest obecnie używany w języku potocznym. Jest zatem pojęciem historycznym określającym pewne terytorium, wyłonione w dość długim procesie przemian politycznych mających miejsce na szeroko rozumianym pograniczu pomorsko-wielkopolsko-brandenburskim.

Rys. 4. Kompilacja – Mapa – 1679 r. Churfurstenthum und March Brandenburg – Ce’quiestMargue’E.H. est de L’evesche d’Havelberg
Wieś jest bardzo stara – pierwsze zapiski pochodzą z roku 1333 roku – była ona wtedy lennem rodowym Hermana von Robel. Z zapisów w księdze ziemskiej margrafa brandenburskiego Ludwiga z 1337 roku wynika , że wieś została zapisana jako dożywotnia renta Margarecie (polskie nazwisko rodowe – Małgorzata Nałęczówna) – żonie Betkina von der Osten z Drezdenka (Driefen) – założyciela między innymi Dobiegniewa (Woldenbergu) i Strzelec Krajeńskich (Fridebergu). Ta przynależność wsi od rodziny von Osten zapewniała jej mieszkańcom bezpieczeństwo, o które od północy dbali Krzyżacy, mający swoje wieże rycerskie w Grąsach (Gramsfelde) i Chomętowie (Hermsdorf). Wieś liczyła wówczas 64 (sześćdziesiąt cztery) łany ziemi, z czego 4 (cztery) należały do plebana.
W końcu (1499 roku) wieku przeszła w ręce rodu von Gramm(e) . Tuż przed „Potopem Szwedzkim” – w 1647 roku Asmus von Gramme (zwany Starszym) sprzedał dobra mierzęcińskie (na prawach odkupu) szwedzkiemu pułkownikowi Danielowi Qurvis za 13 (trzynaście) tysięcy talarów. Po śmierci pułkownika, jego żona Margarete Hedwig z domu von Parr – wyszła ponownie za mąż za szwedzkiego generała lejtnanta Helmfeldta (lub Holmfelda). W 1658 roku Fryderyk Wilhelm (1620-1688) – elektor brandenburski i książę pruski z dynastii Hohenzollernów, nazwany Wielkim Elektorem prawdopodobnie odkupił od generała dobra mierzęcińskie za 9 (dziewięć) tysięcy talarów (inna wersja mówi, że skonfiskował) i oddał w dzierżawę rotmistrzowi Von Gramme {majątek w 1673 roku w rękach Balthasara Ludwika von Gramme – czy w dzierżawie za 300 (trzysta) talarów rocznie – czy już jako własność?}. Na początku XVII wieku majątek w Mierzęcinie przejął Joachim Friedrich von Sydow, który w 1715 roku ufundował kościół (drewniany) w Mierzęcinie, a po 3 (trzech) latach przejęli go jego skłóceni synowie. W 1718 roku było we wsi 39 (trzydzieści dziewięć) łanów realnych, z których w rękach chłopskich pozostawało 23,5 (dwadzieścia trzy i pół łana ) oraz 11,5 (jedenaście i pół ) łana rycerskiego, do których dołączono 3,5 (trzy i pół) łana chłopskiego. W 1721 roku od rodziny von Sydow dobra zostały zakupione przez Friedrich Sigismunda von Waldow (1682-1742).

Friedrich Sigismund v. Waldow (1682-1742), malowidło olejne z 1721 roku
– generała króla Prus Fryderyka II Wielkiego (1712- 1786) – mówiąc krótko założyciela (protoplastę) rodowej gałęzi mierzęcińskiej (Zweig Mehrenthin) linii Hammer-Bernstein i od tego momentu zaczyna się historia rodu von Waldow w Mierzęcinie. Fryderyk II Wielki – król Prus był ojcem chrzestnym – Friedricha Wilhelma (drugi w kolejności ordynat dóbr mierzecińskich), pierwszego syna Friedricha Sigismunda von Waldow.

Rys.5. Wycinek z mapy Nowej Marchii Petera von Montargues z ok. 1720 r (otrzymane zdjęcie pochodzi ze zbiorów Profesora Radosława Skryckiego – US)
Odbiegając trochę od tych wielkich koligacji – zawsze byłem ciekawy, czy w życiu natrafię na najstarszą w miarę wielkoskalową mapę historyczną, która w swej topografii budynków i nazewnictwa zaznaczyła w swej treści miejscowość – wieś Mehrenthin (Mierzęcin). „Szukajcie a znajdziecie” – znalazłem – a było to w 2015 roku – dzięki pracy Pana profesora Radosława Skryckiego z 2013 roku, który wydał fenomenalne opracowanie pt.„ Prace kartograficzne w dolinach Odry, Warty i Noteci w okresie Fryderycjańskim – Goswien Othmar Schulze i jego wkład w rozwój kartografii pruskiej”. W jego opracowaniu znalazłem mapę Powiatu Strzeleckiego – z 1778 roku ( kopia Zierholdta) ze zbiorów Staattsbibliothek zu Berlin-Prussischer Kulturbesitze. Dzięki uprzejmości Pana Profesora R. Skryckiego – otrzymałem doskonałej jakości cyfrowy skan tej mapy – jest to mapa w skali 1:25000 – niezwykle „malarsko” i precyzyjnie wykonana. Wszystkich czytelników informuję , że do tej mapy jeszcze wrócę w następnych częściach. Jest niezwykle ciekawa w swojej treści i pokazuje cały układ budynków, dróg, twierdz, pierwszych założeń krajobrazowych, cieków wodnych, jezior itd. itp. wielu znanych mi miejscowości w powiecie strzelecko – drezdeneckim – oczywiście też Mierzęcina (Mehrenthina). Osobiście jest dużym dla mnie zaskoczeniem – niezwykłym zaskoczeniem…

Rys. 6. Wycinek z mapy Powiatu Strzeleckiego – 1778 rok – Goswin Othmar Schultze (kopia C.F. Zierholdta) – Der Friedederbergsche Krais. Cop 1778 von Zierholdt. Staatbibliothek zu Berlin Prussischer Kulturbesitze. Kart.N 4745.
Ród Von Waldow wywodzi się z Bawarii, a jedna z jego gałęzi od XIII wieku mieszkała na Pomorzu, inna w Nowej Marchii (w ich herbie jest siedem pałek w koronie nad głową rycerza w hełmie z zamkniętą przyłbicą – poniżej czerwona tarcza a na niej srebrna strzała ) – to tzw. szlachta z tradycjami ( Uradel).

Herb rodowy Von Waldow
Warto tu wspomnieć, że do jednej z gałęzi (linii) rodu należał ogromny majątek w Lubniewicach, który miał też na przełomie XIX / XX wieku swoją farmę bydła w dzisiejszym Kamerunie – wówczas niemieckiej kolonii w Afryce. Do innej linii należał majątek w Rozbitku koło Kwilcza, a jeszcze do innej majątek Wolgast na Pomorzu Przednim w Niemczech ok. 30 km na zachód od Świnoujścia. Majątek Mehrenthin (Mierzęcin) należał do rodziny von Waldow do 1945 roku a jego kolejnymi w historii tego miejsca właścicielami byli:
I. Friedrich Sigismund von Waldow (1682-1742) – żona; 1.Hedwiga Katharina von Oppen-Trampe, 2.Helena von Güntersbergin , 3. Maria von Bismarck
II. Friedrich Wilhelm von Waldow (1717-1762) – żona; Henrietta von der Marvitz
III. Johann Friedrich Ludolph von Waldow (1762-1830) – żona; Henrietta von Waldow
IV. Friedrich Heinrich Wilhelm von Waldow (1792-1848) – żona; Wilhelmina von Winterfeld
V. Robert Friedrich von Waldow (1820-1896)- żona; Matylda von Köller-Kantreck Uwaga ! – budowniczy pałacu i zespołu folwarcznego
VI. Bernhard Robert von Waldow (1856-1914) -żona; Catharina von Köller-Kantreck
VII. Bernd Sigismund von Waldow (1888-1937)- żony; 1.Ulla von Winterfeld, 2. Anne-Marie Gibelius
VIII. Norbert von Waldow (1921-1944)
Z przedstawionego zestawienia wynika, że dziedziczenie majątku opierało się na prawie senioratu tzn., że obejmował go najstarszy syn lub następny ważny mężczyzna w kolejności hierarchii powinowactwa. Swoją drogą mam wrażenie, że męska cześć rodu Von Waldow była „ bardzo kochliwa”. Kobiety nie miały prawa do dziedziczenia. Tak tylko się wydaje w tej historii hierarchii – ale, między nami – to kobiety odgrywały bardzo ważną rolę w tworzeniu tego rodu, nie tylko tego – wielu rodów – uważam, że kobiety prowadziły historię tego miejsca – wczoraj i dziś. Dziedziczenie może nie było automatyczne (przynajmniej w prawie pruskim), ale było takie, że mężczyzna był następcą spadku czy dziedziczenia majątku. Musiał jednak zapewnić swoim siostrom – godną przyszłość , godne życie. Następca musiał znać się na rolnictwie i zarządzaniu majątkiem (od XIX wieku musiał ukończyć szkołę rolniczą) oraz odbyć trzyletnią praktykę w innym majątku. Dopiero wówczas mógł przejąć rodowe dobra. Można powiedzieć, że ród von Waldow obdarzony błogosławieństwem wielkich posiadłości ziemskich, musiał upatrywać właściwego źródła swej siły właśnie w ziemi, w której był zakorzeniony. Chyba nie tylko w ziemi – uważam że w przyrodzie. Nawet jeśli wielu członków rodu von Waldow los rzucił do miast – to zawsze kochali wieś i jej sielskie krajobrazy, a kto z nich odrzucił godność urzędu lub służby wojskowej, ten wracał jak tylko mógł na majątek. Jest to niesamowite, jak poszczególni członkowie rodziny odnoszą sukcesy jako rolnicy, hodowcy (konie, bydło, owce) przedsiębiorcy związani z gospodarką drzewem, czy też produkcją tak potrzebnego i modnego wtedy szkła. Dobrą praktyką w rodzie było także to, że ustępujący rodzic przeprowadzał się do innej siedziby lub folwarku. Dziedzic nie tylko przejmował dobra materialne, ale także rozliczne obowiązki i powinności: – utrzymania rodzinnej schedy, opieki nad członkami własnej, często rozlicznej rodziny czy nad społecznością wsi oraz pracownikami majątku i ich rodzinami. Należy wspomnieć też, że w historii rodu von Waldow przeważała tendencja konserwatywna – to typowy ród junkierski – z majątkami rodzinnymi, o tradycjach oficerskich. W encyklopedii powszechnej wydawnictwa Gutenberga słowo Junkier posiada taką definicję:„ Junkier (niem. Junker, -junger Herr-, panicz), niegdyś młodsi synowie panujących; w mowie potocznej młodsi szlachcice. Partja junkrów, junkierstwem nazywano w Prusiech złośliwie od 1850 stronnictwo konserwatystów a właściwie ziemiańskie stronnictwo”. Junkrzy do dziś kojarzą się z uosobieniem siły, która starała się
pokrzyżować szyki chcącym demokratyzować niemieckie społeczeństwo. Stanowili oni najważniejszą siłę polityczną legitymującą filar władzy Prus. Od XVI do XVII wieku nie ma przypadku, aby członek rodu zawarł związek małżeński z kimś spoza zamkniętego kręgu rodzin brandenburskiej szlachty rodowej – ale na pewno były ucieczki. Ucieczki , a może pewne słabości w tym rygorze prawa – chyba uczucia i miłość wygrywały wtedy i dziś – dziwne jest to, że i historia tych namiętności o tym zjawisku nie jest zamazana – świadczy o tym wiele fabuł dzisiejszych filmów, które tak z namiętnością oglądamy. Zmiana formalna „ uczuć” nastąpiła dopiero w końcu XIX wieku – ze względu na zmianę poglądów oraz podstaw prawnych, członkowie szlachty rodowej mogli zacząć zawierać związki małżeńskie z mieszczanami (najogólniej mówiąc – z „niższymi” klasami w hierarchii społecznej), nie obawiając się zmniejszenia swych praw. Uroda kobiet zmieniała w wielu przypadkach bieg historii – i to jest prawda nie tylko naszych wieków ale tysiącleci. Z drugiej strony – czy warto walczyć ze swoimi uczuciami, pięknem? . Chyba nie – a wręcz na pewno.
Zatrzymajmy się w tej historii czasu na nazwisku – Johann Friedrich Ludolph von Waldow (1762-1830) i jego następcach. Według kroniki historii rodu Von Waldow z 1927 roku (autorzy W. Spatz i W. Hoppe) pierwsze założenia krajobrazowego parku w Mierzęcinie – zaistniały za Jego ordynacji majątkiem w Mierzęcinie – przed 1830 rokiem.
Od 1777 roku majątek należał do małoletniego Johanna Friedricha Ludolpha, który, w 1775 roku przystąpił jak kadet do w 3. (trzeciego) Pułku Dragonów, który opuścił w roku 1789 jako rotmistrz, ujrzawszy jeszcze ostatnie chwile blasku czasów fryderykowskich. Jednakże przez cały czas służby zarządzał majątkiem. W 1778 roku otrzymał wysoką pożyczkę – sumę 6 (sześciu) tysięcy talarów na osuszanie bagien i meliorację, którą przeprowadził Martin Gottfried Tagen ze Strzelec Krajeńskich (Friedebergu).
Po opuszczeniu armii ożenił się ze swoją kuzynką Henriettą von Waldow z linii z Adamsdorf, z którą miał dwóch synów i pięć córek. Poświęcił się całkowicie prowadzeniu majątku w Mierzęcinie i jego powiększaniu – między innymi od miasta Dobiegniewa zakupił 500 (pięćset) mórg bardzo dobrej ziemi, a w 1800 r. wybudował na brzegu rzeki Drawy hutę szkła w Waldowsthal, w której produkowano butelki – jak piszą kronikarze – „wysyłane za morze”. Ach – z tą nazwą jest wiele pomyłek obecnych historyków i autorów księgi historii rodziny von Waldow – tak prawdę mówiąc nie rozumiem tego – dlaczego na wszystkich dostępnych portalach jest wymieniana nazwa tej „miejscowości”. Po pierwsze – słowo „Waldowsthal” – to nazwa administracyjna. Końcówka „thal” w języku niemieckim oznacza dzielnicę. To nie jest nazwa żadnej miejscowości – tylko obszaru, regionu – zwyczajowa, miejscowa nazwa. Aby to udowodnić prezentuję fragment mapy poniżej. Jak widzimy na niej – przez tą nazwę został opisany obszar leśno – torfowiskowo – łąkowy w bliskim sąsiedztwie miejscowości Waldowshof (Podleściu).

Rys.7. Mapa z 1832 roku – arkusz – Mafsstabe 249 Filehne – Generalstabskarte.
Dla ciekawych – nigdy jeszcze nie natrafiono w różnych kolekcjach na całą butelkę z pieczęcią szklaną rodu von Waldow. Z tego co mi wiadomo – pieczęć szklana (tzw. sygnatura) na butelce z wybitym orłem pruskim (raz bez korony, raz z koroną) i napisem górnym na półkolu „Mehrenthin”, z różnymi datami ich produkcji określonych serii, jak i wielkościami ich pojemności jest uznawana wśród kolekcjonerów na świecie za „białego kruka”. Pewne fragmenty szkła z pieczęcią można znaleźć w nielicznych zbiorach muzealnych i kolekcjach prywatnych. Ta widoczna na zdjęciu poniżej pochodzi od kolekcjonera z Polski i jest to najprawdopodobniej największy i najlepiej zachowany fragment butelki, jaki istnieje z huty szkła „Waldowsthal”. Zapewne po tej informacji , co niektórzy czytelnicy czy kolekcjonerzy starych butelek chcieliby koniecznie wiedzieć – gdzie była rzeczywiście ta huta szkła nad rzeką Drawą – dla ciekawy podaję nazwę geograficzną tej miejscowości – a w zasadzie osady leśnej Glashutten (Hutniki) – nazwa pochodzi z początku XIX roku. Zbieraczom starych butelek, radzę kupić dobry sprzęt do nurkowania, bo na pewno na dnie naszej przepięknej malowniczej rzeki Drawy ostała się cała butelka z tej huty szkła. Zapewniam też innych, że obecnie w tym miejscu „ nie ma śladu” po tej hucie. Cóż – pozostają jeszcze morza i oceny…..

Fragment butelki z huty szkła „Waldowsthal” z zachowaną pieczęcią szklaną – widoczny pruski orzeł i napis Mahrenthin – rok 1819 (z kolekcji zbiorów prywatnych)
Trochę się gubię w tym moim pisaniu ….Wróćmy do historii. Po pożarze drewnianego kościoła w Mierzęcinie, w latach 1784-86 Fryderyk Ludolph wybudował nową murowaną świątynię (von Waldowowie byli ewangelikami). Był bardzo zaangażowany w dbałości o majątek i w tym czasie powstało pierwsze założenie niewielkiego parku krajobrazowego – ciekawe jest to, że „lasek 12 dróg” był wtedy „laskiem 6 dróg”. Kronikarze (W, Spatz i W. Hoppe – Berlin 1927) piszą: „ Dwór von Waldowów pozostał w Mierzęcinie, a Johann Fryderyk Ludolph mógł w momencie swej śmierci wycenić Mierzęcin na 75 000 talarów”– Czyli wynika z tego, że najpierw w Mierzęcinie był jakiś nieokreślonej wielkości budynek mieszkalny zwany dworem, z którego centralnie wychodziła główna aleja parkowa w kierunku „lasku 6 (sześciu) dróg”. Potwierdzeniem tego faktu jest mapa z 1832 roku – arkusz – Mafsstabe 249 Filehne – Generalstabskarte , którą znalazłem w dostępnych archiwach. Wyraźnie na niej widać, że najpierw w założeniu krajobrazowym parku było 6 (sześć) dróg – a nie 12 (dwanaście), a główna obecnie aleja górnego parku prowadziła centralnie do budynku mieszkalnego, nazwanego „dworem”. Dlaczego najpierw było 6 (sześć) dróg?. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, chociaż mam pewne przemyślenia. Może zwrócę się do tekstów Pisma świętego , gdzie symbolika liczb często występuje. Ale zaznaczam – taki sposób czytania Biblii od wieków prowokował do szukania rzekomych, tajemnych kodów tam obecnych, zawierających np. przepowiednie,
kosmogonię, porządek świata itp. (najbardziej znanym przykładem z ostatnich lat jest film pt. „Kod da Vinci”). Teoria, choć intrygująca, rozpalająca wyobraźnię, jest bezpodstawna – żadnego tajemnego kryptogramu w Biblii nie ma. „SZEŚĆ” (6)- tak jak cztery było po boskiej liczbie trzy i odnosiło się do ziemskich spraw, tak sześć jest niepełną siódemką, zatem oznacza pewien brak, niewystarczalność, niedokończenie. Coś musi się wypełnić, aby dzieło stało się doskonalsze. Świat był stwarzany przez sześć dni; tyle samo czasu Izraelici musieli okrążać Jerycho (Joz 6,14). Daniel przebywał sześć dni w jaskini (Dn 14,31). Sześć stągwi kamiennych wypełnionych wodą i przemienionych w wino sugeruje, że to jeszcze nie jest ta uczta weselna w Królestwie Niebieskim (J 2,6). Fryderyk Ludolph von Waldow chyba wiedział, że jego dzieło tworzenia w tym miejscu jest jeszcze niedokończone – czeka na swoje dopełnienie…… to oczywiście moja teoria, a czy się
mylę – może tak, a może nie. Nie wiem.

Rys. 8. Mapa z 1832 roku – arkusz – Mafsstabe 249 Filehne – Generalstabskarte – rozwidlenie „6” dróg, pierwsza oś widokowa, pierwszy „dwór” i „mały dom”
Po śmierci Johanna Fryderyka Ludolpha w 1830 r. ( zmarł podczas odwiedzin u swojej córki Julii von Letto w Korczycowie – (Kurtschowie) majątek przejął jego najstarszy syn – Friedrich Heinrich Wilhelm (1792-1848). Śmiało można powiedzieć, że kontynuował dzieło swojego ojca z powodzeniem i jakimś przesłaniem, z którym był bardzo związany – emocjonalnie, duchowo … bardzo rodzinnie. Osobiście uważam, że Von Waldowowie to byli bardzo wrażliwi ludzie nie tylko na więzi rodzinne, ale przywiązanie do swojego „Haimatu” (siedliska, gniazda rodzinnego). Może dzisiaj ono „ostygło”, ale do tego wrócę jeszcze. Jego młodzieńcze lata przypadają na epokę upadku i podniesienia się starych Prus, które w pewnym momencie dostało od historii „razów napoleońskich”, ale powiedzmy sobie szczerze – zawsze było silne i liczące się w Europie „ za pomocą konsekwencji miecza i pługa”.W 1806 roku wstąpił jako podchorąży do 3. Pułku Dragonów Nowej Marchii, który opuścił po bitwie pod Jeną, by w 1813 roku powrócić do służby w swoim
pułku. Pod Budziszynem otrzymał Żelazny Krzyż, walczył pod Lipskiem, wraz z korpusem York’a wkroczył do Francji i Paryża. W 1814 roku wrócił wraz ze swym pułkiem do Niemiec, a w następnym roku brał udział w bitwie pod La Belle- Alliance (Waterloo). Uczestnik jednej z najsłynniejszych bitew świata … tworzył wraz ze swoim ojcem Ludolphem, pierwsze podwaliny założeń parkowych tego niezwykłego miejsca – a może dotykał konarów platana nad stawem, który wtedy już na pewno rósł? Też jego wiele razy dotykałem, przykładałem do niego ucho….Był jeszcze we Francji, a po zawarciu pokoju został przeniesiony do 8.Pułku
Ułanów. W 1817 roku wystąpił z wojska i ożenił się z Wilhelminą von Winterfeld z Groß-Spiegelberg. W 1819 roku ojciec (Johan Fryderyk Ludolph) przekazał mu dwa mierzęcińskie folwarki: Podlesiec (Waldowshof) i Kępę Zagajną (Buschkamp) do samodzielnego gospodarowania. W Podleścu (Waldowshof) zbudował dom mieszkalny, długi jednopiętrowy budynek, w pobliżu łąk i lasu – gdzie zamieszkał z żoną i jedynym, urodzonym 11 kwietnia 1818 roku w Mierzęcinie (Mehrenthinie) w „małym domu” synem Robertem. Pozostał w Waldowshof (Podleścu) także po śmierci ojca w 1830 r. , aż do 1840 roku – gdy umarła jego matka – stamtąd gospodarował całością. W 1835 roku zbudował w Mierzęcinie (Mehrenthinie) cukrownię, która spłonęła jednak w 1839 roku. W hucie szkła na Drawą, która produkowała butelki, zbudował drugi piec do produkcji szkła w taflach; od miasta Dobiegniew dokupił 70 mórg ziemi uprawnej, w celu powiększenia areału. Niedługo cieszył się dobrym zdrowiem – chorował i w związku z tym odbył z żoną Wilhelminą , własnym powozem, z końmi i woźnicą kilka podróży do Karlsbadu, skąd przywiózł piękne czeskie kryształy. Wielkie kufry z czarnej skóry, które podczas podróży przymocowane były do dachu, z tyłu oraz pod powozem, długo jeszcze stały w Mierzęcinie. Od 1846 stan jego zdrowia uległ pogorszeniu – ciężko chory, zmarł w 16 czerwca w 1848 roku , w chwilę po tym jak huśtał wnuczkę na kolanie. Wdowa – Wilhelmina mieszkała po jego śmierci w Mierzęcinie ( Mehrenthinie) w tak zwanym „ małym domu”, w pobliżu dużego budynku mieszkalnego ( pierwszego dworu), do którego krótko po śmierci ojca – wprowadził się syn Robert z żoną i dzieckiem.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

dr inż. Robert Wójcik autor i administrator Pałacu Mierzęcin w latach 1999 – 2008
współautor Marzanna Leszczyńska

Świetnie się to czyta. Historia jak z filmu. Nigdy tu nie byłem a już znam to miejsce. Pozdrawiam. Andrzej Płotkowiak
Bardzo dziekuje
Bogactwo faktów to jedno, ale piękno tekstu bierze się z pasji Autora. Czekam na zbiór tekstów i ilustracji w wersji drukowanej 🙂